Teraz coś "ambitniejszego". Praca jest z przed roku, nabazgrałem w przypływie weny i tak czekała, czekała, aż do teraz. Opowiadanie nie jest stricte osadzone w uniwersum Stalkera, ale jest na nim dość mocno wzorowane
WYPRAWA
:
- Głód! Wstawaj! Była emisja! – krzyknął Wania wbiegając szybko do starej szopy, która służyła za tymczasowy ośrodek badawczy. - No i?... – spytał półprzytomny Głód - Janek i Dzik nie wrócili! - O ku*wa! – Głód zerwał się na równe nogi – Pytałeś w Orgowie i Wanilcu? - Jeszcze nie. Dzwoniłem do Cytowa, ale tam ani słychu, ani widu. - Sprawdź nadajniki, może pokażą coś.
Głód był już doświadczonym badaczem tych terenów, ale bał się wyjść poza pewien, ogólnie znany i dostępny obszar, nawet w dużych grupach. Zawsze powtarzał, żeby nigdzie, nawet do kibla, nie ruszać się bez nadajnika. Wanię przysłali do Zony pół roku po Głodzie. Zaprzyjaźnili się dość szybko. Janek i Dzik pochodzili z jednej brygady, pracowali w ośrodku od czterech miesięcy. Ich ostatnim zadaniem było zbadanie piwnicy pod Klubem, gdzie zanotowano mało znaczące anomalie elektryczne i ewentualne przyniesienie „materiałów naukowych” jak oficjalnie nazywano artefakty.
- ku*wa... – westchnął Głód pijąc kawę i podpierając się łokciem – Wania, masz coś? - Jest! Słaby sygnał z rumowiska, w pobliżu Orgowa. - Zawiadom chłopaków, idę do nich. – powiedział Głód wskakując w lekką kurtkę i łapiąc w dłonie powieszonego nad łóżkiem AK74. – Niech mi przygotują dobry kombinezon. - Ale... - Ty siedź na dupie i czekaj na sygnał. Przyślę do ciebie jakiegoś żółtodzioba. Jak coś się pojawi, natychmiast daj mi znać. - zaje*iście... – westchnął Wania. - Ktoś musi pilnować ośrodka. – rzucił na odchodne Głód, rozkładając bezradnie ręce.
Po dwóch godzinach bezczynnego gapienia się w ekrany Wanię wyciągnęły z transu czyjeś kroki. Złapał za dwururkę, choć miał pod ręką kałasznikowa. Ktoś zapukał do drzwi. Badacz groźnym głosem spytał, kto znajduje się po drugiej stronie. Głos odpowiedział: „Ee... Szeregowy Juszczenko, wysłano mnie tu za sierżanta Godawicza do pilnowania posterunku z kapralem Jewanowem.”. Wania uśmiechnął się pod nosem i spytał o hasło, którego nie ustalono. Usłyszał zza drzwi: „Przepraszam. Nie podano mi hasła.”. Kapral wybuchnął śmiechem i kazał wejść młodemu żołnierzowi, jednak cały czas miał go na muszce. Dopiero po zamknięciu drzwi do ośrodka powitał przysłanego mężczyznę wyciągając z pod stołu dwa kieliszki i wódkę.
- Nie wolno mi spożywać alkoholu na służbie. - Oj, nie pier*ol, Młody. Jak mamy tu siedzieć Bóg wie ile czasu, zacznijmy od porządnej integracji. – powiedział Wania uśmiechając się do szeregowego i nalewając alkoholu po równo do każdego z kieliszków - A jeśli pan mnie sprawdza, kapralu? - Po pierwsze, mów mi Wania. A po drugie, jak nie wierzysz, to patrz! Za Głoda! – jednym ruchem wypił pierwszy kieliszek. – Teraz Ty. - Hm... No, dobrze. – Młody opróżnił szybko drugi kieliszek. – Wspomniał p... Przepraszam. Wspomniałeś o jakimś Głodzie, kto to taki? - Och. Personel ośrodka, tj. ja, kapral Jan Fiedor, tj. Janek i starszy szeregowy Roman Dzikiewicz, czyli Dzik mówiliśmy tak na sierżanta Godawicza. Przy okazji, nie widziałeś go po drodze? - Aaa, rozumiem. Widziałem go, na posterunku przy moście kolejowym, jak żartował ze strażnikami. Dlaczego właściwie Głód? - Czyli pewnie jest już w Orgowie. Zaczekaj, zadzwonię do nich.
Wania wstał od stołu i podszedł do telefonu, dokładnie w chwili, gdy ten zadzwonił.
