Doktur

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

Doktur

Postprzez Kordzik w 10 Cze 2015, 16:17

Pochwalony.
Jest to mój debiut literacki powstały w skutek chlania bełtów i rozmyślania nad sensem istnienia.
Krytyka mile widziana.


********
W naszym mieście nie było żadnych magazynów broni, fabryk ani innych strategicznych obiektów militarnych. Pewnie dlatego zrzucili na nas tylko jeden pocisk.
Efekt bombardowania nie pasował jednak do znanej mi koncepcji wybuchu atomowego. Nie było oślepiającego blasku ani chmury w kształcie grzyba. Nie było nawet fali uderzeniowej. Był tylko huk, a potem wszyscy umarli. Tak po prostu.
Eksplozja, jeśli można ją tak nazwać, nie wyrządziła żadnych szkód w infrastrukturze. Wszystkie budynki stoją jak stały a jedynymi szkodami były straty w ludziach. Straty ogromne, niewyobrażalne wręcz. Przeżyć udało się tylko tym, którzy w chwili ataku znajdowali się pod ziemią. Ocalałych była garstka.
Wiele z tych, którym udało się ocalić życie, po zdaniu sobie sprawy z ogromu zniszczeń, postradało zmysły. Niektórzy popełnili samobójstwo, innym strach odebrał władzę umysłową.
Cała reszta uległa najsilniejszemu i najbardziej zakorzenionemu w naturze człowieka instynktowi. „Przeżyć”.

**
Zapasy żywności prezentowały się gorzej niż skromnie. Przy dobrych wiatrach wody starczy na trzy, najwyżej cztery dni.
Splądrowałam już wszystko w bloku służącym za moją kryjówkę. W mieszkaniach nie zostało mi już nic, co pomogłoby mi przetrwać do czasu kiedy przestanie padać.
Deszcz… W świecie, w którym przyszło nam żyć, nawet to z pozoru zwyczajne zjawisko atmosferyczne może przyprawić człowieka o chorobę popromienną i śmierć w niewyobrażalnych męczarniach.
Pada od tygodnia.
Czekam więc. Nic innego mi nie pozostało.
Wyczekuję końca opadów wsłuchując się w szum przenośnego radyjka na baterie.
Zdaję sobie sprawę, że czynność ta jest absolutnie bezsensowna, albowiem wszystkie radiostacje na świecie zamilkły kilka miesięcy temu. Jednakże szum wydawany przez to urządzenie sprawia mi przyjemność. Uspokaja mnie i po kilku minutach pozwala mi zasnąć.

**
Głośny pisk rozlegający się z radioodbiornika obudził śpiącą w rogu pomieszczenia dziewczynę, która wyrzuciła rękę w kierunku urządzenia z zamiarem wyłączenia go. Wostatniej chwili jednak zmieniła zamiary. Z przenośnego radia wydobywały się coraz to inne odgłosy. Po jakimś czasie przysłuchująca się osoba mogła wyłowić z nawałnicy dźwięków kobiecy głos.

-Raz, Dwa, Raz. Ekhm. Uwaga! Uwaga! Do wszystkich ocalałych! Rozbiliśmy obóz na terenie Nowego Targu. Mamy agregaty prądotwórcze, filtrowaną wodę oraz produkujemy własną żywność. Jedyne czego nam potrze…-kobieta przerwała na chwile czytanie - To chyba nie działa –dodała zrezygnowanym głosem.
- Jak może nie działać? – odezwał się milczący dotąd mężczyzna.
- Normalnie. Lampka się nie świeci. Podaj mi lutownicę.
- Biegałem po mieście przez dwa tygodnie jak idiota i szukałem dla ciebie części. I to tylko po to żebyś powiedziała mi, że radiostacja nie działa. – człowiek ten bynajmniej nie był zdenerwowany. W jego głosie wyczuć można było nutkę wesołości. – ja to zaraz naprawię.
Z odbiornika wydobył się krótki pisk a zaraz potem audycja została wznowiona.
- A widzisz? Teraz się świeci! Po prostu maszynka potrzebowała trochę twardej miłości. A teraz nadawaj dalej. Ja idę na przechadzkę.
- Uwaga! Uwaga! Do wszystkich ocalałych! Tworzymy obóz na terenie szpitala miejskiego w Nowym Targu. Jesteśmy w posiadaniu czystej, filtrowanej wody, oraz agregatów prądotwórczych. Potrzebujemy rąk do pracy i przyjmiemy każdego, kto wyrazi chęć dołączenia do nas. Zapewnimy wyżywienie oraz bezpieczeństwo.
Ogłoszenie zostało prawdopodobnie nagrane gdyż co pięć minut wiadomość była nadawana ponownie.
Po trzech pełnych cyklach do umysłu dziewczyny zaczęły docierać strzępy informacji. Pierwszą myślą jaka przeszła jej przez głowę była „ pułapka”.
To musi być pułapka -myślała intensywnie- Nie jest możliwym aby ktoś podawał miejsce swojej kryjówki wszystkim znajdującym się w okolicy ludziom. Szczególnie w świecie, w którym przemoc jest na porządku dziennym i każdy tylko czeka na okazję aby kogoś zabić i okraść.
Jeżeli jednak wiadomość ta nie była przynętą mającą ściągnąć naiwniaków, których można by było obrabować i przerobić na niewolników lub nawet zjeść, to ludzie mieszkający w budynku szpitala musieli być naprawdę odważni. Albo bardzo głupi. Na jedno wychodzi.
Dziewczyna rozmyślała oceniając jednocześnie swe szanse na przetrwanie w samotności. Patrzyła na zapleśniałe ściany i zabite deskami okno, na podłogę po której co chwilę przebiegał jakiś gryzoń. Spojrzała na ostatnią, do połowy pustą butelkę wody i zadecydowała, że nie ma wyboru, musi się stąd wynieść. Byle szybciej i byle dalej.
Przez zabite dyktą okiennice przedzierało się coraz mniej światła. Czas pozostały do zapadnięcia zmroku wykorzystany został na obliczenie najszybszej trasy prowadzącej do nowotarskiego szpitala i przygotowanie się do drogi. W gruncie rzeczy wystarczył tylko iść wzdłuż ulicy Szaflarskiej, przez rynek miejski aż do ulicy Szpitalnej.
Postanowiła, że wyruszy od razu gdy słońce schowa się za horyzont. Droga do celu wolnym marszem nie powinna zająć więcej niż półtora godziny, trzeba jednak zostawić rezerwę na wypadek nieprzewidzianych okoliczności, w których musiałaby pozostać na zewnątrz dłużej niż sobie założyła. Po prostu musiała dotrzeć do punktu przeznaczenia przed jutrzenką.
Przygotowała więc plecak, do którego wrzuciła butelkę z pozostałością wody oraz trzy konserwy mięsne. Zabrała ze sobą również radio oraz flarę znalezioną dawno temu w apteczce samochodowej.
Po spakowaniu całego swojego dobytku uklęknęła na ziemi i zaczęła szeptać.
Modląc się prosiła o pomoc w bezpiecznym dotarciu do celu.

**

Wyszła z budynku. Rozejrzała się na wszystkie te szare bloki, które widzi prawdopodobnie ostatni raz w życiu, po czym ruszyła w drogę.
Po przejściu przez ogrodzenie otaczające osiedle zaczęła biec. Wiedziała, że im szybciej dotrze do celu tym mniejsza będzie szansa, że coś złego ją spotka.
Złe rzeczy czaiły się praktycznie wszędzie. Mógł zaskoczyć ją deszcz padający z radioaktywnych chmur przywianych przez wiatr, ale wtedy wystarczy znaleźć jakieś schronienie, choćby przystanek autobusowy. Gorzej było by jeśli na jej drodze staną jakieś zwierzęta. Przed sforą wygłodniałych psów nie da się obronić, nie da się też uciec. Najgorsi jednak są ludzie. Przed deszczem można się uchronić a zwierzęta zwykle od razu skaczą do gardła i zabijają bez zbytecznego okrucieństwa. Ludzie są inni, bardziej okrutni. Po prostu straszniejsi.
Nie zatrzymała się ani nawet nie zwolniła biegu aż dotarła do rynku, gdzie pozwoliła sobie na pięciominutowy postój w jednej z bocznych uliczek, przy której znajdowało się miejskie kino. Po chwili wznowiła bieg. Minęła dom handlowy „Gorce” po czym skierowała się w dół uliczki.
Zorientowała się, że coś jest nie tak już na ziemi. Kątem oka zobaczyła cień wylatujący z bramy i zbliżający się w jej stronę. Nie miała jednak czasu na jakąkolwiek reakcję. Gdy była na czworakach silny kopniak w bok zwalił ją z powrotem na ziemię.
Ból był oszałamiający. Pod powiekami mieniły jej się plamy we wszystkich kolorach tęczy a wszystkie dźwięki jakie rejestrowała były przytłumione.
- No i widzicie panowie? Mówiłem żeby rozwinąć linkę w bocznej uliczce a nie w głównej. - Głos bez wątpienia należał do człowieka który ją kopnął. - Teraz mamy jedzonko na tydzień. A jakby się dobrze przyjrzeć to i podupczyć coś by się znalazło - zarechotał.
Ogłuszona dziewczyna nie mogła odzyskać władzy w piekącym żywym ogniem ciele, po usłyszeniu słów napastnika strach sparaliżował ją już dogłębnie. Zaczęła modlić się w myślach o pomoc. Lub chociaż zawał, śmierć która pozwoli jej zachować cnotę i resztkę godności.
- Pohamuj się, młody. Nie będziemy niczego dupczyć, mały zboczeńcu.-powiedział jeden z dwóch wyłaniających się z bramy cieni.-Mięso będzie wtedy niedobre.
- Po pierwsze nie nazywaj mnie młodym! Po drugie to ja zaproponowałem rozstawienie pułapki tutaj. Ja zorganizowałem linkę i ją rozłożyłem. W końcu ja stałem trzy godziny na je*anych czatach! - Chłopak każde słowo wypowiadał głośniej, na końcu już prawie krzycząc.-Więc chyba mam prawo decydować co zrobimy ze swoją zdobyczą. - Odwrócił się do tego trzeciego - Co nie Tato?
Tata pozostał milczący.
Dziewczyna bezsilnie przysłuchiwała się kłótni jej oprawców. Nie miała złudzeń. To już był koniec. Ucieczka nie wchodziła w grę, walka tym bardziej. Leżała więc i słuchała.
Kątem oka dostrzegła ruch w oknie budynku, z którego wyszli trzej twórcy pułapki. Z początku myślała, że to ptak lub kot. Jednak ciemność gęstniejąca w okiennicy na pierwszym piętrze była zbyt duża jak na małe zwierzę. To z pewnością musiał być człowiek. Człowiek który wyskoczył z okna i wylądował na ziem nie wywołując najmniejszego szumu. Po prostu żadnego dźwięku.
- Nie krzycz, synu. - Przemówił do tej pory milczący ojciec.- Najpierw zabierzemy ją do naszej kryjówki. Tam zadecydujemy. Nie chcę zostawać tutaj ani chwili dłużej.
- Dlaczego to niby? Czyżby naszego weterana obleciał strach? - Cień o ludzkim kształcie zbliżał się bezgłośnie. Zatrzymał się około dwa metry od dziewczyny i kucnął. Z jego strony nie dało się usłyszeć żadnego szelestu ani nawet oddechu. Nic.
- Po prostu nie chcę tutaj być. Znasz plotki. Podobno chodzi tędy ten sadysta z mieczem, który zabił Adama.
- To tylko pogłoski. A poza tym ty masz pistolet a ja i Andrzej maczety. Nikt nie da rady pokonać trzech uzbrojonych mężczyzn. Co nie?
Cień powstał a w miejscu, gdzie powinna znajdować się jego głowa, zarysował się wyraźny, złożony z mlecznobiałych zębów uśmiech.
- Obserwuj… - Odpowiedział człowiek kryjący się w ciemności człowiek.


***



Całe zdarzenie przypominało koszmar senny. Taki w którym śniący jest atakowany przez potwory a jego ruchy są nienaturalnie spowolnione, tak że nie może ani walczyć ani uciekać.
Tutaj potworem był człowiek, który jeszcze niedawno krył się w mroku.

Głowa jednego z napastników toczyła się po ziemi jeszcze zanim przebrzmiało jego ostatnie słowo. Drugi zdążył wyciągnąć z pokrowca broń, krótką maczetę, udało mu się nawet wziąć zamach. Nie pomogło mu to jednak w najmniejszym stopniu gdyż nieznajomy zanurkował pod wyciągniętym do cięcia ramieniem zbira, obrócił się na pięcie i ciął go przez plecy. Następnie skierował się w stronę trzeciego, tylko po to aby ujrzeć pistolet skierowany prosto w swoją głowę. Patrzył w wylot lufy ani na moment nie przestając się uśmiechać.

Dziewczyna leżąca na ziemi przyglądała się sytuacji na tyle, na ile pozwalała jej niedostateczna ilość światła. Lecz znużone długim wytrzeszczem oczy domagały się odrobiny wilgoci, przymknęła więc powieki. Usłyszała jak nocną ciszę przeszywa odgłos wystrzału, chwilę potem drugi. Następnie dało się usłyszeć huk ciała uderzającego o podłogę i krótką wiązankę przekleństw. Zdziwiona nastolatka otworzyła oczy i zobaczyła jak człowiek, który ją uratował siada obok niej i zaczyna szukać czegoś w kieszeni. Tym, czego szukał, była mała plastykowa rurka, która po złamaniu zaczęła wydzielać dość dużą, jak na swoje rozmiary, ilość światła.
Z małej torby, takiej w jakich nosi się maski przeciwgazowe, wyciągnął kilka zawiniętych w chusteczkę kostek cukru. Jedną włożył sobie do ust.
- Chcesz?
Brak odpowiedzi.
- Nie musisz udawać martwej. Krzywdzenie kobiet nie jest moim ulubionym zajęciem. Nie masz się czego bać.
Dziewczyna podniosła się trochę i spojrzała na mężczyznę, który ją uratował. Blade światło nie dawało większych szans na obserwację. Pewna mogła być tylko jednego, z jego oczu i nosa ciekła krew.
- Dlaczego mi pomogłeś? - spytała starając się, aby jej ton głosu nie zdradzał strachu.
- Ze względów ideologicznych, kotku. - Zaśmiał się. - Może nie za bardzo wygląda ale ja tutaj walczę o przetrwanie rasy ludzkiej.
- Zabijając ludzi?
- Zabiłem trzy zwierzęta po to by uratować jednego człowieka. Dla mnie rachunek się zgadza.
Nieznajomy wstał i zaczął przeszukiwać ciała. Nie znalazł niczego przydatnego oprócz starej tetetki, którą schował do swojej torby. Potem podniósł z ziemi świecącą pałeczkę, chwycił ją w zęby i uklęknął aby zawiązać sobie but.
Przez tę krótką chwilę dziewczyna mogła przyjrzeć się twarzy swojego wybawiciela. Nie był stary, mógł mieć najwyżej dwadzieścia-kilka lat. Ale tym co najbardziej zwracało uwagę były jego oczy. Gdy w nie spojrzała, jej ciało mimowolnie zaczęło drżeć a jej umysł ogarnął niepohamowany lęk.
Stan ten nie trwał długo. Chłopak zawiązał but i wyrzucił źródło światła.
Na samym końcu podszedł do półleżącej dziewczyny i podając jej rękę pomógł jej wstać.
- Możesz iśc ze mną, jeśli chcesz. Założyliśmy mały obóz w szpitalu i każdy jest tam mile widziany. Oczywiście nie bedę cię zmuszał.
Wiedziała, że sama nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Nie chciała jednak wyglądać jakby była zdesperowana.
-Dobrze. Ale pod jednym warunkiem. Odpowiesz na moje pytanie.
-No dobra. Dajesz.
-Jak udało ci się przeżyć? Przecież widziałam jak ten facet strzelił ci prosto w twarz.
-To co widzisz nie jest tym, co odbierają twoje oczy. Dostrzegasz tylko to co zostało przetworzone przez twój mózg. Innymi słowy: nie zobaczysz czegoś, czego twój umysł nie jest w stanie ogarnąć.
-Nie rozumiem.
-No i właśnie o to w tym wszystkim chodzi. - Roześmiał się chłopak. - A teraz ruszajmy. Niedługo nadejdzie świt. A poza tym odgłosy wystrzałów mogły by je zwabić.


***

Szli szybko a chłopak dyktował tempo. Widać było, że jest wycieńczony, nie zgadzał się jednak na żadne spowolnienie ani na przerwy w marszu. Po kilku minutach zmęczona dziewczyna upadła na ziemię, jej towarzysz pomógł jej wstać i chwytając pod ramię pomógł w dalszej wędrówce.
-Dlaczego tak się spieszymy? - Spytała dziewczyna. - Przecież do świtu mamy jeszcze co najmniej dwie godziny.
- Już ci mówiłem. Odgłos wystrzału mógłby je zwabić.
- Je? Przecież miasto jest praktycznie pozbawione życia, nie licząc garstki ocalałych ludzi i kilku zwierząt.
Chłopak odwrócił twarz w jej stronę i spojrzał jej w oczy. Jej przedramiona momentalnie pokryła gęsia skórka.
- Wiem, że jesteś już za duża na opowieści o potworach. - Powiedział. - Ale pomyśl. Przed bombardowaniem żyło tu prawie trzydzieści pięć tysięcy osób. Przy bardzo optymistycznych założeniach wybuch przeżyło tysiąc, potem przyszły choroby, głód i walki o jedzenie. Zostało dwustu, maksymalnie trzystu.
Pytanie brzmi: widzisz tu jakieś ciała? Ludzie umierali w domach, na ulicach i w samochodach. Nie ma jednak żadnego trupa, nawet małej kosteczki. Przeanalizuj dokładnie problem i zobaczysz do jakich wniosków dojdziesz.
Nie trzeba było jej dużo czasu na myślenie. Niemal natychmiast przyspieszyła nie zwracając uwagi na ból w lewej nodze i zmęczenie. Chciała jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu.


Minęli zaniedbany i zniszczony przez czas budynek starego szpitala. Chłopak wyjął z swojej torby latarkę i ją zaświecił. Chwilę potem upadł na ziemię ciągnąc za sobą dziewczynę. Strzał usłyszeli jeszcze zanim upadli.
Dwójka leżała na ziemi dopóki nie podszedł do niej człowiek z latarką i przewieszonym przez ramię karabinem SVU.
- ku*wa Doktorku przepraszam. - Powiedział przymilnym głosem. - Myślałem że to ścierwo jest.
- Sam żeś jest ścierwo, Warda. - Odpowiedział leżący pod dziewczyną chłopak. - Ta twoja trawa chyba już doszczętnie wypaliła ci mózg. Widziałeś ty kiedyś ścierwo używające latarki?
- Ostrożności nigdy za wiele. - Człowiek nazwany Wardą schylił się i podał rękę dziewczynie, pomagając jej wstać.
- Uważaj, ona ma chyba skręconą kostkę.
- To się dobrze składa dziewczyno. Jestem tutaj lekarzem, możesz mówić mi Warda. - Mrugnął do niej mężczyzna z karabinem. - A jak ty masz na imię.
- Pa.. Paulina - Odpowiedziała dziewczyna.
Chłopak, który dopiero co wstał z ziemi, pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- Gdzie są moje maniery? Zapomniałem się przedstawić. - Powiedział z uśmiechem, po czym wykonał bardzo głęboki ukłon. - Wszyscy mówią tu na mnie Doktur, ty też możesz. Doktur pisane przez u bez kreski.
- A po co ten błąd? - spytała Paulina.
- Bo doktór jest od leczenia. - Roześmiał się chłopak. - A ja jestem od zabijania.
Jego oczy błyszczały w jakiś niezwykły sposób. Wyglądały jak dwie rozżarzone kule niebieskiej plazmy.
Kordzik
Kot

Posty: 1
Dołączenie: 09 Cze 2015, 15:22
Ostatnio był: 12 Cze 2015, 21:17
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Doktur

Postprzez Plaargath w 12 Cze 2015, 12:53

Lona zajęta. Witaj na forum.

Krytyka spontaniczna:
Nie jestem pewien, ile odczekałeś po ostatnim bełcie, zanim usiadłeś do klawiatury.

A konstruktywniej:
Ja tu widzę tylko klisze, kalki i kopie. Nie widzę żadnej treści, żadnego przesłania, żadnej idei. Żadnego autorskiego pomysłu - ani na treść, ani na formę. Czytanie tego jest jak tępe klikanie po kwejku przy jednoczesnym przysypianiu (może po tych bełtach?) - w oczy wpada wylew wyzutej z sensów papki, który niczym nie zaskakuje, niczym nie zaciekawia, a jedyne jego działanie to otępianie kory mózgowej lepkim izolatorem. To jest tak masakrycznie wtórne, że musiałem się zmuszać, żeby dotrzeć do końca. Miałem nadzieję, że może coś na końcu będzie Twojego. Nie było. Tekst mógł się skończyć w każdym innym momencie, nie byłoby straty. To, że nie ma jakichś rażących wpadek ortograficznych czy gramatycznych, to żaden plus - to jest punkt wyjścia, jak mycie zębów przed wizytą u dentysty. Twój tekst nie wnosi nic, ale zabiera kilka bezcennych minut. Rada ode mnie: nie pisz ani jednej więcej litery, dopóki nie będziesz miał własnego, samodzielnego pomysłu.
Image Image

Merkantylizm, srerkantylizm.
Awatar użytkownika
Plaargath
Weteran

Posty: 655
Dołączenie: 23 Mar 2010, 15:12
Ostatnio był: 09 Maj 2025, 12:22
Kozaki: 237

Re: Doktur

Postprzez Stalkep w 13 Cze 2015, 18:30

Tekst nijaki.Na początku napisałeś w pierwszej osobie, a dalej w trzeciej.Gdybyś napisał go lepiej to przyznam że bym czekał na kontynuację.Napisz ciąg dalszy może pójdzie lepiej.
Gdy nadeszło Gestapo, na budynki spadły bomby
Zamienił dziurawe palto na dwie kukurydzy kolby
Poczuł, że koniec to już tylko kwestia dni.
Gdy płonęło miasto ludzie z krzykiem umierali w nim...
Awatar użytkownika
Stalkep
Tropiciel

Posty: 257
Dołączenie: 29 Mar 2015, 23:43
Ostatnio był: 24 Gru 2022, 02:05
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 28


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość