przez Kuballa44 w 23 Lut 2014, 00:50
Miejsce wyglądało dokładnie tak jak je zapamiętałem 10 lat temu.
W żadnym wypadku nie podejrzewałem że dziś się tu znajdę.
Kiedy wraz z Emem spotkaliśmy się o 13 w celu wpadu na rybki, rzuciłem luźną propozycję by pojechać na odcinek, który pokazał mi ojciec kiedy miałem 10 lat.
Nie potrafiłem zapomnieć szumu rzeki, której silny nurt wylewał się spod mostu, tworząc potężne rozlewisko otoczone bukowym lasem.
Cóż, kiedy zgodnie stwierdziliśmy ze tam ruszamy, uśmiech nie schodził mi z ust.
Mimo ze to dopiero końcówka lutego, to pięknie świeciło słońce, sprawiając że człowiek cieszył się z tego że żyje.
Kiedy dojechaliśmy, cieszyłem się jak dziecko, i nie mogłem doczekać aż stanę nad brzegiem rzeki.
Szybkie złożenie sprzętu, ulubiony wobler na koniec żyłki, i jazda!
Po zejściu nasypem przy moście, ujrzałem dokładnie ten sam widok co 10 lat temu.
Uśmiechnąłem się.
Usiadłem na kamieniu, wyjąłem papierosa, zapaliłem. Cieszyłem się chwilą, zapachem lasu, szumem wody.
No nic, czas zacząć łowienie. Z każdym kolejnym metrem, coraz bardziej cieszę się ze tu jestem.
Rzeka jest piękna, w promieniach słońca widać kamienie na dnie, a koryto rzeki przegradzają zwalone potężne stare drzewa,
pod którymi nurt wymywa głębokie doły, potencjalne stanowiska grubego pstrąga...
Mija druga godzina, w ciągu której mijamy piękne, lecz puste miejsca.
Jedynym plusem jest śpiew ptaków, słońce i piękne otoczenie.
Juz mieliśmy wracać, kiedy ze środka rzeki łowie niewielkiego, lecz ślicznego pstrążka. Przyglądamy się jak wraca do swojego domu. Szybkie spojrzenie na siebie - zostajemy jeszcze.
W tym momencie rzeka się obudziła. Im bardziej słońce zachodziło, tym wiecej zaczynało się dziac. A to spław ryby na powierzchni wody, a to jakieś pukniecie w przynętę. W ciągu godziny trafiłem kolejne dwa pstrążki, oba szybko wróciły do wody.
Nastroje się poprawiły, mimo lekkiego zniechęcenia początkowa posuchą.
Doszliśmy do miejsca, gdzie ze środka nurtu wystawał potężny konar. Daleki rzut trochę na prawo od niego, pare obrotów korbka kołowrotka... I zatrzymanie przynęty. Zaciąłem, i po chwili ujrzałem Króla. Króla rzeki, bo jak inaczej nazwać wspaniałą, na oko 60 centymetrową rybę, która w ostatnich promieniach słońca wyskoczyła nad powierzchnie wody, błyszcząc pięknymi złotymi bokami...?
Niestety, tym razem Król wygrał... Parę razy jego potężne złote ciało przewaliło się pod wodą i przynęta smutno wyskoczyła z toni, zostawiając smętnie luźną żyłkę...
I mnie z bardzo głupia miną, i szybkim biciem serca... Kiedy spojrzałem na Ema, zobaczyłem tylko szeroko wyszczerzone zęby, i usłyszałem tylko dwa słowa. "Niezły był." A idź Ty w cholerę człowieku ze swoim stoickim spokojem, chciałbym zobaczyć Ciebie w momencie jak tracisz rybę życia. Cóż, tak bywa, mam nadzieje że kiedyś to ja się będę mógł pośmiać z Ciebie.
Cholera, skończyły mi się fajki... Spoglądam na niego. Kiwa głowa ze zrozumieniem, na dzisiaj wystarczy.
Królestwo za papierosa. Wracamy.
Idac do samochodu, rozmyślam. Moze gdybym popuścił żyłkę, moze gdybym mocniej zaciął... Katem oka widze ze Em się tylko uśmiecha pod nosem, bo wie że teraz nie da mi spokoju ta ryba. No nic. Wsiadamy do auta, ostatni rzut oka na rzekę, i to by było na tyle dzisiaj.
Teraz, kiedy piszę te słowa i pije piwko, wiem że za parę godzin tam wrócę. Wiem że wrócę tam żeby się z nim zmierzyć.
Wiem ze ostatni obraz jaki zobaczę przed snem, to jego złote cielsko przewalające się nad wodą w promieniach zachodzącego słońca.
Ostatnio edytowany przez
Kuballa44, 23 Lut 2014, 01:00, edytowano w sumie 1 raz
Słowa były niegdyś czarami i do dziś słowo zachowało coś ze swej siły czarodziejskiej. Słowami może człowiek uszczęśliwić lub doprowadzić do rozpaczy, słowami nauczyciel przenosi na uczniów swą wiedzę, słowami mówca porywa słuchaczy, decyduje o ich sądach i rozstrzygnięciach. -Freud.
-
Za ten post Kuballa44 otrzymał następujące punkty reputacji:
- The Witcher, Method.