Witam wszystkich ponownie w tym opowiadaniu!
Tym razem prezentuję Wam rozdział nieco inny od wcześniejszych. Na czym polega jego inność?

Przekonajcie się sami

.
Pozdrawiam, gorąco proszę o komentarze i życzę miłej lektury
Znajomości
- Dobra, teraz zwolnij żeby ich nie przestraszyć – powiedział Dmitry do Igora gdy znajdowali się w odległości niespełna 100 metrów od trójki ludzi stojących przy drodze. Przez wizjer porucznik rozpoznał w nich dwie kobiety i jednego mężczyznę. Stali na poboczu zaśmieconej porzuconymi autami asfaltowej jezdni przecinającej dolinę położoną wśród pól i pojedynczych domostw oraz znajdującego się niedaleko lasu. T-90, posłusznie zwalniając, zahaczył lekko o stojącego krzywo na lewym pasie zielonego Forda, ze zgrzytem przesuwając go w bok. Drzwi samochodu, które przyjęły na siebie główne uderzenie, wgniotły się do środka. Wewnątrz sunącego pojazdu dało się słyszeć nieprzyjemny dźwięk tarcia metalu o cienką blachę. Oprócz tego ciężkie monstrum nie dało po sobie poznać zderzenia.
Potężny czołg zdawał się nadal niewzruszenie skradać pewny swego majestatu. Tysiąckonny diesel buczał na niskich obrotach złowieszczo zwiastując rychłe nadejście pojazdu. Gdy znajdowali się niespełna kilkanaście metrów od cywili, Artonow ujrzał w ich oczach przerażenie i niepewne kroki wstecz.
- Czołg stop – powiedział spokojnym głosem jakby bał się spłoszyć nieoswojone zwierzę. T-90 z cichym zgrzytem zahamował do zera lekko się przy tym kołysając. Skierowana łagodnie do góry lufa złowieszczo wypatrywała celu w chmurach, podobnie jak dwa towarzyszące jej karabiny maszynowe. Majestat nigdy wcześniej nie widzianego na oczy czołgu wywarł na stojących przed nim osobach piorunujące wrażenie. Jedynie namalowana na pancerzu niewielka flaga Federacji Rosyjskiej upewniała ich o niegroźnych zamiarach olbrzyma.
Nagle ze zgrzytem otworzył się właz na wierzy pojazdu. Jedna z kobiet złapała drugą za rękę w niekontrolowanym przypływie strachu. Po krótkiej chwili znad otworu wychylił się młody mężczyzna z brudną od potu i zmęczenia twarzą. Jego usta próbowały wyrazić zaufanie i wzbudzić poczucie bezpieczeństwa w nieśmiałym i krzywym uśmiechu, a oczy zdradzały ciekawość i skrywaną radość. Po chwili wpatrywania się w stojących niepewnie ludzi, Dmitry zwinnym ruchem zeskoczył z czołgu i ruszył w stronę zlęknionych cywili. Stojący na przedzie niewysoki i łysy mężczyzna zdawał się mieć około pięćdziesięciu kilku lat co podkreślała jego niewielka aczkolwiek gęsta broda przepasana miejscami siwizną. Najbliżej niego, lekko skulona, stała kasztanowłosa kobieta z kształtną sylwetką i nieprzeciętną urodą. Jej zlęknione spojrzenie piwnym oczu i zarumienione z emocji policzki współgrały z gładką cerą tworząc obraz dwudziestokilkuletniej piękności. Dmitry zatrzymał na niej wzrok na dłuższą chwilę zaskoczony takim widokiem. Jednak w momencie, gdy ich spojrzenia się zetknęły, dziewczyna momentalnie spuściła oczy. Artonow, lekko zawstydzony swoim natarczywym wpatrywaniem się, powiódł wzrokiem na trzecią osobę. Okazała się nią być jeszcze młodsza kobieta, na oko siedemnastoletnia. Mimo widocznego w oczach przestrachu próbowała wyglądać na pewną siebie bacznie obserwując porucznika błękitnymi oczami spod ciemnoblond włosów.
Oficer stanął przed mężczyzną, po czym wyprostowując się regulaminowo zasalutował i powiedział:
- Porucznik Dmitry Artonow, druga kompania trzeciego pułku pancernego, 4 Dywizja Pancerna.
Po wypowiedzeniu oklepanej formułki zdał sobie sprawę, że zarówno jego kompania, jak i pułk oraz potężna dywizja już nie istnieją. Momentalnie zaschło mu w gardle, przez co zapadła niezręczna cisza przerywana jedynie jałowym terkotaniem silnika „Nataszy”. Pierwszy odezwał się mężczyzna robiąc przy tym krok do przodu i podając rękę czołgiście.
- Michaił Igoriewicz Zaporow, a to jest Natalia i Alicja, moje córki. – powiedział wskazując kolejno na kobiety. Dmitry uprzejmie kiwnął głową każdej z nich, po czym rzekł do rozmówcy, co chwilę zerkając na jego towarzyszki:
- Skąd państwo jesteście?
- Z Moskwy. Czy pan… - odparł mężczyzna nie mogąc znaleźć słów - … pan może nas ewakuować? Wywieźć w bezpieczne miejsce? - spytał szybko mężczyzna jakby bojąc się, iż stojąca przed nim postać za chwilę zniknie. Po chwili ciszy kontynuował – W ogóle co się dzieje na świecie? Wiadomo coś panu? – nadzieją spojrzał prosto w oczy Artonowi. Ten, lekko zmieszany, odrzekł:
- Niestety nie mamy łączności z żadną jednostką. Z nikim. Szczerze mówiąc nie wiem więcej od pana. Przepraszam na chwilę – powiedział odwracając się do rozmówcy i podchodząc do czołgu.
- Igor, wyłącz silnik i wyjdźcie z Piotrem na zewnątrz!
Po chwili diesel ucichł i blisko pięćdziesięciotonowy kolos zdawał się zasnąć. Sekundę później z włazu wychylił się Igor wychodząc z pojazdu. Gdy jeszcze stał na pancerzu nad wieżą ukazał się Piotr. Kierowca podał mu dłoń i pomógł wysiąść. Obandażowana ręka umocowana stabilnie na temblaku momentalnie przykuła uwagę stojących przed czołgiem, którzy z ciekawością wpatrywali się w czołgistów. Niedługo potem żołnierze stali już na ziemi.
- Sierżant Piotr Wasilijewicz Tukow oraz plutonowy Igor Grigoriewicz Rakowski – powiedział Dmitry przedstawiając swoich podkomendnych. Ci uprzejmie kiwnęli głowami niepewnie się uśmiechając.
- Panowie wracacie z frontu? – zdobywając się na odwagę spytała z nadzieją młodsza z sióstr. Nieprzerwanie wpatrywała się w złamaną rękę Piotra.
Żołnierze wymienili spojrzenia, po czym Artonow rzekł:
- Nie. Piotr złamał rękę gdy w „Nataszę” uderzyła fala uderzeniowa z…
- W kogo?! - z przestrachem w głosie przerwała mu druga siostra, Natalia. Dmitry natychmiast pojmując drugie znaczenie wypowiedzianych przez siebie słów, natychmiast odparł próbując uspokoić kobietę:
- W czołg – powiedział wskazując na stojący za ich plecami T-90 – tak nazwaliśmy nasz pojazd.
Natalia, widocznie zmieszana, zarumieniła się jeszcze bardziej przez co Artonow poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Ciszę przerwał Michaił zmieniając temat na w jego opinii najistotniejszy:
- W takim razie… gdzie panowie jedziecie? Macie jakiś plan awaryjny? Miejsce zbiórki czy coś…
- Przykro mi, ale nie. Szczerze mówiąc liczymy na napotkanie jakiś sił w centrum kraju, dlatego kierujemy się na wschód.
- Ale, proszę wybaczyć pytanie, dlaczego nie na zachód? Logika wskazywałaby, że bliżej ewentualnego frontu będzie więcej żołnierzy.
- Ma pan rację, ale tereny przygraniczne są z pewnością zdewastowane przez wrogie siły, a może nawet przez nie zajęte. A jednym pojazdem nie jesteśmy w stanie stawić żadnego oporu – powiedział Dmitry nie chcąc wchodzić w szczegóły. W rzeczywistości wyobrażał sobie stan zachodniej Rosji. Z tego co dowiedział od ojca w ostatnich dniach pokoju, prezydent Miedwiediew rozkazał wprowadzić w życie plan „Tarcza” ***, który zakładał rozmieszczenie w krótkim czasie dużych sił wzdłuż zachodniej granicy. Projekt przyjmował za priorytet rozlokowanie dwóch korpusów pancernych i trzech korpusów zmechanizowanych przy wsparciu korpusu piechoty. Jednostki te miały być postawione w stan najwyższej gotowości. Tworzyły osłonę przed natarciem wroga, będąc również w każdej chwili przygotowane na rozkaz ataku. Tym samym siły obronne stałyby się ostrzem potężnych Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Jednocześnie Dmitry zdawał sobie sprawę ze zwiadu satelitarnego przeciwnika. Tak potężne ruchy wojsk z pewnością nie uszły uwadze Amerykanów, którzy w pierwszej kolejności – obok celów strategicznych – wycelowali w nie taktyczne pociski jądrowe. Artonow nawet nie chciał wyobrażać sobie wyglądu terenów do niedawna okupowanych przez jednostki jego kraju. Szybko odrzucił podsuwane mu przez umysł obrazy, po czym skoncentrował się na rozmówcy:
- Tak więc sam pan rozumie, znalezienie wojsk w głębi Rosji jest rozsądniejszym rozwiązaniem. A państwo… - zaczął, ale natychmiast przerwał. Jego twarz przybrała wyraz zakłopotania i zażenowania – przepraszam bardzo, nie chcą może państwo wody? Albo coś do jedzenia?
Michaił trochę się zmieszał, po czym odpowiedział:
- Szczerze mówiąc, nie jedliśmy porządnie od dwóch dni…
- W takim razie zapraszam. Mamy zapasów na tydzień, z pewnością wystarczy na porządny posiłek dla wszystkich – odpowiedział Dmitry z uśmiechem, a następnie kiwnął głową Igorowi, który udał się w stronę czołgu i po chwili znikł w jego wnętrzu.
- A potem? Gdy żywność się skończy? – spytał po chwili ciszy mężczyzna widząc niosącego paczki młodego czołgistę.
- Wtedy coś wymyślimy. Tymczasem proszę się częstować – odpowiedział Artonow biorąc kilka racji i podając je z dyskretnym uśmiechem córkom Michaiła.
***
Wszyscy siedzieli przy ognisku rozpalonym na poboczu niedaleko czołgu. Było już po godzinie 22:00 i wokół panował mrok. Jedynie lekka poświata księżyca rozjaśniała okolicę pozwalając dostrzec horyzont i okoliczne zabudowania. Wznoszący się niedaleko las łagodnie szumiał roztaczając po okolicy kojący dźwięk szeleszczących drzew. Od strony pól panowała natomiast złowroga cisza, a stojące w zasięgu wzroku ciemne budynki stwarzały pozory wciąż zamieszkałych.
Listopadowy mróz mocno dawał się we znaki i jedynie ciepło bijące z ogniska dawało namiastkę komfortu. W pobliżu paleniska leżały rozłożone koce i śpiwory dla czterech osób – wszyscy wspólnie ustalili, że kobiety będą spały w pojeździe, gdzie grube opancerzenie, mimo iż zimne, odgradzało od lodowatego wiatru. Poza tym w czołgach na czas zimy montowany był niewielki grzejnik działający oddzielnie od obecnych we wnętrzu urządzeń, a pozwalający utrzymać w środku względnie przyzwoitą temperaturę. T-90 nie był w tym przypadku odstępstwem.
Wszyscy wpatrywali się w tańczące z gracją płomienie i wsłuchiwali się w dźwięki trzaskającego w ogniu drewna oraz szumu pochodzącego z lasu. Rozmowy przychodziły im z trudem, a tematy zarówno te poważne jak i błahe szybko traciły zainteresowanie. Większość informacji wymieniali między sobą Michaił i Dmitry gdy inni, zanurzeni we własnych myślach, jednostajnie wpatrywali się w ognisko.
- A więc jak to się stało, że wyjechaliście na czas z miasta przed Armagedonem? – spytał Artonow próbując przerwać panującą od kilku minut ciszę.
- Widzi pan, panie poruczniku, jeszcze w czasie studiów podjąłem praktyki w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. To były czasy Związku Radzieckiego, gdzie ludzie łapiąc stanowisko kurczowo się go trzymali. Oczywiście nie mówię tu o partyjnych, bo to inna sprawa. Ale zwykli obywatele w dobie kryzysu i bezrobocia za żadne skarby nie oddawali roboty komu innemu. Ja miałem to szczęście, że poznałem kilka osób świeżo tam zatrudnionych, trochę starszych ode mnie. W porządku ludzie, pomogli mi się wkręcić i tak zostałem. Przez blisko dwadzieścia lat, jeszcze po upadku komunizmu, pracowałem w ministerstwie. Oni zresztą też. – dostrzegając po wyrazie twarzy Dmitry’iego, iż ten nie widzi związku odpowiedzi z pytaniem, rzekł – Do czego dążę – znajomości, panie poruczniku. One nas uratowały. W telewizji czy radiu nie powiedzą ci tyle, co kolega wciąż obracający się wśród dyplomatów. Tam realne zagrożenie jest o wiele szybciej widoczne. Więc co zrobiłem po telefonie od kumpla? Szybko się spakowaliśmy i wyjechaliśmy z Moskwy zanim to się zaczęło. Powiem panu, że do końca w tych całych mediach nie było ostrzeżeń, rad co zrobić. Tylko te przeklęte relacje ze świata, że atmosfera jest napięta, tu i tam zamieszki… - Michaił przerwał głośno wzdychając. Słuchające ojca córki pochyliły głowy i skryły je w ramionach rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich dni.
- A panowie? Jak to się stało, że jesteście jedynymi żołnierzami jakich napotykamy po drodze? To znaczy, z jakimi mamy kontakt. Dwa dni temu widzieliśmy w oddali kolumnę pojazdów, ale była za daleko, poza tym jechała w drugą stronę. Muszę też panu powiedzieć… - mówiąc to ściszył głos i nachylił się w stronę Artonowa tak, by córki nie słyszały co ma zamiar rzec - … że od jakiegoś czasu napotykamy trupy. Zwykle pojedyncze, ale czasami po dwa, trzy. Większość pewnie zginęła stratowana przez tłum czy pojazdy, ale jest też trochę zastrzelonych. Pewnie złodzieje czy buntownicy – wiadomo, w takich warunkach to sąd polowy. Ale natrafiliśmy też na oddział wystrzelanych żołnierzy – ta wzmianka szczególnie zainteresowała Dmitry’iego. Oni również jadąc w „Nataszy” nie raz widzieli porzucone na poboczu zwłoki – widok jeszcze kilka dni temu niespotykany. Ale żołnierzy? Pierwsze co mu przyszło na myśl to dywersanci. NATO w krótkim czasie przerzuciło komandosów na teren Rosji by dezorganizować obronę. Albo zainstalowało ich tu wcześniej…
„Nie, to pewnie zwykli ludzie, którzy przejęli inicjatywę w swoje ręce” – powiedział do siebie w duchu. Dla niejednego nie byłoby to żadne pocieszenie, ale dla osamotnionego czołgu z bagażem cywili spotkanie z bandą niewyszkolonych ludzi było o niebo lepsze niż napotkanie wyszkolonych zabójców.
Po chwili rozważań porucznik kiwnął głową Michaiłowi, a następnie zmienił temat i opowiedział pokrótce ich historię. Opisał przedstawiony na odprawie plan działania dywizji, rozmowy z ojcem, Borią, przebieg powierzonego mu zadania. W czasie gdy mówił, zwrócił uwagę na żywe zainteresowanie ze strony Natalii, która co chwilę zerkała w jego stronę bacznie słuchając każdego słowa. Podczas relacjonowania ostatnich wydarzeń jak przejazd przez Moskwę czy przegrana walka powietrzna rosyjskich samolotów z myśliwcami NATO ujrzał w jej oczach gasnącą iskrę nadziei. Widząc to szybko zmienił ton opowieści:
- Ale musimy być dobrej myśli. Z pewnością w głębi kraju są nasi, przecież tylu ludzi nie mogło po prostu wyparować. Może ukrywają się po lasach, albo w piwnicach domów? Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze. – mówiąc ostatnie słowa spojrzał w oczy Natalii. Ta podchwytując spojrzenie lekko się uśmiechnęła, a jej przygnębienie powoli zaczęło ustępować miejsca wierze. W lepszą przyszłość.
***
Ranek przywitał ich mroźnym wiatrem i jasną poświatą wschodzącego nad horyzontem słońca. Dmitry otworzył oczy i spojrzał na wygasłe ognisko. Jedynie kilka niedopalonych gałęzi dogorywało jarząc się i lekko dymiąc. Wokół spali Michaił i Piotr. Posłanie Igora było puste. Artonow trochę zaniepokojony rozejrzał się wokoło i po niedługiej chwili ujrzał wychodzącego z lasu kierowcę. Przez prawe ramię miał przewieszonego AKS-74U, a przez lewe zwisały dwa związane sznurem za nogi króliki, kołyszące się w rytm kroków. Kilka minut potem plutonowy stał przed dowódcą. Gdy podszedł, regulaminowo stanął na baczność, po czym rzekł:
- Panie poruczniku, pozwoliłem sobie pobrać z czołgu broń i pójść po śniadanie – powiedział wskazując na króliki. Dmitry uśmiechnął się, po czym wstał i odpowiedział:
- W porządku Igor. Dobra robota, myślę że każdy z nas chętnie zje coś świeżego i gorącego.
Słysząc te słowa Igor szeroko się uśmiechnął, a jego postawa promieniowała dumą. Młoda postura żołnierza sprawiała, że wyglądał na chłopaka chwalonego przez nauczyciela w szkole za dobrze zrobioną pracę domową.
Dwadzieścia minut później wszyscy już wstali, a pieczone nad nowo rozpalonym ogniskiem króliki kusiły swoim zapachem. Natalia wraz z Alicją zaparzyły herbatę i podzieliły porcje racji żywnościowych. Śniadanie przebiegło spokojnie i w miłej atmosferze. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że był to najlepszy posiłek od dawna.
*** Operacja "Tarcza"