"- Władimir, wstawaj - poczułem lekkie szturchnięcie w ramię, a nad sobą zobaczyłem kolegę, Sieriogę. - Wilk ma coś do powiedzenia.
Podniosłem się z tapczanu i chwiejnym, zaspanym krokiem podszedłem do ogniska. Wilk stał koło stodoły, a wokół niego zebrało się paru samotników.
- Bandytom udało się przejąć północny posterunek. Znowu. Teraz te dranie czują się jak u siebie w domu. Jeszcze dzisiaj, o szesnastej udacie się tam i zrobicie z nimi porządek. - powiedziawszy to, poszedł do bunkra Sidorowicza po amunicję.
- To czeka nas mała walka. - westchnął Sierioga i udał się do chaty. Nie podobało mi się to. Po ostatniej walce miałem parę dziur w ręce, na dodatek Bandyci rozgromili nas na cacy. Z dziesięciu ludzi zostało trzech, w tym ja, z rannym kolegą na plecach. Trzeci szedł powoli, kulejąc. Po rozmyślaniach poszedłem do bunkra mijając przy tym Wilka niosącego pod pachą wielką skrzynię. Do mojego TOZ34 skończyła się amunicja, więc odwiedziłem handlarza.
- Masz jakieś fanty? - zapytał swoim charakterystycznym, ale też denerwującym z czasem powiedzonkiem.
- Ja potrzebuję tym razem fantów - odrzekłem i wskazałem palcem leżącą na zapleczu skrzynię ze śrutem.
- Śrutowa czy kulowa? - zapytał zamieszkujący ten bunkier Sidorowicz, wyciągając ze skrzyni dwa pudełka.
- Potrzebuję coś naprawdę mocnego. Dzisiaj mamy atak i musimy pozbyć się Bandytów. Tylko nie wiem, czy będą mieli jakieś kamizelki kuloodporne. Na wszelki wypadek wezmę trochę tej, trochę tej. Mniej więcej dwadzieścia sztuk każdej.
Po tych słowach Sidorowicz podał mi pudełka, a ja należne pieniądze. Uzbrojony skierowałem się do swej chaty. Spojrzałem na zegarek. Było już wpół do piętnastej. Jeszcze miałem czas na przygotowania. Zastałem tam Sieriogę słuchającego muzyki klasycznej w starym, pamiętającym lata świetności ZSRR radiu.
- Stresujesz się? - zapytałem spokojnym głosem.
- Próbuję się rozerwać. - rzekł równie spokojnie Sierioga, w którym nie widać było żadnego zmartwienia. Tak też spędziliśmy to półtorej godziny. W międzyczasie napiliśmy się, ale tylko trochę, żeby nie dostać kaca podczas odbijania posterunku. W długo i niecierpliwie wyczekiwanej chwili Wilk zwołał wszystkich obecnych. Ruszyliśmy z samotnikiem zwanym Harpunem na czele. W drodze nie przydarzyły nam się żadne przygody, no może poza spotkaniem z paroma psami. Aż w końcu dotarliśmy. Cała armia zatrzymała się daleko przed bramą. Nasz przewodniczący, Harpun, podzielił nas na dwie drużyny. W jednej było pięciu ludzi, a w drugiej trzech. Grupa pierwsza miała za zadanie wedrzeć się szybko i spowodować spustoszenie, a druga, do której należeliśmy między innymi ja z Sieriogą miała trzymać się zdala i czekać na rozkazy. Rozglądaliśmy się jeszcze parę minut, gdy Harpun dał polecenie ataku. Grupa pierwsza ruszyła rozproszona do wnętrza. Zaczęły rozlegać się strzały. bandyta stojący na wieży strażniczej oberwał w głowę, a jego ciało bezwładnie sturlało się po stromych schodkach. Chwilę potem Harpun dał znak oddziałowi drugiemu. Gdy stanęliśmy przy bramie otworzył do nas ogień Bandyta z pistoletem maszynowym. Oparłem się o murek i załadowałem amunicję kulową. W mgnieniu oka wychyliłem się i oddałem dwa strzały. Przeciwnika odrzuciło na co najmniej metr, a na ścianie budynku było widać plamę krwi. Wewnątrz toczył zacięte boje oddział pierwszy, w którym był również Harpun. Mimo oporu dwóch Bandytów blokujących wejście udało nam się wedrzeć do środka. Tam wsparliśmy oddział dowódcy. Rozstrzelałem razem z kumplami kilku Bandytów, a pozostałymi zajęła się reszta. Po kończeniu żywotu niedobitków wyszliśmy na zewnątrz. Nie odnieśliśmy żadnych strat. Tylko jeden członek grupy pierwszej miał przebitą nogę, ale donieśliśmy go do wioski.
- Dobra robota - rzekł pełen dumy Harpun. - Zasłużyliście na długi odpoczynek.
Gdy Stalkerzy się rozeszli zwrócił się do mnie:
- Władimir, trzymaj to - wręczył mi trzysta rubli i poklepał po ramieniu - Dobry z ciebie żołnierz."
- Naprawdę dobre - rzekł jeden ze słuchającego z uwagą tłumu. - Gadaj coś jeszcze.
- Jutro - odrzekłem ziewając. Przeciągnąłem się i wyszedłem z baru. W drzwiach zatrzymał mnie Boris:
- Masz dar opowiadania, chłopie.
- Nie przesadzajmy. Po prostu prowadzę ciekawe i aktywne życie - powiedziałem śmiejąc się i pożegnawszy Borisa udałem się do swojego pokoju.
Proszę o sprawiedliwą krytykę

i zapraszam do komentowania.