"Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Konkursy, rankingi, ogłoszenia parafialne.

Moderator: Realkriss

"Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez Canthir w 04 Kwi 2013, 10:31

Zupełnie przegapiłem nastanie kwietnia, a raczej upłynięcie embarga na Wisielców. Ric wyrwał mnie z niewiedzy i oto mój Wisielec.

"Wisielec":

"Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze…"


Był jeden z tych zimowych wieczorów, kiedy człowiekowi tak bardzo się wszystkiego nie chce, że najchętniej nie wychodziłby spod ciepłej kołdry wygodnego łóżka na ciemny i zimny świat czyhający wokół. Z tym, że w Zonie nie mieliśmy ani ciepłej kołdry, ani wygodnego łóżka, a wokół nie tylko chłód, ale i anomalie, mutanty, inne ścierwo… Wieczór nie pierwszy i nie ostatni tej zimy. Długi i zimny, kąsający dotkliwym chłodem w dłonie i stopy, zostawiający jakieś piętno na duszy, odkładający się lepkim mrokiem gdzieś w płucach z każdym haustem mroźnego powietrza.

W sumie to nie powinienem tak pluć żółcią, jest źle, ale coś jest. Żyję teraz i jak się uda to pożyję jeszcze trochę. Pół roku w Zonie spędziłem, w nie jedną anomalię wlazłem, nie jedną kulkę dostałem, ale jeszcze o własnych nogach chodzę po tym przeklętym padole. Ale przecież to nie mój wybór, jakbym mógł to bym zaraz stąd spieprzył jak najdalej, problem w tym, że tam czeka na mnie jedna kulka od mafii, a oni już się postarają, żeby mi więcej nie było trzeba… No dobra, nie o mnie miało być.

Siedzieliśmy w 100 Radach, głodni i skacowani, czekając aż skończy się zamieć. Wiatr zagwizdał upiornie w wywietrznikach gdy ktoś wszedł do baru. Odgłosowi szybkich kroków towarzyszyła długa wiązanka przekleństw. Po chwili do sali wszedł stary powinnościowiec w mundurze oblepionym śniegiem.

- Kur.wa jego psia jeb.ana w du.pę mać, kur.wa, do chu.ja pana… - Powiedział zamiast przywitania, otrzepał biały puch z ubrania i zdjął z głowy zwiniętą kominiarkę. Był to jednooki oficer, człowiek słusznej postawy z siwym wąsem.

- Co się stało? – Zapytał Sasza, którego kac chyba najmniej męczył.

- Ten jeb.any w dupę skur.wysyn wisielec spier.dolił się z tej piep.rzonej gałęzi, na której miał wisieć, ch.uj jeden…

- No i ch.uj, że się spier.dolił, jeb.ać to… Z resztą, co ma wisieć nie utonie, a on i tak był martwy, więc w czym problem? – Do rozmowy dołączył się Andriej, wyraźnie wciąż trochę pijany. Jedną ręką podtrzymywał opadającą głowę, a drugą kurczowo trzymał się blatu stołu.

- Kur.wa, jakbyś szedł w śnieżycy, takiej, że końca wyciągniętej ręki nie widzisz, i nagle taki sku*wiel spadł na ciebie kur.wa znikąd, to by ci gówna w dupie brakło, żeby się ze strachu posrać – Powinnościowiec wyraźnie nie był w nastroju do żartów. Świdrował Andrieja spojrzeniem z jednego oka i trząsł się cały zaciskając pięści aż mu stawy trzeszczały. Niestety chłopaki potraktowali sytuację jak dobry kawał i zaczęli się śmiać, Sasza cicho chichotał pod nosem, ale Kirył siedzący z brzegu wpadł w taki rechot, że mało nie spadł pod stół.

- Trzeba było tam nie leźć… - Podsumował Andriej, ale to Kirył dostał prawym sierpowym od wściekłego powinnościowcy. Agresora wspólnie z Saszą odciągnęliśmy na parę metrów, barman coś zabulgotał gardłowo o utrzymywaniu porządku w Zonie, a Kirył wypełzł spod stołu macając puchnący nos.

Z kieszeni kurtki wygrzebałem papierosa i wcisnąłem w zęby oficera. – Masz, zapal sobie. Barman, czaju nam nastaw!

- A tak w ogóle to co to za jeden, ten wisielec? Wojak? Monoliciarz? Tak wisiał jeden jak fiut… - Zapytał któryś ze Stalkerów. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem… Tyle razy tamtędy przechodziłem, że stał się elementem krajobrazu, czym nieodłącznym dla obszaru Rostok jak tabliczki ostrzegawcze Powinności. Tylko tabliczkę można przeczytać, a wisielca… Niby też, wyraźny i czytelny sygnał mówiący: „my tutaj nie żartujemy, bądź grzeczny, a nie skończysz tak jak on”. A taki znak przemawiał do wyobraźni. Wisiał w samej zakrwawionej szmacie zawiniętej na biodrach. Skórę miał sino-szarą, całą pokrytą ranami, strupami zakrzepłej krwi. Ale najgorsza była twarz, upiorna, ludzka i nieludzka, przerażająca. Usta miał rozwarte w jakimś niemym krzyku, miejsca po wydziobanych przez kruki oczach ziały pustką. Wysuszona skóra ciasno owinęła czaszkę uwydatniając kształty kości. Kiedy poruszany wiatrem bujał się na swoim sznurze, ręce kołysały się po jego bokach bezwładnie, jakby w jakimś geście bezsilności.

Z zamyślenia wyrwał mnie barman stawiający szklanki z parującą herbatą. Mam nadzieje, że z herbatą, a nie jakimiś lokalnymi ziółkami, ale jakiś czas to świństwo piję i żyję, znaczy nie jest takie straszne.

- Fiedorow, opowiedz im co to za jeden. Pamiętasz, byłeś przy tym jak go złapali, jak rozprawiali co z nim zrobić i jak w końcu go powiesili, pamiętasz? Opowiedz im, niech się dzieciaki czegoś nauczą, a i ja chętnie posłucham. – Powiedział barman dosiadając się do nas. Zimą, kiedy kto mógł to wyjechał z Zony, w Barze jest pusto.

- A co ja mam tak o suchej gębie opowiadać? – Oburzył się powinnościowiec nazwany Fiedorowem. Chłopaki prędko się zreflektowali i na stole obok herbaty stała flaszka wódki i kieliszki. Sasza rozlewał i zaraz poszła pierwsza kolejka. Andriej z ulgą przyjął klina a Fiedorow wypił swoją porcję jak wodę.

- No, to rozumiem. Zatem jedźmy... Było to chyba dwa lata temu, jesienią. Najpierw walnęła emisja, później zleciało się tyle mutantów, że mało amunicji nam na nie brakło, a później lało przez tydzień non-stop. Musicie pamiętać, że wtedy byliśmy jeszcze w otwartej wojnie z Wolnością i nastroje były bardzo nerwowe. Wszyscy srali już na dziesiątą stronę tą wojną, ale końca nie było widać. Nagle w sztabie dostali cynk, że kurier z amunicją utknął gdzieś koło Jantaru i gnojek nie da rady przejść, że trzeba tak dwa, trzy oddziały posłać, żeby się przebić do niego, a później przebić z powrotem. Tylko, że nie było za bardzo kogo posłać, ludzie w terenie na patrolach, a reszta to ranni. Gdyby nie to, że mieliśmy nóż na gardle i ta amunicja była potrzebna nam na wczoraj, to by się to inaczej rozegrało… Zebrali chłopaków i posłali po cichu, żeby nie było widać, że tylu ich na raz wychodzi. Stałem wtedy na posterunku od Dziczy. Godzina minęła, może więcej i nagle, Iwan się przewraca z rozwalonym łbem. Nie wiadomo kto ani skąd. Padłem i szybko doczołgałem się do zasłony, łapię za krótkofalówkę i wołam do sztabu „Mam tu snajpera, Iwan padł, potrzebne wsparcie!” Oni mi na to, że ze wsparciem będzie ciężko, ale kogoś przyślą, bo tyle co ktoś napadł na bramę południową i tam trzech posłali. Kur.wa mać, pomyślałem, przesrane… Wygrzebałem jakieś małe lusterko, żeby podejrzeć co tam się za osłoną dzieje, czy jakie dziady nie lezą do mnie. Pusto. Po chwili od strony południowej bramy usłyszałem strzały, raczej z kałacha, znaczy nasi się komuś odgryzają. Wtedy z krzaków rosnących po bokach drogi wyskoczyło może pięciu, może siedmiu wolnościowców i biegną wzdłuż drogi. Jakbym się wychylił to zaraz snajper by mnie rozwalił tak jak Iwana, a jak dam tamtym podejść to oni mnie rozwalą przy zaporze. Jakbym zwiał ze stanowiska, to dałbym tym gównianym anarchistom wolną drogę do Baru i wtedy to już wszyscy mieli by przesrane.

Powinnościowiec zrobił przerwę w opowieści i sięgnął po szklankę z już wystygłą herbatą. Wszyscy w napięciu czekaliśmy na dalszą część, nawet barman, który pewnie historię słyszał nie raz. Z resztą najprawdopodobniej też brał w niej udział…

- Strasznie marna ta herbata, odlewasz się do niej, że tak śmierdzi? Wziąłbyś od Sidorowicza czegoś normalnego… - Fiedorow, zdaje się celowo, zmienił temat.

- Nie gadaj o herbacie tylko kończ co zacząłeś. A jak herbata nie odpowiada to masz, wódki się napij. Widać dupy ci nie odstrzelili skoro siedzisz tu na niej. – Zniecierpliwił się barman.

- Dobra, dobra… - machną ręką oficer, wypił kolejną kolejkę i kontynuował. – Dupy mi nie odstrzelili, bo jej nie wystawiałem. Jak tamte gnoje podeszły bliżej to rzuciłem im obronnego pod nogi. Większość padła od razu, jeden coś się czołgał niewyraźnie… Ch.uj jeden, snajper, widocznie dostrzegł moje lusterko, bo strzelił w nie. W każdym razie skur.wysyn trafił tak, że palec mi ujebało, a jeszcze odłamki do oka wpadły, czego skutki dzisiaj widzicie. – To mówiąc wyciągnął na stół lewą dłoń, w której faktycznie brakowało palca serdecznego. Widok uszkodzonego oka mnie nie interesował więc skupiłem się na studiowaniu dna kieliszka. Kiedy zdałem sobie sprawę, że jest pusty, sięgnąłem po flaszkę i nalałem kolejną kolejkę.

- To co, ten snajper tam wisi? – zapytałem myśląc, że to już koniec opowieści.

- Ch.uj, nie snajper. Słuchaj to się dowiesz. W każdym razie mój peryskop poszedł w piz*u, reszty palca wolałem nie szukać a bólu oka nawet nie próbujcie sobie wyobrazić. Sięgnąłem po krótkofalówkę i mówię im jak się sprawy mają, że posterunku nie utrzymam. Oni na to, żeby się wycofać do szpitala, tam mnie opatrzą, że paru chłopa już idzie i mają oko na wejście. No to dobra, odpełzłem od zasłony i już idę do baraku, gdzie był szpital, a tu coś zahałasowało między budynkami, jakby ktoś się wpie*dolił w beczki czy inne żelastwo. Ale, ku*wa, kto? Samotników wtedy tu prawie nie było, a jedyni siedzieli tu, w 100 Radach. Nasi ludzie albo byli w terenie albo na posterunkach albo ranni. Podchodzę, krew z oka cieknie mi po twarzy, prawie kapie po brodzie, a tu widzę chłopaczek jaki, kur.wiszon jeb.any, trzyma się PDA i na mój widok coś niewyraźnie krzyczy. Coś się szamotał, próbował uciec, ale nie miał którędy, bo w ślepą uliczkę wlazł. Palnąłem go w potylicę, że stracił przytomność i wezwałem przez radio, żeby ktoś go zgarnął i zobaczył co on tam na PDA gmerał. W lazarecie opatrzyli mnie, naćpali jakimiś przeciwbólowymi i trzymali resztę dnia. Takie prochy mi dali, że nawet nie miałem głowy się martwić co będzie jak nasi na posterunkach się nie utrzymają i ta zielona hołota przyjdzie do mnie. Diabli wiedzą czym oni by poczęstowali… Następnego dnia posłali po mnie ze sztabu do odznaczenia. Jak odznaczanie wyglądało nie pamiętam, tak mnie struł ten konował. Po paru dniach wieszali gnojka. Wywlekli go związanego w samej tej szmacie na dupie, założyli pętlę, a po chwili hyc! Szamotał się trochę i przestał szamotać. A wieszali go o to, że jak się okazało z jego PDA, cały ten syf on na nas urządził. Najpierw wmówił sztabowi, że kurier jest w ciemnej dupie, podczas, gdy on powolutku, ale spokojnie przedzierał się przez krzaki. Mówili później chłopaki, że się nieźle zdziwił, a później przestraszył, jak zobaczył tyle oddziałów po niego posłanych, że niby jego zlikwidować, czy coś. W każdym razie chłopaki się połapali, że coś nie gra i biegiem wrócili tak, że zdążyli odciąć kolejną grupę ćpunów co szli na nas. A poza ściemą z kurierem to później jeszcze zasraniec dał znać kiedy nasi wyszli, ilu zostało i gdzie mniej więcej są rozmieszczeni. Różne rzeczy chcieli z nim robić. Jedni mówili, żeby rozstrzelać za murem. Ale na to sobie nie zasłużył. Inni chcieli go wrzucić do anomalii, wyżymaczki czy jakiej kwasowej, ale Woronin uznał, że to ma być egzekucja, a nie igrzyska i zarządził co nastąpiło: powiesili sukin.syna na przestrogę kolejnym pokoleniom. I miał tak wisieć do końca Zony, aż się dziwili wszyscy jak ładnie się trzyma w całości, że się nie rozleciał. Ale nie, kur.wa ch.uj jeden w dupę kopany, skur.wysyn zawszony, musiał spaść, kur.wa, dzisiaj na mnie… - Fiedorow znowu unosił się gniewem puszczając zawiłą wiązankę i opluwając wszystkich wokół.

- Dobra, dobra, wyluzuj. Już ci gnojek nie zaszkodzi. – Uspokajał go barman.

- Ostatnia kolejka, to za co pijemy panowie? – Zapytał Kirył opróżniając flaszkę.

- Żeby więcej takiego ścierwa moje oko nie zobaczyło w Zonie! – Zawołał z pasją powinnościowiec ściskając kieliszek.

- Dobre! Amen! Do dna! Na pohybel sku*wysynom! – zawołaliśmy. Opowieść się skończyła, wódka się skończyła, ale noc i zima były jeszcze przed nami. Wódkę się jeszcze znajdzie, ktoś przyjdzie z nową opowieścią, a wiosną znowu trzeba będzie nadstawiać dupy, żeby coś uciułać w Zonie. Cóż, taki żywot Stalkera.

Epilog
Nadeszła w końcu wiosna. Jest więcej słońca, więcej mutantów, więcej Stalkerów. Siedzę sobie z flaszką wódki w ręku i coś mnie nostalgia wzięła. Może dlatego, że wczoraj Kirył przekazał mi wieści od barmana, że Fiedorow stracił drugie oko w starciu z jakimiś mutantami. No i nie zobaczy więcej sku*wysynów w Zonie. On jeden już więcej nie zobaczy…


.
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!

Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy.
- A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi

Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.

zdjęcia Zony

Za ten post Canthir otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive blazejro.
Awatar użytkownika
Canthir
Opowiadacz

Posty: 309
Dołączenie: 02 Lis 2010, 17:50
Ostatnio był: 19 Sty 2022, 16:46
Miejscowość: Szn
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 193

Reklamy Google

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez Gizbarus w 04 Kwi 2013, 10:37

Cóż... Czytałem wcześniej także( :realcaleb: ) ... Muszę powiedzieć, że spodobało mi się to opowiadanie. Proste, z przymrużeniem oka i zamknięciem uszu (bo klną gorzej jak szewce...:P ) - dzięki temu czyta się je lekko i szybko. Nie ma tam może jakiejś głębi i drugiego dna, ale w sumie czego by oczekiwać po historii dyndającego na gałęzi truposza ;) Przyznam się bez bicia, że nie szukałem zbytnio błędów, choć żadne i tak nie rzuciły mi się w oczy.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 04 Gru 2024, 13:20
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez echelon w 04 Kwi 2013, 13:53

Najweselsze opowiadanie ze wszystkich nadesłanych, dobre jako lekka stalkerska opowieść przy ognisku i butelce kozaka. Lekko napisane przez co czyta się to z uśmieszkiem na ustach, choć niektóre dialogi nie są najlepsze, a cały opis ataku na fabrykę trochę naciągany, bo taki atak był raczej z góry skazany na porażkę.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez Kudkudak w 04 Kwi 2013, 14:20

Cała walka nie była opisana jakoś specjalnie, nie było fajerwerków i dynamicznych starć, ale udziwnień także. Czytałem tegoż Wisielca inną drogą ( :realcaleb: ) i miło się to pochłaniało - napisane napewno bardziej na luzie, bez wszędobylskiej śmierci. I nareszcie zaistniał tu język Zony.
Image
Image Image Image Image Image
Awatar użytkownika
Kudkudak
Legenda

Posty: 1461
Dołączenie: 02 Lis 2011, 18:55
Ostatnio był: 02 Maj 2020, 00:25
Miejscowość: atomizer
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: RPG-7u
Kozaki: 656

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez Voldi w 04 Kwi 2013, 16:18

- Kur.wa jego psia jeb.ana w du.pę mać, kur.wa, do chu.ja pana… - Powiedział zamiast przywitania, otrzepał biały puch z ubrania i zdjął z głowy zwiniętą kominiarkę. Był to jednooki oficer, człowiek słusznej postawy z siwym wąsem.

- Co się stało? – Zapytał Sasza, którego kac chyba najmniej męczył.

- Ten jeb.any w dupę skur.wysyn wisielec spier.dolił się z tej piep.rzonej gałęzi, na której miał wisieć, ch.uj jeden…

- No i ch.uj, że się spier.dolił, jeb.ać to… Z resztą, co ma wisieć nie utonie, a on i tak był martwy, więc w czym problem? – Do rozmowy dołączył się Andriej, wyraźnie wciąż trochę pijany. Jedną ręką podtrzymywał opadającą głowę, a drugą kurczowo trzymał się blatu stołu.

- Kur.wa, jakbyś szedł w śnieżycy, takiej, że końca wyciągniętej ręki nie widzisz, i nagle taki sku*wiel spadł na ciebie kur.wa znikąd, to by ci gówna w dupie brakło, żeby się ze strachu posrać – Powinnościowiec wyraźnie nie był w nastroju do żartów.


Niszczy. Szczególnie po tej dawce "mięcha" wyjaśnienie, że Powinnościowiec "wyraźnie nie był w nastroju do żartów".

Tekst dobry, lekki, przyjemny w odbiorze, świetnie się zaczyna, choć ta walka trochę pod koniec wydała mi się nudnawa.
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez Canthir w 05 Kwi 2013, 11:05

Cieszę się, że się podoba język. To pierwszy raz, kiedy pozwoliłem sobie sięgnąć do bogactwa łaciny narodowej. Mam nadzieję, że więcej nie będę miał takiej potrzeby.

Co do skuteczności ataku i jej określania na podstawie punktu widzenia przedstawionego w opowiadaniu: atak byłby zapewne dość skuteczny, gdyby nie wczesny powrót oddziałów ekspedycyjnych. Fiedorow swoim granatem też trochę pomieszał szyki atakującym, ale chciałbym zaznaczyć, że różne działania, które miały miejsce w innych rejonach kompleksu Rostok nie zostały wspomniane, bo bohater o nich nie wiedział. Dlatego opis walki może wydawać się niepełen. Zresztą nie chciałem "pchać się" w większe opisy z obawy przed ich popsuciem. Zostawiłem zarysowaną sytuację w tle i puściłem bohatera na inny tor.
Смертельные аномалии, опасные мутанты, анархисты и бандиты, не остановят "Долг", победоносной поступью идущей на помощь мирным гражданам всей планеты!

Kiedy idziesz do Strefy, to sobie za konotuj: z towarem wróciłeś - cud boski, z życiem uszedłeś - daj na mszę, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak los zdarzy.
- A&B Strugaccy; Piknik na Skraju Drogi

Nie da się tu żyć bez gorzałki... Chcę już o wszystkim zapomnieć. Cholera, to samo dzień po dniu. Kiedy to się wszystko skończy? To chyba przeznaczenie... Daj mi spokój! Życie i tak jest do dupy.

zdjęcia Zony
Awatar użytkownika
Canthir
Opowiadacz

Posty: 309
Dołączenie: 02 Lis 2010, 17:50
Ostatnio był: 19 Sty 2022, 16:46
Miejscowość: Szn
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 193

Re: "Wisi smutny wisielec, wiatr nim kołysze..." by Canthir

Postprzez echelon w 05 Kwi 2013, 11:28

To pierwszy raz, kiedy pozwoliłem sobie sięgnąć do bogactwa łaciny narodowej. Mam nadzieję, że więcej nie będę miał takiej potrzeby.

Nie rozumiem, nie masz zamiaru pisać dobrych opowiadań z językiem pasującym do miejsca i okoliczności ;)?
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41


Powróć do Konkursy, rankingi, ogłoszenia parafialne

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość