Jako, że chcę wygrać świat w forumowym konkursie, postanowiłem spiąć dupę i coś naskrobać (nie mam czasu na kręcenie filmów, ani rysowanie nie-wiadomo-czego).
W tym miejscu chcę ponarzekać na dwie rzeczy:
a) limit znaków do pięciu tysięcy wliczając spacje jest słaby
b) czemu tak rzadko są konkursy ;___;
Tak czy inaczej Kowek pozwolił na publikację, a nadsyłać nowych prac już nie można, więc wrzucam swoje.“Spełniacz Życzeń” – wyniki - drugie miejsce \o/
Sława Ukrainie!Złowieszcze trzeszczenie dozymetru obwieściło koniec ciasnego korytarza, samotnie przerywając wszechobecną ciszę. Stalker stawiał ostrożnie krok za krokiem, nie wiedząc co może czyhać choćby i metr dalej. Wyjrzał niepewnie za załom ściany. Jego oczom ukazała się hałda brunatnej ziemi upstrzonej wielkimi porwanymi segmentami grafitowych prętów. Gdzieniegdzie dojrzeć można było wystające elementy konstrukcji hangaru, od dawna wściekle emitujące zabójcze promieniowanie.
- Chodź do mnie! - Coś zawyło z wnętrza hali. Mężczyzna struchlał i mocniej zacisnął ręce na kolbie trzymanego kałasznikowa. - Zbliż się!
Stalker zawahał się, przez moment chcąc wycofać się i wrócić czym prędzej do odległego o niemal dzień drogi obozu. Zaciekła wewnętrzna batalia toczona w jego umyśle zakończyła się jednak zdecydowanym zwycięstwem ciekawości nad rozumem.
Falujące powietrze wyłuskane z mroku snopem światła latarki zdradzało obecność anomalii termicznych stanowiących gwardię przyboczną Monolitu. Pisk dozymetru stał się nieznośnie jednostajny, więc szybkie pstryknięcie wyłącznika uciszyło go na dobre. Uzbrojony po zęby w śmiesznie bezużyteczną broń i godny politowania zestaw małomiasteczkowych rojeń intruz wpatrywał się rozanielony w zjawiskową bryłę Spełniacza Życzeń. Emanujący niebieskim światłem kryształ zahipnotyzował człowieka, zajmując psychotycznym szturmem najwyższą lokatę w hierarchii jego wartości.
- Chciałbym... - zaczął niepewnie stalker, podchodząc parę kroków bliżej. Choć bał się wypowiedzieć te słowa na głos, pragnienie krążące w jego głowie od wielu dni zdawało się już całkowicie uformować. Tak nabrać na sile, by stanowić samodzielny, niezależny już od rozsądku byt.
- Chciałbym, by Ukraina była na powrót silna, by... - kiedy zaczął mówić, nie mógł powstrzymać już słowotoku. Mimo to Spełniacz Życzeń doskonale wiedział już, jak brzmi dalsza część jego prośby. Umysł śmiertelnika otworzył się na nieznane innym żyjącym bodźce, a połączenie z nim zostało nawiązane i ustabilizowane.
Mężczyzna początkowo czuł tylko lekkie ciepło rozlewające się po całym jego ciele. Po chwili łagodny wzrost temperatury stał się nie do wytrzymania. Naczynia krwionośne widoczne pod skórą napuchły, część z nich popękała, tworząc wylewy. Wzrok przestał być ostry, bryła Spełniacza zlała się w bezbarwną jedność z tłem ściany znajdującej się kilkanaście metrów dalej, by moment później zakryć świat całunem ciemności. Potężny ból rozrywał ciało stalkera na setki części, a mimo to wciąż stanowiło integralną całość. Strumień sygnałów neuronowych przepchnął się przez ograniczoną przepustowość synaps, doprowadzając do największego paradoksu w życiu tego człowieka - odczuwania nieistnienia.
***Wszystko ustąpiło jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy gruchnął o twarde, wilgotne podłoże. Ból wywołany zderzeniem ze zwartą powierzchnią był niczym w porównaniu ze wcześniej odczuwaną udręką. Nim otworzył oczy, przez chwilę próbował wymacać to, na czym leżał i zorientować się, gdzie jest.
Znajdował się na dziedzińcu kamiennej budowli, najpewniej zamku. Otoczony ludźmi w kolczugach stalker zdezorientowany rozglądał się na boki, próbując uchwycić choćby jedną rzecz, którą by znał. Nigdzie jednak nie dostrzegał ani znajomych twarzy, ani nawet przygnębiającego krajobrazu Zony, do którego zdążył przywyknąć przez ostatnie miesiące. Zamiast tego dostrzegł jedynie powiewające na wietrze niebieskie sztandary ze złotym trójzębem – coś, co od dawna pragnął zobaczyć . Symbol Rusi i Ukrainy od całego tysiąclecia. Chwilę później dostrzegł ukrywającego się za żołnierzami popa. Trzymał on w drżących rękach niewielki drewniany krzyż i mamrotał coś pod nosem.
- Co do... - zaczął stalker, ale wycelowane w niego ostrza mieczy powstrzymały go przed bardziej znaczącymi ruchami.
- Czto ty? Skud ty? Nieprzyciel, a? - Warknął niewyraźnie jeden z wojów, zdający się najmniej bać nieoczekiwanego przybysza.
- Oćcze naś, zlituj się! - Wykrzyknął histerycznie duchowny zza pleców żołnierza. Po chwili przybysz z innego świata usłyszał znajomy, tubalny głos, jak żywo przypominający ten z wnętrza Sarkofagu:
- Zabić!
Jak na rozkaz uzbrojeni mężczyźni hurmem natarli na leżącego intruza, tłukąc, siekąc i raniąc go czym popadnie – pałką i kamieniem, włócznią i mieczem. Pokrzykiwali przy tym różne niezrozumiałe dla niego słowa, w dodatku jakby przez coś przytłumione. Choć stalker próbował się osłaniać przed razami, wobec przewagi liczebnej i użycia żelaznych ostrzy był bez szans.
***Wokół bezwładnego ciała leżącego u stóp Monolitu urosła spora kałuża krwi. Mimo to wciąż tłuczono je bez opamiętania kolbami karabinów, od czasu do czasu poprawiając kopniakiem uzbrojonym w czarnego desanta. Bili do utraty tchu, wypełniając gorliwie Jego rozkazy. Oni, bezwładne marionetki odziane w biało-zielone mundury, przyboczna straż najwyższego dowódcy.