Rozdział IV
Postanowiliśmy , że dwóch będzie stało na warcie , a reszta pójdzie się przespać .Oczywiście
, że jako ja jestem w Zonie najkrócej padło na mnie i Wołodije.Przez noc nic szczególnego się nie działo.Wycie psów , ryk pijawek , odzew snorków - na te wszystkie odgłosy człowiekowi aż włosy na głowie się jeżą.Ale nic , może wspomnę trochę o mojej przeszłości.Urodziłem się w roku 1992 w Polsce na , jak to oni tam mówią , mazury , chyba tak.A więc urodziłem się na mazurach.Rodziców nie znałem , a więc wychowywałem się w sierocińcu.
Gdy miałem czternaście lat , nastąpił kolejny wybuch reaktora , a Zona poszerzyła się o kolejne dziesięć kilometrów.Rok później uciekłem z sierocińca , od przyjaciela dowiedziałem się o wywozach do strefy więc pomyślałem:,,Czemu nie.''.Ze sklepu ukradłem wiatrówkę ,pistolet na CO2 i mnóstwo śrutu.Oczywiście nie mógłbym się rozmyślić , gdyż kamery wszystko zarejestrowały , i prędzej czy później by mnie złapali.Dzięki Wołodiji dostałem się do Ukrainy , a potem do Zony.Następnie dotarliśmy do Magazynów , wolność nas przyjęła z otwartymi ramionami a my byliśmy zadowoleni.Po dołączeniu dostałem G36 i od razu poszedłem na front.Potem wróciłem po trzech miesiącach do bazy ciężko raniony przez pijawkę w podziemiach Agropromu.Miałem wtedy 16 lat.Reszta czasu to półroczna kuracja , a potem drobne misje związane z wybiciem mutantów i takie tam.Aż do przedwczorajszego dnia , gdy wyruszyliśmy do laboratorium.A więc znamy już moją historię.Spojrzałem na zegarek.
23.17.Jeszcze trzynaście minut do końca mojej warty.Oby nic się nie działo.Nagle:
Kanar ! - ktoś wołał z dołu -Kanar !
Lekko wychyliłem głowę.Na ziemi ktoś stał i widocznie znał moje imię.Włączyłem noktowizor , zapaliłem latarkę i przez lunetę spojrzałem w dół.
Aleks , co tu robisz? - powiedziałem szeptem jak tylko mogłem najgłośniej.
Przesyłka od dowódcy.Łap!
Pakunek wielkości cegły pofrunął w górę.Złapałem go i kazałem Aleksowi wejść na wieżę.
Obudziłem Maksa
Hej , twoja warta.Nie leń się.
Sapnął ciężko i odparł:
Dobra, dobra już idę.
Wstał i podszedł do północnej części wieży.Na wieżę wspiął się Aleks.
Co ty tu robisz? - usłyszałem od Rakiety , Wołodiji i Maksa.
Ma paczkę dla mnie.-odparłem.
Paczka była starannie owinęta w jakąś folię i szmatę.Szybko go rozwinąłem.Moim oczom ukazało się pudełko.Był w nim artefakt i list.Jego treść była następująca
- Kod: Zaznacz wszystko
Aleksa przysyłam na pomoc.Artefakt w razie...
W tym momencie się kończył.Zdziwiłem się.Aleks 18-latek który jest 3 miesiące w zonie ma iść na poważną misję.
I jeszcze ta wiadomość...taka...dziwna.No nic.
Aleks , nie wracasz do bazy.
Coooo?
Idziesz z nami.Rozkaz dowódcy.
Ale ja...
Zobaczyłem minę chłopaka.Był cały biały i przypominał teraz Zombie.W tym momencie zaczęła ryczeć pijawka.
Chłopak jeszcze bardziej się wystraszył.
Hej hej hej , tylko tu mi nie zejdź z tego świata.Idź się prześpij.Jutro idziemy dalej.
Chłopak chwilę się zawachał , jednak wykonał polecenie: rozłożył śpiwór i położył się spać.Ja zrobiłem to samo.Przez kilka minut myślałem o naszym zadaniu aż wreszcie nadszedł błogi sen...
Rozdział V
...Obudziłem się około siódmej rano.Wokół mnie było mnóstwo krwi , sam byłem nią poplamiony.Cały przerażony wstałem bez żadnej uwagi.Z pewnością już bym nie żył , gdyby ktoś mnie zauważył.
Jednak byłem w jednym kawałku , obok mnie leżał mój karabin i plecak bez żadnej zawartości.Z przerażeniem stwierdziłem , że ktoś gra na dole na gitarze.
- Jeśli to powinność to już jestem trupem -myślałem.
Z ogromną ostrożnością spojżałem w dół.
-Ku*wa wiedziałem.-kląłem pod nosem.
Czterech powinnościowców siedziało przy ognisku ogrzewając się w ten zimny poranek.Chwyciłem mój karabin , zdjąłem celownik PSO-1 i wycelowałem przez muszkę
i szczerbinkę jednemu w głowę.Nacisnąłem spust.Jeden padł.Jeszcze trzech.Przełączyłem karabin na tryb ałtomatyczny i prółem w ziemię , ile miałem naboi w magazynku.
Gdy ostatnia łuska wyskoczyła z zamka , na dole były już cztery trupy.zrzuciłem karabin na dół i zszedłem po drabince.
Chwyciłem jednego i przewróciłem go na brzuch.Zdjąłem mu plecak i spojżałem na zawartość.
-Amunicja 9.39 , chleb , kilka konserw , makarov,VOG-25 -mruczałem pod nosem
Przerzuciłem najważniejsze rzeczy z trzech plecaków i miałem brać sie za czwarty , gdy kula przeszyła moje ramię.
Zakląłem z bólu.Spojżałem na budynek skąd padł strzał.Delikwentowi zacięła się broń.Chwyciłem Groze jednego z powinnościowców
i puściłem serię do okna.Przeciwnik padł.Odetchnąłem z ulgą.Chwilę poleżałem , chwyciłem apteczkę i opatrzyłem rękę.
Kula przeszła na wylot.Na szczęście nie tknęła kości.Spojżałem na stan grozy.Nie był najgorszy , więc postanowiłem ją zatrzymać.
Zdjąłem poszarpany kombinezon , dopiero teraz zauważyłem jego stan.
- Co tu się działo
Zrzuciłem kombinezon i odczepiłem odznakę wolności.Zabrałem się do przeglądania czwartego plecaka.
Były w nim jakieś papiery , Dusza i jakieś urządzenie przypominające słuchawki.Natychmiast
Przyłożyłem duszę do ramienia.Zaczęło silnie piec , jednak i również natychmast były widziane efekty.Pół minuty później
miałem zdrowe ramię.Przejżałem papiery.Były w nich jakieś rysunki przedstawiające te słuchawki.
Przejżałem wszystkie strony i spojżałem na okładkę było na niej:
- Kod: Zaznacz wszystko
X16: ZESTAW DO OCHRONY PSIONICZNEJ
Uśmiechnąłem się i założyłem słuchawki.Na karabinek zamontowałem lunetę i załadowałem granatnik.Przeszedłem jakieś
trzydzieści , może czterdzieści metrów i doszedłem w budynku , gdzie był snajper.Gdy zbaczyłem SWD Dragunow ucieszyłem się , ale po dokładniejszych
oględzinach uznałem , że to jakaś pierd*lona podróba.Jednak amunicję wziąłem , bo nie była ona powszechna w zonie.
Tak przyszykowany poszedłem dalej.Przechodząc przez kolejne budynki zachowywałem szczególną ostrożność.
Jeden fałszywy ruch i byłoby po mnie,a tego nie chciałem.Ostrożnie , krok po kroku przechodziłem kolejne metry .Kątem
oka widziałem różne anomalie i artefakty między nimi.Również nieszczęśników , którzy ich pożądali.W ślimaczym tempie
dotarłem do niedokończonego dwupiętrowego budynku.Na szczycie nie było ścian i dachu , więc widziałem całą okolicę.
Po piętnastu minutach jakaś postać wyłoniła się zza rogu stacji kolejowej , która była mniej więcej 200 metrów ode mnie.
Ktoś uciekał przed czymś...niewidzialnym! Pijawka! Złożyłem się do strzału.Spojżałem przez lunetę.Poruszające się ,,powietrze'' było coraz bliżej uciekającego
,,ktosia''. Gdy już potwór miał dobrać się do ofiary i zniknęła jej niewidzialna osłona wystrzeliłem.Kula dużego kalibru dosłownie
zmasakrowała głowę mutanta.Spojżałem jeszcze na człowieka którego uratowałem.Był to ekolog.Pomachałem mu , żeby przyszedł.
Mając go cały czas ma muszce kazałem mu zdjąć górną część skafandra zasłaniającą twarz.Zrobił to posłusznie.Odetchnąłem z ulgą,
gdyż nie był wrogiem.
- Kola Andrei Kopowieczenko - przedstawił się
- Kanar.Co ty tu robisz?
- Wysłali mnie z bunkra , bo powinnościowcy zabrali nam eksperymentalny zestaw do ochrony psionicznej.
To , co masz aktualnie założone.Posłuchaj (spojżał na znaczek wolności na plecaku) wolnościowcu.Słyszałem od twoich kumpli , że
idą nad jantar.
- To oni żyją? - ucieszyłem się.
-Tak żyją,maja dwóch rannych , których opatrzyłem za małą opłatą , zmierzają do naszego bunkra.Ty oddasz nam to urządzenie , a my zachowamy
waszych rannych i udzielimy im fachowej pomocy.I za to , że uratowałeś mi tyłek masz.
Wyjął kombinezon ekologa z plecaka i podarował mi go mówiąc:
- Zawsze nosze drugi na wszelki wypadek.
Razem odpoczeliśmy jeszcze pół godziny i ruszyliśmy Nad Jantar...