przez accerone w 10 Mar 2009, 05:00
Witam, to mój debiut zarówno na forum jak i z opowiadaniem - czyli w dziale Twórczość, także proszę o łagodne traktowanie. Historia mi do głowy przyszła podczas odwiedzin w bazie Wolności w S:CS. Także postanowiłem ją spisać.
Lojalnie ostrzegam w tekście występują wulgaryzmy także jeżeli kogoś to razi proszę o nieczytanie.
WTYCZKI
Stiopa, dorzuć do ogniska – warknął Jar - Aszot, za długo grzejesz dupę przy palenisku, zaraz Gandzia zamknie bar i tu przylezie, wtedy Czechow się wku*wi i znowu mi patrol przydzieli. Więc albo pogonię Gandzię albo ciebie.
Aszot leniwie podniósł wzrok i wbił go w Jara – już się zbieram obszczymurze. Gdy skończył mówić, pociągnął potężnego łyka Kozaka, po czym wstał i powlókł się chwiejnie do swojego kantorka.
Ej, Jaro, co ty taki cięty jesteś na nich, czym ci Aszot i Gandzia za skórę zaleźli – zapytał Stiopa.
Nie mi, tylko Czechowowi - odburknął Jaro - mnie przypadł obowiązek pilnowania żeby ci dwaj spotykali się jak najrzadziej i bez trunków wyskokowych i zielska w pobliżu.
A co oni Czechowowi wywinęli – drążył temat młody.
Widzisz Stiopa, ty sierściuch jeszcze jesteś, mało wiesz i kiepsko ludzi tutaj znasz.
Aszot i Gandzia to popaprańce jakich mało, w pojedynkę niegroźni są, ale jak się razem spikną i przypalą albo popiją to im palma odbija i wcale nad sobą nie panują.
No tak - odrzekł kot – ale nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, samym faktem, że nad sobą nie panują Czechowowi za skórę zaleźć nie mogli, musieli coś wykręcić. Nawijaj Jaro, nawijaj, nocka młoda do mielonki i Kozaka opowieść by się przydała.
Aj, dawno to było - zaczął się rozkręcać Jaro - już ze półtora roku stuknie, Czechowowi przyszedł plan do głowy co by wtykę u bandytów zainstalować. A, że Gandzia i Aszot robotę w bazie mieli, ich pyski bandziorom nieznane, to im to zadanie przypadło. Zorganizował im nasz szefuńcio bandyckie kurtałki, kazał zapie*dalać przez pół Kordonu, a dwa oddziały naszych ich goniło, masę huku czyniąc. Przy okazji Gandzie postrzelili, niegroźnie, ale prawdziwiej to wyglądało. I tak ich pogonili do parowozowni w kordonie. Bandyci widząc co się dzieje zaczęli pruć do naszych z pościgu, więc tamci odwrót zarządzili a Aszot i Gandzia do bandyckiej braci się dostali. Dwa i pół miesiąca na pozycję pracowali, w końcu się bliżej Jogi kręcić zaczęli. No i było by fajnie gdyby Czechow przed akcją Gandzię przeszukał, jednak tego nie zrobił, i Gandzia pół plecaka nasion zielska zabrał.
Ziele wzrosło, plony dało i zaczęło się jaranie. Musiał te krzaczory przy anomalii jakiejś zasadzić, bo mocne cholerstwo było, że chłopaki panowanie nad sobą tracili a jak jeszcze Kozakiem przepijać zaczęli to się cyrk zaczynał.
O, to wesoło tam bandziory miały – wtrącił Stiopa.
A żebyś wiedział, pewnego dzionka Gandzia na mega haju uknuł plan, że nibypsa ujarają.
Naćpali się z Aszotem, wzięli giwery, siatkę jakąś skombinowali i poszli na łowy.
Znaleźli jakieś stado, wytłukli prawie całe, jednego mutanta zostawili przy życiu, ganiali go pół nocy po Kordonie, aż złapali zmaltretowanego. Zawlekli mutanta do parowozowni zamknęli w sejfie i przez szparę do rana dym z zielska wdmuchiwali.
Ha, poje*y, popaprańce, ale przynajmniej mają jaja – szczerzył się Stiopa.
Jaja mają, ale mózgu im brak chyba – kontynuował Jar. W każdym razie nibypsa od zielska uzależnili bo się potulny zrobił, i mu sesje z zielem co noc robili, za dnia się z nim prowadzali na smyczy dumni jak pawie, cholery jedne. I nic by pewnie z tego nie było, gdyby Joga nie uznał że takimi numerami podważają jego autorytet, i im „pieska” zarekwirował. Teraz to była jego maskotka, i pomocnicze narzędzie w przesłuchaniach schwytanych stalkerów. Zapiekło to mocno Gandzię i Aszota, więc zaczęli obmyślać plan zemsty, tyle, że nie na trzeźwo, bo wiecznie upaleni tam chodzili.
Pewnego razu podczas jakiegoś zwiadu z innymi bandziorami utłukli pijawkę. Tego samego dnia, jak już się mocno ściemniło, poszli po ścierwo pijawy, przywlekli je do parowozowni, poczekali aż Joga pójdzie kimać, zresztą pomogli mu chyba Kozakiem mocniej w sen zapaść, bo inaczej ich popaprany plan by się raczej nie udał. No więc Joga poszedł kimać, a nasi panowie truchło pijawy mu do posłania wrzucili.
Ha, to się Joga zdziwić rano musiał, albo raczej ze strachu zesrać, hehehe – powiedział ubawiony Stiopa.
Lepiej – z powrotem podjął wątek Jaro. Gandzia czekał tam przy posłaniu Jogi, aż ten dogodną pozycję twarzą do truchła mutanta przybierze, zarzucił jego rękę na pijawę, łapsko pijawy na Jogę i im sesję zdjęciową zrobił. Później zanim Joga się obudził wywlekli z Aszotem ścierwo za parowozownię. A zdjęcia rozesłali po bandyckich PDA.
Rano Joga wstał, i wku*wiony chodził bo gdzie nie spojrzał to każdy jakieś śmichy-hihy uskuteczniał. Wiesz Stiopa i wszystko w porządku by było, gdyby Gandzia chociaż przez chwilę był trzeźwy, a on zamroczony non stop, rozesłał bandytom fotki ich szefa ze swojego PDA.
Długo nie trwało zanim jakiś bandycki lizus sprzedał Gandzię, szefowi. A że Gandzia i Aszot to papużki nierozłączki wtedy były, to się Joga wku*wił na obu srodze i chciał ich tam na kawałeczki rozsiekać. Więc wracali przez pół kordonu do Doliny Mroku tak jak tam się pojawili, z ogonem bandytów na dupie, ze trzydziestu chłopa ich goniło. Dobrze że na posterunku granicznym akurat Czechow inspekcję przeprowadzał, więc naszych chmara tam była i bandyci, po krótkiej wymianie ołowiu, odwrót zarządzili, a tej dwójce się upiekło. Choć trochę podziurawieni to wyżyli. Aszot sprzedał Czechowowi kit, że im przykrywka się rozpadła i bandziory jakoś wyniuchały, że z wolności wtyczki mają u siebie, i tak sprawa przycichła.
Ale jakoś to wyszło przecież, skoro tak ich teraz, z polecenia Czechowa, pilnujesz – powiedział Stiopa.
Ano wyszło. Widzisz sierściuchu, w zonie układy to podstawa, a Czechow ma bardzo dużo układów. Jakiś rok temu wpadł do nas najemnik z którym szef od czasu do czasu interes jakiś robi, ten najemnik ma też układy z bandziorami najpewniej, bo wypytał Czechowa czy zna Gandzię i Aszota – te durnie tak kazały się zwać u bandziorów. Jak wyszło, że oni od nas są, to najemnik pokazał fotki Jogi z pijawą szefowi i zaczął mu gratulować pomysłowości naszych ludzi. Człowieku, nigdy nie widziałem Czechowa tak wku*wionego, życie naszym chłopakom uratowało chyba tylko to, że faktycznie nieco się przydali przez ten czas co u bandytów byli, ale pół roku na patrole łazili, osobno oczywiście z małymi grupami naszych, w najgorsze rejony Doliny. A teraz mają pod groźbą wizyty w najbliższej anomalii, zakaz balowania razem.
Ech, popaprańce, ale w sumie to im się upiekło – Stiopa pokręcił głową z niedowierzaniem. Zastanawia mnie jednak co się stało z maskotką Jogi.
Ha, to też jest dobre – rzucił Jaro z uśmiechem, Joga utłukł puszka, tak go Aszot nazwał, wypchał i sobie w wagonie postawił. Fotki wysłał Gandzi i Aszotowi poprzez jakiegoś kota któremu darował życie i słono zapłacił jeszcze za dostawę. Mocno ich to ubodło, szczególnie Gandzię bo się do puszka przywiązać zdążył popapraniec jeden.
O wilku mowa - wtrącił Stiopa - cześć Gandzia napijesz się z nami. Zapalisz może?
Nie, sierściuchu – odparł Gandzia - w żałobie jestem.