Fallout - książka

Twórczość nie związana z uniwersum gry S.T.A.L.K.E.R.

Moderator: Realkriss

Fallout - książka

Postprzez AS-R w 24 Sty 2015, 22:49

Cześć, jakiś czas temu podjąłem decyzję o rozpoczęciu pracy nad powieścią bazującą na pierwszej części gry Fallout. Będzie to wierne odzwierciedlenie tego, w co sporo osób zakochanych w post-apokaliptycznych klimatach miała szansę grać w latach 90-tych. Wszystko spisane przez wielkiego fana całego cyklu, dla ludzi takich jak ja, którzy raz jeszcze mieliby ochotę przeżyć niezapomnianą przygodę, lecz tym razem z nieco innej, bardziej literackiej strony (prawda jest taka, że nic poza pisaniem to ja nie potrafię ;)

Po rozmowach z Realkriss, uzyskałem aprobatę i przyzwolenie na założenie tematu. Będę w nim umieszczał fragmenty rozdziałów oraz link do bloga, na którym prowadzę regularne aktualizacje o nowe wpisy. Mam nadzieję, że lektura będzie dla Was satysfakcjonująca, a Wy miło spędzicie czas. Również, gdybyście mieli jakieś uwagi, sugestie, chęć wyrażenia krytyki (konstruktywnej), proszę róbcie to śmiało w tym temacie. Na bieżąco będę uzupełniał rozdziały o Wasze sugestie i na koniec, kiedy całość zostanie złożona w formie ebooka, nie mam wątpliwości, że wiele na tym zyska. Tak jak pisałem na jednym z for poświęconych cyklowi Fallout, nie jestem w stanie wyłapać wszystkich literówek, interpunkcji oraz problematycznej niekiedy składni. Stąd wydawnictwa oferują korektę redakcyjną, którą zazwyczaj prowadzi więcej niż jedna osoba.

Poniżej zamieszczam dwa posty z fragmentami rozdziałów i linki do bloga. Miłej lektury i dzięki Wszystkim!

Rozdział 1
Świat zewnętrzny
:

Odgłos poszczególnych elementów uruchamiających gródź Krypty 13 rozbrzmiewał echem pośród niebezpiecznie niskich stropów jaskini. Dźwięk ten wydawał się równie absurdalny i niemożliwy, co wciąż dzwoniąca syrena alarmowa; oba zdające się mieć swoje źródło głęboko w umyśle Blaine’a. Nic nie było bowiem w stanie przedostać się przez pancerny, chroniący przed promieniowaniem i niebezpieczeństwami świata zewnętrznego właz schronu. Właz, który w swoim życiu widziało niewielu: kilka osób z personelu technicznego, służby ochrony, niewątpliwie Overseer i przypadkowe, niesforne dzieciaki urządzające dalekie wyprawy do zakazanych stref Krypty. Wszystkich ich łączyły niewątpliwie wyobrażenia odnośnie tego, co kryje się poza nią. Te jednak szybko ustępowały obawom i paranoicznemu wręcz przerażeniu. Świat zewnętrzny był równie realny, co conocne sny, lecz w przeciwieństwie do nich nikt nie miał ochoty świadomie stawać twarzą w twarz z czyhającymi tam niebezpieczeństwami.
Teraz zaś gródź Krypty 13 była zapieczętowana na cztery spusty. Blaine Kelly stał natomiast po jej niewłaściwej stronie.
Jako dziecko Blaine Kelly snuł niekończące się fantazje o tym, co by było, gdyby. Wraz ze znajomymi przesiadywali w sali projekcyjnej, chłonąc godziny filmów przedstawiających świat sprzed wielkiego konfliktu. Lasy, jeziora, góry i oceany. Pojazdy, maszyny, samoloty i niekończące się miasta o sięgających nieba budowlach. Ludzie skupieni w społeczeństwa, narody pod bezkresem niebieskiego firmamentu, który u Blaine’a i innych mieszkańców Krypty wywoływał osobliwe uczucia niepokoju. Z bogato wyposażonej biblioteki dowiedział się, że istniała niegdyś choroba określana mianem „uranofobii” i polegała na niewytłumaczalnym lęku przed niekończącym się przestworzem. Dla Blaine’a sam fakt istnienia czegoś takiego jak pusta, błękitna od tlenu przestrzeń był równie absurdalny jak świadomość, iż w przyszłości jako pierwsza osoba miałby się przekonać, czy lęk ten jest rzeczywiście autentyczny. Tak jak wszyscy marzył od czasu do czasu o opuszczeniu schronu. Jednak bardzo szybko weryfikował własny pogląd. Życie w Krypcie było wszystkim, co znał i wbrew szerzącym się ostatnimi czasy ruchom agitującym na rzecz eksploracji świata zewnętrznego, lubił je. Na tyle, by w razie konieczności bronić siebie i innych przed tym, co wedle Overseera i domniemanych propagandowych nagrań przedwojennych specjalistów od genetyki popromiennej czaiło się za wielką, metalowo-betonową grodzią z wytłoczonym na niej numerem „13”.
Oczywiście wygodny, bezpieczny i zorganizowany świat dwudziestoośmio letniego Blaine’a Kelly miał niebawem ulec zmianie (a na dobrą sprawę uległ właśnie w tym momencie; nieodwracalnie). Kilka nocy temu wybudził się gwałtownie z koszmaru. Rzadko je miewał. W ogóle mało kto w Krypcie miewał jakiekolwiek sny. Blaine wysnuł niegdyś teorię o dodawanych ukradkiem do racji wody środkach wyciszających wszelkie marzenia senne. Główny psycholog uznawał, iż wszelkie niekontrolowane fantazje – a zwłaszcza te dotyczące zbiorowego exodusu z Krypty, co było głównym przedmiotem rozgrywającego się tej nocy w głowie Blaine’a horroru - mogą w przyszłości doprowadzić do niesubordynacji pośród ludności i jakiś pierwotnych, nostalgicznych instynktów domagających się ponownego zasiedlenia powierzchni. W następstwie mogły, mogły jak zostało wielokrotnie zaznaczone w raporcie pojawić się zagrożenia w postaci urojeń, agresji, zbiorowych psychoz i destabilizacji sytuacji w schronie. Jak gdyby na potwierdzenie własnej tezy (tej dotyczącej podawanych w racjach wody narkotyków), Blaine poczuł tamtej nocy wzmożone pragnienie. Udał się na najwyższy poziom, gdzie mieściły się sale projekcyjne, rekreacyjne, biblioteka, magazyn broni, stanowisko Overseera (przypominające kosmiczny fotel komandora statku międzygwiezdnego), główne komputery sterujące wszystkimi witalnymi procesami Krypty oraz spichlerz, w którym składowano żywność oraz manierki z wodą. Każdy obywatel schronu otrzymywał swoją dzienną porcję wody w godzinach wczesno porannych. Musiała mu ona starczyć, aż do następnego przydziału. Jednak pełniący funkcje głównego kwatermistrza Murzyn był dobrym przyjacielem Blaine’a. Okazjonalnie udostępniał mu duplikat własnej karty otwierającej drzwi do magazynu.
Szczęśliwie tej nocy Blaine był w jej posiadaniu.
Zszedł więc dyskretnie do miejsca potocznie określanego mianem „wodopoju” i zachachmęcił jedną blaszaną manierkę, oprawioną w farbowaną błękitną skórę Bóg jeden raczy wiedzieć jakiego zwierzęcia i wszechobecną liczbę „13” wytłoczoną w miękkiej oprawie i naznaczoną żółtą farbą. Ugasił pragnienie, po czym posnuł się (w formie spaceru) przez pewien czas bezcelowo wzdłuż korytarzy Krypty. Przy głównym komputerze kontrolującym procesy oczyszczania wody, wydawało mu się, iż dostrzegł gmerającą naprędce i nerwowo postać. Przetarł oczy i po chwili namysłu obarczył przewidzeniem zmęczony umysł.


Rozdział 2
Shady Sands
:

]Blaine Kelly wyszedł z prowadzącej do Krypty 13 jaskini dokładnie piątego grudnia o godzinie dziesiątej dwadzieścia jeden. Walka ze szczurami, ciemnością i samym sobą pochłonęła trzy godziny. Gdyby uprzykrzające mu od samego początku życie czynniki świata zewnętrznego ułożyły się nieco inaczej, bardziej pomyślnie, odległość pomiędzy grodzią schronu, a prowadzącym na świat zachodnim wyjściem pieczary, mógł pokonać w niecały kwadrans.
Dlatego Blaine Kelly niespecjalnie zdziwił się, kiedy jedenastego grudnia 2161 roku znalazł się niespełna w połowie drogi do Krypty 15.
Na dobrą sprawę, było mu już wtedy wszystko jedno.
Wędrówka przez pustkowia post-apokaliptycznego, zbombardowanego termojądrowymi głowicami świata zewnętrznego okazała się czymś, co wiodący historyk Krypty 13 – kompletujący rzetelną dokumentację dotyczącą misji ratunkowej o kryptonimie „hydroprocesor” - określiłby w swoich przyszłych zapiskach mianem: „niewyobrażalnej katorgi”.
Blaine Kelly z całą pewnością uznałby, że to określenie ni jak nie oddawałoby towarzyszącego mu uczucia podczas wędrówki na wschód.
W rzeczywistości „niewyobrażalna katorga” brzmiała niemalże zachęcająco.
Problemy rozpoczęły się praktycznie w tej samej chwili, kiedy dziarskim, acz nieco powolnym krokiem opuścił odmęty osłaniającej przed uporczywym, kalifornijskim słońcem pieczary (jak gdyby w jej wnętrzu poszło mu jak z płatka). Wędrując przez pierwsze cztery dni, praktycznie dopiero pod koniec czwartego opuścił ciągnące się na zachodzie pasmo gór Coast Ranges i zszedł na tworzące nizinę pustynie. Przez te cztery dni zdążył wykończyć praktycznie całe zapasy wody, spalić sobie twarz na słońcu do tego stopnia, że jego fizjonomia przypominała teraz jakąś napuchniętą, łuszczącą się malinową pulpę i kilkukrotnie niemalże zleciał w dół przepaści, kiedy niewprawiona, poobcierana noga w regulaminowych butach Krypty 13 (zupełnie nieprzystosowanych do dalekich wędrówek po nieistniejących pośród post-apokaliptycznych Coast Ranges górskich szlakach) omsknęła mu się na zdradliwie śliskim kamieniu. Po trzecim takowym incydencie uznał, że o mało, co nie spadł w dół stromego zbocza. Ewidentnie, przydałoby się tu trochę planowania przestrzennego, powiedział sam do siebie, a raczej fuknął oburzony wszystkim, co go spotkało i poprawiając plecak na drżącym już ramieniu, ruszył przed siebie bardzo uważnie bacząc, gdzie stąpa.
Ponadto przez te cztery dni nie spotkał niczego, co żyło. No, prawie niczego. Raz cudem wyminął przyczajoną pośród wąskiego, skalistego przesmyku grupę kalifornijskich szczurów jaskiniowych. Niestety Blaine nie uzyskał należytego wykształcenia umożliwiającego mu przetrwanie w głuszy. Lubił książki, lubił biblioteczne komputery, ale metody radzenia sobie z tak efektywnie przetrzebioną fauną i florą przedwojennego świata, od zawsze wydawały mu się stratą czasu (poza tym większość tej przedwojennej fauny i flory wyglądała teraz zgoła inaczej, a stare metody sztuki przetrwania było, cóż, po prostu stare).
Nie przypuszczał jednak nigdy, że zostanie wysłany na zewnątrz, a od sukcesu jego misji będzie zależał los wszystkich mieszkańców Krypty 13.
Dlatego w chwilach największego załamania spoglądał na swojego PipBoy’a 2000. Papierowa kartka wetknięta tam najpewniej na wniosek Overseera – swoją drogą główny nadzorca schronu miał na imię Jacoren – wybitnie wypełniała powierzoną jej misję i za każdym razem, gdy Blaine chciał zawrócić tylko po to, by wytknąć temu zramolałemu despocie, co myśli o całym jego „genialnym” przedsięwzięciu, szybko natrafiał na jakieś głęboko skrywane w jego podświadomości pokłady zdroworozsądkowego poczucia obowiązku i zakasując rękawy, brnął dalej.
Teraz jednak, po sześciu dniach wędrówki, będąc wedle wyliczeń PipBoy’a 2000 tylko w połowie drogi pomiędzy jedną Kryptą, a drugą, nie wiedział, co zrobić.
Dalsza droga przez pustynię wydawała mu się jedynym słusznym rozwiązaniem. Kiedy opuszczał górskie pasmo Coast Ranges, miał nadzieję, że równa, nizinna powierzchnia chociaż trochę ulży mu w wędrówce.
Okazało się jednak, że świat zewnętrzny jest pełen niespodzianek. Ziemia na pustyni była twarda i skalista; obfitująca w małe, ostre kamyki i zwodnicze wyrwy, gdzie łatwo o skręcenie kostki (na pustyni też przydałoby się nieco planowania przestrzennego). Znaczne jej połacie pokrywał piasek, w których dla odmiany nogi grzęzły, a brodzenie przez zdające się nie mieć końca wydmy, było równie męczące, co lawirowanie między naturalnymi nierównościami terenu.
Tylko gdzieniegdzie grunt przypominał coś, co wedle Blaine’a było zwyczajną, ubitą ziemią pokrywającą niegdyś znaczną połać naszej planety. Szybko nauczył się czerpać radość z rzeczy małych i przemierzał te obszary ze szczerym i niewymuszonym uśmiechem na ustach.
Ostatnio edytowany przez AS-R, 29 Sty 2015, 16:48, edytowano w sumie 1 raz
Zapraszam do zapoznania się z moim projektem i lektury:
http://fallout-novel.blogspot.com/ - powieść na motywach pierwszej części cyklu Fallout!

Za ten post AS-R otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive robo_pl, Tormentor.
AS-R
Kot

Posty: 3
Dołączenie: 20 Sty 2015, 23:17
Ostatnio był: 26 Cze 2015, 21:37
Kozaki: 3

Reklamy Google

Re: Fallout - książka

Postprzez Realkriss w 25 Sty 2015, 00:52

Witamy na forum.
W końcu coś z uniwersum Fallouta, jak dla mnie sama radość. Zabieram się za czytanie i jestem bardzo ciekawa, jak spodoba się naszym koneserom :E

Za ten post Realkriss otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive AS-R.
Awatar użytkownika
Realkriss
Moderator

Posty: 1664
Dołączenie: 08 Lut 2011, 14:58
Ostatnio była: 09 Sty 2023, 10:40
Miejscowość: Warszawa
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 881

Re: Fallout - książka

Postprzez Tormentor w 26 Sty 2015, 00:34

Ooo, z racji tego, że akutalnie maniacze w Fonline 2 i kocham klimat wszystkiego co Falloutowe zabieram się za czytanie i śledzenie dalszych części. ;) Do pierwszego rozdziału oczywiście "Underground Troubles"

Czy to będzie 100% kalka fabularna z F1?
Image
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1029
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 18 Cze 2023, 17:27
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 289

Re: Fallout - książka

Postprzez marcel w 26 Sty 2015, 01:39

@AS-R,
Jedna malutka uwaga - wyśrodkowany tekst niezbyt dobrze się czyta. ;) Warto byłoby te dwa fragmenty dać klasycznie - do lewej.
>>> Wenn ist das Nunstück git und Slotermeyer? Ja! ... Beiherhund das Oder die Flipperwaldt gersput. <<< ~ Ernest Scribbler
marcel
Opowiadacz

Posty: 436
Dołączenie: 31 Lip 2007, 17:48
Ostatnio był: 29 Paź 2020, 15:47
Kozaki: 193

Re: Fallout - książka

Postprzez AS-R w 29 Sty 2015, 16:50

Hej, dzięki za wpisy! Przyznam, że tak własnie nie do końca wiedziałem, jak to wszystko ugryźć estetycznie. Poprawkę oczywiście już zrobiłem.

Odnośnie kalki fabularnego, nie do końca. To jest powieść inspirowana, na motywach pierwszej część Fallout'a. Droga i główne wątki fabularne, które pokonywał i z którymi mierzył się główny bohater, są zachowane, ale całość opisuję z mojej własnej perspektywy i przyznam, że nawet dla mnie jest tam sporo zaskakujących i nie występujących w grze elementów.

Uzupełniam o fragment rozdziału trzeciego - Krypta 15. Również, pod namową kilku osób, dodałem na blogu dział "czytniki". Jeżeli ktoś chciałby czytać wygodnie z formatu .mobi lub .epub - jest już taka możliwość :)

:

Rozdział 3
Krypta 15

13

Dzień piętnasty
Wielkimi krokami zbliżałem się do Krypty 15 – a przynajmniej do miejsca, w którym wedle mojego PipBoy’a 2000 powinna się ona znajdować. Żywiłem głęboką nadzieję, iż ostatni fragment drogi uda mi się pokonać bez zbędnych komplikacji. Do tej pory nie natrafiłem na nic niepokojącego (poza lejącym się z nieba ukropem i palącymi promieniami słonecznymi, ale te raczej towarzyszyły mi jak jakiś niechciany, śmierdzący kundel przybłęda). Lecz w przeciwieństwie do pierwszego kontaktu ze światem zewnętrznym, odnoszę wrażenie, że mój organizm radzi już sobie z panującymi tu warunkami znacznie, znacznie lepiej.
Naturalnie moje nadzieje niewiele znaczą dla ciążącego nade mną fatum. Bowiem trzeciego dnia wędrówki z Cienistych Piasków, około godziny jedenastej, poczułem wyraźne oznaki wilgoci gromadzącej się na wysokości moich lędźwi. Początkowo zbagatelizowałem problem uznając go za nadmierną potliwość. Faktem jest, że pośród roztaczającego się wokół mnie pustynnego klimatu, zmuszony byłem wypijać znaczne ilości wody, przez co pociłem się jak stary świński tucznik w blaszanym boksie ciężarówki transportującej żywy inwentarz wprost w gościnne progi rzeźni.
Jednak wilgoć stawała się coraz bardziej dokuczliwa. Zerknąłem do wiszącego na plecach plecaka i przeżyłem szok.
Ostatnia manierka wypełniona wodą pękła. Do tej pory jej nie używałem, tak więc niemożliwe, bym zapomniał należycie ją zamknąć. Najpewniej problem ten został nieopatrznie zainicjowany (a może winę za tego pecha ponosiła jedyna złorzecząca mi osoba, stojąca teraz w pseudo bramie, trzymająca w rękach skorodowanego Winchestera i podśmiewająca się podejrzanie od ucha do ucha) jeszcze w Cienistych Piaskach. Manierka musiała posiadać jakąś nieszczelność. W wysokiej temperaturze, na dnie plecaka, musiało dojść do nagromadzenia wewnętrznych gazów, co w efekcie rozsadziło ostatnio z moich pojemników na wodę.
Na domiar złego dziura znajdowała się tuż u podstawy, przez co praktycznie cały płyn zdążył już wyciec na zewnątrz i wchłonął się w kombinezon.
Nie ukrywam, że byłem załamany. Na szczęście zeszłej nocy zakończyłem lekturę skradzionych przeze mnie podręczników survivalowych. Każdy z nich, oprawiony w żółtą, twardą i dziwne dobrze zachowaną okładkę, nosił skryty na pierwszej z wewnętrznych stron podtytuł: „Poradnik harcerza”. Cóż, nie mogę rzec, abym w chwili utraty wody czuł się niczym tytułowy harcerz, a moja sytuacja była tak błaha, jak chociażby dogasające podczas nocnego czuwania obozowe ognisko, ale niewątpliwie zgromadzone w dwóch cienkich – acz treściwych – książeczka informacje zawierające podstawy wiedzy o przetrwaniu w głuszy, przydały mi się w tym, co nastąpiło później.
Niczym pragnący wchłonąć choć odrobinę wody kaktus-sukulent, wzbogacony nowym doświadczeniem, ruszyłem pełen nadziei na przeszukiwanie pustyni. Wedle mojego PipBoy’a 2000, spędziłem pełne pięć godzin próbując zlokalizować choć odrobinę płynu. Nie udało mi się jednak znaleźć nawet odrobiny, by ugasić pragnienie. Czułem się coraz gorzej. Moje ciało niewątpliwie ulegało jakimś skrytym mikro obrażeniom wewnętrznym. Wtedy zdarzył się cud…
Pragnący wody kaktus (to ja) spostrzegł coś strzelistego, smukłego i zdającego się wyglądać z daleka jak żywa reklama Meksyku.
Kaktus. Prawdziwy kaktus! Na horyzoncie majaczył mi zielony, falujący na tle gorącego powietrza strzelisty i wyglądający na jędrny badyl.
Spalony słońcem, oblizując mimowolnie spierzchnięte, spękane usta przypominające wargi trędowatego króla Baldwina IV, ruszyłem ku memu wybawieniu.
Wtedy kaktus zrobił się trochę bardziej przezroczysty. Potem jakby zupełnie zatracił barwę i… zniknął. Zakląłem pod nosem i upadłem na kolana. Czytałem niegdyś o wywołanych głodem, pragnieniem i skrajnie wysokimi (lub niskimi) temperaturami mirażach. Kaktus był niewątpliwie fatamorganą. Już miałem się poddać i własnymi rękami rozpocząć głębinowe wykopy, kiedy przetarłem oczy, a kaktus znów tam był; kusząc mnie chłodem i ożywczością przepływających w jego wnętrzu płynów.
Ruszyłem i tym razem kaktus nie znikał. Kiedy zbliżyłem się na tyle, iż mogłem z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jest prawdziwy, moja chwilowa radość i ulga zostały rozwiane przez widok znacznie straszliwszy i przepełniający mnie grozą większą niż niknące miraże.
Wszędzie dookoła walały się spękane, połamane i mocno wysuszone kości. Znaczna część niewątpliwie należała do zwierząt; najróżniejszych zwierząt. Spośród znanych mi gatunków rozpoznałem: kalifornijskie szczury jaskiniowe, braminy, iguany, coś, co wedle Poradnika Harcerza mogło stanowić jakąś formę kreta i… ku jeszcze większemu obrzydzeniu i przerażeniu, kości ludzi.
Dziesiątki, jeśli nie setki.
Jednak nie to było najgorsze. Wszędzie, absolutnie wszędzie dookoła nakładały się na siebie ślady, które po raz pierwszy ujrzałem w leżu nękających Cieniste Piaski radskoprionów.
Sparaliżowany początkowym strachem, otrząsnąłem się i rzuciłem naprędce ku kaktusowi. Rozciąłem mięsistą powłokę łodygi i uważając na kolce przyłożyłem wszystkie pozostałe mi manierki napełniając je życiodajną cieczą. Jedną opróżniłem natychmiast. Uzupełniłem ubytek i kiedy woda przestała wyciekać ze skazanej przeze mnie na niewątpliwą śmierć rośliny, ruszyłem na wschód w kierunku Krypty 15.
Po drodze, nieco dalej od miejsca zbiorowych uczt północnoamerykańskich niegdyś skorpionów cesarskich, napotkałem wysuszoną, błagającą o kres jej udręk jabłoń.
Lecz jabłoń ta, jakkolwiek tragicznie by się nie prezentowała, miała na gałęziach kilka nadgniłych, spowitych rozdętymi bąblami jabłek.
Sprawdziłem je licznikiem Geigera. Były w porządku. Pięć (wszystkie) znalazło się w odmętach mojego juka.
Dzięki Bogu opuszczając terytorium morderczych radskorpionów, nie natrafiłem na żadnego z ich przedstawicieli. Wiele natomiast rozmyślałem o tych przerośniętych pajęczakach. Mój tok rozumowania był mocno abstrakcyjny, co niewątpliwie stanowiło efekt wielogodzinnego braku wody i ekspozycji na słońce (które ku mojej nieskrywanej radości chyliło się z wolna ku zachodowi, niknąc mi tym samym za plecami). Myślałem: „co, jeżeli radskorpiony wiedziały, że będę tędy przechodził? Co, jeżeli w jakiś sposób dowiedziały się, że zaszlachtowałem im Matkę, ich wielką i jedyną Królową i też wszystkie zostały zmobilizowane do pochwycenia mnie, poddania okrutnym, niewyobrażalnie wręcz bolesnym torturom i powolnego przeflancowania na tamtą stronę?”. Wtedy wydawało mi się to wielce logiczne. Świat zewnętrzny, dziesiątki lat wypalającego i mutującego wszystko promieniowania mógł równie dobrze wytworzyć w radskorpionach jakąś formę kolektywnej inteligencji i zdolność telepatycznego przesyłania myśli. Coś podobnego było chyba w tym starym, lecz wciąż wyśmienitym filmie „Obcy”. Królowa Matka, chociaż nikt nigdy nie powiedział tego wprost, była niewątpliwie w stanie komunikować się ze swoimi trutniami rozdzielając pomiędzy nie priorytetowe dla niej zadania. Mrówki funkcjonowały przecież podobnie. Pisał o tym Bernard Werber. Równie dobrze, tak samo mogły działać te chitynowe skorupy. Mogły czaić się pośród mroku nocy, zakopane w głębinach piasków, czekać, czekać i czekać, aż nieopatrznie jakiś zbłąkany wędrowiec (to znowu ja) próbujący uratować życie tysiąca mieszkańców swojej Krypty znajdzie się na tracie przecinającej ich zasadzkę i gdy tylko nadarzy się właściwa okazja, bach!


Hej, robię update o fragment kolejnego rozdziału :)

Rozdział 4: Najeźdźcy
:

- ku*wa mać! Wiedziałem, że tak będzie…
Blaine przemierzał pustynię mrucząc do siebie pod nosem. Ręce trzymał w kieszeniach swoich nowych spodni. Czarna, ciężka skóra lepiła mu się do ciała, a rozsunięte poły dyndały z każdym krokiem. Minę miał skwaszoną, plecy przygarbione, a szyję mocno wychyloną do przodu. Wzrok zaś wbijał głęboko w spękaną glebę zachodniej Kalifornii. Przypominał naburmuszonego chłopca obrażonego na cały świat, a jedyną ulgę zdawał się przynosić mu ustawicznie kopany kamyk.
Jednak za każdym razem, gdy obuta w ciężkie trapery noga robiła zamach, a kamień odlatywał kilkanaście jardów wprzód; upadając kilkukrotnie z coraz mniejszym łoskotem, aż w końcu zamierał zupełnie czekając na kolejny przejaw barbarzyńskiej przemocy fizycznej, upragniona przez Blaine’a ulga zdawała się oddalać wraz z kawałkiem skały i przez czas potrzebny na wykonanie kilkudziesięciu kroków, pozostawała poza jego zasięgiem.
Właściwie, to Blaine w ogóle nie odczuwał żadnej ulgi. Oszukiwał sam siebie, że kopanie kamyka przynosi mu jakąkolwiek satysfakcję. Robił to na swój sposób mechanicznie, bezwiednie - chyba tylko dla podkreślenia własnej buntowniczej postawy. Oczywiście przez wszystkie lata od wybuchu Wielkiego Konfliktu, świat zewnętrzny nauczył się skutecznie ignorować wszelkie przejawy niezadowolenia, a niekiedy, dla wzmocnienia efektu, sprowadzał na szwędających się po nim nieszczęśników kolejne pasma tragedii, rozczarowań i rozpaczy.
Blaine miał wrażenie, iż od kiedy niespełna siedemnaście (Boże, to już prawie trzy tygodnie!) dni temu przeszedł przez zewnętrzną gródź Krypty 13, świat zewnętrzny obrał go na celownik i przyglądając mu się wnikliwie robił wszystko, by cokolwiek zaplanował sobie Blaine, zakończyło się zupełnie odwrotnie.
- Cholerne Cieniste Piaski – burczał dalej. – Cholerny Seth. Cholerny Aradesh. Cholerna… mała… cipa…
Przyznaj się Blaine, przecież w głębi siebie właśnie na coś takiego liczyłeś. Chyba nie będziesz próbował mi (MI) wmówić, że to nie jest to, czego chciałeś?
Mogłem ich ominąć, myślał Blaine. Mogłem olać tę obszczekiwaną przez psie dupy pseudo społeczność i trzymać się planu „hydroprocesora”. Jasne, cała ta sprawa z Kryptą 15 okazała się jednym wielkim szwindlem, a ja nie mam bladego pojęcia, gdzie dalej szukać, ale jednak sam pomysł powrotu do królestwa króla kloszardów okazał się poroniony chyba nawet bardziej niż wszystko, co do tej pory widziałem.
Blaine Kelly miał naturalnie powody do lekkiego wzburzenia i niepokoju. Siedząc na skalnym wzniesieniu, obserwując rozpościerającą się poniżej dolinę ze swoją malutką wioseczką zwaną Cienistymi Piaskami, miał przecież tyle najróżniejszych możliwości. Owszem, mógł ruszyć dalej na wschód i sprawdzić zdezelowaną do cna Kryptę. Mógł wrócić na zachód i albo zadekować się z powrotem u siebie, pogadać trochę z Jacorenem i spróbować ustalić inny plan działania, albo nawet iść dalej, aż minąłby górzyste pasmo Coast Ranges i zobaczył, co czeka go bliżej wybrzeża. Mógł też odwrócić się w kierunku południowym. Podobno mieściło się tam niejakie Złomowo. Za Złomowem zaś wspomniana przez Iana metropolia: Hub. Jeżeli istniało jakieś miejsce w tym post-apokaliptycznym cyrku, gdzie resztki cywilizacyjnej organizacji wciąż funkcjonowały, to bez wątpienia było to Hub. Ktoś tam na pewno wiedział, gdzie znajduje się hydroprocesor. Albo przynajmniej słyszał o nim lub o innej Krypcie. Jedna Krypta. Jedna szansa, to wszystko, czego Blaine potrzebował. Drobna, niepozorna wskazówka mogąca odmienić sytuację jego i jego domu. Ostatecznie zawsze była północ. Nikt nie wiedział, co rozpościerało się teraz na północy. Być może czekał tam zupełnie nowy świat. Być może Blaine mógłby nawet zapomnieć o tym wszystkim, co działo się tutaj, na południu i znaleźć dogodne miejsce tuż nad brzegiem oceanu, gdzie jako wybraniec losu, osiadłby tworząc nową społeczność. Dysponował przecież całkiem niezłą wiedzą. Wędrówka na północ z pewnością wiele nauczyła by go jeszcze o świecie zewnętrznym. No i ostatecznie mógł znaleźć jeszcze kilka Podręczników Harcerza. Prostaczków nietrudno było oczarować. Sprzedałby im jakąś wiarygodną bajeczkę. Pokazał swój sfatygowany kombinezon z wyszytą na plecach żółtą trzynastką. Nikt nie wiedziałby, że porzucił swoich skazując wszystkich na śmierć. Znalazłby sposób na oczyszczenie sumienia. Znalazłby sposób. W końcu nic z tego nie było jego winą.
- Ach, północ – westchnął.
Tyle, że w obecnej chwili Blaine zmierzał w zgoła przeciwnym kierunku geograficznym. Wszystko za sprawą wydarzeń z Cienistych Piasków. Cała ta wietrzna wiocha zasypana doszczętnie piaskiem i beznadzieją powinna już dawno zniknąć z powierzchni ziemi. Bezmyślni mieszkańcy, dwugłowe krowy, Komandor-Kurwa-Seth, jeszcze gorszy i bardziej obłąkany Król Kloszardów ze swoją narwaną, naiwną, prostolinijną córeczką, a do tego na dokładkę radskorpiony i najeźdźcy.
Aż dziw bierze, że oni wszyscy wciąż funkcjonują, co?
To prawda, zgodził się Blaine (bardzo lubił zgadzać się sam ze sobą). To jakaś paskudna, groteskowa ironia. Twór tak potężny i niezniszczalny jak Krypta, posiadający zdolność podtrzymywania życia swoich mieszkańców praktycznie w nieskończoność, odporny na konflikty nuklearne i utrzymujące się przez dziesięciolecia promieniowanie, był zagrożony totalną zagładą, podczas gdy Cieniste Piaski zdawały się… prosperować w najlepsze ze swoją zmutowaną kapustą i sałatą.
Blaine poczuł wzdrygający jego ramionami dreszcz. Przez moment miał wrażenie, że ceniący sobie ironię i absurd świat zewnętrzny wespół z losem przygotowali dla Cienistych Piasków scenariusz, na jaki nikt w 2161 roku nie porwałby się nawet w najbardziej szaleńczych i obłąkańczych spekulacjach.
No może poza Aradesh’em. Ten z całą pewnością widział swoją małą osadę jako centrum polityczne, ekonomiczne, militarne i kulturowe w najbliższym rejonie. Może nawet w całej Kalifornii. Nowa Republika Kalifornii, pewnie tak patetycznie chciał ten stary dziad przemianować w przyszłości Cieniste Piaski. Niezły awans, nie da się ukryć: z króla kloszardów i sołtysa na Prezydenta Republiki…
Blaine kopnął kamień. Poleciał hen, hen wzbijając się wpierw po niewielkim łuku, a kiedy zaczął z wolna opadać, poturlał się z łoskotem i zatrzymał obok sterty innych sobie podobnych kawałków skał.


27-02-2015 - dzisiaj po dłuższej przerwie wrzuciłem pierwszą część piątego rozdziału: Złomowo. Zapraszam do lektury :)
Zapraszam do zapoznania się z moim projektem i lektury:
http://fallout-novel.blogspot.com/ - powieść na motywach pierwszej części cyklu Fallout!
AS-R
Kot

Posty: 3
Dołączenie: 20 Sty 2015, 23:17
Ostatnio był: 26 Cze 2015, 21:37
Kozaki: 3

Re: Fallout - książka

Postprzez AS-R w 26 Cze 2015, 21:37

Cześć. Wrzuciłem dzisiaj ostatni rozdział i całość poprawionego tekstu w formie ebooka. Pozostaję zobowiązany za komentarze, dziękując jednocześnie Wszystkim, którzy do tej pory wsparli mnie i śledzili na bieżąco losy Blaina.

Najlepszego!

AS-R
Zapraszam do zapoznania się z moim projektem i lektury:
http://fallout-novel.blogspot.com/ - powieść na motywach pierwszej części cyklu Fallout!

Za ten post AS-R otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive marcel.
AS-R
Kot

Posty: 3
Dołączenie: 20 Sty 2015, 23:17
Ostatnio był: 26 Cze 2015, 21:37
Kozaki: 3


Powróć do Zero z Zony

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość