przez MeZZerschmitt w 16 Lip 2009, 19:25
Prezentuję krótkie opowiadanie, które nagle wpadło mi do głowy, przy pisaniu kontynuacji mojego opowiadania CULTOR NOCTIS, a ponieważ nie ma ono bezpośredniego związku z fabułą wyżej wymienionego opowiadania, dlatego też prezentuję je tutaj:
"PSEUDOZONA"
Moje ręce...
Lepkie...duże...małe i mokre...
Zaczyna się...
Szedłem w sercu potwornie gęstej mgły i mówiłem sam do siebie, byłem w Czerwonym Lesie.
Miejscu, które może wykończyć człowieka powoli i boleśnie. Strach, łzy, psychoza...
Te trzy słowa zdawały się dla mnie gorsze niż bycie zaatakowanym przez Pijawkę.
Co mnie tu przygnało? Dlaczego nic nie pamiętam? To wszystko mnie przeraża. Szczególnie to, w jakim położeniu teraz jestem.
Przystanąłem na chwilę i rozejrzałem się dookoła. Las szumiał w złowieszczym tańcu, a wiatr zdawał się coś mi przekazać.
Słyszałem śmiech, płacz, tłuczone szkło? Oraz skoczną i głośną muzykę.
Nagle wszystko ucichło. Stałem sam, pośród szkarłatnych drzew, które z wielkim pragnieniem starały się mi coś przekazać:
- Pamiętasz...tasz...tasz...asz...asz...sz? Miała fajne piersi...iersi...ersi...si...si. Hahaha...haha...haha...ha...ha
Przeszły mi straszne ciarki po całym ciele, a serce podskoczyło do gardła. Ogarnęła mnie niesamowita ochota na wzniesienie się ponad drzewa. Zapragnąłem latać. Spojrzałem na niebo, było zachmurzone i przerażało swoimi barwami. Wyglądało jakby szalony artysta rzucał farbami na szare płótno - błękit, czerń, granat i czerwień.
Nagle poczułem pragnienie, moje gardło zamieniło się po prostu w pustynię. Patrząc dalej w niebo zacząłem powoli ściągać swój ciężki plecak, gdy go otworzyłem, aż mnie odrzuciło - zaczęły z niego wypełzać małe robaki. Podobne do gąsienic. Był nimi wypełniony po brzegi. Gdy się z niego wysypywały, zaczynały wgryzać się w ziemię niczym plemnik w jajeczko, a ja cały czas osłupiały ze strachu stałem i wpatrywałem się w to co się działo.
Ponownie zerwał się wiatr i usłyszałem burzące spokój głosy:
- Eh, ja pomyślę o powrocie na bagna...agna...gna...gna...
Spojrzałem na drzewa i podszedłem kilka kroków w lewo, później się wycofałem:
- Kto tu jest?!!! - krzyknąłem
- Hahaha...haha...ha...ha
Wyciągnąłem pistolet i wystrzeliłem trzy naboje w różne strony.
- Odłóż to...odłóż to...łóż to...to...to
Myślałem, że oszalałem. Kiedy nagle zaczęła się trząść ziemia.
- Emisja? Nie, to nie możliwe - powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem do plecaka, kiedy to ziemia pode mną po prostu się zapadła i zacząłem spadać. Krzyczałem ile sił, machałem rękami na wszystkie strony aby się czegoś złapać, lecz nic nie było widać, a także moje ręce chwytały się tylko pustej przestrzeni. W końcu przestałem - spadałem swobodnie w dół. Przynajmniej tak mi się wydawało.
W nieskończonej otchłani zobaczyłem twarz swojej matki i siebie odchodzącego z domu:
- Synu błagam Cię, nie jedź tam. To miejsce śmierci.
- Nie Mamo. To miejsce życia.
Życia, którego tutaj nie miałem. Zona daje i odbiera i to jest równowaga, której ja potrzebuję. Nie płacz Matko. Raduj się wraz ze mną...
W tym momencie coś mnie uderzyło. Po chwili otworzyłem oczy. Stałem w bardzo jasnym świetle. Padało ono z góry i nie mam pojęcia co było jego źródłem. Dookoła był mrok, nic nie było widać. Wnet spostrzegłem, że nie mogę się ruszyć, jestem jakby unieruchomiony jedynie ruszać mogę głową, słyszę dookoła siebie chyba wszystkie mutanty Zony. Każdy biega wokół mnie lecz żadnego nie widzę i żaden nie próbuje atakować. Jakby nie mogły wyjść z mroku.
Wszystkie tylko ryczą jakby były w transie zła i agresji. Czuję jak ze strachu spływa po mojej twarzy zimny pot...zamykam oczy. Choć wolałbym chyba zatkać sobie uszy.
Otwieram oczy i nie mogę uwierzyć w to co widzę.
Stoję na polach zrównanego z ziemią Agropromu.
Jest i ona. Nie wiem skąd ją znam ale wiem, że to po prostu ona. Dryfuje lekko w moją stronę w blasku słońca, całkiem naga. Jej piękne słoneczne włosy czesane są przez wiatr, a w ręku trzyma wpół zwiędły słonecznik. Cały czas ma zamknięte oczy. Zatrzymała się bardzo blisko mnie, czuję ją...kwiaty, słońce, pożądanie.
- Pamiętasz...tasz...tasz...asz...asz...sz? Dotknij...knij...nij...ij. Przecież tego chcesz...cesz...cesz...esz...esz.
Zrobiłem to. Były wspaniałe, ledwo mieściły się w dłoni, jej sutki były twarde a zarazem tak delikatne. Nagle otworzyła oczy, miała potworne białka, nabiegłe krwią, wydała z siebie przerażający jakby świst:
- A teraz pęknie Twoje serce!!!
- Aaaaaaaaa!!! - obudziłem się z krzykiem - Boże to był tylko sen... zaraz, gdzie ja jestem?! O mój Boże!!! Zacząłem panicznie stukać pięściami w ścianę.
- O Boże jestem w trumnie!!! Ludzie ja żyję to pomyłka!!! - krzyczałem co sił w płucach ale słyszałem już tylko ogromny potok ziemi i silne uderzenia...
było już za późno...
Ważka szedł w stronę zakopywanego grobu. Słońce już dawno zaszło, zbliżała się 23 godzina.
- Co się stało Rudy? - powiedział Ważka
- Twojemu kumplowi odj**ało. Siedział przy stoliku w naszym kochanym "Wysypie" i pił, nagle mu odwaliło. Zaczął się śmiać, mówić o cyckach, wystrzelił kilka kulek ze swojego pistoletu, wtedy chłopaki chcieli go uciszyć i zaczęli krzyczeć żeby odłożył broń i się uspokoił. Później - nie wiem jak to nazwać ale chyba najodpowiedniejsze będzie - symulował spadanie. Na koniec stał nieruchomo przez kilka minut. Gdy podszedłem, złapał mnie za mojego cycka...
- No tak małych to Ty nie masz - powiedział Ważka z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Ehhh nie ważne, pozwól mi skończyć. Jak już mówiłem złapał mnie za pierś...rozumiesz? Wszyscy zaczęli się śmiać, a on nagle upadł na plecy i zmarł.
- Jesteś pewny, że nie żył? - powiedział zdziwiony Ważka
- Potrafię odróżnić trupa od żyjącego - odpowiedział obruszony Rudy.
Ważka wziął głęboki wdech i rzekł:
- Szkoda chłopa...no cóż... Rudy, mój niestety zmarły przed chwilą kumpel opowiadał mi o miejscu w Czerwonym Lesie gdzie rosną "podkręcone" przez Zonę Łysiczki, które ostro kopią. Idziesz?
- Raz się żyję - powiedział Rudy i ruszyli na wyprawę, a ciche stukanie pod ziemią było coraz słabsze, aż ucichło całkowicie.
zrównany z ziemią Agroprom - o tym jest mowa w CULTOR NOCTIS, będzie to dokładniej wyjaśnione w kontynuacji
WYSYP - bar na Wysypisku w siedzibie Bandytów, o tym także będzie mowa w CULTOR NOCTIS
"Niektórzy ludzie po prostu nie szukają logicznych korzyści, takich jak pieniądze. Nie sposób ich kupić, zastraszyć czy przekonać, nie sposób w ogóle z nimi negocjować. Niektórzy ludzie po prostu lubią patrzeć, jak świat wokół płonie."