Opowiadanie "Profesja"

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Valentino w 03 Paź 2008, 23:39

Będzie to moje drugie "stalkerowskie" opowiadanie, znacznie krótsze od zaczętego "Oka Stwórcy", tak, na odstresowanie i odpoczynek od tamtej w pewnym sensie dłużyzny.

Prolog - Zaciekłość

-Bierz go! ? krzyknął Gustowski, spuszczając psa ze smyczy. Dorodny, wysportowany owczarek niemiecki natychmiast udał się w pogoń za stalkerem. Sprawnie prześlizgnął się pod szlabanem dla samochodów, po czym, prostując się, przeskoczył niewielką kupę kamieni. Biegnąc po asfaltowej ścieżce, co chwila wpadał w rzucane przez drzewa cienie, ostre i postrzępione, zmieszane z porannym słońcem.
Stalker słysząc warczenie psa, przyspieszył jeszcze bardziej. Jakimś cudem zarzucił małego AK na plecy, po czym zaczął panicznie machać rękoma, w rytm równie panicznego biegu. Po pokonaniu dziesięciu metrów poczuł silny ból w klatce piersiowej ? ostatni raz czuł tak się podczas przeforsowanego odcinka w szkolnych zawodach atletycznych.
?Jeszcze trochę.? ? pomyślał.
Po kolejnych pięciu metrach zaczął ciężko dyszeć. Na chwilę wytrącił się z rytmu, czego wynikiem była utrata pędu i trzy wielkie, bliskie upadkowi kroki, po których stalker znowu zaczął poruszać się szybciej.
Pies jednak nie przestawał. Z zachwycającą, godną nakręcenia filmu gracją, przebierał silnymi łapami, coraz bardziej zbliżając się do swej ofiary. Z językiem bezwładnie zwisającym z zaślinionego pyska, nie spuszczał stalkera z oczu.
Gdy od człowieka dzieliło go ledwie osiem metrów, zaszczekał.
Już mu nie ucieknie.


Za nic mu nie ucieknę.
Musiałem chociaż spróbować.
Poza potem oblewającym me plecy, panicznego strachu i bólu mięśni, czułem też wręcz oddech ścigającego mnie wilczura. Z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy i bliższy, coraz bardziej wypełniając swym okropnym dźwiękiem wszystkie moje myśli.
Chwyciłem, a raczej grzmotnąłem lewą dłonią w zawieszony na lewym ramieniu zamszowy, czarny pas karabinu. W tym samym czasie prawa ręka również przestała ?tańczyć? w rytmie nóg. Chwyciłem taktyczne zawieszenie z całych sił, obiema dłońmi, po czym, odwracając się, zamachnąłem się przyczepionym do niego Kałasznikowem jak mieczem.
Pies czując moje spowolnienie, podkulił już nogi, by po chwili skoczyć z wyszczerzonymi zębami na moją nogę.
Upadając twardo na ziemię (mógłbym poprzysiąc, że słyszałem jakieś chrupnięcie w kościach), wytrącony z pędu, poczułem w rękach opór powstały w wyniku uderzenia. Zamek karabinu z obleśnym trzaskiem zatrzymał się na szczęce owczarka, który skowycząc upadł w lewo, po czym przeturlał się z boku na bok.
Z trudem odzyskując równowagę, zaczął powoli się podnosić.
Wciąż mając ciemny pasek w mych zziębniętych i obolałych palcach, gorączkowo pociągnąłem go ku sobie. AK z obecnie złożoną kolbą, jeżdżąc po ziemi, wylądował u moich stóp. Wciąż leżąc na ziemi, przezwyciężyłem ból w plecach i schyliłem się po karabinek. Podczas, gdy prawą kończyną sięgałem do spustu, lewą niedbale uderzyłem w bezpiecznik, który odskoczył w dół, odsłaniając wnętrze komory zamkowej.
Podnosząc broń z ziemi niemal bezwładną dłonią, nacisnąłem zimny, metalowy spust. Ogłuszająca, siedmio nabojowa seria rozerwała szarżującemu psu szczękę ? z czterech nabojów, które trafiły, dwa przeszyły na wylot oko owczarka, trzeci zatrzymał się na szczęce, czwarty zaś trafił prosto w podniebienie.
Zmasakrowana głowa psa bezwładnie opadła na ziemię, za nią zaś podgrywający pośmiertnie tułów. Lewa tylna łapa wciąż trzęsła się, jakby nie przyjmując do wiadomości tego, co się stało.
Awatar użytkownika
Valentino
Opowiadacz

Posty: 109
Dołączenie: 06 Lis 2007, 12:02
Ostatnio był: 08 Sty 2015, 23:18
Miejscowość: Z Ekranu Rejestracji
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 8

Reklamy Google

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Karpitsu w 04 Paź 2008, 11:58

Mówiąc szczerze to póki co podoba mi się tak średnio - niektóre opisy są dla mnie ciut przekombinowane i trochę trudno się czyta(w jednym czy dwóch miejscach przecinki są chyba niepotrzebne). Może to wina tego, że wróciłem przed chwilą z urodzin, dlatego czekam na następne części ;)
Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Karpitsu
Kot

Posty: 19
Dołączenie: 21 Wrz 2008, 16:55
Ostatnio był: 10 Lis 2014, 15:47
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez mathus92 w 04 Paź 2008, 14:09

Krótkie, ciekawe, klimatyczne - tak w trzech słowach mogę opisać powyższy fragment. Tak samo jak mój przedmówca uważam, że w niektórych miejscach przecinki są nie potrzebne, ale opisy wcale nie są przekombinowane - raczej bardziej liryczne. Też czekam na więcej, bo jak na razie to nie ma czego zbytnio oceniać, a bardzo chętnie poznałbym dalsze (i także wcześniejsze) losy bohatera. Pozdrawiam,
Mathus92
Awatar użytkownika
mathus92
Stalker

Posty: 118
Dołączenie: 25 Cze 2007, 23:29
Ostatnio był: 14 Sie 2010, 18:17
Miejscowość: Zakopane
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez hunter w 05 Paź 2008, 00:48

Owszem opowiadanie jest krótkie, ale mimo tego jest wiele informacji w tak krótkim zdarzeniu. Podoba mi się takie coś i myślę ze ważniejsza jakość, a nie ilość. Dobre opowiadanie dobre... :)
"Jednym z najmilszych doświadczeń w życiu jest być celem, nie będąc trafionym. "
Awatar użytkownika
hunter
Kot

Posty: 29
Dołączenie: 04 Paź 2008, 23:00
Ostatnio był: 19 Mar 2009, 21:23
Miejscowość: Al.WalecznychRosjan 12/98 Prypeć
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Valentino w 05 Paź 2008, 01:14

Rozdział Pierwszy ? Obrzeża

Bogdan podszedł do jednej z opuszczonych chat w Kordonie. Leżała ona na wzniesieniu, ponad kilometr od przejazdu kolejowego, wśród zielonych drzew, które w dużej mierze pokrywały ją cieniem.
Sam budynek był jedynie widmem, odbiciem niegdyś budzącej uznanie siedziby mieszkańców okolic Czarnobyla ? miejsca po szklanych oknach wypełniały cegły, podobnie jak dwa z trzech wejść ? zamurowano je.
Dach chatki zachował się zaskakująco dobrze ? choć ustawiona na drewnie blacha była pokryta dużą ilością zmieszanego z deszczem mułu i zielonawych zacieków, nie było w niej ani jednego pęknięcia. Bogdan zastanawiał się, co zrobiono z podtrzymującymi dach drewnianymi podporami ? prawdopodobnie wymieniano je co jakiś czas, możliwe było też zastąpienie ich metalowymi słupami.
Z białej farby pokrywających obecnie gołe, czerwone cegiełki nie zostało nic ? została ona zmyta i wywietrzona, zaś resztki, które przykleiły się do betonu spłukał deszcz.
Ogólny obraz nędzy w pewnym sensie niwelowały niedawno wstawione, antywłamaniowe drzwi w kolorze jasnego dębu, które znacznie odstawały od reszty. Pośrodku strażnika wnętrza budynku widniał spory judasz, umiejscowiony ponad półtora metra od podnóży drzwi.
Bogdan zapukał w nie dwa razy palcem wskazującym, po czym oparł ręce na boku, czekając na odzew.
Coś od wewnątrz załomotało w drzwi z donośnym hukiem. Bogdan odruchowo odskoczył w tył, sięgając dłońmi po broń. Zatrzymał je jednak, słysząc głos z wnętrza chaty:
-Spokojnie! ? zawołał ktoś niewyraźnie. Po chwili nieznajomy, co dało się słyszeć, przystawił oko do judasza, uderzając głową w twarde drewno.
?Ki idiota?!? ? przeszło Bogdanowi przez głowę. ? ?I on ma mi??
-Czego? ? krzyknął mieszkaniec chaty.
-?Bizona. ? rzekł stalker, nieświadomie wypowiadając na głos swoją ostatnią myśl. Ugryzł się w język, po czym dodał. ? Przyszedłem po Bizona.
-Głośniej!
-Przyszedłem po Bizona! ? krzyknął Bogdan, tracąc resztki cierpliwości.
-Za chatą biega sobie taki jeden, chcesz to?
Bogdan uderzył otwartą dłonią w czoło, okazując swoje zażenowanie. Przeklął po cichu, po czym zaczął mamrotać różnorakie wulgaryzmy. Nerwowo się kołysząc, doszedł do bluźnierstw, o których wymyślenie wcześniej nawet by siebie nie podejrzewał. Słysząc je, handlarz krzyknął uspokajająco:
-Dobra, dobra!


Przekręciłem zamek na górze dwa razy lewą ręką, prawą zaś w tym samym czasie zdjąłem dwa stalowe łańcuchy, blokujące drzwi. Następnie przekręciłem dwukrotnie antywłamaniowe klucze w zamku na dole, by w końcu szeroko otworzyć drzwi mego skromnego mieszkania.
U jego progów stał stalker.
Był około trzydziestoletnim, wysokim i postawnym mężczyzną z ciemnymi włosami. Jego skóra była blada i gładka ? nie rósł na niej ani jeden włosek, nie licząc jasnego, prawie niezauważalnego ?wąsika? tuż pod małym, zadartym nosem. Kąciki ust i oczu naznaczone były dużą ilością zmarszczek. Podobnie prezentowało się czoło ? choć ciemne brwi Bogdana pozostawały bez wyrazu, ?czołówka? stalkera oszpecona była trzema fałdami obwisłej skóry, które dość skutecznie go postarzały.
Choć byłem od niego o ponad dwadzieścia lat starszy, byliśmy równi wzrostem. On pewnie określiłby mnie ?Starszym panem, z którego budowy sylwetki i ogólnego, rześkiego wyglądu, wynika, iż był sportowcem albo aktywnym żołnierzem/policjantem.? Stare, dobre czasy.
Odchyliłem drzwi w bok i stając za nimi, machnąłem dłonią w zapraszającym geście.
Stalker uśmiechnął się do mnie grzecznie, po czym przekroczył próg chaty, tupiąc głośno swoimi butami. Strzepnął coś ze swojego ciemnoniebieskiego kombinezonu, po czym rozejrzał się dookoła.
Piętnaście metrów kwadratowych nie podzielonych żadnymi ścianami, które zburzyłem dawno temu. Na goły beton wyłożyłem wielki dywan, na którym zaś postawiłem duży stolik, dwie szafki, dużą sofę, półkę na telewizor, średniej wielkości regał na książki oraz ?toaletę?.
-Siadaj. ? powiedziałem, wskazując Bogdanowi kanapę. Ten kiwnął głową, przeszedł przez ?salon?, po czym, omijając kant stolika, wygodnie się usadowił. Ja za to chwyciłem jedno z trzech krzeseł stojących w rogu pokoju, które postawiłem naprzeciw stalkera.
-Szalejesz, co, młodzieńcze? ? spytałem, siadając naprzeciwko Bogdana.
-Ostatni raz? - odpowiedział zniesmaczony. W jego głosie dało się wyczuć odrazę, wręcz obrzydzenie.
-A co tym razem?
-Mogę ci zaufać?
-Wiadomo? - zapewniłem, unosząc prawą rękę. ? Mówże.
-Czterech militarnych.
To, co nastąpiło chwilę później, można było śmiało nazwać typowym opadnięciem szczęki i wyskoczeniu gałek z oczodołów. Bogdan najwyraźniej próbuje ze sobą skończyć w bardoz wyrafinowany sposób.
-To skok w anomalię już nieaktualny?
-O co ci chodzi?
On nie wie, o co mi chodzi?!
-Zabić żołnierza?! Wiesz, jaki będziesz miał przejeb, jak się dowiedzą?!
-Tak i?
-Gówno prawda! ? wrzasnąłem, uderzając pięścią w stół. ? Wiesz, co zrobili z Jurkiem?
-Jakim Jurkiem?
-Mój znajomy. ? zacząłem. Urwałem nagle, próbując przypomnieć sobie wszystkie drastyczne szczegóły. ? Ciebie jeszcze wtedy nie było. Stare dzieje.
-Więc?? ? zapytał zniecierpliwiony Bogdan. Czułem, że muszę go odpowiednio nastraszyć, choć wszystko, co zaraz mu opowiem, jest szczerą prawdą.
-Więc. ? powiedziałem. ? Jurek zabił jednego militarnego, kiedy ten chodził po wiosce Wilka, szukając niby walizki, którą niby zostawił w którejś z chat. Kiedy wszedł do tej rozwalonej, najbliżej Sida, Jurek strzelił mu w plecy, a ciało wrzucił do ?Spalacza? obok. Wiesz, co zrobiło wojsko?
-Nie?
-Posłali do wioski ośmiu gości ze Specnazu. Porwali jednego, losowego wybranego młodzieniaszka i wzięli go ?na przesłuchanie?.
-Coś im powiedział?
-On? W życiu. Ustawili go na drodze, przystawili megafon do ust i zaczęli męczyć. Przez dokładnie, dokładnie, bo mierzyłem, dwadzieścia osiem godzin i pięć minut, ten stalker darł mordę na cały regulator. Ci w wiosce przez tydzień nie zmrużyli oka ? próbowali schodzić po podziemi, zatykać uszy, inni zakłócali to MP3?ami. Ale nikt z nich nie zasnął przez tydzień! Wszyscy leżeli u siebie i dosłownie trzęśli dupą, targani jednocześnie wyrzutami sumienia. Któryś z nich w końcu puścił farbę. Po prostu nie wytrzymał tego nieludzkiego ryku. Poszedł do obozu na Obrzeżach i powiedział, kto zabił tego, jak się okazało, pułkownika.
-A co z młodym? ? spytał Bogdan, robiąc wielkie oczy.
-Ten kapuś przyniósł go. Jak to mówią lekarze ?Już nic nie dało się zrobić.? Tobie powiem tyle, że to ten grób z wbitym nożem kuchennym.
-Jakim nożem?
-Tym, którym go kroili.
Stalker aż się wzdrygnął. Powoli poczuł narastającą falę wątpliwości ? widmo skończenia swego żywota jak owy kot pojmany przez Specnaz było bardzo przekonywujące.
Ale nie. Za nic.
Za to, co zrobili?
-Słuchasz mnie? ? to głośne zapytanie handlarza wyrwało Bogdana z zamyślenia.
-Taa? - odpowiedział, znowuż rozpoczynając swe kalkulacje.
-Z Jurkiem było podobnie. Porwali go ci z wojska, kiedy na chwilę wyszedł ze swojego pokoju. Zrobili to samo co z tym pierwszym, tyle, że Jurka ustawili w samym centrum wioski, a reszcie stalkerów kazali się temu przyglądać. Miałem drugi stoper.
-I? Ile? ? wydusił z siebie Bogdan, blednąc.
-Czterdzieści dwie.
-Jezu... - jęknął stalker, masując czoło.
-To nie wszystko.
-Co? - spytał rozmówca handlarza z niedowierzaniem.
-W jego grobie do dziś widnieje zakrwawiona łyżka.
Bogdan poczuł ogromną falę mdłości. Zerwał się z sofy i strącając po drodze kilka książek z regału, dopadł muszli klozetowej, do której zwrócił jeszcze nie do końca strawiony obiad.
-Wciąż chcesz ich zabić? - powiedział handlarz, uśmiechając się pod nosem.
Ostatnio edytowany przez Valentino, 05 Paź 2008, 13:37, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
Valentino
Opowiadacz

Posty: 109
Dołączenie: 06 Lis 2007, 12:02
Ostatnio był: 08 Sty 2015, 23:18
Miejscowość: Z Ekranu Rejestracji
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 8

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez hunter w 05 Paź 2008, 13:25

Na samym początku trafiło się powtórzenie z budynkiem i nie jestem pewien czy nie pisze się przeklnął ;]. Opowiadanie ciekawe i rozbudowane. Dobrze się czyta. Oby tak dalej :P Pzdr (Specnaz są chorzy) :D
"Jednym z najmilszych doświadczeń w życiu jest być celem, nie będąc trafionym. "
Awatar użytkownika
hunter
Kot

Posty: 29
Dołączenie: 04 Paź 2008, 23:00
Ostatnio był: 19 Mar 2009, 21:23
Miejscowość: Al.WalecznychRosjan 12/98 Prypeć
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Valentino w 10 Paź 2008, 13:51

Rozdział Drugi - Sobota

-Z drogi!
-Cham?
Bogdan, bezsilnie próbujący zapomnieć o historii Jurka, przepychał się przez rzędy stalkerów przebywających w barze. Tego wieczora było w nim wyjątkowo tłoczno.
Przed wejściem po podziemi Bogdan spotkał czwórkę grającą w karty ? w przedsionku pubu ustawili oni mały stolik, do którego dosunęli dwa krzesła i taborety. Gra o tej porze, przy piwie, braku deszczu i spokojnym, ciepłym wieczorze była niewątpliwie przyjemna. Gdyby nie jego podły nastrój, Bogdan niewątpliwie przyłączyłby się do partii pokera.
Był bliski zawołania ?Wódka!? tonem zombie z taniego horroru ? rzadko domagał się alkoholu w tak wielkim stopniu. Nie, nie miał zamiaru się upić; dla Bogdana było to kompletnie niezrozumiałe, chciał się tylko nieznacznie znieczulić, ?oczyścić? myśli.
Po pokonaniu kilkunastu kamiennych stopni w ciasnym, zadymionym korytarzu, Bogdan przywitał się z bramkarzem, po czym skręcił w lewo.
We właściwym barze ilość dymu z papierosów była tak wielka, że ich opary przypominały najgęstszą, jesienną mgłę.
Stalker podszedł do nieznajomego, pochylającego się nisko nad stołkiem mężczyzny. Popukał go w lewe ramię, a gdy ten się odwrócił, spytał, jaki dziś dzień.
-Sobota? - odpowiedział nieznajomy, po czym odwrócił się w stronę brudnej ławki. Zza pazuchy wyciągnął pogniecioną, szorstką gazetę, rozłożył ją przed sobą, po czym zaczął z zaciekawieniem czytać.
Najlepszy dzień tygodnia, a ten imbecyl ustanowił go dniem dla palących. Bogdan szybko zakupił butelkę mocnego piwa, po czym zaczął wychodzić z zadymionego, cuchnącego wnętrza.
Pozdrowił raz jeszcze zdziwionego bramkarza, podając powód szybkiego opuszczenia baru, następnie zaś, po przekroczeniu progu zadaszonego przedsionka, zwrócił się do czwórki grającej w karty:
-Można?

Rozdział Trzeci - Propaganda

Gustowski zamknął drewniane, odrapane drzwi od sali konferencyjnej, po czym zgasił światło. Rzędy wojskowych, obecnie ubranych w cywilne ubrania, wypełniły poustawiane gęsto krzesła skierowane w stronę wielkiej, gołej białej ściany. Pozostałe trzy, w tym czterdziesto metrowym pomieszczeniu, obwieszone były szczodrze wszelaką maścią plakatów rekrutacyjnych i portretami znanych dowódców wojsk ukraińskich na przestrzeni wieków. Cała sala wypełniona była szeptami obecnych w niej żołnierzy ? wielu z nich nie wiedziało, w jakim celu ich zebrano, jeszcze inni żalili się swoim kolegom, że ?dla kolejnego prania mózgu obudzono ich o szóstej rano.?
-Już. ? wydał rozkaz Gustowski, po czym usadowił się wygodnie w skórzanym fotelu. Dwa metry za nim, na lewo, znajdował się mały pokoik z dziurą w jednej ze ścian, rodem z kin. W owym pokoju znajdowało się dwóch ludzi ? operator zamontowanych dookoła głośników oraz osoba obsługująca maszynę do wyświetlania slajdów. Pralka i magiel.
Podczas, gdy w Sali zapadła cisza, szepty umilkły, a na białej ścianie, na której skierowane było dziesiątki spojrzeń pojawił się pierwszy slajd, Gustowski włożył do swych uszu słuchawki dyktafonu. Nacisnął przycisk odtwarzania, podziękował sobie i Bogu w duchu, że nie będzie musiał wysłuchiwać tego propagandowego ścierwa. Na całe szczęście, przynajmniej tutaj, Gustowski nie musiał wykazywać się tak wielkim fanatyzmem.
To piechurzy, prości żołnierze mieli zwalczać stalkerstwo. Choć, zamordowanie ukochanego psa majora niemal skłoniło go do wyruszenia w jutrzejszy rajd.
-Najpierw powoli? - mruknął, zamykając oczy.
Na wielkiej ścianie pojawiło się zdjęcie.
Przedstawiało ono wysokiego mężczyznę w szaro granatowym kombinezonie, przechodzącego przez ogrodzenie z drutu kolczastego, przy którym wbito blaszany znak ostrzegający o promieniowaniu. Stalker ze slajdu miał w ręku karabin, wyglądającego na skróconego G36 i szpetną, iście zakazaną mordę.
-Stalkerzy. ? wypowiedział pogardliwym tonem żołnierz siedzący przy mikrofonie. ? Wyrzutki. Złodzieje. Margines. Czy zgadzacie się z tym?
Przez salę przetoczyło się wiele potwierdzających pomruków, słów takich jak ?Tak?, ?Owszem?, ?Oczywiście?. Były one jednak dość słabo słyszalne ? zakłóciły je szepty. Szepty, w których wprost nie dało się nie wyczuć wątpliwości. Trzeba to niezwłocznie zmienić.
-Rozumiem. ? odrzekł głos w mikrofonie zrozumiałym, grzecznym tonem. ? Wiecie, co stało się z okoliczną ludnością po 86-ym roku, tak?
-Tak. ? odpowiedziała znaczna część zgromadzonych.
-Dobrze. ? pochwalił głos. ? Wielu z nich nie chciało opuścić okolicznych wsi. Pozostali tutaj, w okolicach Czarnobyla, by spędzić resztę życia. Jak sami mówią, mają się dobrze, żywią się z własnych upraw. Żyją spokojnie i beztrosko? - podczas tych słów, slajdy zmieniały się co kilka sekund. Ukazywały teraz zdjęcia chat, ról, niewielkich wiejskich domków z ich mieszkańcami włącznie. Dzieci, obu płci, starsi i młodsi mężczyźni, kilku staruszków, babci, jak i dojrzałych kobiet.
Zostawmy ich na moment.
Wiecie, co robią stalkerzy naszym pobratymcom?
Żołnierze jednogłośnie odpowiedzieli na ?Nie?.
-Otóż? to.
Kolejna zmiana zdjęcia ? w miejsce uśmiechniętej trójki chłopców wstąpiło zgoła inny widok ? fotografia zamordowanego żołnierza z okrutnie poderżniętym gardłem.
Rozległo się grupowe westchnięcie, po którym zapadła grobowa cisza.
-Znaleźliśmy go pod mostem w Kordonie. Aleksy Wijanow, żona dwójka dzieci. Z wieży obserwacyjnej widać, jak składa broń i prosi o to, by mógł odejść. Dwójka stalkerów za to?
-Gnoje? - powiedział ktoś z osób siedzących w drugim rzędzie.
Gdyby Gustowski usłyszał te słowa, niewątpliwie by się ucieszył ? znaczyły one, że propaganda zaczęła odnosić skutek.
-Czy to było właściwe? Czy powinno się zabijać osoby, które otwarcie się poddają?
Kolejne ?Nie?, tym razem głośniejsze, wyraźniejsze, bardziej stanowcze. Z wyczuwalną niechęcią.
-Nie! ? niemal krzyknął tłum żołnierzy, nie znając prawdziwego losu Aleksego. Na zdjęciu nie było jego broni ? tłumionego AK, którym, zanim sam poległ, zabił dwoje z trzyosobowej ?grupy? nieuzbrojonych (nie licząc noża, którym jednym z nich otwierał konserwę) stalkerów. Wszyscy przez ostatni rok przebywali w wiosce Wilka ? opuścili jej teren zaledwie na moment, by spotkać się z pewnym znajomym na moście w Kordonie.
Teraz, gdy członkowie jutrzejszego wypadu byli już nieco zniechęceni do stalkerów, można było ?przejść do rzeczy?.
Po raz kolejny wyświetlacz ukazał grupkę wieśniaków u podnóża starej, drewnianej chaty.
-Wróćmy do mieszkańców. ? powiedział Lektor. ? Stalkerzy nie prześladują tylko i wyłącznie nas.
-Odwirowanie? - wyszeptał cicho Gustowski, wyjmując słuchawki z uszu. To akurat chciał usłyszeć. Zobaczyć również, bowiem zaczęto pokazywać ?najmocniejsze? fotografie. Ton osoby przy mikrofonie zmienił się na wyraźnie oskarżycielski.
Spalona chata, dwie osmalone zwłoki, rzucone niedbale jedna na drugą, niczym śmieci.
-Dopóki tu nie przybyliśmy, plądrowali i palili?
Kobieta zwisająca u gałęzi wysokiego, prawie uschniętego drzewa. Z wielką raną postrzałową w brzuchu.
-Mordowali?
Wnętrze bogato zdobionego domu, ze zdartą tapetą, powywracanymi i opróżnionymi szafkami.
-Rabowali?
Ostatnie przewidywane zdjęcie wywołało szok i obrzydzenie. Nie dało się jego opisać słowami, toteż nikt nie próbował. Można je było nazwać groteskowym, ohydnym, niesmacznym, chorym. Żadne jednak określenie nie oddawało oburzenia, które wywołało wśród żołnierzy. Wielu z nich zerwało się z krzeseł, jeszcze inny zaczęli skandować ? wszyscy za to zjednoczyli się w nienawiści ku stalkerom.
-Spokojnie! ? rozkazał Lektor. ? Jeszcze chwilę? Cisza! ? krzyknął, zwiększając do maksimum stopień natężenia dźwięku w zamontowanych w pomieszczeniu porozwieszanych głośników.
Tłum zbiorowo złapał się za obolałe uszy, po czym, niemal kipiąc z wciąż tłumionej złości, usiadł na krzesłach.
Na ścianie rozbłysło ponownie zdjęcia stalkera przechodzącego przez siatkę z drutu kolczastego.
-Stalkerzy. ? Ponowił Lektor. ? Wyrzutki. Złodzieje. Margines. Czy zgadzacie się z tym?
Pranie mózgu.
?A oto płynąca, brudna i cuchnąca woda z wnętrza pralki.? ? pomyślał Gustowski, obserwując wylewających się z sali konferencyjnej żołnierzy, którzy zaczęli traktować siebie jak stróżów prawa i porządku.
Poszli usuwać Zonę z gnid, za jakich uważali stalkerów.
Ostatnio edytowany przez Valentino, 25 Paź 2008, 15:54, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
Valentino
Opowiadacz

Posty: 109
Dołączenie: 06 Lis 2007, 12:02
Ostatnio był: 08 Sty 2015, 23:18
Miejscowość: Z Ekranu Rejestracji
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 8

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Valentino w 25 Paź 2008, 15:51

Rozdział Czwarty ? Wydział

-Ilu ich było? ? spytał Irek, przeglądając stosy akt.
-Sześciu.
-Kiedy to zrobili?
-25 Maja, 2002 rok.
-Jak miał na imię?
-Jurek.
-A ten pierwszy?
-Kuba.
Irek westchnął głęboko, wstając z miejsca. Rzucił akta niedbale na drewniany stół, po czym zaczął krążyć wokół niego, myśląc. Kogo i gdzie posłać? Zaryzykować informatora w wojsku, czy otwarcie zaatakować ten posterunek?
I najważniejsze ? jak zrobić to dyskretnie?
Wzdrygnął się na myśl o kolejnym kroku militarnych, jeśli ci dowiedzą się, że ktoś próbuje im poważnie zaszkodzić.
-Co zrobimy? ? zapytał błagalnie Irek, łapiąc się za głowę. Był bliski uzyskania pozy pierwszoplanowej postaci ?Krzyku? Muncha. Brakowało mu tylko halucynacji, sprowadzających okolicę do krwistoczerwonych barw i dwójki ludzi spacerującej kilka metrów za nim.
Czuł się identycznie jak postać na obrazie.
Beznadzieja.
Bezsilność.
Ból z samego bycia na tym świecie.
-Kurwa! ? krzyknął stalker, waląc pięścią w stół. Gdyby nie szybki refleks siedzącego przy nim Daniela, stosy akt zostałyby zalane gorącą kawą.
-Uważaj! ? upomniał, stawiając kubek na swoje miejsce, oblizując palec z kilku nielicznych uronionych kropli. ? Może najemników?
Irek zatrzymał się nagle. Sapnął, co nieco go rozluźniło, po czym położył palce prawej ręki na czole.
Zamknął oczy i zaczął intensywnie myśleć, masując brwi. Co kilka sekund wydawał z siebie stłumiony, brzmiący zadowoleniem pomruk. Przystąpił z nogi na nogę.
Ściągnął brwi ostatni raz, po czym skrzyżował ręce na piersi. Otworzył oczy ? zaczerwienione, zmęczone, mokre i szkliste. Zaczął się powoli uśmiechać pod nosem. Daniel odwzajemnił to, z nieskrywaną satysfakcją.
-Wiesz, że przez to zginie wielu ludzi? ? zmartwił się Irek, wciąż się uśmiechając. Ton jego głosu dobitnie nie pasował do wyrazu twarzy.
-Tak. I wcale nie będzie mi ich żal. Im mniej, tym lepiej. ? oznajmił Daniel, założywszy nogę na nogę.
-Wiesz, że przez to stracimy wiele kasy?
-Tak. I prawdę powiedziawszy, pieniędzy będzie mi bardziej żal niż tych sku*wieli. Dzwonić do Cypriana?
-Co? Masz numer Cypriana? ? zdziwił się Irek, wbijając spojrzenie w Daniela.
-Ano mam.
-Skąd? Czekaj? - zamyślił się Irek, bliski śmiechu. ? Ta akcja na arenie?
-Właśnie ta.
-Jak konkretnie mu pomogłeś?
-Użyczyłem mu Walthera i samochodu.
Irek zrobił wielkie oczy, wyrażające podziw.
Negatywne emocje zniknęły.
-Dzwoń. ? rozkazał, zadowolonym głosem. Mimo świadomości, że operacja ta przyczyni się do prawdziwej jatki, nie zniechęcało go to od wcielenia jej w życie. Kieszeń też się z pewnością odchudzi, najważniejsza była jednak zemsta.
-Dobra? - po tych słowach Daniel rozsiadł się na krześle wygodniej, po czym wyjął z kieszeni telefon, po raz kolejny dziękując w duchu ?Wolności? za budowę przekaźnika, umożliwiającego korzystanie z komórek niemal w całej Zonie.
Nawiasem mówiąc, była to chyba jedyna rzecz, której otwarcie nie skrytykowała ?Powinność?.
Daniel wystukał numer Cypriana i przyłożył słuchawkę do prawego ucha. Lewą ręką gładził chropowate drewno biurka. Po trzech sygnałach, sześciu sekundach niepewności, w końcu zaczęła się rozmowa.


Wydział.
Trzydziestu nie zrzeszonych samotnych stalkerów, oficjalnie tworzących grupę polującą na mutanty, tak zwanych ?Łowców?, pracujących dla naukowców. W rzeczywistości było to coś w rodzaju wymiaru sprawiedliwości, przyjaznemu każdemu stalkerowi.
Ich codzienne, znane wszystkim życie to rola Łowców ? wypady na różnorakie tereny Zony w celu polowań na mutanty ? choć była to jedynie przykrywka, musiała być wiarygodna ? Łowcy słynęli ze swego, jak lubili to nazywać, profesjonalizmu. Swoimi usługami przekonali do siebie nawet wojskowych przebywających na terenie Strefy, gdzie ?przekonali? znaczy ?nie zastrzelą bez ostrzeżenia?. Kombinezony Łowców miały swoje własne barwy ? szkarłat wymieszany ze srebrem, a jako, że byli w Zonie bardzo popularni, mogli być o siebie spokojni, jeśli chodzi o militarnych.
Zawdzięczali im bardzo wiele ? na tyle dużo, że uczynili Łowców chyba jedyną grupą nie prześladowaną przez wojsko, nie licząc Monolitu, który był jednak ?poza zasięgiem? wszystkich mieszkańców okolic Czarnobyla.
Jako Wydział, ?frakcja? ta działała zdecydowanie inaczej.
Po pierwsze, byli brutalni i bezkompromisowi.
Szykowali się do otwartej wojny, więc póki co działali dyskretnie.
Podszywali się pod różnych ludzi ? członków frakcji, żołnierzy, handlarzy, przemytników, naukowców; wszędzie mieli kogoś, kto opowiadał im plotki i wieści z każdego zakątka Zony ? od Złomowiska po Prypeć.
Najbardziej interesowały ich historię pokroju tej dotyczącej Jurka.
Awatar użytkownika
Valentino
Opowiadacz

Posty: 109
Dołączenie: 06 Lis 2007, 12:02
Ostatnio był: 08 Sty 2015, 23:18
Miejscowość: Z Ekranu Rejestracji
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 8

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez Tomasz ''Kawka'' Krzywik w 28 Paź 2008, 18:57

Hmmm. Opowiadanie według mnie może nawet nawiązać (trochę prywaty) walkę z wilkiem. Och, myślę,że co po niektórzy się niezgodzą, że narazie wilk jest najlepszy. Ale już, już. Na temat.

"Profesja"w wielu momentach jest profesjonalna. Jak więszkości pisarzy brakuje w niej ostatecznego szlifu, tym nie mniej jest dobra. Rozdziały nie rozciągają się w nieskończoność jak w "Wilku" nie kończą się na początku jak w "Bagnecie"-w sam raz. I tu duży plus. Parę osób psioczyło na opisy. Fakt, są momentami przkombinowane, ale nie denerwują, podobnie, jak brak większych błędów.
PLUSY
-Fabuła
-Akcja
-Dialogi
MINUSY
-Drobne błędy gramatyczne.

Tak więc sądzę, że (jeśli to co powiedziałeś na początku jest prawdą.) jak na przerywnik, to kawał dobrej roboty.

WERDYKT I OCENA
Ocena 8+/10

Jeśli ktoś szuka lekkiego i przyjemnego opowiadania, tu znajduje się jedno z lepszych. Jeśli szukasz natomiast prawdziwej jazdy, lepiej przeczytaj "wilka" .
Ja jednak czytałem to z dużą frajdą i wstawiam na półkę :D (w przenośni)
Ze względu na to,że mam w tym roku testy, będę siedział rzadziej-piątek,sobota,niedziela. Ale o Kawce będę pisał dalej ;)
Tomasz ''Kawka'' Krzywik
Kot

Posty: 39
Dołączenie: 25 Sie 2008, 10:06
Ostatnio był: 14 Sty 2009, 19:08
Kozaki: 0

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez solarze1 w 28 Paź 2008, 22:35

zarypiaste dla mne bez błędne prawie jak książka
daje 10/10 i czekam na ciąg dalszy
Ostatnio edytowany przez solarze1, 29 Paź 2008, 18:47, edytowano w sumie 1 raz
Ludzie popełniają durzo błędów w rzyciu.
W pisaniu terz .
Awatar użytkownika
solarze1
Kot

Posty: 26
Dołączenie: 27 Paź 2008, 17:36
Ostatnio był: 18 Lis 2017, 21:27
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1

Re: Opowiadanie "Profesja"

Postprzez SaS TrooP w 29 Paź 2008, 01:31

Ja wolę książki, a nie ksiąrzki...
SaS TrooP
Ekspert

Posty: 862
Dołączenie: 22 Gru 2007, 21:43
Ostatnio był: 07 Cze 2019, 01:47
Miejscowość: Wodzisław, Silesia
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 14


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości