Gizbarus napisał(a):Jak dla mnie właśnie jedynka ssała - może nie graficznie, bo do dziś robi wrażenie, ale fabularnie. Ot, mutanty, badania genetyczne, wszystko się zaczyna sypać... No niespodzianka, super. Gra aktorska? Wolne żarty, toć w dwójce nawet ludzie się bardziej przyłożyli do podkładania głosów.
Zgadzam się w 100%. Kiedyś dorwałem pirata FC1 (później jeszcze bardziej frajersko zrobiłem, bo kupiłem jedynkę nie wiedząc, że można legalnie i za darmo pobrać singleplayera
) i przyznam, że z początku gra mi się podobała: trafiamy na jakąś tropikalną wyspę, na której roi się od najemników, naszym przewodnikiem jest jakiś koleś w kitlu, którego nie znamy, nie wiemy kim jest ani co mówi (bo dialogi są tak ciche, że człowiek oddychaniem sobie zagłusza teksty w grze), ale mówi, że możemy mu zaufać, bo jeszcze nas nie zakablował, a za zadanie mamy wyciągnąć z tej głuszy tę dziennikarkę, którą transportowaliśmy tą łódką, którą nam rozdupcyło. I w sumie gra się fajnie do momentu, w którym dowiadujemy się, że na wyspie prowadzi się jakieś eksperymenty na małpach czy innych szympansach, które zamieniają je w krwiożercze drapieżniki. I jeszcze ten zaje*iście wysoki poziom trudności: grałem na niby najłatwiejszym poziomie, a i tak te małpiszony zżerają kamizelkę na pierwszego hita i całe zdrowie na drugiego, podczas gdy w grze jest tylko jedna pieprzona strzelba, do której w dodatku nigdy nie ma amunicji (ale Jackhammer nadrabia zajebistością). A już totalną przeginką dla mnie jest fakt, że po bodajże siódmej misji odzyskujemy kontakt z tą dziennikarką, ale ona stwierdza, że jeszcze nie pora, żeby uciekać, bo tu jakaś grubsza sprawa jest i ona idzie sprawdzić, co się dzieje. No k♥rwa jasne. Zamiast spi♥rdalać pierwszą znalezioną i zatankowaną łódką, to ona bawi się w jakiegoś Brusa Łilisa i jeszcze wciąga w to poboczne osoby. A już zakończenie gry to już totalne dno:
…a w dodatku jeszcze Falcon .357 ma w cutscence błędny dźwięk i zamiast swojego normalnego i porządnego dźwięku wystrzału słyszymy pierdnięcie do złudzenia przypominające wystrzał z Makarowa z Czystego Nieba. A gwoździem do gameplayowej trumny dla mnie był fakt, że nie da w żaden sposób zmienić czułości myszy przy celowaniu, a w tym trybie trzeba się zdrowo omachać przed kompem, żeby w ogóle się przesunąć. I spróbuj zabić takiego Triegena wtedy, jak on nawet idzie szybciej niż ty jesteś w stanie się przekręcić.
W pozostałe części nie grałem, przymierzam się do zagrania w dwójkę (musi się tylko jakaś promocja pojawić
), bo mam ochotę na postrzelanie do tych niedobrych Murzynów ścigających gracza przez całą mapę. Dla mnie brzmi zabawnie, a już na serio nie mam ostatnio w co grać. Stalker za bardzo mnie frustruje swoim oporem przy dodawaniu czegokolwiek niewaniliowego, więc sobie Half-Life'a pierwszego odświeżam.
Proszę państwa, sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę w ciągu kilku sekund, wspaniały wynik. Gdyby w ten sposób można było wypie*dolić z polskiej polityki tych wszystkich śmieci z Okrągłego Stołu, Leszka Millera, byłoby… cudownie i każdemu bym ku*wa kupił po takim Ferrari, byleby w piz*u pojechali tym PROSTO do swojego ukochanego… Izraela. SYJONIŚCI Europy, jedźcie do siebie! Pozdrawiam, Zbigniew Stonoga. Nie jestem antysemitą!