Witam po długim czasie nieobecności na forum Niestety, nie posiadam aktualnie netu, więc nie byłem w stanie wrzucić tych tekstów wcześniej. Tak czy siak, to mój nowy mini-cykl, składający się z czterech shortów. Są związane tematycznie, dlatego wrzucam je razem do "tekstów długich". Nieco zmieniłem aktualny styl i brzmią jak opowieści snute przy ognisku - taki był mój zamiar, więc jeśli komuś to nie pasuje, to trudno.
Uprzedzam też marudzenie Uniego, kiedy spotka się z paroma niezrozumiałymi zwrotami - jedno z opowiadań powstało dzięki wenie z słuchania Pidżamy Porno. Zwroty są zaczerpnięte z jednej z ich piosenek, celowy zabieg. Kto nie rozumie, ma problem.
Tak czy siak, zachęcam do czytania - ciężko będzie się przebić przez wszystkie te teksty z Antologii, ale liczę że w końcu ktoś tu zajrzy.
Ucałowani przez Zonę
:
Powiadają, że Zona jest zazdrosną kochanką. Raz chwyconej zdobyczy nie wypuszcza ze swych szponów już nigdy. Jeśli wyczuje, że któryś z jej przeznaczonych chce ją opuścić, zrobi wszystko, aby pozostał z nią na zawsze. Najczęściej oznacza to jedno.
Śmierć.
Jednak są też inni... Ich spotyka zupełnie inny los. Nieliczni, którym dopisuje szczęście... Albo wyjątkowy pech. Powiadają, że na każdą setkę stalkerów zabitych przez Zonę jest jeden, którego czyni ona swą własnością. Mówią też, że tacy nie potrafią już opuścić swojej jedynej kochanicy. Że prędzej pękło by im z żalu serce.
Ucałowani przez Zonę. Naznaczeni.
Przez całe lata istnienia tego przeklętego miejsca dała ona życie kilku takim osobom. Podobno potrafią wyczuć każdą anomalię, mutanty czy artefakty z oddali. Ba, nawet emisje przewidują z dokładnością jak w szwajcarskim zegarku. Przestają obawiać się jakichkolwiek niebezpieczeństw. Opanowani. Zimni. Spokojni. Ktoś mógłby rzec - stalkerzy idealni. Skuteczni w stu procentach. Gotowi uniknąć każdego zagrożenia. Zaplanować każdy krok na godziny, dni czy nawet tygodnie do przodu. Jednak czy cena jest tego warta?
Ci, którzy spotkali się z którymkolwiek z ucałowanych, powiadają, że spojrzeć któremuś z nich w oczy to jak spojrzeć do wnętrza czarnej dziury. Tam, gdzie u normalnego człowieka każdy jest w stanie zobaczyć iskierkę życia, strachu, radości czy innych uczuć, u naznaczonych nie ma niczego. Są jak bezwolne skorupy, poruszane siłą woli. Owszem, żyją, oddychają, jedzą, piją, wydalają - ba, nawet rozmawiają czy handlują. Jednak mimo wszystko z tyłu głowy czai się to nieodparte wrażenie, że są jak marionetki w rękach brzuchomówcy - mogą wyglądać, jakby mówili i żyli, jednak to tylko pozory.
Nikt nie zna celu ich egzystencji. Zachowują się jak normalni stalkerzy, jednak ich życie jest pozbawione sensu - po pierwsze dlatego, że w tym co robią brak jakiejkolwiek wolnej woli czy przekonania. Drugi powód z kolei jest zgoła inny. Jaki cel ma istnienie w Zonie stalkera, który unikając każdego niebezpieczeństwa i wchodząc wszędzie gdzie tylko poniosą go oczy, wynosi bez żadnego problemu dowolne dobra i artefakty? Każdy z nas przybył tu z różnych powodów, jednak przy życiu trzyma nas nieodmiennie jedno - adrenalina. Poczucie niebezpieczeństwa czającego się na każdym kroku. Świadomość własnej kruchości. Podnoszące się z każdym dniem zdolności. Wykształcający się szósty zmysł. Powstająca delikatna niczym pajęcza sieć subtelna więź z Zoną. Jaki sens ma więc istnienie kogoś, kto nagle, z dnia na dzień osiągnął to wszystko?
Powiadają, że głusi którym nagle przywrócono słuch częstokroć wpadają w depresję. Kaleki, którym zwrócono kończyny niejednokrotnie targają się na swoje życie. Ludzki umysł obawia się zbyt szybkich zmian. Nie wie co zrobić, gdy nagle okazuje się, że dotychczasowe życie zmienia się o 180 stopni.
Z tego też powodu może być prawdą, iż to wcale nie Zona pozbawia ich człowieczeństwa, traktując to jako zapłatę za dary jakie otrzymują ucałowani - być może to ich umysły załamują się pod wpływem takiej ilości zmian...
Histeria
:
Najgorszy wróg to ten, którego nie widać.
Pamiętam jak dziś słowa naszego dowódcy. Jedne z niewielu, które miały jakikolwiek sens, żeby być szczerym... I w zasadzie chyba jedyne, jakie zapadły mi w pamięć do tej pory. Przez pewien czas pozwoliłem im zakopać się w odmętach mojej podświadomości, jednak ostatnio znów wyszły na powierzchnię... A być może to ja sam odnalazłem je na powrót? Tak czy inaczej, własnie w tym przeklętym miejscu pojąłem w pełni ich znaczenie.
Zona.
Miejsce znane z wielu legend, opowieści i historii opowiadanych nocami przy ogniskach na Wielkiej Ziemi. Ucieleśnienie chaosu i zmienności... O ile można określić terminem "ucieleśnienie" skażony obszar wokoło Czarnobyla. Jednak to nie ona jest tym niewidocznym wrogiem. Może często atakuje z zaskoczenia kiedy najmniej się jej spodziewamy - jednak mimo to jest na swój sposób uporządkowana. Nic nie dzieje się tu bez przyczyny. Większość z tych wydarzeń można przewidzieć przy odrobinie oleju w głowie.
Nie, co innego jest przeciwnikiem czającym się w cieniu, nigdy nie wychodzącym na światło dzienne. Zrozumiałem to dopiero jakiś czas temu, siedząc w barze "100 Radów". Jedno z niewielu miejsc, gdzie stalker może poczuć się względnie bezpiecznie. Przynajmniej dopóki płaci haracz Powinności. To właśnie tutaj najczęściej czai się jeden z groźniejszych przeciwników każdego z nas. Jednak pomimo tylu par oczu zgromadzonych w jednym miejscu, nikt nie jest w stanie go zobaczyć. Ba, nawet najbardziej zaprawionym w bojach weteranom rzadko kiedy udaje się go wyczuć. Jest bezgłośny, bezwonny i bezlitosny. Zakrada się do każdego, bez wyjątków. Niewielu udaje się przed nim obronić, jeśli w ogóle komukolwiek.
Histeria.
Owszem, istnieją różne jej odmiany - od czasu do czasu można natrafić na stalkera, w którym pękło to "coś" i którego niewidzialny przeciwnik chwycił swymi szponami za kotwy umysłu. Tacy zazwyczaj krzyczą, zasłaniają rękami uszy czy próbują uciekać na ślepo przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem. Najczęściej kończą marnie, zderzając się z brutalną i namacalną rzeczywistością w postaci wygłodniałych mutantów czy aktywnych anomalii.
Częściej jednak spotyka się ofiary łagodniejszych i bardziej subtelnych ataków. Wystarczy zająć miejsce we wspomnianym już barze "100 Radów" czy przy ognisku w dowolnej forpoczcie na oddaleniu. Pod cieniutkim płaszczem skocznej muzyki puszczanej ze starych odtwarzaczy kaset, sprośnych dowcipów czy głośnych śmiechów przerywających rozmowy kryje się drugie dno.
Histeria.
Każdy śmiech jest wymuszony. Nerwowy. Niemalże w każdej zgłosce, każdym wypowiedzianym zdaniu, ba, w każdym wypuszczonym oddechu czuć namacalny strach i panikę wkradającą się do serc oraz umysłów nawet tych najtwardszych. Każda przechwałka jest tylko próbą oszukania samego siebie i innych. Nie boję się niczego, niebezpieczeństwu śmieję się w twarz! Owszem, jest to śmiech. Jednak jest to śmiech szaleńca. Nie ma w nim nic z radości. Przypomina raczej opętańczy rechot ostatniego pozostałego przy życiu żołnierza z wymordowanego batalionu. Jest reakcją obronną mózgu na fakt, że właśnie wkrada się do niego panika. Jest pusty. Pusty jak zapewnienia stalkerów o powrocie na Wielką Ziemię. Jak obietnice wysyłane do rodzin o rychłym powrocie do domu. Jak klepanie się po plecach i dodawanie sobie otuchy. Puste, jak nasze serca po pierwszych tygodniach pobytu tutaj.
Histeria.
Wróg, jakiego nie widać. Wróg, który atakuje bez litości. Wróg, który dopada każdego...
Wybrakowani
:
Stalkerzy.
Każdy tak inny, a jednak taki sam. Każdy przybył tu w różnym celu - przegrał życie, musiał uciekać, został zesłany, szukał szybkiej forsy... I pomimo istnienia niepisanego kodeksu postępowania, każdy robi co mu się żywnie podoba - zostaje samotnikiem, zbiera grupę, poluje na stalkerów, obiera sobie za cel walkę z mutantami, bije osoby o innym światopoglądzie czy po prostu siada w kącie i czeka na śmierć.
Jednak niezmiennie łączy nas wszystkich jedno. Rysa na naszym charakterze. Skaza na wizerunku odważnego łowcy, nieustraszonego bandyty czy dzielnego żołnierza. Zadrapanie, które niszczy cały wizerunek. Jak jeden martwy piksel na środku ekranu. Jak malutka plamka na wielkim obrazie.
Uzależnienia.
Ludzie na Wielkiej Ziemi mogą idealizować wizerunek statystycznego stalkera - łowca polujący na krwiożercze mutanty, poszukujący artefaktów w śmiercionośnych polach anomalii, wyciągający pomocną dłoń do potrzebującego... Szorstki i twardy z zewnątrz, jednak w środku mający wielkie serce. Gotów do udzielenia wsparcia innym, podzielenia się ostatnią kromką chleba i tak dalej... Piękny obraz myślowy. Niestety, to wszystko bzdura oraz przejaskrawienie.
Prawda jest taka, że lwia część stalkerów to ludzkie wraki, przesiadujące całymi dniami w bezpiecznych strefach i topiąca żale w kieliszkach wódki czy ukłuciach strzykawek. Początkowo nie było tego wiele. Ot, pierwsi łowcy potrzebowali upuścić nieco pary po ciężkim dniu - a że przemyt spirytusu był łatwy, tani i opłacalny... Zarówno Sidorowicz jak i kilka innych osób cichcem tworzyło w piwnicach bimber, który wchodził lekko i zostawiał to przyjemne uczucie odrętwienia. Jednak z czasem przybywało kolejnych osób - także stres zaczął przekraczać normy krytyczne. Wódka przestała pomagać, więc zaczęto sprowadzać prochy. Zaczynało się od marihuany, przez kokę, na amfetaminie i syntetykach kończąc. Kiedy i tego było mało, co niektórzy zaczęli eksperymentować z artefaktami - próbowali narkotyzować się wydzielanym przez nie śluzem czy sproszkowanymi fragmentami...
Jako żywo przed oczami staje historia cesarzy Chin w dawnych latach. Byli tak opętani wizją nieśmiertelności, że próbowali wszystkiego - łącznie z miksturami mieszanymi z rtęcią. Skutek był prosty do przewidzenia... Przynajmniej dla nas, którzy patrzymy na to z perspektywy czasu.
Rzecz ma się niemalże identycznie z uzależnionymi w Zonie - większość z nich zginęła w męczarniach, albo egzystuje w krainie kłębów, obłoków i słuchania kolorów, tracąc coraz bardziej kontakt z rzeczywistością. Co jakiś czas ginie kolejny z nich, kiedy kończą mu się pieniądze i próbuje szybko coś zarobić - albo kończy w paszczach mutantów, albo w anomalii. Co niektórych spotyka jeszcze gorszy los, gdyż zaciągali pożyczki tam, gdzie nie powinni.
