Witam! Umieszczam fragment, opowiadania mojego autorstwa. Mam nadzieje, że się spodoba. Liczę na konstruktywną krytykę.
Na początek !
Jeżeli znajdę to opowiadanie na jakiejś innej stronie internetowej (lub zostanie mi to zaraportowane p0rzez kogoś kto to czytał), Wania były komandos Specnazu, wypróbuje swój nowy automat AK-47, pokryty złotem, zrobionym na zamówienie, na potencjalnym piracie, a na koniec dobije ciosem w wątrobę zardzewiałymi grabiami
POSZUKIWANIA
Bartłomiej Boguszewicz™
Noc była ciepła, południowy wiatr zwiększył temperaturę ciepła powietrza. Dało się wytrzymać warte bez stania przy ognisku. Aleksander miał przez tydzień, co noc trzymać warte w obozie, z powodu przegranego zakładu.
Mianowicie chodziło o to ile snorków jest w jaskini, którą chcieli zbadać, w poszukiwaniu artefaktów lub martwych poszukiwaczy artefaktów, w celu odzyskania ich sprzętu. Gdy zakładał się z Iwanem o to ile ich tam siedzi, wyraźnie słyszał trzy, może cztery snorki, więc tyle obstawił. Iwan powiedział, że są tam góra dwa snorki. Po wejściu do jaskini okazało się, że leży tam jeden i to ranny snork, a jaskinia jest tak zbudowana, że dźwięki z niej wychodzące były potęgowane i powielane co dawało efekt, jakby kilka osób na raz krzyczało to samo. Jednak wyprawa do jaskini okazała się owocna. Znaleźli tam dwie konserwy "Śniadanie Turysty", flaszkę przedniej wódki "Kozak", oraz podstawową apteczkę. Już mieli stamtąd wychodzić, gdy uwagę Aleksandra przykuł kawałek metalu, leżący na dnie jaskini. Jak się okazało był to przewód wentylacyjny, biegnący gdzieś poniżej gruntu. Aleksander wyciągnął z plecaka podręczny reflektor diodowy i zapalił go, oślepiając siebie i kumpla na chwilę. Uważnie przyjrzał się tylnej ścianie jaskini, była trochę innego koloru niż reszta ścian. Aby sprawdzić co się za nią kryje, uderzył w nią kolbą swojego AKS. Ściana wydała głuchy dźwięk. Przyjrzał się uważniej i zaczął popychać ścianę w różnych miejscach. Aż ustąpiła. Oczom Aleksandra i Igora ukazały się wąskie schody prowadzące w ciemność. Aleksander odezwał się do zapatrzonego w ciemność stalkera:
- Schodzimy, czy co?
Iwan milczał.
O Iwanie można powiedzieć wiele złych rzeczy, że pije za dużo, pali za dużo, długo śpi, ale nie to, że jest tchórzem.
Po chwili Aleksander zapytał znowu, tym razem z mniejszym przekonaniem :
- Schodzimy...?
Iwan ocknął się jakby ze snu, i zdecydowanie odpowiedział :
- Tak! Ty pierwszy, ja za tobą.
- Dlaczego ja zawsze mam być pierwszy?
- Bo ty lepiej strzelasz i masz lepszą latarkę. Będziesz oświetlał drogę.
- Co z tego, że mam lepszą latarkę. Ty swoją też możesz oświetlać drogę.
- Nie pier*ol głupot! Moja co najwyżej nadaje się jako tylna lampka do roweru, którego zresztą nie mam i mogę sobie co najwyżej poświecić nią w dupie! Ruszaj się bo jeszcze nas coś w tej grocie wyniucha, pijawka czy coś jeszcze gorszego...
Aleksander, bez szemrania zanurzył się w mroczny tunel, a zaraz za nim wszedł jego przyjaciel.
Po dość długim i powolnym schodzeniu po schodach prowadzących w dół dotarli do małego pomieszczenia, w którym nie można było splunąć nie powodując powodzi, a co dopiero miało się w nim zmieścić dwóch rosłych mężczyzn. Ale jakoś im się to udało.
- I co teraz ? - rzucił w przestrzeń Aleksander.
- Jak wcześniej odnalazłeś wejście, to teraz kombinuj co dalej Sherlocku.
Aleksander obrócił się wokół własnej osi, zahaczając łokciem o ścianę, otwierając tym samym, kolejne tajne przejście. Tym razem nie sprzeczali się kto ma iść pierwszy, i czy w ogóle mają dalej iść. Ruszyli zgodnym krokiem w trzewia tunelu, oświetlając sobie drogę latarką Aleksandra.
Tunel był niewysoki, aby się w nim poruszać trzeba było się tak nisko zgiąć, że nosem prawie się ocierało o wydeptaną ścieżkę. Aleksander i Iwan poruszali się jak najciszej, jedynymi dźwiękami w tunelu oprócz ich przyspieszonych oddechów, był chrzęst kamieni był dźwięk dżdżownic ryjących swe własne tunele obok tego, w którym się poruszali. Doszli do ostrego zakrętu za, którym znajdowały normalne drzwi. Stanęli jak wryci, spodziewali się raczej kolejnych ukrytych drzwi niż, zwykłych, najnormalniejszych drzwi na świecie, które każdy z nas może mieć w domu.
- No i co teraz ?- szepnął Iwan
- Co, co ? Jak już tu wleźliśmy to wchodzimy z buta w te drzwi. Myślałeś, że zapukamy i grzecznie poczekamy, aż ktoś otworzy te drzwi !?
- No nie, ale czemu od razu z buta, tam może być jakaś pułapka.
Na potwierdzenie swych słów, dotknął zimnej mosiężnej klamki i delikatnie przekręcił ją. Drzwi otworzyły się bez najmniejszego dźwięku.
Ich oczom ukazało się sporych rozmiarów pomieszczenie z oświetleniem co stanowiło swoistą odmianę po ciasnym i ciemnym tunelu. Pierwszy wszedł Iwan, zaraz za nim, gasząc latarkę wszedł Aleksander. Pomieszczenie przywodziło na myśl jakąś stalinowską celę egzekucyjną, szary tynk sypiący się z sufitu, krzywo wylewany w pośpiechu beton, żarówka na drucie przywieszona do sufitu i kraty na podłodze, oraz stalowe drzwi na przeciwko.
Po zamknięciu drzwi, rozległ się cichy syk gazu. Bohaterowie zaraz spanikowali, że zaraz umrą. Po chwili usłyszeli, głos, zniekształcony, odtwarzany jakby ze starej płyty gramofonowej, ów głos oznajmił im, że rozpoczęła się sekwencja oczyszczania z radioaktywnego pyłu. Poczuli jak kamienie spadają im z serc i rozbijają się o stalowe kraty, z pod których wydobywał się gaz. Po około trzydziestu sekundach, głos oznajmił im, że sekwencja zakończyła się, a drzwi które były naprzeciwko otworzyły się z cichym sykiem siłowników hydraulicznych. Z lekkim wahaniem wkroczyli w oświetlony korytarz, wykonany podobnie jak wcześniejsze pomieszczenie, tyle że nieco staranniej. Korytarz był krótki, a na jego końcu znajdowały się trzy pary drzwi. Nad pierwszymi widniały napisy, cyrylicą, po angielsku i po polsku : "Stołówka". Nad drugimi w trzech językach : "Sypialnie", a nad ostatnimi : "Pracownia". Obaj jednocześnie ruszyli w stronę ostatnich drzwi. Nie było w nich klamki czy jakiegoś przycisku, tylko czytnik kart z klawiaturą numeryczną. Aleksander w przypływie geniuszu, wyciągną swoją kartę telefoniczną z Jamajki, którą dostał kiedyś od ojca. Tej karty nie oddałby za żadne artefakty Zony. Przeciągną ją przez czytnik, a na klawiaturze wystukał : 1111. Drzwi otworzyły się natychmiast. Nie mógł w to uwierzyć, podobnie jak Iwan.
W pracowni na obrotowym krześle siedział starszy, zgarbiony człowiek marnej postury z bujną siwą czupryną, licznymi zmarszczkami na twarzy i ogromnymi okularami szczyt mody lat siedemdziesiątych, badał coś pod mikroskopem poświęcając całą swoją uwagę badanej rzeczy. Aleksander i Iwan stanęli z otwartymi gębami jak szympansy czekające na owoce w porze obiadu. Staruszek wstał i wyjął próbkę z mikroskopu, gdy się odwrócił, zrobił podobną minę jak Aleksander i Iwan, po czym sięgnął pod biurko i wyjął z niego pistolet.
- Nie ruszać się ! – powiedział piskliwym głosem.
Obaj ani drgnęli, nadal stojąc w osłupieniu.
- Kim jesteście, rzućcie broń, połóżcie się na ziemi ! – wystrzeliły komendy jak z karabinu.
Wykonali posłusznie polecenia jak żołnierze na musztrze.
- A teraz gadać, dla kogo szpiegujecie i po co zostaliście tu przysłani !
Pierwszy odezwał się Iwan :
- My tu jesteśmy przypadkiem! Badaliśmy jaskinię na górze i odkryliśmy tajne przejście, zeszliśmy na dół myśląc, że znajdziemy jakieś wartościowe przedmioty!
- Tak to prawda, w jaskini szukaliśmy schowka lub artefaktów, w ostateczności jakiegoś martwego stalkera, żeby mu zabrać rzeczy.
- No dobra wierzę wam ! Wstańcie bo wyglądacie żałośnie, jak szczeniaki, które nabroiły i czekają na karę. Jak się nazywacie?
- Jestem Aleksander Władimir Aleksandrowicz mówią mi Aleks.
- A ja jestem Iwan Urukowicz mówią na mnie Groźny.
- Nazywam się Filip Pietrowicz jestem biologiem i fizykiem.
- Co pan tu robi? – zadał pytanie Aleksander
- No cóż krótko mówiąc badam Zonę. Należałem do pierwszego zespołu naukowców, który tu został wysłany. Zajmowałem się badaniem odziaływania Zony na faunę i florę tych terenów, oraz oddziaływań anomalii grawitacyjnych na otoczenie.
- Czemu jest pan tutaj sam?
- Podczas jednych badań terenowych, zaatakowały nas pijawki, żołnierze rzucili się do walki dając nam czas na ucieczkę, jednak moi koledzy wpadli w wilczy dół i nie mogłem ich stamtąd wydostać, byłem więc zmuszony do pokonania reszty drogi sam.
- Kiedy to było?
- Będzie już 10 lat odkąd tu utknąłem.
- Nie mógł pan, stąd po prostu wyjść?
- Nie, bo moja baza jest za daleko, a pozostałe bunkry opustoszałe, nie mam odpowiedniego kombinezonu, ani radia do wezwania pomocy. Badania mogę spokojnie prowadzić tutaj, a jedzenie jest może nie najlepsze, ale starczy go jeszcze na wiele lat.
- Możemy panu jakoś pomóc? Oczywiście nie za darmo – dodał Iwan ratując swój honor twardziela.
- Ależ tak! Dosłownie spadliście mi z nieba! Potrzebuję pewnego rzadkiego artefaktu, który można znaleźć na terenach okalających elektrownie. Zauważono tam ogromne skupisko anomalii grawitacyjnych, które w połączeniu z bliskością elektrowni utworzyły nieznany nam jeszcze artefakt, chciałbym abyście dostarczyli mi go do badań. Jak mówiliście nie za darmo, teraz dam wam trochę sprzętu, trochę naboi i lepsze detektory anomalii oraz lepszą broń, która jest tu w razie ataku mutantów. Po powrocie przekaże wam współrzędne schowka z pieniędzmi i dwoma kombinezonami naukowymi. To jak zgadzacie się?
Obaj milczeli, ich twarze wyrażały głębokie zamyślenie. Po chwili odezwał się Aleksander :
- To jaki ma pan sprzęt dla nas?
Po wyekwipowaniu i otrzymaniu instrukcji, obaj bohaterowie opuścili bunkier drugim wyjściem.
- To jest to ! – powiedział Aleksander
- Co ?
- No w końcu mamy coś do roboty, i dostaliśmy lepszy sprzęt, ten noktowizor jest zaje*isty, i jeszcze ten Dragunov z lunetą termowizyjną ! Takiego sprzętu nie ma żaden stalker w Zonie!
- Trzeba przyznać profesorkowi, sprzęt niezły. No cóż trzeba ruszać do obozu, wyspać się.
- Racja, w końcu będę spokojnie spał, jak będziesz pilnował, z taką bronią…
- Co ty, a zakład ? Tam był jeden snork, a nie trzy. He he, masz tydzień z bani! Ja śpię ty pilnujesz. No nie rób takiej miny! Niech ci będzie po drugiej nocy zmienię cię, ale pozostałe pięć i tak masz odrobić!
- Ok, ok niech tak będzie...
O tej sytuacji właśnie rozmyślał Aleksander, trzymając wartę pierwszej nocy. Noc przebiegła spokojnie.
Wiosenne słońce przyniosło jeszcze więcej ciepła, co w połączeniu z południowym wiatrem dawało przyjemny efekt.
Iwan obudził się.
- Ale fajny dzionek !
- Ta… - odpowiedział mu elokwentnie Aleksander
- Co ty taki markotny? Nie wyspałeś się czy co? – zażartował Iwan
- Bardzo zabawne. Nie mamy czasu na żarty, trzeba coś przekąsić i ruszamy w drogę.
Iwan wyczołgał się ze śpiwora, przeciągną się aż trzasnęły mu kości i sięgnął do plecaka. Wyjął z niego dwie konserwy i dwa „Stalkery” –napoje energetyzujące, zastępujące w Zonie kawę. Otworzyli konserwy wielkimi majchrami, zjedli w pośpiechu nic nie mówiąc, popili i zgasili ognisko.
- To gdzie teraz idziemy ? – zapytał Iwan
- Czekaj spojrzę na PDA, musimy się udać najpierw na wysypisko, Tolik – mój kumpel ma szczegółowe mapy Zony z zaznaczonymi bezpiecznymi ścieżkami. Nie ma na nich anomalii, co do mutantów, nie można być pewnym na sto procent.
- Nikt nie mówił, że będzie lekko.
- Wiem, w końcu to Zona, nie wiesz co będzie, za następnym zakrętem.
Jakby na potwierdzenie tych słów, po przejściu może dwudziestu kroków od ich byłego obozowiska, przebiegła obok nich wataha przestraszonych ślepych psów. Nie zrobiło to na nich najmniejszego wrażenia. Dwaj stalkerzy ruszyli w stronę wydeptanej ścieżki ku wysypisku. Słońce zaczęło mocniej grzać, i rozleniwiało obu stalkerów, w ich kombinezonach zaczęła się podnosić temperatura.
- O w mordę ! Jak tak dalej pójdzie to zdechniemy z wycieńczenia!
- To prawda, niedaleko stąd jest grota, odpoczniemy tam, apotem ruszymy dalej.
Aleksander zszedł ze ścieżki, prowadząc kumpla do groty. Przed wejściem wyciągnęli swoje nowe pistolety maszynowe MP5 i byli przygotowani do odparcia ewentualnego ataku ze strony groty. Na szczęście nic tam nie było. Iwan usiadł, wyciągną Biełomory i poczęstował przyjaciela. Zapalili zaciągając się głęboko szarym dymem. Aleks bawił się puszczając kółka z dymu. Wkrótce w grocie było tak gęsto od dymu, że można go było kroić nożem. Niebo zachmurzyło się. Zdecydowali, że można ruszać dalej. Idąc ścieżką, napotkali przewrócony wojskowy terenowy wóz.
- Czekaj chwile! Idę się odlać. – powiedział Aleksander
- Dobra. Tylko uważaj żeby ci coś ptaszka nie odgryzło! – zażartował Iwan.
Gdy Aleksander odszedł w krzaki. Nie wiadomo skąd wyleźli dwaj bandyci, celując w Iwana z automatów Kałasznikowa.
- Co my tu mamy? Samotny stalker! Wyskakuj no ptaszku z fantów. Szybko, bo nie mamy czasu. Jak oddasz po dobroci to darujemy ci życie!
- Spokojnie panowie, oprócz tego karabinu nie mam nic.
- Jasne, jasne ! Otwieraj plecak – powiedział drugi z bandytów.
Iwan ściągną plecak i zaczął wypakowywać rzeczy z niego. W tej samej chwili Aleks wyszedł z krzaków i zauważył zaistniałą sytuację.
- O w mordę – szepnął i padł na ziemie.
Wyciągną swojego Dragunova i przyłożył lunetę do oka.
Iwan właśnie oddawał rzeczy bandytom.
- No ten pistolet maszynowy jest elegancki, jak to mówią „nówka nie śmigana” ! – powiedział pierwszy z bandytów.
- To się nam trafiło! Dobry dzień dzisiaj mamy!
Powiedział to chyba w złą godzinę.
Iwanowi wypadło coś z ręki i schylił się po to, tym samym nieświadomie oczyszczając linię strzału dla Aleksa.
- Z dedykacją dla ciebie sku*wielu – szepnął Aleksander, celując w skroń pierwszego bandyty.
Pocisk przebił głowę bandyty na wylot. Iwan padł na ziemię. Drugi zaczął się rozglądać na boki, powinien zrobić to samo co Iwan, widać było, że nie ma wyszkolenia wojskowego. Drugi pocisk wystrzelony przez Aleksandra, trafił najemnika prosto w oko, przebijając czaszkę nieprzyjaciela, rozsiał krew i kawałki mózgu na ścieżce. Iwan wstał popatrzył na bandytów, splunął na nich i sprzedał jeszcze im po kopniaku łamiąc żebra ich ścierwom.
- Ha ! I na co wam to było ? Ze stalkerami się nie zadziera ! Tak kończą frajerzy !
- A ty co jak słup soli stałeś i posłusznie oddawałeś im nasze fanty ?
- Musiałem, wyskoczyli jak Filip z konopi, wycelowali we mnie swoje automaty i co z nożem, w zębach miałem na nich skoczyć? To nie amerykański film, gdzie jeden koleś rozwala dwudziestu gołymi rękoma.
- Dobra, niech ci będzie. Zabieramy ich broń i amunicje i spadamy stąd, cholera wie czy nie kręcą się tu ich kumple.
Ruszyli szybkim krokiem po ścieżce, poruszając się jak najciszej. Po kilku godzinach dotarli do obrzeży wysypiska. W miarę jak się zbliżali, coraz dokładniej było widać, składowisko starych radzieckich pojazdów, oraz snujących się z wolna stalkerów. Było już późno, słońce chyliło się ku zachodowi, niebo zmieniało kolor na krwistoczerwony, a cienie okalających wysypisko pagórków robiły się coraz dłuższe.
- No to jesteśmy na miejscu – powiedział Aleksander
- Też się cieszę. Może napijemy się dzisiaj wódki?
- W sumie czemu nie. Tyle tu ludzi, że będzie można spokojnie się napić i posłuchać wieści.
- To ruszajmy się szybciej, bo zabraknie dla nas, bo mamy tylko jedną flaszkę.
Obaj przyspieszyli kroku i po chwili znaleźli się pod bramą wysypiska. Na ich spotkanie wyszedł strażnik, w ciężkim, wojskowym kombinezonie. W pierwszej chwili przestraszyli się, że wysypisko przejęli wojskowi, dopiero po chwili w słabym świetle gasnącego dnia, ujrzeli naszywkę, żółty symbol radioaktywności na czarnym tle, widniejący na lewej piersi stalkera.
- Uf… Już myślałem, że mamy przechlapane – powiedział Igor
Strażnik wycelował w nich swój lekki karabin maszynowy RPK – 74, mówiąc :
- Czego tu koty szukacie ? Nieznajomym wstęp wzbroniony, już z daleka was widzieliśmy, macie szczęście, że dowódca jest ostatnio spokojny, po tym jak roznieśliśmy wszystkich bandytów z okolicy.
- Jesteśmy wolnymi stalkerami, przyszliśmy tu do Tolika, po mapy.
- Jeżeli go znacie to wchodźcie, „czym chata bogata” – zażartował rosły strażnik.
Przeszli zbywając jego żart milczeniem.
- Tolik jest w transporterze wojskowym, pomalowanym żółtym sprejem – powiedział strażnik na odchodnym.
Na złomowisku zaczęto rozpalać ogniska, by ogrzać się i odstraszyć mutanty, jeden stalker wyciągną gitarę, by śpiewem dodać otuchy kumplom oraz otwierano butelki wódki, aby zapomnieć o smutkach i problemach. Bohaterowie podeszli do wskazanego im przez strażnika transportera. Był zamknięty od wewnątrz. Aleks uderzył trzy razy pięścią w drzwi. Ponury, przepity głos, w którym można było usłyszeć rozgniewanie powiedział :
- Kto się tak ku*wa dobija ?! Już gadać, albo idę dalej spać !
- Tolik, to ja ! Aleksander!
- Jaki Aleksander ?
- Aleksandrowicz !
- Kurde… Aleks, to ty ?
- Tak, ja. No już otwieraj !
- Dobra, dobra. Tylko mnie nie poganiaj, wiesz, że tego nie lubię !
Usłyszeli, dźwięk kawałka metalu upadającego na metalową podłogę. Drzwiczki otworzyły się z okropnym skrzypieniem, ze środka powiało zapachem przetrawionej wódki, wonią przepoconych skarpet i niemytego ciała oraz jakimś bliżej nieokreślonym smrodem, co dawało mieszankę iście wybuchową i najbezpieczniej byłoby przebywać tam w masce przeciwgazowej.Z środka wyszedł człowiek niewielkiego wzrostu, z gęstą czarną brodą i łysiejącą głową. Na nosie miał okulary z okrągłymi szkłami. Był ubrany w najprostszą skórzaną kurtkę, z wszytymi tu i ówdzie płytkami kevlaru.
- Witaj, stary druhu ! – ucieszył się Tolik i z wielką siłą jak na tak niepozornego człowieka uścisnął Aleksandra.
- Cześć… Uh… Puść bo mi żebra połamiesz…
- Przepraszam, czasem zapominam jaki jestem silny.
- Nic nie szkodzi. To jest mój przyjaciel Iwan.
- Przyjaciel mojego przyjaciela, jest moim przyjacielem – mówiąc to uścisnął dłoń Iwana zgniatając mu palce.
- Rzeczywiście, jesteś silny.
- Dobra nie stójmy tak, tylko usiądźmy w środku.
Weszli do środka, Aleksander i Iwan usiedli na jednej kanapie, a Tolik na przeciwległej. W środku było dość dużo miejsca na urządzenie „gabinetu”, na tylnej ściance była przytwierdzona lampka oraz wykonana ręcznie z wielką starannością mapa Zony, z wieloma kolorowymi punktami zaznaczonymi na niej. Był tam także kawałek blachy zagięty u dołu i przytwierdzony pod kątem z trzech stron, który służył jako deska kreślarska do rysowania map. Na pozostałych ścianach były porozwieszane plakaty z gołymi babami.
- Widzę, że niezły warsztacik tu sobie urządziłeś. – powiedział Aleks
- Tak, trzeba coś robić, za moje mapy w Zonie można dostać niezłą kaskę, a i tak niewiele ich sprzedaje. Tylko zaufanym ludziom i niektórym handlarzom.
- My do ciebie właśnie w tej sprawie. Musimy dostać się do centrum Zony i potrzebujemy jednej z twoich map.
- Nie ma sprawy, ale doskonale o tym wiesz, że na tym świecie nawet w mordę za darmo nie dostaniesz.
- Rozumiem. Czego potrzebujesz?
- Nic wielkiego, i tak będziecie szli do centrum, to będzie wam po drodze… Chodzi mi o to, że jeden ze stalkerów, kupił ode mnie mapę, ale na kredyt. Dałem mu ją, bo wiedziałem gdzie urzęduje, ale nikomu nie chce się ruszyć dupy, po kasę dla mnie, bo jest tu im za dobrze. Znajdziecie go, sprzedacie mu kulkę między oczy i będziemy kwita.
- Jak nazywa się ten frajer co cię okantował, i gdzie urzęduje?
- Kręci się z kumplami w okolicy Czerwonego lasu, wołają na niego Wadik, poznacie go bez problemu bo jest rudy i ma okropnego zeza.
- Ilu ich tam jest dokładnie, bo jeżeli więcej niż czterech, powystrzelają nas tam jak kaczki – zauważył Iwan
- Spokojnie, z tym sprzętem co tu macie, takie dupki wam nie podskoczą. Dobra dość gadania o interesach. Napijmy się wódki. Dzisiaj obalamy świeżą dostawę!