Tania i Wowik
Tania miała szesnaście lat i znała Wowika ze szkoły. Mimo, że chodzili razem do podstawówki, to dopiero niedawno coś między nimi zaiskrzyło. Oboje mieszkali w Prypeci od urodzenia.
Zadzwonił budzik. Powoli wygramoliła się z łóżka i ubrała się. Ten dzień w jej kalendarzu oznaczony był czerwonym serduszkiem - randka z Wowikiem! Ale co to? Za oknem niebo jakieś takie zielonkawe...
Wyszła z pokoju i zobaczyła mamę, rozmawiając nerwowo z jakimś mężczyzną w... masce gazowej.
- Co się dzieje? - spytała.
- Bierz legitymacje i uciekamy stąd! Nie ma czasu!
Spod szkieł maski widać było łzę w oku strażaka. Mama też płakała.
Tania już nigdy nie widziała rodzinnego miasta ani Wowika. Gdzie on może być? Z kim jest? Czy jeszcze w ogóle żyje???
W.Siwiński – fragment książki ''Czarnobyl'' – napisał(a):''Listy
116 tysięcy ludzi ewakuowanych z trzydziestokilometrowej zony zagospodarowuje się teraz pod nowymi adresami i stara się jak najlepiej ułożyć sobie to nowe życie. Jest wśród nich Nadia Prawik, lat 21, wdowa po żołnierzu-strażaku, pierwszym dowódcy akcji ratunkowej na bloku „Czernobyl IV”. Bohaterze Związku Radzieckiego, starszym lejtnancie Wołodii Prawiku.
Oboje na zdjęciach wydają mi się tacy delikatni. Twarze okrągłe, oczy wesołe. On jakby lekko zdziwiony czy też zawstydzony, jej policzki tryskają zdrowiem... odkładam zdjęcia, by przyjrzeć się z bliska właścicielce.
(...)Poznali się w Czerkasach w noc noworoczną. Mało jednak brakowało, żeby ich drogi nigdy się nie zeszły. Tego dnia Nadia, wówczas szesnastoletnia uczennica szkoły muzycznej, planowała pojechać do rodziców do Gorodiszcza. Nie oparła się jednak namowom koleżanki. Obie wylądowały na balu zorganizowanym przez słuchaczy czerkaskiej wyższej szkoły pożarniczej. Wołodia był na balu nie byle kim, bo pomocnikiem Dziadka Mroza. Gdy po przerwie przeznaczonej na losowanie prezentów orkiestra zagrała ponownie, kursant Władimir Prawik podszedł do Nadii i poprosił ją do tańca. Rozwijały się coraz dłuższe serpentyny, sypało konfetti, zmieniały melodie, tylko jej partner się nie zmieniał.
Odprowadził ją do domu. Umówili się na następne spotkanie. Ale wcześniej przyszedł od niego list: „Dzień dobry, Nadiu...”. Nie mógł doczekać się umówionego spotkania, tak wielką ochotę miał „porozmawiać”, „podzielić się myślami”... I tak między nimi zostało: spotykali się, a jednocześnie on pisał.
Opowiedziała o swoim chłopaku rodzicom. Tak trochę, jak opowiada się o koledze z klasy, a trochę, jak o kimś więcej. „Zaproś go więc do nas!” – zachęciła matka. Którejś niedzieli pojechali we dwójkę do Gorodiszcza. Czekał na nich specjalnie na tę okazję upieczony placek z malinami.
Potem były następne spotkania, wycieczki, spacery.
I listy.
W liście wyznał jej miłość.
W liście się jej oświadczył.
Listonoszka przynosiła ich czasem po dwa, a raz nawet cztery. Wrzucała je przez otwarty lufcik prosto do pokoju Nadii. Przychodziły regularnie. Gdy przeglądam je teraz pospiesznie jeden po drugi,, widzę, jak zmieniał się adres nadawcy. Najpierw były to Czerkasy. Potem, gdy Wołodia ukończył studia. Czernobyl.
„Jestem szczęśliwy – pisał w maju 1982 roku z Czerkasów. – że spotkałem w życiu człowieka, któremu mogę opowiedzieć o swoich radościach i smutkach, wiedząc, że on wszystko zrozumie, wszystko oceni. Wydaje mi się, że znam Cię od dawna...”
28 maja 1982 był w Kijowie: „Noc. Godzina 3 minut 36. Do rana zostało niewiele czasu, do końca mojej zmiany też. Warta przebiegła spokojnie... Wczoraj zajmowaliśmy się zabezpieczaniem porządku na stadionie podczas uroczystości 1500-lecia Kijowa. Miałem dużo wrażeń – wyobraź sobie sto tysięcy widzów. Ludzie, ludzie, ludzie. Tacy radośni, szczęśliwi. Szkoda tylko, że oglądałem to bez Ciebie...”
16 sierpnia 1982 pracował już w Czarnobylu: „...zaczynamy od zera, a to cholernie trudne. W ciągu tego miesiąca stworzyliśmy jakby szkielet naszych »służb«, dobrze by było jednak, aby obrósł on w coś trwalszego. A to musi potrwać.. Chłopaki fajne, załapują. Rozumieją, że nielekko i pomagają...”
Sprawy służby i uczucie – to dominowało w jego listach. „Po ostatniej rozmowie telefonicznej dosłownie skakałem z radości – napisał w październiku 1982. – Bardzo cię kocham i jeśli tylko trzeba będzie oddać życie, to je oddam, abyś tylko była szczęśliwa, aby Twoja twarz nigdy nie była smutna”.
A w styczniu 1983 pojawił się nowy ton: „Witaj ukochana, najdroższa moja Nadjeżdo! Moc pozdrowień i serdeczne podziękowania przesyła Ci Twój przyszły mąż...”
Ślub wzięli w 1984, ale przez rok jeszcze mieszkali oddzielnie, bo Nadia kończyła szkołę. Po uzyskaniu dyplomu przyjechała do męża. Dostali mieszkanie w Pripiati. Zaczęła pracować w przedszkolu jako nauczycielka muzyki. „Żyliśmy jak w bajce” – mówi i patrzy jakby gdzieś dalej niż pokój, w którym jesteśmy Tuż przy ich bloku zaczynał się las. Wystarczyło zamknąć za sobą drzwi od klatki schodowej i już było się poza miastem. Jeździli często rowerami, spotykali z przyjaciółmi. jeden z kolegów męża nazwał ją kiedyś Pinezką, z racji niskiego wzrostu. I tak już wśród strażaków zostało.
„Moja najmilsza – pisał do niej w grudniu 1984 roku. – Odnaleźliśmy siebie: widocznie tak już miało być. Kiedyś opowiemy naszym dzieciom, jak to we wczesnej młodości spotkaliśmy się, by pozostać szczęśliwymi. Nasze dni to walka o więcej dobra i sprawiedliwości, honoru. Dla nas i naszych dzieci...”
Dwa tygodnie przed awarią urodziła Wołodii córkę. Sam przygotował drewnianą kołyskę. I sam ją wymalował. Ostatni raz widział Nataszkę rankiem 25 kwietnia 1986 roku, gdy odchodził objąć dwudziestoczterogodzinną wartę w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej.
Gdy 26 kwietnia wieczorem razem z pierwszym transportem chorych odwieziono Wołodię na lotnisko – Nadia musiała przede wszystkim zatroszczyć się o córkę. I czekać na wiadomości od męża... Ewakuowano je następnego dnia – razem ze wszystkimi mieszkańcami Pripiati. Ostatni list, jaki otrzymała od Wołodii, napisany został 2 maja w klinice nr 6 w Moskwie:
„ Witajcie moi drodzy, Nadieńko i Nataszko!
Moc pozdrowień śle Wam Wasz kuracjusz i słodki nierób. Tak się sam nazwałem, ponieważ uchylam się od opieki nad naszą kruszynką Nataszką. Na wstępie mojego listu chcę poprosić o wybaczenie za złe pismo i błędy. Właściwie winę za to ponosi Nadia, która pisała za mnie konspekty, całkowicie odzwyczaiłem się już od pisania. Napiszcie proszę, czy Nadia z Nataszką szczęśliwie dotarły do domu. Czy przypadkiem nie zachorowały na grypę, która teraz panuje w mieście. Czuję się dobrze. Umieścili nas w klinice na obserwacji. Jak zapewnie wiecie, są tu wszyscy, którzy tam byli. Tak więc jest nam wesoło, przecież moja warta jest przy mnie. Chodzimy, spacerujemy, a wieczorami cieszymy się widokami Moskwy. Jest tylko jeden mankament: musimy nacieszyć się Moskwą zza okien szpitala. I z pewnością pozostaniemy tutaj półtora – dwa miesiące. Takie tu obowiązują zasady. Dopóki wszystkiego nie przebadają – nie wypiszą. Dobrze że Nadia mieszka w Gorodiszczach. Przyjadę tam do Was prosto ze szpitala.
Nadiu, z pewnością czytając ten list płaczesz. Ale nie trzeba, obetrzyj łzy. Wszystko ułoży się dobrze. Jeszcze dożyjemy stu lat i nasza ukochana córeczka przerośnie nas trzy razy. Bardzo się za Wami stęskniłem. Gdy zamknę oczy, to widzę Ciebie i Nataszkę. Słyszeliście już pewnie, co się stało, więc nie będę się o tym rozpisywał. Nie poznacie mnie, kiedy przyjadę. Zacząłem zapuszczać wąsy i brodę. teraz jest tutaj u mnie mama. Przyjechała natychmiast. Zatelefonuje do Was i powie, jak się czuję. A czuję się znakomicie.
Na tym będę kończył. Nie denerwujcie się i oczekujcie cierpliwie.
Nadia, opiekuj się ukochaną Nataszką.
Ściskam mocno i całuję
Twój na zawsze Wołodia
Moskwa
VI Szpital Kliniczny”
Gdy jechała do Moskwy na spotkanie z mężem, zabrała z sobą Nataszkę. Profesor Guskowa nie pozwoliła jednak wnieść dziecka do kliniki. Opowiadała więc tylko Wołodii o każdym uśmiechu ich maleństwa... Trzymał się dzielnie podczas tego ostatniego ich spotkania 3 maja 1986 r. – Wkrótce wrócę – zapewnił ją. – I będę żyć!...
Zmarł 11 maja, w dniu, w którym Nataszka ukończyła pierwszy miesiąc życia...
(...)Z pripiatskiego mieszkania zabrała kilka drobiazgów i to, co było dla niej najcenniejsze: paczkę listów od Wołodii. Znali się cztery lata i cztery miesiące. W tym czasie Wołodia napisał do niej ponad osiemset (!) listów.(...)''
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości