[Antologia] Męki Tantala

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

[Antologia] Męki Tantala

Postprzez Kacper777 w 28 Paź 2014, 22:42

Ha, pierwszy... :)

Postanowiłem, że wrzucę tu swoje opowiadanko by kłuć was w oczy, a co :E

Edit
Jako, że opki idą na stronę na facebooku i jest wymóg opisu to umieszczam go tu

:

Opowiadanie opowiada o bandycie, totalnym degeneracie i jak wskazuje tytuł nawiązuje w pewnym (aczkolwiek niewielkim) stopniu do mitu a Tantalu. Objętość: około 10 stron.


:

Sierpień 2011

Dochodziła siódma. Słońce powoli i nieśmiało opuszczało swoją kryjówkę za widnokręgiem tworząc niesamowitą paletę barw nad Czerwonym Lasem i zwiastując nadejście nowego dnia. Miejsce to pełne rudawo czerwonych sosen i innych drzew pokrytych takimi też liśćmi sprawiało wrażenie jakby ktoś żywcem wyciągnął je z filmu fantasy. Efektu dopełniała niezwykła flora obfitująca w gigantyczne i dziwnie poskręcane rośliny. Mogłoby się wydawać, że miejsce to jest pełną uroku baśniową krainą. Nic bardziej mylnego. Niewidzialną siłą, która tu rządziła było śmiertelnie niebezpieczne promieniowanie jonizujące, które doprowadziło do straszliwych mutacji żyjących tu zwierząt i roślin zamieniając to miejsce w piekło. W blasku ogniska widać było sylwetki czterech ubranych w typowe kombinezony stalkerów. Dwóch stało na warcie trzymając strzelby w pogotowiu. Trzeci obracał dzika na rożnie słuchając opowieści swojego kolegi grzejącego się przy ognisku. Po chwili obaj wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Ciekawe, kiedy nasza śpiąca królewna się obudzi. - rzucił jeden z nich patrząc na rozłożony kawałek dalej namiot.

- Raczej nieprędko. Widać, że ma słaby organizm. – odpowiedział jego towarzysz.

Dzień wcześniej znaleźli kilka artefaktów i ustrzelili parę mutantów, dlatego świętowali w najlepsze pijąc hektolitry wódki i objadając się napromieniowaną dziczyzną. Mieli już dość jedzenia z puszek, przeterminowanych konserw, zepsutej kiełbasy i czerstwego chleba. Ich nowy kolega nieco przesadził z wódką. Parę dni temu uratowali go przed watahą nibypsów, krążących wokół drzewa, na którym siedział. Osiemnastoletni młodzieniec był przerażony nie na żarty. Wędrowcy do Czerwonego Lasu wyruszyli w nadziei na znalezienie drogocennych artefaktów i nie zawiedli się. Teraz, gdy mieli już to, czego chcieli postanowili nie narażać się na kolejne niebezpieczeństwa i wrócić. Za tyle artefaktów powinni dostać od Barmana całkiem pokaźną sumkę.

***

Pół kilometra dalej w kałuży wsiąkającej w ziemię krwi, oparty o drzewo leżał najwyżej dwudziestoletni młodzieniec. Był niemal całkiem nagi, od prawego ramienia do lewego uda biegła głęboka rana cięta, z której wylewały się wnętrzności. Głowa zwisała mu bezładnie na piersi, zlepione brudem kasztanowe włosy opadały kosmykiem na czoło.

***

Tymczasem po chodniku z karminowych liści przetykanym pierwszymi promieniami słońca i długimi cieniami drzew szedł mężczyzna w brązowym kombinezonie stalkera. Nie mógł wiedzieć, że za chwilę trafi do najmroczniejszych czeluści piekła, jakim jest Zona.

***

- Słuchaj tego. Młody stalker idzie z weteranem przez Strefę. Nagle starszy zamarł i szepcze do żółtodzioba: ,,Bardzo wolno przejdziesz stąd do tamtego drzewa, najciszej jak tylko można. No ruszaj!’’ Chłopak sprawia się świetnie, widać, że się dobrze zapowiada i wykonuje cały plan, co do joty. Gdy dociera do drzewa zaczyna bezgłośnie pytać, co ma dalej robić. Weteran wypala na głos:
,,- Ha, wiedziałem, że te ćwoki kłamały jak mówili, że pod tym drzewem jest niewidzialna anomalia!
Obydwaj stalkerzy zanieśli się śmiechem. Nagle usłyszeli kroki.

- Pomocy! – do biesiadników chwiejnym krokiem zbliżał się samotnik w poplamionym krwią kombinezonie.
Stalkerzy wstali szybko i podeszli spytać co się stało. ,,Ranny’’ dobył błyskawicznie dwie beretty z tłumikami i pociągnął za spust trafiając obydwu w głowy. Czas jakby zwolnił. Wartownicy unieśli karabiny na wysokość klatki piersiowej intruza i puścili w niego dwie serie, lecz ten osłonił się ciałem martwego stalkera, a następnie spokojnie nacisnął spust zamieniając ich głowy w krwawą masę. Napastnik wszedł do namiotu i bez mrugnięcia okiem wpakował kulę w gardło śpiącego młodzieńca. Wyszedł z namiotu i zdjął z siebie zabrany martwemu samotnikowi kombinezon, pod którym było widać umięśnione ciało odziane w superlekką kamizelkę kuloodporną zdjętą z najemnika. Bandyta przeszukał zwłoki i plecaki zabitych. Poza dwoma kałasznikowami i strzelbami oraz kilkoma tysiącami rubli nie znalazł nic interesującego. Kilka bochenków chleba, zepsuta kiełbasa, trochę przeterminowanego jedzenia w puszkach, kilka litrów wódki i energetyków i… Tak! Świecące migotliwym blaskiem artefakty. Główny cel pobytu stalkerów w Zonie. Upchnął w swoim plecaku tyle rzeczy ile mógł udźwignąć, a resztę zakopał pod drzewem. Z zadowoleniem ruszył w drogę powrotną do Wysypiska.

***

Był w połowie drogi do Magazynów, kiedy to nastąpiło. Kilka wron przeleciało nad jego głową, wataha wilków przemknęła obok nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. W jego głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. Emisja. Sasha podniósł głowę patrząc w niebo. Nie dostrzegł żadnych oznak nadchodzącego zwarcia. Niebo nie było zasnute chmurami, ani też zbyt spokojne. Jego PDA nie ostrzegło go głośnym sygnałem. ,,Więc co je tak wystraszyło?’’ Zdziwiony ruszył w dalszą drogę. Nagle usłyszał głośne buczenie. Obrócił się i zobaczył błysk na horyzoncie. Światło. Fala światła pokonująca odległość kilkunastu kilometrów w ciągu ułamka sekundy. Podmuch powietrza odrzucił go do tyłu, poczuł, że spada. Ostatnią rzeczą, którą zarejestrował jego umysł była oślepiająca biel. Po niej nastąpiła ciemność.

***

Obudził się mrużąc oczy przed światłem padającym z góry. Zbadał dokładnie swoje ciało. Żadnych złamań, stłuczeń, wszystko na swoim miejscu. Leżał w dole o głębokości dwóch metrów przysypany do pasa deskami, ziemią i krzakami. Wygrzebał się spod nich, wyrzucił plecak z dołu i podciągnął się do góry. Dookoła panowała idealna cisza.
- Co to było? – powiedział sam do siebie mając na myśli dziwny błysk na niebie. Czyżby emisja? Przecież nic na nią nie wskazywało. Zastanawiał się jak długo był nieprzytomny. ,,Nieważne’’- pomyślał. Podniósł plecak i wdzięczny losowi, że żyje ruszył w dalszą drogę.

***

Minęły cztery godziny. Sasha idąc przez najeżony anomaliami las stracił już kilkanaście muterek. Na szczęście dla niego ukradł ich sporo swoim ofiarom. Ustrzelił też parę mutantów. Do tej pory powinien już dotrzeć do Magazynów. Coś tu nie grało. Czyżby się zgubił? To nie wchodziło w rachubę. Znał Strefę jak własną kieszeń. Czerwony Las też. Postanowił, że trochę odpocznie. Wyjął z plecaka konserwę i chleb, popił wódką i ruszył w dalszą drogę. Tym razem zaznaczał drogę na PDA. Zwracał też, o ile to w ogóle możliwe, większą uwagę na otoczenie. Na poszczególne drzewa, głazy, ścieżki, a nawet patyki. Po kilku godzinach marszu dotarł na niewielką polanę, gdzie miał zamiar odpocząć. Zajrzał do plecaka i zwilżył usta napojem energetyzującym by nieco zregenerować siły. Wypił całą puszkę za jednym razem aż pociekło mu po brodzie. Gdy znów podniósł wzrok okazało się, że… nie był już na polanie! Nadal był oparty o drzewo, lecz nie o to samo. Przed nim wiła się niknąca za zakrętem polna droga, na lewo od niego leżał ogromny porośnięty czerwonawym mchem głaz kształtem przypominający nieco pięść. Po prawej stronie miał zbutwiały dąb będący siedzibą kolonii wielkich czerwonych mrówek. Bandyta rozejrzał się dookoła i wyrzucił puszkę. Wstał i zaczął biec przed siebie przewracając się co chwilę pod ciężarem plecaka i ślizgając po błocie. Zatrzymał się po kilkuset metrach oddychając ciężko. Po piętnastu długich sekundach zawiesił plecak na gałęzi drzewa i wspiął się na nie. Wciągnął wyżej plecak, wyjął z niego śpiwór i ułożył się na gałęziach do snu.

***

Widział ich twarze. Poważne, wyrozumiałe oblicze ojca. Zatroskane ciepłe spojrzenie matki. Roześmiana twarz siostry. Później obraz się zmienił. Umykający szybko krajobraz za oknem bmw, pędzącego z zawrotną prędkością 220km/h. ,,Próbowałem ich ostrzec’’. Pisk opon samochodu wjeżdżającego przez otwartą bramę i zatrzymującego się na podjeździe. Bieg po błękitno szarej żwirowej ścieżce do rezydencji. ,,To moja wina’’. Gorączkowe przeszukiwanie wszystkich pokoi... Zmasakrowane, poszarpane kulami ciała. ,,Nie!’’. Wyraz przerażenia zastygły na twarzach. I ten napis. Wymalowany krwią na ścianie. ,,Teraz jesteśmy kwita’’. Wtedy podjął decyzję. Jego życie zmieniło się na zawsze.

***

Sasha obudził się z krzykiem. Do jego uszu dotarło wściekłe warczenie nibypsów krążących wokół drzewa, na którym siedział. Jak bardzo nienawidził tych stworzeń! Wszystko za sprawą pewnego epizodu, który na długo zapadł mu w pamięć.
Szedł przez pole kierując się w stronę niewielkiego domu z belek na skraju lasu. Była to jego kryjówka, w której nie mogły go dopaść żadni degeneraci, ani fizyczni, ani psychiczni. Wracał właśnie z wypchanym plecakiem z udanego polowania na stalkerów, kiedy zobaczył je w oddali. Schował się za starym autobusem i obserwował. Bestie kierowały się wolno w jego stronę. ,,Zwęszyły mnie’’. – pomyślał. Natychmiast rzucił się do ucieczki. Nigdy w życiu nie biegł tak szybko jak wtedy. Adrenalina i strach dodały mu sił zmuszając nogi do poniesienia obciążonego kamizelką ciała i ważącego kilkanaście kilogramów plecaka z prędkością zawodowego sprintera. Poganiany wściekłym ujadaniem bestii, minął tkwiący w ziemi stary traktor i pochylony słup energetyczny. Następnie przeleciał obok góry radioaktywnych śmieci i pognał między wyschniętymi karłowatymi drzewami w stronę podniszczonego budynku. Kilkadziesiąt metrów od niego były obdrapane białe drzwi będące jego nadzieją na przetrwanie. Jednakże rozwścieczone bestie były coraz bliżej, a jemu zdawało się, że nigdy do nich nie dotrze. Uzmysłowił sobie, że zwalnia. Potknął się pod ciężarem wypchanego sprzętem plecaka. Zdał sobie sprawę, że to on go spowalnia. Z ciężkim sercem zrzucił go więc z siebie i pędem pobiegł do drzwi zamykając je za sobą w ostatniej chwili. Padł na koc tracąc przytomność. Gdy się obudził na zewnątrz nie było ani nibypsów, ani plecaka…

***

Sięgnął po dubeltówkę i pociągnął dwukrotnie za spust rozwalając łeb jednemu z nich i raniąc w bok drugiego. Rozbryzg krwi i tkanek oraz żałosne wycie współbratymca sprawiły, że pozostałe nibypsy szybko oddaliły się od drzewa. Na samym końcu z podkulonym ogonem biegło ranne zwierzę, które bandyta dobił jednym strzałem. Przeładował broń, a następnie ułamał gałąź i rzucił ją na ziemię. Trzy zmutowane wilki wyskoczyły natychmiast z krzaków warcząc wściekle. Sasha chwycił kałacha i przyłożył do oka. Gdy znalazło się ono w jednej linii z muszką szczerbinką i celem, pociągnął za spust zamieniając głowę jednej z bestii w krwawą masę. Minęło jeszcze pół minuty i pozostałe bestie leżały poszarpane pociskami z AK. Bandyta został na drzewie jeszcze przez minutę nasłuchując odgłosów otoczenia i lustrując okolicę w poszukiwaniu oznak zagrożenia. Nie znalazł żadnych. W końcu założył na plecy AK, wyjął z kabury berettę i ruszył dalej trzymając pistolet w lewej ręce, a prawą rzucając śruby. Tym razem szedł inną drogą niż wcześniej.

***

Pojedyncze krople deszczu uderzały miarowo o szybę wprawiając w trans siedzącą wewnątrz czarnego sedana postać. Mężczyzna palił papierosa wydmuchując kłęby dymu i wpatrując się w leżącą na kolanach berettę. Gdy wypalił go do końca, zerknął na zegarek i wyszedł z samochodu. Skradał się między krzewami w stronę metalowej siatki okalającej posiadłość Iljicza Bolshakova, agenta FSB, który zabił jego rodzinę. Wyjął z kieszeni miniaturowe nożyce i zabrał się do roboty. Nie mogło być mowy o żadnych instalacjach alarmowych ze względu na zwierzynę żyjącą w rosnącym nieopodal lesie. Po chwili chwycił za krawędź rozcięcia i przyciągnął je do siebie, a następnie wśliznął się przez powstałą szczelinę do środka. Przez dłuższą chwilę rozglądał się i nasłuchiwał. Dostrzegł zmierzającego w jego stronę psa. Wyciągnął spod płaszcza pistolet pneumatyczny i strzelił do niego środkiem usypiającym. Poczekał cierpliwie na kolejną parę psów, po czym chowając się przed snopami światła oświetlającymi podwórze podkradł się do rezydencji. Stał przy oknie na prawo od wejścia do budynku, pilnowanego przez dwóch uzbrojonych strażników. Wycelował berettą w skroń bliższego strażnika i oddał precyzyjny strzał. Pocisk przebił mu głowę na wylot i trafił w jego towarzysza. Obydwaj osunęli się martwi na werandę. Bandyta otworzył ostrożnie drzwi i z berettą w ręku zaczął przeszukiwać wszystkie pokoje. W końcu go znalazł. Spał spokojnie w łóżku. Bandyta schował berettę, wyciągnął nóż i zadał pierwsze pchnięcie… Nazajutrz znaleziono pocięte nożem ciało agenta noszące ślady długich tortur. Zginął ważny człowiek. Ktoś kto miał znajomości praktycznie wszędzie. Sasha był praktycznie martwy. Znaleźli by go nawet na drugim końcu świata. Musiał skończyć z dealerką i uciec do Zony.

***

Mimo upływu czasu wcale nie przybliżał się do celu. Nie widział skraju lasu. Wciąż gubił drogę i krążył w kółko. Drzewa i krzewy, które mijał wydawały mu się znajome. Był mocno zaniepokojony. Ciągle rozmyślał o dziwnym epizodzie jaki mu się przytrafił. W jednej chwili był na polanie, a w drugiej znalazł się w głębi lasu oparty o drzewo przy drodze, którą, był tego pewien, już wcześniej mijał. Zona potrafi robić dziwne niespodzianki. Zastanawiające było również to, że od dwóch dni nie widział żywej duszy. Nie słyszał nawet rozlegających się normalnie co jakiś czas wystrzałów oznaczających atak mutantów lub zaciętą strzelaninę między nienawidzącymi się wzajemnie frakcjami. Dla pewności zaczął zaznaczać drogę na PDA lecz już po kwadransie zorientował się, że w niczym mu to nie pomoże. Według urządzenia znajdował się już za Barierą w Magazynach Wojskowych. Tak jednak nie było. Stał na polnej drodze patrząc na ziemię. Na lewo od niego leżał wielki głaz, nieopodal meandrowała ta sama polna droga, którą już wcześniej pokonywał.
- Pieprzony, bezużyteczny złom! – krzyknął wściekle.
Nie wiedział dlaczego, ale już drugi raz dotarł w to samo miejsce. Postanowił, że wezwie pomoc przez PDA.
- Mówi Jurij Bielajew. Wpadliśmy w jakąś dziwną anomalię. Nie możemy się stąd wydostać. Siedzimy tu już chyba z miesiąc. Sam nie wiem. Straciłem rachubę czasu. Proszę o pomoc. Nie możemy znaleźć wyjścia…

***

Artur patrzył ze zdumieniem na niewielki odbiornik stojący na stoliku przed nim. Co chwilę dochodziły z niego nieregularne urywki transmisji jakiegoś stalkera wołającego rozpaczliwie o pomoc. Połączył się szybko z pułkownikiem Pietrenko.
- Pułkowniku, chyba mamy problem.

***

Połyskująca w blasku latarki śruba poszybowała szerokim łukiem po czym zawisła na chwilę w powietrzu i jakby zawieszona na niewidzialnym lasso, zaczęła robić coraz szybsze okrężne ruchy unosząc się jednocześnie w górę. Niewidzialna siła grawitacji uniosła ją na wysokość dziesięciu metrów po czym wypluła z ogromną prędkością na ziemię, z której niemal natychmiast wystrzelił ku niebu wysoki na kilka metrów płomień. Andriej zrobił kolejny ostrożny krok do przodu i rzucił przed siebie następną muterkę. W lewej ręce trzymał elitarny detektor anomalii Weles. Klapa urządzenia była podniesiona do góry, obraz wyświetlony na niewielkim ekranie był podobny do tego jaki widać na sondach podwodnych statków badawczych. Różnica polegała na tym, że tu migające zielone kropki wskazywały położenie anomalii, a nie statków. Otaczała go sterta gruzu, pozostałość po dawnym bloku mieszkalnym. W promieniu kilkunastu metrów dookoła niego były wszystkie rodzaje anomalii występujących w Zonie. Grawitacyjne pola zadające obrażenia wszystkim istotom w swoim zasięgu- Trampoliny i Wiry, kałuże niesamowicie żrącego kwasu- Galarety, rażące piorunami Elektry i strzelające słupami płomieni Spalacze. Jeszcze tylko kawałek. Trzy metry przed nim leżała świecąca srebrzysta kula z wystającymi z niej wyrostkami. Wyglądała jak zwykła piłeczka do ćwiczeń dla osób z płaskostopiem. Kryła jednak w sobie coś więcej. Był to niezwykle rzadki i poszukiwany przez wszystkich stalkerów legendarny artefakt o nazwie Kompas. Potrafił on bezpiecznie wyprowadzić z każdej anomalii jeśli wiedziało się jak go używać. Barman ogłosił ostatnio, że ten kto go znajdzie ma się natychmiast do niego zgłosić, a nie ominie go nagroda. Podobno jakaś grupa stalkerów utknęła w dziwnej anomalii i Kompas to jedyny ratunek dla nich. Tuż pod jego stopami była Elektra, która blokowała mu drogę. Cofnął się o kilka kroków, wziął rozpęd i przeskoczył nad nią lądując na pniu przewróconego drzewa. Przeszedł po nim aż do końca i wyciągnął rękę po artefakt.

***

To koniec. Umrę tu. Sasha pełen bezsilnej wściekłości zaczął kopać w ziemię i krzyczeć niczym opętany. Skończyło mu się jedzenie i woda, zaczynało brakować antyradów. Od dawna już nie widział żywej duszy. Nikt nie odpowiedział na jego rozpaczliwe prośby o pomoc. W dodatku baterie w latarce i PDA się wyczerpały. Ciągle błądził po Czerwonym Lesie nie mogąc się w żaden sposób wydostać. W dodatku zniknął mu gdzieś plecak. Wystarczyło tylko żeby się przespał. Kiedy się obudził na drzewie już go nie było. W pierwszej chwili pomyślał, że się zsunął. Jednak nie znalazł go też na dole . Zniknął bez śladu. Zastanawiał się czy ktoś go nie okradł. To nie wchodziło w grę. ,,Gdyby tak było z pewnością leżałbym tu z podciętym gardłem. Natomiast Powinność skuła by mnie kajdankami i po uroczystym procesie wrzuciła do anomalii. Więc co do cholery! Może to był jakiś kot.’’ Teraz poza berettą, którą nosił zawsze w kaburze nie miał żadnej innej broni, ani amunicji. Szedł chwiejnym krokiem, wzrok miał zamglony, głowa bolała go jakby ktoś próbował rozbić ją młotkiem od środka. Czuł suchość w ustach. Jedyną rzeczą jakiej pragnął był łyk wody.

***

Odgłos wystrzałów poniósł się echem wśród ruin. Mężczyzna w czarnym kombinezonie SEVA złamał i nabił ponownie strzelbę uciekając przed sforą ślepych psów. Wychudzone i głodne zwierzęta były żywym przykładem tego jak bardzo Zona potrafi być okrutna. Promieniowanie odebrało im wzrok wyostrzając w zamian pozostałe zmysły, a długotrwały, dojmujący głód , sprawił że zaczęły się żywić czym tylko mogły. Były drapieżnikami i padlinożercami jednocześnie. Z najlepszych przyjaciół człowieka zmieniły się w największych wrogów. Mężczyzna odbezpieczył granat i po odliczeniu do dwóch upuścił na ziemię nie oglądając się za siebie. Po chwili usłyszał poprzedzone hukiem eksplozji żałosne skomlenie. Stalker obrócił się na pięcie by ocenić sytuację. Zobaczył rozrzucone na dużej powierzchni krwawe płaty mięsa leżące wśród płonących odłamków. Głowa jednego ze zwierząt potoczyła się po ziemi zatrzymując u jego stóp. Jeden z psów jeszcze żył. W jego boku utkwił sporej wielkości odłamek. Mężczyzna pociągnął za spust kończąc cierpienie zwierzęcia.

***

Obraz przed oczami rozmazywał się niczym dzieło jakiegoś impresjonistycznego malarza. Świat wokół niego zdawał się wirować. Dojmujący głód i pragnienie pozbawiły go wszystkich sił. Miał suchy język, nie czuł już śliny w ustach. Czuł się jak wędrowiec na pustyni. ,,Jak to możliwe, że w promieniu tylu kilometrów nie ma żadnego strumyka, nawet kałuży?!’’ Zdesperowany zaczął suchymi, popękanymi ustami spijać krople rosy z liści.

***

Stalker powoli schował broń i podszedł z rękami podniesionymi do góry.
- Chłopaki, to ja. – powiedział spokojnie do strażników w czarno-czerwonych barwach Powinności uzbrojonych w Abakany. Strażnicy opuścili karabiny pozwalając mu przejść. Minął kilka baraków, w których Stalkerzy grzali się przy ogniskach zajadając się pieczoną dziczyzną i kiełbasą oraz słuchając nieprawdopodobnych opowieści swoich kompanów podtrzymujących ich na duchu w tym zapomnianym przez Boga miejscu. W końcu zszedł po schodach do baru. Tam powitał go zapach alkoholu i dymu tytoniowego wymieszany z wonią środków dezynfekujących i gotowanej fasolki po bretońsku. Podszedł do lady i położył na niej plecak wyciągając z niego kilka Meduz, dwa Kamienne Kwiaty i Kotlet. Barman szybko policzył ich wartość na kalkulatorze.

- Razem dziesięć i pół tysiąca. – powiedział wręczając mu zwitek banknotów. Gdy sięgał po kilka następnych by wypłacić pięćset rubli stalker zaprotestował:

- Zapisz na nocleg na kolejne dni.

- Nie ma sprawy – wyciągnął długopis i zapisał coś w notesie – czegoś potrzebujesz?

- Trochę śrutu i amunicji do kałacha.

Gdy transakcja dobiegła końca łowca rzucił półgłosem:

- Mam Kompas.

Barman, trzeba mu to było przyznać, zachował kamienny wyraz twarzy.

- Omówimy to na zapleczu. Garik, przepuść go.

Bramkarz odsunął się na bok wpuszczając łowcę do środka. Gdy znaleźli się na zapleczu łowca wyjął artefakt emitujący silne białe światło. ,,Można by ich używać zamiast żarówek’’ – pomyślał.

- Nieźle. Gdzie go znalazłeś?

- Był w głębi Dziczy otoczony anomaliami. Mało kto tam się zapuszcza.

- Hmmm. Rozumiem, że tanio go nie sprzedasz, mam rację?

- Oczywiście. Nie chcę wyjść na skąpca, ale ten artefakt może mnie bezpiecznie wyprowadzić z każdej anomalii. Nie oddam go, ale mogę go na jakiś czas pożyczyć. Nie chcę za to pieniędzy.

- Rozumiem. Porządny z ciebie człowiek.

- Taa, to niezłe wyróżnienie w Zonie.

***

Czuł mrowienie w rękach, odrętwiałym ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Ogromna dawka promieniowania sprawiła, że na ciele pojawiły się paskudne bąble. Mimo to szedł dalej. Wciąż przecierał zapadnięte oczy nie pozwalając im zamknąć się bezpowrotnie. Wiedział że gdy się zatrzyma zapadnie w głęboki sen, z którego może się już nigdy nie obudzić. Chociaż… Może to jest rozwiązanie. Skończą się wszystkie męki… Jego dłoń powoli powędrowała do kabury u pasa. Dosyć. Skończę to tu i teraz. Drżąca ręką zbliżył broń do skroni… Wtedy coś usłyszał. Jakiś dźwięk, który rozerwał w końcu zasłonę wszechogarniającej ciszy dając mu nadzieję. Dobiegał gdzieś z bliska. Głos? Tak, był tego pewien. Ludzki głos. ,,Tam są ludzie! Uratują mnie!’’ Mieszanka euforii i nadziei dodała mu sił i sprawiła, że szybkim krokiem ruszył w kierunku dochodzących dźwięków. Zobaczył sylwetki sześciu postaci odwróconych tyłem do niego. Krzyknął lecz z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Spróbował jeszcze raz. Cisza. Musiał podejść bliżej by go zobaczyli. Wtedy postacie odwróciły się. Serce podeszło mu do gardła gdy zobaczył zmierzających ku niemu stalkerów. Tych samych, których zabił tydzień temu w obozie! Przerażony zaczął uciekać w drugą stronę. Jednak z jego sprawności ruchowej nie zostało wiele. Z trudnością powłóczył odmawiającymi posłuszeństwa nogami nie mogąc złapać tchu. W końcu upadł na ziemię. Ale coś mu nie pasowało. Dlaczego stalkerzy nie biegli. Kiedy się do niego zbliżyli zrozumiał o co chodzi. To były zombie. Miały na sobie stalkerskie odzienie lecz można je było rozpoznać po odorze rozkładającego się ciała i pustym spojrzeniu oraz zniekształconej twarzy pokrytej zakrzepłą krwią ofiar. Zbliżały się do niego nieuchronnie, a on czołgał się próbując uciec. Nagle przypomniał sobie, że ma berettę. Zaczął raz za razem pociągać za spust celując w głowy potworów. Zombie padły na ziemię obok niego ochlapując go krwią. Sasha odetchnął z ulgą. Nie mógł wiedzieć, że walczy z wyimaginowanym wrogiem. Nie mógł też wiedzieć, że jest w fazie delirium będącego nie tylko efektem długotrwałego pragnienia, ale również oddziaływania pewnego urządzenia, które wysysało z niego resztki człowieczeństwa, jakie mu jeszcze zostały.

***

Misza patrzył jak zahipnotyzowany w połyskującą srebrzystą kulę za oknem. Wiedział, że ma przed sobą coś wspaniałego, prawdziwego białego kruka. Legendarny artefakt potrafiący bezpiecznie wyprowadzić z każdej anomalii. Wiele o nim słyszał. Dziś po raz pierwszy miał okazję zobaczyć go na własne oczy. Nie mógł mu się nadziwić. Coś pięknego! Kompas miał być nazajutrz odeskortowany do chaty Leśnika w Czerwonym Lesie. Podobno jakiś najemnik odbił dla niego podobny twór z rąk bandytów by ten pomógł mu wyciągnąć z anomalii jego kolegów. Jednakże potem artefakt został przez kogoś ponownie skradziony i trzeba mu było dostarczyć nowy. ,,I pomyśleć, że to mnie wybrali na strażnika tego skarbu. Popełnili błąd’’- pomyślał. Należał do Powinności od niedawna, a już miał dość. Te wszystkie frazy o ochronie świata przed złem, ciągłe narażanie się na ataki mutantów. Pieprzenie. Postanowił zostać wolnym stalkerem, a Kompas mógłby mu znacznie ułatwić życie. To znak. Mężczyzna wyjął z kieszeni klucz, rozejrzał się nerwowo dookoła i wśliznął do środka. Chwycił Kompas ze stołu i schował pod ubraniem by ukryć bijący od niego blask. Godzinę później był już poza granicami Rostoku.

***

Jego siostra. Stała tam. Tyłem do niego. Ruszył w jej kierunku by ją uścisnąć, przeprosić, porozmawiać. Nie! To nie mogła być ona! A jednak. Gdy obróciła się w jego stronę ujrzał tę samą dziewczęcą twarz, wydatne kości policzkowe, mały nos i rysujące się łagodnym łukiem brwi. Jedwabiste włosy opadały kaskadami na ramiona. Ubrana była w podartą koronkową sukienkę poznaczoną szkarłatnymi plamami krwi. Patrzyła na niego przekrwionymi oczami, w których czaił się dziki błysk. Bandyta dopiero po chwili dostrzegł plamy zakrzepłej krwi na jej ustach.
- Jesteś winny. – powiedziała wskazując na niego oskarżycielsko. Jej głos odbił się wielokrotnym echem wśród drzew.
Szła prosto w jego stronę. Poczuł obezwładniający strach. Próbował uciekać lecz nogi po raz kolejny odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł i zaczął się czołgać po ziemi. Kobieta zbliżała się do niego, a on nie mógł nic zrobić. W końcu się poddał. Paniczny lęk zastąpiło poczucie winy. Do oczu napłynęły łzy. Ciągle słyszał to zdanie: ,,Jesteś winny, winny, winny…’’. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że słowa te rozbrzmiewają tylko w jego głowie. Kobieta zniknęła pozostawiając po sobie jedynie upiorną ciszę.

***

To koniec. Z trudnością przystawił berettę do skroni chcąc zakończyć to piekło. Przed oczami mignęły mu setki obrazów. Widział swoje ofiary, ludzi których bezwzględnie zabił. Policjanci, szpiedzy, wtyczki, zdrajcy i ich rodziny, kobiety z dziećmi. Dziesiątki twarzy wykrzywionych w grymasie bólu, smutku, bezsilnej wściekłości i śmiertelnego przerażenia. Wszyscy oni zginęli by on mógł prowadzić spokojnie swój narkotykowy biznes. Dzięki niemu mógł żyć w luksusach i zapewnić przyszłość rodzinie, którą kochał nad życie. Gdy pojawiło się zagrożenie rozbicia kartelu musiał temu przeciwdziałać. Zabił żonę i dzieci agenta. Trzydziestoletnia kobieta miała przestrzeloną głowę, pięcioletnia dziewczynka i niewiele starszy chłopiec skończyli z podciętymi gardłami. Zostawił też kartkę z groźbami. Jednak nie przyniosły one skutku. Agent w akcie zemsty wykończył jego rodzinę. Jego siostra podejrzewała, że to co robi jest niezgodne z prawem. Mówiła mu żeby z tym skończył. ,,To moja wina’’. Zabicie mordercy przyniosło tylko chwilową ulgę. W dodatku okazało się, że człowiek ten ma liczne znajomości przez co bandyta nie mógł liczyć na długi żywot. Jego kartel został rozbity, a on uciekł do Zony. To koniec. Pociągnął za spust. Usłyszał tylko metaliczne szczęknięcie zamka. Ja pier*olę!!!

***

Patrząc z poziomu ziemi dostrzegł krzak jagód w zasięgu ręki. Wyciągnął ręce i zaczął wpychać do ust soczyste owoce aż sok pociekł mu po brodzie. Czuł jak odzyskuje siły, jak słodka ciecz wypełnia jego usta rozkoszą przynosząc ukojenie w bólu i ratując od niechybnej śmierci. Jednak gdy pochłonął je wszystkie wciąż czuł głód. Wyciągnął przed siebie rękę i chwycił pełzającego po ziemi robaka wpychając go do ust. To samo zrobił z kilkoma kolejnymi niczego nie podejrzewającymi owadami. Z wielkim wysiłkiem podniósł zakrwawione ciało i ruszył w nieokreślonym kierunku. Jego mózg, podobnie jak ciało przestał normalnie funkcjonować. Ciągle mruczał coś pod nosem. Uciekał przed demonami, które go ścigały, przed głosem rozbrzmiewającym w jego głowie wielokrotnym echem. ,,Jesteś winny’’

***

Czarna jak smoła wrona usiadła na gałęzi drzewa przyglądając się postaci na dole. Skrwawione, pokryte wielkimi bąblami ciało okrywały resztki odzienia. Człowiek chodził jak we mgle powtarzając w kółko jakieś niezrozumiałe słowa. Nieopodal biegła wąska polna droga, kawałek dalej leżał pokryty mchem wielki głaz. Gniazdo mrówek uwijało się w ukropie.
Ostatnio edytowany przez Kacper777 05 Gru 2014, 18:37, edytowano w sumie 4 razy
Kacper777


Ostatnio był: 01 Sty 1970, 02:00

Reklamy Google

Re: Męki Tantala

Postprzez slawek73 w 28 Paź 2014, 22:48

No to tak na szybko. Pierwszy :D

Miejsce to pełne rudawo czerwonych sosen i innych drzew pokrytych takimi też liśćmi sprawiało wrażenie jakby ktoś żywcem wyciągnął je z filmu fantasy. Efektu dopełniała niezwykła flora obfitująca w gigantyczne i dziwnie poskręcane rośliny. Mogłoby się wydawać, że miejsce to jest pełną uroku baśniową krainą. Nic bardziej mylnego. Niewidzialną siłą, która tu rządziła było śmiertelnie niebezpieczne promieniowanie jonizujące, które doprowadziło do straszliwych mutacji żyjących tu zwierząt i roślin zamieniając to miejsce w piekło


Troszkę za dużo tego miejsca :)
Awatar użytkownika
slawek73
Stalker

Posty: 189
Dołączenie: 19 Maj 2014, 18:55
Ostatnio był: 07 Lut 2019, 17:26
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Kozaki: 32

Re: Męki Tantala

Postprzez Universal w 29 Paź 2014, 00:39

Bardzo "na szybko", ledwie jedno powtórzenie mu wytknąłeś.

Skopana chronologia (przynajmniej ja miałem problemy z orientacją w fabule), sztampowy pomysł (można to było zamaskować), dowcip zerżnięty z książki (akurat to drobnostka, ale szkoda, że nie wymyśliłeś własnego), mało wyrafinowane słownictwo (głównie opisy). Sporadycznie błędy interpunkcyjne. Wydumany tytuł, jak dla mnie bez pokrycia w treści. Na plus: nie zauważyłem ortografów, ani specjalnych błędów gramatycznych, ale nie czuję się w tym temacie na tyle mocny, by ręczyć za to głową.

A za "Sasha" i "Bolshakov" to bym Ci łeb urwał :caleb: Tymczasem wybacz, piszę z komórki, więc niewiele więcej mogę stwierdzić. Na dniach jeszcze raz to przejrzę i może napiszę coś więcej.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2613
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 08 Sie 2023, 20:40
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1051

Re: Męki Tantala

Postprzez Gizbarus w 29 Paź 2014, 08:44

...trzeci :caleb:

Przeczytałem i muszę powiedzieć, że nie jest wcale tak źle, jak przedstawił to Uni. Owszem, chronologia leży i kwiczy - też musiałem parę razy się wracać i powtarzać co niektóre fragmenty, żeby zrozumieć o kim teraz mowa. Nieszczęsne "zangielszczone" imiona też gryzą w oko.

Z kolei nie przejmuj się Unim mówiącym, że pomysł jest sztampowy - mówi tak o wszystkich historiach. Nie jest to może cud i nowostka w stylu kucharza w Zonie ( :suchar: ), ale podana w akceptowalny sposób, więc nie jest źle. Tylko gdyby nie ta chronologia... Na drugi raz jeśli już robisz "flashbacki", to chociaż oddzielaj je jakimś szlaczkiem - bo samo postawienie nowego akapitu nie daje efektu.

Opisy może nieco ubogie w słownictwo, ale nie są wcale złe - powiem wręcz, byłem zaskoczony, że udało ci się nawet sklecić coś z niczego. Sam tytuł faktycznie średnio pasuje, acz z drugiej strony jak się bardziej zastanowić... Można to podciągnąć w tym kierunku w sumie.

Błędów zbytnio też nie znalazłem - na pewno nie takich, które wyskakują z monitora i kopią mnie w zęby. W paru miejscach brakowało jakiegoś łącznika, ale nawet nie wypisywałem tych kilku pierdółek.

Tak czy siak, całkiem nieźle - powoli może zaczniesz się wyrabiać. Pisz dalej, ćwicz i czytaj - a nuż zaskoczysz nas za jakiś czas :P
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 07 Cze 2023, 10:07
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Męki Tantala

Postprzez Universal w 29 Paź 2014, 11:57

Gizbarus napisał(a):Przeczytałem i muszę powiedzieć, że nie jest wcale tak źle, jak przedstawił to Uni.

:caleb:
Gizbarus napisał(a):Z kolei nie przejmuj się Unim mówiącym, że pomysł jest sztampowy - mówi tak o wszystkich historiach.

O, bynajmniej, nie generalizuj! viewtopic.php?f=85&t=24682#p307188 Ciebie nawet niegodziwcu pochwaliłem, że ładne. A mogłem skrytykować! :caleb:

Doprecyzuję, bo wtedy mi się ślepia kleiły - sztampowe jest wspomnienie matki, ojca, ich zatroskanych twarzy; masakra w rezydencji - Steven Seagal. I ten Bolshakov - zły agent FSB, którego bohater musiał zamordować. I umierający przez nękające go wspomnienia bohater (sam już nie wiem który). Pretensjonalne jak część dialogów.

Wycelował berettą w skroń bliższego strażnika i oddał precyzyjny strzał. Pocisk przebił mu głowę na wylot i trafił w jego towarzysza.

Pocisk pistoletowy by chyba grzybkował i raczej nie zabił drugiego.
,,- Ha, wiedziałem, że te ćwoki kłamały jak mówili, że pod tym drzewem jest niewidzialna anomalia!

Cudzysłów z przecinków? :/

Oprócz chronologii jest też chaos z postaciami - zgubić się można, kto z kim, jak i dlaczego.

Gizbarus napisał(a):Sam tytuł faktycznie średnio pasuje, acz z drugiej strony jak się bardziej zastanowić... Można to podciągnąć w tym kierunku w sumie.


[Tantal] Zdradzał jednak sekrety bogów ludziom oraz wykradał boski pokarm i sprzedawał go swoim przyjaciołom. Chciał udowodnić, że bogowie nie są wszystkowiedzący i podał im na uczcie ciało swego syna Pelopsa. Za swoje przewinienia został strącony do Tartaru, gdzie doznawał straszliwych męk. Cierpiąc głód, nie mógł dosięgnąć owoców wiszących nad jego głową, umierając z pragnienia nie mógł napić się wody, w której był zanurzony po kolana, tuż nad nim chwiał się głaz, grożąc mu w każdej chwili zmiażdżeniem.

Gdzie tu nawiązanie? Same męki to mało.
Gizbarus napisał(a):Tak czy siak, całkiem nieźle - powoli może zaczniesz się wyrabiać. Pisz dalej, ćwicz i czytaj - a nuż zaskoczysz nas za jakiś czas :P

Ano :caleb:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2613
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 08 Sie 2023, 20:40
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1051

Re: Męki Tantala

Postprzez Kacper777 w 29 Paź 2014, 16:01

Cóż, jeśli chodzi o tytuł to faktycznie nie miałem za bardzo pomysłu. Myślałem o "Zbrodni i karze", ale uznałem, że to zbyt sztampowe, zresztą ktoś to już chyba kiedyś wykorzystał (chyba Dostojewski o ile mnie pamięć nie myli :D ). Natomiast jeśli chodzi o Tantala to rzeczywiście nie ma nawiązania do jego historii, chodziło jedynie o to, że główny bohater podobnie jak on cierpi niewysłowione męki, mając wyjście niby w zasięgu ręki, a jednak nie mogąc go zdobyć (tak jak Tantal nie mogący zdobyć jedzenia i wody). No a tytuł "Tantalskie męki" byłby jakiś nie za bardzo.
Drugie nawiązanie to uwięzienie w Tartarze (tu anomalia Bąbel).

Edit:
Wstawiłem przerywniki żeby się lepiej czytało.
Kacper777


Ostatnio był: 01 Sty 1970, 02:00

Re: Męki Tantala

Postprzez Nieznany w 05 Gru 2014, 18:06

Dobre nawet. Lepsze od mojego .

Za ten post Nieznany otrzymał następujące punkty reputacji:
Negative Red Liquishert.
Nieznany
Kot

Posty: 10
Dołączenie: 15 Lis 2014, 16:23
Ostatnio był: 18 Sty 2015, 15:22
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: -3


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość