przez Legwanos w 21 Kwi 2009, 22:10
To moje drugie opowiadanie po świetnym debiucie.
Rozdział 1-Zaskakująca Wieść
Obudził go jaskrawopomarańczowy zachód słońca. Dymitr Diatlow, trzydziestotrzy letni stalker wstał po czterogodzinnej, długiej jak na warunki Zony drzemce. Odgarnął swoje długie, jasne włosy ze spoconego czoła, po czym rozluźnił swoje silne ramiona. Po tej podstawowej dla niego czynności zbadał otoczenie. Leżał na słomianym dachu jednego z domków-czyli na jego ulubionym miejscu na tej płaszczyźnie-obozie kotów w Kordonie. Nie lubił tego miejsca, ale wolał zacisze, niż prawdziwe tereny Zony. Nie obchodziły go miłe piosenki przy ognisku, choć lubił czasem porządnie wypić. Nie robił tego za często, przez co był wyjątkiem wśród osiemnastu kotów i doświadczonej trójcy, czyli siebie, Wilka i Siergieja, jego najlepszego przyjaciela. Czasami jednak potrafił wypić pół butelki, być może przez ojca alkoholika i wielki kredens zamykany na klucz w jego mieszkaniu. Ów kredens stalker pamiętał dobrze, szczególnie przez przyłapanie z Whisky.
- No cóż, trzeba wstawać – powiedział stalker przecierając zaspane oczy – I po co mi pięć lat doświadczenia. Zamiast szukać w elektrowni artefaktów, codziennie poluję na dziki z rozkazu tego gbura, Sidorowicza za pięćdziesiąt rubli…jeszcze pięć minut…
-Dymitr!...Dymitr!
Dymitr otworzył oczy i leniwie spojrzał w dół. To Wilk obudził go i skazał na nudną rozmowę.
- Co znowu? Spałem tylko cztery godziny!
- Sidorowicz chce z tobą pogadać. Zejdź i idź do niego.
- A tobie by się chciało. Dowiedz się, czego chce.
- Idź ty. Ja jestem zajęty.
- Tak?! – Dymitr skoczył z dachu i wbił swój bawoli wzrok w twarz Wilka – A co masz do roboty?
- Muszę dopalić do ogniska.
- Ładna mi k***a czynność, jak przed tobą leży z milion badyli.
- Ale…
- Nie wciskaj mi tu kolejnych fantazji, idę, bo się posrasz.
Stalker chciał iść, ale zobaczył, że Sid już idzie do niego.
- Na litość – Dymitr po raz drugi odgarnął włosy z czoła – Dzik, mięsacz, czy nibypies? 50 rubli, 40, czy 30?
- Ej, ile mam czekać – grubas podrapał się po biodrze – Mam do ciebie sprawę, Dymitr.
- Nie idę. Mam dość kasy, a ty chcesz, żebym upolował ci dzika, którego zjesz tyle, że powinienem dostać ze 200 rubli.
- Idziemy, koniec gadania.
Zrezygnowany stalker ruszył, a Sid położył mu rękę na ramieniu.
- K***a – mruczał po cichu – jeszcze ten uwalony rękaw.
Poszli do bunkra handlarza, czyli pozostałości wojny. Dymitr od progu czuł ten zapach, który okupował cały bunkier. Zawsze zastanawiał się, co to za zapach. W tej chwili istotne dla niego było tylko to, co mu powie handlarz.
- No więc – Sidorowicz zaczął, wyjmując piwo z radzieckiej lodówki – mam zlecenie, banalnie proste. Mam tu dokumenty, które muszę dać barmanowi. Ale wiesz, lenistwo…
- Tak, twój znak rozpoznawczy.
- Dobra, dobra, słuchaj – powiedział Sid rumieniąc się – Dasz je Barmanowi, a dostaniesz 500 rubli.
- Masz szczęście, że mam ochotę na Kozaka – uśmiechnął się stalker – Inaczej musiałbyś opuścić ten kurwidołek i zapierniczać. Myślisz, że stalkerzy drą się po całej Zonie, że mają zadanie za 500 rubli?
- Zaoszczędziliby czas. A swoją drogą…mam tyle zleceń, może założę firmę.
- Tak, firma zajmująca się jedzeniem kurczaków. Idę – Dymitr poszedł w kierunku drzwi, ale idąc otworzył lodówkę i wyciągnął z niej jedno piwo.
- Co to ma być?! – oburzył się gruby i spróbował zabrać Dymitrowi piwo.
- Dobra firma szanuje klientów – stalker zaśmiał się i wyszedł.
Pół godziny później stalker przemierzał radioaktywne tereny Wysypiska. Nazywał to miejsce Czarnobylskimi Himalajami ze względu na wysokie sterty skażonych odpadów. Chociaż aby przejść do Baru, trzeba było uzyskać zgodę Powinności, organizacji, za którą nie przepadał przez panującą tam dyscyplinę. Niedawno odkrył przejście w krzakach niestrzeżonych przez Powinność, więc teraz mógł spokojnie włazić na teren Baru. Toteż bardzo się zdenerwował, gdy przy przejściu zobaczył trójkę młodych kotów.
- Chcę przejść – powiedział Dymitr nie zważając na kotów.
- Pięćdziesiąt rubli. Chcemy być lepsi od Powinności.
- Tak? – stalker chwycił jednego z kotów za kaptur – A ile jesteście w Zonie?
- Trzy miesiące.
- Ty – Dymitr zwrócił się do jednego z nich – Pokaż forsę, którą zarobiliście za wpuszczanie.
- Chyba och****eś!
- Chyba jednak nie – stalker przyłożył pistolet do czoła kota – Pokazuj!
Wystraszony młodzian wyjął z kieszeni rulon banknotów.
- Pięćdziesiąt, sto, sto pięćdziesiąt…trzysta rubli – Dymitr schował pieniądze do kieszeni – a jak jeszcze raz coś wykręcicie, to wykręcę wam te puste łby. Osobiście.
Poszedł dalej, bowiem nie lubił użerać się z kotami, gdyż pamiętał jak go kiedyś traktowano. Znajdował się na terenie Baru, lokacji spokojnej i kontrolowanej. Jeszcze tylko trzy płomienie słońca były widoczne. Stalker zauważył, że inni są roztargnieni, zdenerwowani i zestresowani. Nie zważał na to, gdyż obchodziła go tylko kasa za zlecenie. Sam Dymitr, gdy miał coś ważnego do zrobienia mówił, że tylko ta rzecz go obchodzi. Było jeszcze dwieście metrów do knajpy, lecz on już słyszał muzykę i rozmowy upitych pijaków. Już dawno był klientem baru, więc bez żadnych przeszkód dostał wejściówkę, od niedawna używaną przez stalkerów w razie potrzeby pójścia do Baru. Szedł dziurawą, wyboistą drogą i wreszcie znalazł się w nazywanej przez niego stalkerskiej spelunce. Już po chwili usłyszał pytanie od pijanego stalkera:
- Postawisz flaszkę.
Dymitr nie chciał tracić czasu, więc powiedział tylko:
- Zapraszam na AA.
Po chwili usiadł na jednym z pięciu starych drewnianych stoliczków przy ladzie. Barman zauważył go od razu.
- Cześć! – przywitał Dymitra – Co podać?
- Może być…sok z cukrem trzcinowym.
- Tak słabo?
- Nie przyjechałem dla picia. Mam pewne dokumenty…
- Ach, tak, pewnie od Sida? Że też dupy nie mógł ruszyć. Daj mi je. Twój sok. Pogadamy?
- Mam pytanie – powiedział Dymitr popijając sok – Czemu wszyscy są tacy roztargnieni?
- Tak – rzekł Barman – Sprawa jest poważna i duża. Monolit…chce zawładnąć całą Zoną.
- Nie dziwię się – stwierdziłem – ale jak?
- Oni dostają broń nie wiadomo skąd. Wiadomo tylko, że nie z Zony. Mają już elektrownię, Czerwony Las, Prypeć. Teraz szykują się na Bar i Jantar.
- Już rozumiem. Martwię się trochę o Kordon.
- Kordon jest najbardziej na południe. Oni zaczęli od północy. Jeszcze miesiąc minie, zanim do was dotrą. Macie trochę czasu.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. Zawiadomię Wilka. Teraz muszę iść – oznajmił Dymitr pijąc resztki soku. Cześć.