Efekt motyla

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Efekt motyla

Postprzez KOSHI w 23 Wrz 2016, 19:40

Długo zaklinałem się, że już nic nie napiszę i miałem nie pisać. Zacząłem pisać pewne opowiadanie, które miało nosić tytuł Kot Schrodingera i być w stylu Dzienników gwiazdowych Lema ( a jego przeznaczeniem nie miało być to forum ;) ), ale wyszło zupełnie coś innego, bo się ochlałem i opek powstał w klimatach stalkerskich. A raczej pewny fragment tekstu, który się jakoś wyraźnie nie kończy. Wrzuciłem na razie, to, co napisałem. Inspiracją była pewna piosenka i opowiadanie klimatem będzie raczej szło w jej stronę, więc należy się raczej spodziewać ciężkich klimatów. Na razie jest lekko, ale dalej już tak lekko nie będzie... Piję znowu więc będziemy zgłębiać zakamarki umysłu i popadać w psychodelę...



Efekt motyla

"Porzućcie wszelką nadzieje wy, którzy tu wchodzicie"

Zamknięte. Zamknięte, ku*wa! Ze złością uderzam pięścią w klawiaturę zamka szyfrowego. Cztery , pięć , siedem , jeden , jeden, zero – wklepuję kolejny raz te same numery, lecz drzwi nie drgną nawet o milimetr. Co jest do ku*wy nędzy! – z wściekłością ryczę w mrok korytarza oświetlanego dziwnie pulsującym światłem lamp przemysłowych, które nadają scenerii upiornego wyglądu zważywszy na wydarzenia, które się tu przed chwilą rozegrały. A działo się tutaj, oj działo. Gdybym wiedział, co sobie zafundujemy, nigdy nie wzięlibyśmy tej cholernej mapy od Brodatego i tych pieprzonych kart. Chciwość zrobiła swoje… Zamiast spać teraz smacznie na tyłach baru, stoję oto teraz w kałuży posoki i śluzu, i spoglądam na twarz przyjaciela. Martwą twarz… A raczej na to, co z niej zostało, bo w jej miejscu zieje teraz z czaszki ogromna, krwawa dziura. Widocznie Saszka musiał im posmakować, bo nie wiele z niego zostało... Strzępy mięsa, trochę kości, poszarpane ubranie... Pieprzone bestie! Nigdy nie widziałem czegoś tak ohydnego i przerażającego, i mam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę, o ile udać mi się stąd wydostać. Graniczy to jednak obecnie z cudem, bo zgubiłem gdzieś kartę odblokowującą dostęp na drugi poziom. Nawet snorki, których nie znoszę, są przy tym cholerstwie, niczym udomowione perskie kotki, ale nie ma co teraz dywagować na temat dwóch, rozsmarowanych po ścianach, gospodarzy tego miejsca. Pora poszukać wyjścia z tego przeklętego miejsca. Musi być jakieś. Zawsze są przecież jakieś tylne, zapasowe, awaryjne wyjścia, prawda? Prawda??? Nie, ku*wa, nie prawda! Takie rzeczy tylko w filmach i książkach się zdarzają, więc po co się oszukuję? Kod do drzwi na następny poziom oczywiście znam, ale co mi po tym, jak posiałem gdzieś kartę. Mówiłem Saszy, żeby je czymś zablokował, ale on swoje - nie, po co, przecież mamy karty, znamy kody… I co z tego, jak widocznie kod działa tylko w jedną stronę. Tak mi się przynajmniej wydaje. A w takim razie, co mam teraz zrobić? Łazić kolejny raz po salach, korytarzach i zakamarkach tego zasranego laboratorium z gnatem w ręce w poszukiwaniu małej, czerwonej, plastikowej karty, która ch*j wie gdzie wpadła? Wolne żarty. Jedna wycieczka po salach i zaułkach tego poje*anego miejsca w zupełności mi na razie wystarczy. Jeszcze znowu co wypełźnie z jakiejś wentylacji albo spod podłogi i zafunduje mi następny przypływ adrenaliny, który sprawi, że znów się nieomal posram ze strachu. Już i tak dziękuje Bogu, że jakoś udało mi się ustrzelić to draństwo, zanim i mnie zżarło. Przyjdzie mi ślęczeć chyba przy tym zasranym zamku całe wieki, zanim wbije odpowiednią kombinację. Sto tysięcy numerów, każdy średnio wprowadzany i autoryzowany jakieś dwadzieścia sekund – mnożę i dzielę w myślach dni na godziny, godziny na minuty, minuty na sekundy… Nie, no, ku*wa, dwadzieścia trzy dni… Do tego czasu zdechnę tu jak pies, albo posłużę czemuś za karmę. Zresztą, kto by wytrzymał tyle napier*alania palcem w klawiaturę wielkości małego kalkulatora? Chyba nikt. Z ciekawości wprowadzam losowe cyfry, ale, po którymś razie, zamek blokuje się o czym świadczy komunikat na wyświetlaczu i migająca czerwona dioda. Jestem udupiony… Dokumentnie... Z bezsilności kopię głowę bliższego mutanta, a każdy cios wzmacnianego blachą buta systematycznie zamienia łeb potwora w krwawą miazgę. Wreszcie, zmęczony, sfrustrowany i bliski płaczu, siadam po chwili pomiędzy zwłokami nie zwracając uwagi, że spodnie nasiąkają mi krwią. spie*doliliśmy to Saszka, oj spie*doliliśmy. Zasada numer trzy każdego Stalkera – jak gdzieś włazisz, to zapewnij sobie drogę odwrotu. Zostaw linę, zablokuj drzwi, zrób cokolwiek, żebyś mógł wrócić tamtędy, skąd przyszedłeś. Postaraliśmy się, nie ma co… Byle kawałek betonu, pordzewiała rura załatwiłaby sprawę, ale nie, lepiej było liczyć na karty i słowa tej gnidy Brodatego, niż ufać własnemu instynktowi. Załatwiła nas rutyna i tyle. Co tu więcej dodać…

Drżącymi palcami wyciągam z kieszeni desantów pomięta paczkę z fajkami i zapalniczkę, po czym odpalam szluga. Zaciągam się łapczywie dymem i przymykam powieki. Cuchnące kurzem i wilgocią laboratorium znika niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przypominają mi się szczęśliwe chwile z mojego życia. Puszczanie z ojcem latawca, jak byłem u babci na wczasach, piknik z Leną po tym, jak kupiłem, za pierwsze zarobione pieniądze, motocykl i pojechaliśmy za miasto, poród mojego synka… Piękne momenty. Szkoda, że tak odległe... Nie wiele już teraz z nich pamiętam. Zona jest jak wampir. Wysysa wspomnienia i zastępuje je swoimi obrazami, które śnią ci się latami po nocach. Cena za możliwość zwiedzania jej jest straszliwa. Majaki nocne, nie kontrolowane napady lęku, halucynacje, to chleb powszedni każdego, kto zechce zbadać jej sekrety. Świeżaki mówią, że my, starzy, gadamy głupoty. Nic bardziej mylnego. Tak samo, jak oni, kiedyś zaczynaliśmy i myśleliśmy, że nas to nie będzie dotyczyć. Że zarobimy, wyjedziemy, unikniemy kłopotów. Każdy z nas powtarzał sobie jak mantrę, że wystarczy się pilnować, unikać niebezpieczeństw i na pewno się uda. Nikomu się nie udało. Ci, którzy wyjechali, wracali. Ci, którzy zostali, tkwią w niej do dziś albo zginęli. Rozerwani na strzępy, spaleni, skatowani przez bandytów, konający na kłach dzików lub wyssani przez pijawki. Śmierć w Strefie nie jedno ma imię. Zdążyłem się o tym wiele razy przekonać. Nosząc pod powiekami tragedie, które prawie każdej nocy wracają i rozgrywają się na nowo w moim prywatnym teatrze cieni, zdążyłem się już na to nieco uodpornić. Przynajmniej już nie budzę się w nocy z krzykiem tak często, jak to było kiedyś. Stąd też pomysł na tą ostatnią akcję, która, jeśli by się udała, pozwoliła by wyrwać się stad i odciąć się od tego wszystkiego. Może na chwilę, może na pół roku, a może na zawsze. Kto wie…

Z zamyślenia wyrywają mnie sączące się ze skorodowanych rur pod sufitem krople, które kapią mi na twarz. Rozglądam się powoli dookoła zdziwiony tym, co widzę. Coś tu ku*ewsko nie gra... Nie mam przy sobie karabinu, łeb napie*dala mnie jak diabli, a co najśmieszniejsze, zwłoki zniknęły! I to do tego wszystkie. Nie ma resztek Saszki, a po gadzinie nie pozostał nawet ślad... Co dziwniejsze, desanty mam suche jak pieprz, nawet kropelki krwi na nich nie ma! Skonfundowany próbuje zebrać myśli, by zrozumieć, o co w tym wszystkim biega. Promieniowanie PSI? Nie wydaje mi się. Kontroler? Już bym był martwy. Straciłem przytomność? Ale dlaczego? Nigdy mi się to nie zdarzało. Chyba, że… - nie chcę dopuścić tej myśli do siebie, ale muszę... Leżąca na podłodze metalowa rurka i guz na głowie wielkości jajka mówią same o sobie. sku*wysyn! Nigdy bym nie przypuszczał, że mój najlepszy koleżka mnie wydyma. I to w taki sposób. Widocznie magia pieniądza zrobiła swoje. Brodaty dużo da za dokumenty, czy cokolwiek sensownego stąd. Powiedziałbym nawet, że aż za dużo. Widocznie komuś bardzo zależy na sprawdzeniu tego miejsca. Za taką kasę rzeczywiście można byłoby stąd uciec i nigdy nie wrócić. Saszka musiał chyba na to wpaść, skoro pięć lat razem tutaj, i dwukrotne uratowanie mu dupy, nie stanowiło dla niego problemu, by walnąć mnie żelastwem w łeb, zabrać mi karty i broń, i zostawić mnie tu na pewną śmierć. Pieniędzy za zlecenie starczyłoby oczywiście na dwóch, ale po co się dzielić, skoro można samemu wziąć kasę i zwiać. Sam nawet o tym myślałem, ale byłoby to czyste sku*wysyństwo. Takich rzeczy się tutaj nie robi. Zona jest może i niebezpieczna, nie wybacza błędów, ale też jest i sprawiedliwa. Nie raz widziałem, jak bezlitośnie karała zdrajców, tchórzy i kombinatorów. Książkę by o tym napisał, jak marnie i tragicznie można tu skończyć. Weźmy chociaż przypadek takiego Tolika, który zostawił na pastwę losu rannego kolegę pozwalając, by dopadły go ślepaki. Kilometr dalej spotkało go dokładnie to samo. Wpadł w sidła, a snorki, które się nie daleko kręciły, dosłownie rozerwały go na strzępy. Do dziś mam w pamięci widok, jak wyrywały mu kończyny jak gdyby był muchą złapaną przez sześcioletniego badacza przyrody. Zresztą, Tolik, Tolikiem, a ja muszę coś wymyśleć, żeby się stąd wydostać. Muszę odszukać drzwi na niższy poziom. Może Saszka zapomniał je zamknąć. Szczerze jednak w to wątpię bo wracać tędy też raczej nie będzie skoro z trzeciego poziomu można podobno wydostać się szybem wentylacyjny na powierzchnię, co zapewne Sasza wykorzysta, żeby jak najprędzej dotrzeć do Brodatego i oddać mu to, co znajdzie.
Image

Za ten post KOSHI otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Wiewi0r.
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1324
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 15 Kwi 2023, 20:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Reklamy Google

Re: Efekt motyla

Postprzez Wiewi0r w 23 Wrz 2016, 22:35

Łamanie swoich postanowień, by nam dać ciekawe opowiadanie - szanuję. ;)

Co do tekstu - już nie jest bardzo lekki, ale jeżeli będzie zmierzał w kierunku, o którym myślę - będzie ciężko, psychodelicznie, i ciekawie. Nie mylę się?
Sam nie wiem, która linia fabularna jest dla protagonisty gorsza, choć w sumie nie ma to w jego sytuacji aż takiego dużego znaczenia, i tak będzie miał przesrane, czyż nie? Czekam na więcej.

Uwagi forumowe: pewnie na karb "weny w oparach" można zrzucić kilka niepotrzebnych lub zgubionych przecinków oraz parę pomniejszych błędów, m.in. powtórzenia, okropnie długie ostatnie zdanie.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Efekt motyla

Postprzez skinnyman w 23 Wrz 2016, 22:42

Dobrze rozumiem, że ta pierwsza część to jego wizje, kiedy leżał nieprzytomny? Ale chyba nieprzytomny człowiek nie może śnić ani nic, po prostu nie pamięta tego okresu? :)

KOSHI napisał(a):Cztery , pięć , siedem , jeden , jeden, zero – wklepuję kolejny raz te same numery,

Cyfry jeśli już. Albo ten sam numer w kółko, ale wtedy w liczbie pojedynczej.

nie wiele

chyba "niewiele"?

są przy tym cholerstwie, niczym udomowione perskie kotki, ale nie ma co teraz dywagować na temat dwóch, rozsmarowanych po ścianach, gospodarzy tego miejsca

Przecinki,w, niewłaściwych, miejscach. W sensie za dużo trochę :D

Zaciągam się łapczywie dymem

Niczym innym się nie można chyba zaciągnąć, więc "dymem" jest zbędne

Ale generalnie mnie wciągnęło, więc spełnia swoją rolę :wink: Przeczytałem całe, nie zrezygnowałem po pierwszych trzech zdaniach, jak to zazwyczaj bywa z niektórymi "opowiadaniami" tutaj xD

Tylko tytuł jakoś nijak się ma do treści.
"In loneliness, in some sort of a bleak unexplainable solitude with yourself and the Zone you can contemplate. Feel it, become another, penetrated by the aeons of the Zone. That's why it is good that makers didn't include women in the game, truly they are genius. While the game is kind of explorative, it is the journey inside. Had you also the feeling that you are in your dream while playing? Sometimes, for only moment some sight in the game appears to you like an image in a dream: obscure landscape, grey sky, and deserted building with dark windows. (...) It is no shame to have an intimate feeling to this game. I think this game, not on purpose but through artistic intuition, which is not controlled by a purpose of the artist, touched the perennial."
Awatar użytkownika
skinnyman
Kot

Posty: 41
Dołączenie: 09 Wrz 2016, 22:05
Ostatnio był: 10 Mar 2024, 18:22
Miejscowość: pe do en kreska
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: VLA Special Assault Rifle
Kozaki: 28

Re: Efekt motyla

Postprzez Wiewi0r w 23 Wrz 2016, 23:01

@ UP, w dupie byłeś, :kupa: widziałeś :suchar:

A serio - po pierwsze primo, przyznał się, że pisał pod wpływem; po drugie primo: czepiasz się :TM: ; po secundo: wiesz co to efekt motyla? Film może widziałeś? Liczę na niezłą schizę, KOSHI, wierzę w Ciebie.

P.S. Zapytałem wujka g. o zaciąganie się, wyskoczyły mi w wynikach posty-narzekania gównarzerii, że nie umiom się zaciągnąć skrętem/papierosem i insturkcje do tego. :facepalm:
No dobra, jest jeszcze palenie bez zaciagania, ale cygaro raz w w ręku miałem, więc się nie znam.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość