Witam!
Jestem tu nowy
Ale gdy po kupnie Stalkera trafiłem tutaj i zobaczyłem dział Twórczość, od razu do głowy wpadł mi pomysł na opowiadanie. Może się spodoba
Cichy wszedł do pomieszczenia zajmowanego przez swoich towarzyszy. Oparł plecak i karabin o ścianę, po czym stękając ze zmęczenia zasiadł przy ognisku.
- Śmierdzisz ? rzekł na powitanie Wasyl.
- Myślałby kto, czyścioszek się znalazł. Jakbyś połaził trochę po bagnach Jantaru to też byś tak pachniał.
- I co robiłeś? ? spytał Mruczek, ich nowy kompan.
- Poczekaj, zaraz wszystko opowiem ? odparł Cichy. Sięgnął do plecaka, z którego wyjął chleb, puszkę konserw i butelkę ?Kozaka?. Poczęstował nią towarzyszy, samemu otwierając konserwy i rozsmarowując je na pajdzie chleba.
- Będąc na wypadzie znalazłem parę artefaktów, nic wielkiego. Wróciłbym wręcz podku*wiony, gdyby nie to, że na bagnach usłyszałem strzały. Jakiś ranny stalker odpierał atak dwóch snorków. Pomogłem mu, dałem trochę amunicji i opatrunków. W zamian za to dał mi współrzędne do jednej ze swoich skrytek. Powiedział, że jest w niej klucz do kolejnej skrytki, w której ukrył kilka, podobno bardzo cennych artefaktów.
- No to tam leć ? wychrypiał Wasyl oddając mu butelkę wódki.
- Nie wchodzisz w to? ? spytał go Cichy.
- Nie wiem. Zobaczymy. W ogóle to idź do Sidorowicza. Nie wiem skąd, ale ten skurczybyk wytrzasnął dwie skrzynki Coca-Coli. Powiedział mi, że zostawi ci ze dwie butelki.
- Skoro miał mi zostawić to pójdę i kupię? Ale najpierw trochę odsapnę.
Cichy oparł się o swój plecak i obserwował smużkę dymu ulatującą przez dziurę w dachu chaty.
Wasyla, któremu zaproponował współpracę, znał od bardzo dawna. Był to mężczyzna mający około dwudziestu piecu lat, średniego wzrostu. Jego małe oczy patrzyły apatycznie w ogień, który oświetlał jego prosty nos, drobny zarost na policzkach i krótkie ciemnie włosy.
Ubrany był w wojskowe buty, szare, ortalionowe i ocieplane spodnie i stalkerski kombinezon spod którego wystawała kurtka w kolorze khaki z obszernym kapturem.
Wasyl był dość tajemniczym typem i Cichy nie wiedział wiele na temat jego przeszłości i życia sprzed przyjścia do Zony.
Mruczek z kolei był młodym kotem, o chłopięcej twarzy, pełnych rumianych policzkach i krótkich blond włosach. Od zaledwie dwóch tygodni przebywał w Kordonie.
Nie miał żadnego specjalistycznego wyposażenia, jedynie wojskowe buty, dresowe spodnie i ortalionową kurtkę przepasaną solidnym skórzanym pasem,a także starego AK-47, którego Wasyl oddał mu za bezcen. On też wymyślił mu ksywę ? gdy Mruczek przyszedł do niego po broń, przysłany przez któregoś ze stalkerów, nie mógł się wysłowić ze zdenerwowania. Wasyl skwitował to następująco: ?Jesteś kotem. Nie możesz słowa wykrztusić. Istny Mruczek z ciebie.? Od tej pory ksywa Mruczek przylgnęła do początkującego stalkera.
Sam Cichy był wysokim, barczystym mężczyzną. Skupiony wyraz twarzy i wysokie czoło były oznaką inteligencji i opanowania. Zapadnięte policzki, które świadczyły o wielu trudach przebytych w Zonie, podkreślały mocne kości policzkowe.
Jako doświadczony stalker posiadał stalkerski kombinezon, pod którym nosił czarną kurtkę i bluzę z kapturem. Całości dopełniały wojskowe buty i spodnie.
Minęła godzina. Cichy ociężale wstał. Założył plecak, przez ramię przewiesił swojego SGI 5k i wyszedł kierując się do bunkra Sidorowicza. Po chwili dogonił go Mruczek.
- Mogę iść z tobą? ? spytał.
Cichy skinął potakująco głową.
Minęli starą wioskę, obecnie zajętą przez stalkerów. W kilku miejscach grupki tych szalonych ludzi wypoczywały grając w karty, śpiewając i pijąc, zagłuszając w ten sposób wszelkie troski jakie napędzało życie w Zonie.
Sidorowicz ucieszył się na widok Cichego. Wyjął z pod lady dwie pół litrowe butelki Coli, lecz mimo swego dobrego humoru nie omieszkał policzyć sobie za nie więcej niż za wódkę.
- Takie czasy mój bracie. Prędzej znajdę ci tu sprawny karabin niż taką Colę ? tłumaczył się.
Cichy nie wykłócał się, jako że po sprzedaniu w Barze kilku artefaktów na podstawowe produkty nie brakowało mu gotówki, poza tym nie leżało to w jego spokojnej naturze.
Wracając do ich tymczasowego miejsca zamieszkania Mruczek był wyraźnie podniecony. Co chwila szukał okazji by zagadać Cichego.
- Co cię gryzie? ? spytał go w końcu Cichy, widząc, że bez pomocy Mruczek nie wygada się.
- Wiesz? Bo ja chciałbym iść z wami do tej skrytki. Tylko nie pomyśl sobie, że ja ten, czy coś? Jak coś to we dwóch się podzielicie zyskami. Pozwólcie mi tylko iść z wami!
Cichy spojrzał z ukosa na kota. W czasie tego wypadu nie przyda się im na wiele. Nie przewidywał też specjalnych trudności. Wszystko sprowadzało się do pójścia na wyznaczone współrzędnymi miejsce, zabranie klucza i ruszenie do właściwej skrytki. Mogła to być dla Mruczka świetna szkoła.
- Pójdziesz z nami. O zyski się nie martw, bo może ich wcale nie być.
Mruczek rozpromienił się i w jednej chwili zmienił się największą gadułę znaną Cichemu.
Przy wieczornym ognisku Wasyl rozpoczął rozpytywanie Cichego o szczegóły wypadu w głąb Zony.
- Czyli jednak idziesz? ? droczył się z nim Cichy.
- No ja bym nie poszedł? Zastanów się ? wyszczerzył się Wasyl.
- Pójdziesz to zobaczysz. Mogę wam powiedzieć tylko tyle, że pierwsza skrytka jest w Dolinie Mroku a druga nad Jantarem? I tak najpierw pojawimy się w 100 Radach.
- A po co?
- Trzeba Mruczka wyposażyć trochę, skoro już z nami idzie.
- Ale ja nie mam?
- Już ty się nie martw o nic.
- Kiedy ruszamy? ? spytał Wasyl.
- Przed świtem. Wtedy najłatwiej prześlizgnąć się obok wiaduktu i punktu kontrolnego wojska.
Cichy zbudził ich o czwartej nad ranem. Zebrali się szybko i ruszyli na północ.
Bez problemu przeskoczyli przez nasyp. Gdy zbliżali się do przejścia na wysypisko zbierało się na codzienną poranną ulewę.
Wtem z nieodległych krzaków doszło do ich uszu głuche powarkiwanie. Cichy dał znać swym towarzyszom by się zatrzymali i odbezpieczył karabin.
Warczenie i dziwne ponure burczenie powtórzyło się. Towarzyszył mu szelest poruszanych gałęzi.
Cichy podniósł powoli broń do ramienia i wystrzelił dwie krótkie serie w zarośla. Rozległ się przeraźliwy skowyt, niemal w tym samym momencie spomiędzy liści wyskoczyły trzy brunatno brązowe psy.
Stalkerzy otworzyli do nich ogień. Nim bestie pokonały połowę dystansu dzielącego je od przeciwników, leżały martwe na drodze.
- Brawo kocie, trafiłeś jednego ? powiedział Wasyl.
Przestraszony Mruczek skinął potakująco głową i powiedział drgającym głosem: - Już tutaj się zapuszczałem. Parę razy strzelałem do dzikich psów.
- Tylko jedna uwaga ? kontynuował Wasyl ? Staraj się przykładać kolbę nie na obojczyk, tylko pod, bo możesz go sobie solidnie obtłuc, a przy większych gnatach nieźle wszystko powyłamywać?
- Chodźcie, szkoda czasu ? poganiał ich Cichy.
Słysząc pierwsze grzmoty porannej burzy, trzej poszukiwacze ruszyli w głąb Zony.