Serio? Kolejna petycja?
Ani jedna petycja, którą podpisałem w Internecie, nie dała rezultatu.
Dalej idąc, jeśli chodzi o kasę, to nikt nie będzie się słuchał grupy bliżej nieokreślonych internautów przy likwidacji zadłużonej i nierentownej oficyny wydawniczej. Jedyne, co uratuje PIW to to, że zaczęli wychodzić z długów. Z resztą, skoro spłacono już ich 60%, to szczerze wątpię, że zostanie ona zlikwidowana. Nikt nie zabija kury, która znosi już nie nawet złote, ale jakiekolwiek jajka.
Prawda jest jednak taka, że PIW niezbyt pasuje do dzisiejszego modelu wydawania książek zalewających dosłownie rynek nierzadko poczytnym chłamem. Popularność Greya nie wzięła się przecież z powietrza, ktoś to musiał kupić, żeby opłacało się robić tego ekranizację.
Nieprawda, że w Polsce się nie czyta książek, bo jest ich wydawanych na pęczki, tylko kogo dzisiaj interesują dzieła wydawane przez PIW? Raczej garstkę zapaleńców, literatów i filologów.
(nie, nie mnie, jestem anglistą)
Szkoda faktycznie, jeśli instytut upadnie, ale nie petycja im pomoże, tylko kupno książek i napędzanie sprzedaży. A pewnie mało kto z podpisujących petycję miał w ręku więcej niż kilka wierszy Białoszewskiego, czy coś ponad "Szewców" Witkacego, a to jedni z autorów wydawanych przez PIW.
Także w tej kwestii imo "resistance is futile".