- Halo? - Priviet, Wania! Jak twój nowy kolega? - O, cześć Głód! Czyli nic ci się nie stało. Uf... Młody? Na razie dobrze. Jest trochę nieśmiały, ale urządziłem mu ciepłe powitanie, powinien się zaaklimatyzować. - Aha. No to spoko. Kurde, zapomniałem PDA i telefonu jak wychodziłem. Został chyba w kiblu. Będziesz miał jak go podrzucić? Chyba zabawię tutaj trochę... - Dobra, w papierach mam transport żarcia do Orgowa za trzy dni. Podrzucę któremuś trepowi. - Nie ma sprawy, to na...
W tym momencie telefon się urwał. Wania doszedł do wniosku, że jakaś anomalia przypieprzyła w linie i wysiadły telefony. Wzruszył więc ramionami i wrócił do swojego nowego kolegi.
- O co mnie pytałeś? Nie pamiętam już. - Dlaczego na sierżanta Godawicza mówią Głód? - Hmm... – Wania podrapał się w brodę. - To było bodajże półtora roku temu. Byliśmy w głównym ośrodku jako chłopcy na posyłki. Przynajmniej ja. Głód, tj. sierżant Godawicz był już wtedy nieco ważniejszą osobą. Kumplowaliśmy się. Pewnego nudnego wieczora postanowiliśmy sobie postrzelać do mięsaczy. Założyliśmy tłumiki, żeby nikt nie słyszał i wyrwaliśmy się na polowanie. W pewnym momencie zza pleców sierżanta wyskoczył jakiś zmutowany dzik. Szybko posłałem go do piachu, ale zdążył ugryźć mojego towarzysza w ramię. Godawicz krzyknął tylko, że wystarczy tego dobrego. Dzik jeszcze oddychał, ale był zbyt ranny, żeby się poruszać. Sierżant wyjął nóż i zaczął go żywcem kroić. Chciał się odegrać. Zanim się spostrzegłem, sięgnął do wnętrza zwierzęcia i wyciął wątrobę oraz serce, które zjadł chwilę potem. Na pytanie, czy go do reszty poj*bało, odpowiedział, że po tym, co mu ten dzik zrobił, trochę zgłodniał. Dobiłem zwierzę, pomogłem opatrzyć się Godawiczowi i wróciliśmy do głównego ośrodka. Sam pseudonim powstał już tam, opowiedzieliśmy paru zaufanym kumplom o historii i to oni wymyślili Godawiczowi ten przydomek. - Ciekawa historia. Nie ma co. Ja jestem chyba zbyt świeży, żeby mieć jakiś poważny pseudonim. - Spoko, Młody, jeszcze się dorobisz. – Wania mrugnął porozumiewawczo okiem.
W tej chwili drzwi skrzypnęły i pojawiła się w nich czołgająca się z trudem postać. Wania odruchowo złapał za broń i już chciał nacisnąć spust, gdy w zakrwawionej twarzy poznał swojego druha, Dzika.
- O ku*wa, Dzik, co ci?! Młody, pomóż! – zerwał się kapral i podbiegł do postaci. – Podnieś go i tam, na łóżko. – wskazał głową stary materac.
Szybko opatrzyli rannego kolegę i czekali, co dalej, gdy przyszedł rozkaz natychmiastowej ewakuacji do najbliższych punktów ewakuacyjnych, bez podania przyczyny.
- Ja... Ja wiem... Wiem, co to... – wyszeptał z trudem Dzik.
Wania przysiadłszy się do łóżka słuchał uważnie opowieści kolegi o tym, jak znaleźli plany całej sieci tuneli z 1984 roku, o żołnierzach przemienionych w krwiożercze, czworonożne bestie pożerające ludzi ogromnymi kłami, o istotach wypijających z ciała całą krew, zdolnych osiągnąć niewidzialność, by zakraść się do ofiary. Dzielni badacze jednak radzili sobie z tymi potworami. W pewnym momencie tunelem zatrzęsło, obraz im się rozmył, a z korytarza wyszedł półnagi mężczyzna z nienaturalnie dużą głową. Natychmiast spowodował utratę pozytywnych uczuć, wspomnień i emocji. Z odległości dziesięciu metrów zamachnął się w kierunku Janka i w ułamku sekundy przemienił go w zombie. Dzik zdążył zauważyć tylko białe oczy i tępy wyraz twarzy kolegi, zanim otworzył ogień. Po tym, gdy Janek padł martwy na coś w rodzaju grzyba generującego prąd elektryczny tunelem zatrzęsło z taką mocą, że zaczął się walić. Badacz rzucił w kierunku istoty kontrolującej mózg granat po czym z trudem zaczął uciekać. Lekko ranny wydostał się w tunelu, gdzie czekało na niego co najmniej pięćdziesięciu zombie. Rzucił się biegiem pomiędzy nimi, co rusz otwierając ogień do tych stojących najbliżej. W pewnym momencie potknął się i upadł. Jeden z żywych trupów rzucił się na niego i oderwał pazurami kawałek nogi. Dzik uderzył go mocną kolbą, podniósł się i kontynuował ucieczkę. W końcu wydostał się na drogę, a zombie odstąpiły. Gdy był niecałe trzy kilometry od ośrodka niemalże oślepł. Było to spowodowane potężnym rozbłyskiem światła, mniej więcej siedem kilometrów od niego, w okolicy Orgowa. Szybko znalazł jakąś porzuconą ciężarówkę do której wskoczył, padając twarzą prosto w szkło rozrzucone po szoferce. Pojazd uniósł się w górę na jakieś dziesięć metrów i spadł z tej wysokości na asfalt. Dzik cudem przeżył. Wyczerpany, ranny i wracający do zdrowia psychicznego po spotkaniu z kontrolerem z trudem doczołgał się do ośrodka. Wania pomyślał w tym momencie o Głodzie. Przecież on znajdował się w Orgowie. Na pewno zginął. W jego umyśle pojawiły się dziesiątki, jak nie setki pytań. Nagle odezwał się telefon pozostawiony przez Głoda. Młody przyniósł go starszemu koledze. Wania odebrał i w słuchawce, oprócz dziwnego buczenia, usłyszał „Pa.... Pamahijcie...”. Po głosie poznał, że to Głód wzywał pomocy. Czyli żyje, choć nie wiadomo, jak długo uda mu się przetrwać. Wania bez namysłu postanowił iść na pomoc przyjacielowi. Przykazał Młodemu nie ruszać się z miejsca i wezwać jakieś wsparcie. Na szczęście ich posterunek leżał na skraju Zony, więc teoretycznie była możliwość zorganizowania pomocy.
Założył kombinezon, wziął prowiant, broń, jakieś narzędzia do szybkiej naprawy broni i ruszył w kierunku Orgowa. Zabrał też ze sobą urządzenia pozostawione przez Głoda.
Było późne popołudnie, około godziny 16:30, słońce chyliło się ku zachodowi. Wania po kilku chwilach wędrówki napotkał już niebezpieczeństwo. Konkretnie było to kilku bandytów. Badacz jednak szybko się z nimi rozprawił. Idąc dalej poczuł, że zaczynają boleć go plecy. To było oznaką nadchodzącej emisji. Musiał szybko znaleźć schronienie. Ale gdzie? Wszędzie dookoła tylko stare drzewa. Dostrzegł jednak jakiś wrak na horyzoncie. Szybko do niego dobiegł i schował się wewnątrz. Pogoda w ciągu paru sekund zmieniła się. Rozpętała się potężna burza. Jednak po kilku chwilach wszystko ustało i Wania ruszył dalej.
W pewnej chwili wszedł na nasyp kolejowy, gdzie spotkał kilku patrolujących teren żołnierzy. - Gdzie ci tak śpieszno? – spytał trep – To strefa pod ścisłą ochroną. - Jestem naukowcem ze skrajnego posterunku numer 26. Mój wspólnik szedł do Orgowa szukając naszych kolegów zagubionych w akcji. Był już w stacji, gdy nastąpił wybuch. - Hmm... 15 tysięcy rubli za przejście. - poj*bało cię?! - Jak cię nie stać, to wracaj skąd przyszedłeś. Albo... może się dogadamy. - O co chodzi? – rzekł spokojnie Wania, wyczuwając, że czeka go jakieś zadanie.
Dowiedział się o tym, że pewnej nocy kilku żołnierzy wybrało się zbadać tunel, przy którym zauważyli jakiś ruch. Z akcji wrócił tylko jeden. Powiedział, że jest tam coś strasznego. Po kilku godzinach zmarł. Zadaniem Wani było sprawdzić co to i zneutralizować.
Do tunelu dotarł już po zachodzie słońca, co tylko wzmogło grozę nieznanego miejsca. Zobaczył porozrzucane fragmenty ciał odzianych w mundury żołnierzy. Postanowił zajrzeć do wnętrza podziemnego korytarza. Wtem usłyszał głośne sapanie, gdzieś we wnęce. Wycelował w to miejsce swojego TRs 301, włączył latarkę przy hełmie i powoli ruszył do przodu. Nagle, tuż przed nim, z hukiem rozbiła się o ścianę stara skrzynia. Sapanie zmieniło się w warknięcie, a z wnęki wyszła karłowata, zakapturzona postać. Wania otworzył ogień, ale kule zostały odbite przez coś w rodzaju pola siłowego. Badacz upuścił karabin i rzucił się na bestię z nożem, wbijając go głęboko w głowę. Zrobił zdjęcia jako dowód i wrócił do żołnierzy. Ci pozwolili mu przejść, a z wrażenia, że dał sobie radę z czymś takim dali jeszcze trochę zapasów.
Wania około 23:00 zaszedł do małego obozu stalkerów, by przenocować. Był zmęczony, choć wiedział, że musi jak najszybciej dojść do Orgowa. Po trzech godzinach obudziły go wystrzały. Od stojącego nieopodal mężczyzny dowiedział się o ataku bandytów na obóz. Przyłączył się do obrony. Stalkerzy szybko rozprawili się z atakującym wrogiem, pozbierali po nich wszystko, co mogło się przydać i wrócili do odpoczynku. Wania obudził się około godziny czwartej nad ranem, pożegnał się z pilnującymi obozu stalkerami, pożartował chwilę i udał się w dalszą drogę.
Po godzinie wędrówki, mijając kolejne legowiska zmutowanych psów, Wania usłyszał w krzakach słaby głos. Ostrożnie podszedł do źródła dźwięku i zobaczył półżywego człowieka, a obok podobnie ubranego, niestety trupa.
- Po... Pomóż mi. – wyszeptał leżący na ziemi mężczyzna. - Co tu się stało?! – spytał Wania opatrując rannego. - Wracaliśmy z Orgowa kiedy nagle uderzyła nas fala gorąca. Do tego w dziwny sposób oślepliśmy. - Właśnie idę to sprawdzić. Kto to? – wskazał palcem martwego człowieka. - To? Ech... Wołali na niego Nowik. Nie wiem, co mu się stało, ale po tym, jak nastąpiła ta eksplozja już nie wstał. Dobry był z niego chłopak... - Uła... Współczuję. A co z tobą? Lepiej? - Tak, dziękuję. Uratowałeś mi życie. Niech cię Bóg strzeże! - Nie ma sprawy. Idź drogą. Dwa kilometry stąd jest obóz. Tam się tobą zajmą. - Okej, na razie! – uśmiechnął się mężczyzna i z trudnościami ruszył w kierunku wskazanym przez Wanię. - Trzymaj się.
Wreszcie o szóstej rano Wania dotarł na przedpola stacji Orgów. Widok, jaki tam zastał był tragiczny: wszędzie rozczłonkowane ciała, gruz, wysoka radioaktywność. Dwieście metrów dalej głęboki krater, pewnie po eksplozji. Wania ruszył w kierunku czegoś, co kiedyś było głównym budynkiem stacji. Krzyczał, nawoływał Głoda, ale nic. Odpowiadała mu tylko głucha cisza. W końcu jednak pośród rumowiska usłyszał cichy jęk. Ostrożnie wszedł na hałdę gruzu i spostrzegł czyjąś rękę. - Głód?! - Pomóż...
Wania natychmiast zaczął odkopywać przyjaciela. Udało mu się to, jednak ciało Głoda było zbyt zmiażdżone, by go uratować. Postanowił zostać z Godawiczem do jego ostatniej chwili. Po odejściu Głoda znów ostrożnie przysypał ciało i ruszył wgłąb bazy, w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Odkrył jakiś tunel nieopodal. Przypomniał sobie, że Dzik mówił coś o planach z 1984r. Zadzwonił na posterunek i poprosił o wysłanie skanów map. Przejrzał je i doszedł do wniosku, że tym korytarzem dotrze prosto do Wanilca. Zebrał się w sobie i zszedł do podziemi.
Może zawierać błędy, ale nie chce mi się pierdyliard razy tego poprawiać, zwłaszcza, że teraz mam na warsztacie coś jeszcze poważniejszego. Robocza nazwa: "Liście", obecnie 38 stron. Przepraszam też za wulgaryzmy, jednak są one umieszczone by dodać całości "smaczku" i nastroju Sprawia wrażenie niedokończonego, bo istotnie - miałem dopisać jeszcze przeprawę do Wanilca, ale zabrakło mi weny twórczej.
Za ten post Voldi otrzymał następujące punkty reputacji: