Prezentuję nowe opowiadanie, podobnie jak pierwsze, również to jest w klimatach Metra 2033, ale nie końca... zresztą, zapraszam do lektury

.
Z tego miejsca chciałbym również podziękować wszystkim, którzy skomentowali moje poprzednie opowiadanie, dając mi masę cennych uwag i rad.
Także życzę miłej lektury i bardzo proszę o !wszelkie! komentarze
Pozdrawiam
Koniec
- Dmitry, nie myślisz chyba, że to możliwe? – spytał Gustrow przyjaciela.
- Mam nadzieję, że nie. Co prawda ojciec dzwonił do mnie z godzinę temu i powiedział, że w sztabie mają niezły bałagan. Podobno Kostariew zwołał posiedzenie dowódców dywizji.
- O kurde, to zaczyna brzmieć poważnie… Jeśli już dowódca armii zainteresował się tym aż tak… Mówię Ci, to nie wygląda dobrze.
- Może, może… - odpowiedział Artonow – Dobra Boria, czas się zwijać. Nie możemy siedzieć godzinę w tej kantynie. Za 30 minut mamy odprawę – i po tych słowach wstał i popatrzył wyczekująco na kolegę.
- No dobra. – powiedział Gustrow i powoli wstał od stołu dopijając kawę - Pamiętaj tylko, że jeśli się czegoś dowiesz od ojca, dzwoń natychmiast. Jako zastępca dowódcy dywizji na pewno będzie wiedział co się święci.
- Nie ma sprawy. Ja pójdę jeszcze do chłopaków i sprawdzę, czy „Natasza” jest gotowa.
- W takim razie będę czekać na ciebie w sali – po tych słowach rozeszli się w dwie strony.
Idąc przez plac ćwiczeń w stronę hangarów, Dmitry rozejrzał się dookoła. Zapowiadał się piękny dzień, choć było jeszcze całkiem ciemno. Wiał lekki chłodny wiatr, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Baza, w której się znajdował była siedzibą 4 dywizji pancernej, zwanej inaczej „garnizonem moskiewskim” z racji bliskości stolicy. Od granic miasta dzieliło ją zaledwie 20 kilometrów. Atmosfera panująca na jej terenie była napięta, żołnierze biegali truchtem w każdym kierunku, co jakiś czas przejeżdżała ciężarówka. Ze wszystkich stron dało się słyszeć rozkazy i warkot silników. Przechodząc obok sztabu pułku Artonowa minęła grupka żołnierzy idąca szybkim tempem i głośno rozmawiająca. Kiedy tylko spostrzegli kto idzie w ich stronę wszyscy w jednym momencie zasalutowali, a gdy Dmitry odpowiedział im tym samym, przyspieszyli kroku.
- Panie poruczniku! Panie poruczniku! – usłyszał za swoimi plecami. Odwrócił się i spostrzegł biegnącego w jego stronę sierżanta. – Mam raport techniczny. Czwórka i szóstka mają niewielkie problemy z hydrauliką, ale mechanicy już nad nimi pracują. Jedenastka ma z kolei awarię elektroniki. Nie wiem, czy zdążą ją usunąć. Oprócz tego… - mówiąc to przeglądał kolejne kartki - … a mam. Oprócz tego czternastka ma uszkodzony karabin, ale właśnie go wymieniają. – po tych słowach oddał plik dokumentów oficerowi.
- Dziękuję, sierżancie.
Idąc dalej przejrzał jeszcze papiery. Reszta maszyn była w bardzo dobrym stanie.
Wreszcie dotarł do hangaru nr 3. Gdy wszedł do środka jego oczom ukazał się potężny ciężki czołg T-90, duma rosyjskiej myśli technicznej. Ten niespełna pięćdziesięciotonowy kolos porażał swym rozmiarem. Długa, gładkolufowa armata kalibru 125 mm budziła respekt, a gruby pancerz dodawał maszynie gabarytów. Wieża czołgu miała na sobie dodatkowe płyty z pancerza reaktywnego, a gąsienice ulepszone wsporniki. Miał również zamontowany na górze karabin kalibru 12,7 mm. Z prawej strony nad gąsienicami widoczny był biały napis „NATASZA”.
- Cześć ślicznotko – powiedział z uśmiechem Dmitry głaszcząc opancerzenie – nie widziałem Cię od kilku dni. Myślę, że dziś czeka nas przejażdżka – po czym poklepał czołg i zawołał – Chłopaki! Jesteście tu?
- Tak jest, panie poruczniku! – rozległ się głos na drugim końcu hangaru. Oprócz „Nataszy” były tu również inne maszyny, głównie ciężkie T-90 i T-80. Po chwili do Artonowa podbiegł niski, chudy żołnierz w stopniu plutonowego.
- Witaj Igor. Co słychać? Widzę, że macie tu sporo roboty.
- Owszem, panie poruczniku. Razem z Piotrem naprawiamy jedenastkę, nawaliła elektronika. Jej załoga ma co robić, więc ich zastępujemy.
- Dobrze. A nasze maleństwo? – powiedział Dmitry wskazując na „Nataszę”.
- Chodzi jak w zegarku – odpowiedział z uśmiechem Igor. Mimo zaledwie 21 lat i braku doświadczenia, był jednym z najlepszych kierowców. Artonow osobiście wybrał go do załogi swojej maszyny.
- Dobra kontynuujcie. Wpadnę do was gdzieś za pół godziny.
- Tak jest. Maszyny będą gotowe. – po tych słowach zasalutował i pobiegł z powrotem.
- A więc zaczynamy. Proszę o zajęcie miejsc… - powiedział generał Jarukow, dowódca dywizji. W sali konferencyjnej zebrali się wszyscy oficerowie odpowiedzialni za poszczególne jednostki.
W czasie gdy wszyscy siadali, Dmitry wszedł ukradkiem przez drzwi i szybko usiadł na swoim miejscu. Oprócz siedzącego obok Borii nikt nie zauważył jak wszedł.
- Już myślałem, że się spóźnisz. Co tak długo?
- Zagapiłem się. Sprawdzałem czołgi w mojej kompanii.
- Ech, ty zawsze chodzisz swoimi ścieżkami… - odpowiedział z uśmiechem Gustrow i po przyjacielsku szturchnął go w ramię.
- … A więc, jak już zapewne panom wiadomo, w przeciągu ostatnich godzin nasz wywiad spostrzegł potężne ruchy wojsk NATO-wskich przy naszej granicy. Polacy i Słowacy bez przerwy patrolują swoją przestrzeń powietrzną, a dywizje niemieckie i brytyjskie gromadzą się w centrum kontynentu. Szczególnie duże skupiska widoczne są na terenie Bawarii, Saksonii i Burgundii – mówiąc to pokazywał wskaźnikiem miejsca na mapie. – Na wschodzie sytuacja jest zaogniona. Chiny i Tajwan są na skraju konfliktu, a USA już wysłała w te tereny cztery lotniskowce. Tak więc, jak panowie widzą, sytuacja jest napięta. Nasza dywizja zaś – mówiąc to podniósł głos – ma za zadanie zabezpieczyć zachodnią granicę Moskwy. Pułki rozlokujemy w tych miejscach – i znowu odnosząc się do mapy wskazał kilka lokacji – a kilka kompanii zajmie się eskortą ciężarówek. Zgodnie z rozkazem dowództwa, mają być one gotowe na ewentualną ewakuację ludności. Kolumny mają czekać na południe od Moskwy w odległości kilku kilometrów. Tym zajmą się kompanie pierwsza, trzecia i czwarta z pierwszego pułku oraz druga kompania z trzeciego pułku. – gdy Dmitry usłyszał numer swojej kompanii, mimowolnie drgnął. Czuł się prawie jak na ćwiczeniach, ale atmosfera i powaga odprawy szybko przypomniała mu o tym, że to się dzieje naprawdę. Spojrzał na Borię, lecz przyjaciel zdawał się być bardzo przestraszony. Patrzył na dowódcę praktycznie nie mrugając, a jego wargi drgały z nerwów.
- Czy są pytania?
W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Nikt nie odważył się nawet kaszlnąć. Generał Jarukow spojrzał po zgromadzonych i odparł – Dobrze. To do roboty, chcę widzieć dywizję gotową do wyjazdu za 25 minut – i po tych słowach wyszedł. Jeszcze przez chwilę wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Pułkownicy, majorowie, kapitanowie i porucznicy – wszyscy zdawali się być w szoku i nie dowierzać sytuacji. Ale to była prawda. To była rzeczywistość.
- Cholera, teraz to jestem naprawdę wystraszony! To już nie są ćwiczenia, to się dzieje naprawdę! – powiedział drżącym głosem Gustrow. Obaj bardzo szybkim tempem szli w stronę hangarów.
- Spokojnie, to tylko tak wygląda. Na pewno wszystko się rozwiąże. Pamiętasz ten konflikt koreański sprzed trzech lat? Wymiana ognia, pogróżki i manewry, a wszystko i tak się uspokoiło. – próbował pocieszyć przyjaciela Dmitry.
- Mam nadzieję, że masz rację. A właśnie, rozmawiałeś z ojcem? – spytał go Boria
- O cholera, zapomniałem. Czekaj, teraz zadzwonię – po tych słowach sięgnął po telefon i wydzwonił odpowiedni numer.
- Halo?
- Cześć tato. Słuchaj, wiesz co się dzieje? Właśnie mieliśmy odprawę i rozlokowują naszą dywizję na obrzeżach Moskwy. Czy…
- Nie mogę teraz rozmawiać, Dmitry. Cała generalicja biega po sztabie głównym, dostajemy sprzeczne wiadomości od wywiadu… Podobno między Chinami i Tajwanem doszło do wymiany ognia… Na razie nic poważnego, kilka rakiet z jednej i drugiej strony… ONZ stara się… - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, chodź w tle słychać było spory hałas – Dobra, już jestem. Naprawdę, nie mogę teraz rozmawiać przedzwoń do mnie za… godzinkę, ok?
- Dobrze. Tato…?
- Tak?
- … już nic. Trzymaj się.
- Nawzajem. Uważaj na siebie, Dmitry. – i po tych słowach nastała cisza.
Gdy dochodzi do hangarów, powoli świtało. Jak to w listopadzie, chłód dawał się we znaki. Nie było jednak nikogo w bazie, kto w tej chwili przejmowałby się zimnem. Wszyscy biegali naokoło, zewsząd słychać było coraz więcej silników.
- Dobra, tu się rozstajemy. – powiedział Boria do przyjaciela, gdy przekroczyli próg hangaru.
- Zobaczysz, wszystko będzie w porządku. Teraz musimy tylko dobrze wykonać swoją robotę… Jak na ćwiczeniach. – dodał Dmitry.
- Oby… - odpowiedział niepewnie Boria – w każdym razie… powodzenia. I do zobaczenia – powiedział podając rękę.
- Wzajemnie. – powiedział Artonow i uścisnął ją. Po tych słowach zasalutowali do siebie, uśmiechnęli się i rozeszli do swoich kompanii.
- Igor! Wszystko gotowe? – zawołał do swojego kierowcy.
- Tak jest, panie poruczniku! Maszyny gotowe do wyjazdu, załogi w czołgach! – odpowiedział Igor
- W takim razie do środka! – powiedział Dmitry.
W „Nataszy” przy armacie siedział już Piotr i dokonywał rutynowych oględzin i sprawdzał urządzenia. Przywitał się z dowódcą po czym wrócił do swoich czynności. Artonow wziął gałkę od radia, nastawił na częstotliwość swojej kompanii po czym wydał komendę:
- Tu dowódca! Uruchomić silniki!
Po tych słowach w hangarze niczym jeden wielki, potężny grzmot ryknęły diesle. Tysiąckonne potwory wydawały głośne i groźne pomruki, a wnętrze hangaru potęgowało dźwięki. Stalowe bestie zwolniły hamulce postojowe i lekko zakołysały się.
- Utworzyć kolumnę! Jedziemy drogą na wschód, po czym skręcamy na południe do hangaru ciężarówek. Naszym zadaniem jest eskortowanie ich do południowej granicy miasta. W razie konieczności, mamy wjechać z nimi do stolicy i ewakuować ludność. Odległość do celu – 18 kilometrów. Wykonać! – gdy skończył, odłożył słuchawkę, rozkazał Igorowi ruszyć i zajął miejsce na wieży. Wychylił się na zewnątrz tak, że dolna połowa ciała była w środku i rozejrzał się dookoła. Jego czołgi wyjeżdżały kolejno z hangaru, trzymając regulaminowe odstępy. Pojedyncze ciężarówki i samochody, jeżdżące po placu w różne strony, zatrzymywały się przepuszczając pochód stalowych bestii. Gdy wyjechali na ulicę i ujrzeli, że dzięki działaniom żandarmerii i milicji droga jest całkowicie pusta, przyspieszyli do 45 km/h. Dmitry wszedł do środka i zamknął właz. Wewnątrz panował zaduch i było ciepło. Sprawdził wszystkie wskaźniki i usiadł przy radioodbiorniku. Po chwili usłyszał w głośnikach:
- Czarny - 1, tu Pancerny, odbiór! – „Pancerny” był przyjętym w ich dywizji kryptonimem dowództwa.
- Tu Czarny - 1!
- Mamy nowe rozkazy dla Czarnych! Oddelegowano w waszym sektorze 8 autobusów szkolnych, które mają dołączyć do was! Podaję współrzędne… - i w tym momencie zaczął dyktować liczby. Dmitry skrzętnie wszystko zapisał i odpowiedział:
- Zrozumiałem Pancerny! Czarny – 1, bez odbioru!
Przełączył radioodbiornik ponownie na częstotliwość kompanii i rozdysponował pojazdy we wszystkie miejsca. Cztery T-90 miały pojechać do punktu docelowego, natomiast po jednym czołgu wysłał do pojedynczych autobusów. Nie było z nimi kontaktu radiowego, toteż nie mógł umówić się z kierowcami na konkretne miejsce. „Natasza” miała wraz ze swoim dowódcą pojechać najbardziej na południe do małej wsi, gdzie wyznaczony pojazd już na nią czekał. Jeszcze przez kilka kilometrów kolumna miała jechać zwartym szykiem, dopiero na rozjeździe miała się rozdzielić.
Artonow przez chwilę obserwował wskaźniki głęboko myśląc nad całą sytuacją. Wszyscy byli podenerwowani, czuł to na każdym kroku – atmosfera w czołgu i wśród rozmówców radiowych była napięta i ciężka.
Po chwili chwycił gałkę z mikrofonem i wziął do ręki rozpiskę z częstotliwościami. Znalazł kompanię pierwszą i nastawił urządzenie.
- Zielony – 1, tu Czarny – 1, odbiór!
- Tu Zielony – 1!
- Boria, gdzie teraz jesteś? – powiedział do mikrofonu. Igor z Piotrem wymienili spojrzenia – dowódca złamał regulamin wywołując przyjaciela po imieniu.
- Niecałe 3 kilometry od Moskwy.
- A… czy wszystko u Ciebie w porządku? – spytał po chwilowym namyśle Dmitry. Znał się z Gustrowem od 6 lat, razem kończyli Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Pancernych w Petersburgu. Już od pierwszego roku byli najlepszymi przyjaciółmi. Również dzięki znajomościom – czyli ojcu Artonowa – zostali przydzieleni do tej samej dywizji. Zawsze o siebie dbali i pomagali w potrzebie. Pierwszy raz prowadzili działania oddzielnie, zwykle w czasie ćwiczeń kompania pierwsza i druga razem przeprowadzała manewry.
- Tak… wszystko w porządku. Trochę jesteśmy z chłopakami podenerwowani, ale wiesz, w końcu pierwszy raz jedziemy naszym maleństwem po drodze krajowej! – odpowiedział śmiejąc się Boria. Dmitry wyczuł jednak nutę przestrachu w jego głosie.
- Heh, no masz racje, nie co dzień jest taka okazja – powiedział, po czym zaległa chwilowa cisza – dobra, nie przeszkadzam wam, zróbcie co trzeba i widzimy się w kantynie po powrocie, dobra?
- Jasne, stary. Kto pierwszy ten lepszy – zaśmiał się Gustrow, po czym regulaminowo dodał – Zielony – 1, bez odbioru!
Dmitry powoli odłożył mikrofon na miejsce. Nie wiedzieć czemu, miał złe przeczucia…
Po niespełna dwudziestu minutach dojechali do rozwidlenia. Gdy padła komenda – Szyk przerwać! W wyznaczone pozycje naprzód marsz! – kolumna, niczym tancerze wykonujący skomplikowany układ, rozerwała się na części. Część z maszyn jednostajnie parła na przód, pojedyncze zaś – w tym „Natasza” – zahamowały. Siła, z jaką to zrobiły, zakołysała czołgami najpierw do przodu, a potem do tyłu, i jak na komendę każdy zaczął powoli przekręcać się w swoją stronę. 45-tonowe czołgi, nieśpiesznie obracając się wydawały się gniewne i potworne. Po wykonaniu zwrotu, każdy zrywnie ruszył do przodu jadąc ku swemu celowi.
- Czas do celu? – spytał Piotra Artonow.
- 15 minut – odparł czołgista po chwilowej kalkulacji odległości i aktualnej prędkości.
- Dobrze. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. – powiedział Dmitry. Spojrzał na zegarek – 7:25. W bazie był od 2:00, dostał nagłe wezwanie w związku z postawieniem sił zbrojnych w gotowość.
Nad czołgiem, mimo warkotu silnika i trzeszczącego radia dało się słyszeć bardzo głośny hałas. Załoga spojrzała po sobie, po czym Dmitry wstał, otworzył właz i wyjrzał na zewnątrz. Na niskim pułapie, lecąc na zachód przeleciało pięć Mig–29. Chwilę po przelocie w czołg uderzyły fale huku, wskazując na ponaddźwiękową prędkość maszyn. Artonow zdążył zaobserwować, że były one w pełni uzbrojone. „Niski pułap. Nie chcą być wykryci przez NATO-wców.” – pomyślał i obserwował oddalające się myśliwce. Gdy odleciały, wrócił do środka i zamknął właz.
- To Migi. Dwudziestki dziewiątki. – powiedział do załogi odpowiadając na ich pytające spojrzenia.
Usiadł przy radiostacji, dostroił swoją kompanię i powiedział do radia:
- Tu dowódca. Czarni, meldujcie o postępach!
Po chwili radio zatrzeszczało i dało się słyszeć głosy, następujące jeden po drugim:
- Tu Czarny – 2. Odległość od celu półtora kilometra.
- Zgłasza się Czarny – 3. Cel w zasięgu wzroku, odległość pół kilometra.
- Czarny – 1, tu Czarny – 4. Cel w odległości niecałych dwóch kilometrów.
- Tu Czarni – 5, - 6, -7 i -8. Kolumna w odległości kilometra od celów.
- Zgłasza się Czarny – 9, przy celu. Oczekuję dalszych instrukcji.
- Czarny – 10 dwa i pół kilometra od celu.
- Czarny – 11 na pozycji. Lokalizuję cel.
- Czarny – 12, cel osiągnięty. Czekam na instrukcję.
Dmitry skrzętnie notował stan każdej z maszyn. Musiał wiedzieć, co dzieje się z każdą z nich i gdzie się znajduje. Gdy skończył, odparł:
- Tu Czarny – 1. Wyznaczam miejsce zbiórki - skrzyżowanie nr 73. Meldować o postępach. Czarny – 1, bez odbioru!
Po tych słowach odłożył mikrofon i spojrzał na mapę. Jego kompania rozdzieliła się na powierzchnię przeszło 10 km2 . Zanim na nowo się zbierze, minie wiele czasu.
W tym samym czasie kompania pierwsza trzeciego pułku, będąca pod komendą Borysa Gustrowa, dojeżdżała na miejsce. Gdy dowódca wydał rozkaz zatrzymania się, maszyny w jednym momencie stanęły.
- Zająć pozycję, odległości 100 metrów! Wykonać! – rozkazał Gustrow, po czym czołgi zaczęły skręcać i podjeżdżać do wyznaczonych miejsc. Gdy ostatni stanął w miejscu, przez radio padł komunikat – Silnik wyłączyć! Zabezpieczyć broń i pojazd! – a gdy ostatnia załoga potwierdziła wykonanie rozkazu, przez radio dało się słyszeć – Zezwalam na opuszczenie pojazdów!
Załogi zaczęły powoli, jakby niechętnie opuszczać maszyny. Zeskakiwali na ziemię i rozglądali się dookoła. Był piękny, chodź chłodny listopadowy poranek, godzina 7:55. Czołgi zwrócone były na zachód, mając z tyłu, w odległości około pół kilometra granice stolicy. Lufy uniesione do góry stały rzędem niczym palisada broniąca miasta. Czołgiści zaczęli ze sobą rozmawiać, ale o wiele ciszej i spokojniej niż zwykle. Od miasta czuć było niepokój. Drzewa, wolno kołyszące się na wietrze zdawały się powoli oddalać od Moskwy, niczym od śmiertelnego zagrożenia.
- Panie poruczniku, melduję gotowość jednostki! – powiedział sierżant podchodząc do Borii.
- Znakomicie. Macie przerwę, ale pozostać w gotowości. Nie oddalać się na więcej niż 100 metrów od swoich pojazdów.
- Tak jest! – odpowiedział podkomendy, ruszając w stronę najbliższej załogi. Po wydaniu im dyspozycji udał się do kolejnej.
- Cholera… Ale nerwówka… - powiedział do siebie pocierając dłonie i chuchając w nie. – i do tego zimno jak na Syberii…
- Panie poruczniku, herbata dla pana – usłyszał za plecami. Gdy się odwrócił, ujrzał swojego kierowcę Michaiła z kubkiem.
- Dzięki Misza – odpowiedział biorąc od niego herbatę.
Czołgista uśmiechnął się nerwowo i odszedł. Widać było po nim strach. Widać go było po wszystkich. Wśród wyćwiczonych komend, które zdawali, słychać było cień przerażenia. Ta sytuacja przerastała ich nerwowo. Bo któż oparłby się chwili, w której świat stoi na granicy wojny nuklearnej?
Boria pociągnął łyk gorącego napoju, przymknął oczy i uśmiechnął się do siebie w duchu, próbując się wewnętrznie uspokoić. Tak stał przez kilka minut.
- Cel w zasięgu wzroku! – usłyszał Dmitry od Piotra. Wyrwało go to z przemyśleń, w jakie się zagłębił słuchając miarowego ryku diesla i trzeszczącego radia.
- O.. odległość? – zapytał
- 500 metrów.
- Dobrze.
Gdy podjechali do autobusu zobaczyli, że jest pusty w środku. Zatrzymali czołg obok niego i zgasili silnik.
- Cholera, a gdzie kierowca? Igor, zostań w środku przy radiu. Melduj o wszystkim.
- Tak jest.
- Piotr idziesz ze mną na zewnątrz. Poszukamy tego idioty. – powiedział Dmitry przez zaciśnięte zęby. „Jeszcze tego brakowało! Nie dość, że kompania jeździ po całej okolicy to mam się uganiać za jakimś gościem!” – pomyślał.
- Pójdź na prawo, ja pójdę na lewo.- powiedział i ruszył w swoją stronę. Znajdowali się na wjeździe do niewielkiej wsi oddalonej niecałe 7 kilometrów od Moskwy.
Po 5 minutach obaj wrócili do czołgu.
- Znalazłeś go? – spytał dowódca
- Nie.
- Ja też nie. Cholera! W takim razie…
- Panie poruczniku! Wiadomość do pana!
- Idę – powiedział, po czym wskoczył na czołg i wszedł do środka.
- Czarny – 1, tu wszyscy Czarni. Oczekujemy w miejscu zbiórki, odbiór!
„Już? Chłopaki są szybcy!” – pomyślał.
- Tu Czarny – 1, zrozumiałem. Pozostańcie na pozycji, niedługo przekażę dalsze instrukcje, odbiór!
- Tu Czarni. Zrozumiałem, Czarny – 1. Bez odbioru!
Odłożył mikrofon i zaczął wychodzić z pojazdu, gdy prze radio odezwał się inny głos:
- Czarny – 1, tu Pancerny. Odbiór.
Artonow wrócił do radia i odpowiedział:
- Tu Czarny – 1, słucham cię Pancerny.
- Mamy potwierdzone informacje o tym, że rozmowy pokojowe zawiodły. Przystępujemy do ewakuacji ludności cywilnej. Powtarzam – rozmowy nieskuteczne, ewakuujemy ludność.
Dmitry stał przez chwilę nieruchomo. „Rozmowy nieskuteczne? Co to znaczy?” – myślał.
- Zro… zrozumiałem. Czarny – 1, bez odbioru.
Szybko przełączył na częstotliwość kompanii:
- Czarni, tu Czarny – 1. Utworzyć kolumnę z pojazdów i wjechać do miasta. Rozlokować się … - spojrzał na mapę szukając ustalonego miejsca – w rejonie Kitaj - Gorod. Powtarzam – Kitaj – Gorod. Dojadę w trakcie. Odbiór!
- Tu Czarni. Zrozumiałem.
- Czarny – 1 bez odbioru.
Przez chwilę siedział przy radiu zastanawiając się, co zrobić. Po chwili wpadł na pomysł.
- Igor, potrafisz uruchomić autobus? Bez kluczyków?
- Ja… myślę, że tak, panie poruczniku.
- To biegnij i włącz silnik. Jak skończysz, zatrąb. Weź ze sobą Piotra, czeka na zewnątrz. Powiedz mu, że ma poprowadzić autobus za czołgiem. Zrozumiałeś?
- Tak jest!
- Wykonać! – i po tych słowach Igor prawie biegiem rzucił się do wyjścia. Gdy Dmitry został sam w czołgu, nastawił radio na częstotliwość pierwszej kompanii.
- Boria, jesteś tam?!?
- Tu… tak, jestem Dmitry.
- Wiesz co się stało?
- Tak. Rozmowy okazały się nieskuteczne. Czekamy w gotowości.
- Ja jestem poza miastem w jakimś wyp*zdowie! Zaraz jadę do Moskwy. Mam nadzieję, że… - w tym momencie zapaliła się zielona lampa, sygnalizująca bezpośrednie połączenie z Dowództwem Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej z z głośników wydobył się obcy głos:
- Uwaga! Uwaga! Do wszystkich jednostek! Znajdujemy się w stanie wojny! Powtarzam, znajdujemy się w stanie wojny! Wszystkie jednostki mają pozwolenie na użycie ostrej amunicji! Powtarzam, zezwalam na użycie ostrej amunicji!
- O Jezu… - powiedział do siebie Dmitry. Szybko podbiegł do otwartej klapy, wychylił się na zewnątrz i zawołał:
- Chłopaki!!! Szybko, do czołgu!!! – mimo bliskiej odległości krzyczał na całe gardło. Załoga pośpiesznie rzuciła się do środka i zajęła pozycję.
- Odpalaj! Pełna prędkość w stronę Moskwy!
- Panie poruczniku, co się…
- Najgorsze, Igor!! Najgorsze!! Mamy pi*przoną wojnę!!
Igor i Piotr momentalnie zbledli i zastygli na moment nieruchomo. Po chwili jednak szybko przystąpili do czynności startowych. Po kilku sekundach włączyły się wszystkie systemy i zaryczał silnik.
- Pełna moc!!
„Natasza” ruszyła z kopyta. Silnik, nie przyzwyczajony do tak dużych obrotów, zawył przeciągle i T-90 skoczył do przodu. Szybko nabrał maksymalnej prędkości, a załoga nie mogła usiedzieć na miejscach – gąsienice nie dawały rady przy takiej prędkości amortyzować czołgu na podrzędnej, pełnej dziur drodze.
- Sprawdzić uzbrojenie! Załadować kumulacyjnym!
- Tak jest! – odkrzyknął Piotr i mechanicznie zaczął wykonywać żądane czynności. – Pocisk załadowany! Armata gotowa do strzału! – zawołał i położył obie ręce na urządzeniach. Lewa leżała na bezpieczniku, prawa na spuście.
- Odległość pięć i pół kilometra!
- Przyjąłem, pięć i pół!
Czołg trząsł się i skakał, niczym toczący się po kamieniach wózek. Dmitry przemieścił się w stronę radia, kilka razy uderzając się o rozmaite dźwignie i włączniki. Gdy w końcu udało mu się dojść do mikrofonu, pośpiesznie przełączył się na odbiór kompanii.
- Tu dowódca, podajcie status!
- Tu Czarni, zmierzamy w stronę wyznaczonego punktu. Odległość – niecałe 900 metrów. Czołgi uzbrojone! O… - w tym momencie sygnał się urwał, a Igor głośno zawołał:
- O k*rwa!!!
- Co się… - powiedział Dmitry ale nie dokończył pytania. Zobaczył jak Igor przysłania oczy i odskakuje od wizjera. Artonow zauważył bijące z niego, niezwykle jasne światło.
„Tylko nie to… błagam…” – pomyślał i podskoczył do własnego wizjera.
Jego oczom ukazał się potężny błysk, przysłaniający horyzont. Światło zdawało się być jaśniejsze od słońca. Odwrócił wzrok nie mogąc znieść blasku. Po chwili jednak spojrzał na nowo i zauważył wielką kolumnę ciemnego dymu, która w zastraszającym tempie przykryła całe miasto i wstępowała do góry. Nigdy nie widział czegoś tak szybkiego i tak dużego. Potężna, czarna chmura wzbiła się wysoko ponad chmury i zaczęła formować kształt grzyba.
Dla dowódcy czas zwolnił niemiłosiernie. Nie mógł oderwać wzroku od tego co widział. Szok był tak potężny, że Dmitry nie odczuł silnego uderzenia w głowę, gdy czołg podskoczył na przeszkodzie. Gdy tylko zdał sobie sprawię z tego co się stało, górę nad nim wzięły lata ćwiczeń, które przeszedł. Spojrzał niżej i zauważył potężną falę pyłu pędzącą w ich kierunku. Igor powoli powracał do siebie, wciąż mocno przyciskając ręce do oczu. Piotr pojmawszy co się dzieje, ale nadal będąc w szoku patrzył przed siebie nic nie widzącym wzrokiem.
- Czołg stooop!!!
Igor, nadal nie patrząc, instynktownie zahamował. Przy prędkości jaką udało im się rozwinąć, gwałtowne hamowanie rzuciło dziesiątki ton do przodu i wszyscy się przewrócili.
- Czołg przodem do miejsca eksplozji!!!
Igor, niepewnie otwierając oczy i koncentrując wzrok na wysokim słupie dymu, jaki widział przez wizjer ustawił czołg na wprost zagrożenia.
- Przygotować się na falę uderzeniową!!!
Załoga chwyciła się stabilizatorów, skonstruowanych specjalnie na takie okazje. Odsunęli się od ścian, bo przy potężnym uderzeniu drgania spotęgowane przez metal mogą złamać kręgosłup.
- Uwaga!!!
I w tym momencie fala uderzeniowa dosięgła czołgu. „Natasza” podniosła się lekko do góry i stała tak, niczym wierzgający koń, przez dwie sekundy. Następnie opadła z całą swoją siłą i ciężarem. Czołgiści runęli w dół kotłując się na dnie maszyny. Wszyscy stracili przytomność.
Bardzo proszę o komentarze
Pozdrawiam jeszcze raz
