Szepty

Poniżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Re: Szepty

Postprzez Pumba w 26 Lip 2014, 18:03

Ło boziu, znowu się zahibernowałem. :/

Studia nagle stały się wymagające i jeszcze praktyki doszły do tego wszystkiego. Co dziwne, miałem już napisaną kontynuację, czekała sobie spokojnie na dysku, nie wiem dlaczego nie wrzuciłem tego tutaj. Zaraz to naprawię!

Całą historię mam już ułożoną w głowie, trzeba ją teraz tylko przelać na papier, mam nadzieję, że nie zajmie mi to znowu tyle czasu. :/

:




Słońce nieśmiało zaglądało na poddasze przez dziury w kryjącej cały budynek blasze falistej. Podziurawiony i skorodowany metal wygrzewał się leniwie i sechł po całonocnej ulewie. Kompleks budynków magazynowych skąpany w słońcu kontrastował z przemoczonymi koronami drzew i przytłoczonej błotem pobliskiej trawy. Budynki te, w czasach jeszcze przed pierwszą katastrofą służyły przechowywaniu części samochodowych dla niedalekiego warsztatu. W skład kompleksu wchodziły dwa długie, równolegle do siebie umiejscowione magazyny, oddalony o kilkadziesiąt metrów przestronny warsztat, z doklejonym do niego segmentem mieszkalnym i zrównany dziś z ziemią drewniany szalet na tyłach. Po wybuchu w osiemdziesiątym szóstym rozkradziono tam wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, a co zostawiono wynieśli pierwsi stalkerzy. Budynki stały opustoszałe, świecące gołymi półkami. Nadgryzione zębem czasu tynki popękały i w miejscach poodpadały. Okna dawno wybite mieniły się kłami pokruszonego, zmatowiałego szkła. Dziurawe dachy wpuszczały poranne słońce ogrzewając przemoknięty beton, zaśmiecony gruzem i zgniłą masą starych, brunatnych liści.
Z poddasza segmentu mieszkalnego, dobudowanego niegdyś do warsztatu sporadycznie dochodziło mlaskanie.
- Co my tu w ogóle robimy, co? - odezwał się głos ani na chwilę nie przestając mlaskać.
- Szukamy narzędzi.
- To wiem, nie o to mi chodzi. Po prostu czy naprawdę liczysz, że coś tu jeszcze będzie przydatnego? - nie usłyszawszy odpowiedzi kontynuował. - Poza tym, te zombi, nie dość, że w lesie było ich kilka, to tutaj było ich na pęczki. Nie podoba mi się to Miszka, ten kompleks zawsze był opustoszały, nawet Mięsacza nie uświadczyłeś.
Ostatnie słowa rzucone przestrzeń poddasza nie doczekały się odzewu. Wsparty plecami o drewnianą skrzynie, skryty do pasa w śpiworze siedział człowiek, dzierżąc w dłoni nadgryziony, lekko czerstwy bochenek chleba. Na drugim końcu poddasza stał drugi, spoglądający w dal przez jedną z wielu dziur blaszanego dachu. Rozmowa zamarła, a jej miejsce zajęło szumienie pobliskich drzew, naszpikowane sporadycznym krakaniem czarnobylskich kruków. Mlaskanie po krótkiej chwili powróciło, a wraz z nim, boleśnie jednostronny dialog.
- A jak ich się da wyleczyć? - wznowił jeden żując powoli kawałek chleba.
- Kogo? - niespiesznie i obojętnie odpowiedział drugi, badając linię drzew.
- No zombi. Co jeśli da się ich przywrócić do normalności?
- Nie. - zripostował szybko, acz wciąż obojętnie.
- Co nie? - rzucił w powietrze pytanie, lecz przy braku reakcji rozmówcy wznowił zrezygnowany. - Aj ty głupi jesteś. Na trepa byś się nadał wiesz? Robokop pieprzony.
Ale taki już był Misza, zwany częściej przekornie Miszką. Były funkcjonariusz SOBRu, który jednak z nieznanych nikomu powodów zrezygnował ze służby i trafił do Zony. Tam od razu się odnalazł i zyskał cenne znajomości. Wysoki, postawny i obyty z bronią nie mógł skończyć inaczej. Nie był jednak zawsze taki zamknięty w sobie i obojętny. Stalkerzy mówią, że oberwał czymś w głowę, albo zaplątał się na dłuższy czas w jakiejś anomalii psionicznej, niektórzy nawet wymyślali historie z Monolitem. Prawda jest taka, że kiedy Miszka wrócił samotny i niemy z jednego z wypadów, zaszył się gdzieś na obrzeżach Zony i wegetował będąc cieniem dawnego siebie. Większość jego znajomych odwróciła się doń plecami, handlarze zapomnieli jego imienia i jakie zyski zwykł przynosić. Wszyscy poza jedną osobą. Człowiek ten, siedzący teraz obok Miszy i patrzący tępo w ścianę żując czerstwy chleb, był jedynym jego kompanem. Don, bo tak nazywany był niski i pokryty kilkudniowym zarostem człowiek. Pochodzący z Doniecka były górnik nie był popularnym stalkerem. Wielu irytował swoim gadulstwem i ogromem błahych pytań, którymi zasypywał swych rozmówców. Misza był jedynym, któremu to nie przeszkadzało, był jedynym, który nie zwracał na to uwagi.

Szumy targanych lekkim wiatrem koron drzew rozdarło przenikliwe krakanie. Kruki latały nisko, krążyły nad kompleksem mamione zapachem zastrzelonych zeszłej nocy zombi, skrywanych przez budynki w swym wnętrzu.
- Ale dzisiaj dają. Nakryłeś tym ptaszyskom do stołu.
- Musimy przeszukać magazyny. Zbieraj się. - uciął go krótko rosły stalker, a drugi zaczął natychmiast, acz bez pośpiechu gramolić się ze śpiwora.

Po kilku minutach obaj byli gotowi, ze spakowanymi plecakami na plecach zeszli po drabinie z poddasza.

Słońce zdominowało dzisiejszy dzień. Gałęzie pobliskich lip kołysały się ociężale na lekkim wietrze, potrząsając jednak energicznie cekinami nagrzanych liści. Było gorąco i duszno, a unoszący się zapach schnącej, podgniłej ściółki jeszcze bardziej eksponował ten stan. Wokół dało się słyszeć sporadyczne pokrakiwanie okolicznych kruków, a to skrywających swe czarne upierzenie przed skwarem pośród koron drzew, a to rekreacyjnie krążących nad całym kompleksem.
- Ty no ile tych ptaków, jak w zoo jakimś – słychać było z wnętrza warsztatu. - Kraczą jak poje*ane. Chyba też nie przepadają za takim upałem.
Wewnątrz budynku przechadzali się powoli obaj stalkerzy, skrupulatnie przeczesując kolejne pomieszczenia w poszukiwaniu narzędzi. A tak naprawdę, to tylko jeden z nich, Misza, prowadząc. Szedł wolno, w ciszy rozglądając się i badając wszystko wokół, podczas gdy podążający za nim Don wygłaszał kolejny błahy monolog zaadresowany do pleców towarzysza.
<kra>
- Ładnie waliło dzisiaj w nocy, dawno już takiej burzy nie było. - recytował wpatrując się leniwie w spękany i zagrzybiały sufit. - Raz nawet chyba stadko psów podeszło niedaleko, ale to pewnie słyszałeś, nie? Wiem, że tak. Powąchały trochę wokół i uciekły skomląc, głupie psiska. Myślisz, że to tych zombi się przestraszyły? Przecież to dla nich darmowa wyżerka, nie? E, sam nie wiem, głupie psiska.
<kra>
Tak czy siak grzmoty były niezłe, nie? Aż spać było ciężko. Wiesz, normalnie to się burzy nie boję, nie? Bo i czego się bać, he? Że cie Zona błyskawicą połaskocze? Marne szanse. A nawet jeśli, to może dzięki temu ci jakiś artefakt w kieszeń wskoczy, hehe. W każdym razie, mało spałem w sumie. No bo i ciężko spać w takiej zatęchłej rupieciarni, z umarlakami piętro niżej. Kurde pewnie z tego niewyspania mnie tak ten łeb boli.

Nagle wypowiedź została momentalnie ucięta głuchym pacnięciem. Don, zanurzony w monologu, z zamkniętymi oczami i zmarszczonym czołem, trzymając się dwoma palcami u podstawy nosa tuż pod brwiami wpadł niezdarnie na swego nieruchomego towarzysza.

- Co j... -grymas oburzenia ustąpił miejsca ciszy, kiedy Don wychylił się zza pleców drugiego stalkera i napotkał wzrokiem ten sam obraz, w który w bezruchu wpatrywał się Misza. Wszystkie okoliczne dźwięki przestały mieć nagle znaczenie, zostały przytłumione, jakby dochodziły zza zamkniętych drzwi. Obaj wpatrywali się tępo w podłogę, a dokładnie w znajdującą się w niej, na środku pokoju, drewnianą klapę. Lecz nie ona sama, zbita z niegdyś emaliowanych bielą desek przewiodła dreszcze po plecach obu mężczyzn. Po całym pomieszczeniu, gdzieniegdzie porozrzucane były kości, w większości nie większe niż ludzka dłoń, lecz kilka zdecydowanie dłuższych i grubszych. Liście i wszelki śmieć, pokrywający niemalże szczelnie podłogi całego budynku, tutaj zamieciony był lekko, tworząc ścieżkę, odsłaniającą subtelne czarno-brązowe smugi na betonie. Ścieżkę prowadzącą i kończącą się nagle na zapleśniałej klapie.
<kra>
Krakanie wyrwało Dona z osłupienia.
- To tu było? - niepewnie rozpoczął.
- Nie wiem – odparł Misza po krótkiej chwili, która to jednak w tej sytuacji wydawała się niemal wiecznością.
<kra>
- Ja tam nie idę.
- Ja też tam nie idę. Przeszukamy magazyny i zabieramy się stąd.
<kra>
- Tak! - skwitował z maniakalnym zdecydowaniem nie odrywając wzroku od włazu Don.

Opuścili pomieszczenie powoli, lecz niecierpliwie, bez ustanku oglądając się za siebie. Wyszli pospiesznie na zewnątrz i uderzeni nagle przez skwar lejący się z nieba, od którego dotychczas chroniły ich zatęchłe betonowe mury, skierowali się prędko w stronę jednego z pobliskich magazynów.
<kra>
- Co tam było? - nie wytrzymał, wypalając w połowie drogi Don.
- Piwnica.
- Nie, co tam było?! - powtórzył, kładąc tym razem akcent przesadnie na przedostatnie słowo.

Chwila ciszy, poprzedziła odpowiedź, a wokół słychać było tylko szum drzew, szuranie traw, smagających nogi stalkerów i uciążliwe krakanie.
<kra>
- Nie wiem.

Milczenie zapanowało, kiedy zwolnili kroku wchodząc do magazynu. Żaden z nich nie chciał się odezwać, żaden z nich nie czuł się już pewnie po najnowszym odkryciu w warsztacie. Tylko kruki wzmogły lekko swe pokrzykiwania.
<kra>
Misza spoglądając nieruchomo na wnętrze długiego, opustoszałego budynku w końcu zaczął.
- Ja biorę lewą stronę, ty prawą. Idziemy wzdłuż i szukamy. Potem to samo w drugim magazynie i spieprzamy stąd. Rozumiesz?
Don pokiwał energicznie głową rozglądając się podejrzliwie wokół.
<kra>
Poczęli powoli przesuwać się wzdłuż wnętrza, rozkopując i zamiatając kupy martwych liści, schylając się co jakiś czas by zajrzeć pod pordzewiałe, metalowe półki zdobiące obie, najdłuższe ściany magazynu.
<kra>
Lekki wiatr sporadycznie dostawał się do środka, gwiżdżąc subtelnie na framugach zdewastowanym dawno okien.
<kra>
Szli powoli i w ciszy, czasem zatrzymując się, biorąc coś do ręki i po krótkich oględzinach wyrzucając niedbale.
- A to? - zdominował gwizdy wiatru i krakanie Don, unosząc w dłoni podłużny kawałek skorodowanego metalu.
<kra>
Misza odwróciwszy się i spojrzawszy z rozczarowaniem na fragment starego, pogiętego pręta zbrojeniowego w ręku towarzysza, odparł bez pośpiechu.
- Nie.
<kra>
Słońce zaszło za jedną z chmur, a wiatr wzmógł się, urządzając sobie teraz pełnoprawny koncert na zbutwiałych okiennicach, co jednak nie przeszkadzało kruczym solistom dawać popis własnych możliwości.
<kra>
- Stary, tu nic nie ma. - nie wytrzymał w końcu Don – Nic tylko te liście i puste półki – Podniósł głos rozkopując butem brunatną masę.
<kra>
Wiem, że potrzeba nam kasy, ale tu nic nie znajdziemy.
<kra>
I jeszcze ta piwnica. Nie wiem co tam było. Nie chcę myśleć co tam było, ale myślę tylko o tym!
<kra>
Co zostawia takie ślady? Pijawka?
<kra>
Oby nie pijawka! Nie mam zamiaru się widzieć z tym szkaradztwem!
<kra>
Słyszałem, że mają ze trzy metry!
<kra>
I łapy wielkie jak u niedźwiedzia.
<kra>
Czarnobylskie sku*wysyństwo.
<kra>
Tfu. A kto wie, <kra> może to jeszcze co innego. <kra> Jakieś włochate <kra> drapieżne <kra> coś, co tylko czeka... <kra>

- Co jest nie tak z tymi cholernymi ptakami?! - wykrzyknął w przestrzeń magazynu, kiedy krakanie stało się tak głośne i bezustanne, że zagłuszało wszystko wokół. Odwróciwszy się w stronę pobliskich drzwi skamieniał momentalnie. Jednak niepokój i ciekawość poniosły go po chwili wolnym, równym krokiem na zewnątrz. W tym samym momencie, zachrypłym głosem odezwało się radio Miszy.
- Uwaga stalkerzy!
Don przekroczył próg magazynu i stanął nieruchomo wpatrując się w przedstawienie, do jakiego szykowało się właśnie niebo.
- ...zbliża się emisja!
Nad jego głową, co jeszcze przed chwilą było błękitnym, skąpanym w słońcu oceanem, rozciągała się buro-bordowa kipiel, naszpikowana żyłkami białych błyskawic. Jego nozdrza uderzył metaliczny, niewyczuwalny wcześniej zapach. Do jego uszu dotarł pomruk pierwszych grzmotów, sumiennie stający się coraz głośniejszym. Oczy zaczęły go piec, palce mrowiły jak u alkoholika, a wszystko to z czasem stawało się coraz bardziej dolegliwe.
Nagle ktoś chwycił go za ramiona, potrząsnął i zwrócił ku sobie.
- Za mną! - krzyknął mu prosto w twarz Misza. - Musimy się schować!
Głos mężczyzny, przytłumiony wybrzmiewał wibrując w głowie Dona. Nie od razu stalker wyrwał się z osłupienia, lecz w końcu, odwróciwszy się i z załzawionymi oczyma, ze źrenicami rozszerzonymi jak nigdy, zapytał skołowany i niepewny.
- Gdzie?
Misza nie zwlekał tym razem z odpowiedzią i wykrzyknął ciągnąc towarzysza za rękaw.
- Do piwnicy.
czort aerografu
Awatar użytkownika
Pumba
Kot

Posty: 30
Dołączenie: 29 Paź 2008, 21:27
Ostatnio był: 31 Maj 2016, 02:53
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Walker P9m
Kozaki: 7

Reklamy Google

Re: Szepty

Postprzez kiper668 w 26 Lip 2014, 21:08

No, całkiem dobre. Fajny zabieg z tym krakaniem. Czekam na dalszą część :) .
Awatar użytkownika
kiper668
Kot

Posty: 8
Dołączenie: 13 Sie 2013, 19:44
Ostatnio był: 13 Cze 2021, 16:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 2

Re: Szepty

Postprzez Kristoff w 03 Gru 2014, 21:18

A mi się poetycki styl bardzo podoba. Wcale nie uważam, żeby było "zbyt" poetycko. Trzymaj tak dalej! ;)
STREFA EMISJI: FANPAGE, STRONA

Image
Kristoff
Kot

Posty: 30
Dołączenie: 25 Sie 2008, 17:58
Ostatnio był: 20 Lut 2015, 12:34
Kozaki: 2

Poprzednia

Powróć do Teksty krótkie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość