"Litania według stalkera" by Red Shoahert

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

"Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Red Liquishert w 15 Paź 2014, 21:42

:

Promienie porannego, gorącego, letniego słońca bardzo powoli, jak gdyby strachliwie, wpełzły do pokoju hotelowego przez szpary dechach, którymi zabito niegdyś i tak niewielkie okna. Pokój był niemożliwie zagracony – w wzdłuż ścian, które wytłumiono warstwą wytłaczanek po jajkach, prócz szaf i komód, stały zbite byle jak skrzynki pełne konserw, butelek wody, puszek energetyków i flaszek podłej pszenicznej, a w kącie ustawiono agregat prądotwórczy. O kanapę, rozkładaną również w łóżko, oparto kałacha i plecak typu „kostka”. Na samym wyrku spoczywał człowiek, zakutany ciasno w wojskowy śpiwór i oddychający ciężko, chrapliwie, spokojnie. Mężczyzna, gdy tylko pierwsze promyki słońca dotknęły jego zarośniętej twarzy, drgnął i powoli uchylił powieki. Patrzył przez moment na ciepłe światło, aż w końcu wyślizgnął się spod kołdry. Jego ciało nauczyło się lata temu, by reagować na promienie słońca ogrzewające twarz – budził się wtedy natychmiast, niezależnie od tego, jak długo spał; godzinę czy osiem. Teraz mężczyzna przejechał dłonią po sięgających ramion jasnych, potarganych włosach. Podrapał się po sterczącej na kilka centymetrów brodzie i omiótł błękitnymi oczami pokój, jak gdyby dopiero co tu zamieszkał. Miejsce to poznał jednak kilka lat wcześniej; pokazał mu je stalker, który akurat natrafił na niego, gdy mężczyzna – wtedy jeszcze młody awanturnik – błąkał się po bezdrożach Czarnobyla, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przekradł się wtedy do Strefy… ale co robić dalej, tego już nie wiedział. Miał fart, że spotkał wtedy kogoś, kto wyciągnął do niego pomocną dłoń. Kogoś, kto nie posłał mu kuli w łeb przy pierwszej okazji. Kogoś, dzięki któremu ostatecznie porzucił skandynawskie korzenie i przyjął nowe imię, pasujące jak ulał do miejsca, w którym przyszło mu żyć.

Rusłan.

Podniósł się z kanapy, zapinając i zwijając śpiwór. Odpalił generator – urządzenie zatrzęsło się w dziwnej konwulsji, zaburczało, zacharczało i w końcu zaczęło jednostajnie warczeć. Rusłan na próbę spróbował włączyć światło – żarówka, wisząca na kablu u sklepienia pokoju zalśniła w mroku pomieszczenia. Stalker nalał wody z kanistra do elektrycznego czajnika i pstryknął włącznikiem, po czym sięgnął po paczkę sucharków i zawiniętą w folię pierś z kurczaka, pochodzącą z amerykańskiej MRE. Bez podgrzewania zrzucił posiłek na talerz i uzupełnił go o kromkę chleba z kocim smalcem. Sypnął do emaliowanego kubka podłej rozpuszczalnej kawy, zalał ją wrzącą wodą z czajnika. Usiadł ze śniadaniem przy stole, na którym stała elektryczna lampka. Odsunął ją nieco i wyciągnął z kieszeni polowy nóż i widelec. Jadł szybko; dawno już oduczył się smakować posiłku, skupiony tylko na jak największej wartości odżywczej. Kawa jak to w Strefie – tradycyjna lura, którą przełknął jednak bez ani jednego grymasu na twarzy. Wierzył, że wszystko jest kwestią przyzwyczajenia.

Przełykając ostatnie kęsy kurczaka, zapakował do plecaka trochę żywności i ciasno zwinięty śpiwór, po czym odłożył go na bok. Włożył na grzbiet wojskową koszulę i czarną skórzaną kurtkę – był środek lata, więcej nie było mu potrzebne. Zasznurował lekkie buty i zarzucił na plecy kostkę. Przytroczył do pasa torbę z dodatkowym ekwipunkiem i ładownice z zapasowymi magazynkami, przeładował kałasznikowa i wyszedł z pokoju, zamykając go na kłódkę.

Jego kroki dudniły echem w środku betonowego megalitu, gdy powoli przemierzał schody bloku. Dawno już uprzątnął je ze śmiecia, który zalegał tu przez trzydzieści lat.

Miasto trwało w zupełnej ciszy, przerywanej tylko okazyjnym wyciem watah wilków. Trawa, tak wysoka, że łamiąca się pod własnym ciężarem, chrzęściła pod butami Rusłana, gdy szedł na przełaj, mijając opuszczone place zabaw i dawno już zapomniane budynki z okiem przy celowniku karabinu. Lubił polować – nawet nie dla zaspokojenia głodu, a potrzeby rozrywki, towaru deficytowego w niemal kompletnie pustej Strefie.

Uznał jednak, że ten dzień nie będzie dla niego łaskawy. Przyklęknął, wyciągnął z torby spory agregat. Urządzenie było zbudowane z prostokątnego akumulatora, z którego poprowadzony został spiralny kabelek, podłączony do czegoś w rodzaju pilota z ekranem na tego pilota końcu. Sam „pilot” był przymocowany do akumulatora pewnie i trwale. Rusłan pstryknął przełącznikiem – przez moment nic się nie działo, a potem na ekranie pojawiła się niebieska kropka, symbolizująca położenie stalkera. Co jakiś czas z niebieskiej kropki rozchodziły się fale sygnałów – wtedy na ekranie pojawiały się i znikały zielone kropki. Nieźle, pomyślał stalker, patrząc na mnogość kropek. Po ostatnim Zwarciu mamy spory wysyp…

Szedł pochylony, z karabinem na plecach, w lewej dłoni trzymając detektor, a w prawej wszelaki śmieć wygrzebywany z kieszeni kurtki. Znakował złomem drogę pomiędzy anomaliami – widział już delikatnie wibrujące powietrze w rejonie działania anomalii termalnej; stary stalker, który pokazał mu mieszkanie, zginął właśnie w jednym z takich tworów, smażąc się żywcem. Rusłan wzdrygnął się i spojrzał dokładniej – nie mógł się mylić. Pośród traw leżała sobie spokojne żółtawa sferoida. Mieniła się lekko na różne kolory, mamiąc grą świateł. Rzucił złomem wokół niej, a potem sięgnął do plecaka i wydobył prostokątny pojemnik i szczypce z nieznanego mu materiału, jakiegoś super odpornego metalu, o ile się nie mylił. Wciąż z detektorem w ręku, podszedł do sferoidy, złapał ją w żelazny uścisk szczypiec i ostrożnie przeniósł do pojemnika, po czym opuścił na samo dno. Obutą stopą zatrzasnął wieko, które zahermetyzowało się z cichym sykiem. Uśmiechnął się pod nosem, pakując sprzęt do plecaka. Miał znajomości z pewnym przemytnikiem, więc nie sprawi mu problemu…

Zgarbił się, słysząc narastający huk i łopot. Rozejrzał się, kompletnie zdezorientowany. A potem hałas niemal go ogłuszył i zrozumiał, w czym rzecz.

Tuż nad jego głową wirował śmigłowiec, z którego rotora dymiło niczym z komina domu gdzieś w górach. Zatańczył dziko, wciąż wirując w nieskończonym piruecie, ciągnąc za sobą czarny warkocz. Krążył przez moment, co odzyskując równowagę, to znów ją tracąc razem z wysokością. Rusłan padł w krzaki i patrzył z kryjówki, jak śmigłowiec znika mu z pola widzenia, jak opada powoli gdzieś za linią dziko rosnących drzew…

A potem do jego uszu dotarł przeszywający łoskot, a nad miejscem upadku śmigłowca wykwitła łuna pożaru i smuga czarnego jak smoła dymu. Rusłan, niewiele myśląc, zarzucił karabin na plecy i rzucił się do biegu, wymijając niebezpieczne anomalie, przebiegając nad padliną sześcionogiego jelenia i pędząc na złamanie karku.

Ładny był cmentarzyk, pomyślał, opierając się na murku cmentarza i dysząc jak parowóz. Był.

Wciąż sapiąc, przesadził mur i zdjął z pleców karabin. Odbezpieczył go i ruszył drobnym truchtem z nisko pochyloną głową, wodząc lufą automatu z lewa na prawo. Wszystko, co tu mieszkało lub odpoczywało, prawdopodobnie zwiało gdzie pieprz rośnie, przerażone wybuchem. Rusłan przykucnął za węgłem grobowca rodzinnego, obserwując pożerany przez płomienie wrak latającego monstrum. Chwilę później nastąpiła kolejna eksplozja; wirnik wyleciał w powietrze i wbił się w radioaktywną ziemię. Rusłan westchnął, zarzucając kałach na ramię. Z łupów nici.

Charakterystyczne uczucie, kiedy ktoś przykłada ci lufę do głowy. Rusłan zaznał go nie raz; ten przypadek nie było odmienny. Delikatny, zimny nacisk na potylicę, wyraźny dźwięk ciężkiego oddechu agresora… co za beznadziejny, kolejny idiota, pomyślał Rusłan, niemal się uśmiechając.

- Odłóż bro…

Rusłan płynnie odwrócił się, wierzchem lewej dłoni odtrącając dłoń z pistoletem. Prawa zwinęła się w kułak i siłą rozpędu wbiła się w szczękę napastnika. Ten wypuścił broń, jego głowa odskoczyła do tyły, a razem z nią jej właściciel. Wybity ząb poleciał w powietrze, a za nim podążył sznureczek karminowej krwi. Napastnik, odziany w jaskrawo pomarańczowy kombinezon z kapturem, runął w wysokie trawy. Rusłan podszedł do leżącego niespiesznie i z rozmachu kopnął go w jądra.

Ptaki zerwały się z miejsc, słysząc nieludzkie wycie.

Pomarańczowy natychmiast usiadł, zachłystując się krzykiem bólu. Dyszał ciężko, oczy zaszły mu łzami, które lśniły w pobrudzonej, poobijanej chudej twarzy. Facet musiał mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat – brunet, średniego wzrostu, niższy od Rusłana. Jego budowy, skrytej pod workowatym skafandrem, stalker odgadnąć nie mógł. Złapał go za kark i przykucnął obok.

- Kim jesteś? – Zapytał chrapliwie. Zdziwił się na dźwięk własnego głosu… bardzo rzadko go w końcu używał.

- W…ww… - zaczął mamrotać pomarańczowy – Wasilij Fiodorow…

- Co tu robisz?

- Ekspedycja naukowa… - zaczął Wasilij, teraz mówiąc już nieco składniej i wyraźniej. – Fundowana przez rząd… nie zabijaj, proszę…

- Może. – Rzekł obojętnie Rusłan, patrząc w orzechowe oczy naukowca. – Dlaczego się rozbiliście?

- Nie wiem. – Wzruszył ramionami tamten. – Po prostu coś huknęło i systemy przestały działać… cały oddział… tylko ja wyskoczyłem…

Stalker pokiwał głową. Obok naukowca leżał sztywny, prostokątny, spory plecak. Rusłan nie wiedział co w nim jest i na razie nie zamierzał sprawdzać.

- Lepiej się stąd zmywajmy. – Rzekł tylko. Naukowiec wstał chwiejnie, zarzucił na grzbiet ciężki bagaż. Rusłan pociągnął go za sobą, słysząc już dalekie ujadanie wilków, żądnych łatwej zdobyczy.


***


Naukowiec siedział na krześle, popijając herbatę bez cukru, teraz ubrany w golf i spodnie z zapasu ubrań Rusłana. Sam stalker rozparł się na kanapie, jedząc kolację. Generator buczał jednostajnie w kącie pokoju.
- Pomogę ci się stąd wydostać – powiedział w końcu Rusłan, odkładając opróżnioną miskę na bok. Otarł usta i otaksował młodego wzrokiem.

- Ja… dziękuję. – Odrzekł naukowiec pomiędzy kolejnymi łykami herbaty. Nie czuł się pewnie; wciąż podkurczał nogi i ściskał w dłoniach gorący kubek z napojem. Wodził oczami dookoła już od paru godzin, wciąż jak gdyby doszukując się w pokoju czegoś, co mogłoby go zabić. Czujny, pomyślał Rusłan.

- Odprowadzę cię szosą do lasu i odstawię na punkt spotkania z moim znajomym. Pomoże ci się wydostać. Tylko płacisz we własnym zakresie.

- Oczywiście – zgodził się natychmiast naukowiec, potulnie, ochoczo. Rusłan kiwnął głową.

Trwali tak w milczeniu, każdy myśląc o swoich sprawach.

- Jesteś stalkerem? – Zapytał nagle młody, odstawiając kubek po herbacie.

- Tak. Od trzech lat.

- Żyjesz tu sam?

- Tak.

- Zbierasz twory produkcji anomalnej?

- Chodzi ci o artefakty?

Młody spojrzał bez zrozumienia. Rusłan westchnął.

- Tak, zbieram twory produkcji anomalnej.

Naukowiec pokiwał głową w zamyśleniu. Wziął wdech i znów zaczął pytać.

- Jest was tu więcej?

- Znam dziesięciu.

- W całej Strefie?

- Nie wiem, nie łażę po całej Strefie. – Mruknął Rusłan, przysiadając się do stołu i rozkładając karabin.

- Żyją tu…

- … wielkie wilki, rysie, dziki, watahy dzikich psów. W nocy nie wiem, boję się wychodzić.

- Jak to?

Rusłan ponownie westchnął, otwierając butelkę z oliwą i otwierając pudełko z przyborami do czyszczenia.
- To, co dzieje się tu w nocy… wykracza poza moje i twoje pojmowanie. Przez pierwszy miesiąc rozważałem samobójstwo, słuchając wycia i ryków, dopóki nie wytłumiłem ścian. Nie wiem, co wychodzi na powierzchnię ziemi w nocy i nie chcę wiedzieć.

- Wy… stalkerzy – podjął młody po chwili ciszy, przerywanej tylko szuraniem drucianej szczotki o wnętrze lufy kałacha. – Tworzycie grupy? Społeczność?

- Nie. – Odparł Rusłan, energicznie trąc wyciorem zamek automatu. – Jest tu kilku przemytników, głównie na granicy, jest paru gości trzymających się razem… ale społeczność? Nie. Jest tam jakiś niepisany kodeks…
- Na przykład? – Przerwał mu natychmiast naukowiec.

- Ech… no, pomagamy sobie, wymieniamy się sprzętem w razie potrzeby. Nie wchodzimy sobie w drogę, jeśli nie musimy… to rozumie każdy, kto przeżył tu więcej niż miesiąc. Wszyscy inni, bardziej zapalczywi, już nie żyją. – Rusłan wspomniał Dimę. Z tego co pamiętał, nawet lubił chłopaka… ale ten poszedł dosłownie na noże z, też już martwym, Grigorijem. Grig zaszlachtował Dimkę jak psa.

Młody przerwał dyskusję, patrząc rozmarzonym wzrokiem w sufit. Ha, pomyślał stalker. Czyżby marzy o życiu na ostrzu noża? O niezliczonych przygodach i wiecznej sławie? Cholera. Ktoś w ogóle pamięta małego Dimkę?

- Idź spać. – Rzekł w końcu Rusłan. – W szafie leży stary śpiwór i jakieś koce, zrób sobie posłanie. Rano wyruszamy.


***



Młody patrzył jak urzeczony na obszarpanego, pluszowego misia. Trzymał zabawkę w dłoniach przyodzianych w grube, ochronne rękawice, błyskając oczami zza panoramicznej szybki hełmu.

- Zostaw. – Rzucił twardo Rusłan, patrząc w kierunku, z którego słyszał ujadanie psów. Naukowiec wypuścił misia z grubych palców, obserwując, jak ten pluska w kałużę radioaktywnej wody. Ruszył dalej, według instrukcji – najpierw młody, za nim stalker. Wysoka trawa, oddająca wyraźnie tłem, chrzęściła im pod obutymi stopami, zasłaniała pole widzenia, dopuszczając do oczu wędrowców tylko widok betonowych megalitów Czarnobyla. Rusłan rozglądał się, próbując dostrzec coś pośród nieskończonej gęstwiny. Dokuczały im gzy i spore muchy, obijające się o twarze, włażące za kołnierze i nieznośnie bzyczące wokół ciepłych ciał. Na niebie nie było ani jednego białego obłoku; nieboskłon jaśniał nieprzebitym lazurem. Słońce bezlitośnie prażyło, toteż Rusłan prędko rozpiął kurtkę i podwinął rękawy podczas postoju. Zatrzymali się tylko na moment, by napić się wody, po czym stalker dał znak, by ruszyć dalej. Co jakiś czas grube, podłużne, długie węże przesuwały się leniwie pod nogami podróżników; wtedy Rusłan zatrzymywał młodego i trwał bez ruchu, wsłuchując się w rechot żab i śpiew ptaków. Kiedyś myślał, że ptaki ubarwiały przestrzeń dźwiękową świata, bo wszystko było wszystko. Teraz wiedział, że się mylił. Śpiewały, bo miały nie po kolei w głowach.

Minęły może trzy godziny, gdy dotarli na skraj miasta, jak cała reszta zarośniętego trawami i barszczem Sosnowskiego. Stali tak przez moment, grzejąc plecy w letnim słońcu.

Rusłan podjął już decyzję.

- To chyba rodzaj… litanii, prawda? – Podjął kompletnie znikąd naukowiec. Zdjął właśnie hełm i patrzył na zalesioną równinę przed sobą. Przez obłąkańczy śpiew ptaków nie usłyszał nawet, jak stalker zdejmuje karabin z ramienia jak powoli odwodzi zamek. – Pomagać. Żyć i dawać żyć innym. Przetrwać… to takie prawdziwe, prawda? Piękna litania?

- Prawda – odrzekł Rusłan, unosząc karabin. – Tylko że mnie ona nie dotyczy.
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Mito, zając, Gizbarus, Gość, Skowoo.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Reklamy Google

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Wiewi0r w 15 Paź 2014, 22:18

Naprawdę ciekawe, trzyma klimat, ale po kolei.

Pierwszy akapit -mnie, nie wiedzieć czemu przypomina scenariusz, wyobrażam sobie to ujęcie, odchodzące od okna, okrążające pokój...

z amerykańskiej MRE

W sumie, czepiam się, ale: czemu amerykańskiej akurat? :meesh: I dlaczego MRE, a nie np. "racji"?
polowy nóż i widelec

Znaczy niezbędnik?
a potem sięgnął do plecaka i wydobył prostokątny pojemnik i szczypce

Błąd logiczny, z opisu wcześniej wynikało raczej, że są w torbie.
Chwilę później nastąpiła kolejna eksplozja; wirnik wyleciał w powietrze i wbił się w radioaktywną ziemię.

Za dużo filmów. :) Pożar - owszem, wybuchy - niekoniecznie.

Ptaki śpiewające? Mnie osobiście nie pasują, ale twój świat - twoje kredki.

No i bohater - kawał ch*ja. :caleb: Nie rozumiem do końca też jego motywów.

Plusy - klimat, miejsce akcji - growy Rostok? Prypeć? Czarnobyl?
Wizja, mimo wszystko, spójna i ciekawa. Pusta Zona, puste miasto...
Detektor samoróbka, a może regenerowany?
Błędów językowych nie zauważyłem, książeczka Gdzie postawić przecinek leży nie ruszona, więc nie poprawiam.

Ogólnie, na plus. Przy okazji, jest to niejako kontynuacja poprzedniej litanii? Pytam, bo jeszcze jej nie czytałem.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Red Liquishert w 15 Paź 2014, 22:59

W sumie sam nie wiem. Przedstawiam po prostu trzy postawy trzech różnych ludzi w trzech różnych wizjach Zony - młodego człowieka, któremu zabito brata; starego wygi, który porzucił moralność dla łupów, a w przyszłej "Litanii według człowieka"... nie będę spoilował :)

Miejsce akcji? Rzeczywisty Czarnobyl.
MRE? W końcu to wojskowa amerykańska racja żywnościowa, która nazywa się właśnie MRE, so...
Ta, chodziło o niezbędnik.
Nie. W torbie nosił detektor, w plecaku pojemnik i szczypce - byłyby zbyt duże, by zmieścić je w chlebaku.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Wiewi0r w 15 Paź 2014, 23:55

Co do torby: zwracam tylko uwagę, że taki widok nasunął mi wcześniejszy opis, BTW nigdzie nie było, że to chlebak - tylko torba. ;) Swoją drogą, ta kostka też niczego sobie ma wymiary. Ja bym śpiwór jakoś przytroczył, ale czepiam się, tak samo jak przy MRE (dlaczemu aż zza oceanu sprowadzane?). Nie jest to nie wiadomo jaka nielogiczność, ale przyczepić się mogę. :E
Swoją drogą, ja bym się nosił sprzęt na pasie, jak kiedyś tam Canthir na zdjęciach pozował, albo jak na Dekadzie nosił swoje aparaty.
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Mito w 16 Paź 2014, 18:26

Podoba mi się. Krótkie, dość treściwe. Miło się czyta. Tylko parę zgrzytów:
Chwilę później nastąpiła kolejna eksplozja; wirnik wyleciał w powietrze i wbił się w radioaktywną ziemię.
To prawda. Zajechało amerykańskimi filmami akcji. Jednak, jeżeli to miał być taki Mi-24 (Dobrze mówię?), jaki lata w grze, to jest to możliwe - wystarczyłby ogień dość blisko jednej z tych bajeranckich wyrzutni rakiet lub składu z amunicją do karabinu.
Co do MRE - ale burżuj, pozwala se na import zza oceanu :caleb: . Ja tam bym to zmienił na ukraińską wojskową rację.
Na samym wyrku spoczywał człowiek, zakutany ciasno w wojskowy śpiwór...
...aż w końcu wyślizgnął się spod kołdry.
Czyli śpi w śpiworze, a zdanie później już pod kołderką? :D
Nieźle, pomyślał stalker, patrząc na mnogość kropek. Po ostatnim Zwarciu mamy spory wysyp…
Czy to powinno być z myślnikami, czy tylko mi się tak wydaje? Jeszcze w tekście parę takich zdań jest.
...i szczypce z nieznanego mu materiału, jakiegoś super odpornego metalu, o ile się nie mylił.
Super? Może z kryptonitu? :caleb: Jeżeli już korzystać z z dość profesjonalnych metod, to według mnie, nie powinno się korzystać z metalowych szczypiec. Przeca to świetny przewodnik elektryczności i ciepła. Jeszcze by się poraził prądem od jakiegoś artefaktu.
Krążył przez moment, co odzyskując równowagę, to znów ją tracąc razem z wysokością.
Równowagę? Tutaj raczej lepiej pasuje stateczność, ale nie jestem całkiem pewien. Opiekunowie działu, pomocy! :caleb:
Ten wypuścił broń, jego głowa odskoczyła do tyły,
Literówka.
Rusłan podszedł do leżącego niespiesznie i z rozmachu kopnął go w jądra.
To można leżeć niespiesznie? :E A kopnąć to raczej z rozmachem.
Przez pierwszy miesiąc rozważałem samobójstwo, słuchając wycia i ryków, dopóki nie wytłumiłem ścian.
Tylko że wyciszenie ścian od środka nic nie da wobec odgłosów z zewnątrz. Stosuje się to w studiach, żeby nie było echa podczas nagrywania. Przeciwko odgłosom z zewnątrz lepiej zaradzi uszczelnienie okien i drzwi.

No i jeszcze kwestia postąpienia bohatera wobec tego naukowca - po co tak? Czyli zapewnia mu schronienie na noc, posiłek i odprowadza go z miasta, żeby zastrzelić? Jakoś tak... nielogicznie. Poza tym:
- Odprowadzę cię szosą do lasu i odstawię na punkt spotkania z moim znajomym. Pomoże ci się wydostać. Tylko płacisz we własnym zakresie.
Rusłan właśnie stracił możliwość zarobku na tej sytuacji. Daj mu no jakiś powód, żeby to zrobić.
Ale pomimo zgrzytów całkiem miły tekst. Czekam na następne ;).
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Red Liquishert w 16 Paź 2014, 20:30

Wait... jak to stracił zarobek? Zgarnął cały plecak naukowca z zawartością, więc znacznie więcej, niż gdyby naukowiec sam mu zapłacił z części zawartości bagażu.
Co do racji... meh, było przecież napisane, że jest przemytnik, z którym Rusłan się spotyka. A przemytnik mógł mieć MRE, w końcu prawdopodobnie byłby upasiony kasą z przemytu artefaktów. Trochę wyobraźni ;)
Co do kołdry - śpiwór był rozpięty; później zaznaczyłem, że przed zwinięciem go zapiął.
Chodziło o to, że podszedł do niego niespiesznie. Kopnąć z rozmachem? Czyli jak? Epicko? To byłby błąd - kopnąć z rozmachu, to znaczy przed kopnięciem zamachnąć się nogą, jak przy kopaniu piłki nożnej przy rzucie karnym czy wolnym.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Gizbarus w 17 Paź 2014, 17:56

Z racji, że szukam błędów od razu podczas czytania, jedziemy running start :caleb:

przez szpary dechach


Zgubiłeś najwyraźniej gdzieś "w".

Włożył na grzbiet wojskową koszulę i czarną skórzaną kurtkę – był środek lata, więcej nie było mu potrzebne.


CO nie było mu potrzebne? Bo w tym momencie się zgubiłem jakby.

Urządzenie było zbudowane z prostokątnego akumulatora,


Miał ty kiedy w rękach akumulator? Nacisk jednostkowy jest tak wielki, że gość albo nie byłby w stanie wygodnie z nim chodzić na plecach, albo samą kostkę by szlag trafił po paru godzinach.

czegoś w rodzaju pilota z ekranem na tego pilota końcu


Wystarczy "na jego końcu" - przekombinowałeś, bo aż trzy razy potem ci się piloty (piloci? :suchar: ) pojawiają.

szczypce z nieznanego mu materiału, jakiegoś super odpornego metalu, o ile się nie mylił.


Kolejne powtórzenie - coś masz na nie dzień chyba :caleb:

Zgarbił się, słysząc narastający huk i łopot. Rozejrzał się, kompletnie zdezorientowany. A potem hałas niemal go ogłuszył i zrozumiał, w czym rzecz.


To akurat nie jest rodzaj dźwięku, który pojawia się nagle i znienacka jak BSOD w Windowsie - raczej przedtem coś powoli by zaczęło dochodzić do jego uszu. Tymczasem mamy opis na zasadzie "nagle nad jego głową pojawił się dymiący jak stary palacz helikopter!" :caleb:

Rusłan westchnął, zarzucając kałach na ramię.


Raczej "kałacha", ale co ja się tam znam :suchar:

Ten wypuścił broń, jego głowa odskoczyła do tyły


Literówka.

ale ten poszedł dosłownie na noże z, też już martwym, Grigorijem.


Może daj to wtrącenie miedzy myślniki, bo w przecinki pasuje jak sławek76 do recenzowania tekstów.

Wysoka trawa, oddająca wyraźnie tłem,


Wat? Bo nieco nie skumałem tego zdania :caleb:



Co mogę powiedzieć. Ciekawe opowiadanko, choć jakoś średnio czuję bohatera-kuca. No i zgrzyta fakt, że gość jednak wyprowadza typa w pole, żeby dopiero tam rozwalić mu łeb - rozumiem, że nie chciał pobrudzić pięknego, perskiego dywanu u siebie na daczy, no ale bez przesady. Niepotrzebne ryzyko. No, ale to twoje klocki.

Z kolei bardzo podobał mi się motyw ze śpiewającymi ptakami - "śpiewają, bo mają nie po kolei w głowach". Fajny sposób, budowania własnego lore. No i pluszowy miś - czyżbyś podejrzał to z mojej ostatniej części "Samotności..."? :caleb: Dość dobrze według mnie też odwzorowałeś postać młodego - ot, taki wystraszony ale ciekawski naiwniak-idealista. Nieźle.

Ogólnie spoko - nie siekło mnie może jakoś specjalnie ostro po nerach, ale czytało się przyjemnie i na pewno ma sporo klimatu, Wyrabiasz się jak gówno w betoniarce, młody :caleb:
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 07 Cze 2023, 10:07
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Mito w 19 Paź 2014, 19:16

No dobra...
Po a) No dobra. Naukowiec miał ten ciężki plecak...
Naukowiec wstał chwiejnie, zarzucił na grzbiet ciężki bagaż.

Ale powiedz mi, czemu Rusłan nie kazał mu tego plecaka w domu zostawić i wykorzystać chłopaka do targania towaru w stronę lasu? Powiedzmy, że byłoby deko logiczniej i łatwiej... Ale już to zostawię w spokoju, może zapomniał.
Po b) MRE? No dobra... Najwyraźniej przemytnik wracając jachtem z USA zwędził kilka... A może też po prostu Rusłanowi lepiej smakowały :caleb:

@Giz: Istnieje coś takiego jak akumulatory żelowe - można nabyć niewielkie, o wadze ok. 1,5 kg. I jeszcze są całkiem szczelnie zamknięte, mogą pracować w każdej pozycji bez rozlewania dokoła kwasu.
I popraw to o tym powtórzeniu, co prawda zdanie dziwne jest jak sześcionogi snork, ale powtórzenia nie ma.
Wiem, wyjaśniliśmy to na sb, ale piszę dla potomnych... :caleb:

Cóż za pech. Drugi dzień moderatorem, a już nowociota cię poprawia :suchar:
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny)
Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ Image
Awatar użytkownika
Mito
Legenda

Posty: 1007
Dołączenie: 17 Sie 2014, 21:21
Ostatnio był: 29 Mar 2019, 02:46
Kozaki: 271

Re: "Litania według stalkera" by Red Shoahert

Postprzez Red Liquishert w 19 Paź 2014, 20:23

Co do b) - skoro przeciętny Kowalski może sobie kupić na allegro czy w byle jakim sklepie militarnym w necie MRE, to tym bardziej obrotny i bogaty przemytnik, no ludzie... :)
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Mito.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość