Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Farathriel w 16 Mar 2013, 13:15

"Barwnoprogresja Szarobredni"....
:

„(…) blaskiem najjaśniejszym z…. Nie. To żem wpisał ja już do kroniki faktów… Tylko gdzież ona może być… ?

Może ktoś raczy kiedykolwiek przeczytać, o ile znajdzie. Jeszcze raz… Ale po co jeszcze raz? Jeszcze raz. Tak. Raz jeszcze… Jeszcze raz… Bredzę, nie – myślę, że bredzę, choć nie bredzę. A może myśląc, że bredzę, tak naprawdę bredzę próbując się pocieszyć i udając, że jestem świadomy swych bredni? Bredzę w szarości wirującego firmamentu pokoju, szarych ścian, szarodrewnianego brązu szarawodrewnianego stołu i krzesła, szarodcieniu szarości sufitu. Ba! Szarobrednie szarego człowieka, pulsującego widokiem pomieszczenia i tynku mimowolnie szarosypiącego. Szarowirujący świat statycznie, mozolnie jaśniejący blaskiem naj… Nie. To żem… Szarobrednie… Zapiski urwane z powodu nieczytelnego pisma (przyp. Autora)

Olawarjenko Wladimir, lat 41, wojskowy w służbie ukraińskiego rządu do spraw katastrof ekologicznych i zabezpieczania rejonów skażonych radioaktywnie. Ktokolwiek - Ty – tak, ty! Jeżeli to teraz czytasz, to zapewne skąpany w białoszarych firmamentach nieboskłon pozwala żyć. Nie żyje? Półkolisty białoszary nie żyje? Tt…To bardzo prawdopodobne. Uwzględniam to w swojej kronice. Spójrz czytelniku. Uwzględniam twój potencjalny tok myślenia. Zapominam o swoim? Nie. Skądże – mojego nie ma. Więc jak myślę i to tworzę skoro nie ma? Iluzja Szarobredni Wladimira Lawarjenko w którejże to myśli, że tworzy i myśli, więc sądzi, że jest. Jest? Nie jest. Iluzja jak wspomniał. Znalazłem dziś chleb i trochę wody, wprawdzie udusiwszy się szaroradiacją… Zapiski urwane – nieczytelne pismo (przyp. Autora)…. Godzina 12:20. Znalazłem chleb i trochę wody, możliwe, że są radioaktywne, nie wiem, licznik Geigera szlag trafił. Muszę coś jeść. Wszystko jest mgłą… Jak przez mgłę. Widziałem błysk, później mgła. Mgła jest jak sen. I nie wiem czy śnię, czy żyję. To jakbym tracił kontrolę nad sobą, a przeczytawszy co wcześniej napisałem. Ja… Ja tego nie pamiętam, inaczej! Mgła – jak przez mgłę szarobredni, iluzorycznej szarostrefy szarego Wladimira.

Nów to! Ty który to czytasz, żyjesz w iluzji własnego istnienia… Zapiski urwane bez powodu (przyp. Autora) (…)

Opiszę dzień po dniu. Tak. Będę spisywał dni. Może tak choć na chwilę utrzymam się na pół jawie szarosnu. A może nawet już to jest we mgle? Pozwól, że przeczytam poprzednie zdania. Przeczytałeś? Jeśli tak, uderz pięścią w ścianę. Posypał się sza… Nie! Tynk. Krew. Moja ręka boli. Ból, to chyba jeszcze coś co jest mi bardzo ludzkie i niemgliste. A jeśli nawet i ból jest już tylko iluzją szarobredni? Białoszary żywy nie daje spokoju. Gdy wyjdę po cokolwiek jest jak wiatr. Ale nie taki zwykły wiatr. Szarowiatr, niejako strugający wnętrze szarociała na wylot. Pulsujący firmament białoskłonu… M…Mo…Mon…Montera. Po co to napisałem? W sumie. Czemu miałbym tego nie napisać, nieszarobredny czytelniku szarobredni Wladimira Olawarjenko?

Latoszarość gorąca białoszarego żyjącego jest dziś mocniejsza. Wieje mocniej, mgła jest subtelnie, w magnificencji szarości aktywniejsza…

I nie wiem czy dalej przeżyję. Boję się wyjść, boję się przed szarowiatrem stanąć. Dmie dzień w dzień, noc w noc potężnie, nieprzerwanie, otula strapionych… Czytelniku parsknąłem śmiechem. Odnoszę wrażenie, że zaczynam postrzegać Go jako coś pozytywnego. Ależ tak! Wszakże jak mogłem nie dostrzec tego wcześniej, szarogłupi Wladimirze. Wychodzę.

Teraz już wiem. Barwnowiatr odmienił mnie, zmienił mnie, przemienił mnie. Transformował w byt lepszy, nieskończonej magnificencji jego wszechistnienia. Nie czuję nic, nie widzę nic. Działam myśląc, że widzę tęczotwór okiełznany. Bo widzę. Czytelniku. To wcale nie jest takie złe. Jam tego nie widział wcześniej. Wszak wszyscy mnie naokoło żyją w magnificencji Jego. Mo – że widzę to teraz lepiej – no – nareszcie barwa szarotworu wszechszarości zanikła – li – więcej nie będę…. – t – tak… to już ustalone. Nie ma. Bo jest. Jest, bo nie ma. Zatracony w firmamencie syntezy metafizycznej tego ciała. Jest. Wyzwolony”.


(Dalej – przyp. Autora) 17 października, godzina 7:38. Dziennik znaleziony przy martwym. Przyczyna zgonu? Do tej pory nie znana. Psychoanaliza słów martwego każe wskazywać na skrajną degradację psychoruchową, narastające zaburzenia afektywne paranoidalne. Niewykluczone omamy schizofreniczne obiektu. Jutro zostanie przeprowadzona ekspertyza patogenna z autopsji by wykluczyć ewentualne wątpliwości.

18 października, godzina 7:00. Rozpoczynam ekshumację zwłok. Po zakończonej analizie dopiszę dokładniejszy opis analityczny problemu….

Godzina 9:02. Dokonałem szczegółowej autopsji ciała zmarłego. Standardowe cięcie w kształcie litery „Y” nie wykazało żadnych zmian patogenicznych. Serce niepowiększone, płuca doskonale zachowane, przełyk w stanie nienaruszonym, niewielka ilość płynu i resztek pożywienia w żołądku. Brak uszkodzeń mechanicznych, które mogłyby spowodować ewentualną śmierć.

Godzina 9:34. To niebywałe. Otwierając czaszkę obiektu napotkałem coś… niezwykłego. Płat czołowy i skroniowy zmarłego wykazuje… niespotykane dotychczas zmiany. To jakby mózg martwego dosłownie zapadł się do siebie. Powód nieznany, zbyt mało danych.

19 października, godzina… Nie wiem która jest godzina. Z prosektorium dochodzą dziwne hałasy. Idę to sprawdzić.

Godzina 3:29. Hałasy ustały. Zapewne mało kto uwierzy czytając ten dziennik, ale ciało zmarłego poddane autopsji… zniknęło. Wybita szyba. Tak. Jest jeszcze wybita szyba. Cokolwiek dzieje się w Strefie, to nie jest to nic dobrego.

Petriuga Oleg, koniec dziennika. Sprawa odroczona z braku materiału badawczego.

_________________________________________________________________________________________

23 października, godzina 8:30

Petriuga Oleg, prywatny dziennik. Popijam poranną kawę i wciąż rozważam. Wszak – brak materiału badawczego nie pozbawia mnie rozumu i możliwości dedukcji. Tak czy inaczej w całej swojej pracy nigdy nie miałem do czynienia z tak przedziwnym przypadkiem. Obiekt po szczegółowej autopsji opuścił o własnych siłach prosektorium! Zdaję sobie sprawę z tego jakie mam miejsce pracy. Toć Strefa nie jest obszarem szczególnie atrakcyjnym jeśli mowa o bezpieczeństwie… Ale to? Człowiekowi wpajają od małego – „Bój się żywego, martwy nic Ci nie zrobi!”. I bądź teraz normalny na umyśle, szczególnie po zmroku. Idziesz spać i nagle… Żywe trupy Cię otaczają, w paranoję popaść można. Naprawdę, tylko oszaleć, a po prawdzie, wykonując swoją poniekąd lubianą pracę nikt nie chciałby być straszony. Tymczasem takie coś… Czasami człowiek poważnie zaczyna gubić granicę między snem, a jawą.
Jawa… Tak. Wróć – sen, idę po jeszcze jedną kawę...

Przechodzi mi przez myśl, że Strefa ze wszystkich robi obłąkańców. Wszak cała ta sprawa, przecież to nie tak, że to było i minęło. Przeszłość dotyka każdego z nas, a Strefa się jakby w tej przeszłości zatrzymała, ona niejako wybrała swoje własne istnienie w sposób stricte metafizyczny. Aż mi się Hegel przypomniał i jego czas absolutny... A może on miał rację? Może niczym u Hegla, Strefa dopełniła swój czas metafizyczny, na wskroś całej czasoprzestrzeni, zostawiając jedynie mentalną ingerencję w ludzkie jestestwo? To implikuje jeden fakt – gdy tu trafiasz, wszystko co było, a dotyczyło ciebie – wraca – i boli. Ludzie dostają depresji, siedząc na posterunkach, płacząc całymi dniami i sącząc butelkę, choć weń nic już nawet nie ma. Biedacy, kończą jak ten tutaj w swoim pamiętniku. A później opowiada się historie po posterunkach, ludzie srają potem w gacie po nocach nie mogąc spać i prosząc o warunkowe zwolnienie. Oczywiście go nie dostają, i… Strefa ich pochłania - <<Barwnowiatr odmienia ich>>

Powiadam wtem – Im dłużej patrzycie w otchłań, tym dłużej ona patrzy w wasze jestestwo. I żaden nie okazał się dość silny by sprostać otchłani Strefy. Zastanawiał się ktoś dlaczego mamy tylu psychiatrów w placówkach tego cholernego miejsca? Bo ludzie szaleją – czego dowodzą tylko miejscowe historyjki jak to jeden z drugim bez powodu począł tłuc głową o mur. I ja wcale się nie dziwię, że rządowi stawiają taki popyt na lekarzy psychiatrów w Strefie. Ktoś musi leczyć tych nieszczęśników, bo wkrótce okaże się, że pół Strefy będzie biło głową o ścianę, a drugie pół miało z tego powodu pełno w spodniach.

Dochodzi godzina 9:00…

Ale ja wprawdzie nie o tym. Problematycznym jest prywatny dziennik zmarłego, którego badałem. Zapiski wskazują na głęboką degradację neuropsychologiczną. Wstępna analiza pozwala stwierdzić, iż zaburzenia afektywne dwubiegunowe, wymieszane ze schizofrenią wyraźnie dały się we znaki obiektowi. Zastanawiającymi są czynniki psychiczne, wszak psychosomatyczny profil zmarłego (wstępny) każe twierdzić, że człowiek ten był w stanie niczym po nieudanej lobotomii. W końcu jego postrzeganie świata zostało zaburzone do tego stopnia, iż siatka psychologiczna jego osobowości skorelowała się bezpośrednio ze zdogmatyzowanym, zamkniętym myśleniem. Potwierdzała by to autopsja mózgu obiektu.

W następnych dniach przeprowadzę szczegółową analizę, i sporządzę konkretny profil psychologiczny obiektu. Ekspertyza powinna trafić w odpowiednie ręce, toć to już nie pierwszy przypadek, kiedy mamy problem chorych psychicznie, którym zdarzało się umierać. Tylko, że nigdy do tej pory żaden z nich nikomu nie uciekał, co tylko podwyższa rangę całej sprawy…

Godzina 9:37

Interesującym jest jednak sam fenomen ciała, które opuściło budynek prosektorium (wskazują na to liczne ślady stóp obiektu oraz pozostawione resztki krwi, której kod DNA zgadza się z wcześniej sprecyzowanym DNA zmarłego). Fenomen tego zjawiska pozostaje mi nieznany, tak jak sam jego mechanizm działania, tym bardziej, że mamy do czynienia z ciałem w którym wszelkie funkcje biologiczne po prostu ustały. Zatem jeżeli owe funkcje były martwe, a same fale mózgowe ustały, to jakiś czynnik zewnętrzny musiał sztucznie wywołać połączenia między neuronami. Czyżby drogą emisji pól kwantowych, nieznanego mi pochodzenia? Nie… to wszystko absurd. Posługując się metodą naukową interesują mnie twarde dowody, pragmatyzm i skuteczność działania, a nie dialektyczne, nie oparte o doświadczenie dywagacje. Na nic mi tu teraz filozofia… Jeszcze tym bardziej platońska metoda dialektyczna.

Dochodzi godzina 10:00…

Idę zebrać odczyty promieniowania z Kordonu-4…

Godzina 12:20…

Odczyty wstępne w normie. Podwyższone promieniowanie powierzchniowe. Ostatnie deszcze zapewne nasiliły to zjawisko poprzez przyspieszenie osiadania opadu radioaktywnego. A to i tak nie jest jeszcze apogeum, bowiem południowy wiatr odciąża tereny nieopodal Kordonu-4 z radioaktywnych pyłów z centrum Strefy. Analiza warunków meteorologicznych wskazuje na korzystniejsze warunki na najbliższe trzy dni. Jako, że Kordon-4 jest obszarem jedynie zagrożonym promieniotwórczo, to zważywszy na dobrą pogodę, przewiduję wyjazd na teren głębszych kordonów celem badań zmutowanego ekosystemu Strefy. Pytanie czy powinienem informować wojskowych o sprawie tego zmartwychwstałego trupa…

Noc – godzina 1:41

Swoją drogą… Do tej pory, jak pracuję tu dobre 4 lata, nie mogę przywyknąć. Po prostu nie mogę. Wyobrażacie sobie szum drzew? Niczego niezwykłego weń nie ma. Lecz nie w Strefie. Budzisz się, bowiem ona tego chce, przypomina się szumem drzew, trzaskiem gałęzi. Najgorsze są momenty apogeum promieniotwórczego, i wprawdzie powinienem wmontować nową szybę i osłonę, bowiem lepiej by radioaktywny opad nie dostawał się do mojej pracowni. I tu znów wracając do sprawy dziennika zmarłego – niekiedy ciężko wytrzymać w samotności… Lecz gdy przynajmniej masz gdzie wyjść, popatrzeć, zaczerpnąć powietrza, to to jest jakoś inaczej. Ale te apogea… Nie wyjdziesz ze schronu przez najbliższe cztery, może pięć dni. I nie ma nikogo, kto pokwapiłby się przyjść. Łączność nie działa, nic nie działa. Tylko wyjść na dwór w samych gaciach, spojrzeć w niebo i dać się napromieniować. A później rzygać cięgiem, by na końcu umrzeć w męczarniach i samotności. Strefa zawsze dzieliła ludzi, czyniła ich samotnymi. To tak jakby niewidzialna siła okalała każdy skrawek tej przeklętej ziemi, czyniąc z każdego takiego drugiego Schopenhauera. I tylko pozostaje niczym w filozofii tego nieszczęśnika, paść w swej nihilistycznej próżni egzystencjalnej, bezwiednie gapić się w sufit… I tak umrzeć.

Strefa nie jest przerażającym miejscem. Ona nie wywołuje u tych, którzy tu mieszkają żadnych uczuć. I to czyni zeń po prostu otchłanią. Tu nie ma nic w człowieku – jest tylko przeszłość. Wybudzasz się ze snu, zalany potem, na półjawie widzisz rzeczy, których widzieć nie powinieneś. Lecz one są. Odwracasz się za siebie, patrząc czy nikogo nie ma. I faktycznie – jesteś sam jak palec. Ale i wtedy Strefa o tobie nie zapomina. O nie! Ona przypomni Ci, że coś może być teraz przed tobą i znów poczynasz się odwracać. Wtem nim się obejrzysz, machasz na lewo i prawo głową, aż zapomnisz ze zmęczenia po co to czynisz… Powiadam… Ludzie popadają w solipsyzm, głupieją wiedząc, że ich własne zmysły ich zawodzą. I ani Kartezjusz, ani ktokolwiek inny nie pomoże w wyjaśnieniu tego fenomenu iluzji w jakie popadamy. My, pracownicy Strefy…

24 października, godzina 6:12

Dziś wyruszam w głąb Strefy. To prawdopodobnie ostatnia ekspedycja badawcza w jakiej będę brał udział. Zbliża się zima, a radioaktywny śnieg nie jest szczególnie obiecującą perspektywą. Po prawdzie zastanawiam się, czy nie załapać się na przepustkę na okres najgorszych warunków meteorologicznych. Wierzcie lub nie, ale 4 lata pracy w Strefie potrafią nauczyć człowieka automatyzmu działania. Po prostu idziesz, i robisz co trzeba, piszesz co trzeba… Żyjesz jak trzeba. I nie czynisz tego z powodu schematyzacji, której nie jesteś świadomy. Strefa jest tym miejscem, gdzie musisz działać jak robot, według schematu – inaczej umierasz. Możliwe, że to dlatego ludzie tutaj przestają cokolwiek czuć. To miejsce jest całkowitą odwrotnością tego, z czym mamy do czynienia w świecie zewnętrznym. Czterysta kilometrów na zachód, w pierwszym większym mieście ludzie starają się żyć niczym cynicy, pozbywając się swych odczuć… Pod pretekstem zmniejszenia bólu. I czynią to, stają się perfidni i zgorzkniali, zatapiają się w swojej własnej pysze, arogancji i bluźnierstwu… A my? My pracownicy Strefy? My nie czujemy nic. Można powiedzieć, że apatia i anhedonia jest tutaj nazywana swoistym – „Zdrowiem psychicznym”. Doprawdy, Freud by się uśmiał. Co jest zatem poniżej tej… „Granicy”? Depresja. Lub schizofrenia. Albo jedno i drugie. W Strefie nie jest człowiek w stanie pożałować, że tu przybył. Bowiem gdy już trafia do dziczy, nagle okazuje się, że gubi swoje człowieczeństwo. Oczywiście wszystko trzymane jest pod ścisłą mistyfikacją. Wszak oficjalnie, Strefa jest tylko zbiorem skażonych i zdegenerowanych genetycznie elementów ekosystemu. Co zatem z nieoficjalną wersją? Cóż… Jeśli by ulokować przedsionek piekła na Ziemi, to podejrzewam, że byłby on zbliżony do Strefy.

Tutaj po prostu nie da się zapomnieć o tym, że w każdej chwili można dostać chorą dawkę promieniowania, nie da się zapomnieć o wiecznie nienasyconych, schorowanych dzieciach Strefy… Czasami odnoszę wrażenie, że to miejsce można by porównać do wiecznie niezadowolonej, okrutnej matki. Tak. Strefa jest jak matka. Ona przygarnia każdego kto zamieszka na jej terenie, na jej łonie, by później z premedytacją z człowieka uczynić nie-człowieka. A wszystko w imię nowego logosu Strefy.

Godzina 7:10

Punktem kontrolnym będzie seria badań w kordonie-3 i granicznych terenach kordonu-2. Jest jeszcze niejaki – Kordon-1 – niemniej, zapuszczają się do niego jedynie wojskowe ekspedycje rządowe, i po prawdzie wcale się temu nie dziwię. Bez wzmocnionego kombinezonu i porządnej porcji ołowiu nie warto się tam wybierać. Dzieci Strefy nie są nam przyjazne… W każdym razie ekspedycyjni rzekomo ruszają pod samą barierę Kordonu-1 i tam składają te swoje wszystkie raporty i badania. Próbują chyba jakoś zapanować nad całym tym bałaganem, tak, że nikt z zewnątrz nie wie co jest za barierą. Zdjęcia satelitarne nie pokazują niczego szczególnego, jednakże teren około 100 kilometrów kwadratowych jest szczelnie osłonięty. Widać rządowi mieli w tym jakiś cel wykładając furmankę pieniędzy na odgrodzenie całego obszaru. Także do dalszych terenów Strefy nie wpuszczają. Nie wiem… Zapewne to promieniowanie, choć dla mnie to jakaś grubsza afera. Rządowi coś tam kryją i nie chcą, by tacy jak ja dobrali się do… No właśnie. Czego? Czasami dostaję ekspertyzy naukowe, trafia do mnie kilka plików kartotekowych od psychologów wojskowych. W jednej z nich była pośrednio mowa o głębi Strefy. Zamieszczam tekst źródłowy:


„Ocet. Dużo octu… Na cóż to powiedziałem? Rzekł ja rzeczy, których rzec nie winien, choć je spisał na tej kartce. Jest w swej magnificencji, pełny i niezmierzony. Ty który to czytasz – illuminacja w sferze mistycznej – dostąpisz jej, bo Ona (przyp. Autora – zapewne chodzi o samą Strefę) daje każdemu swą szansę. Nie. Muszę się ocknąć. Do bariery jest kawałek drogi, a jam poza drogą, bo drogą inną – Jej drogą – kroczę”.

Tą krótką notkę z pamiętnika znaleziono przy ledwo żywym wojskowym z jakiejś rządowej grupy ekspedycyjnej. Po co go tam wysłali – nie wiem. Tak czy inaczej początkowo miałem do tej ekspertyzy dość… sceptyczne podejście. Jednak po tym co się wydarzyło w prosektorium cała ta sprawa przykuła moją uwagę. Wnioskując po budowie logicznej zdań oraz samej treści, człowiek ten był w bardzo podobnym stanie, co badany przeze mnie obiekt. Dalsza część opracowania naukowego mówi pokrótce o człowieku, który począł dobijać się około godziny 5:19 nad ranem do bram bariery w Kordonie-1. Mężczyznę rzekomo zabrali. Nawet próbowali poddać go leczeniu, ale ten zmarł po kilku dniach. Opowiadał podobno jakieś bzdury, jęczał i wył po nocach mówiąc, że coś jest w jego głowie, weń jestestwie, świadomości. W bardziej „normalnych” epizodach uskarżał się na okresowy pisk w uszach. Lecz finał znany – nieszczęśnik zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Akcja jego serca po prostu stanęła, a on sam padł jak manekin na ziemię, wybałuszając swe przekrwione oczy i tocząc zwymiotowaną pianę. Nie wiadomo, czy ciało poddano autopsji, cała sprawa została jakby… zatuszowana, trupa moment spalili, prochy rozsypali i tyle było po nim. Zostały te zapiski. Jak na ekspedycję rządową coś szybko pozbyli się wszelkich materiałów dowodowych, zostawiając sobie tylko nieliczne świstki i dokumentacje. Pachnie mistyfikacją…

Mówię Wam. Ktoś coś ukrywa, i wyraźnie nie chce, by wejście do głębi Strefy było dostępne. Najgorsze, bo rządowi w ogóle nie reagują na to co się dzieje w kordonach. Ludzie tutaj wariują, a oni nic. To jakby wiedzieli, że tak ma się dziać i dopuszczali to do swej myśli, zezwalając jednocześnie na ten bałagan. Nie wiem tylko jak tamci przy barierze psychicznie wytrzymują. Cóż… albo i nie wytrzymują… Zważywszy na fakt, że ja tutaj, w swoim rewirze Kordonu-4 potrafię pół nocy nie przespać. Krzyki, mnóstwo krzyków. Są noce, kiedy jest cisza tak głucha, że człowiekowi ślina w gardle staje. Usypiasz, bo cóż innego, w końcu jest noc, czyż nie? I wciąż ta przerażająca cisza. Wtem budzisz się jeszcze w półśnie słysząc mrożący krew w żyłach przeraźliwy, głuchy krzyk. My pracownicy Strefy zrywamy się wtedy z łóżek, ryglujemy wszystkie zamki, a w dzień następny, doprawiamy kolejny. Tutaj nie ma zdrowia psychicznego. Każdy szelest, szmer, krzyk i ryknięcie jest śmiechem samej Strefy, jej swoistą manifestacją.

Jest 4 listopada, godzina 16:52...

Wszystko się posypało. Wszystko. Cała ta ekspedycja. Ponad tydzień temu, popijając poranną kawę i kończąc wpis w dzienniku nawet przez myśl nie przeszło by mi…

Godzina 18:20…

Od powrotu z ekspedycji zakończonej fiaskiem (29 października) kuruję się na chorobę popromienną. Bywały sytuacje, gdy przy badaniu Strefy, dokładnie obszaru kordonu-4 natknąłem się na epizodyczny, krótkotrwały, zwiększony zakres promieniowania. Oczywiście kombinezony nie wytrzymywały takiej dawki, i człowiek ulegał chwilowemu napromieniowaniu. Wiadomo… Później torsje, złe samopoczucie. To te tzw. Emisje epizodyczne, chwilowe napływy fal radioaktywnego materiału drogą powietrzną. One są najbardziej niebezpieczne. De facto właśnie dlatego Strefa jest tak groźna podczas ekstremalnych warunków atmosferycznych jak burze i wichury oraz śnieżyce. Zawsze istnieje to ryzyko emisji opadu radioaktywnego z głębi skażonych terenów, które front może bez problemu przywiać. I wprawdzie nie ma w tym nic szczególnego. Takie sytuacje wymagają po prostu podejmowania odpowiednich środków ostrożności, jak badanie warunków meteorologicznych, unikanie wzgórz i terenów wystawionych na silne wiatry, omijanie lasów, gęstych zarośli. Tam skażenie radioaktywne jest największe.

Wszystko w Strefie przebiega zgodnie ze spisaną procedurą, tak, że każda określona sytuacja ma przyporządkowany schemat działania. W możliwie najbliższym czasie postaram się sporządzić szczegółową, teraźniejszą mapę najbardziej radioaktywnych terenów. Zamieszczona na tablicy informacyjnej będzie przypominała. W każdym razie… cała wyprawa zaczęła się komplikować począwszy od granicznej przybudówki Kordonu-2 i Kordonu-3.

Godzina 21:52. Noc. Przybudówka opuszczona, wszystko zamknięte na przysłowiowe cztery spusty. Wojskowi ostrożnie powychodzili z wozów, uprzednio je zatrzymując. Ale nic. Cisza. W oddali świerszcz jedynie wydaje przytłumione odgłosy swojego istnienia. Lecz wciąż wszyscy stoją w bezwzględnej ciszy. Trzeba jeszcze raz zaznaczyć, że na posterunku nie było nikogo. Obok bunkier antyradiacyjny, drzwi zamknięte. Mundurowy podchodzi, trzy stuknięcia do drzwi… I brak odpowiedzi. Ponowił. Znów brak odpowiedzi. Ktoś rzucił pomysł – „A może wysadzić?” – Kapitan postukał się jedynie po głowie.

Każdy, dosłownie każdy kto wkracza do Strefy jest zobligowany do przeczytania podstawowych zasad zachowania się na tym terenie. Poza wręcz fanatycznym legitymowaniu każdego, wojskowi wciskają także wspomniane regulaminy. Regulamin w Strefie, ktoś zapyta. Tak. Brzmi to irracjonalnie, ale tak jest właśnie robione. Wszak może to i dzicz, ale dzicz, którą człowiek sam sobie zgotował… Najwyraźniej każdego dopada poczucie winy. W każdym razie w Strefie bezwzględnie przestrzega się przed hałasowaniem. Tak – dzieci Strefy. Są wyczulone na hałas, krzyki, nawet światło. Zdaje się, że nawet sposób funkcjonowania ich mózgów nieznacznie się zmienił, bowiem reaktywność badanych obiektów na bodźce jest podwyższona o średnio 34% względem gatunków niezmutowanych. Kazałoby to twierdzić, iż utrata jednych cech (jak chociażby wzrok u pewnej grupy psów), spowodowała wyostrzenie lub rozwinięcie innych narządów.

Tak czy inaczej, towarzystwo wolało przepalić drzwi palnikiem. Było to bezpieczniejsze niż ładunek kumulacyjny, którego huk byłby słyszalny mimo wszystko z dużej odległości. Drzwi przepalone, pchnęli je delikatnie, a te z łoskotem klapnęły do wnętrza schronu. Poświecili… Pusto. Bunkier był pusty. Nasuwa się pytanie, gdzie Ci wszyscy miejscowi się podziali? Wszak mieli tu wartę, swoje kwatery. Tymczasem nie było po nich żywego ducha. Rzekomo mieli tam nawet jakiegoś naukowca… Z raportów wynika, iż niejakiego Ulijanowa. Lecz wciąż świeciło jedynie słabe światło latarki wojskowych, majaczyło pośród opuszczonych pomieszczeń, powoli sunąc po poszarzałych ścianach, i sypiącym się tynkiem suficie. Tego typu bunkry przy posterunkach potrafiły stanowić szereg mniej lub bardziej skomplikowanych sieci kwater, magazynów i pracowni. Dzięki temu, ktokolwiek zatrzymał się bliżej głębi Strefy, miał tę możliwość, aby pracować w jakkolwiek przyzwoitych jak na Strefę warunkach. Tak czy inaczej, ten bunkier nie był szczególnie dużym kompleksem, więc po 10 minutach go opuściliśmy. Wszyscy zapakowali się na swoje miejsca do ciężarówek i ruszyli dalej. Nie obyło się oczywiście bez protokołu, toteż wyznaczeni do tego towarzysze już we wnętrzu bunkra klęli pod nosem na samą myśl o papierkowej robocie.

Ciemność i głuchość nocy stała się po tym jeszcze bardziej dobitna. Niejako – pogłębiła się. Nie znam treści procesów myślowych żołdaków, z którymi miałem tą (nie)przyjemność jechać, ale zdawało się jakbyśmy wszyscy zagłębiali się w jakiś rodzaj tajemniczej substancji zwanej tudzież potocznie nocą. Dosłownie pojazd wlókł się powoli przebijając tą ciemną osłonę. Zdało się wręcz słyszeć szyderczy śmiech samej Strefy, uradowanej w swym kunszcie złej woli…

Nie wiem czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego jak okropne to uczucie mieć świadomość, że gdziekolwiek się podąża, zawsze pozostaje się w stanie swoistej superpozycji. To takie Schrodingerowskie dzieło stało się niejako jeszcze jednym, egzystencjalnym gwoździem do trumny mojego jestestwa. Z jednej strony, człowiek ma przed sobą zupełnie racjonalną noc, zupełnie racjonalną przestrzeń osnutą ciemnością - czyli brakiem promieniowania z zakresu fal widzialnych ludzkim okiem. Niemniej wszystko co brzmi tak banalnie, banalnym nie jest. I fakt, że wiedząc dokąd jedziesz, a czując i tak niepewność, rodzi to wtenczas jeszcze większą niepewność. Jeśli przeżycia można jakoś sumować, to w tej sytuacji, suma przeżyć tej nocy się implikuje do jednolitej i skumulowanej postaci czysto domniemanego, acz wykańczającego lęku. Może to Strefa? Kolejna jej sztuczka?... A tymczasem na przekór wszystkim teoriom spiskowym i urojeniom jedynym co teraz słyszę to miarowe obroty silnika ciężarówki, która wlokąc się dwadzieścia kilometrów na godzinę daje do zrozumienia, że ten koszmar rodem z najgorszych paranoi potrwa… Przynajmniej do czasu zahaczenia o następny posterunek.

8 Listopada, godzina 7:20

Dokuczają mi problemy z pamięcią. Dolegliwości pojawiły się bezpośrednio po powrocie, szczególnie nasiliły się w trakcie właściwej kuracji. Czy ktoś wie jak to jest zapominać to, co dotyczy przedmiotów użytku codziennego? Są oczywiście sytuacje, gdy zapominamy imion, dat, wyrazów obcych. I poniekąd nie ma w tym nic szczególnego, dziwnego, czy niepokojącego. Po prostu nasz mózg zastępuje jedną informację zupełnie inną dla jego własnej wygody – i niekoniecznie wygody naszej woli i chęci działania. Niemniej gdy człowiek nie potrafi nazwać chleba, że jest chlebem, którejś z części własnego ciała, że taką właśnie jest… Doprawdy lęk to najmniejsze ze zmartwień. Ba! Szaleństwo to drugi najmniejszy problem. Człowiek w takiej sytuacji po prostu… Traci siebie. Dosłownie…Rzeczywistość staje się szara i obca. To jakby cofać się w czasie własnego rozwoju mentalnego, a jednak pozostawać na tym samym poziomie samoświadomości. Wtenczas też pojawia się pytanie – do jak skrajnej granicy będzie pogłębiał się stan tej dezintegracji? I ja jako człowiek nauki odpowiedzi nie znam… Albo znać nie chcę i podświadomie jej unikam…

Godzina 10:00…

Noc. Ciężarówka powoli toczy się pooranym asfaltem, pamiętającym chyba jeszcze komunizm. Od czasu do czasu zdaje się poczuć delikatne szarpnięcie, jakoby koło wpadło w jakąś większą dziurę. Czy jest zimno? Ciężko powiedzieć. W Strefie człowiek obojętnieje na wszelkie przejawy zewnętrznych oddziaływań. Toteż temperatura powietrza jest naprawdę czymś neutralnym. To jest… My pracownicy Strefy po prostu nie zaprzątamy sobie głowy tego typu sprawami.

Strzał. Zdało się słyszeć strzał. W zasadzie to ktoś pruł z karabinu jak opętany. Echo suchego trzasku wystrzału dudniło w uszach każdego, nawet po tym, gdy faktyczny dźwięk już dawno się rozszedł. Wojskowi popatrzyli się jedynie po sobie, kilku z nich westchnęło z przerażeniem w oczach. Tutaj wszyscy popadają w paranoję. Wszyscy. Naprawdę nie wiem co jest już gorsze, zabójcza cisza, czy świadomość, że ktoś właśnie ratował własne życie i mimo determinacji Strefa go pochłonęła.
Zasnąłem…

Godzina 14:32

Ja… Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Widzę własną pracownię ale… Dlaczego czuję ten nieprzenikniony odór, dlaczego w ustach odczuwam żelazopodobny smak, dlaczego… Dlaczego się powtarzam. Poczucie utraty czegoś, swoistej pustki, wyobcowania towarzyszy mi od dłuższego czasu. To tak jakbym we śnie toczył swe nogi powoli i nieubłaganie do… Gdzie? Chyba do nikąd. Do czego więc prowadzi mnie moja droga jeśli nie jest dane mi wiedzieć gdzie trafię, jeśli nie jest dane mi wiedzieć czym jest ta droga. Poczucie pogłębienia osamotnienia nigdy nie było mi tak znamienne.

Wygląda na to, że coś dzieje się z moimi oczami. Tracę ostrość obrazu, kolor barw… W ogóle kolor jako całość. Szarość. Nie pamiętam własnej przeszłości. To znaczy, widzę jakieś obrazy, jakby film urywany. Wtenczas pojawiają się przebłyski… Jacyś ludzie, ktoś ciągle powtarza słowo – ekspedycja, wyprawa, poszukiwania.. I te napisy – „UWAGA – Kwantowe pola ingerencji neurobiologicznej”. One wszystkie są jak błysk światła. Ułamek sekundy. Panie Petriuga… Pamięta Pan co wcześniej napisał w dzienniku. Tak. Czytam. Ale nie pamiętam. Czym jest więc jawa, a czym sen? Czymże jest pamięć jeśli nie świadomością snu, który uznajemy za jawę? Więc to wszystko była tylko projekcja mojego umysłu?

Jakie pomiary Kordonu-4? Przecież kordon jest tylko jeden na mapie Strefy, i jest to ogólny teren pogranicza tego przeklętego miejsca. Dziennik twierdzi, że słyszę krzyki i jęki. To by się zgadzało, teraz też… Lecz znów ten nieprzenikniony odór. Jakby stos ciał gnijących, rozkładających się pięknie w swym majestacie i… Boże mój. Cóż ja żem napisał… Chyba jestem zmęczony.

Położyłem się i leżę, ale łóżko jest szorstkie, coś mnie uwiera w bok. Zamknę ja oczy, usnę wtem błogo, oddam się barwnoprogresji szarobredni…


Od Autora:

Opracowanie to powstało dzięki wieloletnim zasługom naukowców z Jantaru, przy współpracy z okolicznymi stalkerami, którzy narażając swe życie, krok po kroku skutecznie zdobywali dzienniki i zapiski tych, którzy posunęli się o jedna barierę za daleko. Początkowo idea całego dziennika była owiana tajemnicą, niemniej na obecną chwilę – „Barwnoprogresja Szarobredni” stanowi sztandarowe pismo naukowe, oddające metaforycznie psychiczną degradację osób poddanych długotrwałym emisjom pól PSI. Zauważyć należy przede wszystkim podstawowe symptomy – wizje i omamy, przekonanie obiektu poddanego emisjom o prawdziwości i autentycznej rzeczywistości doznawanych wizji. Na przykładzie dziennika Olega Petriugi można zauważyć jak emisja wywołała u niego wykreowanie zupełnie nowego życia i po części także świata. Strefa była spiskiem rządowym, i zarazem – nie była tak niebezpieczna. Stanowiła w zasadzie raj dla badaczy, którzy poza emisjami promieniowania i zmutowanym ekosystemem nie mieli się czego obawiać. W swojej wizji obiekt był naukowcem, choć jego biografia pokazuje coś zupełnie innego. Nie jest to wizja z przeszłości tego człowieka. Studiując przeszłość Olega Petriugi ciężko nie dostrzec jego licznych ciągotek do świata nauki, filozofii, biologii i fizyki.

Wnioskiem jest zatem, że obiekt doznał wizji świata jakiego pragnął. To jest – w jakim on sam zapragnął być. Lecz świat ten doskonały nie był. Łatwo spostrzec, że z pomiędzy cieszących Petriugę badań, przebijały się liczne koszmary, jęki i krzyki, na końcu nawet odór. Niektóre jego zmysły reagowały jednoznacznie na miejsce w którym był. A pomimo tego emisja wciąż dostarczała mu wizji. Wizji która jednak ze względu na poważne uszkodzenia mózgu poczęła mimowolnie wyparowywać z jego pseudo-jawy. Dlaczego więc obraz projekcji uległ degradacji po obrazach z podróży ciężarówką? Możliwe, że barierą, którą jego podświadomość musiała przekroczyć, było świadome zaśnięcie we śnie-wizji. To spowodowało częściowy zapłon świadomości i empiryzmu jednostki.
Czytelniku – ciekawi Cię zapewne fakt, skąd zatem ktoś poddany emisji i degradacji neurobiologicznej był w stanie wykreować tak skomplikowane symulacje degradacji innych osobowości, które de facto opisał w swoim dzienniku? (patrz – str. 1)

Odpowiedź jest bardzo prosta. Petriuga Oleg nie musiał mieć w tej kwestii żadnej projekcji. Sytuacja z powstałym z martwych człowiekiem w prosektorium i jego dzienniku jest autentyczna. Petriuga go po prostu odtworzył, sparafrazował wykorzystując swoją szczątkową już wtedy pamięć do frapujących go tematów i anomalii Strefy.

Kończąc ten opis – czytelniku, Stalkerze, pracowniku Strefy – niech ta praca będzie dla ciebie przestrogą. Przestrogą by nie przekraczać barier, których przekraczać się nie powinno. Wy którzy jesteście chciwi i żądni bogactw – powiadam Wam – życie ratujcie, a omijajcie obszary zagrożone emisjami pól kwantowych PSI. Na cóż komu bogactwo artefaktów jeśli nic zeń nie macie poza stratą. Ciekawscy i myśliciele. Na cóż Wam wiedza, jeśli nie zdążycie jej przyswoić, a już wtenczas staniecie się jednym z umarłych, lecz wciąż żywych. I wreszcie pyszni i brawurowi – pomyślicie raz, żeście bogami, a wnet w zwierzęta się zmienicie. I będziecie bełkotać, pojękiwać… żyć i jednocześnie umierać.

Gdzie więc jest ta bariera? Nikt nie wkracza do Strefy bez jej mapy, więc o fizycznej nie mówię. Bariera leży w ludzkiej woli, pragnieniach, żądzach. Bowiem tam, gdzie one nie są pod kontrolą, są zgubą człowieka, zgubą dnia jego powszedniego.

__________________________________________________________________________________

Dokonałem niewielkiej zmiany kosmetycznej. Teraz cały, kompletny już tekst "Barwnoprogresji Szarobredni" jest zbiorczo umieszczony w jednej zakładce.
Ostatnio edytowany przez Farathriel 25 Kwi 2013, 18:28, edytowano w sumie 5 razy

Za ten post Farathriel otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Meesh, Kudkudak, marcel, Gizbarus, echelon, Cromm Cruac, Realkriss, zając, Tormentor, Tajemniczy, margarita, KOSHI, Wiewi0r.
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Reklamy Google

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez echelon w 22 Mar 2013, 11:09

Bardzo dobre, szkoda tylko, że takie krótkie.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 30 Kwi 2021, 12:38
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Realkriss w 22 Mar 2013, 13:42

Genialne.
Inne niż wszystko, co się do tej pory w ramach twórczości userów ukazało.
Tekst jest niezwykle dopieszczony, spójny, świadczy o dużym wyrobieniu warsztatu autora, albo wrodzonym talencie do pisania.
Kiedy czytałam, przyszedł mi na myśl sposób pisanie Dana Simmonsa w "Hyperionie". Taki poetycki myślociąg, tajemnica.
Awatar użytkownika
Realkriss
Moderator

Posty: 1664
Dołączenie: 08 Lut 2011, 14:58
Ostatnio była: 09 Sty 2023, 10:40
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 881

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Tormentor w 22 Mar 2013, 14:50

Niezwykle frapujący tekst. Neologizmy i inne takie, strasznie wyszukana i jak dotąd niespotykana forma pisania na stalkierowni :)
Dalsze części mile widziane. Leci kozak.
Image
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1029
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 18 Cze 2023, 17:27
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 289

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez KOSHI w 22 Mar 2013, 19:39

A mnie szczerze powiedziawszy tekst kompletnie nie ruszył. Warsztat b. dobry, natomiast stalkerowo mało klimatycznie i nużąco. Jak dla mnie tekst zbytnio wydumany i przekombinowany w formie. Przeczytałem całość uważnie, ale brzmiało to, jak masło maślane. Szaro to, szaro tamto... i tak dalej. Ja tego nie kupuję, co nie znaczy, że tekst nie stoi na wysokim, jak nie powiedzieć, b. wysokim, poziomie.

Pozdrawiam.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Cromm Cruac w 22 Mar 2013, 22:07

Nie stalkerowo? Nie klimatycznie? Bo co? Bo gławnyj gieroj nie poszedł szukać artów po drodze pijąc z wojskowymi i zabijając snorka? I bardzo dobrze bo jak czytam kolejne wypociny tego typu to mnie szlag trafia.

@Farathriel, doskonała forma i świetne, niestandardowe mini-opowiadanie. Znakomicie przedstawiony rozpad osobowości. Tylko tak dalej.
Image

"Twoja opowieść mnie znudziła albowiem nie była o mnie" - Król Julian
Awatar użytkownika
Cromm Cruac
Modder

Posty: 2541
Dołączenie: 22 Sty 2010, 19:01
Ostatnio był: 26 Lip 2023, 10:13
Miejscowość: Londyn / Bielsko-Biała
Kozaki: 1077

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez KOSHI w 23 Mar 2013, 08:13

A kto powiedział, że opowiadanie jest dobre, jak główny bohater strzela do mutantów, zbiera artefakty i piję Kozaki? Takich opowiadań to i mi się nie chce czytać, bo jest tego na pęczki na forum. Wystarczy trochę Stalkera, żeby opowiadanie nabrało klimatu. I tak np. było w przypadku marcela i jego zwycięskiego tekstu z konkursu literackiego. O zonie jest tam jedynie wspomniane, a klimat jest niesamowity. Ten tekst natomiast do mnie nie przemówił z ww. powodów i nic na to nie poradzę.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Realkriss w 23 Mar 2013, 10:08

Oczywiście wszystkie odczucia są subiektywne, ale dla mnie ten tekst przesiąknięty jest klimatem Zony. Jest jego kwintesencją, bo nie jest tu najważniejsza fabuła, ale nastrój. Nastrój osaczenia, szaleństwa, tracenia zmysłów, gorączkowych prób zatrzymania własnej jaźni, dla mnie to wszystko idealnie oddaje myśli kogoś, kto mógł znaleźć się w Zonie i próbować przetrwać, samotny, nękany oddziaływaniem psionicznym.

Zgadzam się z Crommem, to jest doskonałe. Kim jest twórca, skąd umie tak pisać? Niesamowite.
Awatar użytkownika
Realkriss
Moderator

Posty: 1664
Dołączenie: 08 Lut 2011, 14:58
Ostatnio była: 09 Sty 2023, 10:40
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 881

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Gizbarus w 23 Mar 2013, 10:15

Cóż, dla mnie nie jest to może jakiś ulubiony czy ubóstwiany kawałek tekstu, ale brzmi jak majaczenia naćpanego Zdzicha na sb :E Jak powiedział Koshi - warsztat jest bardzo dobry. Jednak na dłuższą metę czytanie podobnego stylu byłoby męczące...

PS - Krissy, autor nas olał i już się nie pojawił ponownie :P
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir

Za ten post Gizbarus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive KOSHI.
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 07 Cze 2023, 10:07
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Tormentor w 23 Mar 2013, 11:34

Mi ta wałkowana szarość przypomina motyw z gry, gdy idziemy do Mózgozwęglacza. Wszędzie popielato :)
Image
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1029
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 18 Cze 2023, 17:27
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 289

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Realkriss w 23 Mar 2013, 13:22

Gizbarus napisał(a):Jednak na dłuższą metę czytanie podobnego stylu byłoby męczące...


Tu się zgadzam całkowicie, Miron Białoszewski napisał takim stylem cały "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego", nie wiem, czy ktoś z Was to czytał, ale dla mnie jest to bełkot.
A krótka forma jest wyrazista w sam raz.

Tormantor, ja także mam skojarzenie z tymi okolicznościami. Pewnie to celowe.
Może autor się pojawi, to jakaś tajemnicza historia, że ktoś wpada, wrzuca świetnie napisany tekst i znika. Przychodzi jedna myśl: Co to za multikonto :TM:

Za ten post Realkriss otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Gizbarus.
Awatar użytkownika
Realkriss
Moderator

Posty: 1664
Dołączenie: 08 Lut 2011, 14:58
Ostatnio była: 09 Sty 2023, 10:40
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 881

Re: Barwnoprogresja Szarobredni (Dziennik)

Postprzez Voldi w 23 Mar 2013, 19:28

Mózgozwęglacz, nie mózgozwęglacz... W sumie, mógłbym i nic nie pisać, bo nic nowego nie powiem, ale napiszę. Tekst genialny warsztatowo, ale na dłuższą metę słaby. Prawdę mówiąc, ta 'szarość' i tak jak ktoś napisał 'poczucie zagubienia' zbyt przesyca cały utwór.
Nie wiem co Autor brał, pisząc to, ale chyba nie chcę wiedzieć. :)
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 27 Kwi 2023, 17:28
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Następna

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości