''Tańcząc w pyle świata''

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

''Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Wielki Kacpi w 21 Mar 2017, 19:13

Witam.
Z takiej racji, że pracując mogę sobie pisać to stwierdziłem, że rozpocznę mojego literackiego rzyga. Piszę w warunkach roboczych, więc ewentualnymi poprawkami zajmę się z opóźnieniem - po prostu szukam rozrywki w robo :D Wszelkie opinie mile widziane bo coś czuję, że będę na bieżąco kontynuował. Co do bohaterów, uniwersum, czy fabuły - dowiecie się czytając. Zapraszam!

Tańcząc w pyle świata

Dancing on the ashes of the world
I behold the stars
Heavy gale is blowing to my face
Rising up the dust
Barren lands are desperate to blossom
Dark stars strive to shine
I still remember the blue ocean
In this dying world.




Dzwonek zabił trzy razy sygnalizując zmianę warty. Trzech stalkerów siedzących na posterunku wstało i po przeciągnięciu się zebrało swoje manatki ze skrzyni, która służyła jako stół. Z ciemności tunelu od strony stacji wyłoniły się trzy postacie. Na czele grupy stał mężczyzna na oko koło pięćdziesiątki, a za nim drobiło dwóch młodych chłopaków.
-A kto to nas zmienia, to sam Dziadek Mróz! – krzyknął dowódca warty poprawiając swoją kamizelkę
-Jak wachta? – stalker wszedł na barykadę i badawczym wzrokiem objął głębie tunelu. Reflektory oświetlały kilkadziesiąt metrów rozkręconych torów, na których gdzieniegdzie leżały zakrwawione truchła olbrzymich, włochatych pająków – Widzę, że się nie nudziliście, kapitanie. Wydaje mi się, czy ostatnio te potwory coraz częściej tu zaglądają?
-Racja – odparł żołnierz zarzucając na ramie swój karabin – Wygląda to tak, jakby testowały obronę. Po parę sztuk plączących się po sklepieniu, nic wielkiego. Chociaż cały czas czuję się obserwowany.
Przeszedł go dreszcz, jednak grupa zmienników nieprzejęta informacją o dziwnych atakach zaczęła rozkładać się przy dogasającym ognisku.
-No, starzec i dwóch dzieciaków. Coś czuję, że dziś stacja upadnie – kapitan uścisnął dłoń dowódcy wachty – No, ferajna, zbieramy się. Pora odespać.
Chwilę później wraz z brygadą zniknął za zakrętem tunelu, a Stalkerzy rozsiedli się przy prowizorycznym stole. Starszy wyjął harmonijkę i smętną melodią rozpoczął ośmiogodzinną wachtę.



Południowa barykada Placu Wilsona, a dokładniej jej prawy tunel pozbawiony torów to prawdopodobnie najnudniejszy przydział jaki kiedykolwiek powstał w tym opuszczonym przez Boga świecie. Tunel zapadł się gdzieś w okolicach Placu Inwalidów sprawiając, że dowództwo stacji postanowiło rozkręcić tory i przeznaczyć je jako wzmocnienie frontowych, północnych barykad.
Bezużyteczna ślepa kiszka. Tylko Srebrne Pająki od czasu do czasu przekopywały się przez szyby techniczne i kierowały się albo na południe, w stronę Konfederacji Gdańskiej, albo na północ, ku niezależnej stacji Wilsona. Jednak przez większość czasu warta była tylko wyjęciem z życia ośmiu godzin dla każdego, kto dostał tu przydział. A zwykle byli to kadeci, żołdacy blisko zakończenia służby oraz ci, którzy podpadli dowództwu.
Dowódca warty należał i do grupy zasłużonych kombatantów, jak i do tych skłóconych ze sztabem stacji. Nie był co prawda żołnierzem, lecz wolnym stalkerem, najemnikiem, ale nikt nie wiedział czemu od tylu lat współpracuje z ludźmi, którzy najchętniej wysłaliby go w diabły.
Może dlatego że część obrała go za większy autorytet, niż swoich przywódców.

Melodia wygrywana na harmonijce skończyła się, a jej echo niosło się jeszcze chwilę po sklepieniu tunelu. Stalker odłożył instrument na stole i zlustrował dwóch chłopaków, którzy z nim siedzieli. Grali w karty chytro trzymając swoje talie tak blisko swoich twarzy tak, jakby rywal mógł przejrzeć je na wylot w każdej chwili. Postanowił zagadać.
-Nie skojarzyłem was podczas odprawy. To wasza pierwsza zmiana?
-Trzecia – odparł jeden z nich energicznie rzucając kartę na stół – Dwie spędziliśmy na obieraniu ziemniaków. W sumie doba obierania pie*dolonych ziemniaków. Daro potem przez sen krzyczał, bo śniło mu się, że tonie w kartoflach.
-Tak było – odparł rzucając kartę na stół – Wybłagaliśmy zmianę przydziału dwa dni temu. Ze względu na wzorowy przebieg szkolenia ten gbur Zarzecki się zgodził i wysłał nas tutaj. Lepsze to, niż, ku*wa kartofle, chociaż wolałbym lewy tunel. Tam przynajmniej jest światowo, a tu dupa.
-A ja bym wolał północne barykady. Sytuacja za Marymontem podobno jest tak spie*dolona, że przestaliśmy wysyłać specjalsów do rutynowej kontroli populacji zwierząt. A to oznacza, że niedługo będzie można poćwiczyć celność.
-Dziwne – mruknął starzec – jeszcze kilka tygodni temu byłem na Imielinie. Wesoło nie było, ale bez tragedii.
-Ja słyszałem plotki, że specjalsów wysyłają teraz na powierzchnię – odparł Daro – W koszarach gadają, a i w kantynie swoje słyszałem. Jakby Wiktor nie miał głowy w dupie to też by słyszał.
-Spierdalaj - chłopak rzucił przedostatnią kartę z talii – makao.
-Tak czy inaczej coś się kroi. Jedni mówią, że coś spadło z nieba niedaleko Warszawy i każdy się ściga, żeby poszabrować. Inni mówią, że odkryto jakiś kompleks w Łomiankach. Wiecie, taki pełen broni, lekarstw i żarcia. Prawdziwy skarb. Ja bym obstawiał to ostatnie.
-Boś debil, ot co - odparł Daro dobierając do talii pięć kart. – Wszystko bajki. Chociaż chciałbym wyjść na powierzchnię, nawet w poszukiwaniu czegoś, co nie istnieje.
-Tego nie wiesz.
-Chuj z tym. Wielu rzeczy nie wiem i żyję. A wolę biegać na powierzchni niż kisić się tutaj, z głąbami jak ty.
-A byłeś kiedyś na górze? – wtrącił się Dziadek Mróz
-Jeśli to pytanie służbowe, to nie. Ale ogólnie byłem, raz. Wujek był zwiadowcą, świeć Panie nad jego duszą. Miałem dwanaście lat, nie zabrał mnie daleko. Widziałem Plac Wilsona, ten z góry. Pamiętam tą pustkę nad głową, żadnych limitów! Tylko gwieździste niebo i ogrom bezkresu. Nie wytrzymałem długo, we łbie mi się kręciło jak po odwiedzinach w naszej spelunie, i to po wypłaceniu żołdu. Może to kwestia powietrza, chociaż wujek mówił, że każdy tak reaguje za pierwszym razem, kiedy jest na powierzchni. Było ciemno jak w dupie, ale jaka piękna to była dupa! Nie taka jak tu, jakiś spocony rów obleśnego typa z nadwagą, tylko taka ładna, jak młodej dziewczyny. Tutaj nie ma nocy, nie takiej, jaką ja widziałem. Mrok przesłonił krajobraz, ale w świetle księżyca widziałem te budowle postawione przed wojną. To skłania, ku*wa, do myślenia. Wujek obiecał mi, że kiedyś zabierze mnie za dnia, ale wkrótce potem wyszedł i zaginął. Ale kiedyś tam wrócę, zobaczę ten świat za dnia i znajdę go. Żyjącego, albo jego ciało. I go pomszczę.
-Ta, wyjdziesz i usmaży ci jaja, a smażone kukle są przysmakiem wśród mutantów i tych poje*ów z kanałów – odparł Wiktor kręcąc głową
-Mówisz tak, bo mi zazdrościsz. I jesteś cykor, a nie facet.
-Ma trochę racji – starszy westchnął – Powierzchnia to nie sielanka. To, że wtedy był spokój to wyjątek. Rozumiem was, młodych, że chcecie sięgać tam, gdzie się nie da, i w ogóle. To z jednej strony dobre, tak powstała i rozwinęła się nasza cywilizacja. A z drugiej strony przez to upadliśmy. Teraz pionierzy wychodzą na powierzchnię jeden raz, drugi, trzeci, by za czwartym już nie wrócić. A co nam zostawiają? Skrawek mapy, która jest nieaktualna za miesiąc, albo kupę złomu, rzadko coś cennego.
-Czyli lepiej siedzieć pod ziemią, jak Szczurokret?
-Lepiej założyć rodzinę, zrobić parę dzieciaków. Żyć i dać żyć innym, dosłownie. Wy, młodzi gonicie za przygodą i zapominacie, że prawdziwe legendy doglądają farmy i świń, i dają wam co jeść, albo pracują w elektrowni. To są bohaterowie naszych czasów. Szkoda, że o tym zapominamy.
-Pierdolenie. Mówisz tak bo jesteś stary i pewnie sam całe życie harowałeś na farmie – odparł lekceważąco Darek
-Widzisz nietoperza? – starszy wskazał gdzieś na sklepienie sufitu w odległości kilkudziesięciu metrów. Chłopak wyprostował się jak struna i zerknął zza barykady mrużąc oczy
-No widzę. I co?
Ten nie odpowiedział. Wstając chwycił za karabin oparty o pustą beczkę i w sekundę przybrał pozycję strzelecką, po czym strzelił. Wyciszony SKS zaśpiewał swoją muzykę, a samotny nietoperz spadł z mlaskiem w kałużę błota.
-Gównażeria – skwitował Dziadek Mróz – Może ognisko?




Z wielu powodów pseudonim ''Dziadek Mróz'' pasował do niego jak ulał. Był leciwym mężczyzną o siwych włosach zaczesanych na tył, które idealnie komponowały się z jego szwedzkim zarostem. Jego szare oczy, czujne i zimne bacznie obserwowały trzech stalkerów siedzących wokół ogniska którym opowiadał właśnie historię. Ciągnął wolno i nostalgicznie, a płomienie odbijały się od jego oczu potęgując posępność chwili.
-Pamiętam jak skończył się świat. Życie kiedyś było trudne, ale nieskomplikowane. W rutynie dnia codziennego człowiek nawet nie zauważał, że podąża ślepą ulicą. I nagle to wszystko przestało istnieć, jak za dotykiem różdżki szalonego czarownika. Proste życie zmieniło się w morderczą walkę o przetrwanie, ład zamienił się w chaos. Tylko chciwość i głupota zostały te same, jakby odporne na broń biologiczną, atomową, i wszystko inne co zostało na nas zesłane. - Dziadek Mróz wziął łyk ognistego trunku ze swojej manierki - Pamiętam Pierwszą Emisję. Byłem wtedy młodym chłopakiem pracującym na recepcji, aby zarobić grosz do wydania na przyziemne przyjemności. I paradoksalnie ta chęć do samounicestwienia uratowała mi życie. Skryty za recepcyjną ladą przetrwałem chroniony przez grube ściany, kiedy miliony ludzi bez ochrony zostało unicestwionych morderczym promieniowaniem. Z okna widziałem ogniste niebo mieniące się kolorami żółci i czerwieni, niebieskie błyskawice jakich nigdy potem nie widziałem. Oraz ten huk, a potem pulsujące brzęczenie w środku głowy rozchodzące się na całe ciało, jakby w samej duszy zalęgła się cała pasieka. Ostatkiem świadomości pojednałem się z Bogiem. Kiedy wstałem, Boga już nie było. Wybiegłem na zewnątrz i ujrzałem obraz prawdziwej gehenny, nie do opisania słowami. Martwi leżeli potwornie wygięci, jakby dalej cierpieli katusze. Niektóre ciała łapały się za głowę, inne kuliły się w kłębek jakby udawały, że nie istnieją. Byłem przerażony ale i cholernie ciekawy. A może głupi, kto wie? Podszedłem do pary, na oko trzydzieści lat. Leżeli cały czas przytuleni, jakby cierpienie połączyło ich w jedno, na wieczność. Oczy mieli otwarte, ale nie to było najstraszniejsze. Nie mieli źrenic, tęczówki, nic. Samo krwiste białko.
Między stalkerami nastała grobowa cisza. Dwóch młodych stalkerów zapatrzyło się w strzelające iskrami ognisko, trzeci w zadumie wpatrzył się w ziemie, jakby szukał odpowiedzi na pytanie czym sobie ludzie na to zasłużyli?
-Kwadrans wcześniej byłem recepcjonistą, kwadrans później znalazłem się w abstrakcyjnym, równoległym świecie. Obrałem kierunek na dom. Całą drogę towarzyszył mi chaos, aż w końcu wojsko wyszło na ulicę. Dotarłem do domu, gdzie na szczęście wszyscy przeżyli: ojciec został w domu, bo bolał go kręgosłup, młodsza siostra nie poszła do szkoły bo nie nauczyła się na klasówkę z matematyki, a matka i tak całe dnie spędzała w domu na doglądaniu naszego gospodarstwa rodzinnego. Następne dni były ciężkie. Pierwsza Emisja pozbawiła całą Warszawę prądu na tydzień, jedynym kontaktem ze światem było małe radio ustawione w salonie. Stamtąd co jakiś czas trajkotały rządowe komunikaty, sama klasyka pod tytułem ‘’zbierzcie zapasy i zostańcie w domach’’. Nikt nam nic nie mówił, ale przez okno widzieliśmy, co się dzieje. Wybuchły zamieszki, niektórzy zaczęli rabować wszystko, co się dało. Napady, rozboje, włamania, podpalenia - tak wyglądała twarz cywilizacji po zdjęciu maski zwanej prawem. Na ulicach pojawiło się wojsko i dziwni ludzie w gumowych skafandrach, których nazwałem kondomiki. Kondomiki chodzili wraz z żołnierską obstawą, dzierżąc dziwne urządzenia w jednym ręku i kije, jakby do nart, w drugim. Podchodzili i badali zwłoki, trącając je. Zapisywali coś i szli dalej, cały czas wykonując pomiary.
Nikt już nie respektował prawa, pieniądz stracił na wartości, a leki i żywność stały się nowym złotem. Wojsko próbując zaprowadzić porządek co jakiś czas otwierało ogień do szabrowników. Ostatnie podrygi państwa, tak to nazywała moja matka. Już nic nie było kontrolowane, nastała przemoc i zwątpienie w jutro. I chociaż z czasem sytuacja się unormowała, wrócił prąd i pozorna praworządność to zaczęły dziać się nowe, niewytłumaczalne rzeczy. Pojawiły się pierwsze anomalie, które nieznane przez ludzi siały śmierć wśród zbyt odważnych i ciekawskich. Pamiętam, jak przy wyprawie do pobliskiego sklepu po jedzenie minąłem grupę uzbrojonych ludzi, którzy mieszkali u nas po sąsiedzku. Mój zdrowy rozsądek podpowiadał mi, aby trzymać się od anomalii z daleka, ale oni byli bardziej ciekawi świata, niż ja. I właśnie ta ciekawość sprawiła, że jeden z nich, Adam, wszedł w sam środek tego, co dziś znamy jako anomalia grawitacyjna. W jednej sekundzie był w anomalii, a sekundę później – wszędzie. Rozleciał się na krwiste kawałki tworząc makabryczne malowidło na chodniku z własnej krwi.
Ale człowiek przywykł do tego chaosu, już nie zwracał uwagi na śmierć tak długo, póki nie dotyczyła jego lub kogoś z bliskich. – Dziadek Mróz wzruszył ramionami jakby to, co mówił, zupełnie go nie obchodziło – Moja rodzina została zabita przez włamywaczy – szabrowników. Nie było mnie wtedy, by ich chronić, i do dziś to sobie wypominam. Pochowałem ich na podwórku, za naszym blokiem. Teraz nie mogę nawet odwiedzić ich mogił, bo w miejscu, gdzie mieszkałem, zrobiły sobie legowisko przeklęte zmutowane ogary. To tyle, jeśli chodzi o to, co się działo po Pierwszej Emisji.
-A potem? – spytał jeden ze stalkerów ewidentnie zaintrygowany historią
-A potem? Druga emisja – odparł dziadek biorąc potężny łyk z manierki – I pierwsze plotki. W mieście ponoć pojawili się jacyś zabijaki, wezwani przez samego prezydenta. Podobno wrócili z miejsca zwanego Zoną
-Jak to? Przecież Zonę mamy teraz, to jak mogli wrócić z… - przerwał Darek.
-Wolałem jak się nie odzywałeś. Wrócili z kolebki tego wszystkiego, co mamy wokół siebie. Z czarnobylskiej zony. W świat szybko poszła wieść, że stało się tam coś dziwnego, i wszystko to, co się przytrafiło ludzkości, pochodzi właśnie stamtąd. Te okrucieństwa były tam na porządku dziennym – emisje, wynaturzenia, anomalie. Nikt nie wiedział dlaczego, ale Zona rozrosła się i pochłonęła cały świat i wraz z tym przyniosła nowe, niestabilne czasy. To jeszcze nie był koniec świata – dalej była Polska, inne kraje, ogólnie ludzkość przetrwała te próbę, tylko przetrzebiona. Naszą zgubą nie była Zona, tylko… my sami, kiedy wkrótce zaczęły się okrutne konflikty. Wpierw lokalne, potem międzynarodowe, a zwieńczeniem była ogólnoświatowa wojna. Ktoś po prostu stwierdził, że śmierć miliardów jest idealną sposobnością, by wprowadzić w życie idee odzyskania ziem, rozwiązania odwiecznych sporów, czy po prostu przywłaszczenia surowców, których światu tak brakowało. Walczyłem na tej wojnie tak długo, póki istniała Polska… - Dziadek Mróz zdjął kaptur stalkera odsłaniając lewy polik, przez który przechodziła podłużna, głęboka i źle zaleczona blizna od czoła aż po szczękę – Trzecia Wojna Światowa zmieniła się w Pierwszą Wojnę Atomową. I ostatnią, chociaż i to nie jest pewne. Ale myślę…
Dzwonek zadzwonił trzy razy.
-… że o tym opowiem Wam kiedy indziej.
W stronę barykady kierowali się ich zmiennicy. Dziadek Mróz spojrzał się w ich kierunku i coś mu nie pasowało. Instynktownie stanął bliżej opartego SKSa.
Kapitan i jego ludzie biegli w pośpiechu dzierżąc swoje bronie gotowe do użycia.
-Mróz! Mróz! – krzyczał dowódca. – Zejdź z barykady z rękami w górze, jesteś aresztowany!









Wisior rozejrzał się w obie strony. Ruszył, starając się połączyć szybki bieg z cichym stąpaniem. Przebiegł przez plac skocznie omijając kawałki kolumny, która już wiele lat temu poddała się sile czasu i grawitacji. Schowany w bramie przytulił się do wilgotnej ściany i zlustrował okolicę, wychylając się zza winkla.
Został niezauważony.
Rozejrzał się raz jeszcze po otwartej przestrzeni, która kiedyś była Placem Zamkowym. Lata temu najpopularniejsze miejsce wśród turystów wizytujących Warszawę, dziś cmentarzysko Kolumny Zygmunta, której zarastające zielenią ruiny przecinały plac na pół. Gdzieniegdzie można było dostrzec wirujący w powietrzu pył, który zdradzał obecność anomalii wir, niewidzialnej w inny sposób.
Stalker spojrzał na swój zegarek, po czym podniósł wzrok ku niebu. Zbliżała się godzina osiemnasta, a warszawski nieboskłon mienił się odcieniami zachodzącego słońca. Gdzieniegdzie kontrastowały tylko czarne jak smoła chmury, które przy tym oświetleniu wyglądały nie przerażająco, lecz pięknie.
Wisior szybko obliczył, że zanim słońce zajdzie całkowicie zdąży jeszcze szybko przeczesać ruiny Zamku królewskiego. Miałby więcej czasu, gdyby nie Kanałowcy, którzy zatrzymali go na kilka godzin tuż po wyjściu z metra. Wiedząc, że nic na to opóźnienie nie poradzi sprawdził szybko swój ekwipunek i zniknął w bramie. Chciał wykorzystać każdą sekundę na eksplorację.

Zamek Królewski nie miał szczęścia do wojny. Tylko jego fasada częściowo się ostała, jakby chciał oszukać ludzi, że nic się nie stało, że ciągle tu jest, wabiąc naiwnie nowych turystów, których nie było w tym mieście już od trzydziestu lat. Podczas II Wojny Światowej Zamek został zniszczony przez Niemców. Odrestaurowany, stał w spokoju sto lat, będąc jedną z kilku wizytówek Miasta Stołecznego Warszawy, aż nadeszła III Wojna. Powstanie ogólnoświatowej Zony sprowadziło na ludzkość szereg konfliktów, które szybko przerodziły się w Pierwszą Wojnę Atomową. Zamek Królewski został zbombardowany przez siły rządowe podczas zamieszek, aby stłumić rewolucyjne nastroje wśród społeczeństwa, które swego czasu zbierało się właśnie w tym miejscu, aby pokazać sprzeciw wobec wojny i polityki. Czasy się zmieniają, ludzie u władzy również, jednak społeczeństwo na ogół zawsze chce tego samego – spokoju. Poprzedniej generacji nie było to dane, odebrano im spokój siłą. Następne generacje cierpią z tego powodu aż do dziś.

Wydaje się, że wszyscy, poza Wisiorem. Urodził się tuż po wojnie i świat, który zastał, stał się jego domem. Jego wspomnienia z dzieciństwa to mała klitka w jednym z warszawskich bloków, matka doglądająca małego ogródka ziemniaków przy podwórku oraz wspomnienie o ojcu, którego nigdy nie poznał. Podobno był wielkim bohaterem czasów Wielkiej Wojny ale matka rzadko wracała wspomnieniami do tamtych czasów. Mały Igor, bo tak był nazywany zanim stał się Wisiorem, od czasu do czasu przyłapywał matkę na cichym szlochaniu, ze zdjęciem starszego oficera w ręku. Też chcę być bohaterem – myślał. Od najmłodszych lat wymykał się z domu na dzikie eskapady ze znajomymi odkrywając przedwojenne schrony, skrytki czy magazyny. Na własną rękę odkrywał niebezpieczeństwa współczesnego świata, czasami wychodząc bez szwanku, a czasami ledwo żywy. Ale nigdy nie stracił ducha ani zapału, mimo rozpaczania jego matki.

Teraz miał trzydzieści lat na karku i znał Warszawę jak własną kieszeń. Został najsławniejszym Stalkerem, a wśród legend, których imiona złotymi głoskami wyryły się w nowej historii ludzkości był bez wątpienia najjaśniejszą gwiazdą. Od pojedynczych Blokowych Klanów, poprzez szereg różnorakich frakcji, aż po samą Federację Centralną – nie byłoby osoby, która o nim nie słyszała. Krążyły nawet plotki, że człowiek ten potrafi zmieniać kształty, oddychać pod wodą, wyczuwa anomalie na kilometr, oraz że potrafi rozmawiać z mutantami. A wszystko to podobno dzięki talizmanowi, który nosi na szyi. I choć wątpliwe są takie zdolności, to nikt jednak nie wie co to jest i jak wszedł w jego posiadanie. Nigdy się z nim nie rozstawał, i prawdopodobnie stąd wzięło się tyle plotek na ten temat.

W ruinach czuł się jak w swoim żywiole. W jednej ręce trzymał Glocka, w drugiej chałupniczo skręcony detektor. Zręcznie przeskakiwał po obrośniętych zielonym pnączem kamieniach próbując dostać się do jedynego skrzydła, które się ostało. Urządzenie wydawało pikający dźwięk w uspokajającym, jednostajnym rytmie mówiąc właścicielowi, że okolica wydaje się bezpieczna.
Ale jego celem były niższe kondygnacje, o których słyszał tak wiele, że musiał to sprawdzić.
Mimo, że Konfederacja zleciła mu kolejną misję, to wolał ominąć zlecenie, by dla własnej satysfakcji poszwendać się po ruinach stolicy. Niewielu stalkerów było na tyle aroganckich i pewnych siebie, by sobie pozwolić na taką nonszalancję. Ale to w końcu był Wisior, poskramiacz warszawskich pustkowi.
Plotki mówiły o nowej, nieznanej anomalii, która pojawiła się w tunelach pod Zamkiem Królewskim. Niewielu o tym wie, ale podziemne poziomy były połączone do sieci kanalizacyjnej. Jeden ze zwiadowców Federacji podczas próby zlokalizowania nowej bazy Kanałowców natknął się na niespotykaną anomalię. Zauważony uciekł przed tymi barbarzyńcami przynosząc szczątkowy raport i plotki o nowym, nieznanym tworze Zony. Stalker chciał zbadać sprawę tak mocno, że z podekscytowania prawie ześlizgnął ze schodów podczas schodzenia. Starał się żyć pełnią życia, ale komuś takiemu, jak on, nawet Zona może się sprzykrzyć. Był wszędzie tam, gdzie pojawił się coś nowego, zwykle jako pierwszy. Duch przygody i młodego odkrywcy - nigdy z tego nie wyrósł.
Teraz w podziemiach również był pierwszy.
Skoncentrowana smuga światła rozcięła ciemność przeganiając w mrok robactwo, które osiadło na ścianach. Gdzieniegdzie świecące purchawki wydalały z siebie iskrzącą chmurę, która pięknie wyglądała mieniąc się na żółto w ciemnościach. Wisior założył maskę z filtrem. Wiedział, że to, co jest piękne w Zonie, zabija najpodlej. Krocząc przed siebie w rytmie miarowego pikania detektora co jakiś czas przebiegały mu między nogami szczury. Nieprzyzwyczajone do obecności człowieka po prostu go ignorowały. To dobry znak – pomyślał. Życie oznacza brak większych niebezpieczeństw. Tam, gdzie nie ma nic, jest tylko śmierć.

Kałuża przed nim już dawno zmieniła swoją konsystencję, zmieniając się w anomalię zwaną przez stalkerów Gumiak. Nikt nie wie jakim cudem, ale zwykła woda pod wpływem nieznanych czynników stawała się mętna, a po wprowadzeniu do niej jakiegoś obiektu stawała się gumiasta i rozciągliwa. Taka podłogowa pułapka stała się zguba niejednego stalkera, który przez brak skupienia nie zauważył Gumiaka. W pierwszej chwili się przyczepiasz, w następnej chorujesz. Śmierć przychodzi po kilku dniach. Nawet jeśli ofiara się uwolni to nikt nie odkrył sposobu, aby pozbyć się zakażenia. W wielu katakumbach można znaleźć truchła przyczepione do gumiaka.

Wisior w ostatniej chwili spostrzegł anomalię w ostatniej chwili przed wdepnięciem. Zaklął szpetnie pod nosem oświetlając podłogę. Cały korytarz był wypełniony Gumiakiem. Wziął rozbieg i przeskoczył pierwszą przeszkodę. Jego lądowanie wzniosło tumany kurzu, a echo niosło się w głąb korytarza stopniowo cichnąc. Wyglądało na to, że był w tym korytarzu sam ze szczurami, więc postanowił skocznie ominąć wszystkie zagrożenia.

Skakał aż się zmęczył. Żeby złapać oddech przycupnął pod jedną ze ścian i wyciągnął przedwojenną mapę korytarzy. Wyglądało na to, że zbliżał się w stronę ślepej kiszki, więc jego odnoga powinna być już blisko. Uzupełnił płyny i ruszył w dalszą drogę. Kilka Gumiaków dalej światło latarki napotkało drzwi, za którymi, według mapy, powinna znaleźć się serwisowa odnoga prowadząca do kanałów.
Standardowo wziął rozbieg i skoczył nad ostatnią anomalią.
Lądując trafił nogą na coś śliskiego. Wyłożył się, tworząc ogromną chmurę pyłu i potężne echo odbijające się od ścian. Wisior jeszcze leżąc na ziemi śmiejąc się w duchu z własnej niezdarności dostrzegł maź, która spowodowała upadek. Przez chwilę bał się, że wpadł do Gumiaka, jednak kolor czerwony wskazywał na inne pochodzenie. Wzrokiem powędrował za smużką, gdy jego czołowa latarka oświetliła martwego stalkera.
Wisior szybko się podniósł, chowając detektor i pistolet. Zdjął z ramienia G36 i podszedł zbadać zwłoki. Pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w jego głowie: jak on się tu dostał? Prawdopodobnie nieszczęśnik wszedł tutaj z kanałów. Wyglądało na to, ze zamknął drzwi ostatkiem sił, usiadł pod nimi i skonał. Czyżby Kanałowiec? Martwy Stalker miał na sobie pełny strój bojowy i maskę tlenową, co dyskwalifikowało jego przynależność do zmutowanych dzikusów, które w najlepszym wypadku miały śmieciowe zbroje. Wisior odgarnął lufą rękę truposza, która ciągle kurczowo trzymała się ogromnej rany w okolicach wątroby. To właśnie stamtąd, spod czarnej kamizelki broczyła krew o którą poślizgnął się Wisior. Ujrzał naszywkę Czarnej Brygady.
-No bracie – zwrócił się w stronę martwego bandyty – Było zostać na Pradze.
Odciągnął go na bok i szybko przenalizował sytuację.
A więc i bossowie podziemnego świata dowiedzieli się o nowej anomalii, a przynajmniej na to wyglądało. Wątpliwy był fakt, że zabijaka w pełnym rynsztunku szukał tylko ofiary do rabunku. Wyglądało na to, że sprawa była poważniejsza, niż mu się wydawało. Instynkt go nie zawiódł, że zdecydował się na tą wyprawę. Tu chodziło o coś ważnego, a Wisior musi wiedzieć, o co.
Spróbował otworzyć drzwi, które nie ustąpiły. Szarpnął za nie – nic.
Nie zauważył, że podłoga w tym miejscu jest pęknięta. Próbując jeszcze raz, tym razem z rozbiegu wywarzyć drzwi odbił się od nich barkiem i dostrzegł kontem oka, jak pęknięcie się powiększa. Koniec korytarza, opuszczony od lat i nadgryziony zębem czasu nie wytrzymał jego zmagań z drzwiami. Wisior runął wraz z podłogą i martwym brygadzistą kilka metrów w dół.
Ogłuszony i obolały próbował się zorientować w nowej sytuacji. Tumany kurzu zasłoniły mu świat, a przytłumione upadkiem zmysły odbierały dziwne bodźce.
Woń zgnilizny uderzyła go w nozdrza. Jak zza odległej kurtyny dochodziły go dzikie okrzyki, jakby dzikie plemię odprawiało wojenny rytuał. No i ten brzęczący panicznie detektor.
Ostatnio edytowany przez Wielki Kacpi 18 Maj 2017, 05:46, edytowano w sumie 4 razy
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Za ten post Wielki Kacpi otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Marcus_Polonus, Mito.
Awatar użytkownika
Wielki Kacpi
Kot

Posty: 7
Dołączenie: 15 Mar 2017, 23:02
Ostatnio był: 05 Sty 2018, 11:41
Miejscowość: Żoliborz, Warszawa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4

Reklamy Google

Re: ,,Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Marcus_Polonus w 21 Mar 2017, 20:42

Spoko tekst, nawet wciągający. :D

Jakiś błędów, czy większych uwag nie mam... no może tylko jeden.
:

Do wytłumionego SKS'a - skąd Dziadek go wytrzasnął? Jeżeli się nie mylę, SKS'y nie mają gwintu na tłumik, a amunicja poddźwiękowa 7.62x39 mm US jest dość niepopularna, a na pewno na terenie Polski.
Image

Za ten post Marcus_Polonus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Wielki Kacpi.
Marcus_Polonus
Tropiciel

Posty: 276
Dołączenie: 18 Maj 2013, 22:36
Ostatnio był: 25 Lip 2023, 22:10
Miejscowość: Fabryka nad Jantarem
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 36

Re: ''Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Wielki Kacpi w 25 Mar 2017, 19:21

Odpowiedź do ''powyżej''
:

No, wiesz. Chałupniczość to nieodłączna część takiego świata. chcesz tłumik? Idziesz do mechanika, dajesz flaszkę wódki i masz :E Dorobić tłumik raczej nie jest ciężko nawet w postapo.

Komentarz autora:
Poniżej wrzucam kolejną partię napisaną w pracy. czytając poprzednio sam dostrzegam kilka błędów, które staram się poprawiać, ale na większą edycję póki co nie mam weny. Kiedy skończę rozdział pierwszy, to zajmę się jego gruntowną edycją zanim przystapię do drugiego. Och, i wszystko co dopiszę bede doklejał do pierwszego tematu, a także dodawał nowy post w tym wątku z doklejoną częścią. Także póki co: indżoj nekst part.
Zapraszam do czytania, komenatzre mile widziane!

Kolejna partia tekstu:
:

Wisior rozejrzał się w obie strony. Ruszył, starając się połączyć szybki bieg z cichym stąpaniem. Przebiegł przez plac skocznie omijając kawałki kolumny, która już wiele lat temu poddała się sile czasu i grawitacji. Schowany w bramie przytulił się do wilgotnej ściany i zlustrował okolicę, wychylając się zza winkla.
Został niezauważony.
Rozejrzał się raz jeszcze po otwartej przestrzeni, która kiedyś była Placem Zamkowym. Lata temu najpopularniejsze miejsce wśród turystów wizytujących Warszawę, dziś cmentarzysko Kolumny Zygmunta, której zarastające zielenią ruiny przecinały plac na pół. Gdzieniegdzie można było dostrzec wirujący w powietrzu pył, który zdradzał obecność anomalii wir, niewidzialnej w inny sposób.
Stalker spojrzał na swój zegarek, po czym podniósł wzrok ku niebu. Zbliżała się godzina osiemnasta, a warszawski nieboskłon mienił się odcieniami zachodzącego słońca. Gdzieniegdzie kontrastowały tylko czarne jak smoła chmury, które przy tym oświetleniu wyglądały nie przerażająco, lecz pięknie.
Wisior szybko obliczył, że zanim słońce zajdzie całkowicie zdąży jeszcze szybko przeczesać ruiny Zamku królewskiego. Miałby więcej czasu, gdyby nie Kanałowcy, którzy zatrzymali go na kilka godzin tuż po wyjściu z metra. Wiedząc, że nic na to opóźnienie nie poradzi sprawdził szybko swój ekwipunek i zniknął w bramie. Chciał wykorzystać każdą sekundę na eksplorację.

Zamek Królewski nie miał szczęścia do wojny. Tylko jego fasada częściowo się ostała, jakby chciał oszukać ludzi, że nic się nie stało, że ciągle tu jest, wabiąc naiwnie nowych turystów, których nie było w tym mieście już od trzydziestu lat. Podczas II Wojny Światowej Zamek został zniszczony przez Niemców. Odrestaurowany, stał w spokoju sto lat, będąc jedną z kilku wizytówek Miasta Stołecznego Warszawy, aż nadeszła III Wojna. Powstanie ogólnoświatowej Zony sprowadziło na ludzkość szereg konfliktów, które szybko przerodziły się w Pierwszą Wojnę Atomową. Zamek Królewski został zbombardowany przez siły rządowe podczas zamieszek, aby stłumić rewolucyjne nastroje wśród społeczeństwa, które swego czasu zbierało się właśnie w tym miejscu, aby pokazać sprzeciw wobec wojny i polityki. Czasy się zmieniają, ludzie u władzy również, jednak społeczeństwo na ogół zawsze chce tego samego – spokoju. Poprzedniej generacji nie było to dane, odebrano im spokój siłą. Następne generacje cierpią z tego powodu aż do dziś.

Wydaje się, że wszyscy, poza Wisiorem. Urodził się tuż po wojnie i świat, który zastał, stał się jego domem. Jego wspomnienia z dzieciństwa to mała klitka w jednym z warszawskich bloków, matka doglądająca małego ogródka ziemniaków przy podwórku oraz wspomnienie o ojcu, którego nigdy nie poznał. Podobno był wielkim bohaterem czasów Wielkiej Wojny ale matka rzadko wracała wspomnieniami do tamtych czasów. Mały Igor, bo tak był nazywany zanim stał się Wisiorem, od czasu do czasu przyłapywał matkę na cichym szlochaniu, ze zdjęciem starszego oficera w ręku. Też chcę być bohaterem – myślał. Od najmłodszych lat wymykał się z domu na dzikie eskapady ze znajomymi odkrywając przedwojenne schrony, skrytki czy magazyny. Na własną rękę odkrywał niebezpieczeństwa współczesnego świata, czasami wychodząc bez szwanku, a czasami ledwo żywy. Ale nigdy nie stracił ducha ani zapału, mimo rozpaczania jego matki.

Teraz miał trzydzieści lat na karku i znał Warszawę jak własną kieszeń. Został najsławniejszym Stalkerem, a wśród legend, których imiona złotymi głoskami wyryły się w nowej historii ludzkości był bez wątpienia najjaśniejszą gwiazdą. Od pojedynczych Blokowych Klanów, poprzez szereg różnorakich frakcji, aż po samą Federację Centralną – nie byłoby osoby, która o nim nie słyszała. Krążyły nawet plotki, że człowiek ten potrafi zmieniać kształty, oddychać pod wodą, wyczuwa anomalie na kilometr, oraz że potrafi rozmawiać z mutantami. A wszystko to podobno dzięki talizmanowi, który nosi na szyi. I choć wątpliwe są takie zdolności, to nikt jednak nie wie co to jest i jak wszedł w jego posiadanie. Nigdy się z nim nie rozstawał, i prawdopodobnie stąd wzięło się tyle plotek na ten temat.

W ruinach czuł się jak w swoim żywiole. W jednej ręce trzymał Glocka, w drugiej chałupniczo skręcony detektor. Zręcznie przeskakiwał po obrośniętych zielonym pnączem kamieniach próbując dostać się do jedynego skrzydła, które się ostało. Urządzenie wydawało pikający dźwięk w uspokajającym, jednostajnym rytmie mówiąc właścicielowi, że okolica wydaje się bezpieczna.
Ale jego celem były niższe kondygnacje, o których słyszał tak wiele, że musiał to sprawdzić.
Mimo, że Konfederacja zleciła mu kolejną misję, to wolał ominąć zlecenie, by dla własnej satysfakcji poszwendać się po ruinach stolicy. Niewielu stalkerów było na tyle aroganckich i pewnych siebie, by sobie pozwolić na taką nonszalancję. Ale to w końcu był Wisior, poskramiacz warszawskich pustkowi.
Plotki mówiły o nowej, nieznanej anomalii, która pojawiła się w tunelach pod Zamkiem Królewskim. Niewielu o tym wie, ale podziemne poziomy były połączone do sieci kanalizacyjnej. Jeden ze zwiadowców Federacji podczas próby zlokalizowania nowej bazy Kanałowców natknął się na niespotykaną anomalię. Zauważony uciekł przed tymi barbarzyńcami przynosząc szczątkowy raport i plotki o nowym, nieznanym tworze Zony. Stalker chciał zbadać sprawę tak mocno, że z podekscytowania prawie ześlizgnął ze schodów podczas schodzenia. Starał się żyć pełnią życia, ale komuś takiemu, jak on, nawet Zona może się sprzykrzyć. Był wszędzie tam, gdzie pojawił się coś nowego, zwykle jako pierwszy. Duch przygody i młodego odkrywcy - nigdy z tego nie wyrósł.
Teraz w podziemiach również był pierwszy.
Skoncentrowana smuga światła rozcięła ciemność przeganiając w mrok robactwo, które osiadło na ścianach. Gdzieniegdzie świecące purchawki wydalały z siebie iskrzącą chmurę, która pięknie wyglądała mieniąc się na żółto w ciemnościach. Wisior założył maskę z filtrem. Wiedział, że to, co jest piękne w Zonie, zabija najpodlej. Krocząc przed siebie w rytmie miarowego pikania detektora co jakiś czas przebiegały mu między nogami szczury. Nieprzyzwyczajone do obecności człowieka po prostu go ignorowały. To dobry znak – pomyślał. Życie oznacza brak większych niebezpieczeństw. Tam, gdzie nie ma nic, jest tylko śmierć.

Kałuża przed nim już dawno zmieniła swoją konsystencję, zmieniając się w anomalię zwaną przez stalkerów Gumiak. Nikt nie wie jakim cudem, ale zwykła woda pod wpływem nieznanych czynników stawała się mętna, a po wprowadzeniu do niej jakiegoś obiektu stawała się gumiasta i rozciągliwa. Taka podłogowa pułapka stała się zguba niejednego stalkera, który przez brak skupienia nie zauważył Gumiaka. W pierwszej chwili się przyczepiasz, w następnej chorujesz. Śmierć przychodzi po kilku dniach. Nawet jeśli ofiara się uwolni to nikt nie odkrył sposobu, aby pozbyć się zakażenia. W wielu katakumbach można znaleźć truchła przyczepione do gumiaka.

Wisior w ostatniej chwili spostrzegł anomalię w ostatniej chwili przed wdepnięciem. Zaklął szpetnie pod nosem oświetlając podłogę. Cały korytarz był wypełniony Gumiakiem. Wziął rozbieg i przeskoczył pierwszą przeszkodę. Jego lądowanie wzniosło tumany kurzu, a echo niosło się w głąb korytarza stopniowo cichnąc. Wyglądało na to, że był w tym korytarzu sam ze szczurami, więc postanowił skocznie ominąć wszystkie zagrożenia.

Skakał aż się zmęczył. Żeby złapać oddech przycupnął pod jedną ze ścian i wyciągnął przedwojenną mapę korytarzy. Wyglądało na to, że zbliżał się w stronę ślepej kiszki, więc jego odnoga powinna być już blisko. Uzupełnił płyny i ruszył w dalszą drogę. Kilka Gumiaków dalej światło latarki napotkało drzwi, za którymi, według mapy, powinna znaleźć się serwisowa odnoga prowadząca do kanałów.
Standardowo wziął rozbieg i skoczył nad ostatnią anomalią.
Lądując trafił nogą na coś śliskiego. Wyłożył się, tworząc ogromną chmurę pyłu i potężne echo odbijające się od ścian. Wisior jeszcze leżąc na ziemi śmiejąc się w duchu z własnej niezdarności dostrzegł maź, która spowodowała upadek. Przez chwilę bał się, że wpadł do Gumiaka, jednak kolor czerwony wskazywał na inne pochodzenie. Wzrokiem powędrował za smużką, gdy jego czołowa latarka oświetliła martwego stalkera.
Wisior szybko się podniósł, chowając detektor i pistolet. Zdjął z ramienia G36 i podszedł zbadać zwłoki. Pierwsze pytanie, jakie pojawiło się w jego głowie: jak on się tu dostał? Prawdopodobnie nieszczęśnik wszedł tutaj z kanałów. Wyglądało na to, ze zamknął drzwi ostatkiem sił, usiadł pod nimi i skonał. Czyżby Kanałowiec? Martwy Stalker miał na sobie pełny strój bojowy i maskę tlenową, co dyskwalifikowało jego przynależność do zmutowanych dzikusów, które w najlepszym wypadku miały śmieciowe zbroje. Wisior odgarnął lufą rękę truposza, która ciągle kurczowo trzymała się ogromnej rany w okolicach wątroby. To właśnie stamtąd, spod czarnej kamizelki broczyła krew o którą poślizgnął się Wisior. Ujrzał naszywkę Czarnej Brygady.
-No bracie – zwrócił się w stronę martwego bandyty – Było zostać na Pradze.
Odciągnął go na bok i szybko przenalizował sytuację.
A więc i bossowie podziemnego świata dowiedzieli się o nowej anomalii, a przynajmniej na to wyglądało. Wątpliwy był fakt, że zabijaka w pełnym rynsztunku szukał tylko ofiary do rabunku. Wyglądało na to, że sprawa była poważniejsza, niż mu się wydawało. Instynkt go nie zawiódł, że zdecydował się na tą wyprawę. Tu chodziło o coś ważnego, a Wisior musi wiedzieć, o co.
Spróbował otworzyć drzwi, które nie ustąpiły. Szarpnął za nie – nic.
Nie zauważył, że podłoga w tym miejscu jest pęknięta. Próbując jeszcze raz, tym razem z rozbiegu wywarzyć drzwi odbił się od nich barkiem i dostrzegł kontem oka, jak pęknięcie się powiększa. Koniec korytarza, opuszczony od lat i nadgryziony zębem czasu nie wytrzymał jego zmagań z drzwiami. Wisior runął wraz z podłogą i martwym brygadzistą kilka metrów w dół.
Ogłuszony i obolały próbował się zorientować w nowej sytuacji. Tumany kurzu zasłoniły mu świat, a przytłumione upadkiem zmysły odbierały dziwne bodźce.
Woń zgnilizny uderzyła go w nozdrza. Jak zza odległej kurtyny dochodziły go dzikie okrzyki, jakby dzikie plemię odprawiało wojenny rytuał. No i ten brzęczący panicznie detektor.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Za ten post Wielki Kacpi otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Marcus_Polonus.
Awatar użytkownika
Wielki Kacpi
Kot

Posty: 7
Dołączenie: 15 Mar 2017, 23:02
Ostatnio był: 05 Sty 2018, 11:41
Miejscowość: Żoliborz, Warszawa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4

Re: ''Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Marcus_Polonus w 26 Mar 2017, 01:31

Fajnie się to czyta, ale nie wprowadzaj już trzeciego bohatera :E
Powiedz, co się stanie z Dziadkiem. ;)
Image
Marcus_Polonus
Tropiciel

Posty: 276
Dołączenie: 18 Maj 2013, 22:36
Ostatnio był: 25 Lip 2023, 22:10
Miejscowość: Fabryka nad Jantarem
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 36

Re: ''Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Mito w 31 Mar 2017, 02:34

Całkiem zajmujące. Ten tekst w ciekawy sposób spotyka się w połowie drogi między stalkerem a Metro 2033.

Na razie o samej fabule nie można zbyt wiele powiedzieć. Wygląda na to, że dopiero się zaczyna i warto z jej komentowaniem nieco poczekać na następne części.

Ze strony technicznej: dobrze się czyta, chociaż w paru miejscach można znaleźć troszkę dziwnej interpunkcji czy konstrukcji zdań. Poza tym: "Piętnaście minut wcześniej" i "piętnaście minut później" bardzo dziwnie tam wyglądają (jakby chodziło o pełne pół godziny), to samo w pierwszej części z sekundami, o ile dobrze pamiętam. Czasem gdzieś też wpadnie w oko jakaś drobna literówka (brak ogonka czy jednej litery). I na Boga, zrób coś z tym "wywarzyć drzwi".
Poza tym, sugeruję rozdzielić rozdziały czy tam podrozdziały czymś więcej, niż tylko odstępem - jakieś kreseczki, czy wyśrodkowane gwiazdki. Po prostu jest o wiele bardziej widoczne.

Jakby co, to czekam na następne części - mogę być pewien, że czytanie to będzie sama przyjemność. :D
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271

Re: ''Tańcząc w pyle świata''

Postprzez Wielki Kacpi w 17 Maj 2017, 22:03

Witam po dłuższej przerwie.
W mojej rodzinie, w moim życiu wydarzyła się tragedia, która sprawiła, że cała chęć do pisania zniknęła.
Ale już jest lepiej i ogłaszam wszem i obec, że ten projekt nie jest porzucony! Zedytuję to, co do tej pory zostało stworzone - powiedzmy, że rodział 1 - i w najbliższym czasie stworzę coś nowego.

Edit: Zedytowałem 3/4 pierwszej części :)
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.
Awatar użytkownika
Wielki Kacpi
Kot

Posty: 7
Dołączenie: 15 Mar 2017, 23:02
Ostatnio był: 05 Sty 2018, 11:41
Miejscowość: Żoliborz, Warszawa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 4


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości