Świt

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Świt

Postprzez Mito w 29 Maj 2016, 23:46

Witajcie panie i panowie, pierwszego opka napisałżech :caleb:

Tak jakoś ostatnio zauważyłem, że na forumie zapanowała moda na opowiadania poziomu dno (w większości), a więc postanowiłem napisać jak najbardziej zgodny z tą modą tekst, który potrafiłbym wytworzyć :suchar: Czy mi wyszło? :E
Ogólnie to miał to być short, ale coś... coś się popsuło :caleb: i nieco przesadziłem z długością - a nie chciało mi się docinać do ram (bo i po co?).

Zainspirowane pewnym zjawiskiem atmosferycznym, które zaszło w mojej okolicy.

<Przed poprawkami>
:

Świt

Ciemne, nocne niebo raz za razem przecinała świetlista wstęga błyskawicy, a po każdym błysku nad ziemią przetaczał się ogłuszający hukiem grom. Ciężkie krople bez ustanku bębniły w dachy budynków i kiedy przebrzmiewał łoskot grzmotów, wypełniały przestrzeń głuchym szumem. Od strony majaczących na horyzoncie, lecz przez deszcz i odległość teraz niewidocznych kominów, niebo pokrywała łuna.
On jednak tego nie widział. Wspinał się po drabinie prowadzącej na poddasze budynku, który przesłaniał mu widok. Deszcz bębnił o powierzchnię jego płaszcza, a odgłos rozbijających się o kaptur kropel docierał do jego zmysłów z wielokrotnie większą siłą. Uczucie dwóch bliźniaczych młotów naprzemiennie uderzających o wnętrze jego czaszki powoli przemijało, w przeciwieństwie do zawrotów głowy, duszności i metalicznego posmaku w ustach.

Być może opuścił schonienie nieco za wcześnie. Ale nie było już warto się nad tym zastanawiać, skoro następstwa powinny za chwilę ustąpić.

Wszedł na ostatni szczebel, po czym umiejętnie przeskakując szczelinę w podłodze znalazł się wewnątrz. Dobrze znał to miejsce. Stary, zdezelowany, lecz jednak wciąż będący w stosunkowo dobrym stanie drewniany budynek, zapewne do roku dwutysięcznego szóstego służący mieszkańcom położonego obok gospodarstwa jako stodoła skrył mężczyznę w swoim wnętrzu. Postąpił jeszcze parę kroków wgłąb, lecz po chwili się zatoczył, przyklękł na jednym kolanie, podparł się rękoma o podłogę i złapał kilka chrapliwych, ciężkich oddechów. Z trudem powstrzymał wymioty. Może jednak powinien trochę dłużej poczekać? Nie, raczej nie. Wolał nie przegapić tego, po co tu przyszedł. Namacał w kieszeni płaszcza niewielką szklaną butelkę. Nie chciał utracić równowagi i jej przypadkiem potłuc, upadając. Pieniądze, jakich handlarze żądali za rzeczy niekonieczne do przeżycia były po prostu niewiarygodne.

Wdech, wydech. Jego organizm powoli dochodził do siebie.

Podniósł się i ostrożnym krokiem postąpił dalej. Na wprost niego majaczyła w ciemności blada plama. Właśnie ku niej się kierował. Była to ,dość duża wyrwa w dachu, jedyna pośród tych kilku budynków rozmieszczonych na planie kwadratu. Było to miejsce spokojne. Na tyle spokojne, że mógł być tu pewien swojego bezpieczeństwa. Żadnych anomalii w zasięgu wzroku, żadnych stworów, ani ich śladów. Drobne, porzucone gospodarstwo na wschodnich obrzeżach Strefy miało swój sekret: było zwyczajne. Zwyczajne nie dla tego rąbka świata, w którym potworne wynaturzenia i wypaczenia praw fizyki były codziennością, ale właśnie dla wszystkiego poza nim, gdzie można być pewnym jutra, gdzie flora i fauna nie czatuje ciągle na czyjeś życie, gdzie bez obaw polega się na prawach fizyki. Bywał tu często, więc mógł wyciągnąć wniosek - spokój tego miejsca był jedną z bardzo niewielu rzeczy stałych w okolicy. To dzięki temu mógł udać się na to poddasze bez paska od strzelby wrzynającego się w ramię, bez kabury z pistoletem dyndającej u pasa, a także, co najważniejsze, bez choćby najmniejszej dawki niepokoju zajmującej mu umysł.

Zlokalizował w ciemności nieduży pieniek i przesunął go butem bliżej dziury w dachu. Usiadł na nim, po czym wyjął z kieszeni drobną butelkę i postawił ją na podłodze, w zasięgu ręki.

Tak, właśnie na to czekał. Zawsze, gdy tu przychodził, był wyczerpany. Nie fizycznie, chociaż to też się zdarzało, lecz po spotkaniu całej gamy koszmarów, którymi niegdysiejszy pomnik ludzkiej pracowitości i dumy obdarzył tę porzuconą ziemię, po o wiele zbyt częstym przelewaniu krwi ludzi nie innych niż on, obserwowaniu ich cierpień, jego młody, ludzki umysł zaczynał się poddawać. Koszmary, bezsenność, z której wynikały później tiki nerwowe, opóźnione reakcje, irracjonalne zachowania, czyli ostatnie rzeczy potrzebne komukolwiek, szczególnie tutaj. Inni ludzie też mieli dokładnie te same problemy, ale on nie zamierzał ich rozwiązywać ich sposobami - alkohol, "cięższe" używki, bądź różne wymysły lokalnych chemików. Przynajmniej połowa Strefy cierpiała na te sposoby i ich następstwa - znaczna większość z nich w niedalekiej przeszłości zginie, czy to przez poddający się organizm, czy w wyniku uczestnictwa w szemranych interesach, mających dostarczyć im czegokolwiek, co mogło zaspokoić ich głód. A ze względu na to, że widział, jak kończą tacy ludzie i od zawsze miał szacunek do swojego życia, postarał się znaleźć inny sposób. I oto jest.

Siedząc, wpatrywał się w widok za prowizorycznym oknem bez szkła. Zabójcze piękno roztaczało się nad całą krainą - z tą różnicą, że zwykle inne istoty używają go, aby zwabić do siebie ofiarę, a tutaj trzeba było najpierw nie dać się zabić, aby zostać wynagrodzonym takim cudem świata nienaturalnego. Deszcz powoli ustawał, a on patrzył na jedyne takie zjawisko na tym świecie. W powlekającym całe niebo całunie ciężkich, kłębiastych obłoków ujawniła się jedna wyrwa: od strony kominów Elektrowni, tuż nad kreską lasu, znajdowała się karmazynowa tarcza słońca, której światło, wypływające z przestrzeni między chmurami, powoli zaczynało oświetlać okoliczne pola i lasy. Jednak w tej chwili nie to miało największy udział w czerwonej łunie roztaczającej się na wschodzie.

Ciche syknięcie - kapsel z napisem "Coca Cola" brzdęknął o drewnianą podłogę. "To już dziewiętnasty" - pomyślał. Aż ciężko uwierzyć, że czas tutaj tak powoli leci. Czuł się, jakby to nie miesiące, a dekady minęły od czasu, gdy po raz pierwszy z duszą na ramieniu przedzierał się pod ogrodzeniem z drutu kolczastego.
Podniósł butelkę wyżej. Ciekawe było to, co tutaj ludzie mówili o takich rytuałach. Jedni twierdzili, że nic one nie zmieniają, inni mówili, że przynoszą szczęście niezbędne do przetrwania w tych warunkach i że jeśli ktoś zapomni o takiej okresowej czynności, to już nie wróci... gdziekolwiek by wrócić chciał. A on? Jego to nie interesowało, po prostu sprawiało mu to przyjemność, więc to robił.
Ciemna, słodka ciecz popłynęła przez jego gardło. Ciarki przebiegające po plecach poinformowały go o tym, jak jego ojciec, zagorzały rewolucjonista i osobnik niegdyś aspirujący do miana bohatera narodowego, przewrócił się w grobie. Jak co miesiąc.

Obserwował dalej. Słońce rozkwitało, także dosłownie. Na granatowym tle chmur, mając centrum w miejscu słońca, rozciągały się piękne, czewone, półprzezroczyste zorze. Mieszając się z obłokami wyglądały, jakby były przedłużeniami promieni słonecznych, wnikając w chmury i wychodząc spomiędzy nich. Jak gdyby słońce zachciało zapuścić w nie swoje świetliste korzenie. To, czym one są, było od zawsze niesamowitą zagadką dla każdego, kto je ujrzał. Kiedyś odwiedził kilku lokalnych naukowców, pytając się o nie - nie otrzymał jednak żadnej mniej lub bardziej konkretnej odpowiedzi. Między uczonymi rozgorzała gwałtowna kłótnia, pełna naukowej terminologii i skończyło się na tym, ze wzruszyli ramionami i wszyscy przyznali, że mimo, że nic na ten temat nie wiedzą, to jednak też uważają to zjawisko za niesamowicie piękne.
Widział je już kilka razy i zastanawiał się, czy nie warto byłoby wrócić na chwilę do świata za kordonem tylko po to, aby przenieść ten widok na płótno. Byłoby to nie lada wyzwaniem. Był zaciekawiony tym, jak by nazwał ten obraz, gdyby kiedykolwiek jednak go namalował... Może coś o Bogu zstępującym na ziemię?

Powoli dopił butelkę i schował ją do kieszeni. Widok robił się coraz bardziej zwyczajny - zorze znikły, ciężkie chmury ustąpiły miejsca czystemu, błękitnemu niebu, a słońce utraciło swój niesamowity kolor i wzniosło się nad horyzont. Podniósł się, odsunął pieniek z powrotem tam, gdzie wcześniej stał i idąc po zetlałej słomie skierował się w stronę drabiny. Nie wiedział, dlaczego, ale wręcz czuł spokój płynący mu we krwi.

Pora wrócić do akcji.
7681 znaków, 1148 słów.


<Po poprawkach>
:

Świt

Ciemne, nocne niebo raz za razem przecinała świetlista wstęga błyskawicy, a po każdym błysku nad ziemią przetaczał się ogłuszający hukiem grom. Ciężkie krople bez ustanku bębniły w dachy budynków i kiedy przebrzmiewał łoskot grzmotów, wypełniały przestrzeń głuchym szumem. Od strony majaczących na horyzoncie, lecz przez deszcz i odległość teraz niewidocznych kominów, niebo pokrywała łuna.
On jednak tego nie widział. Wspinał się po drabinie prowadzącej na poddasze budynku, który przesłaniał mu widok. Deszcz bębnił o powierzchnię jego płaszcza, a odgłos rozbijających się o kaptur kropel docierał do jego zmysłów z wielokrotnie większą siłą. Uczucie dwóch bliźniaczych młotów naprzemiennie uderzających o wnętrze jego czaszki powoli przemijało, w przeciwieństwie do zawrotów głowy, duszności i metalicznego posmaku w ustach.

Być może opuścił schronienie nieco za wcześnie. Ale nie było już warto się nad tym zastanawiać, skoro następstwa powinny za chwilę ustąpić.

Wszedł na ostatni szczebel, po czym umiejętnie przeskakując szczelinę w podłodze znalazł się wewnątrz. Dobrze znał to miejsce. Stary, zdezelowany, lecz jednak wciąż będący w stosunkowo dobrym stanie drewniany budynek, zapewne do roku dwutysięcznego szóstego służący mieszkańcom położonego obok gospodarstwa jako stodoła skrył mężczyznę w swoim wnętrzu. Postąpił jeszcze parę kroków wgłąb, lecz po chwili się zatoczył, przyklękł na jednym kolanie, podparł się rękoma o podłogę i złapał kilka chrapliwych, ciężkich oddechów. Z trudem powstrzymał wymioty. Może jednak powinien trochę dłużej poczekać? Nie, raczej nie. Wolał nie przegapić tego, po co tu przyszedł. Namacał w kieszeni płaszcza niewielką szklaną butelkę. Nie chciał utracić równowagi i jej przypadkiem potłuc, upadając. Pieniądze, jakich handlarze żądali za rzeczy niekonieczne do przeżycia były po prostu niewiarygodne.

Wdech, wydech. Jego organizm powoli dochodził do siebie.

Podniósł się i ostrożnym krokiem postąpił dalej. Na wprost niego majaczyła w ciemności blada plama. Właśnie ku niej się kierował. Była to dość duża wyrwa w dachu, jedyna pośród tych kilku budynków rozmieszczonych na planie kwadratu. Było to miejsce spokojne. Na tyle spokojne, że mógł być tu pewien swojego bezpieczeństwa. Żadnych anomalii w zasięgu wzroku, żadnych stworów, ani ich śladów. Drobne, porzucone gospodarstwo na wschodnich obrzeżach Strefy miało swój sekret: było zwyczajne. Zwyczajne nie dla tego rąbka świata, w którym potworne wynaturzenia i wypaczenia praw fizyki były codziennością, ale właśnie dla wszystkiego poza nim, gdzie można być pewnym jutra, gdzie flora i fauna nie czatuje ciągle na czyjeś życie, gdzie bez obaw polega się na prawach fizyki. Bywał tu często, więc mógł wyciągnąć wniosek - spokój tego miejsca był jedną z bardzo niewielu rzeczy stałych w okolicy. To dzięki temu mógł udać się na to poddasze bez paska od strzelby wrzynającego się w ramię, bez kabury z pistoletem dyndającej u pasa, a także, co najważniejsze, bez choćby najmniejszej dawki niepokoju zajmującej mu umysł.

Zlokalizował w ciemności nieduży pieniek i przesunął go butem bliżej dziury w dachu. Usiadł na nim, po czym wyjął z kieszeni drobną butelkę i postawił ją na podłodze, w zasięgu ręki.

Tak, właśnie na to czekał. Zawsze, gdy tu przychodził, był wyczerpany. Nie fizycznie, chociaż to też się zdarzało, lecz po spotkaniu całej gamy koszmarów, którymi niegdysiejszy pomnik ludzkiej pracowitości i dumy obdarzył tę porzuconą ziemię, po o wiele zbyt częstym przelewaniu krwi ludzi nie innych niż on, obserwowaniu ich cierpień, jego młody, ludzki umysł zaczynał się poddawać. Koszmary, bezsenność, opóźnione reakcje, ciągłe zmęczenie, czyli ostatnie rzeczy potrzebne komukolwiek, szczególnie tutaj. Inni ludzie też mieli dokładnie te same problemy, ale on nie zamierzał ich rozwiązywać ich sposobami - alkohol, "cięższe" używki, bądź różne wymysły lokalnych chemików. Przynajmniej połowa Strefy cierpiała na te sposoby i ich następstwa - znaczna większość z nich w niedalekiej przeszłości zginie, czy to przez poddający się organizm, czy w wyniku uczestnictwa w szemranych interesach, mających dostarczyć im czegokolwiek, co mogło zaspokoić ich głód. A ze względu na to, że widział, jak kończą tacy ludzie i od zawsze miał szacunek do swojego życia, postarał się znaleźć inny sposób. I oto jest.

Siedząc, wpatrywał się w widok za prowizorycznym oknem bez szkła. Zabójcze piękno roztaczało się nad całą krainą - z tą różnicą, że zwykle inne istoty używają go, aby zwabić do siebie ofiarę, a tutaj trzeba było najpierw nie dać się zabić, aby zostać wynagrodzonym takim cudem świata nienaturalnego. Deszcz powoli ustawał, a on patrzył na jedyne takie zjawisko na tym świecie. W powlekającym całe niebo całunie ciężkich, kłębiastych obłoków ujawniła się jedna wyrwa: od strony kominów Elektrowni, tuż nad kreską lasu, znajdowała się karmazynowa tarcza słońca, której światło, wypływające z przestrzeni między chmurami, powoli zaczynało oświetlać okoliczne pola i lasy. Jednak w tej chwili nie to miało największy udział w czerwonej łunie roztaczającej się na wschodzie.

Ciche syknięcie - kapsel z napisem "Coca Cola" brzdęknął o drewnianą podłogę. "To już dziewiętnasty" - pomyślał. Aż ciężko uwierzyć, że czas tutaj tak powoli leci. Czuł się, jakby to nie miesiące, a dekady minęły od czasu, gdy po raz pierwszy z duszą na ramieniu przedzierał się pod ogrodzeniem z drutu kolczastego.
Podniósł butelkę wyżej. Ciekawe było to, co tutaj ludzie mówili o takich rytuałach. Jedni twierdzili, że nic one nie zmieniają, inni mówili, że przynoszą szczęście niezbędne do przetrwania w tych warunkach i że jeśli ktoś zapomni o takiej okresowej czynności, to już nie wróci... gdziekolwiek by wrócić chciał. A on? Jego to nie interesowało, po prostu sprawiało mu to przyjemność, więc to robił.
Ciemna, słodka ciecz popłynęła przez jego gardło. Ciarki przebiegające po plecach poinformowały go o tym, jak jego ojciec, zagorzały rewolucjonista i osobnik niegdyś aspirujący do miana bohatera narodowego, przewrócił się w grobie. Jak co miesiąc.

Obserwował dalej. Słońce rozkwitało, także dosłownie. Na granatowym tle chmur, mając centrum w miejscu słońca, rozciągały się piękne, czerwone, półprzezroczyste zorze. Mieszając się z obłokami wyglądały, jakby były przedłużeniami promieni słonecznych, wnikając w chmury i wychodząc spomiędzy nich. Jak gdyby słońce zachciało zapuścić w nie swoje świetliste korzenie. To, czym one są, było od zawsze niesamowitą zagadką dla każdego, kto je ujrzał. Kiedyś odwiedził kilku lokalnych naukowców, pytając się o nie - nie otrzymał jednak żadnej mniej lub bardziej konkretnej odpowiedzi. Między uczonymi rozgorzała gwałtowna kłótnia, pełna naukowej terminologii i skończyło się na tym, ze wzruszyli ramionami i wszyscy przyznali, że mimo, że nic na ten temat nie wiedzą, to jednak też uważają to zjawisko za niesamowicie piękne.
Widział je już kilka razy i zastanawiał się, czy nie warto byłoby wrócić na chwilę do świata za kordonem tylko po to, aby przenieść ten widok na płótno. Byłoby to nie lada wyzwaniem. Był zaciekawiony tym, jak by nazwał ten obraz, gdyby kiedykolwiek jednak go namalował... Może coś o Bogu zstępującym na ziemię?

Powoli dopił butelkę i schował ją do kieszeni. Widok robił się coraz bardziej zwyczajny - zorze znikły, ciężkie chmury ustąpiły miejsca czystemu, błękitnemu niebu, a słońce utraciło swój niesamowity kolor i wzniosło się nad horyzont. Podniósł się, odsunął pieniek z powrotem tam, gdzie wcześniej stał i idąc po zetlałej słomie skierował się w stronę drabiny. Nie wiedział, dlaczego, ale wręcz czuł spokój płynący mu we krwi.

Pora wrócić na dół, do rzeczywistości.
7650 znaków, 1144 słowa.

No i chyba tyle na ten temat - opek robiony "na raty", raczę wspomnieć.
Ostatnio edytowany przez Mito 28 Lut 2017, 00:06, edytowano w sumie 3 razy
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image

Za ten post Mito otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Imienny, Grzechu300, Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271

Reklamy Google

Re: Świt

Postprzez Grzechu300 w 30 Maj 2016, 20:15

Opek fajny, parę kosmetycznych błędów i moich wtrąceń:
Mito napisał(a):Być może opuścił schonienie

W którym się "schonił"?
Mito napisał(a):przyklrękł

Nowa opcja, klękanie na ręce - przyklrękł.
Mito napisał(a):Koszmary, bezsenność, z której wynikały później tiki nerwowe, opóźnione reakcje, irracjonalne zachowania, czyli ostatnie rzeczy potrzebne komukolwiek, szczególnie tutaj.

On był w Zonie czy na studiach? :E

Ale:
Mito napisał(a):Pora wrócić do akcji.

Iii jednym zdaniem zabiłeś cały klimat opowiadania. Naprawdę. Pompujesz w człowieka spokój i klimat żeby zarżnąć go na koniec zdaniem wyciągniętym z filmu akcji z Arnoldem czy innym Rambo. :caleb: :caleb:

Ogólnie całkiem nieźle, pasuje mi taki klimat. Mam jakieś wrażenie że coś podobnego już tu czytałem, ale mogę się mylić więc nie zwracaj uwagi. :P
Wyszło fajnie, czyta się łatwo i bez przeciągania. Oby tak dalej.
Вознаграждён будет только один.

Za ten post Grzechu300 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Mito.
Awatar użytkownika
Grzechu300
Ekspert

Posty: 800
Dołączenie: 30 Sie 2012, 22:39
Ostatnio był: 15 Wrz 2019, 11:19
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 333

Re: Świt

Postprzez Mito w 30 Maj 2016, 20:57

Bladź, ostatnio mam jakiś talent do robienia literówek i zjadania znaków. Może ma to coś wspólnego z tym, że ostatni jąkam się jak najęty - mniejsza o to, poprawiam.

To ostatnie zdanie już zrobiłem właściwie karygodnie na odwal - kajam się :caleb: i coś powymyślam lepszego zaraz.
Chociaż stwierdzam, że nie jest ono niezgodne z tym, co dalej się w moich opkach dziać będzie.
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271

Re: Świt

Postprzez Red Liquishert w 30 Maj 2016, 22:30

Doczekałem się ku*wa czegoś porządnego, bo już się bałem, że sir Akacz czy inny monsieur Gryf wytłucze mi mózg przez uszy swoją turbochujową twórczością spod znaku pseudozdolnego debila. Ale do rzeczy.

Tekst ładny. Pewnego rodzaju liryczny. Delikatny. Subtelny, powiedziałbym. Dobry po prostu. Jeszcze dziesięć tysięcy stron do szuflady i będzie bardzo dobre :suchar:

Podobało mi się, dostrzegam potencjał, pisz. Ćwicz i będzie dobrze.

I skracaj ch*ju zdania, bo niektóre potwory można by rozbić na trzy :u3:
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Mito.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: Świt

Postprzez Universal w 30 Maj 2016, 23:43

Czytałem wersję po poprawkach. Nie chciałem się powtarzać.

Ciemne, nocne niebo raz za razem przecinała świetlista wstęga błyskawicy, a po każdym błysku nad ziemią przetaczał się ogłuszający hukiem grom. Ciężkie krople bez ustanku bębniły w dachy budynków i kiedy przebrzmiewał łoskot grzmotów, wypełniały przestrzeń głuchym szumem. Od strony majaczących na horyzoncie, lecz przez deszcz i odległość teraz niewidocznych kominów, niebo pokrywała łuna.

Jakby to ująć... "Poprawnie" :E Nazwijcie to czepialstwem, ale my (tak, też tak robiłem - nie robię tylko dlatego, że nie piszę, choć starałem się ostatnio w niepublikowanym opowiadaniu zwrócić na to uwagę) w większości wypadków zaczynamy własnie tak - jeżu, jak ciemno, jak straszno, grzmoty biją z nieba. Powstaje pytanie - czy brakuje nam wyobraźni, czy może to archetyp, do którego wszyscy przywykliśmy i (poza mną :suchar:) nikt nie czuje potrzeby zmiany? SMSy proszę wysyłać na numer 732-0...
Po drodze zauważyłem, że u Ciebie deszcz bębni. Dwukrotnie, w krótkim odstępie czasu używasz tej samej formy.
przyklrękł

Przyklęknął ręką? :suchar:
Była to ,dość

Co to tu robi?
Była to ,dość duża wyrwa w dachu, jedyna pośród tych kilku budynków rozmieszczonych na planie kwadratu.

Za późno bym to dogłębnie analizował - coś mi tu nie pasuje z tymi wyrwami i dachami.
Red Liquishert napisał(a):I skracaj ch*ju zdania, bo niektóre potwory można by rozbić na trzy

Zgoda.

Dobra, potem nie chciało mi się niczego szukać. Jest fajnie, 2/10, jedynie boli mnie, że to kolejna z opowiastek pt. "jeden dzień z życia w Zonie". Brak tu fabuły, intrygi i czegoś, co by wbiło mi się w pamięć.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.

Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Mito.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2613
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 08 Sie 2023, 20:40
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1051

Re: Świt

Postprzez KOSHI w 31 Maj 2016, 20:01

ku*wa, a myślałem, że skopci się z bongosa holenderskim naturalem i zanuci "Już od 99 płynę..." :caleb: . Brak erotycznego napięcia = brak profitu.

Tera serio, pomysł ok, wykonanie średnie. Ja tam lubię takie migawki. Ogólnie git jak na początek. W kolejnym opku opisz morderczy atak płetwonurków z jataganami na placófkę Monolitu w elektrowni. to da ci +1000 do erotycznego napięcia i grom kozaków.

wy*eb ten zaimek jego z początku tyż, no i ku*wa jak można napisać zdezelowany domek. Zdezelowana to może być, beemka BJ, albo Dacia pszemka, po tym, jak mu Magik je*nął na maskę. Chrapliwy oddech? WTF
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Świt

Postprzez Mito w 06 Cze 2016, 18:05

@Red: cieszę się, że Waszmości nie zawiodłem :caleb:

@Uni: moim zdaniem ten ciąg znaków jest nieco za krótki, żeby oblec go w jakąś intrygę czy ciekawszą fabułę. Co tam jeszcze - tasiemce do poprawki w następnym tekście (jeśli do końca dekady coś wyprodukuję :suchar:), początek niech sobie będzie typowy, kiedy coś ciekawszego zrobię.

@Koshi: już wytrzeźwiałeś? Może byś po ludzku tego posta powtórzył? :E Szczególnie jego ostatnią część.
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość