"Krew" by Red Shoahert

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

"Krew" by Red Shoahert

Postprzez Red Liquishert w 11 Paź 2015, 02:45

Preludium do czegoś długiego. Może kiedyś będzie, może nie.

:

Tłum wyje.
Raz.
Pierwszy z nich jest chudy. Biegnie, potyka się o własne nogi. Rosły mężczyzna tnie go silnie w gardło; krew bryzga mu na twarz, szyję, pierś.
Dwa.
Dwóch uderza jednocześnie. Pordzewiała gazrurka mija ucho mężczyzny z nożem o centymetr; chwilę później dwa palce sikające krwią spadają na piach razem z gazrurką.
Trzy.
Kolejny hamuje. Widzi krew, palce jak białe robaki na ciemnym piachu. Waha się. Mężczyzna dopada doń, wbija długi nóż w oczodół. Ostrze przeszywa mózg. Trzepoczący się jak ryba w sieci trup uderza o twardy grunt. Tłum zastyga w ekstazie.
Cztery.
Ten bez palców wstaje, zatacza się. Mężczyzna w dwóch susach jest już przy nim, łapie go za tłuste, rzadkie włosy, obala kopnięciem na kolana.
Pięć.
Nóż z donośnym chrupnięciem wbija się w kark. Pusta skorupa po żółtku duszy ląduje na zbryzganym posoką gruncie.
Trzy trupy, pięć sekund, jeden wizg tłumu. Ekstaza. Jedno imię na ustach wszystkich.
Ru-dy! Ru-dy! Ru-dy!
Mężczyzna z nożem unosi ręce w geście zwycięstwa. Krew na ostrzu, na rękojeści, na dłoniach, na nagich przedramionach. Krew na gołej piersi. Krew wsiąkająca w piach areny.
Ru-dy! Ru-dy! Ru-dy!
- Niezły styl. Nawet nie drasnęli, co?
Ten sam cieć przy wyjściu. Trzydziestoletni starzec z czarnymi pieńkami zamiast zębów i łysymi plackami na głowie. ch*j wie, co go wzięło.
- Dawaj torbę, śmierdzielu.
- Już, już…
Rudy wziął do rąk torbę. Cienki pas wrzynał mu się w nagie ramię. Rudy wszedł po schodach na piętro. Pod bosymi stopami i dookoła zimny, szary beton. Blade światło lamp. Nieustanne buczenie pobliskich agregatów.
Wyszedł ze śmierdzących śmiercią piwnic na piętro. Powłóczył nogami, krocząc wąskim korytarzem. Pieniądze czekały. Dużo pieniędzy. A jemu się nie chciało. Jeszcze ci uciekną, pomyślał ironicznie, łomocąc pięścią w żelazne drzwi.
- Otwierać, ku*wa – warknął. – Głodny jestem.
- Zawsze mówiłem, że na brak apetytu dobra jest adrenalina.
Charakterystyczny głos. Niski, szorstki, twardy. Stary Chrypa już u siebie.
Drzwi otwarły się ze smętnym piskiem nienaoliwionych zawiasów. Rudy zmierzył mętnym wzrokiem mężczyznę za progiem. Wysoki, tyczkowaty. Na twarzy liczne zmarszczki i krótki zarost. Mocno przerzedzone włosy. Zielone, bystre oczy.
- Gość w dom – machnął ręką Chrypa. Rudy przestąpił próg i drzwi zatrzasnęły się za nim natychmiast.
Chrypa pokazał mu misę z wodą. Chciał coś powiedzieć, ale Rudy zbył go burknięciem. Przychodził tu po każdej walce od blisko trzech lat, znał ceremoniał na pamięć.
Torbę rzucił na ziemię. Wyciągnął ze środka ubrania. Złożył je obok misy. Z szafki obok wyciągnął mydło i ręcznik, a potem zaczął zmywać z siebie krew. Woda w misie nabrała koloru dojrzałych róż.
- Niezłe to było – zaczął powoli Chrypa. – Ale za szybko to robisz. Kiedyś było w tobie więcej ikry.
- Kiedyś nie musiałem zabijać gówniarzy.
- A tam, pieprzysz.
- Mówisz? Może jeszcze mieliśmy równe szanse?
Chlusnął sobie w twarz zimną wodą.
- Było ich trzech.
- I kto na nich postawił?
- Paru się znalazło. Wiesz, nie każdy cię lubi.
- To dobry sposób na okazanie braku sympatii.
- Jaki?
- Oddać mi forsę.
Chrypa zarechotał. Rudy otarł się ręcznikiem, rzucił go niedbale na bok. Włożył koszulę, sweter i buty, a potem przetarł ostrze noża szmatką. Obejrzał go krytycznie. Wsunął broń do pochwy przy pasie. Jeszcze jedno. Wyciągnął z bocznej kieszeni medalik, pstryknął pokrywką i obejrzał fotografię.
Delikatne rysy twarzy. Mała dziewczynka. Kręcone włosy. Niebieskie oczy. Białe ząbki.
Zamknął medalik i zawiesił go na szyi. Schował pod grubym materiałem. Przy sercu.
- Bierz forsę.
Rudy odebrał banknoty, przeliczył. Pięć tysięcy rubli. Słabo, bardzo słabo. Chrypa zauważył jego minę.
- Nie martw się. Będzie robota.
- Jaka?
Chrypa westchnął.
- Nieprzyjemna. Jutro ci powiem. Zjedz coś, chu*owo wyglądasz.
- Spadaj.

*

Niczym niezmącona cisza. Ciemność nocy. Przez zasłonę mroku widział płomienie ognisk rozpalonych w starych hangarach. Błyski latarek w uliczkach. I najważniejsze: lampy nad otwartymi drzwiami. Rudy przeciął zarośniętą ścieżkę i spojrzał przelotnie na tablicę nad wejściem. „BAR GLADIATOR”. Jakież to subtelne.
Zszedł w dół po wąskich stopniach. Bramkarz zobaczył jego twarz i pozwolił mu wejść. Przywilej roboty u Chrypy. Wchodzisz gdzie chcesz i z czym chcesz.
W środku jak zwykle duszno, mętnie, ciężko. Siwy całun z dymu papierosowego, leniwy blues w głośnikach przedpotopowej wieży, rozmowy, śmiechy, brzęk tłuczonego szkła. Niedługo zwali się tu chmara rozwrzeszczanych stalkerów. Tych samych, którzy skandowali jego imię na Arenie.
Podszedł powoli do baru. Reszta natychmiast usunęła mu się z drogi. Jakby był trędowaty.
- Piwo i normalny obiad – rzucił w głąb zasnutej dymem kanciapy.
- Gdzie podać?
Znajomy, aksamitny głos. Wyłoniła się tuż zza lady; pewnie schyliła się po coś. Poczochrane, czarne włosy opadające na ramiona. Przeciągłe spojrzenie brązowych oczu, delikatny uśmieszek wąskich warg. Długi papieros w szczupłych palcach. Niepiękna, ale również niebrzydka. W sam raz.
- Gdzie zwykle.
Kiwnęła głową, a on odwrócił się i przebił przez powoli zapełniającą się salę. Gwar narósł. Pstrykały zapalniczki. Bulgotała lejąca się do kieliszków wódka. Przebrzmiewały donośne okrzyki.
Aż w końcu znalazł swój kąt. Nienaruszony, jak zwykle; prosty stolik z dwoma krzesłami w rogu długiej sali, cichy i spokojny. Usiadł na jednym z krzeseł, zrzucił torbę. Wyciągnął z kieszeni paczkę trojek, odpalił jedną, zaciągnął się trującym oparem. Wypuścił przez nos, rozparł na siedzeniu. Nikt się nawet nie zbliżał w promieniu trzech metrów i to było dobre.
Przez tłum przebiła się ona i przyniosła mu to, co brał zawsze, kiedy tu przychodził. Duża taca. Chińska zupa, talerz smażonego mięsa z warzywami z puszki, dwie butelki potwornie drogiego, ukraińskiego piwa. Tak jak lubił.
Postawiła to wszystko przed nim i dotknęła jego dłoni. Kiedyś go to elektryzowało, teraz to tylko lubieżna kokieteria rosyjskiej dziwki.
- Przyjdziesz dziś?
- Przyjdę.
Zawsze pytała, a on zawsze tak odpowiadał. Tak po prostu było. Patrzył, jak odchodzi, kręcąc biodrami i jak oni na nią patrzą. Wszyscy, bez wyjątku. I każdy wiedział, że za jedno klepnięcie, zły komentarz czy krzywe spojrzenie stanie na Arenie z Rudym. I zginie. Nikt od trzech lat nie pokonał go na Arenie. Nikt.
Zresztą, po co komu Arena. Zarżnąłby sku*wiela tu i teraz. Nie przez uczucia. W imię zasad.
Jadł bez smakowania i przyjemności. Przeżuwał, popijał i przełykał mechanicznie, nie myśląc o niczym.
Gdy skończył, zapalił kolejną trojkę i otworzył drugie piwo. Sączył i palił powoli. Obserwował salę.
W pewnym momencie weszło trzech łowców. Ciężkie płaszcze, czujne spojrzenie, workowate spodnie. Wszyscy nieomal jednakowi. Jednakowo mrukliwi, nieufni i spięci. Usiedli na uboczu z flaszką wódki i konwersowali o czymś, nachyleni do siebie jak spiskowcy.
Bar powoli pustoszał, aż w końcu został on sam. Ona wyjrzał zza lady, mrugnęła do niego i zniknęła znów. Wstał niespiesznie, zgarnął torbę i ruszył. Odnalazł uchylone drzwi do jej pokoju, wszedł do środka.
- Co tak długo, Rudy?

*

Ciepła, jędrna pierś w prawej dłoni. Jego twarz zatopiona w jej włosach. Cisza. Stagnacja. Ciemność.
Zamrugał i uniósł lewy nadgarstek. Szósta rano na zegarku. Zawsze budził się o tej porze, nigdy wcześniej, nigdy później.
Obserwował drobiny kurzu, wirujące w świetle lampki nocnej. Potem spojrzał na śpiącą Ninę. Czuł do niej afekt, może nawet ją kochał. Czasem myślał, że posiada ją dla samego posiadania; by móc brać ją każdej nocy, by móc patrzeć na zawistne spojrzenia innych. By cieszyć się swoimi przywilejami i jej względami, których nie okazywała żadnemu innemu. A żaden inny nie mógł tknąć oczka w głowie Chrypy i w pewnym sensie również Rudego. Wyrok zapadał natychmiast.
Po cichu wstał i się ubrał. Popatrzył na zdjęcie w medaliku. Na znajome rysy dziecięcej twarzyczki. Na długie strąki jasnych włosów.
- Ostrzygłbyś się.
Patrzyła na niego spod półprzymkniętych powiek, cudownie naga, rozpostarta na rozkładanej kanapie. Rudy przeczesał zmierzwioną grzywę na głowie.
- Po co?
- Zawsze tak wyglądałeś. Ciekawe, jakbyś wyglądał bez nich.
- Jak pie*dolone jajko – mruknął, krzywiąc twarz w lekkim uśmiechu. Zaśmiała się cicho.
- Zawsze tak wcześnie wychodzisz. Poleżałbyś jeszcze chwilę ze mną.
- Przyjdę popołudniu do baru. Chyba, że Chrypa da mi robotę.
- Idziesz na rajd z Młodym?
- Pewnie tak.
Wyszedł, ucałowawszy ją na pożegnanie. Poranek był chłodny, chmurny i ponury. Jak prawie każdy tutaj.
Szedł powoli, pogrążony we własnych myślach. Wciąż miał za mało pieniędzy. To, co wysyłał do prywatnego szpitala w Belgii wystarczało tylko na pokrycie kosztów standardowej terapii, a on potrzebował bomby. Operacji. Operacji w Stanach, drogiej, bardzo drogiej.
Czas poważnie rozmówić się z Chrypą. Cholernie poważnie.
Wszedł do szarego jak chmury na niebie budynku, przebył wąski korytarz. Minął schody prowadzące w dół, na Arenę. Załomotał kułakiem w drzwi do biura.
- Już, już…
W środku jak zwykle. Czysto, nieomal pedantycznie. Polowe meble, w miarę po ludzku zbite z desek łóżko, kolejne drzwi, które prowadziły do prywatnej loży kierownika bałaganu. Chrypa już ubrany, z worami pod oczami. Rudy rozsiadł się na starym fotelu, nie czekając na zaproszenie.
- Co z tą robotą?
- No, jest.
- Nie graj, ku*wa. Znasz sytuację. O co chodzi?
Chrypa usiadł ciężko na krześle za biurkiem, westchnął.
- Chodzi o Młodego. Kantuje nas na forsę.
Rudy zaklął. Pomyślał o trzech trupach młodych chłopaków, których zarżnął dla marnych pięciu tysięcy. Pomyślał o wielu innych, których zabił. Pomyślał o Młodym, który był dla niego kimś w rodzaju ucznia. Którego wszystkie szanse i nadzieje przekreśliło jedno zdanie, wypowiedziane przed momentem przez Chrypę.
A potem pomyślał o twarzyczce z fotografii. Stany Zjednoczone, powiedział sobie w duchu Rudy. Droga operacja. Bardzo droga.
Kiedy uniósł głowę, był gotowy.
- Gdzie, kiedy i jak?
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Universal, Mito, Route.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Reklamy Google

Re: "Krew" by Red Shoahert

Postprzez Universal w 11 Paź 2015, 11:39

Pordzewiała gazrurka mija ucho mężczyzny z nożem o centymetr

Pordzewiała gazrurka o centymetr mija ucho mężczyzny z nożem.
chwilę później dwa palce sikające krwią spadają na piach razem z gazrurką.

Chwilę później na piach upada gazrurka, w ślad za nią dwa oderżnięte palce tryskające krwią.
chwilę później dwa palce sikające krwią spadają na piach razem z gazrurką.
Trzy.
Kolejny hamuje. Widzi krew, palce jak białe robaki na ciemnym piachu

Robaki wymieniłbym na robactwo, albo coś mniej kolokwialnego.
wbija długi nóż w oczodół. Ostrze przeszywa mózg

Nie bardzo wiem jaka jest grubość kości oczodołu, ale jeśli nóż jest długi, to zapewne ostrze jest dość szerokie. Byłby problem z przeciśnięciem się przez szczelinę oczodołową górną. Myślę, choć mogę się mylić, że nie przebiłoby mózgu, a zatrzymałoby się na kości - przeciwnik tak czy siak wyeliminowany, ale mniej taniego rozbryzgu mózgu :caleb:
Pusta skorupa po żółtku duszy ląduje na zbryzganym posoką gruncie.

Przekombinowałeś z tym żółtkiem duszy.
Trzy trupy, pięć sekund, jeden wizg tłumu.

Tu też się doczepię.
Sekunda pierwsza - atakujący biegł. Czy można biec sekundę od bezruchu? "Biegnie" -> "rusza" w takim przypadku.
Sekunda druga - "chwilę później" - w mgnieniu oka. Chwila jest zauważalna, w ciągu sekundy pozostają tylko odruchy.
Sekunda trzecia - za mało czasu na wahanie, zabójstwo i opadnięcie ciała jednocześnie.
Sekunda czwarta - zataczają się więcej niż sekundę. Dwa susy to też więcej niż sekunda. Obalenie pewnie też zajęłoby dłużej.
Innymi słowy: nie przeliczyłeś tego.
Trzy trupy, pięć sekund, jeden wizg tłumu. Ekstaza. Jedno imię na ustach wszystkich.
Ru-dy! Ru-dy! Ru-dy!


Ten sam cieć przy wyjściu. Trzydziestoletni starzec z czarnymi pieńkami zamiast zębów i łysymi plackami na głowie. ch*j wie, co go wzięło.

ch*j wie o co chodzi w tym zdaniu. Że choroba?
Bulgotała lejąca się do kieliszków wódka.

Ty widzę, ku*wa, pojęcie o wódce masz słabe :caleb:
Ciepła, jędrna pierś w prawej dłoni. Jego twarz zatopiona w jej włosach. Cisza. Stagnacja. Ciemność.

Nienawidzę elementów erotyczno-pornograficznych. Wzięcie ich na warsztat jest bardzo ryzykowne i podobnie jak życie, kończy się śmiercią. Do tego potrzeba finezji.
Czuł do niej afekt

:ms:

Całkiem fajne, chociaż mógłbyś wywalić łapanie za cycka i nieco zmodyfikować arenę. Swoją drogą jestem ciekaw opinii Freuda.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2613
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 08 Sie 2023, 20:40
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1051

Re: "Krew" by Red Shoahert

Postprzez Kudkudak w 11 Paź 2015, 11:52

@up zwykłym nożem do krojenia chleba można przebić się przez kość do mózgu.
Image
Image Image Image Image Image
Awatar użytkownika
Kudkudak
Legenda

Posty: 1462
Dołączenie: 02 Lis 2011, 18:55
Ostatnio był: 02 Maj 2020, 00:25
Miejscowość: atomizer
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: RPG-7u
Kozaki: 656

Re: "Krew" by Red Shoahert

Postprzez Mito w 11 Paź 2015, 13:43

Nom.

Czytało się miło. Co prawda wątek stalkera zbierającego kasę dla swojej rodziny/żony/umierającej córeczki/dobrego przyjaciela jest dość częstym widokiem, ale akurat arenowego psychopaty chyba jeszcze nie było. :caleb:
Za tytuł z "by..." bym Ci je*nął. Tak długo tutaj siedzisz, że właściwie powinno robić Ci się na taki widok niedobrze.
Generalnie mógłbyś też kiedyś napisać coś ze znacznie mniejszą ilością równoważników zdań na centymetr kwadratowy tekstu, ale w tym miejscu nie mam do nich zastrzeżeń.

Oraz gwóźdź programu.
Rudy wziął do rąk torbę. Cienki pas wrzynał mu się w nagie ramię. Rudy wszedł po schodach na piętro.

Rudy odebrał banknoty, przeliczył. Pięć tysięcy rubli. Słabo, bardzo słabo.

Jeżeli dobrze czytam Internety, to rubel to obecnie circa 6 groszy. A więc złotówka to ok. 12 rubli. Twój bohater właśnie zabił trzy razy więcej ludzi za cztery razy mniej kasy niż pewnych dwóch pracodawców, którzy próbowali zabić swojego pracownika domagającego się wypłaty i zakopać go w lesie...
5000 / 12 = ok. 416,67 PLN
416,67 PLN / 3 = ok. 138,89 PLN
Tak więc - słabo. BARDZO słabo, bo Rudy zabił trzech ludzi, każdego za równowartość średnio-większych zakupów w Biedronce... Brawo.
- Gdzie zwykle.
Tam, gdzie zwykle.
Wyciągnął z kieszeni paczkę trojek, odpalił jedną, zaciągnął się trującym oparem.
Gdyby opar był trujący, rudzielec padłby trupem, może nie od razu, ale po kilku paczkach na pewno. Przymiotnik wymieniłbym na coś typu 'chorobotwórczym', czy coś w ten deseń. Może gęstym, gryzącym, szczypiącym...
Wypuścił przez nos, rozparł na siedzeniu.
Coś musiał przez ten nos wypuścić przed rozparciem SIĘ na siedzeniu.
Nikt się nawet nie zbliżał w promieniu trzech metrów i to było dobre.
A może "Nie było nikogo w promieniu trzech metrów od niego i to było dobre."?
Tak, jak lubił.

Ona wyjrzał zza lady, mrugnęła do niego i zniknęła znów.
Zdecydowanie literówka na początku zdania i pomieszana kolejność wyrazów na końcu - 'znów zniknęła' powinno być.

Odnośnie dyskusji o nożu - wbijając nóż w oczodół można przy okazji skruszyć/przeciąć kość.
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość