Skrzynia na Pograniczu

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Skrzynia na Pograniczu

Postprzez skinnyman w 03 Gru 2017, 00:04

Poniższy fragment miał być częścią męczonej przeze mnie stalkerskiej "powieści", ale potem uznałem, że ton, którym opowiedziałem tę historyjkę, nie pasuje do całości. Tak więc odrzuty z warsztatu wylądowały tutaj, bo mimo wszystko jakoś spodobała mi się ta scenka.

Enjoy!
(tym razem trzecia osoba!)

:

- ku*wa, gdzie oni to zrzucili... – narzekał Smoluch, gapiąc się przez lornetkę na kanciastą drewnianą skrzynię, która wypadła z natowskiego transportera jakieś pół godziny wcześniej.

Siedzieli we dwóch w płytkiej transzei, czekając, aż nad dzielącą Zonę od Kordonu ziemią niczyją zapadnie zmierzch. W teorii wszystko było proste – mieli podskoczyć we dwóch po towar, zostawić artefakty, odtaszczyć ładunek poza Pogranicze, a następnie załadować na samochód i odwieźć do Dibrowki. Z rozwalonego przed laty starego bunkra osłaniał ich Vlad, ponury Rumun, uzbrojony w Wintorieza.

Sęk w tym, że wojskowi zrzucili ładunek co najmniej o strzał z kałacha za blisko, w dodatku w chu*owym, odsłoniętym miejscu. Z każdym metrem w tamtą stronę rosło ryzyko zostania dostrzeżonym przez niewtajemniczonych w procedurę wartowników na Kordonie. Co prawda, od granicy dzieliło ich jeszcze ponad pół kilometra, ale wojska ONZ miały zdecydowanie lepszy sprzęt, niż obstawiające inne odcinki oddziały ukraińskie, oraz w przeciwieństwie do swoich ukraińskich kolegów, nie żałowały amunicji. W Dibrowce nieraz było słychać długie serie, puszczane nocami z wukaemów pod pretekstem wykrycia „niezidentyfikowanych obiektów przemieszczających się w sektorze Delta”.

Smoluch uniósł krótkofalówkę do ust.
– Vlad, gotów?
– Gotów cały czas – zatrzeszczało w głośniku.
– Dobra. Lecimy – zakomenderował Smoluch, po czym wygrzebał się z transzei i ruszył zgarbiony w stronę najbliższych zasieków. Po chwili dołączył do niego Dima, zgarbiony pod ciężarem torby wypchanej artefaktami, których nie chciał nawet Jaro, obozowy handlarz.

Truchtając od osłony do osłony, Dima cały czas zastanawiał się, co on tu tak naprawdę robi. Z drugiej strony, piętnaście procent do podziału na trzech to wciąż nie było tak mało. Dysząc ciężko, padł plackiem za rozkruszoną betonową zaporą. Smoluch zastygł tymczasem jak surykatka. Po chwili twarz wykrzywił mu grymas niezadowolenia.
– No i masz. Jeszcze tego ku*wa brakowało.

Dima wyjrzał zza przeszkody. Towar wzbudził zainteresowanie małego stadka pseudowilków, które z wolna zbliżały się do skrzyni. Hieny Pogranicza były niezwykle zawziętym przeciwnikiem, zdecydowanie gorszym, niż ślepaki.
– Vlad, widzisz te je*ane kundle? – wyszeptał Smoluch w odbiornik.
– Czekaj! – zaprotestował Dima. – Dajmy im podejść, zobaczymy, czy jest bezpiecznie.
– A jak tamci zauważą skrzynię?
– To co? Mało różnego złomu tu leży? Z tego co mówiłeś, oni boją się wyściubiać nosa z bazy.
– W sumie... niegłupie – przyznał Smoluch, klepnąwszy Dimę w ramię.
– Vlad, nie strzelaj. Powtarzam, nie strzelaj. Zobaczymy, czy szweje zareagują na psy – kolejna komenda poszła w eter.
– Przyjąłem – zatrzeszczał odbiornik.
Stadko zbliżyło się do skrzynki, najśmielszy osobnik obwąchiwał ją ostrożnie. Najwyraźniej w środku musiało być żarcie, bo mutant zaczął drapać pazurami wieko.
– Powodzenia... – mruknął Smoluch, odrywając się od lornetki.
– Widzisz, nie strzelają – podkreślił Dima.

Przewodnik stada wlazł na skrzynię jak na podium i leniwie podrapał się tylną łapą nad uchem. Wysunął nochal, zmarszczył go delikatnie, łapiąc niewidzialne nici niosących się nad martwą ziemią zapachów. Po chwili całe stado jak na komendę obróciło się w stronę zapory, za którą kryli się stalkerzy.

– ku*wa, no nie... – zaklął Smoluch. Dima odbezpieczył swój wyciszony automat. Dobiegły ich głuche, przeciągłe warknięcia, bursztynowe ślepia mutantów rozbłysły w ciemności kilkunastoma ognikami.
– Smoluch? Co robić? – zatrzeszczała krótkofalówka. Vlad brzmiał, jakby coś go mocno zaniepokoiło.
– Na razie ni... – Smoluch puścił radyjko i odwrócił się nagle na pięcie. – Uwaga! – wrzasnął i niewiele myśląc, wypalił kilka razy z Sajgi.

Chmura śrutu zmiotła atakującego mutanta, ale z lewej i z prawej nadbiegały już następne osobniki. Druga grupa zaszła ich od tyłu. Zostali otoczeni.

– No i ch*j, teraz to na pewno zauważą, co jest grane – jęknął Dima, odpędzając stwory pojedynczymi strzałami. – Musiałeś, ku*wa?
– A co miałem ku*wa zrobić, dać się zagryźć?! – ofuknął go Smoluch, walczący z pokusą ponownego pociągnięcia za spust.
– Tu się echo niesie na pół Zony! – warknął Dima. – Masz, ja będę strzelał! – rzucił Ruskowi worek z artefaktami.
– Vlad, osłaniaj! – szczeknął Smoluch do krótkofalówki, po czym obaj puścili się pędem po skrzynię.

Któryś z pocisków, wystrzeliwanych przez Rumuna, zrykoszetował od pobliskiego słupka z nieprzyjemnym świstem. Pseudowilki sadziły zakosami w stronę stalkerów, jeżąc sierść na grzbietach. Ich gardłowe warczenie przyprawiało o ciarki, ujadanie za plecami napełniało uszy nieznośną kakofonią.
– Smoluch, uważaj! – syknął Dima, unosząc automat, ale Rosjanin był szybszy.
– Won! – ryknął, strzelając do atakującego pseudowilka. Śrut podziurawił bestię w ostatniej chwili. Ranny drapieżnik wylądował ciężko u stóp stalkera i próbował jeszcze uczepić się nogawki. Smoluch przytknął lufę do pyska potwora i ponownie szarpnął za spust.
– Robimy za duży hałas! – wysapał Dima, kiedy doczłapywali się już do łupu.
– Wiem, ku*wa! – jęknął Smoluch, zrzucając ładunek z ramion.

Wszędzie dookoła lądowały z głuchymi pacnięciem poddźwiękowe pociski z Wintorieza. Vlad miał wyraźny problem z zatrzymaniem zwinnych, ruchliwych bestii. Nadrabiał za niego Dima, celnymi, pojedynczymi strzałami trzymając psowate na dystans. Zamek karabinka uderzał co chwila z mechanicznym szczękiem o krawędź komory, tłumik wypluwał kule z cichym furkotem.
– Bierz skrzynię! – wrzasnął Dima do towarzysza.
– Pomóż, ku*wa, sam nie uciągnę!

Dima zarzucił karabinek na plecy i w dwóch susach dopadł zgiętego nad łupem Smolucha, kiedy nagle ciszę przerwał jazgot karabinu maszynowego na posterunku. Odległy kaem wypluwał pociski z opętańczą prędkością. Ich wściekły wizg stłumił wszystkie inne dźwięki. Pociski smugowe rozświetliły mrok niczym stroboskopy, nieliczne rykoszety błyskały jak wyrzucane z wulkanu strugi magmy. Dima spanikował.

– Leż, ku*wa! Leż, bo zabiję! – wycharczał Smoluch, przygniatając towarzysza do ziemi. Dima wierzgał się, szarpał, pluł piachem. Ogień ustał na krótko i zaraz powrócił, jeszcze dłuższy, jeszcze straszniejszy niż poprzednio. Setki gram ołowiu szybowały ponad Pograniczem, mknąc potem dalej w ciemność Zony.
– Teraz! – syknął Smoluch, kiedy kaem zamilkł. Dima miał oczy jak spodki, ale szybko wytarł zasmarkany nos rękawem i złapał za uchwyt. Zaczęli taszczyć skrzynię do najbliższego leja po bombie.
– ... odbiór! – trzeszczała krótkofalówka.
- ... żyjemy, żyjemy! - rzucił Smoluch w odbiornik.
Kolejne metry ciągnęły się w nieskończoność, ale na całe szczęście ukryty na posterunku operator stracił ochotę na dalszą zabawę. Mutanty też gdzieś znikły.

– ku*wa go w dupę je*ana mać... – wysapał Rosjanin w przerwach na łapanie oddechu, kiedy wturlali się wreszcie do zbawiennego krateru. Dima też był kompletnie wypruty. Leżeli oparci o ściany leja, gapiąc się w rozgwieżdżone niebo.
– Z pół kilosa będą strzelać, sku*wysyny niemyte! – pomstował Smoluch, otrzepując kurtkę z piachu.
Od strony Kordonu wzbiła się w powietrze flara, ciągnąc za sobą długi, rozświetlony ogon czerwieni.
– Musimy spierda*ać... – syknął Dima.
– Ani mi się waż! – Smoluch złapał go za ramię. – Teraz to się dopiero zacznie. Lepiej zmów paciorek.

Następne słowa Dimy utonęły w gwiździe nadlatujących pocisków moździerzowych. Pięć detonacji niemal jednocześnie wstrząsnęło ziemią, gorące szrapnele cięły powietrze nad głowami stalkerów. Chwila ciszy, i znów – pięć głuchych stuknięć gdzieś za Kordonem, sekunda spokoju, potem narastający gwizd i wreszcie eksplozje. Odłamki pocisków, strzępy ciał mutantów, kawałki drutu kolczastego, piach, krew i żwir fruwały na lewo i prawo, podczas gdy Dima ze Smoluchem modlili się do wszystkich bóstw w Zonie i poza nią, by tamci wreszcie przestali.

Kiedy w końcu zapadła zbawienna cisza, stalkerzy chyłkiem opuścili swoją norę i odholowali ładunek na bezpieczną odległość. W krzakach za małym wzniesieniem terenu czekał już Vlad, siedząc za kierownicą małego, pozbawionego dachu UAZa. Silnik warczał niecierpliwie na jałowym biegu. Snajper popędził towarzyszy energicznym gestem.
– Już, już... – burknął Smoluch, wrzucając skrzynię na pakę. Kiedy wszyscy wskoczyli na pokład, Vlad powoli wytoczył maszynę z pobocza na szosę.
– je*ane mutanty – odezwał się Rumun, jednym okiem śledząc drogę, a drugim wskazania zamontowanego na desce rozdzielczej ustrojstwa, które miało za zadanie wykrywać zaburzenia pola grawitacyjnego.
– No... – potwierdził Rosjanin, próbując odpalić papierosa, podczas gdy samochód podskakiwał na nierównej nawierzchni.
Z tyłu rozległ się dźwięk otwieranego wieka.
– Wszystko w porządku? – rzucił Rusek za siebie.
– Nie do końca... – wymamrotał stalker.

Smoluch wyciągnął szyję, żeby zobaczyć, o co chodzi.
– No nie. No po prostu, ku*wa, nie... – zaklął, uderzając pięścią w fotel.
– Co znowu? – Vlad zatrzymał samochód.
– Zobacz. Zobacz, ku*wa... – jęknął Smoluch.
– Oj ch*j... – wydusił Vlad, zerknąwszy Dimie przez ramię.

Pudło było wypełnione po brzegi bezwartościowym szmelcem. Zardzewiałe karabiny, puste łuski po nabojach dużego kalibru, gruz, popsute radio.
– Patrzcie... – Dima wygrzebał spomiędzy złomu krótką plastikową rurę, na której nabazgrano flamastrem:

Zacznijcie ku*wa przynosić normalne artefakty
Z pozdrowieniami,
UNJFZP*


Smoluch chwycił się ramy, przelazł przez fotel, podniósł skrzynię i jednym ruchem wyrzucił ją za burtę. Żelastwo przydzwoniło w asfalt z donośnym brzękiem.
– Mówiłem temu spaślakowi, żeby nie przesadzał, że Amerykańce w końcu się skapczą. No i się doigraliśmy... – podsumował gorzko, ładując się z powrotem na fotel.
– ch*j by to wszystko strzelił... – westchnął Vlad, dodając gazu. Maszyna potoczyła się dalej, gruchocząc cicho.


_______________________________________________________
*United Nations Joint Force on the Zone Perimeter
Ostatnio edytowany przez skinnyman, 03 Gru 2017, 15:17, edytowano w sumie 1 raz
"In loneliness, in some sort of a bleak unexplainable solitude with yourself and the Zone you can contemplate. Feel it, become another, penetrated by the aeons of the Zone. That's why it is good that makers didn't include women in the game, truly they are genius. While the game is kind of explorative, it is the journey inside. Had you also the feeling that you are in your dream while playing? Sometimes, for only moment some sight in the game appears to you like an image in a dream: obscure landscape, grey sky, and deserted building with dark windows. (...) It is no shame to have an intimate feeling to this game. I think this game, not on purpose but through artistic intuition, which is not controlled by a purpose of the artist, touched the perennial."

Za ten post skinnyman otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Universal, KOSHI, jedrek777, Mito.
Awatar użytkownika
skinnyman
Kot

Posty: 41
Dołączenie: 09 Wrz 2016, 22:05
Ostatnio był: 10 Mar 2024, 18:22
Miejscowość: pe do en kreska
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 28

Reklamy Google

Re: Skrzynia na Pograniczu

Postprzez KOSHI w 03 Gru 2017, 11:25

Eee, pierdo*isz, że to jest złe. Zadziwiająco przyjemny kawałek napisany właśnie tak, jak to ma być, czyli klimatycznie. Żeby książki, które pisał miś siś i jego kolega frendzel były w tym klimacie, to łykałbym dzieła FS jak młody pelikan ryby. Ogólnie nie zwracałem uwagi na błędy, bo dobrze mi się czytało tekst. Nazwa broni chyba nie teges napisana i zamiast wypruty winno być wypluty czyli zmęczony. Masz tu flaszkę od starego melanżownika Koshiego.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Skrzynia na Pograniczu

Postprzez Universal w 03 Gru 2017, 11:30

skinnyman napisał(a):uzbrojony w Wintorieza

Wintoriez małą literą.
skinnyman napisał(a):w dodatku w chu*owym, odsłoniętym miejscu

Narrator powinien powstrzymać się od wulgaryzmów, są, hehe, chu*owe.

Fajne.

KOSHI napisał(a):Żeby książki, które pisał miś siś i jego kolega frendzel były w tym klimacie, to łykałbym dzieła FS jak młody pelikan ryby.

To prawda, mam podobnie.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2613
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 08 Sie 2023, 20:40
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1051

Re: Skrzynia na Pograniczu

Postprzez jedrek777 w 25 Sty 2018, 00:12

Nie mam się do czego przyczepić, to się przyczepię do jakiejś pierdoły :caleb:
skinnyman napisał(a):Sęk w tym, że wojskowi zrzucili ładunek co najmniej o strzał z kałacha za blisko, w dodatku w chu*owym, odsłoniętym miejscu

Brzmi trochę jak takie indiańskie "o rzut oszczepem", "o strzał z łuku stąd". Chyba lepiej by było "w zasięgu kałachów wojska".
Awatar użytkownika
jedrek777
Tropiciel

Posty: 214
Dołączenie: 24 Lut 2013, 23:09
Ostatnio był: 05 Cze 2023, 18:16
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Obokan
Kozaki: 42

Re: Skrzynia na Pograniczu

Postprzez skinnyman w 25 Sty 2018, 18:45

Dziękuję Panowie za komentarze, podnoszą na duchu :E

Co do strzału z kałacha to będę się bronił, uważam, że w realiach Zony to dobre porównanie (takie 150-200 metrów), w każdym razie lepsze, niż suche podawanie miary w stylu "o pół/ćwierć kilometra za blisko".

Oczywiście to tylko moje subiektywne zdanie i nie każdemu takie indiańskie miary mogą się podobać, co też skrzętnie sobie w pamięci notuję :D
"In loneliness, in some sort of a bleak unexplainable solitude with yourself and the Zone you can contemplate. Feel it, become another, penetrated by the aeons of the Zone. That's why it is good that makers didn't include women in the game, truly they are genius. While the game is kind of explorative, it is the journey inside. Had you also the feeling that you are in your dream while playing? Sometimes, for only moment some sight in the game appears to you like an image in a dream: obscure landscape, grey sky, and deserted building with dark windows. (...) It is no shame to have an intimate feeling to this game. I think this game, not on purpose but through artistic intuition, which is not controlled by a purpose of the artist, touched the perennial."
Awatar użytkownika
skinnyman
Kot

Posty: 41
Dołączenie: 09 Wrz 2016, 22:05
Ostatnio był: 10 Mar 2024, 18:22
Miejscowość: pe do en kreska
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 28


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość