[Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

[Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez malynosorozec w 07 Gru 2014, 02:14

Chciałbym podzielić się trzema tekstami, z którymi próbowałem swoich sił w konkursie.
Każdy z nich stanowi osobną całość i nie są one ze sobą powiązane.
Podobnie jak poprzednicy wstawiam wszystko w takim stanie, w jakim było wysłane do FS. (Tak, teraz widzę błędy, ale cóż...)
Moje doświadczenia ze S.T.A.L.K.E.R.em ograniczają się w chwili obecnej tylko do książki "Piknik na Skraju Drogi" braci Strugackich i filmu "Stalker" pana Tarkowskiego. Także pisząc swoje opowiadania opierałem się tylko i wyłącznie na świecie przedstawionym w tych dziełach.

Chudzielec

:

No więc słyszałem, że dzisiaj idziesz, tak mi mówi. Żadnego dzień dobry, jestem taki a taki, czy możemy porozmawiać, słyszałem że jesteś wybitnym Stalkerem, który dzisiaj wybiera się do Strefy. Nic z tych rzeczy. Podchodzi chudzielec i wypala, że słyszał jak to ja dziś mam zamiar iść do Strefy.
Proszę usiądź skoro już musisz, mówię do niego. A na następny raz więcej kultury, dobrze? Szacunku i taktu też. Gdybyś trafił na kogoś innego już mógłbyś zbierać zęby z podłogi.
Tak idę dziś w nocy. Nie, nie możesz iść ze mną. A dlatego. Jeszcze się pyta dlaczego.
No więc on siedzi i milczy. Tłumacze mu, że ze Strefą nie ma żartów. Takie rzeczy tam widziałem, że hej. Strefa może cię zabić na tysiąc sposób, może cię okaleczyć, może odebrać zmysły. Bardzo dużo może ta Strefa.
A ten siedzi i smutne oczy we mnie. Chudzielec jeszcze większy niż ja. Smutny jakiś taki, zamyślony. Żal mi się go trochę robi. Jak zbity pies wygląda.
Macham ręką na barmana. Każe mu przynieść drugi kieliszek. I czemu tak się dziwnie patrzy? Nieznajomemu nie mogę kolejki postawić, czy jak? Moje pieniądze, moja wola. Mówię chudzielcowi, że za jego zdrowie. Wypija i od razu jakoś mu się twarz rozjaśnia. Jakiś sympatyczniejszy się staje. No już, zapominamy o tym co było. Dokąd dokładnie chciałby iść, się go pytam, a on odpowiada i patrzcie kochani, dokładnie tam gdzie dzisiaj moja droga wiedzie.
Pijemy jeszcze trochę, gadamy niezobowiązująco. W głowie już szumi mi nieźle, a ten siedzi niewzruszony. Mocny zawodnik nie ma co. Mówi mi żebym przystopował, w końcu za siedem godzin wyruszamy. A masz ci go, chudzielca jednego. Jak wyruszamy to wyruszamy. Niech idzie jak tak bardzo się pali. No to po ostatnim i widzimy się niedługo.

Co mnie podkusiło? Że skacowany idę to jeszcze pal licho. Ale, że takiego jakiegoś biorę ze sobą? Aj… Ale słowo się rzekło, więc wyjścia nie ma. Nawet wyszykowany nieźle. Sprzęt widać, że swoje przeżył, ale nie ma na co narzekać. Mój wcale nie lepszy. Ale grunt, że solidny i pewny.
Mówię chudzielcowi, żeby trzymał się blisko i reagował natychmiast na wszystkie rozkazy. Kiwa mądrze głową, patrzy na mnie jak na obrazek jakiś święty. Zginę tu przez niego, to pewne. No ale cóż: słowo rzecz święta. Obiecałem, że zabiorę to zabieram. Krzyczę jeszcze, przyczepiam się do czegoś tam, straszę. Niech wie, że żartów nie ma.
Idziemy. Nie ma kondycji, ten mój chudzielec, oj nie ma. Musimy często przystawać. Rzęzi, charczy. No, ale nie ma odwrotu. Nie zostawię go teraz. Schodzi nam dłużej niż planowałem. Taki już mój los. Przynajmniej umie się zachować nawet nieźle. Bez słowa robi to co trzeba, czasem nawet gęby otwierać nie muszę. Solidny chłop nie ma co. Musiał już kiedyś być w Strefie. Odruchy prawidłowe. Czujny, spokojny. To mi się udała znajomość.
Nie proponuje mi nawet podziału łupów. I dobrze, i tak bym się nie zgodził. Na doczepkę chłopak był, Strefę zobaczył, nauczył się czegoś może. Wystarczy. To co zgarnęliśmy to moje. Chudzielec szczerzy się, mówi że niedługo odezwie się do mnie. Dobra, nie ma sprawy, wpadnij, napijemy się, pogadamy. I mu drzwi przed nosem zamykam. Niby prosta wyprawa za mną, ale w kościach zmęczenie czuje. Prosto do wyrka, a jutro się zobaczy za ile się pracowało.

Tym razem cieszę się na jego widok. Ostatnia wyprawa nie bardzo poszła. O mało nogi nie straciłem. Ech, zdarza się. Zbyt pewny siebie się zrobiłem. Tym razem szczęście miałem i tyle. Mówię mu o tym wszystkim, i jeszcze, że jutro mógłby wybrać się ze mną, taką małą fuszkę mam. Naukowcy jacyś do przypilnowania. Nie powinno być problemu. On do mnie, że właśnie sam miał proponować. Rozmawiał już z Profesorami, tak ich nazywa, i wszystko ustalone. Chciał tylko mnie o zgodę spytać. Super, tym razem podzielimy się zyskami.

Z Profesorami wszystko gładko idzie. Wiedzą co i jak, obgadaliśmy wcześniej. Kiwnęliśmy tylko sobie głowami i dawaj w kompletnej ciszy. Prosta robota. Wejść. Wyjść. W między czasie przeżyć. Młody zamyka pochód, zachowuje się jak profesjonalista. Będą z niego ludzie jeszcze. Wychowam sobie Stalkera, nie ma co. Gdyby tylko kondycyjnie się poprawił. Profesorkowie niecierpliwią się częstymi postojami. Wzruszamy tylko z chudzielcem ramionami. Tempo nie jest ważne. Ważne żeby przeżyć.

Już myślałem, że się nie pojawi. Przyzwyczaiłem się do chłopa, nie ma co. Trochę głupio mi, że tak się naśmiewałem z niego. Przecież ja sam nie lepszy byłem za młodu. Chudy, blady, roztrzepany. Nie dawali mi wiele w tym fachu. Ba! Nikt nie chciał mnie pod swoje skrzydła wziąć. Ale ja się uparłem i oto jestem. Dziesięć lat i ciągle niepokonany. I Młody też da radę.
Miesiąc temu spytałem czy na poważnie chce się zająć tym stalkerowaniem. On mi na to, że chyba inaczej się nie da i skoro wchodzi do Strefy, to przecież nie dla zabawy. Obraził się trochę. Długo się nie pojawiał. A ja jakoś tak zwlekałem z następnym wyjściem. Przyzwyczaiłem się do Młodego, nie ma co. Skórę mi kilka razy uratował, ma ten zmysł, wie jak się poruszać w Strefie.
Pytam go, czy pisze się na coś trudniejszego. Poważna sprawa się szykuje, oprócz nas jeszcze czwórka twardych zawodowców. Pytam, czy jest na coś takiego gotowy, zabieram się za szczegóły, a ten do mnie, że wszystko już wie, że widział się z resztą. Mówi mi, że to straszne ćwoki. Zbyt brutalni, zbyt prostoliniowi jak na jego gust. Trochę się posprzeczał z nimi, ale jak ja idę, to on też. Tylko, że będzie się z boku trzymał, nie ma zamiaru być bliżej z Ćwokami niż to konieczne.

Rzeczywiście nawet słowa, nawet kiwnięcia, żadnego gestu. Mają na pieńku z Młodym coś, widać od razu. No nic, wszyscy jesteśmy zawodowcami. Urazy na bok i do dzieła. Gruba sprawa, gruba kasa, grube ryzyko.
Na razie wszystko gładko idzie. Jeszcze maksymalnie godzina i będziemy na miejscu. Młody nagle zatrzymuje się. Zaczyna przeklinać, mówi że wiedział, że gówno z tego będzie. Przystaje, pytam co się dzieje. Inni dziwnie się na nas patrzą. Młody mówi, że nie przejdziemy. Nie od tej strony. Pytam dlaczego, a on dziwi się, że nie zauważyłem. Ćwoki zbierają się wokół nas, pytają co się dzieje. Młody twardo milczy, nie patrzy nawet na nich, musieli mu nieźle podpaść. No to ja tłumacze, że nie przejdziemy. Pytają dlaczego, ale ja nie jestem w stanie odpowiedzieć, młody ma przeczucie i tyle.
Największy Ćwok wzdycha ciężko. Szli tędy nie dalej jak tydzień temu. Okolica jest bezpieczna. Tak nam mówią. Nic z tego moi mili. Przeczucie w Strefie jest święte. Dalej nie idziemy. Rozstanie nie należy do najprzyjemniejszych.
Trochę mi się żal zrobiło, jak usłyszałem ich krzyki. W końcu Stalkerzy na drzewach nie rosną. Czterech mniej, zdarza się. Co innego Młody, on nawet uśmiechnął się pod nosem. Tak to już jest w Strefie. Tam gdzie wczoraj bezpiecznie, dzisiaj może czekać śmierć. Instynkt jest nieoceniony. Tamtym czterem go zabrakło.

Barman pyta mnie co poszło nie tak. Nie chcieli słuchać, ot co. Zbyt pewni siebie byli, a wiadomo co to oznacza. Nie zostaliśmy żeby popatrzeć, usłyszeliśmy tylko krzyki. Spytaj Młodego, co on tam wyczuł, tak mu mówię.
Barman znowu patrzy na mnie dziwnie. Coraz częściej mu się to zdarza. Jakbym z księżyca spadł.
Wraca z moim zamówieniem. Butelka wódki i ogórki. Przynosi tylko jedno szkło, znowu. Opierniczam go, znaczącym gestem pokazuje na Młodego.
Przynosi drugi kieliszek. Nic nie mówi. Znowu to spojrzenie.


Człowiek

:

Kazał mówić na siebie Człowiek. Velikan Człowiek.
„Kim ty jesteś?” – Te słowa uratowały mi życie. Gdybym zareagował inaczej, zabiłby mnie tak jak innych. To jest właśnie jedna z tych rzeczy, nad którymi on nie panuje.

- Zalewa mnie czerwień. Wszystko ma kolor i zapach krwi... Dopóki nie pojawi się prawdziwa krew. – Tak mi to wytłumaczył. Powiedział, że przede mną w Strefie spotkał kilkunastu ludzi. Każdy na widok Człowieka reagował niewłaściwie. Strachem, odrazą…. „Czym jesteś?” – te słowa były najgorsze.
Ja spytałem inaczej i dlatego przeżyłem. Velikan zaopiekował się mną. Nakarmił, ogrzał, wyleczył, zapewnił bezpieczeństwo. Spędziłem trzy miesiące w samym centrum Strefy i w żadnym momencie nic mi nie groziło. Dzięki Velikanowi.
Na pewno jest w nim dużo ludzkiego. Może kiedyś był człowiekiem? Za każdym razem kiedy patrzę na niego, muszę bardzo uważać, żeby nie zdradzić się z moim strachem. Bo ten, z którym spędziłem ostatnie trzy miesiące, chociaż z pewnością inteligentny i bystry, jest także przerażający jak cholera.

Pamiętam dokładnie każdy szczegół czterogodzinnego marszu, który doprowadził mnie do położenia w jakim się znalazłem. Pamiętam zmęczone twarze zwrócone w moją stronę. Moment, w którym na obliczach moich towarzyszy pojawił się strach. Urwane krzyki i świat nagle przyspieszył. Słońce zaszło, wzeszło , znowu zaszło. Wszystko w ciągu kilku sekund. Nie miałem nawet czasu, żeby zastanowić się nad swoją sytuacją. Nagle jakaś pętla owinęła mi się wokół nogi, poczułem szarpnięcie i wszystko wróciło do normy. Na chwilę. Straciłem przytomność. A kiedy się obudziłem zobaczyłem przed sobą Człowieka.

- Wpadłeś jak śliwka w kompot. Masz szczęście, że to ja cię znalazłem. Różne stwory już szykowały się na łatwą zdobycz.
On mówił, a ja patrzyłem zahipnotyzowany. Chodził w tą i z powrotem, mocno gestykulował. Jego sylwetka wydawała się ogromna. Ruchy zwinne, w jakiś sposób drapieżne. Głos głęboki z typowo brytyjskim akcentem, może nawet trochę flegmatyczny. Wszystko było jakieś nierealne. Skąd tu taki… Człowiek?
Powiedział, że uderzyłem głową o kamień, kiedy wyciągnął mnie z pułapki. To wyjaśniało utratę przytomności i bolącą głowę. Zharatana noga to robota drutu, którego Velikan użył niczym lassa. Pociągnął z taką siłą, że przecięło mnie prawie do kości. Już nie mówię o tym co się stało z moimi szczęśliwymi spodniami.
Dowiedziałem się, że ta akurat pułapka – on nazywał tak wszystko co w Strefie nie było żywe, a chciało cię zabić – działała na pojedynczych ludzi, zamykając ich w sferze, w której czas płynął wolniej.

- Pojawia się w różnych miejscach. Istnieje, póki ofiara znajduje się w środku. Prawie niewykrywalna. Prawie...
Z tego co mówił Velikan, wywnioskowałem że nic nie grozi komuś kto w całości nie znajdzie się w sferze. Zapytałem go, dlaczego użył tego przeklętego drutu, zamiast po prostu chwycić mnie rękami.

- Różne rzeczy widziałem. Nie wkładam rąk tam gdzie nie muszę. Dzięki temu jeszcze ich nie straciłem.
Tak samo chyba pomyśleli moi towarzysze. Inaczej przecież by mnie wyciągnęli, prawda? Chociaż fakt, że nie wpadli na pomysł z lassem oznaczać może, że nie zależało im na mnie za bardzo. Albo przeceniłem ich inteligencje. Albo musieli uciekać przed czymś w pośpiechu. Ale wtedy to coś dopadłoby mnie. Chyba, że pognało za nimi. A może… Nieważne!
Velikan zabrał mnie daleko od tamtego miejsca. W głąb Strefy. Siedzimy tu już trzeci miesiąc.

- Musimy poczekać. Już niedługo.
No więc czekamy, wciąż nie wiem na co, a Velikan opiekuje się mną. Dużo mówi. Właściwie to opowiada o sobie przez cały czas.
Kazał mówić na siebie Człowiek. Sam tak na siebie mówi. Nie wie jak się naprawdę nazywa. Nie wie skąd wziął się w Strefie. Pamięta tylko ostatnie pięć lat. Nic wcześniej.

Obudził się zlany potem. Jakiś straszny koszmar, który już więcej miał nie powrócić. Od tamtej pory w ogóle nie śni. Senny ból przemienił się w ten odczuwany na jawie. Ręce, nogi, tors. Ból był straszliwy. Otworzył oczy. Zobaczył człowieka pochylającego się nad jego twarzą. Człowiek ten miał na sobie maskę.

- To co zobaczyłem w odbiciu tej maski...
Stracił przytomność. Obudził się ponownie kilka dni później. Nadal leżał w tym samym miejscu. Już tak bardzo nie bolało. Był zbyt wyczerpany aby się podnieść. Po jakimś czasie usłyszał ciche kroki. Zobaczył człowieka. Tym razem bez maski. Zmęczonam, postarzała twarz naznaczona bliznami. Siwa, zaniedbana broda. Ślady krwi znaczące cały ubiór. Widać było, że człowiek ten ledwo trzyma się na nogach. Zanim znów stracił przytomność, Velikan zdążył jeszcze zobaczyć uśmiech na twarzy nieznajomego.
Po kilku następnych dniach był już na tyle silny, że mógł samemu wstać. Rany, nie wiadomo jak powstałe, goiły się bardzo szybko, i tylko nieznajomy jakby powoli gasł. W miarę odzyskiwania sił Velikan przejął większość obowiązków Starego, a ten coraz więcej czasu odpoczywał. Miejscowe powietrze nie służyło mu.

- Chciałem wyprowadzić go ze Strefy, wynieść na plecach jeśli bym musiał.
Stary jednak postanowił umrzeć w miejscu, które znaczyło dla niego tak wiele. Bo obaj mieli pewność, że umiera. Zanim jednak do tego doszło spędził z Velikanem pół roku. Zgasł pewnej nocy, spokojnie, we śnie. Płomienie stosu pogrzebowego następnego dnia pochłonęły jego ciało. Jego wciąż uśmiechniętą twarz. Na wysoki ogień z posępną miną patrzył ten, który samego siebie zaczął nazywać Człowiekiem.

- Często przeglądałem się w tej jego masce i pytałem głośno: „Czym jestem?”.
Profesor, tak kazał nazywać się Starzec, stale powtarzał: „Kim. Nie czym, a Kim jesteś”. Rozmawiali całymi dniami i powoli kształtował się ten, który pewnego dnia powiedział: „Człowiek, jestem Człowiekiem. Nie czymś, jestem kimś. Trochę innym, ale jednak Człowiekiem”. A Starzec uśmiechnął się i właśnie tej nocy odszedł na zawsze.

- Mój akcent to chyba zasługa rozmów z Profesorem. Przejąłem co nieco z jego sposobu bycia. Słownictwo, ogłada, panowanie nad sobą. To też zawdzięczam jemu.
Zawdzięczał mu o wiele więcej. Z tego co mówił, zawdzięczał mu wszystko. Przede wszystkim zawdzięczał mu życie, wtedy w tych pierwszych dniach ich znajomości. Kiedy Starzec wszystkie swoje siły wykorzystał na zapewnienie mu bezpieczeństwa. Profesor nadał sens jego życiu. Pozwolił mu zaakceptować siebie. Człowiek zawdzięczał mu bycie człowiekiem właśnie. Zawdzięczał mu pozostanie świadomą, inteligentną istotą.
- Gdyby nie Profesor, dawno stałbym się dziką bestią, na którą polowali by podobni tobie stalkerzy.
Ile prawdy było w tych słowach? Fakt, że Velikan często szukał towarzystwa ludzi. Dopiero jednak ze mną udało mu się zawiązać głębszą więź. Każda inna próba kończyła się… krwawo.
Wszystko przez strach i napady czerwonej gorączki. Strach ludzi, którzy różnie reagowali na widok Człowieka. Nazywali go bestią, potworem, mutantem. Uciekali przerażeni, lub od razu próbowali zabić.

- Te słowa, te spojrzenia, zalewały mój umysł czerwienią.
„Czym jesteś?” i wzrok pełen przerażenia, czasem obrzydzenia. Każdy kto tak zaczynał znajomość z Człowiekiem ginął kilka sekund później. Ja zachowałem się inaczej. Miałem szczęście.

- Już niedługo. Odprowadzę cię do granicy, a potem mam robotę do wykonania.
Nie chce powiedzieć na co czekamy. Wiem za to doskonale o jaką robotę mu chodzi. Coś co obiecał Starcowi. Wiele śmierci i cierpienia. Nie chodzi o zemstę, sprawiedliwość czy karę. Chodzi o to, że to po prostu musi być zrobione. Oni po prostu nie mogą żyć. Wielu z nich znam osobiście lub ze słyszenia. Grube szychy w świecie związanym ze Strefą. Co zrobili? Miało to coś wspólnego z tym, że Profesor w tak kiepskim stanie znalazł się w Strefie. I z tym, że nie miał już po co wracać na zewnątrz.
Człowiek wziął sobie do serca swoją misję. Nie jest jednak głupi. Nie porywa się z motyką na słońce.

- Byłem na granicy wiele razy. Czasem nawet szedłem dalej.
Wie, że jego cele mają zbyt wielką siłę ognia. Są rozproszeni i ciężko będzie dorwać któregokolwiek z nich, nie mówiąc już o wszystkich. Dlatego na coś czeka. Wciąż nie wiem na co.
Widziałem jak Velikan poluje. Jak radzi sobie z drapieżnikami. Jego postura, jego ruchy, wyostrzone zmysły. To jak potrafi wyczuwać niebezpieczeństwo. Zna każdą tajemnicę Strefy. Czuje Ją, współgra z Nią. Jest Jej częścią. Nie mam wątpliwości, że kiedy jest w Strefie nic i nikt nie byłby w stanie go zatrzymać. Ale świat zewnętrzny to inna sprawa.

- Nie czuje się tam zbyt pewnie.
Nie będzie miał przewagi, takiej jaką ma tutaj. Wie, że w końcu go dopadną, ale mimo wszystko cieszy się. W końcu jest człowiekiem. Ma czas. Ma cel. Ma po co żyć.

Myślałem, ze przebywamy tak blisko tych dziwnych pagórków ze względu na ich właściwości.
- One pochłaniają całe promieniowanie. Ściągają je i absorbują. Czerpią z tego energię. Żywią się...
Czyli nie zdawało mi się, że z każdym dniem są one odrobinę większe. To nie były pagórki... To było coś, na co czekaliśmy. I w końcu tajemnica się wyjaśniła.
Jeśli Velikan jest olbrzymi, to jak nazwać to, co właśnie się przebudziło? Niesamowity widok. Przerażający. Fascynujący.

- Dwa lata spały. Zbierały siły. Pilnowałem ich. I co myślisz?
Co myślę? Sram po gaciach. Jak można w ogóle próbować kontrolować coś takiego? Kiedy tylko Velikan odprowadzi mnie poza Strefę, spieprzam jak najdalej i nie oglądam się za siebie. To będzie prawdziwa jatka.

- Chodźcie Pieski. Mamy coś do zrobienia.
Człowiek uśmiecha się i jest w jego twarzy coś, co sprawia że tym razem chyba naprawdę zesram się ze strachu...


Gówniarz

:

Dwie postaci odwracają się gwałtownie w momencie kiedy ciszę przecina okrzyk pełen bólu. Na widok padającego ciała z męskiego gardła wydobywa się cichy jęk. Nie trwa długo - kolejne świeże zwłoki dla ozdoby tego fragmentu świata. Piętnaście metrów dalej kobieta nie jest w stanie powstrzymać krzyku - następny trup o wykrzywionej przerażeniem twarzy. Kolejne piętnaście metrów i jeszcze jedno ciało ciężko pada na ziemię, tym razem bezgłośnie.
Ktoś zbliża się powoli. Barczysta sylwetka. Pewny krok. Nieśpiesznie mija świeże trupy. Nie przygląda im się, nie ma takiej potrzeby. Przystaje dopiero przy ostatnich zwłokach. Nie, nie zwłokach. Oczy młodego człowieka są otwarte. Jest w nich coś… Żal, zaskoczenie, zrozumienie. Te oczy… Hipnotyzują go. Jest w nich coś jeszcze. O mały włos, a Strefa miałaby kolejną ofiarę. Barczysty mężczyzna oddaje dwa szybkie strzały prosto w głowę konającego młodzieńca. W ostatniej chwili. Kiwa powoli głową i w kompletnej ciszy oddala się w kierunku, z którego przyszedł.

O tej porze w knajpie panuje spokój. Stali klienci niedawno wyszli. W powietrzu unosi się zapach podłej wódy. Barczysty mężczyzna, Siergiej zwany Gładkim, siedzi przy barze. Ramiona przygarbione, jakby bał się mającego nadejść ciosu. Oczy wpatrzone w dopiero co opróżnioną literatkę. Oprócz niego i barmana w całej knajpie jest jeszcze jeden mężczyzna. Na końcu kontuaru. Zdaje się drzemać.
- Wszystko było rozegrane jak należy. Szliśmy co piętnaście metrów. Tak jak powinniśmy. Młody pierwszy, później klienci, ja zamykałem. Wszystko rutynowo. Gówniarz sam chciał iść pierwszy. Z resztą to była jego wyprawa. Jego klienci. Idioci.
- Więc co się stało? – Barman uzupełnia szkło. Podtrzymuje rozmowę. Tacy jak Gładki muszą się wygadać, a i on sam lubi wiedzieć co w trawie piszczy.
- Ludzie to debile, ot co się stało. Młody mówił, żeby się nie odzywać. Ja mówiłem, żeby pod żadnym pozorem nie otwierać gęby. I co? I gówno… Szkoda Gówniarza, jak on w ogóle się nazywał?
- Grigorij. Mówili na niego Ptaszor, nie wiem dlaczego.
- Nawet ksywki się dorobił? Które to było jego wyjście? Trzecie, czwarte. Mógłby być z niego Stalker, chyba miał to coś… Odwrócił się w naszym kierunku, dosłownie na sekundy przed. Patrzył prosto na mnie. Biedny Gówniarz… Tobie powierzył wypłatę?
- Ja byłem powiernikiem. – Mężczyzna na końcu kontuaru otwiera oczy. Zbliża się i gestem prosi o literatkę. – Można?
- Polej Vlad. To zdrowie Ptaszora, kolejnego Stalkera w niebie… To jasne, że ty trzymasz pieniądze, inaczej by cie tu nie było. Myślisz, że dlaczego tak się drę. Nie chcę żebyś coś przegapił.
- Twoja działka?
- Zawsze biorę z góry…
- No więc?
Na chwilę zapada cisza. Barczysty mężczyzna zbiera myśli. Wzdycha. Jeszcze bardziej kurczy się w sobie.
- No więc idiota numer jeden zaczął krzyczeć bez powodu. Jego debilny kumpel i wkurzająca żonka też nie mogli trzymać mord zamkniętych... Proste zasady: utrzymać odległość i nie wydawać żadnych dźwięków. Jakby od tego zależało ich życie. I rzeczywiście zależało. Tylko szkoda, że musieli pociągnąć za sobą Gówniarza…
- Był na tyle głupi, że…?
- Nie, nie był głupi! Mówiłem już, że chłopak miał zadatki na dobrego Stalkera… Trzymał gębę zamkniętą. Odległość była za mała. Powstała fala…
- Gładki co ty pieprzysz? Jaka fala? Przecież ten fragment dawno zbadany, opisany. Nikt nie słyszał o żadnej fali.
- Ja słyszałem i mówię. – Mężczyzna zwraca swoją pokrytą bliznami twarz w kierunku powiernika. – Jeden idiota po drugim w odstępie kilku sekund. Siła szła w kierunku Gówniarza. Piętnaście metrów od trzeciej debilki. Promień działania tego cholerstwa to maks dziesięć metrów. Więc?! F! A! L! A!
- Na miejscu? – głos Powiernika pozostaje spokojny. Wpatruje się w lekko zamglone oczy Gładkiego.
- Prawie… Patrzył na mnie, wyciągnął rękę, chciał coś powiedzieć… Zastrzeliłem go… I tak nie miał szans. Miałem tam zdechnąć razem z nim?... Dwa metry dalej i nawet by nie poczuł.
Znowu cisza. Troje ludzi pogrążonych w swoich myślach. Dyskretny znak. Napełniane szkło.
- Następna na mój koszt. – Powiernik krzywi się, rzuca pieniądze na blat, odwraca się i wychodzi. Barman odprowadza go ponurym spojrzeniem.
- Skąd oni biorą tych ludzi?... Miałeś szczęście Gładki. Ta fala mogła pójść w twoją stronę.
- Wcale nie miałem szczęścia, Vlad – Barczysty mężczyzna wyciąga z kieszeni plik banknotów – A wiesz dlaczego? – Pieniądze lądują na ladzie.
- Ponieważ całą noc spałeś na górze. – Banknoty znikają z blatu – Ptaszor mógł wziąć kogoś ze sobą. Sam z trzema klientami?

Można założyć, że siedemnaście metrów jest bezpieczną granicą. Czternaście, jeśli fala idzie przez dwie osoby. Należy zrobić założenie, że na innych obszarach jest podobnie. W każdym rejonie Ciszy. Pozwoliłem sobie nanieść poprawki na mapę. Mogę zaproponować niewielką premię dla Gładkiego? I może niech odpocznie przez jakiś czas. Barman? Wie to, co powinien. Gładki dobrze to rozegrał.

- Mówiłem ci już, Vlad, skąd mam te blizny?
- Gładki… Przychodzisz tu od dziesięciu lat. Mówiłeś mi już chyba wszystko.
- A ty może byś opalił się troszkę? Jak jakiś drakula blady jesteś… Wyjdź na słońce może… Pierwsza wizyta w Strefie. I od razu klops. Ledwie z życiem uszedłem. Pół roku w łóżku i ta piękna twarz. Oto co mi dała Strefa tego pierwszego razu... Ale ja wróciłem. Nie mogłem nie wrócić... I co? I od drugiego wejścia nawet nie draśnięty. Strefa mnie kocha… - Gładki opróżnia kolejną szklankę. Tydzień wcześniej literatki stały się za małe. – Wiesz jak on na mnie spojrzał? Musiał się odwracać!? Biedny Gówniarz…
- Panu już wystarczy. Pan już bełkocze. – Vlad próbuje żartować. W knajpie jest jeszcze kilka osób. Nie muszą tego słuchać. – Pan już pójdzie na pokoje. – Siłą zawleka Siergieja na górę, do pokoju, który ten zajmuje od dziesięciu dni. Nie zanosi się żeby szybko wrócił do domu.

Vlad nie jest problemem. Vlad jest kimś, dzięki komu Gładki także nie stanowi problemu. Pilnuje go. Nie jest tak, że za dużo wie. Barman musi wiedzieć, co się wokół dzieje. Zwłaszcza w takim miejscu. Nie jest tak, że Gładki za dużo pije. Przecież to Rosjanin! I na dodatek Stalker. Dajmy mu jeszcze czas. Wiem, że nie powinno być miejsca na sentymenty, ale zbyt wiele mu zawdzięczmy. Ćwierć tej mapy to jego zasługa… To ja popełniłem błąd. Od tej chwili trzymamy się schematu. Anonimowi klienci. Żadnych innych ofiar. Żadnej prywaty.

Barczysty mężczyzna garbi się coraz bardziej. Cały czas pije. Cały czas bije się z własnymi myślami. Cały czas widzi oczy Ptaszora. Dotychczas Gładki nie widział takiego spojrzenia.
Barman zabija czas wycieraniem szkła. Bacznie obserwuje. Jest czujny. Taka już jego rola.
Powiernik codziennie przychodzi do knajpy. Zawsze siada w rogu. Czeka na moment kiedy będzie musiał wykonać ruch. Opcje są dwie… Tak, nadszedł czas...

- Sergiej, porozmawiajmy. – Gładki otwiera przekrwione oczy. Kiedy ostatni raz ktoś nazwał go jego imieniem? Na pewno zanim jego życiem zawładnęła Strefa. Przed bliznami.
- Która godzina? Strasznie mnie suszy. – Powiernik podaje pełną szklankę. Wódka. Rozjaśni skacowaną głowę.
- Sergiej…
- Wiem Vit, wiem. Albo w tą, albo w tą. Nie mogę tak dłużej. Ale to spojrzenie, Vit, cały czas widzę jego oczy. Dlaczego tak mnie wzięło? ku*wa, widziałem przecież tyle gówna. Robiłem takie rzeczy, że… Tyle trupów. Wszystko dla Strefy. Żeby móc tam być. Poznać ją. Zrozumieć… ku*wa! Po co on się odwracał? Dlaczego musiał widzieć? Nie mógł nic zrobić. Fala go dostała. Tak jak przewidywałem. Umarł wpatrując się we mnie. Widziałem jak umierają… Właściwie co? Zaufanie, nadzieja, wiara? Najgorsze jest to, że nawet gdybym nie miał racji, gdyby nie istniało coś takiego jak fala… I tak musiałbym go zabić. Zobaczył jak strzelam do klienta.
Sergiej wychyla kolejną szklankę. Uzupełnia ją. Ponownie wychyla. Uzupełnia. Powiernik, Vitalij, nic nie mówi. Czeka. Która z opcji?...
- Zapłać za jeszcze jedną skrzyknę, pokój i jedzenie na tydzień. – Barczysty mężczyzna prostuje zgarbione plecy. Głos ma pewny. – Za dziesięć dni. Zorganizuj coś. Dziesięć dni.

Będzie gotowy. Jest w nim niesamowita determinacja. Nie wyobraża sobie życia bez Strefy. Kocha ją. Chce tam być. Pragnie ją poznawać. To właściwy człowiek na właściwym miejscu. Niech pije, nie ma zmartwienia. Teraz wódka działa oczyszczająco. Po tej skrzynce będzie jak dawniej. Będzie nawet lepiej. Kolejna rana się zabliźni. Będzie silniejszy. Dokąd tym razem? Na głęboką wodę.

Trzy sylwetki poruszają się w absolutnej ciszy. Doświadczony, barczysty Stalker idzie przodem. Siedemnaście metrów za nim, nieco niezgrabnie porusza się pierwszy klient. Za nim, kolejne siedemnaście metrów, nieco pewniejszym krokiem idzie kolejny. Po trzech ciałach nie ma nawet śladu.
Wychodzą z Ciszy. Krótki odpoczynek. Stalker oznajmia, że teraz on będzie szedł na końcu. Ze Stalkerem się nie dyskutuje. Wykonuje się jego polecenia.
Dwie sylwetki ruszają, nie oglądając się za siebie. Gotowe zrobić wszystko co każe Stalker.
Po co wybrali się do Strefy? Gładki nie ma zamiaru pytać. Każdy ma swoje powody żeby Tu być…
Sergiej uśmiecha się do siebie. Obserwuje. Znowu Strefa. Znowu tu jest. Zobaczmy na co trafi tym razem. Z tego fragmentu jeszcze nikt nie powrócił. Sergiej ma zamiar dowiedzieć się dlaczego.
„Teraz biją w dzwony, ale już niedługo…już niedługo…nie będą bić w dzwony. Nieszczególny aforyzm, ale można nad nim popracować.” - Terry Pratchett

Za ten post malynosorozec otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Snorky, Red Liquishert.
malynosorozec
Kot

Posty: 4
Dołączenie: 20 Lip 2014, 12:09
Ostatnio był: 26 Paź 2016, 10:45
Kozaki: 2

Reklamy Google

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez brudne niebo w 14 Gru 2014, 19:48

Gówniarz nawet fajny, da się czytać. Ale w dwóch pozostałych ta przedziwna narracja utrudnia czytanie. Się nie dziwię że Antologia nie powstała jak się takie teksty wysyłało. Wogóle Człowiek brzmi jak te historyjki stalkerów przy ognisku , a nie opowiadanie. W ostatnim pokazujesz nawet przyzwoity warszat pisarski. Ale czemu stalker z dużej litery?
I z pokorą przyznaję się do bycia uczniem gimnazjum...
brudne niebo
Stalker

Posty: 58
Dołączenie: 06 Lip 2013, 17:59
Ostatnio był: 03 Sty 2015, 01:53
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 5

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez Snorky w 17 Gru 2014, 02:02

Brak zawartej treści z gry nie przeszkadza-przez jakiś czas sam nie uznawałem świata z gry, który de facto jest tylko rozwinięciem pierwowzoru. Sam świat Zony i psychologia człowieka był ciekawym tematem do rozwinięcia i inspiracji.
Ciekawa treść i zwięzłość każdego z opowiadań bez niepotrzebnego lania wody.
Pisz dalej!
Awatar użytkownika
Snorky
Stalker

Posty: 63
Dołączenie: 04 Lis 2014, 00:54
Ostatnio był: 01 Lut 2018, 03:09
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 12

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez malynosorozec w 17 Gru 2014, 23:19

Dziękuje za dwie jakże różne opinie.
Jakoś tak bardzo pasuje mi do tekstów, żeby słowo "Stalker" pisane było z dużej litery. Tak naprawdę nie zwróciłem uwagi jak było pisane w "Pikniku na skraju drogi".
Co do narracji, chciałem, żeby w każdym opowiadaniu była inna.
Co do dalszego pisania: cały czas w toku, może niekoniecznie w świecie S.T.A.L.K.E.R.a (chociaż myślę, że po przeczytaniu paru pozycji jeszcze do niego powrócę), ale cały czas coś się produkuje.
A, że antologia nie powstała, bo ludzie wysyłali tak "słabe" teksty jak moje? Cóż, konkurencyjne METRO nie ma z tym problemu i niedługo wydaje kolejnego e-booka. Rok temu wydali fanowskie "W blasku ognia" (początkowo miały być bodajże trzy najlepsze opowiadania, jest dużo więcej), które nie zbiera pozytywnych opinii jeśli chodzi o jakość tekstów, ale wiadomość od wydawnictwa jest jasna: Traktujemy fanów poważnie, e-book to ukłon w ich stronę.
Pozdrawiam.
„Teraz biją w dzwony, ale już niedługo…już niedługo…nie będą bić w dzwony. Nieszczególny aforyzm, ale można nad nim popracować.” - Terry Pratchett
malynosorozec
Kot

Posty: 4
Dołączenie: 20 Lip 2014, 12:09
Ostatnio był: 26 Paź 2016, 10:45
Kozaki: 2

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez Red Liquishert w 19 Gru 2014, 19:43

Dwa posty wyżej - jeśli powyższy tekst jest "słaby", to prawdopodobnie nie czytałeś "Pikniku..." tudzież czytasz mało książek. W każdym z opowiadań czuć tę "prawdziwą", oryginalną Strefę, czuć moc filmu i książki. Styl podchodzi pod moje gusta i widzę w nim to, za co pokochałem "Pitera" Szymuna Wroczka. Zakończenie "Chudzielca" przywodzi na myśl właśnie Kinga - naprawdę, wielkie dzięki za to, że wrzuciłeś tu te teksty.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez brudne niebo w 19 Gru 2014, 20:04

:arrow: Red, jeśli to do mnie ,to mylisz się dwa razy. Czytałem "Piknik" a książek naprawdę za dużo pochłaniam. Nie powiedziałem że opowiadanie jest słabe , tylko że narracja jest przedziwna. A z psuciem Antologii chodziło mi o to że ten tekst nie pasowałby do większości forumowych opowiadań. Wybacz nosorożcu, jeśli z mojej opinii wywnioskowałeś że mi się nie podobały. Ale naprawdę chciałbym ,żeby stalkerzy w grze mogli opowiadać takie rzeczy przy ognisku.
I z pokorą przyznaję się do bycia uczniem gimnazjum...
brudne niebo
Stalker

Posty: 58
Dołączenie: 06 Lip 2013, 17:59
Ostatnio był: 03 Sty 2015, 01:53
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 5

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez Snorky w 19 Gru 2014, 23:52

Co do narracji nie uważam, żeby była przedziwna, ale każda z nich oryginalna.
Racja, że antologia miała dotyczyć Uniwersum S.T.A.L.K.E.R.'a i opowiadania tu zamieszczone po prostu nie kwalifikowały by się do niej, chyba że tematem przewodnim antologii byłaby sama Zona.
Awatar użytkownika
Snorky
Stalker

Posty: 63
Dołączenie: 04 Lis 2014, 00:54
Ostatnio był: 01 Lut 2018, 03:09
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 12

Re: [Antologia] Chudzielec, Człowiek, Gówniarz

Postprzez Nieznajomy X w 21 Gru 2014, 16:40

W sumie fajne. Najlepszy jest Człowiek bez dwóch zdań, niewiele mu ustępuje Chudzielec. Ale Gówniarz gdzieś do mnie nie przemawia, po za tym jest w nim parę fragmentów, których nie rozumiem.

@brudne niebo
W sumie nie wiem co Ci się podobało w Gówniarzu, bo ja tam nic ciekawego nie widzę.
Za to ta "przedziwna narracja" głównie w Chudzielcu jest bardzo fajna.
A że Człowiek brzmi jak opowiadanie przy ognisku to bardzo dobrze, to jeden z najlepszych stylów opowiadań. To wszystko to tylko moja opinia, ale nie mów mi że klimat opowieści przy ognisku nie pasuje do opowiadań z uniwersum stalkera. No bądź Ty poważny ;)
Miarą Twojej wartości są Twoje zasady.

"jak przyjaźń to do śmierci i nigdy na odpie*dol"
O.S.T.R.

"co zrobić, by uczciwie zarobić, co zrobić, by nie wyj*bać szefowi, co zrobić, kiedy szefem jest kobieta, wyj*bać kobiecie to wielki nietakt"
Metrowy

Nieznajomy X
Wygnany z Zony

Posty: 310
Dołączenie: 15 Wrz 2014, 21:30
Ostatnio był: 02 Kwi 2015, 14:33
Miejscowość: Koszmary moich wrogów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: -2


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość