Witam.
Po długiej podróży i odkrywania sekretów Zony miałem okazję strzelać z przeróżnej maści broni, nosić najnowsze kombinezony i rozmawiać z niezwykłymi ludźmi. Po tej długiej wyprawie postanowiłem wrócić do swojego domu – na stare śmiecie, czyli do Zatonu. A przybyłem tam w swoim długim czarnym płaszczu, który towarzyszył mi od samego początku. Ściągałem go tylko w razie absolutnej konieczności. Nigdy nie przepadałem za super wypasionymi, ciężkimi skafandrami naszpikowanymi elektroniką i komputerami. Po prostu wolę zaufać własnym umiejętnością niż poświęcić własne życie serwomotorom.
Początki były trudne. Biegałem po bagnach z zdezelowanym MP5, lecz z czasem, kiedy udało mi się uzbierać odrobinę kasy, postanowiłem poprosić przyjaciela z dawnych lat, Żwawego, aby skombinował mi coś... potężniejszego. I w ten oto sposób stałem się dumnym posiadaczem najnowocześniejszego karabinu szturmowego na świecie. Wspaniała i wierna broń, która nigdy mnie nie zawiodła. Cieszyła mnie swoją siłą i zasięgiem, oraz budziła zazdrość wśród Stalkerów. Na co dzień korzystam z standardowej amunicji NATO, lecz kiedy sytuacja robi się gorąca, bądź trzeba wyeliminować jakiegoś bardziej wymagającego przeciwnika, zawsze w bocznych kieszeniach plecaka mam kilka magazynków z amunicją przeciwpancerną, która roznieście nawet Nibyolbrzyma. Przy udzie natomiast służy mi niezastąpiony, legendarny Colt 1911. Moim zdaniem najlepszy pistolet wszechczasów. Rzadko go używałem, często czyściłem i dbałem jak o własne dziecko. Mam sentyment do tej broni i zawsze przynosiła mi szczęście.
Nie jestem zwolennikiem targania niepotrzebnego „śmiecia” na plecach. Podczas wędrówek brałem jedynie to, co było mi niezbędne. Kilka apteczek, bandaży i jakiś leków zawsze się przyda. Ciężki ekwipunek szybciej męczy i wolniej biegasz, a często tylko bieg może nam uratować życie. Nigdy nie przemęczałem się i czułem się komfortowo ze swoim ekwipunkiem. Poza tym zawsze mogłem bez problemu coś do niego dorzuć, jeśli akurat spotkałem coś wartego uwagi.
Kilka artefaktów, które nosze ze sobą uważam za moje trofea przypominające o najdalszych zakątkach Zony, które zwiedziłem. Nie mam zamiaru ich sprzedawać, chociaż są warte grubą kasę. Pieniędzy mam pod dostatkiem i nie potrzebuje więcej, a niektórych z tych artefaktów mogę już nigdy więcej w życiu nie zobaczyć.
I pamiętajcie – w Zonie nie liczy się wypasiony ekwipunek, lecz umiejętności i instynkt przetrwania.
Pozdrawiam.