No cóż, "tradycyjne" spoiwo lutownicze zawiera w sobie niewielkie ilości ołowiu. Standar
d ROhS odpowiada za produkcję i użycie w masowej produkcji urządzeń spoiwa bezołowiowego (bo ekologicznie, ołów zły jest, to trucizna - tylko nikt nie pomyślał, że nikt nie zamierza spożywać spoiwa/kart graficznych), które bez odpowiedniego podgrzania w trakcie kładzenia lutu po jakimś czasie może zacząć się utleniać. A automaty, które to produkują raczej nie są w stanie kontrolować jakości produktu pod tym względem.
No i bezołowiówką podobno paskudnie się kładzie luty.
Jeżeli między nóżką cewki a ścieżką na płytce spoiwo będzie się utleniać, to zmniejszy się grubość materiału przewodzącego pomiędzy nóżką a ścieżką. W tym wypadku jest jak z kablami:
im kabel cieńszy (przy tym samym prądzie przez niego przepływającym) tym bardziej się grzeje.
Wreszcie spoiwo na płytce w tym miejscu (szczególnie przy dłuższej pracy) rozgrzałoby się na tyle, żeby wypłynąć stamtąd.
I żeby prąd dalej przewodził prawdopodobnie powstałby mały łuk elektryczny, który mógłby wydawać z siebie piszczący dźwięk.
Jednak doszedłem do wniosku, że gdyby to Ci się zdarzyło, działyby się dziwne rzeczy. Wyhaczałbyś zwisy, artefakty lub byłoby czuć z komputera paloną elektronikę. I całkowicie zgadzam się z Szympekmajstrem.
I na pociechę napiszę: Z 10-letnich zasilaczy komputerowych (ROhS) da się wyjmować palcami kondensatory sieciowe. Same wychodzą
.