Postuluję zmianę nazwy tematu, bo nie widzę powodu by zajmować się tylko amerykańskimi
Pakt HBO - obejrzałem trzy odcinki i jestem... zrezygnowany? Zniesmaczony? Sam nie wiem jak to nazwać. Zacznę od fabuły - tani mistycyzm połączony z "mrocznymi tajemnicami okresu transformacji". Koniec lat osiemdziesiątych i lata dziewięćdziesiąte to szalenie interesujący temat - FOZZ, Soros, Magdalenka, Okrągły Stół, moskiewska pożyczka (SdRP -> SLD), berlińska pożyczka (KL-D -> PO), przejmowanie majątków, prywatyzacje, szał ciał i w ogóle.
Tymczasem póki co jest to spłaszczone do nie wiadomo jakiej tajemnicy z przeszłości, dziwne spółki i temat dochodzenia do fortun nielegalnymi ścieżkami owszem, pojawiają się, ale nie mają większego znaczenia, bo nacisk położony jest na przypowieść o Abrahamie i jej wpływ na głównego bohatera. Wiem, że to norweski koncept, a Pakt jest tylko Układem w polskich realiach, ale naprawdę nie widzę powodu, by zrzynać pomysł z zagranicznego rynku, jeśli rodzima historia najnowsza dostarcza lepszych.
Nagromadzenie efektów z innych filmów, takie jak spowalnianie czasu podczas przemyśleń Dorocińskiego, czołówka jak żywo przypominająca "Detektywa" i parę pomniejszych, znanych mi też skądś indziej, zamiast stworzyć atmosferę zadumy, powagi i mroku, tylko mnie rozśmiesza. Balon reklamowy został nadmuchany do niebotycznych rozmiarów, parcie jest tak wielkie, że chyba coś zaczęło ciec nogawką. Mianowicie brak oryginalności i niejasności fabularne.
Przykład - bankiet charytatywny, antagonista przedstawiony jako anioł, ochrona próbuje wywalić niepokornego Dorocińskiego, potem telefon od nieznajomego, który mówi mu o spisku sięgającym 1989 roku. Hehe, historia Polski się zaczęła dopiero w '89! Jak odkrywczo i nowocześnie! Nieznajomy po dostrzeżeniu przez Dorocińskiego ucieka, dojeżdża do domu, gdzie ze strachem przygląda się swoim dzieciom śpiącym w łóżku. Widać jak na dłoni, że się o nie boi. I znajduje nadpaloną maskotkę pod kocykiem - aaaa, dzieci mu zabijo, ostatnie ostrzeżenie! Nadpalona maskotka nawiązuje do tajemniczego - a jakże - nagrania sprzed lat (pokazanego odcinek wcześniej), które przedstawia podpalenie domu w którym znajdowało się dziecko. Pojazd po emocjach, widz się ma wzruszyć i nie zadawać pytań, dlaczego je*ie sztampą i jest obrażany przez scenarzystę. Po prostu ma wiedzieć, że kto zadrze z elitą, ten nakryje się pytą.
Warstwa wizualna - jest dobrze. W połączeniu z jakimś ambientem za 99 centów faktycznie Warszawa zdaje się być zimna, a biurowce wyrastają ponad kamienice jak Cytadela w Half-Life albo wieża Saurona na Domaniewskiej. Można by rzec, że pod tym względem, nawet ocierając się w moim odczuciu o śmieszność, dogonili aktualne trendy.
Ale! Sztywność dialogów, stereotypowe potraktowanie pewnych elementów (np. role w redakcji, niepokorny dziennikarz, korpowilki w owczych skórach, bestialskie goryle tych złych, "hakerka" a'la CSI - rozpoznawanie tablic rejestracyjnych zerżnęli stamtąd) czy nieoryginalność głównej intrygi składają się na mocno przeciętny towar w niezłym opakowaniu. Potencjał sromotnie zje*any.
Hype jak cholera. Forma przewyższająca treść. Wszystko tak podkreślam dlatego, że wku*wia mnie nachalność reklam i sztucznie pozytywnych recenzji, które kosmicznie wręcz wychwalają Pakt. Dla mnie to poziom braci Wright - już w powietrzu, ale jeszcze nisko, wolno i krótko.
Jeśli HBO nie zatrudni lepszych scenarzystów, to ich kolejny serial - po Watasze i Pakcie - będzie taki sam. Średni po prostu. I jedyne z czym zgadzam się w recenzjach, to że jak na polskie warunki Pakt jest całkiem całkiem. Z tym, że Pitbull, Glina czy Ekstradycja z uwzględnieniem różnicy czasowej były, a nierzadko wciąż są lepsze.
Jedna gwiazdka na filmwebie
(a na serio to z sześć, może siedem, bo praktycznie nie daję niskich ocen, taki ze mnie biały miś)