Moje najnowsze opowiadanie z uniwersum. Proszę o opinię i miłego czytania

Dzik stał w bezruchu. Przez muszkę i szczerbinkę strzelec widział dokładnie całe zwierzę. Piękny okaz. Aż szkoda, że trzeba go zabijać. No, ale trzeba za coś żyć.
Myśliwy ściągnął spust. Huk wystrzału był ogłuszający. Ciężki pocisk typu Breneka, pomknął w stronę celu. Strzelec nie czekał na efekt. Ponownie ściągnął spust. Drugi pocisk wyprysnął z lufy, i z prędkością ponad 250 metrów na sekundę wbił w potężny bok mutanta. Zwierz zaryczał i padł na ziemię.
Myśliwy przeładował dwururkę, po czym zbliżył do upolowanego potwora. Podchodził ostrożnie, mając na uwadze niezwykłą żywotność dzików z Zony. Jednak tym razem ostrożność była zbędna. Mutant, trafiony dwukrotnie w punkt, był martwy. Strzelec wyciągnął nóż, zdarł skórę, a następnie wypruł wnętrzności i pociął mięso na kawałki. Wrzucił łup do plecaka i ruszył do bazy.
Gdy dotarł do bazy, zdał mięso przy ognisku, aby się upiekło. Sam poszedł do swojego legowiska w jednym z opuszczonych domów. Wyczyścił broń, uzupełnił pas z amunicją i położył się spać.
Nazajutrz po śniadaniu poszedł do bunkra, gdzie rezydował Sidorowicz. Poprosił o zobaczenie najnowszej dostawy broni.
Nie dostałem jeszcze – burknął Sidorowicz – przyjdź później. Myśliwy wyszedł, zawiedziony. Od jakiegoś czasu miał uzbierane pieniądze na półautomatycznego Mosberga, jednak Sidorowicz cały czas takiego nie dostawał.
Gdy doszedł do ogniska zobaczył grupkę bandytów zbliżających się do bazy. Skręcił i zaszedł do domu, skąd zabrał dwururkę i pas z nabojami. Podszedłszy do ognia, usiadł i zjadł kiełbasę.
Zobaczył, że Wilk, dowódca wioski macha by podszedł. Wstał i powlókł się w jego stronę.
Jest zlecenie – powiedział Wilk – dobrze płatne.
O co chodzi?
Tamci bandyci mieli skrytkę na artefakty, ale zalęgły im się tam snorki. Potrzebują pomocy, jak to ujęli :”fachowca”.
Za ile?
Mówią o pięciu tysiącach rubli
O!
Dokładnie. Coś mi się widzi, że zapłaciliby jeszcze więcej, jakbyś zrobił to dzisiaj.
Dobra, idę z nimi pogadać.
Myśliwy podszedł do grupy bandytów, przycupnietych przy wejściu do wsi. Wyglądali na bardzo niedoświadczonych. Mieli liche uzbrojenie w postaci samopałów lub pistoletów. Tylko jeden miał porządną broń: wymarzonego Mosberga.
O co chodzi? - zapytał ten ze strzelbą.
Podobno potrzebujecie fachowca do brudnej roboty.
Tak. Dajemy pięć tysięcy rubli – padła natychmiastowa odpowiedź.
Zrobię to, ale pod jednym warunkiem: dacie mi dodatkowo strzelbę. W zamian robota będzie wykonana jeszcze dziś. Miny im zrzedły. Naradzali się przez chwilę szeptem, po czym dowódca odezwał się:
Zgoda. Będziesz miał strzelbę.
Myśliwy poszedł do domu po pistolet. Widząc pytające spojrzenie Wilka, mruknął coś w stylu: „Na wszelki wypadek”. Zaanonsował się bandytom i poszli. Po pół godzinie dotarli na miejsce. Tu bandyci opuścili myśliwego i wycofali się, by poczekać.
Najemnik zdjął strzelbę z ramienia i odciągnął kurki. Usłyszał miły dla ucha trzask. Powoli ruszył w kierunku domniemanego legowiska.
W miejscu, gdzie według zapewnień bandytów miały być potwory, nie było nic. Myśliwy usłyszał za sobą szelest nienależący do potwora i w tym samym momencie rzucił się na ziemię, cudem unikając kuli wystrzelonej w jego plecy. Poderwał się do biegu, kątem oka zobaczył kilka postaci, wiedział że następne strzały będą celne. Dopadł do drzewa i przytulił do pnia. Ostrożnie wyjrzał i natychmiast się cofnął. W samą porę. Kilka pocisków oderwało korę w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą była jego głowa.
Przykucnął i zmienił naboje w lufach; zamiast śrutu załadował do jednej lufy Brenekę a do drugiej amunicję z wąskim końcem tzw. strzałkę. Wychylił się i błyskawicznie oddał dwa strzały. Skutki przerosły jego najśmielsze oczekiwania.
Pierwsza doleciała strzałka. Wbiła się w brzuch jednego z bandytów i przeszła na wylot. Młodzik zachwiał się i upadł, wypuszczając z dłoni pistolet. Trafienie drugiego pocisku było o wiele bardziej widowiskowe.
Breneka waży ponad 50 gram i leci z prędkością 250 metrów na sekundę. Nabój z ogromną siłą wbił się w klatkę piersiową herszta bandy, wyrywając ogromna dziurę na wylot. Krew i tkanka obryzgała trzech pozostałych bandytów, choć stali w dość dużej odległości. Dowódca widowiskowo fiknął kozła do tyłu i legł na ziemi drgając konwulsyjnie.
Strzelec nie miał czasu na przeładowanie broni. Wyszarpnął pistolet( bardzo drogi i solidnie wykonany USP), po czym wyskoczył zza drzewa i wycelował w bandytów. Tamci, zaskoczeni jeszcze niedawną śmiercią dowódcy odruchowo podnieśli ręce do góry.
Zostawić broń i spier*alać – rozkazał myśliwy. Wiedział, że w sytuacjach stresu najlepsze są ostre słowa. Tym razem nie podziałało. Pierwszy zareagował ten w środku. Podniósł samopał i wypalił. Na szczęście nie był najlepszym strzelcem. Cały ładunek śrutu pomknął w powietrze. Na jego nieszczęście celujący do nich człowiek był mistrzem w strzelaniu do celu. Posłał dwa pociski prosto w głowę niedoszłego zabójcy („Czy też bardziej wariata” - pomyślał). Tamten upadł bez żadnego dźwięku. Dwaj pozostali skończyli żywot równie szybko, co ich kolega. Każdy dostał po dwa pociski. Taka porcja ołowiu wystarczyła do ich całkowitego uspokojenia.
Myśliwy podszedł do nich i zebrał sprzęt. Zabrał upragnioną strzelbę, amunicję i pieniądze. Ponad osiem tysięcy rubli. Znalazł także PDA dowódcy. Było w nim wiadomość: „Macie go zabić – jest myśliwym w wiosce kotów” I podpis: „Bruno Wadilicz”. Najemnik wiedział kto to jest. Jednak nie przejmując się wrócił do bazy, gdzie opowiedział swoja historię.
Następnej nocy na wioskę kotów napadła grupa bandytów. Wpadli do chałup, zabijając każdego kto się nawinął. Myśliwy wyjrzał z domu i powiódł zaspanym wzrokiem po palących się domach. Nie było mu dane zobaczyć sprawców masakry. Pocisk karabinowy trafił go w głowę, wyrywając ogromną dziurę w potylicy. Stalker upadł martwy na ziemię. Krew wsiąkała w ziemię, płynęła strumyczkami między źdźbłami trawy, mieszała się z krwią nowicjuszy mordowanych bez litości przez bandytów.
Bruno Wadilicz był z siebie bardzo zadowolony. Udało mu się zabić tego irytującego stalkera-myśliwego, który był dla niego konkurencją. A tych kilku kotów? Cóż oni znaczą? Nic. Bruno roześmiał się. Śmiał się, a w dole płonęła wioska.
KONIEC