Czasami wejście do "100 Radów" czy innego lokalu sprawia wrażenie, że trafiło się do szpitala dla obłąkanych. Płacze i szlochy przy kieliszkach czy stękania i jęki pilotów fruwających w bokach kolorów. Siedząc przy stoliku człowiek może się zastanawiać, czy jest jedyną normalną osobą, jaka została w tym miejscu? W mojej głowie raz po raz pojawia się myśl - jaki w ogóle sens ma istnienie tych osób w Zonie? Żadnej ideologii, celu życia, woli walki... Czy ktokolwiek poza przemytnikami zauważyłby w ogóle ich brak?
Brak życia. Brak sensu.
Brak.
Konopna Narzeczona
:
Człowiek.
Człowiek jest niesamowitą istotą. Potrafi uparcie dążyć do przeżycia w każdych warunkach. Choćby były najbardziej nieprzyjazne, niebezpieczne i nieodpowiednie - w całej rasie ludzkiej jest coś takiego, co sprawia, że przemy do przodu jako ogół i próbujemy osiągnąć określony z góry cel. Nie dajemy za wygraną. Jak Żydzi przy zdobywaniu Jerycha. Jak rzymskie wojska podczas oblężenia Masady. Jak Napoleon w trakcie swoich podbojów.
Jako ogół.
Jednak z pojedynczymi osobami sprawa ma się zgoła inaczej. Nasza wytrwałość, wola walki czy upór nie przekroczy naszych własnych, podświadomie ustalonych w mózgu norm. Kiedy będziemy bez sił, upadniemy i zaczniemy czekać na śmierć. Nikt nie poda pomocnej dłoni, nie pokrzepi dobrym słowem, nie kopnie w zadek na rozpęd. I to jest jedną z bolączek Zony.
Tutaj każdy jest zdany na siebie. Nieliczne grupy zazwyczaj rozpadają się tak samo szybko, jak powstały. Kłótnia o łup, niezgoda przy planowaniu trasy czy różnice poglądów. Większość boi się zaufać drugiemu stalkerowi z obawy o swoje dobra czy życie. Nieliczni, którzy mają dość odwagi i siły by udzielić innym pomocy, zazwyczaj kończą marnie z rąk swoich współbraci.
To wszystko - brak wsparcia drugiej osoby, konieczność polegania li tylko na sobie oraz niepewność kolejnego dnia - sprawia, że gro stalkerów koniec końców przybliża się do "konopnej narzeczonej".
Co z tego, że przed przyjazdem tutaj wielu z nich widziało niewypowiedziane okrucieństwa, czy nawet brało w nich udział. Wielu z łowców w poprzednim życiu było żołnierzami - gwałcili, zabijali kobiety i dzieci czy rabowali w imię "słusznej sprawy". Wtedy - mimo popełnianych czynów - mogli polegać na kolegach z oddziału. Liczyć na zatuszowanie sprawy przez górę. Oszukiwać się, że to co robili, było środkiem prowadzącym do "większego dobra".
Jednak tutaj... Zona bez pardonu zrywa tę zasłonę z oczu, nie pozostawiając nawet oprawek po dawnych różowych okularach. Tutaj nikt nie poklepie cię po plecach, mówiąc "stary, wiesz, że to było zło konieczne - nie łam się, będzie dobrze". Tutaj nikt nie weźmie twoich czynów na swoje sumienie. Nikt nie pomoże ci zapomnieć o tym, co robisz każdego dnia. Nikt nie wstawi się za tobą.
Dlatego też tylu już zatraciło się w uścisku "konopnej narzeczonej". Po tygodniach, miesiącach i latach przebywania w tym otoczeniu dla wielu staje się ona jedyną ostoją, wsparciem i pomocą. Tą, która ich nie zawiedzie. Zawsze będzie czekała. Kochanica na zabój.
Z tego też powodu po całej Zonie jest rozsianych tylu wisielców. Niektóre ciała są już tylko resztkami szkieletu, część gnijącymi zwłokami rozdziobywanymi przez zmutowane ptactwo, a inne jeszcze nie zdążyły ostygnąć... Wielu również nie wychodzi nawet ostatni uścisk - przez co niby targani mocnym wiatrem podrygują okrutnie przez długie minuty, ciągnące się w nieskończoność... Aż ostatecznie zastygają w bezruchu, poruszani jedynie delikatnymi podmuchami przy akompaniamencie trzeszczącego sznura na gałęzi, belce pod sufitem czy przęśle mostu.
Mi się spodobało. Opowiadanka krótkie, ale to w niczym im nie ujmuje. Wywołały u mnie takie nieprzyjemne, nieco refleksyjne myśli. Klimat stalkera wylał mi się z ekranu i zalał całą klawiaturę, stąd takie słowa pochwały w komentarzu. Moim faworytem zdecydowanie jest pierwszy tekst "Ucałowani przez Zonę" - jest tutaj zawartych dużo poglądów, które podzielam, a obraz "stalkera idealnego" dość mocno pokrywa się z postacią, która pojawia się w jednym z moich opowiadań.
Kilka rzeczy, do których mam uwagi:
W ucałowanych:
Gizbarus napisał(a):(...) wchodząc wszędzie gdzie tylko poniosą go oczy (...)
Oczy mogą człowieka ponieść? Prędzej dałbym coś w stylu: "gdzie tylko wzrokiem sięgnie".
W narzeczonej:
Gizbarus napisał(a):To wszystko - brak wsparcia drugiej osoby, konieczność polegania li tylko na sobie oraz niepewność kolejnego dnia - sprawia, że gro stalkerów koniec końców przybliża się do "konopnej narzeczonej".
Błędy wynikające z edycji tekstu czy te potencjalnie niezrozumiałe fragmenty inspirowane Pidżamą Porno?
Gizbarus napisał(a):Zona bez pardonu zrywa tą zasłonę z oczu (...)
*tę?
Ostatnio edytowany przez Czipi 08 Gru 2014, 18:16, edytowano w sumie 2 razy
"li tylko" to tak w ch*j znany zwrot, że przyczepianie się do niego jest ku*wa nietaktem. A "gro"? Stary zwrot, prawie jak "vis-a-vis", ale wciąż używany.
Same szorty:
Wyczuwam wyraźną woń zajebistości. Najlepsi są zdecydowanie "Ucałowani...", to o narkomanach zaraz po nim. Pomysły ciekawe, bardz podoba mi się forma przedstawienia - potrafisz historię snuć, a nie tylko opowiadać tudzież przedstawiać. Masz propsy. I kozaczka
Gizbarus napisał(a):Uprzedzam też marudzenie Uniego, kiedy spotka się z paroma niezrozumiałymi zwrotami - jedno z opowiadań powstało dzięki wenie z słuchania Pidżamy Porno. Zwroty są zaczerpnięte z jednej z ich piosenek, celowy zabieg. Kto nie rozumie, ma problem.
Hahahahaha
Nie ma tu dla mnie żadnych niezrozumiałych zwrotów (no, to o Masadzie wymagało zerknięcia do Wikipedii, ale dość szybko przypomniał mi się niedawno emitowany dokument o tym miejscu). Pidżamę Porno/Strachy na Lachy też sporadycznie słucham, więc kojarzę o co może chodzić.
Generalnie nie mam zastrzeżeń, na literówki nie zwracałem uwagi, a tytuł "Konopna narzeczona" na tę chwilę wydaje mi się doskonały (zresztą "Pęknięte zwierciadło" też bardzo dobre i pomysłowe). Ślij do forumowego ebooka, bo na moje to Twój najlepszy kawałek twórczości. Wypieprz z podpisu link do dowolnego z innych opowiadań i wrzuć link do tego czteropaku. Możesz dopisać "Zapraszam i polecam, Universal"
Red Shoahert napisał(a):"li tylko" to tak w ch*j znany zwrot, że przyczepianie się do niego jest ku*wa nietaktem. A "gro"? Stary zwrot, prawie jak "vis-a-vis", ale wciąż używany.
Wszystkich rozumów nie zjadłem, a człowiek uczy się całe życie. Dzięki za wytłumaczenie. Z podanymi zwrotami nie miałem wcześniej styczności, stąd moja niewiedza.
No, nawet sporo osób oderwało się od czytania opków z [*] Antologii
Co do "gro" i "li" to prawda - archaizmy, jednak nadal się ich czasami używa. Przynajmniej ja tak robię "Gro" pasowało w tym miejscu o niebo lepiej niż jakikolwiek zamiennik w stylu "wiele" czy "dużo". A to drugie czasem mi leży w kontekście, ot własne zen.
Odnośnie ponurej wersji Zony - taki miałem zamiar. Przyjęło się, że Zona jest bądź co bądź odbiciem tej z gry, czyli świeci słoneczko, bandyci są bebe i noszą się w ortalionach/czarnych płaszczach, stalkerzy to frakcja (sic!), Powinność jest honorowa i bije Wolność, a ci ostatni do przechlane ćpuny. Pora zburzyć czwartą ścianę i to żałosne wyobrażenie - Zona była, jest i będzie nieprzyjazna. Im dalej, tym gorzej Tak więc zabieg w pełni zamierzony - i najwidoczniej nieźle nawet wyszedł - i będzie kontynuowany w kolejnych shortach czy opowiadaniach.
Disclaimer:
"Histeria" powstała jako gorzka satyra modnego od jakiegoś czasu trollowania i robienia sobie żartów z każdego i wszystkiego - ot, jakby tacy osobnicy rzeczywiście chorowali na histerię. "Konopna narzeczona" wzięła się z jakiejś książki (tytuł, znaczy się), ale na śmierć zapomniałem tytułu... Może ktoś, kto się już z nim spotkał, da znać. "Ucałowani..." było w zasadzie drugą częścią cyklu, która miała kontynuować to, co poruszyłem w "Histerii", jednak ostatecznie zmieniła się i treść i zamiar. "Wybrakowani" z kolei powstało dzięki wspomnianej już Pidżamie i jednej z ich piosenek. Sam tytuł cyklu "Pęknięte Zwierciadło" ma sugerować zniszczenie wyidealizowanego obrazu - czyli tego, co powiedziałem wcześniej. Stalker jest ikoną, dzielnym łowcą i tak dalej - a tu figa, bo zazwyczaj jest wrakiem człowieka, który śmieje się jak szaleniec z wszystkiego, wieczorami siłą odpychając od siebie samobójcze myśli... A kiedy już odbierze sobie życie, okazuje się, że to wcale nie koniec jego męczarni - bo Zona postanowiła przywłaszczyć go sobie.
Ot, tak z grubsza co mi siedziało w głowie podczas pisania tych kawałków. Tak czy inaczej, dzięki za przeczytanie i oceny - powiedzcie znajomym
Co tu dużo mówić, grafomania poziomu legendarnego. Nie ma co się rozwodzić, ze strony "technicznej" świetne. Zona przedstawiona mrocznie, oj bardzo mrocznie i psychologicznie. Fajne.
Ale, żeby nie było:
czy stękania i jęki pilotów fruwających w bokach kolorów.
W obłokach?
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny) Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ
Jeśli chodzi o te dwa zwroty to "li" znam doskonale i pojawiało się ono w innych opowiadaniach Gizbarusa o ile dobrze pamiętam. I w sumie zdziwiłem się, że Niedźwiedź nigdy o tym zwrocie nie słyszał. A "gro" to faktycznie nie kojarzę, ale jego znaczenia szło się domyślić po kontekście. Pozdro.
Miarą Twojej wartości są Twoje zasady.
"jak przyjaźń to do śmierci i nigdy na odpie*dol" O.S.T.R.
"co zrobić, by uczciwie zarobić, co zrobić, by nie wyj*bać szefowi, co zrobić, kiedy szefem jest kobieta, wyj*bać kobiecie to wielki nietakt" Metrowy