Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Tutaj dyskutujemy w tematach, które nie pasują do żadnej części S.T.A.L.K.E.R.'a.
Regulamin forum
Chcesz zadać pytanie lub masz problem? Napisz w tym dziale, a Twój temat na pewno zostanie usunięty.

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez artur11111 w 30 Lis 2011, 20:18

Przypomniała mi się pewna historia:

Kiedy byłem kotem chodziłem z 3 ziomkami. Nazywali się Sasza, Wania no i Borys. Byli to świetni Stalkerzy, którzy pomagali wszystkim nowicjuszom. Kiedy zrozumieliśmy, że mamy jako takie doświadczenie poszliśmy na Wysypisko. Warto wspomnieć, że każdy z nas dysponował już standardowym kombinezonem stalkera. A więc jesteśmy blisko Pchlego Targu wieje lekki wietrzyk, spokojnie, cicho, mutanty gdzieś poznikały. Jednogłośnie postanowiliśmy rozluźnić zwieracze, rozpalić ognisko, wypić parę kozaków i pogadać. A więc jak pomyśleliśmy tak i zrobiliśmy, aż tu nagle widzimy samotnego Stalkera idącego gdzieś spokojnie, bez pośpiechu. Pomyślałem, ma chłopina czas niech usiądzie z nami, popije kozaka, opowie coś ciekawego....A więc krzyknąłem do niego, a ten z uśmiechem przyjął zaproszenie. I wtedy zorientowałem się, że coś jest z nim nie tak. Zaczął opowiadać niestworzone historie o Spełniaczu Życzeń, jakichś nieznanych artefaktach, Centrum Zony... Myślę sobie upadł na mózg czy co ? Jak można wygadywać takie głupoty !? Kiedy zasnął spakowaliśmy manatki i uciekliśmy do Instytutu Agroprom i dołączyliśmy do Powinności. Tak potem okazało się, że tym Samotnikiem był osławiony Strielok. Razem z Saszą i Wanią modlimy się do Boga i diabła żeby udało mu się rozwikłać zagadkę Zony. Tak tylko z Saszą i Wanią ponieważ Borys umarł na wskutek choroby popromiennej. Bandyci przegonili go między skupiskami odpadów z Elektrowni. :wódka:
Zniszczymy Zonę i anarchistów, bo taka jest nasza Powinność.

Za ten post artur11111 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Stalker Rambo.
Awatar użytkownika
artur11111
Kot

Posty: 26
Dołączenie: 19 Sie 2011, 09:06
Ostatnio był: 14 Cze 2014, 15:52
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Sawn-off Double-barrel
Kozaki: 3

Reklamy Google

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez djcycu w 02 Gru 2011, 15:45

W takim razie z innej beczki opowiem wam najstraszniejszą historię jaka mi się przytrafiła...

Dostałem kiedyś dziwne zlecenie. Dlaczego dziwne? Miałem przynieść artefakt co wcale nie jest zbytnio trudne. Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że każdy bał się tego zadania. Ja ochoczo podjąłem się zlecenia i nakręcony pokaźną zaliczką wyruszyłem do Czerwonego Lasu. Nikogo tam nie było, zawsze pustka i straszno jakoś. Wszedłem do kopalni gdzie miał się mieścić owy owoc zony. Cisza... Idę jednym korytarzem, zaraz drugim i trzecim... W końcu dochodzę do drzwi, otwieram je i docieram. Pełno tam porozrywanych trupów, smrodu co nie lada a w środku? A w środku kilka rozrzuconych w koło kamieni i w środku on pośród wygasłej już anomalii... Dziwny niebiesko-granatowy kamień wielkości głowy. Idę powoli do niego i wysięgam ręce ku niemu... Czuję jak coś mnie odpycha niczym wiatr lecz nic nie wieje... Po kilku próbach mam go. Pakuję go do plecaka i słyszę głosy... Od razu po wzięciu artefaktu zaczęły zbiegać się zombie, w miarę możliwe trupy zaczęły się podnosić nawet szkielety podrywały się do góry! Zacząłem uciekać... Ostrzeliwałem się z pistoletu i karabinka na zmianę i gnałem do wyjścia. Chmary zombie blokowały mi wyjście i znalazłem się znów w tej komnacie z artefaktem... Biegając za osłoną strzelałem aż w końcu dostałem ni stąd ni zowąd kawałkiem deski... Upadłem na ziemię a mój karabin wzniósł się ku górze i zaczął samoczynnie strzelać. Wisiał nade mną i strzelał zza osłony do potworów, magazynki wyskakiwały mi z kieszeni i upadały puste, naboje z plecaka wystrzeliwały ładując puste magazynki z prędkością automatu. Zaraz potem wystrzelił z kabury jak z procy mój P99 i ładował tak samo latając przy głowach zombie i oddając strzały. Chciałem się bardziej podnieść ale dziwna siła przykuła mnie do ziemi bym nie powstał. Straszliwe jęki, krzyki, odgłosy chlapiącej wszędzie krwi i pękających głów... Czułem się jak w środku piekła... Zacząłem już klepać zdrowaśki i nagle stało się po wszystkim. Z mojego podziurawionego plecaka wydarłem ten artefakt... Podszedłem do miejsca skąd go wziąłem i odłożyłem. Artefakt żarząc czerwoną barwą zamieniał się z powrotem w niebiesko-granatowy kamień. Moja broń przeleciała przez całą salę z powrotem do mnie. Zaraz potem magaznyki i resztki naboi. Niebieskawe chmury które po tej strzelaninie tam zostały wyleciały z pomieszczenia a ja zrozumiałem że to były poltergeisty. Powróciłem do baru, wypieprzyłem wszystkie pieniądze na ladę i zrobiłem awanturę barmanowi. Każdy patrzył na mnie jak na debila lecz nie przejmowałem się i wybiegłem stamtąd. Podobno wielu szło po ten artefakt... Nielicznym tylko zona pozwoliła go ujrzeć. Do dziś zastanawiam się czemu dała mi przeżyć i czym był ten artefakt...
Szczegółowe mapy do S.T.A.L.K.E.R Zew Prypeci

In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen

Za ten post djcycu otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Afrose.
Awatar użytkownika
djcycu
Monolit

Posty: 3533
Dołączenie: 17 Wrz 2009, 16:38
Ostatnio był: 12 Sty 2021, 21:51
Miejscowość: "Łosiek"
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Tunder S14
Kozaki: 775

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez Stalker Rambo w 06 Gru 2011, 17:29

To wam opowiem historię z dzisiaj! Razem z innymi stalkerami zatrudniłem się do pomocy dla naukowców. Chcieli jakąś anomalię badać, a my mieliśmy ustawić posterunki i pilnować. Myślę sobie łatwy szmal. Mieliśmy tylko stać. Nawet automaty nam dali! I nie było mowy o wchodzeniu w anomalię, to należało do naukowców. Razem ze mną byli Korkociąg, Majka, Tomcio, i taki kot... hmm... jak on się nazywał? Z resztą nieważne i tak wszyscy na niego Młody wołali. No to się rozstawiamy wokół anomali, a naukowcy rozkładają te swoje maszynki. Wogóle to wszystko się działo na starej jednostce wojskowej. I tak stoję, i stoję, już się zimno zaczęło robić, i zacząłem stąpać z nogi na nogę. No to się pytam jednego z profesorków: Panie! długo jeszcze?! A on mnie coś tam odpowiada w tym ich technicznym języku. O jakichś falach, rejestratorach i innych dziwnych ustrojstwach. Pomachałem głową, że wszystko rozumiem, choć nie rozumiałem ani słowa i się odwróciłem. Stoję oparty o ścianę i marzę o kiełbasie na ciepło w sosie grzybowym, obserwując najbliższe krzaki. Przyglądam się i widzę jak coś się rusza za krzakami. Jakieś dwa typy idą. To ja wołam: STÓJ! Kto idzie! I nic, idą dalej. No to ja za suwadło, przeładowanie, i krzyczę: Bo będę strzelać! A oni dalej swoje! i nagle słyszę jak z tyłu zaczynają strzelać. Co się dzieje! - krzyknąłem, nie odwracając wzroku od dwóch jegomości. W odpowiedzi padły trzy słowa: Zombie! Zombie! Zombie! - krzyczał Korkociąg. To ja strzeliłem tym dwóm typom pod nogi, a oni mozolnie podnoszą broń i zaczynają strzelać na oślep. Rzuciłem się za ścianę upadając na prawe kolano, aż do tej pory mnie boli. Wstaję i utykając podchodzę do rogu budynku. Powoli wykrajałem sobie obszar za ścianą i mam. Idzie skubaniec. Wymierzyłem, strzeliłem i... chybiłem. Na szczęście Zombie jak to Zombie, otępiałe nie zareagowało, to ja znowu celuję, strzelam i chybiam. Ki Czort?! - pytam się w myślach. Może strzelcem wyborowym nie jestem, ale wiem, że umiem strzelać. Jak byłem w wojsku to zawsze najlepsze oceny ze strzelania miałem! Na szczęście zawsze mam mojego chasera w gotowości. Wyrzucam tego automata przed siebie, ręka do tyłu i wyciągam, mojego "Egzekutora". Celuję, strzelam i padł martwy, o ile można było powiedzieć, że wogóle żył. Wychylam się bardziej i widzę drugiego. Tym razem trafiłem bezpośrednio w głowę, bo ciało upadło bez łba. Słyszę, że strzelanie z tyłu ucichło. Naukowcy w panice, zaczęli się pakować, a ja podeszłem do tego gnojka, co mi dał krzywy karabinek. Jakbyście widzieli minę gościa, potym jak dostał sierpowego! Bajka! Po wszystkim ich odprowadziliśmy i wzięliśmy kasę. Ja dodatkowo dostałem 4 kozaki w ramach przeprosin. I wiecie jaki z tego morał? Sprawna broń to synonim życia! Przynajmniej w Zonie.
Awatar użytkownika
Stalker Rambo
Weteran

Posty: 595
Dołączenie: 21 Paź 2011, 00:15
Ostatnio był: 08 Cze 2022, 18:27
Miejscowość: Starogard Gdański
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Chaser 13
Kozaki: 142

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez artur11111 w 24 Gru 2011, 14:33

Zebraliśmy się pewnego pięknego wigilijnego poranka koło głównej bazy Powinności w Instytucie Agroprom. Dowódca przesłał nam przez PDA, że odbędzie się zebranie. No to nikt nie narzekał, bo zebranie = brak stania w zimnie i pilnowania by mutanty nie przedostały się do obozu. Generał Kryłow zszedł do nas i zaczął przemawiać. Tego dnia dowiedzieliśmy się jacy jesteśmy dzielni i że życzy nam tego byśmy zdrowi i bogaci powrócili do domu. Naszym prezentem bożonarodzeniowym miało być 5 000 nowych rubli dla każdego żołnierza. Dodatkowo dla sierżantów i wyższych rangą oficerów przygotowane były najnowocześniejsze działka Gaussa. A więc każdy chodził po obozie z durnym uśmieszkiem przyklejonym do gęby. Wieczorem ułożyliśmy wielkie ognisko i odśpiewaliśmy trochę kolęd. Oczywiście w ruch poszły kozaki i mięso z niedawno upolowanych mutantów.


A więc niech te Święta Bożego Narodzenia będą dla Was szczególnie magiczne i abyście dostali wory prezentów pod choinkę :D . Wszystkiego najlepszego !

:wódka:
Zniszczymy Zonę i anarchistów, bo taka jest nasza Powinność.
Awatar użytkownika
artur11111
Kot

Posty: 26
Dołączenie: 19 Sie 2011, 09:06
Ostatnio był: 14 Cze 2014, 15:52
Miejscowość: Prypeć
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Sawn-off Double-barrel
Kozaki: 3

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez sniper09 w 28 Gru 2011, 23:46

No to słuchajcie!Pewnego razu wpadłem do bunkra w Jantarze.Byłem wtedy jeszcze kotem.Przyjąłem zlecenie zlikwidowania legowiska snorków.jednak naukowiec nie powiedział mi wszystkiego o tamtym miejscu.Nacierały na mnie hordy zombi.Zerwałem z pleców mój wysłużony kałasznikow i strzelałem do krzaków.Do dziś pamiętam ich jęki.Kule,jedna po drugiej trafiały mnie w różne części ciała.Miałem szczęście że ominęły głowę hahaha. Byłbym nie był tu tutaj z wami,koledzy ,gdyby nie grupa stalkerów samotników, którzy zanieśli mnie spowrotem do naukowców,moich zleceniodawców.Gdy powróciłem do pełni zdrowia postanowiłem spróbować jeszcze raz wykonać zadanie,choć teraz nawet naukowcy mi to odradzali.Cztery apteczki,karabin Trs z lunetą,100 pocisków...,,cholera mało
tego" pomyślałem.Mimo tego tym razem udało mi się ustrzelić kilka snorków oraz oczywiście hordy zombie.Dostałem
niemałą nagrodę.Warto było trochę pocierpieć.A zwałszcza że poznałem słynną grupę Strieloka!Tak ci samotnicy to byli
właśnie oni!Żałuję że nie miałem okazji z nimi porozmawiać!Tak czy siak dokupiłem sprzęt i wyruszyłem do doliny mroku ale to już inna historia...

- - -

Wyruszyłem raz czterema kumplami Tolkiem,Sucharem,Puchaczem oraz Gałą, w stronę magazynów wojskowych.Mieliśmy zamiar nazbierać sprzętu,artefaktów a potem opchnąć to wszystko za porządną sumkę.Taki był plan...No cóż idziemy dalej a tu nagle jak spod ziemi wyrastają przed nami żołnierze.Jako że nie byliśmy dobrze zapoznani z Zoną i panoszącymi się po niej frakcjami,nie potrafiliśmy określić do której z nich należą.My,porządnie wystraszeni,podchodzimy do nich.Pytają czy mamy przepustkę.No to my im tłumaczymy że nic o żadnych przepustkach nie wiedzieliśmy i wybraliśmy się tu w poszukiwaniu artefaktów i sprzętu.Gdy już chciał coś powiedzieć nagle rozerwały go kule.Podobnie stało się z jego żołnierzami.Gdy tak staliśmy jak bydlęta na wystawie,pojawili się inni żołnierze.Ich poznaliśmy od razu.Byli to członkowie frakcji ,,Powinność".Zaproponowali nam udział w szturmie na bazę
,,Wolności".To właśnie do niej należeli ci żołnierze których na naszych oczach rozstrzelała ,,Powinność".Mieli nieżle płacić.No to się zgodziliśmy.Wyposażono nas w egzoszkielety i chasery,ponieważ z naszą bronią i kombinezonami wytrzymaliśmy byli góra kilka strzałów w naszą stronę.No i zaczęło się piekło.Ja z moimi ziomkami mieliśmy odwrócić
uwagę wrogich żołnierzy gdy nasi ,,koledzy" mieli wysadzić wyrwę w murzę i przez nią wejśc do środka bazy.Niestety nie wszystko poszło tak dobrze .Patrzyłem jak Suchara trafiają kule i jak pada w konwulsjach na ziemię oraz sam
omal nie podzieliłem jego losu.Ale ostatecznie wygraliśmy i dostaliśmy sporo rubli.Suchar został pochowany z niedaleko pola minowego .Jeśli nie wierzycie w moją historię pójdzcie nad grób Suchara.Na nim czarno na białym napisane ,,Śmierć przez kule żołnierzy Wolności"A po za tym Gała jest tutaj z nami.Chodż Gała nie ukrywaj się!
Tolkiem zginął na wysypisku gdzie rozerwał go,strzałem z dubeltówki jakiś pie....rzony bandyta.Puchacz jest teraz
w Jantarze gdzie pomaga naukowcom.Mam nadzieję że jeszcze żyję...

Uwagi moderatora:

Nie pisz jednego posta pod drugim. - Wheeljack
sniper09
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 25 Gru 2011, 23:22
Ostatnio był: 04 Lip 2012, 19:48
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Chaser 13
Kozaki: 1

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez sniper09 w 29 Gru 2011, 00:20

Siadajcie,siadajcie!Chcecie posłuchać bajeczki?Więc dobrze ale nazwać tego bajeczką nie można ha ha ha !
Raz gdy razem z moim kolegą Knykciem siedzieliśmy przy ognisku gdzieś w centrum Doliny Mroku nie wiadomo skąd
napadła nas myśl by spenetrować stary budynek na końcu drogi przy której siedzieliśmy.No więc idziemy .Zgrywaliśmy przed sobą
twardzieli ale tak naprawdę każdy z nas srał w gacie.Ale jednak pytania dzięki którym łatwiej szło się dalej,nasuwały się same:a może znajdę coś cennego ,przeżyje coś ciekawego [ponieważ siedzieliśmy przy tej drodze dobrych parę godzin].Zdjęłem akm z pleców i wycelowałem w mrok drzwi wejściowych.W środku było zupełnie ciemno,szybko włączyliśmy latarki.Nagle usłyszeliśmy jęk.Nie,nie taki jaki wydaje zombie czy pijawka , ale jęk rannego człowieka.
Od razu spytałem się w głowie ,,Co go zraniło?"Równie dobrze mógł to być upadek ze schodów,jak i krwiożerczy potwór
który nas teraz obserwuję.Weszliśmy na piętro z duszami na ramieniu.I zobaczyliśmy go.Leżał w kałuży krwi na ziemi chociaż jego rany były tylko powierzchowne.Szybko go opatrzyliśmy go i już mieliśmy wyjść nie znajdując nic gdy rozległ się ten straszliwy ryk . Nigdy go nie zapomnę.Była to pijawka.Rzuciła knykciem prosto we mnie ,lecz utrzymałem się na nogach.Chwyciłem Knykcia za kombinezon i wyrzuciłem go przez okno.Zostałem tylko z tym stalkerem którego opatrzyłem i pijawką.Z rykiem rzuciła się na mnie zadrapała w nogę.Celowała o wiele wyżej ale strzał który oddał stalker,tego co go znalezliśmy,wybił ją z równowagi.Zkorzystałem z okazji i władowałem jej serie w plecy.Wyszedłem razem z rannym stalkerem z budynku.Owy stalker był naszym kochanym Wilkiem.Knykcia znależliśmy gdy leżał na ziemi w odłamkach szkła.Do dziś wszyscy trzej współpracujemy.Po tym wszystkim wstąpiliśmy do baru na :wódka:

Uwagi moderatora:

Kolejny double post, mimo uwag. Warn. - Soviet
sniper09
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 25 Gru 2011, 23:22
Ostatnio był: 04 Lip 2012, 19:48
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Chaser 13
Kozaki: 1

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez pawlik666 w 29 Sty 2012, 00:44

Oto fragment, jaki na razie udało mi się napisać w mojej ksiazce (jak co to dopiero 1-szy rozdział z ok 14 planowanych):

:

Warta
Dziś na warcie jest całkiem spokojnie. Psy rozszarpywały myszy daleko w krzakach, a bandyci najwyrażniej zrobili sobie wolne od szturmowania obozu w Kordonie. Reszta chłopców ze zmiany była w dobrym chumorze: Nikołaj Muzykant podśpiewywał grając na gitarze, Daniła Sękacz opowiadał jakąś bajeczkę, Jan Samotnik siedział dalej od ogniska popijając wódkę, a Sosza wpatrywał się zamyślony w ognisko, polerując kałasznikowa. Było już ciemno, a nieopodal było słychać wycie psów i złowieszczo wyjącą Zonę.
Nikt do dzisiaj nie wie czym dokładnie jest Zona. Niektórzy stalkerzy i jajogłowi wierzą, że jest to jakiś postęp w ewolucji świata, inni, że to kara Boża za działanie człowieka, a jeszcze jedni nie zastanawiają się nad pochodzeniem Zony, lecz niektórzy postanowili ją za wszelką cenę zniszczyć. Zwyczajni ludzie boją się tego miejsca, część Stalkerów widzi w niej zysk, lecz naukowcy mają nadzieję odkryć rzeczy, które pozytywnie wpłyną na ludzkość i jej dalsze istnienie.
-Wiecie co ludziska? Zastanawiam się nad dołączeniem się do Wolności. Są spoko i nie mają żadnych chorych idei działania... Oni są jak wolni stalkerzy, tylko że działają w grupie.- Wypowiedział się Nikołaj.
-Co nas to obchodzi?- burknoł Samotnik.
-No wiesz... chciałbym znać wasze zdanie...
-Moim zdaniem czemu nie. Możesz się tam do nich przejść i zgłosić swoje usługi. Lecz ostrzegam Cię przed wrogim nastawieniem do Ciebie Powinności!- Powiedział Sękacz.
-A ty Soszka? Co o tym myślisz?- Spytał Muzykant.
-Eeee... Mnie brakowałoby brzmienia twojej gitary Nikołaju.- Odpowiedział.
Nikołaj zamyślił się na chwilę i kontynuował granie na gitarze. Soszka w tym czasie spojrzał się na wzgórze nieopodal osady wolnych Stalkerów. Znajdowała się tam Anomalia Powietrzna zwana "Trąbą". Aktualnie krzątały się tam dziki, które zaciągęła woń mięsa. "Głupie stwory... zaraz one same zmienią się w karmę dla mutantów..." pomyślał Soszka. Rozejrzał się jeszcze trochę. Niewiele widział, więc wstał i wysunął się na przód od obozowiska. Za około godzinę nastąpi zmiana warty, więc był spokojniejszy. Nagle coś nim szarpnęło. Był to widok biegnącej w kierunku niego sylwetki przypominającej wysokiego człowieka. Soszka mrógnął okiem i postać zniknęła. Stalker z początku uznał, że to mu się przewidziało, lecz szybko zmienił zdanie. Wśród błogiej ciszy rozległo się złowrogie wycie. W mgnieniu oka zdjął automat z pleców, odbezpieczył, wystrzelił serię w kierunku, w którym ostatnio widział wysoką postać i pobiegł w stronę obozu.
-Pijawka!- Ogłosił Sosza.
Wszyscy na warcie wyciągneli broń i zbliżyli do siebie chroniąc się na wzajem. Wszyscy badali teren dookoła nich.
-Cholera! Kamufluje się!- krzyknął Sękacz.
Nagle za plecami Samotnika ukazała się szkaradna postać mutanta. Miał on otwarte rany na całym ciele, wydłużone palce zakończone szponami i budzące obrzydzenie obwisłe macki na twarzy. Jednym ruchem położył Samotnika łamiąc mu nogę. Muzykant, Sękacz i Sosza wypruli serię w kierunku potwora, lecz za wiele to nie dało. Bestia znów skryła się w ciemności. Stalkerzy nawet nie zorientowali się kiedy zostali położeni na ziemię przez Pijawkę. Monstrum dorwało się do Sękacza wysysając z niego krew. Przeraźliwy krzyk dotarł do ogłuszonego Soszy, który otrząsnoł się, wziął broń do ręki i gwałtownie pociągnoł za spust kierując ku Pijawce długą i zadziwijająco celną serię. Podziurawiony potwór opadł głucho na ziemię. Sosza zerwał sie natychmiast i pochylił się nad Sękaczem. Biedak był strasznie blady i miał sporą ranę na szyi. Muzykant pobiegł po nosze i wsparcie. Samotnik trzymał się dobrze, więc Sosza nie martwił się o niego. Po jakiejś minucie pojawili się sanitariusze i Muzykant z noszami. Szybko opatrzyli obu rannych i zanieśli do namiotu lekarskiego.
-Samotnikowi nic nie będzie- Doktor uspokajał Soszę- Jednak co do Sękacza mam wątpliwości. Jego stan jest łagodnie mówiąc kiepski. Ma spore ubytki krwi i jest zakarzony jadem Pijawki. Na szczęście możemy opracować lek dzięki surowicy z gruczołów mutanta, ale nie jestem pewien, czy Sękacz wytrzyma...
-Czy mógłbym jakoś pomóc?- Zapytał zakłopotany Sosza.
-Raczej nie...
-Narazie to Sidorowicz cię wzywa młody.- Wtrącił się Denis Rosół-Nieźle się spisałeś w tej akcji. Masz do niego iść. On cię wynagrodzi i powie ci co dalej.
Sosza wychodząc za Denisem rozglądał się po namiocie lekarskim. Niby niepozorny z zewnątrz namiot w środku był całkiem spory. Liczył dwie "sale operacyjne" i sporą salę położniczą. Wszystkie pomieszczenia były pedantycznie od siebie oddzielone. Sosza nie mógł się powstrzymać i w końcu zapytał:
-Co chce ode mnie Sidorowicz?
-Na razie nie mogę Ci powiedzieć, ponieważ sam tego nie wiem.
Sosza zamilkł. Początkujący stalkerzy (zwani "kotami") patrzyli na Soszę pełni podziwu. Gdzie niegdzie dało się słyszeć "Patrz! To ten, co zabił Pijawkę przed obozowiskiem!". Szybko znaleźli się w bunkrze starego handlarza i przywódcy obozu w Kordonie- Sidorowicza. Sosza go nie lubił i uważał za starego, grubego lenia ze smykałką do interesów, łakomego na Artefakty.
-No, no no! Nieźle się spisałeś młody przed obozowiskiem. Widzę, że masz nieco doświadczenia z tymi cholernymi Pijawkami!- Powiedział Sidorowicz.- Mam dla Ciebie i twoich kumpli z warty robotę.
-Zależy ile płacisz i o co chodzi...
-No i to w tobie lubię dzieciaku! Chodzi o pewną robotę dotyczącą tego mackowatego cholerstwa. Mianowicie: dostajesz współrzędne ich gniazda, które znajduje się w budynku niedaleko Agropromu i pojemnik z gazem trójącym, przebijasz się do systemu wentylacyjnego i zagazujesz cholerstwo!... Oczywiście nie zapomnij się z tamtąd zmyć przed rozprowadzeniem chemikaliów. Poczekaj z tym, dopóki nie wyzdrowieją twoi kumple, a potem zgłoś się po sprzęt i ruszajcie. Dostaniecie za to po 5000 rubli od łebka.
-Dorzucę ci paru moich ludzi- Dodał Rosół.
-Hmmm... Zgoda!... Tylko nie wiem co na to moi kumple... Na pewno nie pójdzie samotnik. Ma złamaną nogę. Mam też wątpliwości co do Sękacza... Pijawka omal nie wyssała jego krwi razem z życiem, ale spróbuję przekonać Muzykanta. Jaki sprzęt nam dasz?
-Zestaw apteczek, kombinezony z maskami przeciwgazowymi i amunicję... Acha i jeszcze jedno! Będe miał łączność z wami poprzez PDA.
Sosza odmeldował się i wyszedł bez słowa. Kierował się do jednej z piwnic, gdzie była kwatera sypialniana jesgo i Sękacza. Był to niewielki pokoik z łóżkiem piętrowym i dwiema skrzyniami. Jedna należała do Soszy, a druga do do jego kompana.

Uwagi moderatora:

Po co piszesz dwa takie same posty? - Wheeljack
Awatar użytkownika
pawlik666
Kot

Posty: 44
Dołączenie: 26 Sty 2012, 18:22
Ostatnio był: 03 Maj 2017, 02:33
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 3

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez Fender w 29 Sty 2012, 01:59

Chodźcie, zapraszam! Tak, też mam nieprzyjemne doświadczenia z pobytu w strefie towarzysze. Zarzuć jednego Mikołaj! Posłuchajcie i wystrzegajcie się tego miejsca. Kilka miesięcy temu byłem w Prypeci. Niebezpieczna wyprawa, ciągłe lanie po gaciach, ale cała nasza grupa żywa, lecz fantów jakoś mało. Emisje nie przynosiły nowych artefaktów, więc zacumowaliśmy w starym szpitalu. Chłopaki trochę się pokręcili po okolicy i mówią, że jakiś handlarz rozbija interes w Prypeci. Fenderowicz podobno otwiera bar na piętrach wieżowca i potrzebuje nas , żebyśmy sprawdzili pewną legendę. Płaci połowę teraz, połowę po wykonaniu zadania. Kasa nie mała. Koło 20 tysięcy za całą robotę. Nawet jakbyśmy mieli iść, żeby mu zeznać, że nic nie wykryliśmy to i tak się opłacało nie? Więc opowiada o jakimś laboratorium ukrytym w lesie po wschodniej części miasta. Pełno takich w zonie, to co my się będziemy przejmować jednym? Nie w takich miejscach się było. Daje nam klucz i prosi, żebyśmy zanieśli wszystkie papiery o operacji "Dugaj". Czekamy więc z chłopakami do następnego ranka. Mróz jak cholera. W końcu jesień. Ubieramy się, broń w dłonie i idziemy w stronę lasu. Zaraz przed wejściem w drzewa uderzyła nas fala. To był strach... Nigdy w życiu tak się nie bałem. Ta ciemna gęstwina przyprawiała o dreszcze. Coś okropnego. Martwe drzewa, ostre jak noże gałęzie, zabarwione na czerwono liście. Nie, to nie był czerwony las. Tutaj pewnie też zaraza dotarła. Więc stoimy chwile jak te kołki ściskając zwieracze i wpatrując się w chaszcze. Ale kasa spora, więc ruszamy. Przebijamy się przez dżunglę. Po kilku krokach miejsce skąd przybyliśmy zasłoniły drzewa. Coś okropnego. Jeszcze ta cholerna cisza. Słyszeliśmy jak biją nam serca. Jak przełykamy własną ślinę. I nagle krzaki po prawej zaczynają się poruszać. Wszyscy seria w nie. Potem następne i kilka kolejnych. Dławimy się ze strachu. Ciary przechodzą nam po plecach i nagle Grombczak zaczyna wrzeszczeć o szkielecie. Żeby jakiś duch go zostawił. Naskakujemy na niego, żeby ta się nie darł bo jeszcze jakieś cholerstwa z gęstwiny wywabi. Ciemno jak w dupie. Wiatr wieje gdzieś wysoko w koronach drzew, a ten się drze. Patrzy na nas i lamentuje, że też twarze trupów mamy, że umrzemy. Paranoik jak słowo daję. Wtedy nie było nastroju na żarty, więc w kilku słowach powiedzieliśmy, że albo zamknie mordę, albo ma spieprzać tam skąd przyszliśmy. Przez chwile cisza, a potem wystrzał. Zastrzelił się idiota. Nieźle spanikowani wypatrujemy pomiędzy drzewami jakichś istot. Cisza... Zabieramy więc fanty kumpla i dalej w gęstwinie laborki szukać. Na mapie widnieje miejsce, gdzie powinniśmy znaleźć wejście, lecz nigdzie go nie ma. I nagle jak coś ku*wa nie ryknie. Serce podeszło mi do gardła. Słyszę jakieś sapanie. Gówno widać. Popatrzyłem tylko na Freemana. spie*dalamy. Rzucamy się tam skąd przyszliśmy. Biegniemy jak poparzeni. A to coś ryczy. Obracam się w stronę towarzyszy. Nie ma Mogiły. Zostałem tylko ja z Freemanem. Jak króliki zapieprzamy w stronę miasta, co jakiś czas wypuszczając za siebie serię. W pewnym momencie widzę, jak coś łapie Freemana za nogę i ją odrywa. Nie widziałem co to. Po prostu jakby sama odpadła. Ten próbuje się czołgać, lecz w taki sam sposób chrzęszcząc i tryskając krwią zostaje oderwana jego głowa. Daję słowo, że sama odpadła. Ja spanikowany jak kot zamknięty w łazience z Sidrowiczem zapierniczam ile sił w nogach, drę się jak głupi. Odwracam nagle wzrok spoglądając w gęstwinę. A tam postać w kombinezonie stalkera. Cały podziurawiony. Zamiast twarzy szkielet, w miejscu przetarć widać kości. Przerośnięte pazury i morderczy wyraz twarzy. Jakby szydził ze mnie. Jest coraz bliżej. Już widzę zabudowania, już mam zamiar uciec do jakiegoś mieszkania i zaryglować się prując w drzwi, ale ten potwór łapie mnie za nogę. Nie chwycił dokładnie i puścił zaraz potem, jednak się przewróciłem. Leciałem przed siebie kilka metrów i na szczęście upadłem już poza lasem. Potwór zatrzymał się przy granicy ostatniego drzewa. Spojrzał na mnie tym okropnym wzrokiem, po czym ryknął tak przeraźliwie uciekając w las. Z wyprawy wróciłem sam jeden. Nigdy w życiu nie wrócę już do tego lasu, a podobno coraz więcej stalkerów tam ginie bez wieści...

Za ten post Fender otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Bodziniak.
Awatar użytkownika
Fender
Tropiciel

Posty: 259
Dołączenie: 26 Wrz 2010, 12:38
Ostatnio był: 26 Lip 2017, 01:19
Miejscowość: Przedmieścia Limańska
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: Viper 5 9x18
Kozaki: 90

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez Tormentor w 29 Sty 2012, 15:57

Słuchajcie no towarzysze, dobre parę tygodni temu przytrafiła mi się okropna rzecz, było to mniej więcej tak...Ja i moi kompani, było nas trzech albo czterech, zresztą nie ważne poszliśmy na zwiady, rutynowe wypady za placówkę. Zazwyczaj wracaliśmy cali z uśmiechem na twarzy i kozakiem w reku. Jednak tamten dzień był inny niż wszystkie, czuć było w powietrzu, że coś się zdarzy, oj śmierdziało śmierdziało. Przed wyruszeniem sprawy formalne wiecie magazynki, sprawdzenie ekwipunku ,raporciki...Kumpla dopadło sranie ale powiedziałem, że załatwi to gdzie indziej i musimy już iść. No to żegnamy się z wartownikami i ruszamy. Od początku było bardzo niemrawo, słońce za chmurami tworzyło bardzo złowieszczy klimat, jęki z oddali, krzyki i inne dziwne dźwięki ogólnie normalka w zonie ale wtedy to wszystko wydawało się takie silniejsze. Kolega obok szedł jakimś dziwnym krokiem przygnębiony jakiś taki nie odzywał się w ogóle. Zbliżaliśmy się już do malej opuszczonej wioski. Było tak kilku naszych, patrolowali okolice. Dosiedliśmy się do nich na jakiś czas, trochę pogawędziliśmy, nawet jedna butelka poszła. Neszka przyciśnięty powiedział, że musi załatwić coś grubszego, regulamin wyraźnie mówił, że w takich sytuacjach nie wolno się samemu odłączać od grupy no i ku*wa doigraliśmy się. Po kilku chwilach Neszka nie wracał, od razu zakłopotanie, największą odpowiedzialność ciążyła na mnie, bo bylem dowódcą jednostki, wiedziałem że będę miał przejbane. Zgasiliśmy szybko ognisko, odbezpieczyliśmy bron i rozdzieliliśmy się. Jeden z towarzyszy wlazł w gówno, można było się domyślić ze to od Neszki. Na trawie widoczne były ślady jakiej szarpaniny. Wtedy usłyszeliśmy ten przerażający ryk, którego nie zapomnę do końca życia. Wszyscy momentalnie wzdrygnęli, lufy karabinów kołysały się na boki, każdy z nas miał niezłego pietra. Powoli ruszyliśmy w stronę starej chaty, wszedłem pierwszy, drzwi zaskrzypiały, wydawało się że cala ta rudera oddycha. Kretę schodki prowadziły do jakiejś piwniczki, koledzy mnie osłaniali. Z czoła lalo mi się hektolitrami, czułem wtedy ze gówno Neszki nie będzie jedynym dzisiaj. Nagle jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki drzwi za mną się zamknęły. Kumple zaczęli wrzeszczeć, jeden nawet wystrzelił. Nastała cisza, przeraźliwa cisza. Słyszałem swoje tętno. Nagle poczułem mamrotanie z dołu, światło mojej latarka lizało pogrążone w ciemnościach ściany piwnicy. Zszedłem w dół i wtedy zobaczyłem dwa lśniące punkciki w tej czarnej otchłani, wystrzeliłem bez namysłu, poszła krotka seria i nagle usłyszałem Neszke! Krztusił i stękał, poświeciłem po nim, dostał w klatkę piersiowa. Pytam się, krzyczę, co się tu do cholery dzieje, skąd on się tu wziął i czy coś tu jeszcze jest? I znów, ten ryk! Momentalnie znalazłem się na podłodze, dostałem potężny cios, ogłuszyło mnie latarka świeciła wprost na rannego Neszke. Wtedy stało się coś co śnić mi się będzie do końca życia. Przed moimi oczami ukazała mi się postać humanoida z mackami przy głowie, okropny widok. Pijawka! ku*wa Mac Pijawka, podeszła do Neszki i wykonała zamach to swoja potężną łapą, po chwili obok mnie turlała się zakrwawiona głowa. Zeszczałem się czułem, że to już koniec. W ostatniej chwili wbili moi kumple, monstrum przede mną zniknęło a ja zacząłem wrzeszczeć ,że ona tu jest ,że Neszka nie żyje. Wzięli mnie za ramie i wynieśli. Zatrzasnęli drzwi i zakneblowali je jakąś stara wersalką. Miałem w oczach łzy, plułem sobie w brodę, że nie pozwoliłem Neszce załatwić się przed wyjściem z bazy. Tłumaczyłem się przed głównym dowódca ale na nic, wy*eb@no mnie dyscyplinarnie, ulotniłem się na dobre. Znajomy z Powinności wysłał mi potem wiadomość, że chatę w której doszło do tej dantejskiej sceny spalono, postawiono tam krzyżyk i nic więcej. Neszka był dobrym Stalkerem, wypijmy za niego jeszcze raz.
Image

Za ten post Tormentor otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive artur11111.
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1029
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 18 Cze 2023, 17:27
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 289

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez bambowilk w 04 Lut 2012, 11:52

Nie jestem Nowicjuszem! Powtarzałem to każdemu który mi mówił "Wracaj do mamusi to nie miejsce dla Ciebie!". Wkurzało mnie to. Jak i każdego innego. Aż w końcu postanowiłem, że pójdę do Prypeci . Powiedziałem "Ja im pokażę nowicjusza! Jeszcze się przekonają!". I poszedłem. Oczywiście byłem gówniarzem, który był rozwydrzony. Spotykałem wielu Stalkerów po drodze mówiących, że Prypeć to straszne miejsce mało kto stamtąd wrócił o normalnym rozumie. Ale mnie to tylko zachęcało. Przechodziłem wiele strasznych miejsc. Przyszedłem do miejsca zwanego "Bar". Zrobiłem tam sobie postój. Barman którego spotkałem mówił mi o Prypeci. Lekko z każdą chwilą byłem bardziej przestraszony. Powiedział mi jeszcze, że mogę zabrać się z grupą Powinności. Podszedłem do nich i spytałem się czy idą do Prypeci. Odparli: "Tak, a co Cię to?!". Powiedziałem prosto z mostu, że chcę się zabrać z nimi. Z początku dziwnie popatrzyli na mnie, ale po jakimś czasie zgodzili się lecz pod jednym warunkiem, że wstąpię do "Powinnośći". Zgodziłem się bez wahania. I zamieniłem się z dzieciaka w Stalkera "Powinności". Nazajutrz ruszyliśmy w drogę. Szliśmy przez "Czarny Las". Strasznie tam było więcej zombiaków niż ludzi. Ale nikt mi nie mówił, że będzie łatwo. Po drodze też walczyliśmy nie tylko z ludźmi, ale też z mutantami. Aż w końcu doszliśmy do Prypeci. Byłem uradowany jak dziecko. Niestety nie był to koniec. Jeden z nas poszedł się załatwić. Czekaliśmy z cierpliwością, ale nie pojawiał się więc poszliśmy po niego. Lecz to co zobaczyliśmy było straszne ciało całe rozszarpane......Myślałem, że zwymiotuję. Nagle z każdej strony ludzi "Monolitu" nas okrążyli musieliśmy się bronić padaliśmy jeden z drugim. Mi się udało uciec. Lecz musiałem stawić czoła Kontrolerowi. Hipnotyzował mnie, ale o dziwo stawiałem opór. Po tej zaciekłej walce byłem wycieńczony. Ale miałem w ciąż na tyle silny by iść dalej. Do szedłem do elektrowni. Tam do szedłem do monolitu, który spełnia życzenia. Zażyczyłem sobie bym wrócił do "Kordonu" tak i się stało. Wpadłem na dach domku. Gdy powiedziałem o tym innym nikt mi nie wierzył. Aż do teraz do roku 2012 opowiadam tą historie każdemu młodemu Stalkerowi.
bambowilk
Kot

Posty: 6
Dołączenie: 04 Lut 2012, 11:13
Ostatnio był: 28 Paź 2012, 12:14
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 0

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez Gro3a w 11 Lip 2012, 19:46

Kiedyś Barman wyznaczył sporą sumę, za mutanta o którym krążyła jedna legnda:

Rzadki, straszny mutant, pijący krew i jedzący mięso, zaatakował kiedyś pięcioosobową grupę stalkerów. Na miejscu walki było pełno krwi i kawałków ciał. Opis z legendy wskazywał, że to coś jest trochę przygarbione, nieco owłosione i ma żółte oczy. Kły podobne do tych, jakie ma nibypies, lecz dłuższe i bardziej masywne. Jedni mówią, że to była pijawka, inni że to coś na jej podobieństwo. Duża suma skusiła mnie do wykonania tej roboty. A więc posłuchajcie:

Wstałem wcześnie. Zapakowałem w kieszeń paczkę śrutu, wziąłem obrzyna i ruszyłem na polowanie. Trochę się tego czegoś bałem, ale to dodawało mi adrenaliny. Wszedłem tam gdzie widziałem to wcześniej, czyli starej piwnicy koło hangaru. Zobaczyłem otwarte drzwi i schody w dół. Zszedłem tam i z początku oprócz starych gratów nic nie było widać. Po niedługiej chwili zobaczyłem to co chciałem, ale nie był sam. Cofnąłem się i zza drzwi rzuciłem granat. Kiedy wszedłem tam, zobaczyłem cztery sztuki leżące na betonie. Rozglądałem się za ostatnim lecz nigdzie go nie było. Owinąłem jednego w starą, czarną folię i zarzuciłem go na barki. Odwracając się zobaczyłem piątego. Biegł w moją stronę z otwartą gębą szczerząc kły. Jego wzrok i ryk przyprawił mnie o dreszcze. W porę wyjąłem broń i strzeliłem mu w łeb. Byłem spocony jak szczur i cały się trząsłem. Gdybym nacisną spust sekundę później, już bym nie żył. Kiedy wróciłem do Baru, nawet handlaż był zdziwiony tym, co zobaczył. Mutant o którym opowiedział mi Sidorowicz, jednak istnieje i każdy stalker omija wszystkie piwnice wielkim łukiem.
Nie ma miłości, jest tylko żądza. Nie do człowieka, a do pieniądza.

Dziękuję Ci Boże, za te wspaniałe dni, bez których nie mógłbym teraz żyć. Dziękuje Ci za te wspaniałe chwile, bo w swym życiu nie miałem ich aż tyle. Za wszystkie spędzone w samotności i za te szczęśliwe, pełne miłości...
Awatar użytkownika
Gro3a
Technik

Posty: 718
Dołączenie: 05 Maj 2012, 22:26
Ostatnio był: 02 Wrz 2023, 01:37
Miejscowość: Lubawa - warmińsko-mazurski Sosnowiec
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sawn-off Double-barrel
Kozaki: 294

Re: Wasze historie przy ognisku i nie tylko

Postprzez Szweminek999 w 17 Lip 2012, 20:59

(Powinność) Ej chłopaki, opowiem wam o ostatniej wyprawie zwiadowczej! No co kręcicie głowami? To nie był zwykły zwiad. Byłem ostatnio z Czachą i kilkoma chłopakami u Pietrenki...dostaliśmy zadanie na przeprowadzenie zwiadu w...nie uwierzycie...Czerwonym Lesie! No, sam się zdziwiłem, ale rozkaz to rozkaz, nie to co u tych łajz z Wolności...ale wracając do tematu, Pietrenko wziął nas do magazynu Powinności. No aż się złapałem za głowę, co tam było. Po prostu wszystko!!! Kombinezony, broń, nawet artefakty! Dobre, nie? A Czacha mówi "Bierzcie co chcecie!". Pobiegłem po taki kombinezon, jakie noszą nasi weterani. No, wiecie, ten który jest taki jak standardowy, ale ma zamknięty obieg powietrza, coś jak SEVA. Chyba nawet jakiś stalker go dostał jak gwizdnął Wolności Bulldoga 6...Wiecie, który? Tak? To mówię dalej. No i wziąłem jeszcze ulepszonego Tundera. Mówię wam, prawie się rozpłakałem jak musiałem go później oddać...Wziąłem jeszcze trochę żarcia i energetyków i poszedłem do Czachy. On jak zwykle miał egoszkielet, ale chyba jakiś inny bo biegał w nim szybciej niż stalker uciekający przed Wojskiem. Pietrenko podszedł do każdego z nas i dał nam jakiś hełm, który miał nas chronić przed polem psionicznym. Poszliśmy na odprawę do Woronina. Ten jak zwykle nie powiedział nam nic konkretnego, wiedzieliśmy tylko, że naszym zadaniem jest stworzenie mapy Czerwonego Lasu i zaznaczenie na niej wszystkich baz i patroli Monolitu. Swoją drogą, wiecie że to było pierwszy raz gdy Powinność zainteresowała się Monolitem? Wojna z Wolnością tak nas zaabsorbowała, że nawet nie myśleliśmy, że za mózgozwęglaczem jest coś ciekawego...Jak wychodziliśmy, to już wszyscy (oprócz Czachy oczywiście) byliśmy nieźle przestraszeni. Przeszliśmy do Magazynów. Tam na starcie rozpieprzyliśmy kilku Wolnych, patrol, około pięciu. Potem Czacha powiedział, że idziemy przez wioskę pijawek...no to poszliśmy...tę wyprawę zapamiętam do końca życia, w życiu się tam nie bałem...no co się śmiejecie?! Doszliśmy pod barierę. Tam pełno oddziałów Wolności, więc Czacha wziął kilku chłopków i poszedł szukać innego przejścia. Znaleźli mały przesmyk między skałami. Jak się później okazało, miał cztery kilometry. No to weszliśmy. Weszliśmy w pole mógozwęglacza, cały świat stracił barwy. Spojrzałem na ścianę przesmyku...były na niej jakieś napisy w stylu "Monolit jest naszym panem". Czacha powiedział: "Pamiętajcie, żołnierze Monolitu to fanatycy. Jak, nie daj Boże, nawiążemy z nimi walkę, nie stawiajcie zapory ogniowej,bo oni i tak nie uciekną. Krótkie, precyzyjne serie." Dotarliśmy do końca tego tunelu, wyszliśmy na jakąś skałę. Stamtąd było widać całkiem dużo, więc złapaliśmy za lornetki i zaczęliśmy zapisywać wszystko, co widzimy, a Czacha fotografował patrole Monoliciarzy. Zobaczyłem kilku przy ognisku. Klęczeli i tak się dziwnie kiwali dookoła, o tak, tylko tak jakoś nienaturalnie szybko...Po chwili usłyszałem, że coś krzyczą. No i usłyszałem też strzały. Czacha krzyknął "Wykryli nas! Odpowiedzieć ogniem, a potem wycofać się do Magazynów!!!" Wziąłem tundera i zacząłem napieprzać. Wtem Czacha podbiegł o mnie i drze się, że mam oddać mu tundera i napieprzać z RPK. Biorę to żelastwo i biorę od Kaprala Małego naboje przeciwpancerne. Ładuję i zaczynam grzać. Ale tamci też znali się na rzeczy, więc kilku naszych dostało. Może to głupio zabrzmieć, ale chyba dobrze, że zginęli od razu, bo nikt by ich nie targał na plecach z powrotem do Baru. Mononiciarze zaczęli szarżować. Serio, powaleni fanatycy. Pchali się prost pod RPK...jeden upadł tuż przede mną. Wtedy zaczęliśmy się wycofywać. Zanim wstałem, zauważyłem, że ten jeden co chciał się na mnie rzucić nie miał żadnej ochrony psionicznej. Wierzcie albo nie, miał gołą głowę! Powinien być zombiakiem, a zachowywał się jak prawie normalny człowiek. Wycofywaliśmy się przez przesmyk, gdy tamci zaczęli krzyczeć chórem "Poznaliście potęgę Monolitu!" I tak cały czas. Jak wróciliśmy do Baru, to okazało się, że pamięć w aparacie Czachy jest uszkodzona. Jutro idziemy do profesorków nad Jantar żeby to zbadać, bo Pietrenko podejrzewa, że to przez emisje psioniczne. Tak czy inaczej póki co z mapy Czerwonego Lasu nici...i może lepiej, żeby tak zostało...
Ostatnio edytowany przez Szweminek999, 18 Lip 2012, 14:19, edytowano w sumie 1 raz
S.T.A.L.K.E.R.

Za ten post Szweminek999 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Bodziniak, artur11111, tmatrix7.
Awatar użytkownika
Szweminek999
Stalker

Posty: 87
Dołączenie: 09 Kwi 2012, 21:57
Ostatnio był: 01 Sie 2014, 13:12
Miejscowość: Baza Powinności
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 8

PoprzedniaNastępna

Powróć do Ogólna dyskusja

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości