Odsłuchałem dzisiaj wszystkich zwycięzców Eurowizji. I sam jestem zdziwiony, ale obecnie nie jest wcale aż tak tragicznie - tegoroczny zwycięzca jest o kilka klas wyżej niż sprzed dziesięciu lat. Zresztą dekada ~1998-2008 jest IMO najgorsza. Chociaż i tak 60/70 > 50/80 > później
50:
60:
70:
^najchujowsza publika + najlepsza wokalistka, szkoda że nie jest z 50 lat młodsza
+ ABBA w '74 której nie lubię
80:
^to sporo osób kojarzy po melodii, nie znając oryginału
90:
^norweski new age, lol - pasowałoby do fantasy
00:
10:
Te dwie piosenki nie umywają się do tych z poprzednich lat. Ale chociaż da się ich bezboleśnie słuchać.
*** Za to ta - całkiem niezła klamra kompozycyjna względem pierwszych edycji Eurowizji. Mocno retro.
Porównanie lat 50/60/70 z 90/00/10 jest jak walnięcie się obuchem topora w twarz. Lata 80-te to okres przejściowy - w tym wypadku, bo generalnie z muzyką popularną nie było chyba aż tak źle - pop dostał po mordzie dopiero na przełomie lat 90-tych i dwutysięcznych. Co nie znaczy, że nadal nie jest tworzona dobra muzyka.
Pozostaje mi przejrzeć całą resztę piosenek, bo trafiają się niedocenione perełki.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Byłem ostatnio na Kraków Live Festival, żadnego artysty tak naprawdę nie znałem, ale najbardziej spodobał mi się występ Nicka Murphy'ego znanego pod pseudonimem Chet Faker. Po powrocie wyszukałem o nim co nieco i muszę przyznać, że fajną muzykę robi, przynajmniej jego najsłynniejsze utwory są naprawdę dobre, a spodziewałem się jakiegoś popowego chłamu.
KLF, to kolejny z festiwali w tym roku, którego nie udało mi się odwiedzić z powodów służbowych wynikających za pięć dwunasta(w stylu: jedziesz na kurs kapitański do Wro, jedziesz na defiladę, jedziesz do czerwieńska szkolić NSRy). Tak samo jak w przypadku Open'era, Audioriver'a czy Woodstock'a. ch*j, taka służba... Jedynie AmericanCarsManię udało się zaliczyć.