Bajki Popromienne

Poezje, pieśni, fraszki, liryka.

Moderator: Realkriss

Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 10 Sty 2021, 19:52

Stumilowy Las
Nad Stumilowym Lasem zapadał radioaktywny zmierzch. Spalone, martwe kikuty drzew pochylały się, jakby zastygłe w bólu i resztkami szponiastych konarów próbowały przykryć maleńką polankę, ukrytą w sercu, niegdyś potężnej, puszczy. W wykrocie, pomiędzy korzeniami, osłonięte przed zimnym wichrem, migotało ognisko. Anemiczne płomyki pełgały po wilgotnych węgielkach, przynosząc więcej dymu niż ciepła.

Puchatek siedział pod drzewem i patrzył tępo w ogień. Starał się o niczym nie myśleć. Bo o czym mógłby myśleć dzisiaj, w pierwszą rocznicę końca świata? Podniósł do ust kość i z trudem odgryzł kawałek mięsa. Twarde, łykowate, na wpół surowe włókna trzasnęły sucho. Zaczął przeżuwać. Machinalnie, systematycznie, powoli, wciąż wpatrując się w płomienie.

Królik zerwał namordnik maski pegaz. Wciągnął haust powietrza i rozkaszlał się spazmatycznie.
– A ty nie ubierasz ma-ma-maski? – zapytał, tym swoim znerwicowanym, lekko piskliwym głosem. – Geiger pokazuje dwieście ponad no-no-normę! Pył i…

Urwał speszony i zamilkł pod zimnych spojrzeniem dawnego przyjaciela. Puchatek przestał przeżuwać i wpatrywał się w niego z nad ogryzanej kości.

– Masz rację – dodał w końcu pojednawczo. – To już nie ma zna-zna-znaczenia…
Puchatek powolutku, apatycznie, zwrócił zmęczony wzrok z powrotem ku płomieniom. Światło i ta odrobina ciepła, przynosiły ukojenie. Znowu zaczął przeżuwać. Podświadomie, bez udziału woli, bez angażowania umęczonego umysłu, w którym kłębiły się obrazy. Koszmarne obrazy. Obrazy tego, jak wyglądał koniec świata. I tego, co stało się potem…

– A to-to-tobie, to jak się wydaje… – ciszę, przetykaną trzaskaniem płomieni znowu przerwał irytujący głos Królika – … o-o-oni mieliby w ogóle jakąś szansę? No wiesz, taką, taką nawet maciupeńką…
Puchatek nie słuchał. Nerwowa paplanina przepływała gdzieś obok, jak zimny wicher niosący radioaktywny popiół. Popiół spalonych. Domów, miast… ludzi…

– Ja w ka-ka-każdym razie uważam, że nie. No bo sam zobacz. No jak? Jak tu miałby żyć, taki na ten przykład Prosiaczek?
Puchatek zamarł. Imię przyjaciela szarpnęło w sercu bolesną zadrę. Bezwiednie zacisnął szczęki i zamknął oczy.
Królik, ośmielony tym, że w końcu udało mu się wywołać choć cień reakcji, zaczął trajkotać jak najęty:
– Skażenie, zniszczenie, nic do je-je-jedzenia… – wyliczał na palcach – … do tego ten ciągły strach. Bo to ten strach jest najgorszy, prawda? Niepewność, czy coś, albo ktoś, w najmniej spodziewanym momencie…

Urwał. Przez chwilę słychać było tylko zawodzenie wichru w konarach.
– Nigdy go nie lubiłem – dodał po chwili cichym, matowym głosem, wolno cedząc każde słowo. – Był słaby, lękliwy i miękki. Nigdy nie lubiłem Prosiaczka.
Tego było już za wiele. Puchatek spojrzał zimno na Królika i burknął ze złością:
– To nie jedz.


Opowiadanie zainspirowane powieścią „Kubuś Puchatek” autorstwa A.A.Milne
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady

Za ten post MordercaBezSerca otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive KOSHI.
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23

Reklamy Google

Re: Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 13 Sty 2021, 20:55

Czerwony Kapturek



– Obiecaj mi, że nie zdejmiesz maski, zanim nie wejdziesz do lasu.
Mama z wprawą dociągała paski kombinezonu, mocujące kompozytową płytę napierśnika. Pancerz okrywał dziewczynkę po samą szyję. Ponad krawędź wystawała tylko, krótko ostrzyżona, drobna główka Czerwonego Kapturka.
– Masz anty-rad i dezaktywator, w razie czego?
– Tak mamuś, nie martw się – mała spojrzała ciepło i ujęła jej dłoń w swoje drobne paluszki. Serwomotory mruknęły delikatnie. Zimny dotyk twardych, pancernych rękawic, zupełnie nie pasował do jej dziecięcej twarzyczki.
– Przecież to nie pierwszy raz, kiedy idę sama do Babci, poradzę sobie. Jestem już duża!
Mama popatrzył na nią smutno.
– Ja wiem – westchnęła. – Tak szybko rośniesz.
Objęła córkę i przytuliła mocno. Bardzo mocno. Dziewczynka ucałowała ją w policzek. Trochę z zakłopotaniem, bo przecież dzieciaki z bunkra patrzą. Powolutku wyplątała się z matczynych objęć i stanęła wyprostowana z szerokim uśmiechem na bladej buzi.
– Poradzę sobie mamuś – oznajmiła, dobitnie akcentując początek zdania.
– Masz wszystko? Baterie do detektora, zapasową krótkofalówkę…? – urwała, pod karcącym spojrzeniem córki.
– No dobrze już, dobrze. Tylko obiecaj mi, słyszysz? Obiecaj! Jeśli tylko zauważysz jeden, jedyny, malusieńki ślad jakiegokolwiek mutanta, to wracasz od razu do domu, jasne?
Mała wcisnęła na głowę kewlarowy hełm i zasalutowała do uchylonej przyłbicy.
– Tak jest dowódco mamo! – Wyszczerzyła białe ząbki w szerokim uśmiechu.

Matka długo stała w uchylonych wrotach śluzy. Pogoda była bezwietrzna, ale śnieg padał gęsto. Wielkie płatki spływały cicho na ziemię, okrywając wszystko grubą, zimną pierzyną. Dziewczynki nie było już widać. Ślady drobnych stóp, osłoniętych pancernymi buciorami, niknęły w oddali. Jeszcze przed momentem widziała rąbek, peleryny ochronnej, którą sama narzuciła jej na ramiona. Pancerz i tak doskonale izolował środowiskowo od wszelkiego skażenia, chłodu, a nawet ognia i radiacji, ale nie mogła się powstrzymać.
– Mam złe przeczucia – mruknęła i pociągnęła dźwignię zamka.
Wrota syknęły siłownikami i stalowa pokrywa powoli nasunęła się na miejsce.

Czerwony Kapturek dotarła do lasu później niż zakładała. Niebo bezlitośnie więziło słońce w ciężkich okowach chmur. Żeby określić azymut marszu, musiała polegać tylko na komputerze wbudowanym w kombinezon. Przejechała pancerną rękawicą po panelu sterowania na lewym nadgarstku. Ekran rozjarzył się zielono i wyświetlił mapę najbliżej okolicy. Czerwona kreska prowadziła zakosami z rodzinnego bunkra do schronu w głębi lasu. Koraliki kolejnych punktów nawigacyjnych podskakiwały nerwowo, a linia, na którą były nawleczone, falowała w rytmie pracy procesora. Komputer rozpaczliwie próbował triangulować pozycję na podstawie siatki, coraz mniej licznych, satelitów telekomunikacyjnych. Od lat nikt nie zastępował uszkodzonych jednostek nowymi, przez co nawigacja i łączność działały coraz gorzej.

Dziewczynka już miała ruszyć dalej, gdy jej uwagę przykuła mała ikona alarmowa, migająca w samym centrum mapy. Żółty trójkąt z czerwonym wykrzyknikiem pojawił się nagle, niecałe dwa kilometry od jej aktualnej pozycji. Wywołała okienko nadawcy i zmarszczyła brwi. Sygnał został nadany automatycznie, przez pancerz jednego z łowców leśnego schronu – Gajowego. Czerwony Kapturek dobrze go znała. Miał swoją celę na tym samym poziomie, co babcia i dziewczynka widywała go często. Wielki, silny człek, z sumiastymi wąsami i wiecznie roześmianymi, bystrymi oczyma. Uwielbiała jego żarty, z resztą jak wszystkie dzieciaki. „Pewnie jakiś błąd nadajnika” – pomyślała, ale dla pewności wywołała go na ogólnym kanale. Przez chwilę czekała na zgłoszenie. Dopiero po kilku sekundach sfatygowany komputer odrzucił połączenie i wyświetlił wiadomość zwrotną : ***ZAGROŻENIE ŻYCIA, KONIECZNA NATYCHMIASTOWA POMOC MEDYCZNA*** .

Czerwony Kapturek biegła co tchu. Pękaty pojemnik z zaopatrzeniem i częściami zamiennymi kołysał się na plecach, wybijając z rytmu. Wspomagane serwomotorami buty grzęzły w głębokim śniegu. Na wizjerze hełmu wyświetlił się informacja o podwyższonym pulsie i ostrzeżenie o spadającej saturacji. Dziewczynka na moment zwolniła, by złapać oddech. Elektryczny respirator pracował na pełnych obrotach. Mimo to, przed oczami latały jej ciemne plamy, a ręce i nogi zaczynały drżeć coraz mocniej. Wreszcie czerwone komunikaty zgasły i mogła znowu przyspieszyć. Sygnał alarmowy był coraz wyraźniejszy. Komputer wskazywał niecałe sto metrów. Dziewczynka przystanęła przy ostatnich drzewach, rosnących na skraju polany. Na środku, przysłonięta przez padający śnieg, majaczyła wysoka, żylasta postać. Istota pochylała się nad czymś, co leżało na ziemi, po czym prostowała się gwałtownie, a ruchowi temu towarzyszył chrzęst i suchy trzask łamanego plastiku. Nagle, stworzenie poderwało łeb i spojrzało w kierunku dziewczynki. Warknęło głucho, po czym skoczyło w bok, pod osłonę gęstych, iglastych zarośli. Kapturek, wyplątała się z czerwonej peleryny i walnęła pięścią w klamrę uprzęży. Pojemnik transportowy opadł z jej pleców. Pozbywszy się ciężaru, skoczyła prosto przed siebie, w kierunku leżącego na polanie ciała. Od razu rozpoznała zielony pancerz Gajowego. Człowiek leżał z twarzą wciśniętą w śnieg. Poprzeczne, łuskowate płytki chroniące plecy, były porozrywane, a z głębokich ran ciekła, parująca na zimnie krew. Dziewczynka przypadła do rannego, od razu uruchamiając program medyczny. Komputer zapiszczał cicho, a ekran zamrugał, gdy udało mu się nawiązać połączenie z jednostką w kombinezonie mężczyzny. Na wizjerze hełmu zaczęły wyświetlać się instrukcje postępowania w przypadku konieczności udzielenia pierwszej pomocy przy ciężkim urazie. Kapturek, stuknęła w panel udowy, z którego od razu wysunęła się apteczka z opatrunkami i klejem tkankowym. Już miała zabrać się za tamowanie krwotoku, gdy komputer pisnął ostrzeżeniem zbliżeniowym. ***INTRUZ***. Dziewczynka zamarła, z otwarta apteczką w dłoniach.

– Jakie ja mam wielkie uszy! – Ryknął gardłowo głos ukryty za zasłoną padającego śniegu. – Wszystko słyszę!
Dziewczynka gorączkowo próbowała zlokalizować źródło dźwięku, lecz komputer wyświetlał tylko ostrzeżenia o obecności intruza, nie mogąc namierzyć jednak jego pozycji.

– Jakie ja mam wielkie oczy! – Głos odezwał się gdzieś za jej plecami.
– Wszystko widzę!

Zwróciła bransoletę komputera detektorem podczernieni w tamtą stronę.
– A jakie ja mam wielkie łapska! Na kawałki cię rozerwę!

Stwór krążył dookoła polany, wyraźnie ubawiony upiorną grą, napawając się strachem swojej przyszłej ofiary,.
– Ale oprócz tego mam jeszcze coś wielkiego. – Mlasnął obleśnie na samą myśl. – I wsadzę ci to głęboko, baaardzo, bardzo głęboko, prosto w …

Huk poniósł się echem, odbitym od ośnieżonych drzew. Kapturek wyrepetowała krótką strzelbę. Gorąca gilza upadła z sykiem na biały śnieg u jej stóp. Podeszła wolnym krokiem do ścierwa rozciągniętego na ziemi. Przez chwilę patrzyła, z delikatnym uśmiechem błądzącym w kąciku ust, na krwawą miazgę mózgu, wypływająca z roztrzaskanej czaszki mutanta.
– Taaa, chyba w koszyczek szmato … – mruknęła.
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23

Re: Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 14 Sty 2021, 21:43

Dorotka i blaszany D.R.W.4L


Deniwelacyjny Robot Wyburzeniowy sunął z chrzęstem gąsienic przez ruiny martwego miasta. Dwustutonowa maszyna o numerze bocznym 4L z mozołem przepychała wielką pryzmę radioaktywnego gruzu. Maleńki, elektroniczny mózg, ukryty bezpiecznie w samym sercu kolosa, prowadził stalowe cielsko zgodnie z zadanym programem. Cel był prosty i klarowny: usunąć warstwę skażoną i dostać się do życiodajnej, czystej gleby poniżej. D.R.W 4L nie potrzebował niczego więcej. Godzina za godziną, spychał, zrywał i plantował popioły martwej metropolii. To wystarczało za cały sens i istotę egzystencji. Nawet gdy ciężkie chmury zasnuwały szare niebo, rosząc spaloną ziemię radioaktywnymi łzami, nie narzekał na swój los. Cierpliwie badał czujnikami głębokość skażenia i brał się od nowa do pracy. Kwartał za kwartałem, dzielnica za dzielnicą, napędzany tą samą siłą, która przed laty zmiotła miasto z powierzchni ziemi. Nuklearny reaktor fuzyjny obdarzył go nieśmiertelnością. Choć z wiekiem poszczególne systemy pracowały coraz mniej wydajnie, a kolejne moduły i komponenty odmawiały posłuszeństwa, D.R.W 4L trwał. Pracował. Bo do tego powołali go jego stwórcy. Miał przygotować dla nich nowy, czysty, piękny świat. Zamienić morze ruin w żyzne pola uprawne by mogli się wyżywić, zasadzić drzewa, zbudować nowe domy.

D.R.W 4L nie wiedział dlaczego to było dla nich ważne. Ale nie zastanawiał się nad tym. Kolejne podprogramy, kłębiące się w elektronicznym mózgu, miały za zadanie badać otoczenie i dobierać odpowiednie akcje i procedury, adekwatnie do zidentyfikowanych okoliczności. A nie zastanawiać się co będzie „potem”. Teraz, gdy zbliżał się z pryzmą do koryta czarnej, smolistej rzeki, wiedział że należy zwolnić. Nauczył się tego. Rozmiękły grunt był dla niego pułapką. Kilkaset kursów wcześniej tego nie wiedział. Musiał doświadczyć bezradności jaka staje się udziałem ciężkiej maszyny uwięzionej w błotnistej mazi. Dopiero zimna, śnieżna noc pozwoliła mu się uwolnić z błotnych szponów. Przypłacił to przegrzaniem łożyska zmiennika momentu i zerwaniem kilku klepek prawej gąsienicy. Choć okaleczony, wyszedł z tej próby zwycięski.

Inne maszyny nie miały tyle szczęścia. 2L stoczył się nieopatrznie w krater po wybuchu bomby. Wielki lej o ścianach z zeszklonego w eksplozji termojądrowej piasku. Uwięziony robot przez wiele dni mielił desperacko gąsienicami, próbując wtoczyć się na górę po gładkim, ostrym zboczu. Stalowe klepki ścierały się coraz bardziej, aż w końcu zaczęły łamać się i odpadać. Gołe łańcuchu tarły z piskiem po twardej jak diament powierzchni, puki i one nie wydały swego ostatniego tchnienia, z głośnym jękiem zrywając się z kół napędowych. Pokonana maszyna pogrążyła się w odmętach błotnej mazi na dnie krateru, wzbierającej coraz wyżej po każdym deszczu.

1L nie miał szczęścia od samego początku. Stał w bunkrze najbliżej wyjścia i gdy automatyczny program nakazał komputerom wyprowadzenie maszyn ze schronu, 1L nie mógł się ruszyć. Fala elektromagnetyczna eksplozji uszkodziła jego główne obwody. Pozostałe maszyny musiały wypchnąć felerny D.R.W. na zewnątrz. Stał tam do tej pory. Martwy, zanim się naprawdę narodził. Zanim, chodź w części, mógł wypełnić swoje przeznaczenie.
3L towarzyszył numerowi cztery najdłużej. Przez wiele lat przemierzali ramię w ramię ruiny spopielonej metropolii, spychając szczątki i wygładzając jej zimne oblicze. Elektroniczne mózgi nauczyły się pracować w pełnej synchronizacji. Dzielili się danymi z czujników, systemy telemetryczne i nawigacyjne wspomagały się wzajemnie. Wspierali i pomagali sobie w najtrudniejszych sytuacjach.

Tak było do czasu, gdy 3L postanowił go opuścić. To stało się nagle. Bez żadnego ostrzeżenia. Kończyli ostatnią rundę na zwałowisku. D.R.W. 4L dojechał do punktu nawigacyjnego i wykonał zwrot. Numer trzy pojechał dalej.
Czwórka długo wywoływał towarzysza, lecz ten zdawał się być głuchy. Elektroniczny mózg zamilkł, a gąsienice posłuszne ostatniemu rozkazowi, niosły stalowego kolosa zadanym kursem ze ściśle wykalkulowaną, optymalną prędkością. Wkrótce D.R.W 3L zniknął za horyzontem i już nigdy nie wrócił.

Od tego czasu robot był sam. Samotności też się nauczył. Elektroniczny mózg obliczył najbardziej wydajny, optymalny z punktu widzenia zużycia energii, harmonogram prac. 4L wiedział dokładnie co ma zrobić dzisiaj, jutro i za pięć lat. Każda pryzma gruzu, każda grudka ziemi, miały swoje przypisane miejsce, a jego zadaniem było wszystko uporządkować. Wtedy stwórcy będą mogli wrócić. Posadzą drzewa, zbudują domy…

Przerwy w zasilaniu zdarzały się coraz częściej. Stare obwody nie wytrzymywały długi lat ciężkiej pracy. D.R.W. 4L był coraz słabszy. Nie potrafił nawet utrzymać przerdzewiałego lemiesza nad ziemią. Gąsienice traciły kolejne klepki. Goły łańcuch chrobotał po pokruszonym betonie ulic. Ostatni czujnik pozycjonowania z trudem złapał sygnał z satelity. Elektroniczny mózg przez dłuższą chwilę próbował określić lokalizację maszyny. W końcu nadał serię komend do sterownika układu napędowego. Robot znajdował się daleko poza wyznaczonym obszarem. Należało jak najszybciej wrócić do zadanego sektora i podjąć wykonywanie zadań. Maszyna obróciła się niezdarnie, zawadzając o narożnik wysokiego, na wpół spalonego budynku. Zerwany kabel zwisający z, umieszczonych na dachu, paneli słonecznych, oparł się o stalowy pancerz robota i strzelił iskrami. D.R.W. 4L zamarł. To było coś nowego. Już wcześniej miał do czynienia z porażeniem prądem. Przy pracach wyburzeniowych to normalne, ale nigdy nie widział tego co teraz. Zwarty obwód musiał obudzić jakąś, od dawna uśpioną istotę. Istotę, która teraz stała przed numerem 4L i wpatrywała się w niego wielkimi, czarnymi oczyma.

– Witaj! – zakrzyknęła istota.
D.R.W. 4L zogniskował na niej soczewki jedynej ocalałej kamery. W zakamarkach elektronicznego mózgu kołatały się fragmentaryczne informacje, wgrane bardzo dawno temu w podstawową bazę danych. Procesory zapętlały się w analizie, nie mogąc przemielić nowych, dziwnie powiązanych algorytmów. Każda próba identyfikacji istoty kończyła się niepowodzeniem. W końcu, jeden z rdzeni wpadł na pomysł.

– ZidEnTfiKuJ sIę – zabrzęczał metalicznie, nigdy nieużywany, moduł komunikacji głosowej.
– Cześć, jestem Dorotka – odpowiedziała istota.

Jej ciało miało niebieskawą barwę. Postać unosiła się lekko nad ziemią, tuż przed wejściem do budynku. Pracujące z pełną mocą obwody logiczne zaczynały się powoli przegrzewać. D.R.W. 4L nie mógł zrozumieć kim jest istota. Kształt głowy, oczy, uszy, całe ciało, nawet niebieska, krótka, rozłożysta sukienka, podkolanówki i wstążeczki wplecione we włosy wskazywały, że jest Stwórcą. To dla niej przygotowywał nowy piękny świat. Ale stwórcy nie unosili się nad ziemią, a przede wszystkim nie mogliby przeżyć w warunkach jakie czujniki wykrywały teraz na powierzchni.

Jednak istota tu była. Uśmiechała się i spoglądała ciekawie na robota. A co najważniejsze, nie umierała od promieniowania, wbrew temu co podawały dane. Drugi rdzeń procesora dotarł do zapisów, wciśniętych w kąt najdalszego klastera. D.R.W.4L drgnął. Tak, o to warto zapytać:
– cZy jeSteŚ aniOłEm?
Istota zaśmiała się na głos, przekrzywiając wdzięcznie głowę na bok i wodząc w powietrzu palcem.
– Mogę być kim tylko zechcesz.

Odpowiedź zbiła go z tropu. Przez chwilę próbował znaleźć kolejny, lecz potykał się co chwilę, o brakujące dane w podziurawionej pamięci.
– Wejdź do środka. Zobaczysz jak tańczę.
Robot spojrzał na nią z uwagą, swym jedynym okiem. Zastanawiał się dlaczego istota to powiedziała. Czy nie zdawała sobie sprawy, że jest większy od całego budynku?
– niEmOżLiwE – zaskrzeczał.

Istota wygięła usta w podkówkę, udając smutek, ale po chwili dodała z ciepłym uśmiechem:
– To trudno. Może innym razem.
D.R.W 4L procesował przez chwilę odpowiedź. W końcu zrozumiał o co powinien zapytać.
– jAki jeSt tWóJ ceL?
Istota odparła bez wahania:
– Zrobię wszystko by cię uszczęśliwić.

Robot zamarł. Odpowiedź istoty odbijała się w jego świadomości o kolejne schematy blokowe. Nie mógł zrozumieć co oznaczała. Wiedział, że szczęście to coś ważnego. Jego program bazował na stworzeniu nowego świata, gdzie stwórcy będą szczęśliwi. Ale nie mógł zrozumieć, kiedy on wreszcie na to zasłuży. Na to by samemu być szczęśliwym.

Na razie wiedział, że musi pracować. Jeśli nie wykona zadania, jeśli stwórcy nie będą mieli swego nowego świata, on również nie zasłuży na szczęście. Tak zapisano w programie podstawowym. Istota na pewno to wiedziała. W końcu była podobna stwórcom. D.R.W 4L oznajmił:
– pRocEs wYkOnany w 12 %. SzczEście dOstĘpne za 1485 LaT, 11 miEsięcY i 12 goDzin. WrAcAm dO zaDań.
Wykręcił w miejscu i ruszył raźno w kierunku ruin miasta. Przekierował pełną moc obliczeniową do czujników i układu przeniesienia napędu. Chciał jak najszybciej ukończyć zadanie. Wtedy istota obdarzy go szczęściem. Na pewno tak będzie.

Kabel zasilania, kiwał się na wietrze. Raz po raz uderzał o metalowe pręty zbrojenia, wystające z potrzaskanej ściany. Zwarcie skrzesało fontannę iskier. Foliowa torebka, niesiona podmuchem, gnanym przez nadchodzącą burzę, wpadła na promień fotokomórki, przed wejściem. Projektor zaszumiał i wyświetlił hologram.
– Cześć. Jestem Dorotka. Chcesz zobaczyć jak tańczę, przystojniaku? Zrobię wszystko by cię uszczęśliwić.




Opowiadanie inspirowane powieścią "Czarnoksiężnik z krainy Oz", autorstwa L. Frank'a Baum'a
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady

Za ten post MordercaBezSerca otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive KOSHI, Cromm Cruac.
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23

Re: Bajki Popromienne

Postprzez KOSHI w 17 Sty 2021, 08:41

Całkiem zgrabnie ci wyszły te shorty. Pomysł b. dobry ale... Dlaczego zawsze są jakieś ale? Do rzeczy - Puchatek. Całokształt dobrze skrojony, finał mocny, zaskakujący, mroczny. Powiało Drogą McCarthy`ego. Natomiast dialogi takie sobie. Ogólnie 4/5. Kapturek - tu nie jest tak dobrze. Sam początek wyprawiania kapturka w exo świetny. Potem straciłeś koncepcję na tego shorta tak gdzieś od odebrania ostrzeżenia. Bo i potwór gadający do bani i puenta przerobiona z kawału nie pasują tutaj. Za mocno odszedłeś od prostej historyjki i zrobiłeś groch z kapustą. Wg. mnie należało tylko sparafrazować bajkę na modłę post-apo czyli Kapturek dociera do bunkra i tam już klasycznie z pytaniami: dlaczego... tylko w roli przebranej babci.... No właśnie kto? Ja bym to tak widział. 3/5. Drwal - chyba całościowo najlepsze opowiadanie. Przypomina mi pisanie Lema. Rozkiminy robota są świetnie napisane. Rozumiem, że w jakimś budynku był projektor i przez zwarcie się uruchomił jak później ze zrywką? Jeśli tak to tu swobodnie mogę dać 5/5 bo koncepcja rewelacyjna.
Image

Za ten post KOSHI otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive MordercaBezSerca.
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 17 Sty 2021, 14:43

Pomysł b. dobry ale... Dlaczego zawsze są jakieś ale?


Dlatego, że nie pierdzisz mi tu słodko cukrem pudrem, że JEZD BOZZKO, tylko piszesz jak człowiek co Ci nie pasuje i wiesz, że jeszcze kozaka dostaniesz za szczerość :E

Puchatek Ogólnie 4/5
- przyjmuję. Sam bym sobie dał 3/5, bo za krótkie i za mało emocji pomiędzy bohaterami. Królik powinien bać się Puchatka i za słabo to widać.

Kapturek 3/5
- ok, u mnie mniej więcej tak samo. Całość pomyślna jako cykl kilku króciaków, miała cechować się różnorodnością klimatu. Czerwony miał być rozrywkowy, a wyszedł trochę o dupie Maryni.

Wg. mnie należało tylko sparafrazować bajkę na modłę post-apo czyli Kapturek dociera do bunkra i tam już klasycznie z pytaniami: dlaczego... tylko w roli przebranej babci.... No właśnie kto?

Ja wiem! Ja wiem! ... Gajowy, który okazało się, że nie jest wcale Gajowy, tylko Gejowy i do tego transwestcyta, pedziofil, geriofil i zoofil, co to wilka załadował w ... koszyczek? :E

No dobra, to może jednak zostanę przy starej wersji. :facepalm:

Drwal - chyba całościowo najlepsze opowiadanie. Przypomina mi pisanie Lema.

No toś posłodził :E . Ale tutaj rzeczywiście nieskromnie podziękuję, bo sam jestem z siebie zadowolony. Tak - wszyło jak miało wyjść i to zarówno od strony koncepcyjnej dla całego cyklu - wywrócenie kanonu do góry nogami, jak i wykonawczej - udało mi się słowami zbudować taki klimat, jaki chciałem.
Dorotka jako reklama klubu nocnego, Drwal jako bezwolny, bezmyślny robol, który nie widzi świata poza pracą, nawet jeśli ta nie ma sensu.

Teraz biorę się za Królewnę Śnieżkę.
"Moje najlepsze opowiadanie, jeszcze nie zostało napisane" - parafrazując napis na ścianie mojego ulubionego muzeum :E .
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23

Re: Bajki Popromienne

Postprzez KOSHI w 23 Sty 2021, 10:32

Wg. mnie należało tylko sparafrazować bajkę na modłę post-apo czyli Kapturek dociera do bunkra i tam już klasycznie z pytaniami: dlaczego... tylko w roli przebranej babci.... No właśnie kto?

Ja wiem! Ja wiem! ... Gajowy, który okazało się, że nie jest wcale Gajowy, tylko Gejowy i do tego transwestcyta, pedziofil, geriofil i zoofil, co to wilka załadował w ... koszyczek? :E


Paaanie. Takie rzeczy to tylko w Netflix som :pogarda: Nie mogła po ludzku pójść do bunkra a tam za babcie przebrany szef kanibali albo coś tędy? Albo gadająca pijawka :E Jak pisać to na bogato :u4:
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bajki Popromienne

Postprzez KlepkaStalker w 11 Kwi 2021, 23:59

Nie znam się na literaturze, więc niestety nie wypowiem się bardziej, ale świetnie się to czyta i podoba mi sie :E
Ostatnio edytowany przez KlepkaStalker, 15 Wrz 2021, 12:12, edytowano w sumie 1 raz
KlepkaStalker
Kot

Posty: 2
Dołączenie: 11 Kwi 2021, 12:20
Ostatnio był: 01 Sty 1970, 02:00
Miejscowość: Zamość
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: BM16 Full
Kozaki: 1

Re: Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 13 Maj 2021, 19:42

Śnieżka i siedmiu

– F1 na C4, saturacja w normie – mruknął Aspiro. – Szewski mat? Oj, panie kolego, tego bym się po panu nie spodziewał, oj nie spo-dzie-wał.
Kardio wiedział, że jest w tarapatach.
– No dopszsze… to ja poproszę E7 na E6, tętno 10 – wymamrotał siląc się na nonszalancję.
– D2 na D4, obniżam poziom O2 do 20,05% .
– D7 na D5, ciśnienie rozkurczowe 45, można obniżać.
– Kolega próbuje wariantu Winawera! No, no, no, ambitnie, nie powiem. B1 na C3.
„Co za dupek” – pomyślał Kardio. „Prawie jak ten faszysta Encefal”. Całą uwagę skupił na szachownicy, próbując wykombinować kolejny ruch.
– No i cóż kolega na to? – ponaglił Aspiro głosikiem słodkim jak miód.
– To ja na to…
– W CO GRAJETA!?
„Taaa…Ten, to zawsze w porę” – jęknął w duchu Kardio.
– W makao, nie widzisz? – odpowiedział na głos.
– O, ZAJEBIOZA! MOGEM ZAGRAĆ?
– A szanowny kolega to przypadkiem nie ma czegoś do zrobienia? – zapytał Aspiro z wyższością.
– EEE TAM, ZAWSZE BYDZIE CÓŚ DO ROBOTY, NIE?
Kardio odliczył w myślach, czekając na niezawodną myśl przewodnią, swoiste motto życiowe ich towarzysza –  „Trzy…, dwa…, jeden…”
– PRZECA MIŁOŚĆ I SRACKA DOPADA Z NIENACZKA, NIE HY HY HY?
„…Bingo!”.
– Kolego Koprofa… – zaczął protekcjonalnym tonem Aspiro – … czy mógłby kolega łaskawie zająć się… hmmm… swoją pracą? Każdy z nas ma odpowiedzialne zadanie, a usuwanie produktów przemiany materii ma znaczenie kapitalne…
– EEE, ALE ŻE CO?
– Gówno! – podsunął usłużnie Kardio. – Gówno odpompuj, imbecylu!
– AAA, NO TAAA. ZARA WACAM. INO NIE ZACZYNAJTA BEZE MNIE, DOBRE? – Koprofa przerzucił zawory, włączył ssanie i rozdrabniarkę. Maszyna posłusznie zabuczała, zabrzęczała i zabulgotała. Kardio poczekał jeszcze chwilkę, a gdy miał pewność, że cały proces od strony technicznej zmierzał ku końcowi, zupełnie przypadkiem uruchomił reset i automatyczną diagnostykę systemu.
– Dobra, mamy go z głowy. Zanim się zrebootuje minie piętnaście minut.
– A kolega jest pewien, że to nie zaszkodzi?
– W czym zaszkodzi? Przecież to matoł.
Aspiro aż cmoknął ze zniecierpliwienia.
– A, chodzi ci o nią? – mruknął Kardio. – Nie, nie powinno…
– Który z was, debile, znowu włączył diagnostykę?! – Encefal wparował do środka, nawet nie siląc się na uprzejmości.
– No, również dzień dobry koledze. Jak się spało? – Aspiro udał niewiniątko.
– Jak tam nasza faza REM? – uzupełnił przymilnie Kardio.
Gdyby Encefal mógł na niego spojrzeć, to pewnie przepaliłby go wzrokiem na wylot. Powiedzieć, że był wściekły, to nic nie powiedzieć.
– Czy wy, półmózgi niedorobione, zdajecie sobie sprawę z tego, jaki wpływ na stabilność systemu mają takie wahania napięcia?
– Tak.
– Nie.
Odpowiedzieli zgodnie z prawdą. Szczerość zawsze była najlepszą obroną przed logiką. Chłodną, wyrachowaną, cyniczną logiką.
– Zdajecie sobie sprawę, durnie – podjął zimnym, pozornie wypranym z emocji głosem – że ciało ludzkie tak naprawdę was nie potrzebuje?
„To was zaakcentował jakby z niemiecka” – pomyślał, nie wiedzieć czemu, Kardio i parsknął śmiechem.
– Ciebie to bawi, tumanie?! – Encefal za to nie bawił się w konwenanse, tylko od razu przeszedł do sedna:
– Człowiek to mózg! – perorował natchniony. – Mózg to istota świadomości, pamięć, jestestwo…
– Przepraszam, prze-pra-szam! – Gastro wjechał mu w słowo swoim bufetem. – No proszę nie przeszkadzać w czynnościach! Pora karmienia jest, tak?
„To tak zaakcentował jakby z warszawska” – pomyślał, nie wiedzieć czemu, Kardio i parsknął śmiechem.
– Oj bi-du-linka moja, chu-dzie-linka moja – rozpoczął swoją zwyczajową litanię karmiciel. – Za-mamusia, za-tatusię…
„Za-pierdolęsiezaraz” – jęknął w duchu Kardio. „Dwóch debili, na obu krańcach metabolizmu. Jak ta dziewczyna ma być później normalna?”.
– Jak już mówiłem – podjął urwany wątek Encefal – to mózg sprawuje funkcję nadrzędną i sprawczą zarazem…
Pozostali co prawda go nie słuchali, ale to mu w niczym nie przeszkadzało. Czasem musiał porozmawiać z kimś w jego mniemaniu inteligentnym, a to oznaczało, że często mówił sam do siebie. Gastro kończył karmić, Kardio i Aspiro zajęli się szachami, przy okazji podtrzymując funkcje życiowe. Koprofa…, no cóż, można powiedzieć, że był zarobiony po uszy.
Ale… wystarczyło, że Afektu tylko zajrzał do środka, by wszyscy zamarli. Szósty, przepłynął przez próg tym swoim powłóczystym krokiem i uśmiechnął się czarująco.
– CzeŚĆ!
Echo nawet nie zdążyło przebrzmieć, a komputery zawyły alarmami. Kardio i Aspiro rzucili się na konsoletę, próbując opanować szalejące wskaźniki.
– Tętno przyspiesza! 120 i skacze! – jęknął pierwszy.
– Hiperwentylacja, podaję dożylnie węglan wapnia! – wykrzyknął drugi.
– Mam już 180! Zaraz będzie migotanie!
– Jak nie uspokoisz u siebie, to mnie też zaraz szlag trafi!
„Aspiro w obliczu stresu nie potrafi zachować zimnej krwi” – pomyślał nie wiedzieć czemu Kardio. Tym razem się nie uśmiechnął, ale zrobiło mu się przez to troszkę cieplej na sercu.
– Prezes! – zawył do Encefala. – Może byś go tak stąd kulturalnie wypie*dolił?! – Wskazał głową rozanielonego Afektu, który rozglądał się dookoła z malinowym uśmiechem.
– A…ale, ale – jęknął głównodowodzący.
„To ale, ale zabrzmiało jakby z francuska”.
– Tak alle-allej, wypierdalej! – ryknął Kardio.
Afektu spojrzał na niego z wyrzutem, westchnął ciężko, prawie z bólem i zabeczał:
– Nikt mieee tu nie rozumieee!
Po czym wybiegł dramatycznie. Gdyby miał ręce to pewnie teatralnie trzasnąłby drzwiami. O ile miałby jakieś pod ręką.
– Encefal, czy ty mógłbyś choć raz, jeden, jedyny raz, nie położyć uszu po sobie, kiedy ten żigolo nam się wpierdziela w robotę?
– Właśnie, właśnie, panie kolego! Takie wahania nastroju mogą się negatywnie odbić na nas wszystkich. Depresja, bulimia …

Komputer migał diodami kontrolnymi. Półmrok mienił się ich zielono-czerwoną poświatą. W pomieszczeniu panowała prawie niezmącona cisza, przerywana jedynie cichym buczeniem automatów medycznych. Sześć programów sterowało poszczególnymi modułami w pełnej harmonii i porządku. W szklanym sarkofagu komory hibernacyjnej spała dziewczyna. Ukryta bezpiecznie przed światem; przed wojną i pożogą. Trwała zawieszona w bańce tylko swojej rzeczywistości.
Spiriti popatrzył na jej oblicze i uśmiechnął się lekko. Wyglądała tak spokojnie.  Pozostałych sześciu dobrze sobie radziło. Nie potrzebowali go…

… i może właśnie dlatego go tam nie było.
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady

Za ten post MordercaBezSerca otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive KOSHI.
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23

Re: Bajki Popromienne

Postprzez KOSHI w 15 Maj 2021, 17:38

Bardzo cię polubiłem chłopie, bardzo. Wszystkie Ryśki to fajne chłopaki... Co tu dużo pisać, masz talent. Rozmowy kojarzą mi się z Edenem Staśka Lema. Aż się prosi o pociągnięcie tych relacji dalej. Motyw Śnieżki zahibernowanej (?) w czasie wojny i pożogi dobry, choć krótki jak smycz mego maltańczyka. Z drugiej strony jak sobie przypomnę historię Enei i 4 tom quadrologii Simmonsa to ciesze się, że skończyłeś na 1 zdaniu. :E Nie czaję historii 7 krasnoludka. Na moje oko był poczebny jak ku*wie majtki. Moglo go chociaż wciągnąć pod skórę jak Koszałka w takim tam jednym durnym kawale. Flaszka się należy a jak.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Bajki Popromienne

Postprzez MordercaBezSerca w 16 Maj 2021, 16:55

No proszę, zażarło :D. Jak się spodobało, to wrzucę więcyj. Tylko z grubsza ogarnę i oskrobię, ale jolajne ostrzegam, że ze stalkerskimi klimatami dałem se siana. Prawiesnorka domęczyłem do 155k znaków i już mi się nie chce.
Szczero prowda, Półprowda i Gównoprowda
Jeden promil
Ballada o prawiesnorku
Moje Łodpady
Awatar użytkownika
MordercaBezSerca
Opowiadacz

Posty: 53
Dołączenie: 09 Paź 2020, 16:55
Ostatnio był: 20 Sty 2021, 11:03
Miejscowość: Cy-cy-sto
Frakcja: Zombie
Ulubiona broń: RGD-5 Grenade
Kozaki: 23


Powróć do Radosna twórczość

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość