Primo, redakcja. I korekta. Formatowanie też by się przydało... Dalej.
Pomijając bohatera w stylu Rambo, to jest on... no właśnie? Kim? Brakuje w pierwszych zdaniach jakiegoś przedstawienia bohatera. Nie mówię o pisaniu charakterystyki, ale rzuceniu nazwiska, profesji, imienia, stopnia, ksywki. Czegokolwiek.
Styl Rambo. Statystyki idące w setki i tysiące fragów...
Zmrok zapewniał mu osłonę (...) Przy świetle latarki
Bo latarka była ukryta.
Przy świetle latarki, swoimi poranionymi dłońmi, pełnymi blaz, odsunął sporą ilość brudnych, ubłoconych kamieni.
Brzmi raczej jak małe głaziki. A miała być szczelina. A ręce miały być pełne blizn?
Mimo tego że była ciemna noc, a księżyc przysłaniały chmury, zobaczył po drugiej stronie światło.
Nie widzę sęsu w tym zdaniu. Łatwiej by mu było zauważyć TO Światło, gdyby było jasno?
Obawiając się, że to kolejny obóz tych fanatyków - monolitu - zdjął z pleców karabin, przeładował go, zgasił latarkę i po cichu, w przyklęku, opierając kolbę swojego wysłużonego Obokana o bark przeszedł na drugą stronę.
Koszmarnie długie zdanie. Przeszedł na drugą stronę... czego? Raczej wszedł między skały/wcisnął się w szczelinę. Monolit.
W tak żywym świetle, już dawno nie spotykanym w Zonie z powodu częstych emisji,
W tak skąpym opisie, nie widzę związku między światłem a Emisjami. A opis wyglądu poniżej jest zbędny. Przynajmniej w takiej formie jako całości.
wysuszone usta przygryzione w paru miejscach, najpewniej z bólu.
Jakoś nie widzę przygryzienia (czas teraźniejszy) w wielu miejscach.
Zarost, który już dawno nie widział żyletki, przykrywał nadzwyczaj bladą cerę pełną ran, część z nich była jeszcze świeża.
Twarz może być poraniona. Pokaleczona nawet bardziej. Ale cera?
zobaczył miejsce, którego nie znalazł w swoim PDA.
W PDA to może najwyżej w Snejka pograć przecież.
Ewentualnie W PDA może znaleźć baterię, na przykład.
Diegtriariow nigdy nie słyszał żadnej opowieści o tym miejscu. Nikt, nawet weterani Zony, nie wspominał, że ono istnieje. Nie widział go na żadnej z wielu map, zdobytych w czasie walki o przetrwanie.
O, proszę, denat ma nazwisko? Ale chyba kiepsko u niego z pamięcią, bo za każdym razem inne.
W koło był las
Wkoło.
Wyglądało to wszystko, jakby katastrofa z Prypeci tutaj nie dotarła, ominęła to miejsce i poszła dalej.
Męska decyzja - nie dotarła, czy ominęła?
Nie spuszczając dłoni z karabinu
Proszę.
które niegdyś dziennie obserwował z zachwytem będąc dzieckiem
Codziennie raczej. Skład zdania do poprawki, bo jakiś nielogiczny.
Gdy się obrócił, cały czas trzymając w dłoniach leczniczy artefakt, zobaczył, że za plecami pojawiła się wysoka, przygarbiona pijawka, której obślizłe macki zwisały wzdłuż ciała.
Obrócił, ale patrzył za plecy. Łabądek normalnie. A pijawka - w końcu wysoka czy przygarbiona? I macki jakieś takie długie. Nikt nie widział, a każdy wie dokąd to zmierza.
Gdy już pijawka przymierzała się do ataku, nagle, znikąd usłyszał cichy szept: "Ten artefakt... On... On spełni każde Twe życzenie... Wykorzystaj go!"
Długo gada. Jak Telegrosik. Do tego pleonazm.
Diegrariow, w obliczu śmierci, nie mając nic do stracenia, gdy jego jedyną perspektywą na przyszłość było zginąć z macek pijawki, postanowił wypowiedzieć życzenie.
Za długo, za dużo opcji.
Położył się na miękkiej trawie zdjąwszy z pleców karabin i plecak, i zaczął rozmyślać o tym co się stało.
A, teraz ma plecak na plecach? A wcześniej miał karabin. Broń się nosi na ramieniu, gdzie jest łatwo dostępna. Widzę oczami wyobraźni, jak przy próbie ściągnięcia zarzuconej na plecy broni zamek zaczepia o troczki, lufa włazi pod ramiączko plecaka a składana kolba otwiera konserwę rybną. Rozmyślanie na terenie łowieckim pijawki też nie brzmi zbyt racjonalnie.
Czuł się bezpieczny, tak jak nigdy wcześniej, świadom możliwości artefaktu nazwał go, tak jak mityczne miejsce w sarkofagu kryjącym uszkodzony reaktor elektrowni jądrowej, "Spełniaczem Życzeń".
Ciachu ciach. Pociąć na mniejsze fragmenty.
Dodając jeszcze mieszające się czasy, różne punkty widzenia narratora... Ech.