Witam wszystkich jest to moje pierwsze długie opowiadanie więc proszę o konstruktywną krytykę. Tytuł, cóż wymyśliłem go na końcu i jest związany z całym opowiadaniem.
PROLOG
:
Grisza biegł, wiedział że mutanty są za nim, ale nie miał zamiaru się poddać. W kieszeni zostało mu kilka śrutów . Słyszał za sobą szczeknięcia, lecz nie odwracał się, wiedział co za nim jest. Nagle coś z wielką siłą przewróciło go na ziemię, dwa razy wypalił z dubeltówki. Dopiero drugi pocisk sprawił że ślepy pies w konwulsjach osunął się na ziemię bez większości swojego pyska. Podniósł się pobiegł i runął na ziemię poczuł ciepło spływające mu z nogi jakby…. KREW!!! -Ku*%@! – Zaklął stalker. Psy wyczuwając ciepły płyn, pobiegły w stronę ofiary. Grisza złamał dubeltówkę wyciągnął puste śruty i włożył nowe. Usadowił sie pod drzewem, wiedział że nie ma szans. Zza zakrętu wybiegł pierwszy pies za nim jeszcze kilka, czekał wystrzelił raz, dwa, przeładował potem znów wystrzelił i spróbował przeładować, ale nie miał czym. Dwa psy rzuciły się na niego czuł jak rozrywały go na kawałki. Wtem niespodziewanie zjawił się przed elektrownią jądrową obejrzał swoje ręce, brzuch nic mu nie było. Wszedł do elektrowni i ujrzał przed sobą głaz, emanowało od niego niebieskie światło, był piękny. Podszedł bliżej, niespodziewanie poczuł wstrząs przez dziury w dachu zobaczył jak niebo purpurowieje, zaczynała się emisja. Stalker usłyszał głos. – JUŻ CZAS!!!!!!! Grisza otworzył oczy i zerwał się z łóżka, był zlany potem.
– Znowu złe sny?- Spytał Iwan, jego kumpel. – No, żebyś wiedział - Stalker usiadł na pryczy i otarł pot z czoła. – Gdybyś się widział, rzucałeś się na wszystkie strony, kląłeś, krzyczałeś obudziłeś chyba wszystkich. – Dobra idę coś zjeść, idziesz Iwan? - Pewnie, chodź.
Rozdział I Poranek
:
Jesienny poranek, baza wolności, Magazyny wojskowe, trzy tygodnie po zwarciu. Kiedy Grisza wszedł do budynku zwanego „stołówką”, kilka zaspanych twarzy jego kumpli zwróciło się w jego stronę, by następnie zająć się swoimi sprawami, pewnikiem zupą lub innym produktem spożywczym. Podszedł do lady za którą stał ich kucharz, czuć było od niego wódkę i marihuanę. – Cześć, masz miskę grochówki.- Powiedział kucharz. – Tylko nie marudź że jest na mięsie z nibypsa, skończyło się normalne!- Zażartował patrząc na niezadowoloną minę Griszy. Kucharz zawsze śmiał się ze wszystkiego, ale to raczej nie zasługa jego pogodnego usposobienia, tylko wyniszczającego jego wątroby alkoholu i marihuany zabijającej jego szare komórki. Zawsze wesoły, pulchny, nie grzeszył bujną grzywą, powtarzał ciągle że wyłysiał bo w wojsku za często nosił hełm. Trudno w to uwierzyć ponieważ to co mówi kucharz nigdy nie jest wiarygodne. Grochówka nie była taka zła, w miarę ciepła, mięso też smakowało prawie normalnie. Kiedy zjedli wyszli z „stołówki”. Grisza z Iwanem usiedli przy tlącym się ognisku , po chwili dosiadł się Ziółko i poczęstował ich skrętem. – Dobry towar, nie? – zapytał Ziółko puszczając dym przez nos. - Nooo, świetne. – Odpowiedział Iwan, Grisza pokiwał głową na znak tego że zgadza się z opinią kumpla. Spalili skręty. Siedzieli przy ognisku, było zimno. – Ej, koledzy mam sprawę. Krakowicz chce żebym wziął kilku chłopaków i poszedł do posterunku obok przejścia z czerwonego lasu, żeby sprawdzić co z naszymi ludźmi, bo już od rana nie odpowiadają . – Rozumiem, że chcesz żebyśmy my byli tymi chłopakami. – Stwierdził Grisza. – Nieee, skąd. Chce żebyście wy pozbierali tych chłopaków i poszli sprawdzić co się stało. Nie chcę mi się ruszać dupy z obozu, mogę wam za to dać cztery paczki nowego ziela. – Sześć paczek. – Zaczął targować się Grisza. – Nie! – Odpowiedział stanowczo Ziółko. – No to się wal, nigdzie nie idziemy. – Stwierdził Iwan. – Koledzy bez nerwów niech będzie sześć, ale jak zbankrutuje przez was... – Zaczął monolog palacz. – Po prostu się zamknij!- Rzucił od niechcenia Iwan. Drużyna składająca się z siedmiu osób wyruszyła bardzo szybko po uzgodnieniu honorarium. Po wyjściu z bazy poszli drogą w kierunku posterunku. Zbliżając się wyczuwali że coś jest nie w porządku. Nie widzieli nikogo, Grisza mianowany na czas misji dowódcą oddziału, rozkazał swoim ludziom aby pochowali się w krzakach, a sam z Iwanem sami poszli zbadać teren doszli do posterunku. Przy ognisku siedział samotny stalker od razu go rozpoznali to był Sacha, wielka ganja z tyłu jego hełmu była jego znakiem rozpoznawczym. – Ee! Sacha możesz powiedzieć co się tutaj dzieje?- Zawołał Grisza. – Co?! Kto?! Ja yyy… tak? – Odpowiedział nerwowym Głosem szybko podnosząc się z swojego miejsca. Był widocznie zdenerwowany, to do niego nie podobne. – Co tu się dzieje. – Spytał znów Grisza. – Yyy nic a co? - A to że od rana nie odpowiadacie! Co z wami jest?! – Spytał podenerwowany Iwan. – Nic co by mogło was obchodzić, gnojki! – Ostanie słowo wręcz wypluł, sięgnął do kabury po pistolet tak szybko że obaj wolnościowcy nie zdążyli zareagować. „Sacha” wypalił w twarz Iwanowi ten padł na ziemie by na zawsze w niej pozostać obejrzał się w stronę Griszy. W tym momencie mordercy zrobiło się ciemno przed oczyma. Kiedy się obudził pamiętał tylko kolbę AK. Kiedy było ciemno… Grisza sprzedał z kolby AK mordercy jego kumpla, ten osunął się na ziemię z oczyma które zachodziły mgłą. Wolnościowiec gwizdnięciem zwołał swoich ludzi. Ukląkł nad ciałem Iwana i zamknął mu oczy. Gdy pierwszy stalker wyszedł na drogę rozległ się strzał, bojownik padł na ziemię, a z krzaków przed posterunkiem wybiegło dziesięciu powinnościowców. Stalker odbezpieczył AK schował się za wrakiem zaporożca i zaczął strzelać w ludzi wrogiej frakcji. Trzech ludzi Griszy dobiegło do niego, czemu nie czterech? Otóż czwarty bojownik pożegnał się z naszym światem patrząc niewidzącymi już oczyma w dal. Granat zręcznie rzucony przez Miszę sprawił że dwóch stalkerów nie wróci do domu ani nawet do bazy. Ten sam granat sprawił że żołnierz powinności nie usłyszy już żadnej komendy. Właściwie i tak nie miał czasu się tym martwić celny strzał w prawe oko pozbawił go wszystkich zmartwień. Grisza pamiętał tylko że dostał w nogę kiedy się wychylał. Reszta starcia umknęła mu gdy stracił przytomność kiedy fala uderzeniowa od granatu przewróciła go, a on niefortunnie trafił głową w kamień. Pozostawiony
Grisza szedł drogą wtem zobaczył przed sobą pijawkę strzelił ale śruty odbiły się od mutanta. Zaczął biec, ale zauważył że biegnie w miejscu pijawka zbliżała się ku niemu, rzuciła się na niego. – Gerenko, to już wszyscy powinniśmy wrócić po resztę… - Usłyszał jak przez mgłę. – A po co? W zonie przydaje się każda kula a ten tu długo nie pożyje. Jak psy zwietrzą jego krew zjawią się tu w tempie ekspresowym. Po prostu go zostawimy, a potem tu wrócimy. – Grisza po tej wypowiedzi, wywnioskował że jego ludzie nie żyją. Poczekał aż powinność odejdzie, a potem doczołgał się do zaporożca upewnił się że nic się nie dostanie i zasnął. Schodził po schodach drogę oświetlała mu tylko latarka, usłyszał ryk odwrócił się i zobaczył głowę w masce gazowej z wyszczerzonymi kłami. Obudził się, nie wiedzieć czemu leżał w części ich bazy nazwanej „szpitalem” w której leżeli ranni. Rozejrzał się po pomieszczeniu w akompaniamencie kaszlów i stęknięć . Pamiętał to miejsce, kiedyś przyniósł tu Iwana kiedy snork ugryzł go dość porządnie. IWAN!!!!!!!!!!!!! Nagle pomyślał Grisza. CO SIĘ STAŁO Z IWANEM!?!? ŻYJE? NA PEWNO!!!NA PEWNO TO WSZYSTKO BYŁ SEN!!! Jednak sen okazał się nie być snem, nawet bardzo, gdyż to co się stało i to co się dzieje było jak najbardziej realne. Do sali wszedł stalker zaczął cos do niego mówić, ale Grisza już wrócił w objęcia Morfeusza.
Rozdział 2 Wódka, broń i szlugi
:
Biegł za stalkerem, odczuwał głód, za nim biegło czterech braci. Stalker nie miał z nimi szans, rzucili się na niego i zaczęli rozszarpywać, jeden z jego braci ciągnąc za stopę stalker odwrócił go twarzą do niego. To był on, Grisza zabił sam siebie, nagle z twarzy wykrzywionej w grymasie bólu jęły wysuwać się macki z ust nieboszczyka wydostał się potworny ryk. Grisza nie zwlekał, utykając poszedł z Vladem zakopać ich ludzi. Zakopując Iwana wrzucił mu paczuszkę obiecanego ziółka, wziął jego pistolet. Iwan poprosił by odesłał go jego ciotce, jeśli zginie, była jego jedynym bliskim który żyje . Po powrocie z obozu Grisza udał się do zbrojowni. Handlarz wydał mu nowiutkiego SGI 5K oraz UDP Compact. Powiedział że za zasługi. Wyszedł na dwór i skierował się do „stołówki”. Kiedy wszedł, kucharz całkiem poważnie podał mu rękę i uścisnął. – Stary, przykro mi z powodu twoich ludzi i Iwana.- Powiedział kucharz. – Wypijmy za nich to byli dobrzy ludzie.- Wyciągnął spod lady wódkę, a także dwie duże szklanki. – Za dobrych ludzi, trzeba dobrze wypić! – Oznajmił, wlewając po równo do obydwu. jedną podsunął Griszy a drugą wziął i wypił na raz. Stalker nie rozumiał jak kucharz umie tak pić, skończył kolejkę wtedy kucharz dolał mu jeszcze, sobie oczywiście też, trzeciej kolejki odmówił. Kucharz nie umiejąc schować zadowolenia, resztę wypił z gwinta. Wyszedł z „stołówki” i skręcił sobie skręta z zioła od Ziółka, było mocne. Poszedł do pomieszczenia w którym były rozstawione prycze wyrzucił wypalonego skręta przez okno i położył się. Siedział w białym pomieszczeniu były w nim dwa krzesła na jednym siedział on drugie było przed nim. Rozejrzał się po miejscu swego pobytu, zauważył drzwi, przez które po chwili wszedł mężczyzna, był ubrany płaszcz sięgający prawie do ziemi, twarz jego okrywał kaptur. Nieznajomy usiadł na krześle naprzeciw Griszy, ściągnął kaptur. Grisza krzyknął, tajemniczym mężczyzną był Iwan z twarzą przegniłą i dziurą po kuli. Z jego uśmiechniętych ust wysypywała się ziemia. – Tak więc przyjacielu, porozmawiajmy o tajemnicach twojego mózgu.- Rzekł grobowym tonem nieboszczyk. Grisza krzyknął i zerwał się z pryczy. Wyjrzał za okno był ciepły poranek, obiecał sobie że nigdy już nie zapali tego ziółka. Jeszcze tego samego dnia sprzedał cztery paczuszki, jedną zostawił na czarną godzinę. Po udanych transakcjach przeliczając pieniądze wrócił do swojego „pokoju”. Usiadł na pryczy rozładował swój karabin i rozłożył go wyciągnął szmatę i jął go czyścić. Złożył SGI załadował i zabezpieczył, przeliczył amunicję zostało mu jej niewiele, ale jutro rano wydają amunicję w końcu poniedziałek, chyba. Grisza kończąc z SGI sprawdził jeszcze UDP, wszystko w porządku. Poszedł do handlarza i kupił od niego plecak. Będąc u siebie spakował się. Do plecaka włożył trochę amunicji, konserwy, wodę, dwa napoje energetyzujące, trochę kasy, trzy magazynki do SGI 5K, walkmana i kilka kaset. Po namyśle wyciągnął walkmana z plecaka, włożył słuchawki i odpalił Sepulturę. Leżał na pryczy i słuchał, ktoś ściągnął mu słuchawki. – Gulcharow chcę się z tobą widzieć. – Oznajmił Vlad. – Czego chce? - Nie wiem, pewnie dowiesz się tego kiedy ruszysz tam swoje cztery litery. – To nie może zaczekać? - Z tonu jego głosu wnioskuje, że wolałby abyś się pośpieszył. U Gulcharowa. Grisza zapukał do drzwi kwatery Gulcharowa. – Wejść.- Oznajmił chrapowaty głos. Wszedł do pomieszczenia gdzie prawa ręka Krakowicza spędzał większość dnia ślęcząc nad mapami, teraz widocznie miał przerwę, świadczył o tym niemiecki pornos odtwarzany na starym rzutniku. – Masz dla mnie jakieś zlecenie?- Spytał stalker. – NIE. – Powiedział Gulcharow, patrząc na niego zza krzaczastych brwi. - No to po co mnie wzywałeś? - Jaja sobie robię, oczywiście że jest zlecenie. – Odpowiedział zgryźliwie stalker wyłączając rzutnik. – Tak więc, co mam zrobić? - Jakoż że jesteś w wolności długi okres, udało ci się zapracować na opinię człowieka który nie schrzani roboty, właśnie takiego nam potrzeba. – Co mam zrobić? – Powtórzył Grisza. – Chcemy z Krakowiczem żebyś zebrał trochę ludzi i dokopał powinności w Prypeci. – Odpowiedział krótko i zwięźle dowódca. – Dzięki naszemu „koledze” Naznaczonemu, mogą tam iść wszyscy, niestety nasi wrogowie też, pozabijali naszych ludzi i przejęli wszystkie posterunki. – Tu bariera, potrzebujemy wsparcia, zostaliśmy zaatakowani przez Monolit, PO....B...MY WSP...A - Grisza, widząc skinięcie głową swojego przełożonego stwierdził że czekają go podczas misji dodatkowe trudności, wybiegając już zaczął słyszeć odgłosy które świadczyły o tym że rzutnik został znów włączony.
Rozdział 3 Podróż
:
Grisza nie miał wielu ludzi do dyspozycji. Większość, albo już nie żyła ,albo była w Prypeci czyli na jedno wychodziło. Piętnaście osób wyruszyło z bazy wolności, większość miała już jej nigdy nie zobaczyć. Dowódca oddziału przechodząc obok ognisk słyszał opowieści weteranów snute kotom. „ Gdybyście zobaczyli tą bazę parę tygodni temu, tętniła życiem. Gdyby nie Naznaczony powinność nie…”,” Słyszeliście już o <<Przechwycie>>? Podobno to prawdziwi zawodowcy, najlepsi z najlepszych…” Wyszli z bazy. I skierowali się w stronę bariery. Zanim jeszcze zobaczyli przyczółek wolności już usłyszeli huki granatów i odgłosy wystrzałów. Prawie doszli gdy odezwała się seria z PKM-u. Wszystkim zbladły twarze. – Kur*@ mać! Chłopaki będzie ostro!- Stwierdził Żaba. Przyśpieszyli tempa. Wybiegli na drogę, zobaczyli kilku pozostałych stalkerów chowających się przed zabójczą serią. – Chłopaki pomórzcie! Koleś okopał się między drzewami nie możemy go ściągnąć. W dodatku ciągle przychodzą nowi monolitowcy! – Krzyknął jeden z obrońców bariery. Chowali się za czym popadło, jeden stalker wychylił się by na zawsze pożegnać ten świat. Nie mieli szans musiał się zdarzyć cud. Cud się zdarzył, nikt nie myślał że w takiej formie ale lepszy rydz niż nic! Jeden z ludzi Griszy, wykazał się niemałą odwagą, lub niezmierną głupotą. Zakradł się od lewej flanki i rzucił granat pół metra obok okopu PKM-u. Wszyscy tego potrzebowali, żołnierze monolitu próbując ocalić swoje życie, zostawili swą broń w okopie i rzucili się do ucieczki. Wybiegając ze swojej kryjówki zostali natychmiast wystrzelani. Odważny stalker nie zostanie pochwalony, będą mogli wypić ku jego pamięci, albo umieścić go w jednej ze swoich historii. Odważny młodzieniec w przypływie adrenaliny, nie wziął do serca tego że poza okopem są też wrogowie. Grisza strzelał do wrogów jak do kaczek, wychylał się, rzucał granaty. Jego zapał udzielił się też reszcie obrońców. Tak więc po chwili wszyscy żołnierze monolitu gryźli ziemię. Właściwie nie wszyscy, jeden zwijał się z bólu, przy okazji bucząc coś o Pier*&@$nych sukins*&%&@. Jego sprośne słowa o frakcji wolność uciszyła lufa UDP Griszy. Pietrenko sprawdził stanowisko PKM-u. Niestety karabin poważnie ucierpiał od granatu. Nie nadawał się do użytku. Zostało kilkaset sztuk amunicji, Grisza polecił ostatnim trzem obrońcom bariery, aby poprosili bazę o PKM. Wtedy amunicja znajdzie użytek w ciałach monolitu lub innych wrogów wolności. Grisza i jedenastu ludzi poszło dalej. Naznaczony wyłączył mózgozwęglacz, ale promieniowanie psioniczne nie znikło, przynajmniej nie do końca. Przez to, jeden ze stalkerów po jakimś czasie wędrówki zaczął narzekać na ból głowy i fatamorgany. Po zaaplikowaniu mu porcji leków uspokoił się nieco, ale kiedy zbliżali się ku przejściu do Prypeci, zaczął ględzić o psycho-grzybkach i radioaktywnych robakach. – Chhhlopaki, pomożecie mnie? Hihihi radiiiaktywne rooobaki! Kur#@ są wszędzie! Pomogą nam tylko psycho-grzybki! Chhodźcie do lllasu nazbbieramy ich! – Powiedział napromieniowany stalker z obłędem w oczach patrząc rozbieganymi oczyma po okolicy. – Grisza, słuchaj powinniśmy coś z nim zrobić może stworzyć zagrożenie. Póki co widzi te swoje robaki, ale co będzie potem boję się pomyśleć! – Powiedział przyciszonym głosem Vlad. Grzybiarz zatrzymał się nagle, obejrzał się i krzyknął. – AAAAAA! Uważaj mutant za tobą! – Krzyknął szaleniec i strzelił w stronę stalkera do którego krzyczał, trafiając go w prawy bark. Oczywiście żadnego mutanta nie było, można było go porównać do robaków. – AAAAAAAA!!! WSZYSCY TU KUR#@ ZGINIEMY!!!!!!!! – Oznajmił krzykliwie stalker i począł strzelać na oślep we wszystkie strony, dla uratowania życia reszta schowała się za co się dało. Kiedy szaleńcowi skończył się amunicja w kałachu, rzucił go przed siebie, wyciągnął z kabury pistolet i także wystrzelał cały magazynek. Rzucając pistoletem w niewidomy cel, sięgnął po nóż i jął nim wymachiwać na wszystkie strony. Po minucie „walki z mutantami” pobiegł w kierunku lasu z pianą na ustach, na przemian to krzycząc to śmiejąc się. – Szkoda człowieka. – Stwierdził Felix drobnej budowy snajper. –Może jednak chodźmy dalej? – zaproponował Vlad. Słusznie gdyż po niespełna dwóch minutach ciszę przerwały krzyki konającego szaleńca i ryki prawdziwych mutantów.
Rozdział 4 MIASTO
:
Jesteśmy w Prypeci. Na razie spokojnie straciliśmy po drodze jednego człowieka. teraz zatrzymaliśmy się w przedszkolu na noc. Idę spać. Vladimir Kuźniecow Vlad odłożył swój notatnik. obudził stalkera który następny pełnił wartę i poszedł spać. Zanim zasnął obejrzał się na Griszę, na którego twarzy malował się grymas bólu. Grisza był w swojej rodzinnej wsi Rasce (prawdziwa wieś niedaleko Czarnobyla). Spędził tu wiele szczęśliwych chwil. Pamiętał jak po wybuchu w elektrowni pił tutaj jod. Zapukał do drzwi swego domu, otworzył mu… IWAN!!! Cały i zdrowy. – Witaj w domu przyjacielu! – Rzekł radośnie wytwór wyobraźni Griszy. Wtem rozległ się strzał krew trysnęła Griszy na twarz. Iwan osunął się na ziemię z dziurą w głowie. Za nieboszczykiem stał jego morderca, „Sacha”. Dowódca oddziału zerwał się ze swojego prowizorycznego posłania. Był wczesny poranek, słońce dopiero co raczyło oświetlić gaję swymi promieniami. Stalker pełniący wartę obejrzał się na niego. – Odpocznij chwilę. Niedługo wyruszamy dalej. – Rzekł do wartownika świeżo obudzony. Stalker położył się na materacu i usnął. Grisza wyciągnął z plecaka konserwę, wyjął także nóż którym otworzył swój posiłek. Po zjedzeniu fasoli z wieprzowiną, popił ją wodą mineralną. Stwierdził że da jeszcze ludziom trochę pospać. Usiadł przy oknie na krzesełku w którym ponad dwadzieścia cztery lata temu zasiadało jakieś dziecko. Sprawdził broń zostały mu dwa magazynki, ale kiedy wejdą w głąb Prypeci znajdzie się dużo amunicji. Wtem kątem oka zobaczył kształt zbliżający się w ich kierunku, po paru sekundach było to kilkanaście kształtów. Poruszały się powolnie i niezdarnie. Grisza sięgnął po lornetkę i zaklął pod nosem. W ich stronę zbliżało się dwanaście stalkerów na których promieniowanie psioniczne wywarło nieodwracalne skutki. Szybko obudził resztę. Zaspani stalkerzy zdziwieni tym co właśnie się działo, ospale odbezpieczali broń. Nie trwało to długo a już padły pierwsze strzały. Z obydwu stron rzecz jasna, zombie strzelając na oślep nie miały szans przeciwko zorganizowanej grupie stalkerów. Jeden z zzombifikowanych stalkerów, przeszedł obok granatu, zawleczki już przy nim nie było. – Yyyy?- Wydał z siebie odgłos trup. Wybuch tego granatu sprawił że truchło poleciało na dwa metry, poleciało by dalej, ale zatrzymał je mur bloku mieszkalnego. Po skończonej walce Grisza i jeden z jego ludzi poszli sprawdzić czy nieszczęśnicy nie mieli przy sobie amunicji, uwagę Griszy przyciągnął notatnik w plecaku zombie w pancerzu powinności. Na pierwszej stronie widniał napis „Należy do Igora Gerenki”. Po zabraniu niepotrzebnej już jej byłym właścicielom amunicji odział wolności wyruszył z przedszkola. Po przejściu parkingu podziemnego, sprawdziły się plotki mówiące o tym, że centrum Prypeci jest jak Afganistan. Komitywa wychodząc z podziemia niefortunnie natknęła się na pojedynek dwóch frakcji, powinności i monolitu. Szybko wycofali się do podziemi, aby poczekać na rozwój wydarzeń. Słyszeli krzyki konających, strzały z karabinów i wybuchu granatów, urozmaicane czasem przekleństwami rannych. Po kilku minutach, walka skończyła się. Po chwili usłyszeli głosy wygranych. – Głupi fanatycy! Myśleli że nas zatrzymają! – Głos musiał należeć do kogoś z powinności. – Pewnie! Wszyscy skończą jak te dupki z wolności. – Oznajmił drugi. – Z@mknąć się primadonny! Idziemy do parkingu przygotować się na kolejnych gości!- Rozkazał inny głos, pewnikiem należący do dowódcy. Skinięcie głowy przez Griszę zostało dobrze zrozumiane przez jego odział. Wszyscy schowali się za wrakami samochodów. Wrogi odział zszedł do podziemi, ciesząc się wygraną, nie podejrzewając niczego. – Idę się odlać. – Oznajmił jeden z nich. Bojownik podszedł pod mur, nie zauważając skrytego w cieniu stalkera. Który po cichu wysuwał nóż z pochwy. Pozostawiając truchło wokół którego szybko rosła kałuża krwi, schował nóż i sięgnął po granat. Wyciągnął zawleczkę i delikatnie potoczył go w stronę ogniska. Wrogowie zaczęli się śmiać. – Głupi fanatycy! Myśleli że nas zatrzymają! –Stwierdził Śrubka. – Pewnie! Wszyscy skończą jak te dupki z wolności. – Oznajmił jego kumpel Roman. – Z@mknąć się primadonny! Idziemy do parkingu przygotować się na kolejnych gości!- Rozkazał dowódca oddziału. Weszli do podziemnego parkingu i dopomagając kawałkom krzesła benzyną. Rozpalili ognisko. – Idę się odlać. – Oznajmił Roman. Podszedł pod mur, rozpiął zamek swoich spodni i zaczął załatwiać potrzeby fizjologiczne. Nagle poczuł na szyi zimne ostrze, które sprawiło że osunął się na ziemię cicho charcząc. – Coś długo leje, nie? – Spytał jeden z stalkerów. – Noo, może sobie przyciął? – zażartował drugi, reszta wybuchnęła śmiechem. Co do wybuchów to po chwili miał miejsce jeszcze jeden, tylko że o wiele groźniejszy. Powinnościowcy nie wiedzieli skąd wziął się wróg, ostał się tylko jeden. Żołnierz uzbrojony po zęby. Dobrze się okopał, tym razem Grisza nie zamierzał zepsuć Pkm-u. – Poddaj się! Nie masz szans! Jeśli złożysz broń, zachowasz życie! To nie jest amerykańskie kino akcji, nie zgrywaj bohatera! – zawołał Grisza w kierunku wroga. – Wal@ie się piep@#$%i anarchiści! – Zawołał „James Bond” głosem zniekształconym przez aparat oddechowy egzoszkieletu. Po czym zaczął kolejną serię. Było to dla Griszy marnotrawstwo naboi, ale potrzebował chwili aby wymyślić jak ominąć deszcz pocisków. Jego rozmyślanie przerwał nieludzki, a jednak ludzki krzyk i nieprzerwany ogień w stronę, jak Grisza się domyślił wejścia na powierzchnię. Po chwili strzały ustały, tak jak i krzyki, dało się usłyszeć jedynie cichy pomruk i nieprzyjemne dla uszu szuranie jakby coś okutego w metal było ciągnięte po starej mieszanie smoły i skruszonych kamieni. Po jakimś czasie i to ustało, teraz słychać było tylko kapanie wody z przerdzewiałych rur. – No i po problemie! – Stwierdził jeden z stalkerów. Nikt mu nie odpowiedział.
Rozdział 5 Nieoczekiwana Pomoc
:
Grisza od paru dni zachowuje się dziwnie, tak jakby coś go gryzło. Zawsze próbuje ominąć przejścia podziemne. Jest nerwowy i odpowiada na pytania po dłuższym zamyśleniu, właściwie to prawie nie odpowiada na pytania. Zaczął się zachowywać tak dziwnie od kiedy usłyszeliśmy tego mutanta. On chyba coś wie. Moja zmiana się kończy idę spać. Vlad włożył notatnik do plecaka i obudził młodego stalkera, który nie był zbyt zadowolony perspektywą nie zmrużenia oka przez następne półtora godziny. Westchnął, po czym wyjrzał przez okienko w pokoju hotelowym znacznie powiększonym od granatu z RPG. Gdzieś o oddali było słychać wystrzały. Zignorował je. Był wczesny poranek, stwierdził że jeśli włączy cicho radio nic się nie stanie. Wyciągnął z plecaka małe radio. Tylko szum, uklęknął aby ściszyć szum. Zza parapetu wystawał tylko czubek jego głowy w większości przysłonięty radiem. Wstał i stanął bokiem do okna. W tej chwili rozległ się wystrzał już nie tak daleki. Radio zostało całkowicie zniszczone. Stalker rzucił się na ziemie dziękując przy okazji losowi. Kilku towarzyszy zerwało się od razu po strzale reszta wstała słysząc pobudzające krzyki kolegów. – Co jest do jasnej chole*y?! – Krzyknął Grisza zakładając pośpiesznie kamizelkę kuloodporną. – Snajper w budynku naprzeciw! – Odkrzyknął młokos. – Dobra! Musimy jak… - Przerwał słysząc świst . – PADNIJ!!!! – krzyknął z przerażeniem w oczach. Stalkerzy biorąc co się dało wybiegli z pomieszczenia. Pocisk z RPG wleciał przez dziurę i uderzył w sufit. Usłyszeli krzyki tych którzy nie zdążyli wybiec. Wbiegli do pomieszczenia, dwóch ludzi leżało bez słowa, jeden ściskał kikuty które pozostały mu po nogach. Zaczął się ostrzał z budynku z którego nadleciały strzały snajperskie i pocisk. Grisza wyjrzał za wyrwę w ścianie. Do budynku wbiegało trzech ludzi w barwach powinności. Ostatni nie dostał się do środka zatrzymany przez strzały Griszy. W kilku oknach wolnościowcy widzieli wrogów od czasu do czasu oświetlanych przez serie ze swoich karabinów. – Rozproszyć się po pokojach! – wykrzyczał rozkaz Grisza. Uchylając się przed strzałem. Wychylił się znowu. Jeden z powinnościowców rzucił granat, stalker padł na ziemię, lecz granat odbił się od fasady i wybuchł prawie przy ziemi. Grisza strzelił tam gdzie przed chwilą widział przeciwnika, ale prawdopodobnie w nic nie trafił. Na przedostatnim piętrze stalker z Mimimi rozpoczął serię. Odpowiedział mu ogień z PKM-u, który wczoraj zabrali z parkingu razem z amunicją. Grisza nasunął na swoje SGI granatnik, który zabrał dowódcy pierwszego posterunku powinności. Wycelował w okno z którego odzywała się seria z Mimimi. Seria się skończyła. W tej chwili pocisk z granatnika uderzył nad głową Griszy w pokój bez ściany, pokój w którym trzymali granaty. Grisza starał próbował uciec lecz sufit zawalił się na niego. Szedł między drzewami, była jesień z drzew opadały czerwone i żółte liście. Coś z wielką siłą uderzyło go w klatkę piersiową. Upadł, dopiero teraz zauważył że jest w pancerzu wolności. Wstał lecz coś znowu go przewróciło. Wstał i otrzepał się z ziemi. Pośród drzew ujrzał ławkę, a na ławce kobietę w kapturze który zasłaniał jej całą twarz. Podszedł bliżej, zobaczył że kobieta płacze. Uklęknął i odkrył jej twarz. To była jego zmarła żona, z powodu jej śmierci wyruszył do zony, nie wiedział wtedy po co żyć. Grisza wstał zamurowany, nie wiedział co mówić ciszę przerwała jego żona. – Musisz odejść, ON powiedział że jeszcze nie nastał twój czas, musisz wrócić. – Szepnęła mu czule do ucha. – Ale… - Idź już. Grisza otworzył oczy, ku swojemu zdziwieniu nie leżał w kupie gruzu. Wszystko go bolało. Po chwili spróbował podnieść się lesz bez rezultatu. – Szefie zobacz! Budzi się. – Usłyszał młodzieńczy głos. Obawiał się najgorszego. Rozejrzał się na materacu obok niego leżał Vlad, a za nim ujrzał ramię człowieka także w barwach wolności. Spojrzał w górę nad nim stało dwóch mężczyzn, jeden w masce przeciwgazowej, a drugi z twarzą zaatakowaną przez trądzik. Obydwaj nosili kombinezony noszone przez wolnych stalkerów. – Witamy wśród żywych stalkerze! Już myśleliśmy że się nie obudzisz. Miałeś dużo szczęścia że twoi ludzie cię wyciągnęli! – Powiedział starszy stalker, klepiąc go po ramieniu. Grisza kaszlnął i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wyglądał jak podziemny bunkier, kręciło się po nim kilku stalkerów, przy stoliku na drewnianych skrzynkach siedziało trzech grając w karty i popijając wódkę z kieliszków regularnie uzupełnianych przez jednego z nich. Spojrzał w drugą stronę, na zniszczonej pryczy siedział stalker czyszcząc broń, na wielkim stole w prawym kącie pomieszczenia leżało mnóstwo broni a także amunicji oraz maski gazowe i hełmy. Obok był mniejszy stolik na którym leżało coś wielkiego przykrytego brudnym kocem. Usłyszał gitarę, spojrzał w tamtym kierunku, na materacu siedział stalker z gitarą a wokół niego jeszcze kilku. Wtem drzwi się otworzyły, a po schodach wszedł stalker z dragunovem na plecach. Rozmawiał o czymś z dowódcą, po chwili wskazał palcem Griszę i jego ludzi, a dowódca pokiwał głową. Stalker odstawił w kąt karabin i ściągnął czarną maskę przeciwgazową, to była kobieta! Grisza wytrzeszczył oczy, nagle zrobiło mu się słabo, więc je zamknął i zasnął. Stał na wzgórzu, w kaburze miał Berrette, spojrzał za siebie. Ujrzał miasto w płomieniach, spróbował się ruszyć lecz nie mógł. Stał po kolana w błocie które utrudniało mu ruchy. Usłyszał śmiech… - No obudź się cholero. – Grisza usłyszał głos. Otworzył oczy nad nim stał Vlad. – Kogo nazywasz cholerą? – Powiedział słabo Grisza. Kąciki ust stalkera uniosły się lekko w nieznacznym uśmiechu. Wcisnął mu w rękę szklankę i odszedł. Grisza się uśmiechnął. – Dzięki nawet nie wiesz jak potrzebowałem wód…- Grisza powąchał – Wody!? – Wypił płyn jednym duszkiem. I spróbował wstać, przyszło to lepiej niż ostatnim razem. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. Jedyną zauważalną zmianą było to, że przed zaśnięciem było o połowę więcej stalkerów. Kilku stało, trzymając broń w gotowości patrząc na ciężkie pancerne drzwi. Przez które po chwili weszła reszta stalkerów. Tamci widocznie odetchnęli z ulgą i zaczęli odkładać broń. Grisza zobaczył swoich ludzi, siedzących przy stole, zbyt zajętych rozmową by zauważyć przebudzenie swojego dowódcy. Dopiero gdy zbliżył się, odwrócili się by go przywitać. – Witaj szefie. – Powiedział jeden z nich, ukazując pożółkłe zęby w szczerym uśmiechu. – Cześć chłopaki. Może mi ktoś ku*w*@ powiedzieć co się stało? – Odparł Grisza. – Spokojnie, usiądź, napij się wszystko opowiemy. – Zachęcił Vlad. Grisza dosiadł się do kompanów, niezwłocznie podali mu butelkę z jedną trzecią zawartości, Grisza uśmiechnął się, w końcu dostał to czego chciał. – Dobra niech ktoś mi teraz opowie co się stało. – Ok. ja opowiem, za górami za lasami…- Zaczął Pietrenko. – Zamknij się! Z twoimi wstępami nie zaczniesz jutro. Ja będę mówił. Kiedy pocisk z granatnika uderzył w uszkodzony sufit, wszystko spadło tobie i Żabie na łeb. Wyciągnęliśmy was, ale powinnościowców było wiele więcej, otoczyli nas, nie mieliśmy szans. Wtedy pojawili się tamci stalkerzy. Powiedzieli że powinność zalazła im za skórę, a i tak zawsze woleli wolność od tych sztywniaków. Pomogli nam i przyprowadzili do tej bazy. Mam jeszcze złą wiadomość. Twoja broń, yyy… wiesz została w tym budynku. – Nie szkodzi, i tak nie byłem specjalnie przywiązany do tego SGI – Odparł Grisza. – Ale mi chodzi o pistolet po Iwanie. Griszę wyraźnie zdenerwowała ta wiadomość, ale zapanował nad gniewem i odrzekł spokojnie. – To bardzo smutna wiadomość, jeśli zdarzy się okazja spróbujemy go odnaleźć. Wybaczcie muszę porozmawiać z dowódcą tych stalkerów. Chyba trzeba mu podziękować.- Grisza wstał zostawiając na stole pustą butelkę. Skierował się w stronę dowódcy. Stalker widząc kierującego się w jego kierunku wolnościowca ściągnął maskę. Okazał się mężczyzną około lat czterdziestu, włosy ciemne lekko przerzedzone siwizną. Kilka zmarszczek. Wąsy przycięte. Prawdopodobnie golił się parę dni temu. Z jego oczu biła sympatia. Miał na sobie ten sam kombinezon, a w ręce trzymał maskę. – Witaj wodzu. Jak samopoczucie? – Spytał z nieskrywanym zainteresowaniem stalker. – Na pewno lepiej, znacznie lepiej. – odpowiedział Grisza. – Twoi ludzie naprawdę cię szanują, lubią cię wiesz? Gdyby nie oni leżałbyś ciągle w tym gruzie. – Chciałem ci podziękować za ratunek i zakwaterowanie. Jestem twoim dłużnikiem. – Zapamiętam. – Uśmiechnął się stalker. – Mam jeszcze jedno pytanie, dlaczego nam pomogliście? Mogliście się w to nie mieszać. Macie teraz na głowie powinność. Pomagając nam zrobiliście sobie z nich wrogów. – O nie, nie zrobiliśmy sobie z nich wrogów. To oni zaczęli, „poprosili” nas żebyśmy oddali im naszą bazę i większość broni. Potem byli mniej grzeczni, więc z nimi skończyliśmy. – Rozumiem, jeszcze raz dziękuje.
Przepraszam za brak akapitów i nie robienie dialogów od linii, ale coś mi się zrąbało w wordzie A na nazwę nie miałem pomysłu
Ostatnio podbity przez Śliski, 03 Maj 2011, 19:02
Za ten post Śliski otrzymał następujące punkty reputacji: