"Kurier" by Infiltrator

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

"Kurier" by Infiltrator

Postprzez Infiltrator w 19 Wrz 2010, 01:08

Zona to miejsce pełne Stalkerów, a każdy z nich ma swoją własną historię.
Jednym z nich jest Jurij Wasylenko...

Moje opowiadanie rozpoczyna się mniej więcej w momencie, kiedy Najemnik Szrama dociera do Agropromu i schodzi do podziemi.
Przez treść przewijać będą się niektóre postaci NPC z całej trylogii – podjąłem próbę przedstawienia, co mogło się z nimi dziać, zanim pojawili się w kolejnych częściach gry, oraz co mogło stać się z nimi potem.



KURIER

'Gdy zabraknie Stalkerów, w Zonie nastanie chaos.'
Fiodor Grigoriowicz


Prolog:

Bez nadziei

20 września 2011, wieczór, ulewny deszcz

Potężny Ural 375D pruł na pełnym gazie po rozsypującej się asfaltowej drodze. Plandeka przeciekała od padającego ulewnego deszczu – jak to zwykle w Zonie. Jurij oprócz warkotu silnika słyszał tylko niewyraźne rozmowy żołnierzy, siedzących z tyłu paki. Czuł szarpiący ból w szczęce. To był niezły cios, bo chyba ruszało mu się kilka zębów. Nic nie widział, bo założyli mu czarny worek na głowę. Drzemał, kiedy Specnaz zaatakował.
Mimo, że Jurij był weteranem, nie dowodził żadną grupą. Zamiast tego trudnił się fachem przewodnika. Miał ksywkę „Kurier”, i po Zonie wędrował z przeprowadzanymi ekipami. W podróży więc zawsze towarzyszyło mu trzech – pięciu uzbrojonych ludzi.
Ten na warcie musiał zginąć szybko, skoro nie zdążył podnieść alarmu. Jurij pamiętał tylko huk granatu błyskowego, trzaski peemów z tłumikami i jęki umierających stalkerów. Wspaniali ludzie zginęli niepotrzebnie.
Był zbyt oszołomiony przez granat, żeby się bronić. Zanim zdążył sięgnąć po swoje AK, dostał kolbą po zębach i stracił przytomność. Bolał go cały bok, więc żołnierze chyba nie trudzili się zanadto z zapakowaniem go do ciężarówki – po prostu wrzucili go jak worek. Nie wiedział, gdzie jest. Zanim stracił przytomność, obozował z klientami na Bagnach, w miejscu zwanym „Południowe Gospodarstwo”. Teraz jechali pewnie do któregoś z posterunków wojskowych w Kordonie.

Ze złapanymi Stalkerami obchodzono się tak, jak z wrogami komunizmu w czasach Związku Radzieckiego – Przesłuchanie, czasem tortury, a potem do więzienia. Na zewnątrz Stalkerzy traktowani są jako wrogowie publiczni numer jeden, ‘zatruwający ludzi mutacjami wywoływanymi przez niezidentyfikowane, radioaktywne przedmioty, wynoszone na zewnątrz z Zony’. Jurij osobiście nie wierzył w aż tak wielkie zagrożenie ze strony artefaktów. Owszem, oprócz tych stymulujących funkcjonowanie organizmu, albo ładnych świecidełek używanych jako bibeloty, są i takie, które mogą wypalić dziurę w d*pie – ale te trafiają głównie do laboratoriów. Notabene nawet naukowcy z zewnątrz korzystają z usług stalkerów – ale o tym oczywiście się nie mówi. Mało kto w ogóle wie, co się do cholery dzieje wewnątrz Zony. Mniej więcej od 2006 roku przestały nad nią latać wszystkie satelity, nawet szpiegowskie, więc zdjęcia satelitarne są nieaktualne od dawna. Organizacje międzynarodowe postarały się, żeby nie doszło do ujawnienia prawdy o Zonie. Co do tego jednego politycy z całego świata potrafili się dogadać. Większość szarych obywateli świata nie wie o mutantach, anomaliach, emisjach, o podziałach na grupy, frakcje i o wojnach między nimi. Na zewnątrz wszystkich bez wyjątków określa się jako kryminalistów, którzy uciekli tu przed prawem. Opowieści o wszystkich dziwactwach Zony tłumaczone są halucynacjami wywoływanymi przez promieniowanie czy pyłki jakichś tam zmutowanych roślin.

Tak… Juri też już nic nikomu nie opowie, no może oprócz tego, co wyciągną z niego na przesłuchaniu. Będzie lanie po mor dzie, pewnie trzonkiem od młotka, a potem dożywotnia odsiadka w specjalnym Zakładzie Karno - Psychiatrycznym dla Stalkerów. To tam dopiero zeświruje z tęsknoty za Zoną. Pamięta kumpli, którzy wpakowali się w Galaretę, albo inne gó wno, i jako niepełnosprawni wydostawali się z Zony. Wieszali się potem na klamce, bo nie mogli wytrzymać w normalnym świecie. To prawda, że do Zony idzie się w jedną stronę. Można wyjść tylko ciałem – dusza pozostaje tu na zawsze.
Warkot silnika przycichł i ciężarówka powoli się zatrzymała. Juri usłyszał stukot ciężkich, wojskowych butów zbliżający się w jego stronę. Wielkie łapy dźwignęły go w górę tak, że prawie znalazł się w powietrzu.
- Obudziliśmy się? – Zapytał ktoś tępym głosem – No to wysiadka! – I powlókł po deskach pokładu paki, a na krawędzi wypchnął z ciężarówki, tak że Juri padł twarzą w wielką kałużę. Po śmiechach zrozumiał, że reszta komandosów została tym wprawiona w doskonały humor. Następnie został ponownie dźwignięty i szturchnięciem skierowany przed siebie. Poruszanie się utrudniały mu oprócz worka związane z tyłu ręce.

Kiedy wszedł do środka nieznanego budynku, rozwiązano mu chwilowo ręce i, mimo iż stawiał opór, siłą ściągnięto z niego samodzielnie uszyty jasnooliwkowy kombinezon. W ten sposób Juri z goryczą i żalem zapewne na zawsze pożegnał się z ubiorem Stalkera. Znów szturchnięciem został skierowany przed siebie, a następnie usadzony na twardym, metalowym taborecie. Po ściągnięciu worka oślepiło go silne światło lampy biurkowej. Było to jedyne oświetlenie w pomieszczeniu. Nie widział osoby po drugiej stronie biurka. W twarz uderzył go z ciemności gryzący dym taniego, mocnego papierosa.

- Nazwisko? – Padło z przodu pytanie.
Juri nie odpowiedział, tylko splunął w bok. W tym samym momencie dostał pięścią w plecy tak mocno, że zabrakło mu powietrza w płucach.
- Nazwisko?! – Zapytał jeszcze raz, ale tym razem głośniej przesłuchujący.
Ale Juri nie zamierzał odpowiedzieć. Nie da im satysfakcji. Cztery lata w Zonie to długo. Człowiek staje się twardszy niż skała, kiedy nauczy się żyć w jej surowych warunkach. Trapera nie złamie cios pięścią. Może się porzygać, ale nic nie powie. Wyprostował się tylko na krześle i ciężko złapał oddech.
- Wytrzymam! – Pomyślał – Wytrzymam dla ludzi, których zamordowali ci dranie.
Kolejny cios ponownie opróżnił jego płuca z powietrza. I tym razem Juri zniósł w sobie ból. Nie bał się złamań, miał mocne kości. Za każdym kolejnym ciosem ciężko i z bólem śmiał się coraz głośniej pod nosem. Przesłuchujący oficer bezskutecznie pytał go o nazwisko i kontakty w Zonie. Z jakiegoś powodu kat nie sięgnął po jakieś narzędzie, tylko cały czas okładał go pięściami. Juri zauważył też, że albo tracił czucie w plecach, albo zmniejsza się siła ciosów. Dlaczego nie biją go po twarzy? Może zostawiają ją na jutro, świeżutką do zmasakrowania. Kiedy jego plecy były już jedną wielką siną masą, oficer zgasił któregoś z kolei papierosa i powiedział bezuczuciowo:

- Dosyć na dzisiaj. Może jak trochę posiedzi sam w ciasnej izolatce to zechce mu się gadać.

Żołnierze wyprowadzili go z ciemnego pokoju i zaciągnęli do widać specjalnie przygotowanej dla przesłuchiwanych celi. Miała ona może metr kwadratowy powierzchni, a zamiast sufitu metalową kratę. Dach budynku był ze wszystkich czterech stron pochylony w stronę tego straszliwego świetlika, tak że często padający deszcz lał się do środka litrami, i gdyby nie odpływ w podłodze, Juri z pewnością by się utopił. Gdy już go zostawili samego, wypuścił z siebie cały ból zadany mu na przesłuchaniu. Tysiąc myśli na raz kłębiło mu się w głowie, ale poszukiwanie na nie odpowiedzi przerwało omdlenie.

* * *

Juriemu nie było dane zregenerować sił. Z samego rana głęboki sen przerwano mu nagle wiadrem lodowatej wody.
- Pobudka, Stalkerze! – Ktoś głośno krzyknął.
Następnie dwóch żołnierzy wyciągnęło go z izolatki. Kiedy doszedł do siebie, próbował się wyrwać, ale dostał pałką w obolałe plecy. Ponownie założono mu worek na głowę. Po omacku wyczuwał wiele osób kręcących się wokoło niego. Poczuł, że zakładają mu jakąś kamizelkę, chyba kuloodporną, bo była cholernie ciężka, i mocno ją opinają. Przez szamotaninę słyszał stłumiony dźwięk, jaki wytwarzał wirnik śmigłowca. W pośpiechu wywleczono go na zewnątrz. Teraz upewnił się, że przed placówką wojskową wylądował śmigłowiec. Wrzucono go do przedziału transportowego. Tam siłą kilku komandosów zapakowało go do grubej, brezentowej torby.
Juri był oszołomiony i zszokowany.
- Jak to?! Nie ma dalszych przesłuchań?! – Starał się sobie wszystko wyjaśnić - Gdzie mnie zabierają? Jasny gwint, rozstrzelają mnie gdzieś i zakopią. Nie chcę tak umierać, na miłość boską!
Teraz już nie czuł się twardy i niezłomny. Zrobiło mu się duszno. Chciał krzyczeć, ale miał knebel na ustach. Jęczał więc ile sił i szamotał się, ale torba była ciasna. Tę histerię przerwał kopniak, wymierzony mu z wojskowego buta. Zwinął się z bólu i ciężko dyszał.

Śmigłowiec przechylił się do tyłu, by wytracić prędkość.
- Lądują! To koniec, zaraz wyciągną go z tego pieprzonego worka, wpakują kulę w łeb i wrzucą w jakieś bagno.
Śmigłowiec wylądował. Juri czuł, jak torba, w której się znajduje, jest wyciągana z maszyny. Terkot łopat wirnika był ogłuszający. Torba wylądowała ciężko na ziemi. Ktoś ją otworzył i wcisnął zdesperowanemu Stalkerowi w związane z tyłu ręce bagnet wojskowy. Chwilę potem stukot butów się oddalił. Silnik śmigłowca zaryczał głośniej i maszyna odleciała.

Rozdział I:

Misja

21 września 2011, poranek, mgła

Jurij leżał tak w osłupieniu parę minut z bagnetem w spoconych dłoniach. Opamiętał się i zaczął z trudem, po omacku rozcinać plastikowy zacisk. Ten szybko puścił. W tym samym momencie Stalker wpadł w szał. Pokrzykując wyczołgał się z torby, zerwał worek z głowy, ściągnął knebel i stanął na równe nogi. Obracał się w miejscu trzymając w zgiętej ręce bagnet i wypatrywał niewidzialnego wroga, gotowy zadać mu śmiertelne pchnięcie.
- Kur*a mać! – Krzyknął na cały głos – O co chodzi!? Gdzie ja w ogóle jestem!?
- Co jest? – Popatrzał na swój tors. Miał na sobie jakąś dziwną kamizelkę. W pasie pod materiałem były ułożone pionowo w rzędzie jakieś krótkie, cylindryczne walce.
Rozejrzał się dookoła dokładniej. Obok niego leżała druga torba, taka sama, w jaką go zapakowano. Zaczął ją w pośpiechu przetrząsać. W środku znalazł wszystkie swoje rzeczy: Kombinezon, plecak, oraz nowe AK 74 z celownikiem optycznym, FORTa 12, jakąś walizkę z ocynkowanej stali, parę konserw i leki.
- Nie kapuję! – Powiedział oglądając przedmioty.
Przeszukał swoje graty w poszukiwaniu PDA. Znalazł je tam, gdzie się spodziewał. Usiadł na plecaku i włączył urządzenie. Natychmiast wyświetlił się komunikat o nowej wiadomości głosowej.
Odczytał ją…

Rozwiązałeś się? To dobrze!
Słuchaj no, chłoptasiu! Masz się za twardziela?! Dobrze więc, sprawdźmy, jaki z ciebie Kozak.
Po pierwsze: Nie ściągaj kamizelki i nie majstruj przy niej, bo zostanie z ciebie mokra plama! Wokół pasa masz tyle C-4, że wystarczy, żebyś wywalił w ziemi metrowej głębokości krater. Zaniesiesz pewną przesyłkę. Zgadza się, to ta srebrna walizka! Nie otwieraj jej! Ona też jest zaminowana i zrobisz jeszcze większą dziurę w ziemi. Nazywają cię Kurierem, więc powinieneś sobie poradzić. Na wypadek, gdybyś postanowił ją wyrzucić, połączyliśmy walizkę i kamizelkę za pomocą nadajnika. Jeśli oddalisz się od walizki na więcej niż dwadzieścia metrów – BUM! Wyparujesz i ty i walizka! Towar nie wpadnie w niepowołane ręce. Szkoda by go trochę było, ale cóż, mamy go dużo. Jakby co wyślemy kolejnego idiotę. Klient czeka na ciebie w Jupiterze, dokładnie to w okolicy stacji kolejowej Janów. Nie martw się, to on znajdzie ciebie. Jak już tam dotrzesz i go spotkasz, rozbroi ładunki i obaj o sobie zapomnimy!
Zrozumiałeś?
No, to rusz d*pę, Panie Stalkerze!

Juri zgasił wiadomość i sprawdził mapę. Był gdzieś na skraju południowo – wschodniego sektora Kordonu – w bezpiecznej odległości od posterunków wojskowych, i jednocześnie daleko od pierwszego obozowiska Stalkerów. Ten rejon był rzadko odwiedzany. Sam był tu może dwa razy. Od zawsze było tu brudno, mokro i duszno. Gdzie by nogi nie postawić to zaraz podeszwa z chlupnięciem zatapiała się w błocku. Wszędzie rozciągały się torfowiska. Nie było żadnych mutantów, nawet wrony nie latały. Ot ponura, śmierdząca granica Zony. Niewiele było tu też miejsc, w których można było się schronić przed emisją. Dlatego też Juri postanowił nie tracić więcej czasu na stanie w miejscu. Potrzebował jakichś trzech, czterech ludzi, skoro miał iść niemalże do centrum. W Kordonie Południowym, u Wilka albo Waleriana, znajdzie paru kotów, którym wciśnie jakiś kit. Potem przez Wysypisko, Rostok, Jantar i… i tutaj zaczną się schody. Jantar od Zatonu oddzielał teraz labirynt pełen anomalii. Do tej pory nie sporządzono bezpiecznej drogi przejścia. Ale czas pokaże – pomyślał Jurij. Zaniesie tę walizkę, gdzie trzeba i już. Musi ją zanieść.
Szybko założył na siebie kombinezon. Szczęśliwie kamizelka zmieściła się pod nieco szeroką kurtką. Zrobił w plecaku miejsce na walizkę. Na szczęście nosił ze sobą najbardziej potrzebne przedmioty i trzymał porządek. Doświadczony traper wiedział, że w przypadku ucieczki przed Chimerą czy Emisją liczył się każdy kilogram. Problem w tym, że to właśnie walizka przekroczyła dopuszczoną przez Juriego masę ekwipunku. Ważyła chyba z pięć kilogramów i miała wymiary, więc dodatkowo trzeba było z jej względu kompletnie zmienić ułożenie reszty gratów. Uporał się z tym jednak bez większych kłopotów, a wyciągniętą panterkę i koc przytroczył na zewnątrz plecaka. Sprawdził jeszcze karabin i pistolet, po czym wrzucił puste torby w krzaki i ruszył przed siebie, na zachód. Idąc tak przez godzinę nie słyszał niczego oprócz swoich kroków. Cisza, kompletna cisza. Wręcz marzył o jakimś nagłym ataku mutanta czy może o sygn…

Tyrrrrr! – Przed postawieniem następnego kroku powstrzymał go pulsujący sygnał ostrzegawczy. Sygnał detektora anomalii był intensywny, musiał znajdować się bardzo blisko. Wyciągnął z kieszeni śrubę i rzucił mocno przed siebie. Ta zniknęła z huknięciem zgnieciona potężną siłą grawitacji, jakieś dwa metry przed nim.
- Cholera! Karuzela! – Jeszcze parę kroków i wciągnęłaby go, uniosła w górę, zgniotła i rozerwała na strzępy – Muszę dostroić ten detektor.
Karuzele są niepozorne. Małe przedmioty nie uruchamiają cyklu zgniatania i rozrywania, przez co anomalia ta jest praktycznie niewidoczna. Ale jak już wciągnie coś większego, to można ją wtedy zauważyć. Juri spojrzał na okoliczne wysoko rosnące chwasty – uginały się pod siłą grawitacji. Dobrze, że tu rosną – można z ich pomocą określić położenie Karuzel. Wyciągnął jeszcze jedną śrubę i rzucił nieco w prawo. Huk! – Kolejna anomalia. Obadał tak teren przed sobą, wprowadzając jednocześnie na mapę w PDA niebezpieczne miejsca. Szkoda, że anomalie się przemieszczają. Inaczej raz sporządzony schemat przejścia przez pola anomalii byłby wielokrotnego użytku. Znajdował się na dużych rozmiarów polanie pełnej anomalii. Nadłożyłby drogi, gdyby chciał ją ominąć. Powoli ruszył więc przed siebie. Z ciekawości wyciągnął z etui na pasie swój detektor Niedźwiedź i rozłożył okrągłą antenę.
- Może przechodząc przez to cholerstwo coś przy okazji znajdę – Pomyślał z nadzieją.
Stawiał ostrożne kroki, rzucając przed siebie śruby. Omijał zgrabnie kolejne anomalie, zbierając jednocześnie śruby, które na nic nie natrafiły – przecież nie miał ich nieskończonej ilości. Póki co detektor milczał.

- Nie trać czujności, gówniarzu! Nie trać czujności, gówniarzu! – Powtarzał sobie cały czas.

Tak mu powtarzał stary Piotr Kaługin, z którego grupą wędrował po Zonie w 2007, kiedy był jeszcze kotem. Piotr był jednym z tych pierwszych w Zonie - takich, którzy byli tu jeszcze, zanim powstała, i zajmowali się zbieraniem złomu na przetopienie. Był po imieniu z innymi ludźmi - arcylegendami, takimi jak Leśnik, Barman, Sidorowicz. Nikt inny chyba nie miał takich zniżek u handlarzy. Był doskonałym dowódcą grupy, zadziwiająco silnym i sprawnym jak na swój wiek. Podobno zauważał anomalie na podstawie najdrobniejszych zmian w otoczeniu - pojedynczej nienaturalnie ugiętej gałązki czy przebarwionego liścia i tym podobnych. Nigdy nie używał detektora anomalii, żeby się nie rozpraszać. Zawsze był czujny i wielokrotnie uratował Juriemu życie, mówiąc swoją kwestię: ‘Nie trać czujności, gówniarzu! Bo zginiesz w parę sekund!’. Tylko raz w czasie wspólnych przemarszów Piotr się rozkojarzył – Pierwszy i ostatni. Szli wtedy przez Wysypisko. Zaraz za pierwszą hałdą zboczyli z asfaltu w stronę Doliny Mroku. Akurat przechodzili koło skupiska wielkich głazów. Dawno nie robili przerwy na odpoczynek, i Piotr zrobił coś dziwnego i dla niego nietypowego - odezwał się do kompanów w czasie marszu. To kosztowało go życie. Juri to zapamiętał. Stary powiedział:
- Kurde, zjadłbym coś. Chłopcy, zróbmy sobie prze… - I wlazł w Wir, jako że zawsze szedł na szpicy, parę metrów od reszty. W parę sekund rozerwało go na miliony drobnych kawałeczków i rozrzuciło po okolicy. Jak mógł go nie zauważyć?! Reszta grupy stała długo jak wryta, obrzucona fragmentami swojego dowódcy – Starego Piotra Kaługina, wytrawnego Stalkera, który nigdy nie tracił czujności…

Bip! – Odezwał się nagle detektor. Juri zatrzymał się i obrócił w miejscu.
Bip! Bip! – Ponownie zadźwięczał sygnał. Diody na okrągłej tarczy zaświeciły się jasno – Kierunek północno – wschodni.

- Ha! A jednak! – Powiedział na głos Stalker.

Co to może być? Skierował się w kierunku wskazywanym przez detektor i dwukrotnie zwiększył czujność. Artefakt trochę się przemieszczał. Z każdym powolnym krokiem sygnał stawał się coraz bardziej intensywny. Ale Juri był ostrożny, wiedział, że nie można lecieć za artefaktem, bo to była pewna śmierć. To skarb w miarę możliwości musiał się zbliżyć do nowego właściciela. Juri ominął jeszcze kilka anomalii, zostawiając za sobą specjalne jaskrawo pomalowane śruby, żeby potem wrócić na poprzednią ścieżkę z tego śmiercionośnego bocznego korytarza.

- Muszę zabrać szybko ten artefakt i spieprzać z tej cholernej polany – Popędzał się Juri. Czuł, jak zatykają mu się uszy. Jeszcze chwila i dostanie zawrotów głowy.

Biiiiiiip! – Sygnał stał się ciągły. Poszukiwacz osiągnął artefakt. Ten pokazał się powoli. Juri nie rozumiał dokładnie, jak to się dzieje, że artefakty stają się widoczne dopiero w obecności żywego organizmu – podobno miało to związek z falami mózgowymi. To było Grawi. Dostanie to kupę kasy u Sidorowicza. Schował artefakt do plecaka i ponownie w skupieniu wrócił po śladach jaskrawych śrub, zbierając je przy okazji. Teraz starał się już znaleźć jak najszybszą i najkrótszą drogę wyjścia z anomalii. W dziesięć sekund później zszedł bezpiecznie z polany. Zdążył już dostać zawrotów głowy. Strasznie go osłabiło. Plecak stał się potwornie ciężki.

- Ależ ta walizka jest cholernie ciężka! Muszę chwilę odpocząć – Pomyślał Stalker i usiadł na ziemi opierając się o pień uschniętego drzewa. Plecak oparł o drugą stronę.
- Przerwa! – Powiedział Juri, odrzucił głowę do tyłu i znużony przysnął.

Zerwał się nagle obudzony jakimś elektronicznym dźwiękiem. Nie wiedział, jak długo spał. Dźwięk wydawała jego kamizelka.
- Co jest? – Stalker poklepał miejsce, które dźwięczało – W MORDĘ! WALIZKA!
Rzucił się na drugą stronę drzewa. Plecak zniknął. Juri spanikował.
- Gdzie jest plecak? Gdzie walizka?!
- Zaraz - Opamiętał się z trudem – Skoro jeszcze żyję, to towar nie może być daleko!
Ogarnął wzrokiem okolicę. Zgubę dostrzegł na dnie skarpy, która była zaraz obok drzewa. Musiał się zsunąć. W dole płynął mały, ale rwący potok. Plecak coraz bardziej oddalał się, szurając po kamieniach.
- Cholera! Zaraz przekroczy dwadzieścia metrów i dupa zbita!
Potykając się zbiegł po skarpie i wpadł do wody. Pochwycił plecak i wyszedł z potoku. Usiadł na skarpie i wyciągnął walizkę. Była cała. Sygnał ostrzegawczy umilkł.
- Jeszcze kilka metrów i po ptakach! – Pomyślał z ulgą – Muszę to czym prędzej dostarczyć! Wtedy ten klient ściągnie ze mnie to gó wno i puści mnie wol…

Nagle Juri coś sobie uświadomił. Prawda uderzyła go jak grom. Otępiały po ostatnich dramatycznych wydarzeniach umysł otrzeźwiał i doszedł do siebie. Juri był znowu sobą.

- Wasylenko! Ty kretynie! Nikt ciebie nie puści wolno! Wcisnęli ci taki kit a ty to wziąłeś w ciemno! Normalnie jak jakiś Kot! Wiesz jak ten klient ci podziękuje?! Strzeli ci w plecy, jak tylko się obrócisz, żeby odejść! Dlaczego? Bo jesteś świadkiem ciemnych interesów z wojskiem! Jak w czasach zimnej wojny w Związku Radzieckim. Wykonujesz zadanie i stajesz się niepotrzebny! Gorzej – stajesz się niebezpieczny! Jak dostarczysz tę walizkę, to będziesz bezużyteczny i niebezpieczny! Jesteś już chodzącym trupem! No chyba że coś z tym zrobisz…

Po chwili Juri odparł głośno na swoje przemyślenia krytyczną decyzją:

-Pieprzę Wojsko, Klienta i Ich Ciemne Interesy! Nie będę czyjąś marionetką! Jestem Stalkerem pierwszej klasy! Cholernym Rzeźnikiem z Jantaru! Tacy jak ja są na wagę złota!

- Tylko jak się pozbyć tego szajsu… Musi być jakiś sposób, żeby ściągnąć tę kamizelkę i rozbroić oba ładunki… Potrzeba mi sapera! No dobra, chociaż jakiejś złotej rączki. I to nie byle jakiej…

Myślał chwilę, przesuwając w pamięci wszystkich mechaników, których znał.
- KARDAN! - Wykrzyknął Juri znajdując odpowiedź – Kardan mi pomoże! Prawda, jest alkoholikiem, ale to pierwsza osoba, za którą mogę ręczyć. On by nie chciał, żeby jego stary przyjaciel, który uratował mu wielokrotnie tyłek, zginął zdetonowany plastikiem! Przecież jest inżynierem. Kiedyś przy wódce gadał o jakimś eksperymentalnym czymś tam... IDĘ DO KARDANA! Tylko gdzie on może teraz być? Chyba dalej siedzi w warsztacie na Moczarach. Pewnie razem ze Stogiem i Kawalarzem wciąż chleją co wieczór samogon.
Włączył mapę w PDA – okazało się że niepotrzebnie zrobił szmat drogi na południowy – zachód. Moczary były kompletnie w drugą stronę. Ale teraz miał misję, która trzymała go przy nadziei.
- Idę na Moczary! Czas odwiedzić stare szlaki!

Rozdział II:

Wśród swoich

21 września 2011, południe, lekkie zachmurzenie

Tym razem Juri ominął pole anomalii. Za dużo mu było bólu głowy i osłabienia jak na jeden dzień. Było już południe. W przerwie przegryzł coś na szybkości. Na Moczary miał jakieś sześć kilometrów. Uparcie szedł kilka godzin przed siebie. Dręczył go brak jakichkolwiek oznak życia na tym torfowisku. Z nudów zaczął rozmyślać o starych dziejach. Juri już dawno nie był we wschodniej części Zony. Kiedyś był to główny szlak jego wędrówek po Zonie. To tutaj poznał starego Piotra Kaługina. To tutaj się szkolił, zanim ruszył w swoją pierwszą wielką wyprawę z grupą starego Stalkera. To tutaj sprzedawali większość fantów. To tutaj rozdzielili się po jego śmierci, i już jako weterani rozeszli się w różne strony by założyć własne ekipy. Minęło już chyba półtora roku, a to w Zonie naprawdę dużo czasu. Odkąd w stołówce w Neutralnej Bazie w Kordonie Południowym wziął zaliczkę od pierwszej ekipy, którą zdecydował się bezpiecznie przeprowadzić w ustalone miejsce, kursował już tylko na trasie Bagna - Kordon - Wysypisko - Jantar.
Wolał nie myśleć o zabitych stalkerach. Chciał ich jedynie pomścić w odpowiedni sposób. Bezpośrednio na wojsku się nie odegra, ale jest przecież jeszcze ten pieprzony klient. Rozbroi te ładunki, a potem znajdzie tego s*kinsyna.


W pewnym momencie trzciny zanikły. Ustąpiły miejsca uschniętym drzewom. Jurij przekroczył niewidoczną granicę między zatorfionym Kordonem Wschodnim a Moczarami. W nowym miejscu powitały go długo wyczekiwane oznaki życia. Rechotanie zmutowanych ropuch o bezwładnej trzeciej parze odnóży było wszechobecne, podobnie jak bzyczenie much i komarów. Moczary rozciągały się prawie w całości na terenie martwego lasu. Było tu równie mokro co na Torfowisku i Bagnach.

Jurij zaciekawiony zajrzał do PDA. Gdzieś tutaj chyba zrobił kiedyś schowek. Rzeczywiście: Pniak z NIESPODZIANKĄ – odczytał pinezkę na mapie. Odszukał właściwe drzewo. Dziupla była zasłonięta wciśniętym do środka kawałkiem kory. Odchylił ją ostrożnie, a następnie przeciął bagnetem sznurek przymocowany do zawleczki granatu. Niespodzianka napisana dużymi literami oznaczała pozostawioną w schowku pułapkę – tak na wypadek, gdyby ktoś inny go odkrył. Ze skrytki Stalker wyciągnął ów granat RGD 5, dwie apteczki, trochę bandaży, środki przeciwradiacyjne i najważniejszy fant, jakim był Winchester M1300, szczelnie owinięty w naoliwioną szmatę.

Odwinął materiał - na chwycie pistoletowym wciąż była zaschnięta krew.

‘…Jurij… to… to Kontroler…’

Stalker otrząsnął się ze straszliwego przebłysku z przeszłości. Dopełnił plecak fantami, a Strzelbę przytroczył na zewnątrz.


Postanowił przy okazji odpocząć. Już przymierzał się do otwarcia konserwy, kiedy nagle poczuł dobrze znane zjawisko. Znajome odrętwienie w plecach. Strużka potu ściekła mu po czole. EMISJA! Zaraz Zona wyładuje całą energię nagromadzoną w swoim czarnym sercu! Nie pozostało wiele czasu! Kryjówka! Tu nie ma się gdzie do cholery schować! Ileż to jeszcze zostało drogi?!
Juri szybko spojrzał na mapę. Kilometr! Jeszcze tylko kilometr! Zdąży! Musi zdążyć!!!
Schwycił dłońmi paski plecaka i rzucił się przed siebie. Rwał jak oszalały. Przecież chodziło o jego życie. Po dwudziestu sekundach wieczorne niebo nagle pojaśniało płomiennymi barwami jak za wczesnego ranka, a następnie rozdarła je błyskawica. Juri przewidział emisję, zanim ta ujawniła swoją pierwszą fazę. Umiejętność tę posiadali tylko starzy wyjadacze. Grzmoty wstrząsały ziemią. Niebo pokryły ciemne, sztormowe chmury, jednak nie padał deszcz – to Emisja zbliżała się grzmiącymi krokami. Stalker biegł ile sił. Liczył kolejne metry. Dwieście! Czterysta! Na około sześćsetnym metrze ciemne chmury znikły i nastała cisza. Przerażająca cisza przed ostatnią fazą. Juri już widział obóz. Wysoka antena radiostacji górowała nad wszystkimi prowizorycznymi budynkami. Stalkerzy chowali się do pokrytych blachą falistą baraków.
- Jeszcze ja! Zaczekajcie na mnie!
Wyciągnął z kabury pistolet i zaczął strzelać w powietrze. Trzy razy szybko – Trzy razy wolno – Trzy razy szybko. Nadawał wciąż rozpaczliwe SOS i krzyczał z całych sił:
- Otworzyć drzwi! Otworzyć drzwi!!!
Na osiemsetnym metrze, kiedy zużył już trzy magazynki, zobaczył, że drzwi jednego z baraków otworzyły i wyjrzał z nich jakiś Stalker. Popędzał go machaniem rąk.
- Dawaj, stary!!! – Krzyczał do zasapanego Juriego - Zaraz pierdyknie!!!
Juri wpadł do baraku potykając się o próg. Padł jak długi pomiędzy stłoczonych ludzi. Odźwierny szybko zatrzasnął za nim drzwi.
W tym momencie niebo pojaśniało i krótki impuls przeszył schowanych w baraku. Ziemia się zatrzęsła, a niebo zaszło czerwienią. Zza dziurawego dachu wyglądało to tak, jakby cała Zona na moment pogrążyła się w piekielnym ogniu. Chwilę potem na zewnątrz znów był cichy wieczór. Pozostałością po emisji był tylko popiół, który wisiał przez chwilę w powietrzu, oraz kilkadziesiąt martwych wron, które spadając z nieba uderzały w blaszany dach.

- W samą porę, chłopie! W samą porę! – Powiedział do Juriego odźwierny.
Ten dźwigając się z podłogi cicho się zaśmiał, i z uśmiechem na twarzy powiódł wzrokiem po Stalkerach.
- Co ci jest? - Zapytał Stalker uradowanego Juriego.
- Nic, zupełnie nic. Po prostu cieszę się, że znowu jestem wśród swoich.
- A… Spoko - Odparł pytający, chociaż nie zrozumiał odpowiedzi - Witamy na Moczarach…

Chwilę potem barak opustoszał. Powrócił do swojej normalnej funkcji, jaką był bar, prowadzony przez wiecznie wesołego gościa zwanego Hawajczykiem. Obozowisko wracało do życia.
- Kogo ja widzę! - Odezwał się zza lady barman w hawajskiej koszuli – Dawno cię tutaj nie widziałem, stary! Wspaniała ucieczka przed Emisją.
- Rzeczywiście, dawno mnie tu nie było - Juri podszedł do lady – Nalej mi jednego, muszę ochłonąć po tym sprincie. Mam sprawę do Kardana. Jest w warsztacie, tak?
- A gdzieżby indziej? – Odpowiedział Hawajczyk stawiając przed nim kieliszek - Prawie co wieczór wraz ze Stogiem i Kawalarzem chleją samogon. I to do późnej nocy! Normalnie czasem to nawet spać nie można, jak się dołączy więcej osób. Kiedyś się doigrają, mówię ci!
Juri wychylił kieliszek i oddał barmanowi.
- No, od razu lepiej. Teraz muszę się czym prędzej rozmówić z Kardanem.
- Wątpię, żeby ten pijak był w stanie ci dzisiaj pomóc. – Odparł Hawajczyk
- Mimo wszystko spróbuję – Juri położył na ladzie parę kopiejek i założył plecak – Trzymaj się.

Warsztat Kardana znajdował się na skraju obozu. Jego konstrukcja sprawiała, że stanowił on tutaj jednocześnie najlepszą ochronę przed emisjami. Mechanik i jego kumple pewnie nawet nie przejęli się emisją. Był to prawdziwy bunkier emisjoodporny. Kardan zrobił go ze starej ceglanej szopy znajdującej się obok wierzy radiostacji. Razem ze Stogiem i Kawalarzem obili go dodatkową warstwą blachy falistej. Dochodząc do warsztatu Juri już słyszał, że w środku ktoś doskonale się bawił. Kiedy otworzył obite blachą drzwi, w nos uderzył go smród, będący mieszaniną zapachów smaru, olejów silnikowych, samogonu i taniego tytoniu. W głębi zamglonego pomieszczenia, przy odwróconej do góry dnem dużej, drewnianej skrzynce przykrytej gazetami, która robiła za prowizoryczny stolik, siedziało czterech facetów. Podrygiwali wesoło w rytm utworów Haydamaków, które leciały z głośnika. Na widok gościa ze swojego miejsca podniósł się nieogolony, długowłosy typ, trzymający w jednej ręce emaliowany czerwony kubek, a w drugiej butelczynę samogonu. Lekko chybocząc się na boki wytężył wzrok, i po chwili zakrzyknął radośnie:
- J, Jurij?! Juri, kopę lat! Gdzieś ty był?!
- Cześć Kardan! – Odpowiedział Stalker – Widzę, że dobrze się bawicie.
- A pewnie! Chodź tu, stary! Siadaj, napijmy się! Kawalarza i Stoga już znasz. Poznaj natomiast Fiodora, wspaniałego Łowcę i jednocześnie utalentowanego gitarzystę - Powiedział mechanik przelatując dłonią po siedzących przy stoliku, zaciągających się kolejno fajką wodną domowej roboty. Ci niezdarnie pomachali mu swoimi kielichami, a Kawalarz zrobił to nawet zbyt zamaszyście i oblał się zawartością osmalonej menażki.
- Nie, nie mam dzisiaj ochoty. Mam do ciebie sprawę, Kardan.
- Nie teraz. Siaaadaj Wasylenko, napić się trzeba! – Odparł mechanik. Siadając chwycił Juriego za ramię i usadził na małej skrzynce.
- Ściągaj ten toboł, odpręż się – I mówiąc to podał mu kubek i napełnił do połowy.
Juri popatrzył na mętny płyn, ale starał się nie okazywać na zewnątrz wzdrygnięcia na myśl, z czego Kardan może pędzić w Zonie ten alkohol. Pomyślał, że w takim stanie mechanik i tak mu nie pomoże, po czym wychylił szybko zawartość kubka. Tak jak się spodziewał, zaczęło go piekielnie palić w trzewiach. Głośno czknął i zabrał się za robienie kanapki z jakimś smarowidłem ze skwarkami, które leżało w talerzu obok fajki wodnej.
- To smalec z Mięsacza – Powiedział Kardan – Nieskażony, mam tu małe laboratorium –
I ponownie napełnił mu kubek.
- Ty jesteś Jurij Wasylenko? - Zaskoczył nagle Fiodor – SAM RZEŹNIK Z JANTARU!?
Juri potrząsnął głową. W odpowiedzi Stalker wyprostował się, podał mu rękę przez stół i powiedział:
- Fiodor Grigoriowicz. Bardzo mi miło osobiście poznać jedną z żywych legend.
- Zaraz tam legendę. Bez przesady - Juri machnął ręką.
- Jakiej przesady? To właśnie opowieści o takich jak ty rozchodzą się wśród żółtodziobów po całej Zonie. Pozwól przyjacielu, że przypomnę naszym kolegom historię tego jakże szlachetnego tytułu, według tego, co słyszałem od paru Kotów.
Juri wiedział, że i tak go nie powstrzyma, więc tylko wskazał niego otwartą dłonią, żeby zaczął.
-To stara i słynna historia - Zaczął Stalker wstając – Juri miał kiedyś doborową kompanię. Byli jak rodzina. Zgrani i mogli polegać na sobie. Często chodzili nad Jantar. Pewnego razu Juri wyprzedził zbytnio kompanów i szedł daleko na przedzie. I wtedy zaatakował go Snork. Wiecie – poszarpana maska pegaz, strzępy kombinezonu, ropiejąca rana na kręgosłupie. A wiec to bydlę skoczyło na niego i przyszpiliło do ziemi. Normalnie sprawa byłaby już z góry przegrana, ale nie dla Juriego! Kiedy Snork już dobierał mu się do gardła, nasz bohater dostał takiego kopa adrenaliny, o jakim wam się nie śniło. Jedną ręką uniósł bydle w górę, a drugą wyciągnął bagnet i wpakował go w bebechy. Piłował tak długo, aż prawie przeciął Snorka na pół. Kiedy już wypruł z niego wszystkie flaki, strącił z siebie jego zdechłe ścierwo, wstał, otrzepał się ze śmierdzącej posoki i powiedział do osłupionych i zdumionych towarzyszy, którzy już zdążyli go dogonić: ‘No gdzie wyście się podziewali? Patrzcie jakie wielkie bydlę chciało mnie zeżreć’.

Skończył historyjkę i zapytał:
- Tak to było?
- Mniej więcej - odpowiedział Juri.
- Szkoda, że ich dzisiaj tu nie ma - Powiedział Kawalarz.
- Hej, Juri – Zaczął Stóg - Nigdy nam nie powiedziałeś, co się z nimi stało.

Jurij długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Przy stoliku zapadła cisza.

- Ej – Kardan pomachał mu przed oczami – Jak to było z twoją grupą?
- To długa historia - Przerwał temat - Pijemy czy nie?


Widać wszyscy przy stoliku uznali, że Juri nie chce opowiadać losach swojej byłej grupy. Stóg podał mu ustnik fajki wodnej, a radosna pijacka atmosfera powróciła. Z głośnika płynął rytmiczny Efir. Kardan wstając uniósł swój kubek i powiedział głośno:
- Nu, żeby ręce nie latały!
- Ejj op! – Odpowiedziała chórem reszta i wszyscy jednocześnie wychylili swoje kielichy.
Juri teraz naprawdę chciał się zalać, przestać myśleć o zamordowanych kumplach, o walizce i uciskającej go kamizelce. Był pewien, że Kardan i jego kompania mu w tym pomoże. Po jakimś czasie przestał liczyć toasty, a tematy licznych rozmów zaczęły się ze sobą zlewać.
Jakieś trzy, cztery godziny później Kardan, przymierzając się do otwarcia kolejnej butelki, zwrócił uwagę na karabin Juriego, oparty o plecak.
- A cóżż to? Nowiuttkie AK 74! Chłopie, skąt wyczasnąłeś je w tak toprym stanie?
- Do.. Dostałem. Od fojskofych - Odpowiedź padła sama, wbrew woli Juriego.
- Co, szyli teras pracujesz dla Armii? – Zapytał równie bez zastanowienia Kawalarz.
Juri zerwał się z miejsca i chwycił kolegę za kołnierz.
- Wal sie! Nikty bym sie nie spszedał tym sukinsynom! Zmusili mnie! – Krzyknął i już chciał wymierzyć mu cios, ale powstrzymała go reszta.
Usadzili go siłą na miejscu, a Kardan nalał mu pełny kubek mówiąc:
- Spokojnie, napij się! Kawalarz nie chciał. Co nie Kawalarzu?
Pytany uniósł obie ręce w górę w geście pokory.
- No! Fficisz? Jak sfykle się nabija, debil – Powiedział Kardan – Opowiedz nam, co cię gryzie?
Juri był już mocno wcięty. Rozpłakał się i wyrzucił wszystko z siebie.
- Smusili mnie! Smusili! Fpadli w nocy… jak spaliśmy! Sukinsyny… zabili ich, fszystkich… Ale mnie nie… nie pozwolili… z nimi zgi… zginąć. Dostałem kolbą… potem założyli mi worek… na głowę... a potem, a potem… - I urwał mu się film.

Obudził go krzyk. Wstał i rozejrzał się. Warsztat był pusty. Na stole i po podłodze walały się puste flaszki. Fajka wodna zgasła. Za drzwiami było słychać krzyki. Wyszedł na zewnątrz.
Niebo czerwieniało jak podczas Emisji. Chciał się schować, ale drzwi się zamknęły i nie mógł ich otworzyć. Rozejrzał się za inną kryjówką. Z nieba spadał popiół. Wszędzie leżały ciała martwych Stalkerów.
- Jurij! Jurij! – Usłyszał jak ktoś gniewnie wykrzykuje jego imię.
Zauważył wyłaniającego się z dymu człowieka. Trzymał w rękach walizkę, ale tym razem im bliżej była ona kamizelki, tym głośniej wył sygnał ostrzegawczy. Rozpoznał w nadchodzącym swojego starego przyjaciela, Leona.
- Leon?
Juri poczuł, że kamizelka wtapia mu się w skórę. Padł na ziemię, starając się ją ściągnąć, ale była rozgrzana do czerwoności. Jasne światło paliło go w oczy…

Rozdział III:

Tokarka i lutownica to za mało…

22 września 2011, noc, pełnia

Juri zerwał się z krzykiem. Bolała go głowa. Było ciemno. Na stole i po podłodze walały się flaszki po samogonie. Kardan spał na ziemi i głośno chrapał. Reszta znalazła sobie jakieś prowizoryczne legowiska. Stalker wstał w pośpiechu i wyszedł na zewnątrz. Wszystko było w porządku. W barakach było ciemno, w oddali przy ognisku siedzieli wartownicy. Juri wrócił do środka i sprawdził, czy kamizelka i walizka są bezpieczne. Miał zapięty kombinezon, a plecak stał tak, jak go postawił. Nie pamiętał właściwie, czy coś powiedział. Próbował przypomnieć sobie sen, ale ten z każdą sekundą robił się coraz bardziej mętny.
- Co jest w tej walizce? – Zapytał siebie, po czym położył się znów na leżance, należącej pewnie do Kardana, i mimo chrapania mechanika i męczącego go kaca szybko zasnął.

* * *

Nazajutrz rano warsztat nie przypominał już meliny, jaką był poprzedniego wieczora. Prowizoryczny stolik i krzesła zniknęły. Juri obudził się już z mniejszym ćmieniem w czaszce. Kardan siedział na wysokim taborecie przy dużym metalowym stole i rozkładał na części pierwsze potężny Erkaem. Zauważywszy, że gość się obudził, powiedział z uśmiechem:
- Wyspaliśmy się? Nieźle wczoraj zapiłeś. – I wskazał na manierkę z wodą.
- Tak. Dawno się tak nie narąbałem.
W odpowiedzi Mechanik wstał i podał mu metalową tackę - Przyniosłem ci mięcho z baru. W termosie masz herbatę.
Juri wsuwając łapczywie ogromny stek, prawdopodobnie z dzika, zapytał:
- Słuchaj, czy wczoraj mówiłem coś dziwnego?
- Coś dziwnego? A tak, pamiętam, coś o wojskowych, ale strasznie bełkotałeś. Chciałeś nawet przywalić Kawalarzowi, jak zapytał, czy dla nich pracujesz? Powiedziałeś też, że zabili kilku ludzi, zabrali cię, przesłuchiwali, ale potem wypuścili z czymś tam… A dalej to już zaliczyłeś zgona i położyliśmy cię na leżance. Szczerze mówiąc nie wierzę w to, że te sku*wiele mogły zabić tę ekipę, a tym bardziej, że wypuścili cię powrotem do Zony. Przecież sam wiesz, że po ostatniej Wielkiej Emisji wojskowi tak dostali w d*pę, że już nie wychodzą z Kordonu.
- Uwierz, bo to prawda. Musisz mi pomóc. Kończ czyścić te działo.

Kardan wyczyścił i złożył do kupy karabin, akurat kiedy Juri skończył jeść. Było to belgijskie Minimi. Odłożył je na stojak, po czym ponownie usiadł na taborecie.

- No, a więc o co chodzi?

Juri ściągnął kurtkę kombinezonu i pokazał mu kamizelkę.

- Wojskowi zaskoczyli nas, kiedy nocowaliśmy w Południowym Gospodarstwie na Bagnach. Nie mieliśmy szans. Zdaję się, że tylko ja przeżyłem. Ogłuszyli mnie, zabrali na któryś z posterunków i tam przesłuchiwali. Mam zmasakrowane plecy, ale się nie dałem. Następnego ranka założyli to na mnie, wrzucili do śmigłowca, wywieźli i zostawili na Torfowisku z prowiantem, bronią, i jeszcze tą walizką – Powiedział wyciągając neseser z plecaka – Mam to dostarczyć jakiemuś tam klientowi do Janowa. Ale ja już wiem, jak on mi podziękuje – z miejsca umrę na zatrucie ołowiem. Nie mogę tego nigdzie zakopać, bo walizka i kamizelka są połączone nadajnikiem. Jeśli oddalę się od niej na więcej niż 20 metrów, to wyparuję i ja i ona. Także potrzebuję elektronika, który to ze mnie ściągnie. A potem znajdę tego klienta.

- Grubo – Odpowiedział po chwili zastanowienia mechanik – Zabiłeś mi niezłego ćwieka, ale teraz ci wierzę. Ale żeby wojskowi tak się bawili? Po co zadają sobie tyle trudu? Nie rozumiem. Co jest w tej walizce?
- Okaże się, kiedy rozbroisz ładunki i ją otworzysz. Dasz radę?
- Zobaczę, siadaj tu, przy lampie. Pokaż tę kamizelkę…
- Rzeczywiście, tyle w niej plastiku, że w ziemi wywaliłoby spory krater. Nadajnik jest pewnie tu. Trzeba będzie rozciąć… Dobra, jest… Hm, popatrz. To jest jednocześnie nadajnik, odbiornik i zapalnik. Żeby rozbroić to g*wno, trzeba wyłączyć ten, oraz drugi, który jest pewnie wewnątrz walizki. Daj mi ją…
Juri ostrożnie podał mu neseser. Kardan przez parę minut przyglądał się jego górnej części.

- Szlag! – Powiedział ze złością.
- Co jest?
- Nie, nie pomogę ci. Zobacz, Elektroniczny zamek szyfrowy. Nie otworzę jej, nie bez specjalnego sprzętu i aparatury diagnostycznej. Wyłączyć zapalnik w kamizelce to nie problem, ale nie dostanę się do tego w walizce. Ma pewnie od cholery czujników naciskowych.
- Przecież jesteś specem…
- Bez narzędzi jestem bezsilny. Tokarka i lutownica to za mało. Wybacz stary, ale tu trzeba prawdziwego sapera, i to supersapera. Zaraz, jest taki jeden. W Zatonie, ale przecież wiesz, że nie da się tam teraz dostać.

Juri popatrzał na mechanika niepewnie. Chociaż nie zamierzał już dostarczyć walizki, to i tak nie uniknie przejścia przez tajemniczy Labirynt Anomalii.
Zmienił jednak szybko wzrok na pewny siebie i odpowiedział:

- Więc spróbuję znaleźć bezpieczne przejście. Powiedz mi tylko co to za spec.
- To jeden z nielicznych, którzy ocaleli z tej kretyńskiej operacji wojskowej. Jak mu tam… Argon… Atom… A nie, wróć, Azot! Tak, nazywają go Azot. Armia o nim zapomniała. Chłopcy z Szewczenki uratowali go od pewnej śmierci. Stalker z niego żaden, ale za to świetny wojskowy elektronik. On ci pomoże.
- Myślisz, że mogą mnie namierzać?
- Raczej nie. W Zonie panują zbyt duże zakłócenia, żeby śledzić kogoś przez satelitę czy GPS.
- Sam oczywiście nie możesz tam iść. Będziesz musiał wtajemniczyć paru ludzi. Ale tylko weteranów podobnych do ciebie. Takich, co nie pos rają się na widok chimery, co znają się na anomaliach i przewidują emisje z minutową, jeśli nie sekundową dokładnością … Dla przykładu takiego Norwega. Pracuje teraz tutaj, w obozie. Dorobił się i kupił sobie u Sidorowicza egzoszkielet. Wymieniłem mu siłowniki, tak że może się teraz w nim swobodniej poruszać, a nawet biegać. To jego Minimi, istny rozpylacz. Zaopatruje Hawajczyka w dziczyznę. Stek, który przed chwilą zjadłeś, był z dzika, którego upolował.
Nagle otworzyły się drzwi warsztatu i do środka wszedł potężny facet.
- O, o wilku mowa – powiedział Mechanik.

Juri rzadko widywał Stalkerów w Egzoszkieletach. Po pierwsze dla tego, że kombinezony te były cholernie drogie, a po drugie dlatego, że bez koniecznej modyfikacji można było zapomnieć o bieganiu w czymś takim. Generalnie sam egzoszkielet nie był pancerzem. Był to tylko specjalny kombinezon z kompletem siłowników i urządzeniami zasilającymi. Dopiero na jego konstrukcji można było zawiesić opancerzenie. A mogło to być teoretycznie wszystko – od zwykłej ciężkiej kamizelki kuloodpornej po kompletną zbroję z hartowanej blachy pancernej, ale to już byłoby przesadą i kosztowało jeszcze większą fortunę. Stanowczo wystarczały tytanowe elementy ochronne, jak ktoś nie miał nic do zrobienia z oszczędnościami. Norweg miał i ciężką kamizelkę kuloodporną, i tytanowy napierśnik, estetycznie zapakowany w kevlarowy pokrowiec, oraz ochraniacze na wszystkich stawach i hełm z pełną ochroną głowy. Na pasie miał przytroczone cztery skrzynki amunicyjne – każda z dwustunabojową taśmą. Na plecach miał gigantyczną torbę, pewnie pełną zapasowej amunicji czy innych narzędzi do siania śmierci i zniszczenia. Wszystko razem musiało ważyć tyle, że pozbawiony egzoszkieletu człowiek zapadłby się pod ziemię. Tak, Norweg był chodzącym czołgiem! Ta ksywka nie była mu nadana przez przypadek. Nazywał się Jens i naprawdę pochodził z Norwegii, czy też ze Szwecji… W każdym razie był ze Skandynawii i dość dobrze mówił po rosyjsku.
Obcokrajowcy w 2011 nie byli już niczym szczególnym w Zonie. Oprócz rutyny w postaci rodowitych Ukraińców, oraz Białorusinów, Litwinów, Łotyszy, Rosjan, Kazachów czy Gruzinów, przebywali tutaj także przybysze z zachodu: Słowacy, Polacy, Węgrzy, Bułgarzy, Serbowie, Chorwaci, a podobno nawet też kilku Niemców i Anglików.

- O, witam starego kolegę po fachu. Jak ci się żyje, Juri? Co ty teraz w ogóle robisz?
Wymienili serdeczny uścisk dłoni.
- A, było się tu i tam, najczęściej na Wysypisku, Agropromie i Bagnach. Jak tam dzisiejsze polowanie?
- Miałem starcie oko w oko z dzikiem. Wielki był.
- I co?
- Ukręciłem mu łeb – Powiedział Jens, jakby złamanie zmutowanemu dzikowi potężnego karku nie było niczym szczególnym dla zwykłego śmiertelnika - Będzie gotowy na wieczór. Aha, i przy okazji zauważyłem, że prawy siłownik ramienia podaje zbyt małe ciśnienie. Kardan, czy możesz go teraz podregulować?
- Pewnie. Tylko nie siadaj na tym drewnianym krześle, bo rozsypie się w drzazgi. Chyba wiesz, że ważysz teraz prawie ćwierć tony. Pakuj się bezpośrednio na ten metalowy stół, zaraz cię podreperuję.
Kiedy Norweg usiadł na stole, ten zaskrzypiał głośno pod tym istnym pół człowiekiem – półmaszyną. Kardan odłączył metalowe przewody od jego siłownika ramiennego podłączył do ciśnieniomierza.
- A wracając do polowań – Ciągnął dalej Norweg – Podoba mi się tutejsza zwierzyna. Praca jest fajna, ale to już nie to samo co polowania na Mutanty w Limańskim Zagajniku
- A co byś powiedział na polowanie w Zatonie? – Rzucił Jurij.
- Zaton? Nie, stary. O zatonie musimy zapomnieć.
- Ale ja muszę się tam szybko dostać.
- To niewykonalne.
- Nie, jeśli zebrać grupę weteranów. Cel, dla którego muszę się tam pójść akurat teraz, jest ściśle tajny. Na razie mogę ci powiedzieć jedynie, że jeśli się tam szybko nie dostanę, to zginę. Zależy mi więc na zaprawionych ludziach, którzy zdecydowaliby się na tę niebezpieczną wyprawę.
- Niebezpieczna misja, od której zależy twoje życie? No nieźle Jurij, ciekawe, komu się naraziłeś. Nie powiem że chętnie bym odwiedził Gontę i Głuszca. Ale potrzebujemy przynajmniej jeszcze jednego człowieka. Wtedy możemy porozmawiać o wędrówce na drugą stronę Zony. Mam jeszcze zobowiązania związane z pracą u Hawajczyka. Ale jakby co jestem chętny.
- Wspaniale. Na pewno znajdę jeszcze kogoś.
Po tych słowach Juri wstał i wyszedł z warsztatu
. Jeśli Jens się zgodzi, to będzie ich już dwóch. Norweg był wyśmienitym łowcą. Potrzebuje jeszcze dwóch, trzech weteranów. Postanowił poszukać w barze.

Kiedy tam dotarł, ogarnęło go rozczarowanie. Przy ławkach siedziały same koty, pijaczki i bankruci. Rozpoznawał ich od razu po gestach i budowie. Takich nie było mu trzeba, tylko będzie ich musiał ochraniać przed wpakowaniem się w jakąś anomalię. Podszedł do lady po jakąś przegryzkę.
- Hawajczyk, widziałeś tu jakichś weteranów? – Zapytał z nadzieją barmana.
- Niewielu, jeśli nie żadnego. Wczoraj był tu Gierman z ekipą, ale sprzedali fanty i wrócili do Doliny Mroku.

Doświadczenie Giermana rzeczywiście by mu się teraz przydało. Juri wędrował z nim będąc jeszcze w grupie Starego Piotra Kaługina. Jego stary przyjaciel nie ustępował mu umiejętnościami.

- Hej, Juri! - Z głębi tłumu zawołał go znajomy głos.
Dojrzał zbliżającego się Fiodora. Towarzysz wczorajszego picia wyglądał teraz całkiem inaczej. Widział teraz w jego osobie wytrawnego Stalkera. Miał rysy twarzy wskazujące na długi pobyt w Zonie, może nawet dłuższy niż jego. Fiodor pewnie był niewiele starszy, ale widać częstsze spożywanie alkoholu zrobiło swoje. Przysiadł się i pozdrowił Hawajczyka prawą ręką, której brakowało dwóch ostatnich palców.
- Czyli też jesteś łowcą.– Stwierdził Juri patrząc na okaleczoną dłoń.
- E tam od razu łowcą. Tępię po prostu ścierwa Zony i to wszystko. Dwa palce straciłem podczas pierwszej wyprawy do Czerwonego Lasu. Poszliśmy tam wtedy z kumplem po raz pierwszy, jakieś dwa lata temu. Myśleliśmy, że znamy sposób na każdego mutanta, a tu heca. Na dzień dobry zaatakował nas Czarnobylski Nibypies. Stary musiał być, bo wypuścił na nas chyba ze dwadzieścia swoich zjaw. Nie wiedzieliśmy wtedy, że oryginał trzyma się zawsze z tyłu. Strzelaliśmy celnie do zjaw jak szaleni, zamiast skupić się na właściwym, który spokojnie nas oflankował. Nim się obejrzałem, skoczył mi na plecy. Zanim kumpel go strącił i ukatrupił z bliska strzelbą, zdążył rozszarpać mi dłoń. Na całe szczęście zaszczepiliśmy się u Sacharowa przed wyprawą.

- Zbieram ekipę doborowych ludzi, którzy pomogliby mi dostać się do Zatonu - Powtórzył swoją ofertę Juri - Muszę się tam szybko dostać. Powiesz że to niewykonalne, ale nie, jeśli zebrać grupę weteranów. Cel, dla którego muszę się tam pójść akurat teraz, jest ściśle tajny. Na razie mogę ci powiedzieć jedynie, że jeśli się tam szybko nie dostanę, to zginę. Zależy mi więc na zaprawionych ludziach, którzy zdecydowaliby się na tę niebezpieczną wyprawę. Jens zgodzi się, jeśli znajdę przynajmniej jeszcze jednego szaleńca. Piszesz się na to?

Fiodor przemyślał odpowiedź i rzekł dostojnie:

- Z tobą przyjacielu, choćby do samego serca Zony!

Juri przekazał mu następnie, żeby przyszedł wieczorem do warsztatu Kardana, po czym rozpoczęli z Hawajczykiem temat o pieczeniu Mięsacza na rożnie.


* * *

- Tyle – Juri skończył wprowadzenie Fiodora i Norwega (który po południu zdecydował się iść z Jurim) w tajemnicę, z powodu której musi dostać się do Zatonu – Nie oczekuję od was, że bez wahania zdecydujecie się iść przez całą Zonę z Człowiekiem – Miną. Potrzebuję doświadczonych ludzi, którzy pomogą mi się tam dostać w jednym kawałku.

- Bez takich jak my Koty nie dadzą sobie rady – Wypowiedział się Fiodor – Piszę się na to.
Obaj czekali tylko na decyzję Norwega.

- Tylko ostrzeż mnie, jakbyś miał wybuchnąć. Jeśli w porę założę hełm to może przeżyję pobliski wybuch. – Żartobliwie zdecydował Jens – Dobra, masz mój Erkaem.
- Świetnie. Musimy się więc porządnie wyspać. Czeka nas długa wędrówka – Powiedział Juri.
Kardan natomiast wyciągnął spod stołu butelkę samogonu.
- Więc teraz pora napić się za powodzenie misji!

Rozdział IV:

Na starych szlakach

23 września 2011, ranek, pochmurnie

Kardan postanowił nie spijać towarzyszy poprzedniego wieczora. Sam planował też się wyspać, żeby rano w razie czego dokonać ostatnich napraw ich sprzętu. Wypili symboliczną butelkę i jak grzeczne dzieci położyli się spać grubo przed północą. Rano trzej weterani po raz ostatni sprawdzili sprzęt. Największą jego część stanowił prowiant i amunicja, zakupione tanio u Hawajczyka.
Juri i Fiodor zaopatrzyli się też w noktowizory. Jeszcze przed ósmą ekipa wyruszyła z obozu. Szli spokojnie przez martwy, błotnisty las. Towarzyszyło im tylko rechotanie ropuch i brzęczenie owadów, ale wiedzieli, że mutanty są tuż obok. Woleli nie ściągać na siebie ich niepotrzebnej uwagi. Poranek zapowiadał się deszczowo. Minęły już jakieś dwie godziny od wyruszenia z obozu.

- A to co? – Przerwał ciszę Fiodor wskazując na lewo.
Reszta obróciła się we wskazanym kierunku i jakieś sto metrów dalej, na wyschniętej polanie pokrytej kałużami, zobaczyła Stalkera, który uciekał przed watahą Ślepych Psów i strzelał do tyłu na oślep z MP 5.
- Towarzysz w opałach – Stwierdził Juri, ściągnął karabin z ramienia, i ruszył w bok. Reszta zrobiła zaraz to samo.
Kiedy podbiegli już dostatecznie blisko. Norweg odbezpieczył swoje Minimi i puścił długą serię w stronę psów. Kilka z nich padło, a reszta popiskując rozbiegła się i szybko zniknęła.
- Już mi stąd! – Wykrzyknął strzelając jeszcze parę razy w powietrze.

Kiedy podeszli do Stalkera, ten siedział zdyszany na ziemi. Spojrzał w górę, i uśmiechając się powiedział:
- Dzięki! Już prawie mnie miały.
- Bo pewnie zacząłeś do nich strzelać jak tylko je zobaczyłeś – Stwierdził szybko Norweg.
- Ej, ja go kojarzę. Był w obozie na Moczarach – Powiedział Fiodor – Co ty tu robisz, dzieciaku?
- Idę na Wysypisko. I nazywam się Wikuła, a nie ‘Dzieciak’
- Trochę nie za daleko, tak samemu? Widać, że jesteś tu krótko!
- Cholera, wszystkie Koty takie same! – Wtrącił Norweg
- Nie jestem Kotem. To już mój piąty miesiąc w Zonie – Odparł urażonym głosem Wikuła i wstał.
- Za krótko, młody. Za krótko. Zapamiętaj to sobie: Nawet weterani wolą nie chodzić za daleko w pojedynkę. Wszyscy tacy sami. Myślicie, że jak posiedzicie tu parę miesięcy, to już cały podręcznik przetrwania macie w małym palcu. Ze wszystkich mutków w Zonie widziałeś pewnie tylko Dzika, i to na rożnie u Hawajczyka, i może parę tych ścierw – Odpowiedział Fiodor trącając butem zdechłego psa.
- A wy to niby kto?
- No co ty? Nie poznajesz Rzeźnika z Jantaru, Norwega i Fiodora Ośmiopalcego – Odpowiedział Stalker przybierając dostojną postawę
- O kurde. Kumple mi nie uwierzą, że prawdziwi Weterani uratowali mi tyłek, a potem razem wędrowaliśmy – Odparł Wikuła ze szklącymi się oczami.
- Hola! Jak to: Wędrowaliśmy? Ty nigdzie z nami nie idziesz, młody. Z tego miejsca wracasz prosto do Obozowiska – Przerwał mu Fiodor dydaktycznym głosem
- Ale ja muszę na Wysypisko. Znudziły mi się już te zapijaczone mordy w barze. Obiecuję, że nie będę przeszkadzać. To jak, mogę iść z wami?
- Mnie nie pytaj, to Juri tutaj szefuje.
Wikuła spojrzał pytająco na dowódcę.

Juri patrzał chwilę badawczo na Kota, jakby czytał jego życiorys. Domyślał się, że młody i tak nie wróci, choćby nawet im to przysiągł. Jeszcze wlezie w jakąś anomalię i będzie miał Żółtodzioba na sumieniu. Głośno wypuścił nosem powietrze i powiedział:
- No dobra, dzieciaku. Może być Wysypisko. Ale tam się żegnamy i bez dyskusji. Idziesz krok w krok za nami. Nie zrób niczego głupiego, bo nawet my cię nie wyratujemy, jak się wpakujesz w jakieś g ówno.
- Dzięki, jeszcze raz dzięki! Niczego głupiego, Szefie, przysięgam!
- Dobra dobra! Zbieraj swoje graty i idziemy. I nie nazywaj mnie ‘Szefem’.

Wikuła uśmiechem na twarzy w pośpiechu się ogarnął, i już był gotowy do drogi. Wtedy Juri zwrócił uwagę na ogromny toboł, który miał na plecach. Podszedł do niego i sprawdził wagę plecaka.
- Matko! Wikuła, co ty tam nosisz?! Zdejmuj to, trzeba ciebie odciążyć. Bo się zasapiesz na śmierć, jeśli będziemy musieli spieprzać przed Emisją.
- Dobra, spójrzmy no… same niepotrzebne graty – Stwierdził Juri i zaczął wypakowywać plecak Wikuły. Sprawnie wyselekcjonował to, co najbardziej przydatne, a resztę wyłożył na ziemię. Spojrzał na nadwyżkę i stanowczo zdecydował:
- Żarcie możemy ci przechować w swoich plecakach, ale wybacz, gazetki i cała reszta odpadają.
- To co mam z tym zrobić? – Zapytał zmartwiony Wikuła.
- To, co zwykle robią Stalkerzy. Schowaj. O, na przykład pod tym drzewem – Odparł Stalker – Łap się za saperkę.
Pomagając Młodemu Stalkerzy schowali wszystko do plastikowego worka i wrzucili do wykopanej dziury. Wikuła zauważył, że rzeczywiście każdy z nich musiał często robić schowki.
- A jak to ktoś znajdzie? – Zapytał kończących robotę Weteranów.
- Trudno. Musisz się z tym liczyć – Odpowiedział Norweg – Zakładania pułapki z odbezpieczonego granatu nie mamy cię teraz czasu uczyć. Oznacz sobie to miejsce w PDA.

Nie minęło kilka sekund, kiedy Juri i Fiodor zauważyli nagle kolejne niebezpieczeństwo, ale już nie było szans jego ominięcia. Bystre oczy mutanta wypatrzyły czterech głośno zachowujących się Stalkerów. Norweg słysząc syk ugiął się na kolanach z karabinem przygotowanym do strzału, i próbował go wypatrzeć. Tylko Wikuła nie wiedział, co tak zaniepokoiło weteranów. Starał się coś zrozumieć z krótkich zdań, jakie sobie przekazywali, ale zdawało mu się, że rozumieją się bez słów.
- Musiała mnie usłyszeć, kiedy przeganiałem psy – Powiedział Jens – Jest tylko jedna?
- Tak, chyba tak - Potwierdził Juri - Szybka jest.
- I pewnie cholernie głodna – Dodał Fiodor - Próbuje nas zajść od tyłu! Zbijmy się w kupę. Plecami do siebie!

Obracali się tak w miejscu, nasłuchując dyszenia wokół siebie.
- Nic nie widzę… - Powiedział bezradnie Wikuła.
- No bo chyba jest przecież niewidoczna, kiedy atakuje - Odparł mu Juri, chociaż odpowiedź ta wydawała mu się oczywista – Wypatruj błyszczących oczu.
- Tam jest! – Powiedział Norweg i puścił serię z Erkaemu w niewidzialnego stwora.
Raniona Pijawka zaczęła krwawić i zrzuciła kamuflaż, ale mimo to uparcie kontynuowała atak, sunąc już teraz prosto na Stalkerów.
- Ognia! – Wykrzyknął dowódca.
Na raz zagrały wszystkie automaty. Poszatkowany mutant padł do tyłu ciężko, uderzony gradem kul.

- Co to k*rwa jest?! - Zapytał Wikuła, trzymając wciąż na celowniku zdychającą już Pijawkę.
- Wampir z twojego najgorszego koszmaru! - Odpowiedział Fiodor dopełniając swój magazynek – Brawo, młody! Zatłukłeś swoją pierwszą Pijawę!

Norweg natomiast wyciągnął Bagnet i zajął się odcinaniem macek od pyska martwego mutanta.
- Co robisz? - Zapytał go Juri - Zabierasz pamiątkę?
- Przecież idziemy do Jantaru. Słono tam płacą za takie próbki.
Kiedy skończył, zapakował macki do plastikowego worka. Wyjął jednak po chwili jedną i powiedział do Wikuły:
- Ale ty za to będziesz mógł przyszpanować kolegom na Wysypisku! - I rzucił mu mackę.
Wikuła złapał ją, spojrzał z obrzydzeniem na prezent i odpowiedział - Uh… Dzięki… - I żeby dłużej nie patrzeć na mdlący go widok, schował ją w worek foliowy i wsadził do plecaka.
- Dobra! Koniec tego postoju, idziemy dalej! Przez to ciągłe strzelanie ściągamy na siebie uwagę całej okolicy! - Powiedział Juri – Dolina już niedaleko. Wikuła, ty idź za Norwegiem.
- Ja będę go pilnował, żeby nie zostawał w tyle – Powiedział Fiodor domyślając się, w której kolejności on ma iść. Juri przytaknął mu potwierdzając trafne stwierdzenie, po czym ruszył przed siebie, a reszta za nim.
Fiodor i Norweg rozumieli zdenerwowanie Juriego. W końcu gdyby zginęli i ktoś by znalazł walizkę…

Zeszli znowu z polany w las, ale martwe drzewa zaczynały już rzednąć. Dolina Mroku była z każdym krokiem coraz bliżej. Były to tereny zajęte przez Wolność, frakcję o prostych zasadach. Złe było tylko to, że tłuką się nawzajem z Powinnością. Lepiej, żeby dogadali się i połączyli siły przeciwko jakimś faktycznym wrogom Zony, dla przykładu Najemnikom albo tym fanatykom z Monolitu.

Las się kończył. Jego granicę wyznaczał pas gęstych krzaków. Stalkerzy myśleli, że wszelkie niebezpieczeństwa zostały już w tyle. Dolina Mroku była przecież terenem w miarę ujarzmionym przez Wolność.

-KRYJ SIĘ! Bandyci! - Krzyknął nagle Norweg i przykląkł na jedno kolano, żeby dać osłonę ogniową chowającym się towarzyszom. Przyłożył swoje Minimi do barku i nacisnął na spust. Pechowo karabin wystrzelił raz i się zaciął.
- No by cię…! – Wykrzyknął z poirytowaniem Jens i skoczył za stojący obok głaz.
- Cholerny belgijski szajs! – Szarpał wciąż za dźwignię przeładowania. Bez efektu
Inni na ostrzeżenie szybko schowali się za pniami szerokich drzew. W ich stronę nagle poleciały kule, trafiając w głaz, za którym schował się Norweg.
- Mają kałasznikowy – Stwierdził Fiodor po głuchym dźwięku i odłamkach skały – Co oni tu robią? Gdzie są patrole Wolności?
Juri wyciągnął specjalne małe lusterko z długim uchwytem. Wysunął je poza pień drzewa, ale nie dostrzegł Bandytów.
- Cholera! Nie widzę ich. Fiodor, łap! - Rzucił lusterko koledze.
- Czterech – pięciu ludzi! Mają osłonę z betonowej rury kanalizacyjnej i innego złomu - Stwierdził Stalker sprawdzając teren przed sobą.
- Wikuła, nie ruszaj się!

Co jakiś czas kule świstały w powietrzu. Ani Juri, ani jegokompani nie mieli możliwości oddania celnego strzału w stronę napastników. Norweg znalazł w końcu usterkę i usiłował wyswobodzić taśmę amunicyjną zblokowaną w podajniku. Jednocześnie męczył się z zakładaniem osłaniającego całą głowę hełmu. Klął siarczyście po norwesku, bo trochę ciężko mu było to robić w grubych rękawicach. Minęło kilka minut. Przygwożdżeni ogniem Stalkerzy trwali w bezruchu.

- Możemy się jakoś dogadać – Krzyknął po jakimś czasie jeden z bandytów – Jak wyjdziecie z podniesionymi rękami i oddajcie broń i fanty, to może puścimy was żywych!
- TAKIEGO! – Odkrzyknął Norweg, który uporał się w końcu z Erkaemem, i puścił zabójczą serię w stronę jednego z bandytów. Reszta też wystawiła karabiny zza osłony i strzeliła na oślep.
- W mordę! Sieroga dostał! - Odezwały się zaniepokojone głosy ze strony napastników – Wykurz tego su kinsyna!
- O cholera! Mają Erpega! – Powiedział do drużyny Fiodor obserwując w lusterku, jak jeden z bandytów uzbraja rakietę odłamkową.
- Na rakiety nie jestem odporny! – Oznajmił niespokojnie Jens.
- Szefie… - Zaczął mówić Wikuła.
- Spokojnie, młody! – Przerwał mu Juri – Popatrz na Trzecią...

Juri już wcześniej zauważył poruszające się gałęzie na prawo od ostrzeliwujących ich bandytów. Ktoś tam był. Z krzaków w stronę napastników poleciał jakiś mały, karbowany przedmiot.
Bandzior ładujący rakietę do granatnika przeciwpancernego niespokojnie spojrzał w dół i na raz krzyknął:
- O k urwa! Granat! – I rzucił się do ucieczki, ale nie zdążył. Silny wybuch przewrócił go, poranionego odłamkami. Kałasznikowy ucichły. Słychać było tylko jęki.

Z krzaków po prawej wyszło dwóch stalkerów i zbadało miejsce, z którego bandyci prowadzili przygniatający ogień. Jeden z nich wyciągnął z kabury Forta 12 i wystrzelił dwa razy kierując pistolet w dół. Jęki ucichły. Drugi spojrzał na dzieło kolegi i powiedział z dezaprobatą:
- Ja bym s*kinsyna nie dobijał.
- I źle byś zrobił. Jeszcze by sk*rwiela znaleźli i odratowali – odpowiedział pierwszy chowając pistolet. Obrócił się w stronę grupy Juriego i krzyknął:
- Unieszkodliwiliśmy wszystkich, możecie wyjść!
- Dzięki, Gierman, ale jakoś byśmy sobie poradzili! – Odpowiedział Juri poznając po głosie starego przyjaciela.
- Juri! Który to już raz ratuję twój tyłek?!

Kiedy już się przywitali, Gierman powiódł wzrokiem po towarzyszach Jurija i zapytał:
- Rzuciłeś fach przewodnika?
- Nie, to jednorazowy wypad – Odparł Jurij - A jak twoja ekipa? Widzę, że Diemientij żyje.
- A szczęśliwie wszyscy są jeszcze cali – Odpowiedział Stalker - No, może nie do końca - Po czym odwrócił się i zawołał:

- Ej, Jegor! Dawaj go tu! Już po wszystkim!

Po chwili zjawiło się dwóch pozostałych członków grupy Giermana. Jednemu z nich plątały się nogi i lekko potrząsał głową. Juri zauważył też wychudzonego Nibypsa, widać oswojonego.
- Ruszaj się, kretynie! – Popędzał towarzysza Jegor – Całe szczęście, że nie dostał ataku. O, siema Juri!
- Cześć Jegor – Odpowiedział Juri - Noe, kopę lat! - Pozdrowił następnie drugiego Stalkera, ale ten odburknął pogardliwie:
- Kim jesteś!? Nie Odzywaj się do mnie! Nie rozmawiam z ludźmi!
- Nie poznajesz mnie? To ja, Jurij.
- Powiedziałem! Nie rozmawiam z ludźmi!
- Co z nim? – Zapytał ze zdziwieniem Giermana.
- Ześwirował. I to kompletnie. To przez tego kundla. Jakoś pół roku temu zszedł na chwilę ze szlaku, żeby się odlać. Wrócił z tym Nibypsem. To chyba suka, bo nazywa ją Lassie. Mówi, że jak sikał to zaszła go od tyłu. Zauważył ją, ale go nie zaatakowała. Uznał, że go obłaskawiła, więc on też obłaskawił to zwierzę. Od tej pory zaczął dziwnie zachowywać. Gada ciągle o jakiejś karze, którą szykuje dla ludzi Zona, i że trzeba zbudować Arkę i zebrać w niej po parze ze wszystkich mutantów. Sam też uważa się teraz za mutka i nie gada z ‘ludźmi’. Dla bezpieczeństwa zabraliśmy mu strzelbę, bo jeszcze by nas wszystkich powystrzelał. Aha, i wiążemy go na noc, tak dla bezpieczeństwa. Co nie, Noe?
- Nie rozmawiam z ludźmi! Kim jesteś? – Odburknął znowu Noe.
- Przecież ci mówiłem. Ja, Diemientij i Jegor jesteśmy półmutantami – Odpowiedział stalker, po czym powiedział Juriemu na ucho – Jak chcesz z nim pogadać, to powiedz, że mutujesz.
- Hej, Noe, ja też zacząłem mutować – Zaczął nietypową rozmowę zaciekawiony Juri.
- Tak? Aha, to dobrze. Z takimi mogę rozmawiać – I nie dając Stalkerowi dojść do słowa kontynuował: - Strzeż się, bracie, Apokalipsa jest blisko! Zona w najpotężniejszej Emisji zmiecie życie z całej planety! Przetrwają tylko mutanty, które zgromadzę w Arce! – Po czym dopowiedział cicho – Jak pomożesz mi ją zbudować, to może cię na nią zabiorę…
- I tak w kółko – powiedział Gierman – Zabieramy go do Jantaru. Może w laboratorium polowym prześwietlą mu beret i wypiorą te bzdury o apokalipsie. Odstawimy go i wracamy na Moczary. Szkoda mi trochę tego starego wariata. Noe był naszą ostoją wiary w tym zapomnianym przez Boga miejscu. A teraz gada jakieś bzdury.
- Widać mamy w tym samym kierunku. Musimy załatwić pilną sprawę na Szewczence.
- Ale wiesz, że tam teraz ciężko się dostać?
- Wiem, słyszałem to i owo.

Rozdział V:

To nie jest wasza wojna…

23 września 2011, południe, deszczowo

Jurij czuł się teraz dużo bezpieczniej. Towarzyszyło mu w praktyce sześciu… siedmiu strzelców, licząc na to, że Wikuła umiał chociaż trafić w cel, a Noe nie zacznie histeryzować. Kiedy schodzili z wysokiego pagórka, ich oczom ukazała się w całości panorama Doliny Mroku. Przed sobą mieli cuchnące bajoro z przerzuconym przez środek mostem. Na lewo, na polanie stado Mięsaczy żarło jakieś radioaktywne chwasty. Dalej znajdowało się opuszczone gospodarstwo. Juriego zdziwił brak ogniska, które zwykle rozpala się tam podczas posterunku.

- Coś tu za cicho. Gdzie się podziali chłopcy z Wolności? - Powiedział głośno myśląc Jurij.
- Może mają jakąś naradę, jak nakopać Powinności… - Odpowiedział żartem Gierman sznurując but – Też mnie to dziwi. Spodziewałem się ich patroli na skraju lasu, a tam - bandyci.
- No nic. Idziemy do ich bazy.

Po prawej znajdowała się mała fabryka z charakterystycznym, wysokim kominem. Kiedy doszli do bramy, zauważyli paru Wolnościowców, wynoszących różny sprzęt z hangaru. Pakowali wszystko do rdzewiejącego Urala. Kiedy podeszli bliżej, ośmiu Stalkerów wciągało akurat na pakę ciężarówki ogromną, radziecką tokarkę. Załadunkiem kierował lekko kulejący, siwiejący facet. Kiedy zauważył przybyszy, uśmiechnął się i serdecznie im pomachał.
- To Jar? – Stwierdził pytająco Juri – Ty, Gierman, to Wujek Jar, co on tu robi?
- Eh, długa historia – Odpowiedział drapiąc się po szyi Gierman. Widać nie był zdziwiony i miał coś wspólnego z pobytem tutaj ich starego przyjaciela.

- Cześć chłopaki! – Powiedział Jar ściskając rękę Juriemu, a następnie, choć mniej chętnie, Giermanowi
- Co tu się dzieje? – Zapytał Juri
- Pakujemy ostatnie graty i spadamy. Dzielni chłopcy z Wolności przegonili ostatnio armię z Magazynów Wojskowych. Im bliżej centrum, tym bliżej prawdy! Mamy obłatwiony u Najemników swobodny tranzyt przez Rostok. To ostatni transport. Wynosimy się na amen z tego zadupia!
- A ty co tu robisz?
- Jak to, ten idiota ci nie powiedział? – Odpowiedział wskazując wzrokiem na Giermana.
Juri spojrzał na towarzysza pytająco.
- Aj tam, daj że już spokój Jar. To było dawno temu! Źle ci tu? – Odparł dąsając się Gierman
Jar nagle spochmurniał i zatrząsł się na kulejącej nodze.
- Źle czy Dobrze, to twoja wina! I wcale nie dawno temu! Ciągle rwie mnie w udzie na zmianę pogody!
Gierman machnął ręką.
- O co chodzi? - Wtrącił Juri
- To przez tego kretyna tu wylądowałem! – Kontynuował Jar – To było rok temu. Wracaliśmy z Agropromu razem z nim i Diementijem. Koło Cmentarzyska Maszyn natknęliśmy się na jakiś cholerny zlot Bandytów. Było ich chyba z trzydziestu! Postanowiliśmy się cicho przekraść koło ich obozu. No to włączyliśmy noktowizory i idziemy. Już prawie byliśmy w bezpiecznej odległości, kiedy ten idiota nadepnął na uschniętą gałąź! Tamci akurat byli wtedy cicho, więc to usłyszeli i zaczęli nas ścigać. Gonili za nami jak jakieś dzikie stado i strzelali na oślep. I dostałem w dupę! Przez niego, rozumiesz?! Zanieśli mnie na plecach to jeden, to drugi aż tutaj, zostawili w Bazie Wolności i poszli dalej na Moczary, bo mieliśmy trochę fantów do opchnięcia. Pół roku przeleżałem przykuty do łóżka. Wiesz co to znaczy dla trapera? A teraz kuleję i już nie mogę daleko wędrować. Zostałem w Wolności i robię u nich jako mechanik. I nie wiecie nawet jak bardzo znów chciałbym się znaleźć w Zatonie.

- Ja i moja grupa idziemy tam z ważną sprawą, chcesz się przyłączyć? – Powiedział Juri zaintrygowany stwierdzeniem Stalkera
- Nie, nie dam rady. Byłbym zbyt uciążliwy w marszu.
- Daj spokój Jar… - Nalegał dalej Juri. Wujek rzeczywiście też był Złotą Rączką. Przydałby się. Może by coś wymyślił w sprawie Kamizelki i Walizki.
- Nie i koniec – Przerwał mu Stalker - Poza tym z Giermanem już więcej nigdzie nie pójdę. I wam radzę to samo. Ten facet przynosi pecha.

- Jar! Musimy już jechać! - Powiedział jakiś Stalker uchylając drzwi szoferki w ciężarówce - Zwiad informuje, że do Wysypiska zbliża się duży oddział Powinności. Chyba nas rozpracowali!
- Komu w drogę, temu czas - Powiedział Wujek Jar do Jurija - Nie wybieracie się na Wysypisko?
- Akurat tak.
- Więc pakujcie się, ale szybko, mamy dużo miejsca na pace.

Ekipa wsiadła w pośpiechu. Najtrudniej oczywiście było zmusić im Noego. W końcu Jegor i Diemientij zapakowali go siłą. Za to Lassie bez wahania wskoczyła do ciężarówki za swoim panem, wykonując przy tym niesamowity skok wzwyż. Noe zajął miejsce na końcu, z dala od reszty. Namawiany przez Wolnościowców warczał jak zwierz. Gierman w skrócie opowiedział im historię jego szaleństwa, po czym zrezygnowali z dalszych prób nawiązania kontaktu z Noem. Ural z szarpnięciem powoli ruszył naprzód. Kiedy ciężarówka opuściła teren fabryki, dwaj idący za nią Wolnościowcy domknęli bramę i wsiedli na pakę. Kierowca zatrzymał się koło przystanku autobusowego. Parę minut później od strony bazy Wolności przyjechał zadaszony UAZ. Wysiadł z niego Czechow – dowódca frakcji.

- Zrobione? – Zapytał kierowcę Urala.
- Tak, szefie. Możemy jechać!
- No to rura. I tak mamy spóźnienie!
Oba samochody zjechały z asfaltu, kierując się wprost w kierunku Wysypiska. Opony z głębokim bieżnikiem wgryzały się w trawiaste podłoże, pozostawiając koleiny.

- Z tymi Najemnikami to ciężka sprawa! – Przerwał ciszę Jar i pochylił się nad ucho Juriego, by przekrzyczeć warkot silnika – Tak jak Neutralni Stalkerzy, nie tworzą zorganizowanej Frakcji. Takrze nie wiadomo, czego się spodziewać po nowo napotkanej grupie. Jedni bez wahania otwierają ogień, a inni, wręcz przeciwnie, nie tylko zapraszają do ogniska, ale jeszcze częstują wódką na dzień dobry! Ci z Rostoku to na przykład spoko goście! Ich szef, Wilczarz, ma swoje zasady! Przez poprzednie dwa tygodnie mieliśmy natomiast kłopoty z inną grupą, tu, w Dolinie. Ostro dali nam w kość, ale w końcu się odegraliśmy. Pomógł nam w tym taki jeden Najemnik. Nazywał się Szrama! Równy typ, nie powiem! Wypiliśmy parę głębszych! Ale najemnicy i tak są porąbani, i to równo!

* * *

Po dwudziestu minutach skromny konwój był już na Wysypisku. Kierowcy przyśpieszyli na moment, by wyjechać z obszaru podwyższonego promieniowania, a potem zgrabnie ominęli anomalie. Pojazdy przejechały z lewej obok Pchlego Targu, i wjeżdżając na asfalt skręciły w prawo.

Odezwał się głośnik zamontowany w tylnej ścianie szoferki Urala:

‘…Tu Czechow. Otrzymałem nieoficjalne informacje, jakoby Powinność deptała nam po piętach, więc bądźcie w gotowości…’

Wozy podjeżdżały do drogi wiodącej do Rostoku. Brama i rury zostały chwilowo rozmontowane przez Najemników Wilczarza, by umożliwić im przejazd. Wszystko zdawało się być w porządku. Przy bramie czekało kilku Najemników i Wolnościowców. Znów odezwał się głośnik:

‘…W porządku, zdążyliśmy. Anton, daj im sygnał długimi, tak dla pewności…’

Kierowca UAZa włączył trzykrotnie światła długie.

Odpowiedzi latarką nie było. Zamiast tego stojący przy bramie Stalkerzy zaczęli odbezpieczać karabiny i podbiegać za betonowe osłony.

‘…To zasadzka! Powinność nas wyprzedziła! Zająć pozycje…’

Ze stojącego obok bramy kontenera odpalono rakietę. W sekundę UAZ Czechowa zamienił się w płonący wrak.
- W mordę! – Krzyknął kierowca Urala i wcisnął hamulec.
- Chyba już po nich! – Stwierdził pasażer w szoferce.
- Jorgi! Nie stój tak, do cholery! Ustaw wóz w poprzek drogi! – Ponaglił kierowcę Jar. – Wysiadka, ruszać się! Bo zaraz nas wszystkich powystrzelają!
Kierujący ciężarówką ustawił ją tak, aby dać pasażerom jak najlepszą osłonę przed ostrzałem. Wolnościowcy skryli się za nią i rozpoczęli wymianę ognia. Juri, Gierman i reszta zrobili to samo, ale nie strzelali. Dla nich Powinność nie była wrogiem, a wplątali się w sam środek wojny frakcji. Woleli jednak nie wychylać się zza osłony.
- A wy, zmiatać mi stąd! – Krzyknął Jar odrywając wzrok od lunety swojej snajperki – To nie jest wasza wojna!
- Przygnieść tych gnoi zaporowym! – Rozkazał swoim towarzyszom. – Bo debile jeszcze uznają, że Neutralni nam pomagają.
Sam zaś wyciągnął z ładownicy granat dymny i rzucił przed ciężarówkę. Parę sekund potem walczących oddzieliła siwa, gęsta chmura.
- No, macie zasłonę! Obyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyli, chłopaki!

Stalkerzy zerwali się zza osłony i biegiem ruszyli w stronę Składu na Wysypisku. Noe stale spowalniał ucieczkę, co jakiś czas się przewracając i marudząc.
- Mam już dość tego gościa! Naprawdę! – Krzyczał Jegor dźwigając go z ziemi.
- Ja też, ale to wciąż nasz przyjaciel, pamiętaj o tym! – Przerwał mu Diemientij i pociągnął za sobą Noego, chociaż ten stawiał opór.

* * *

Dobiegli do Składu i zamknęli za sobą bramę. Powitały ich zdziwione oczy Stalkerów siedzących przy rozpalonym w hangarze ognisku.
- No co? Nie można sobie pobiegać? – Powiedział do nich zziajany Fiodor.
- Co to za strzelanina? – Zapytał któryś z siedzących.
- Wolność tłucze się z Powinnością. – Odpowiedział Gierman.
- Debile! Znaleźli by sobie jakiegoś lepszego wroga! – Odparł inny rzucając gałąź w ogień.

Chwilę potem zaczął padać deszcz. Stalkerzy zaprosili nowoprzybyłych do ogniska. Nazywali się Amos, Wilej i Donat. Każdy wyciągnął coś do jedzenia. Jegor zwinął się na kocu i starał zdrzemnąć. Norweg rozłożył karabin, a Fiodor brzdąkał coś na gitarze. Siedzieli tak długo, a deszcz i strzelanina nie ustawała.

- Mam nadzieję, że Jar żyje – Powiedział Gierman – To przeze mnie wplątał się w tę bezsensowną wojnę.
- Nie piernicz! - Zganił go Juri - Jakbyście go nie zostawili w Dolinie Mroku to jeszcze by dostał zakażenia - a Wolnościowcy to świetni strzelcy.
- Co robimy dalej? – Zapytał Fiodor.
- Nie wiem, chyba pójdziemy przez Agroprom – Odparł Juri.
- Nie zapuszczałbym się tam teraz na waszym miejscu – Wtrącił Wilej – Powinność ostatnio zastrzeliła tam grupę naszych.
- Jak to? – Zdziwił się Diemientij.
- Przez głupią kurtkę Flecktarnu. - Powiedział Amos - Jeden miał ją na sobie. Wolność używa czasem tego materiału do swoich kombinezonów. Wzięli go za szpiega i otworzyli do nich ogień.
- Od tej wzajemnej nienawiści pierdzieli im się we łbach - Dodał Donat - Niedługo wciągną w walki całą Zonę. A Bandyci? Najemnicy? Monolit? To jest prawdziwy wróg! Żeby cholera wzięła tych idiotów!

Juri wstał i podszedł do uchylonych drzwi hangaru. Padający deszcz i jego zapach zawsze dostarczał mu nowych pomysłów. Spojrzał na przegubową lokomotywę, przykutą już chyba na zawsze do przerdzewiałych szyn. Dlaczego jeszcze jej nie pocięli? Tyle stali się marnuje i rdzewieje na deszczu.

- Jest jeszcze jedna ścieżka nad Jantar – Powiedział wracając do ogniska - Możemy iść przez Żwirownię.
- Tam jest od groma zombiaków i innego ścierwa… - Powiedział Jegor, który nie mógł zasnąć.
- Jest nas sześciu normalnych, damy sobie radę – Stwierdził Norweg.
- Jak to sześciu? – Zaptał Wikuła.
- Umawialiśmy się, Wikuła, nie wykręcaj się. Zostajesz tutaj – Przypomniał mu Juri
- Ale, przecież…
- Uwierz mi, przyjdzie twój czas. Jeszcze będą o tobie Koty snuć opowieści. Ale nie teraz. Za daleko idziemy. Za daleko, jak na razie dla ciebie - Dodał Fiodor – W Kordonie na południu znajdziesz Stalkera zwanego Wilkiem. Powiedz mu, że wędrowałeś z Fiodorem, to cię wyszkoli na trapera.
Wikuła opuścił głowę i westchnął.

Deszcz ustał. Ekipa spakowała plecaki i szykowała się do dalszej wędrówki. Amos i jego ekipa zgodzili się zabrać Wikułę do obozu Stalkerów.
- Cieszę się, że dane mi było was poznać – Powiedział żegnając się Wikuła.
- Będą z ciebie ludzie, Stalkerze! – Odparł ściskając mu rękę Norweg
- Wikuła – Zatrzymał go Juri – Masz jeszcze to. Pod dobrą znajomość. To Grawi. Zmniejsza wagę wszystkiego, co nosisz – Podał mu artefakt i ścisnął rękę– Jak ci zabraknie kasy, możesz go opchnąć u Sidorowicza. Powołaj się na Rzeźnika z Jantaru. Ale nie przesadzaj z ceną. To chytry, stary cap.
- Dzięki!
- To co? Idziemy? – Zapytał Amos.
Wszyscy wyszli z Hangaru, doszli do bramy , i tam się rozeszli - Amos i jego grupa wraz z Wikułą w stronę Cmentarzyska Maszyn, a ekipa Juriego i Giermana w przeciwną.
- Pilnujcie go, to nasz przyjaciel – Dodał na pożegnanie odchodzącym Fiodor .

Rozdział VI:

Nad Jantar

23 września 2011, wieczór, pochmurno

Juri postanowił skorzystać z rzadko uczęszczanego przejścia nad Jantar. Miejsce to nazywano Żwirownią. Było to po prostu kilka dużych hałd żwiru, parę szop, bocznice kolejowe i wielkie suwnice do ładowania materiału na wagony. Zapewne był to kiedyś skład należący do kompleksu Rostok. Rzadko tędy przechodzono ze względu na obecność Zombiaków, Snorków i innych mutantów z pobliskiego Jantaru. Paradoksalnie była to jednak najkrótsza droga w tamto miejsce. Stalkerzy woleli jednak bezpieczniejsze przejście przez Agroprom, gdzie mogli odpocząć w bazie Powinności lub bazie Neutralnych Stalkerów. Historyjka Wileja zniechęciła jednak Juriego do przejścia tamtędy. Instytut Agroprom będzie bezpieczny dopiero, kiedy któraś z walczących stron przejmie inicjatywę.

Na razie minęli pagórki i wyszli z Wysypiska w jego północno – zachodniej części. Kiedy wdrapali się na nasyp kolejowy, Juri i Gierman wyciągnęli lornetki i sprawdzili okolicę. Daleko przed nimi niewyraźnie majaczyły budynki kompleksu Jantar. Po prawej tory nasypu wiodły wprost do Rostoku. Za nasypem zaś, na wprost nich była Żwirownia. Póki co nie dojrzeli mutków.

- Dobra, chłopaki! – Powiedział Gierman – Na razie nie widać lokalsów. Co nie znaczy że ich tu nie ma. Na razie nie włączamy latarek, żeby nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi.Większość z nas ma noktowizory, więc problem z głowy. Idziemy powoli i spokojnie. Jakby któryś zobaczył Zombiaka, to niech zaczeka aż to on zacznie strzelać. Zwykle robią to niecelnie, więc bez obaw. Do innych mutków napieprzać ile wlezie, oczywiście tylko jeśli staną nam na drodze. Oczy dookoła głowy. I musimy trzymać Noego i jego psa na oku. Idziemy!
- Mutanty, mutanty! Nie mogę się doczekać aż zobaczę moich braci! – Dodał z tyłu uradowany Noe – Chodź Lassie!

Sześciu traperów odbezpieczyło karabiny i zeszło z hałdy. Szli klinem: Juri na przedzie, Gierman z Fiodorem po lewej, Diemientij z Jegorem po prawej. W środku umieścili Noego z psem. Pochód zamykał Norweg. Przechodząc obok kolejnych hałd nie napotkali żadnego znaku życia. Tylko wrony latały wysoko w górze.

- Jak tak dalej pójdzie, to przejdziemy bez jednego wystrzału – Stwierdził Fiodor.
- Zombiak na drugiej! – Ostrzegł towarzyszy Jegor – Nie strzela.
Wszyscy obrócili się w prawo. Sto metrów dalej stała ów kreatura. Cień istoty, która kiedyś, a może jeszcze niedawno była człowiekiem. Na pewno ich zauważył, ale tylko patrzał na nich twarzą pozbawioną emocji. Pistolet Makarowa wisiał w bezwładnej ręce. Nie zrobił na nim wrażenia nawet Noe, energicznie machający mu rękami na powitanie.
- No to idziemy dalej – Powiedział Juri – Chodź Noe, ten mutant nie chce z tobą rozmawiać.

Zrobili kilka kroków na przód, kiedy zobaczyli przed sobą kolejnego Zombie.
- Yyyy – Stwór wydał z siebie nieokreślony dźwięk i niemrawo podniósł peem, jednocześnie naciskając na spust. Broń wystrzeliła krótką serią w ziemię, całkowicie niecelnie.
- Ale ten już strzela – Stwierdził Gierman i ściął go serią w tors.
- Nieee! – Krzyknął Noe – Co robisz? Zabiłeś go!
- Oho! Ten spokojny się wkurzył! – Zauważył Norweg, po czym przyklęknął i unieszkodliwił krótką serią napastnika zbliżającego się z tyłu.

Nagle usłyszeli wiele pojękiwań zza hałdy przed nimi. Chwilę potem, w świetle zapalonych latarek zobaczyli schodzące się w ich stronę Zombiaki. Były jeszcze daleko, ale już zaczynały strzelać.
- Szybko! Za tą szuflę! – Norweg wskazał na wielką, przerdzewiałą łyżkę od ładowarki.
- Chyba chodziło ci o ‘łyżkę’ – Poprawił go Diemientij.
- Wszystko jedno. Nie łap cudzoziemca za słowa – Odparł Jens i otworzył ogień do zbliżających się mutantów.

Noe przeczuwał co się zaraz będzie działo, a widząc strzelającego Norwega dostał histerii.
- Ooo nie! Gierman! Noe dostał ataku! – Krzyknął do towarzysza Jegor.
- Zaraz rozpęta się tutaj istna sieczka! Za tamtą hałdą jest szopa! Zabierz go stąd!
Jegor chwycił zalanego łzami Noego za ramię i pociągnął za sobą.
- No chodź, szybko! Nie możesz na to patrzeć!

Reszta ekipy ustawiła się za łyżką. Zombiaków były już ze dwa tuziny i ciągle się schodziły. Stalkerzy strzelali celnie, ale nie wszystkie udawało się powalić za pierwszym razem. Bezmyślne stwory parły wciąż naprzód strzelając na oślep. Kule co jakiś czas odbijały się od prowizorycznej osłony.

- One chyba się odradzają! – Bezradnie powiedział Diemientij.
- Nie gadaj! Strzelaj! W końcu się skończą! – Odpowiedział Juri nie przerywając ognia.

Ale zombie wciąż przybywało i rzeczywiście wyglądało jakby się odradzały.
- Snork z tyłu! – Krzyknął Fiodor i zaczął strzelać do galopującego potwora.
- Wszędzie są Snorki! – Odezwał się Gierman, zauważając kolejne dwa z lewej.

Mimo przeważającego napastnika strzelcy radzili sobie z nim. Padały i Snorki, i Zombiaki. Wkrótce szturm zaczął się wykruszać. Jeszcze później ku zdziwieniu Stalkerów mutanty zaczęły się z wolna wycofywać. Po chwili jednak przekonali się, dlaczego.

- Mam przeczucie! – Zawołał ostrzegawczo Gierman.
- Ja też! – Potwierdził Fiodor.
Każdy z obecnych czuł odrętwienie w plecach. To nadchodząca Emisja przegoniła mutanty!
- Mamy jakąś minutę, półtorej – Zdiagnozował Norweg.
- Lepiej nie kusić losu – Przerwał rozmyślania Juri – Biegiem do szopy!

W dwadzieścia sekund później dobiegali już do blaszanego schronu.Niebo pojaśniało jak o poranku. Gierman biegł nieco szybciej i pierwszy wszedł do środka. Chwilę potem wybiegł jednak z powrotem na zewnątrz.

- Jegor i Noe zniknęli! Nie ma ich w środku!
- W mordę! Gdzie oni są?! Zaraz zacznie się Emisja! – Diemientij złapał się za głowę.
Stalkerzy usłyszeli nagle strzały za hałdą.
- Tam jest! Juri, chodź ze mną! Zdążymy na pewno! Tylko zostaw plecak!
- Nie... nie mogę go zostawić – Powiedział bezsilnie Juri, nie mogąc znaleźć szybkiego wytłumaczenia.
- Jak…? Co…?
- Nie może i już! – Fiodor ściągnął swój plecak, rzucił go Norwegowi i pociągnął za sobą Giermana, włączając jednocześnie latarkę-czołówkę – Ruszaj się! Zaraz będzie za późno!

Dwaj Stalkerzy biegli ile sił. Burza bez deszczu już wstrząsała ziemią.
- Jegor! Jegorka! Mów do mnie! – Krzyczał histerycznie Gierman.
-TUTAJ!
Skierowali się w lewo. Znaleźli go leżącego na hałdzie, uciskającego krwawiącą lewą nogę.
- Tu jestem! Pomóżcie mi! Sam nie ustanę.
- Gdzie jest Noe?
- Nie teraz, człowieku! Zostało jakieś czterdzieści sekund!
- Masz rację! – Zdecydował Gierman słysząc po tonie Jegora, że ich przyjaciel najprawdopodobniej jest już poza zasięgiem – Fiodor, weź go za ramię!

To był chyba najszybszy sprint z facetem przewieszonym za ramiona, jaki kiedykolwiek widzieli Juri, Diemientij i Norweg. Ukryci w szopie czekali na resztę ekipy. Gierman i Fiodor wpadli do środka wraz z rannym Jegorem w jakieś trzydzieści sekund, odkąd pobiegli go szukać. Grobowa cisza już zapanowała na zewnątrz. Wszyscy wewnątrz znieruchomieli, jakby ostatnia faza emisji odebrała im mowę. Tylko Jegor trzymał się za krwawiącą nogę i nie znieruchomiał.
- Hej! Ja tu się wykrwawiam! - Ocucił ich marudząc.
- O, wybacz – Opamiętał się Gierman – Uh, ale bajzel.

Fiodor wziął się za rozsznurowywanie wysokiego buta rannego. Wyciągnął następnie z plecaka apteczkę i butelkę spirytusu.
- Wiedziałem, że ta flaszka się do czegoś przyda – Pociągnął łyk i odkaził sobie ręce. Następnie wyciągnął z apteczki strzykawkę z surowicą – Zaszczepiłeś się na taką okazję?
- Wszyscy się zaszczepiliśmy – Odpowiedział Diemientij.
- Trochę więcej przeciwciał nie zaszkodzi, podwiń rękaw – Zdecydował Stalker, po czym przemył mu skórę i wbił igłę strzykawki – Nie martw się, znam się na tym. Odkąd Nibypies rozszarpał mi dłoń, zawsze noszę przy sobie żółtą apteczkę. Zobaczmy no tę nogę.

Gierman ściągnął but Jegorowi. Miał poszarpaną górę łydki. Kiedy Fiodor oczyszczał ranę, Stalker syknął i zacisnął zęby.
- Kto ci to zrobił? – Zapytał kolegę – Gdzie jest Noe?
- Uciekł! Jak byliśmy już pod szopą, sprzedał mi cios z łokcia i pobiegł przed siebie. Prawie go dogoniłem, kiedy zaatakowało mnie to jego bydlę. Uczepiła się mojej nogi. Zanim odgoniłem ją kopniakiem i strzałem w powietrze, Noego już nie było. Ostatnie, co słyszałem, to: ‘…Zono! Nadchodzę…’
- Stary wariat! – Gierman uderzył pięścią w stół – A już prawie doszliśmy do Jantaru.

- Nie jest źle, rana nie jest głęboka – Zdiagnozował Fiodor przemywając zadrapanie. Obwiązał je szczelnie bandażem i pomógł rannemu założyć but.
- I co teraz? – Zapytał Jegor swojego dowódcę.
- Sam już nie wiem.

- Możecie iść z nami – Wyszedł z propozycją Juri.
- O nie, w ciemno dalej z tobą nie będę chodził – Gierman odpowiedział mu tonem, jakim nie mówi się ze starymi przyjaciółmi.
- Spokojnie, przyjacielu – Juri czuł, że Stalker ma mu za złe, że nie pomógł mu szukać Jegora.
- Widzę, że we trzech coś przed nami ukrywacie. Przyjaciele tak nie robią. O co chodzi? Co masz w tym cholernym plecaku? Co jest aż tak ważne, skoro idziecie z tym do samego Zatonu?
- Siadaj!!! – Stanowczym tonem Juri usadził Stalkera na pobliskim krześle. Gniewny grymas jednak nie zniknął jeszcze z twarzy Giermana - Uspokój się! Zaraz wszystkiego się dowiesz! To dla mnie ważne!

* * *

Gierman był oszołomiony tym, co przed chwilą usłyszał. Juri wytłumaczył mu wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Czuł się teraz głupio, że tak naskoczył na starego przyjaciela.
- Sukinsyny – Wypowiedział cicho – Co za wredne sukinsyny!Tak to jest w Zonie, padamy jak muchy i nikt nie wie, kiedy na niego przyjdzie pora. Teraz sam bym chciał dorwać tego zasranego klienta!
- Możesz mi w tym pomóc – Powiedział Jurij.
- Nie, stary. Noe jest w niebezpieczeństwie. Z pewnością pobiegł do Rostoku. Nie damy mu za wygraną. Musimy go znaleźć! Potowarzyszymy wam jeszcze, aż do Jantaru, ale tam się rozejdziemy. Racja, chłopaki?

Diemientij i Jegor kiwnęli zdecydowanie.

- To nie traćmy więcej czasu. Jegor, możesz iść?
Stalker zawiązał but, stanął na nogi i chwilę poskakał.
- Dam radę.

Ekipa zebrała klamoty i ruszyła do wyjścia.

- Dobra. Wychodzimy – Juri zarzucił plecak, podniósł zasuwę i otworzył skrzypiące drzwi.

W jednej chwili Stalkerów ogarnęło przerażenie. Stał przed nimi zombiak. Na sobie miał strzępy ciężkiego kombinezonu Bułat, na tyle jeszcze mocnego, aby oprzeć się kilku seriom z karabinu. Ale bardziej przeraził ich PKS 7,62mm, który trzymał w rękach. Pozbawiona magazynka pudełkowego taśma sprawiała wrażenie niekończącej się. Podnosił go do strzału. Trwało to niemiłosiernie długo, jak w zwolnionym tempie. Żaden z nich nie miał wątpliwości , że ciężko będzie go obezwładnić. Zombiak już miał nacisnąć na spust, kiedy celna kula karabinowa rozerwała mu prawą dłoń.

Trzysta metrów dalej wprawiony snajper przyklękając brał na cel głowę ranionego mutanta. Wziął jeszcze poprawkę na wiatr, wstrzymał oddech i wystrzelił jeszcze raz. Ciężki pocisk oderwał zombiakowi kawałek czaszki.
Stalkerzy z ulgą spojrzeli na padającego napastnika.
- Czysto! Możecie wyjść! – Krzyknął snajper.

Wyszli ostrożnie z szopy i na odległej hałdzie żwiru dojrzeli strzelca. Uniósł swoje SVD i pomachał im. Kiedy zbliżał się lekko kuśtykając, Gierman pobiegł w jego stronę, by go uściskać.
- Jar! Ty żyjesz, bracie. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
- Starego trapera trudno ubić - Odparł Stalker - Wiedz przyjacielu, że już ci przebaczyłem.
- Co z twoimi? – Zapytał Juri – Długo słyszeliśmy strzały.
- Walka była długa. Stawialiśmy dzielnie opór, ale żołdaków Powinności było więcej. Chłopaki padali jak muchy. Wytłukliśmy tamtych do jednego, ale ostatecznie tylko ja przeżyłem. Zostałem odcięty od swoich. Powinność zajęła Rostok. Czechow zginął. Mam nadzieję, że większości frakcji udało się jednak przedostać do Magazynów, i że znajdą sobie nowego dowódcę. Zbliżali się następni, więc musiałem uciekać. Jestem teraz w kropce. Pozostaje mi tylko dołączyć do was. Tylko po co tam idziecie?

* * *

Siedmiu strzelców, gęsiego, truchtem ruszyło na północny – zachód. Jegor widać nie myślał o zranionej nodze, gdyż dzielnie dotrzymywał tempa reszcie. Mijając w pośpiechu kolejne hałdy żwiru, eliminowali pojedynczo napotkane mutanty.

- Zombie po lewej!

- Dobra, mam go!

- Kolejny, na dziesiątej!

- Dwóch na czwartej!

- Hej, niezły strzał, Fiodor!

- Szybciej!

- Daleko jeszcze?

- Jakieś ćwierć kilometra.

- Jar, zdejmij tego na hałdzie!

- Leży!

- Snork! Po prawej!

- Skoncentrować ogień!

- Dobra robota! A teraz biegiem w stronę tamtych drzew!

Stalkerzy, przeskakując przez płot z metalowej siatki, wbiegli w mały, gęsty lasek. Na ich szczęście nie napotkali tu żadnego niebezpieczeństwa. Po paru minutach, przez rzednące drzewa, w świetle latarek, dojrzeli nagle znajomy wrak zardzewiałego ZiŁ-a 130, stojący na ścieżce łączącej Jantar z Instytutem Agroprom i Rostokiem.

- Jesteśmy! – Z ulgą powiedział Jegor. Widać rana zaczęła się odzywać.
- Co nie znaczy, że nie musimy już dalej uważać - Powiedział Gierman - Wybacz Fiodor, ale ta rana musi być chyba jeszcze raz opatrzona przez fachowca.
Nad Jantarem jest jeszcze więcej Zombiaków – Dodał Juri –Szybko! Do laboratorium!
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 30 Sie 2011, 18:16, edytowano w sumie 20 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...

Za ten post Infiltrator otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Canthir.
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Reklamy Google

Re: <<KURIER>> rozdz. I - VII

Postprzez Infiltrator w 04 Lis 2010, 21:22

Rozdział VII:

Przejdziemy…

24 września 2011, północ, pogoda bez zmian

- Czemu nie załatwicie sprawy walizki u naukowców? – Zapytał Diemientij.
- Wolałbym nie wspominać o niej w laboratorium – Odparł Jurij.
- Dlaczego?
- Lepiej nie mówić naukowcom o ciemnych interesach prowadzonych przez wojsko. Nagłośniliby tylko sprawę, a ja wolę załatwić ją po cichu, żeby nie narobić niepotrzebnego bałaganu.
- Armia ma też stały wgląd w ich raporty – Dodał Jar - Poza tym Sacharow jest szczurem laboratoryjnym, a nie saperem.

Zeszli do gigantycznej niecki, jaka pozostała po wyschniętym jeziorze. Pozostałością po Jantarze było bajoro, pełne Snorków i anomalii chemicznych. W centrum rozstawione było dobrze znane Stalkerom laboratorium polowe. Okalający je blaszany płot był w wielu miejscach powyginany.
Docierając do barykady stalkerzy zostali chwilowo zatrzymani przez swoistą ochronę bunkra. Od pół roku zadanie to pełniła grupa Neutralnych, którą dowodził niejaki Lewus – i szczęśliwie dawali sobie jakoś radę z okresowymi atakami Zombiaków. Czasami wyruszali też w teren, żeby wykonywać pomiary dla profesora. Stalkerzy chętnie zgłaszali się do ochrony bunkra, w zamian za pieniądze i wsparcie medyczne.

- No proszę! Patrzcie chłopcy, kto nas odwiedził! Rzeźnik z Jantaru, Norweg, Gierman! Zakrzyknął strażnik oświetlając latarką nadchodzących - Jaką macie sprawę?
- Próbki dla profesora i rannego kolegę – Odpowiedział Jens wyciągając z plecaka worek z mackami pijawki.
- Niezły okaz. Tego gówna nigdy nie za wiele. W porządku, wchodźcie.

Sacharow nigdy nie opuszczał laboratorium. Żył w środku niczym zamknięty w klatce. O ile wiedział Jurij, profesor nigdy nie poprosił o urlop - a może i prosił, tylko wojsko nie chciało przysłać zmiennika. Wiadomości o sytuacji na zewnątrz dostarczały mu kamery, oraz zdjęcia i próbki odkupywane od stalkerów – za wysokie sumy.
Wchodząc do środka obowiązkowo trzeba było się zatrzymać w śluzie powietrznej i odkazić.

- Dobry wieczór, profesorze! – Gierman schylił się do okienka.
- O, dobry wieczór, panowie! – Sacharow wyszedł z drzwi w głębii pomieszczenia zaaranżowanego na prowizoryczny sklep – Rzadko widuję tylu weteranów na raz. Musicie mieć ważną sprawę, skoro budzicie starego naukowca o tej porze.
- Jegora pogryzł Nibypies – Powiedział Fiodor - Wstępnie go połatałem, ale trzeba lepiej opatrzyć mu nogę.
- Czy mógłby pan też sprawdzić nasze siatki ekranujące? Chcielibyśmy się trochę pokręcić po okolicy - Zagadnął Juri.
- Tak…– Sacharow pstryknął kilka razy palcami zbierając myśli - Przejdźcie do pokoju obok. Zaraz przyniosę opatrunki.

Sacharow fachowo opatrzył ranę Jegora, tak że ten mógł bez przeszkód kontynuować wyprawę. Następnie profesor poprosił stalkerów o ich kurtki. Siatkę pochłaniającą fale psioniczne wszywało się pod kaptur. Nie dawała pełnej ochrony, ale z jej pomocą można było się przedostać przez strefę o lekkiej aktywności emisji.

- Gęstość splotu jest odpowiednia – Zdiagnozował naukowiec – Ale nie możecie oczywiście swobodnie kręcić się w nich po terenie fabryki. Szczególnie unikajcie północno – zachodniej części Jantaru.

Norweg sprzedał jeszcze profesorowi macki Pijawki. Dzięki dobrej znajomości zgarnął sumę 1500 rubli. Stalkerzy wyszli na zewnątrz i skierowali się do dużego wojskowego namiotu, w wielu miejscach połatanego. Znajdowały się tam łóżka polowe. Ustalili, że prześpią się cztery godziny i ekipy pójdą w swoje strony.

Żeby móc iść dalej w kierunku Zatonu, ekipa Jurija musiała przejść właśnie przez północno – zachodnią część Jantaru, tuż obok budynków. Po ostatniej wielkiej emisji rejon ten stał się jeszcze bardziej aktywny psionicznie. Podobno na terenie zakładu, czy też pod nim, znajdowało się coś, co było odpowiedzialne za miejscową, stałą emisję psioniczną. Było tak samo przerażające i tajemnicze jak Mózgozwęglacz, nawet jeśli obejmowało swoim zasięgiem o wiele mniejszy teren.

- Damy radę tylko z tymi siatkami? – Zapytał Jar układając się na zardzewiałym szpitalnym łóżku.

- Jeśli się nie będziemy ociągać, to na pewno – Odpowiedział już drzemiąc Fiodor.

- Przejdziemy – Powiedział Jurij – Musimy przejść.

- A jakby któryś fiknął, to go najwyżej poniosę. Mój hełm chroni chyba najlepiej przed tymi diabelskimi emisjami – Dodał Norweg ściągając materac z łóżka. Postanowił nie ściągać egzoszkieletu, więc położył się na ziemi.

- Gdybym szedł z wami, to też nie musiałbym się o to martwić – Powiedział Jegor stukając palcami w szybkę hełmu swojej SEVy.

- Wciąż nie wiem, skąd wykombinowałeś na to kasę – Zainteresował się Jurij.

- Znikąd – Wtrącił Diemientij – Ściągnął z trupa.

- Farciarz!

* * *

Drzemka oczywiście nie poszła według planu, i zmęczeni traperzy spali jeszcze jakąś godzinę dłużej. Wstali przed świtem i ruszyli dalej.

- Powodzenia tam w Rostoku – Powiedział na odchodne Jurij.


Żeby uniknąć mutantów ominęli bajoro od południa idąc po skarpie. Po drodze minęli kamień, z namalowaną strzałką na południe i podpisem ‘AGROPROM’. Wychodząc z niecki jeziora zobaczyli pierwsze poranne promienie słońca.

- Piękny poranek – Stwierdził Fiodor.

- Ta… – Odparł obojętnie Jurij.

Wchodząc na pagórek znaleźli się już bardzo blisko zakładu. Po prawej ciągnęła się masywna ściana jednego z budynków. Idąc przez polankę porośniętą krzakami napotkali cztery ślepe psy, ale te widać siódmym zmysłem dostrzegły przewagę Stalkerów i uciekły powarkując. Doszli do wielkiego tworu uformowanego przez anomalię grawitacyjną i tu zatrzymali się na chwilę.

- Nic! Widać ktoś regularnie odwiedza tą anomalię! – Norweg zamknął antenę detektora Wieles i schował urządzenie, nie znajdując żadnego artefaktu.

- Jak ostatnim razem przechodziłem tędy w drodze do Zatonu, to aktywność psioniczna nie dawała się mocno we znaki. Ale to było rok temu. - Powiedział Jar.

- Żaden z nas nie próbował tam iść, odkąd walnęła ta wielka emisja.

- Komuś w Zonie jednak udało się przejść, skoro wiemy o Kopalni – Przerwał Fiodor – Na pewno nie można tu przebywać zbyt długo. I musimy się trzymać jak najdalej od budynków. A poza tym to i tak pikuś przy tym, co zobaczymy dalej! – Po czym włożył maskę, zaciągnął mocno kaptur, zawiązał ściągacz i ruszył szybkim krokiem w kierunku uchylonej bramy.

Chwilę potem wszyscy znaleźli się za bramą. Szli szybko na północ. Póki co żaden nie uskarżał się na oddziaływanie emisji, chociaż niewątpliwie każdemu wydawało się, że wszystko wokół coraz bardziej nabierało jasnego odcienia żółci.

- Patrzcie! – Fiodor wskazał nagle na prawo – Jezzu! Jaki wielki!

Reszta popatrzyła we wskazanym kierunku, ale nic szczególnego tam nie zobaczyła.

- No co? Nie widzicie tego szczura? – Zdziwił się Stalker – Zaraz. Jest jakiś dziwny…

- Masz zwidy – Stwierdził Norweg – Zaczyna się.

Fiodor przekonał się o tym, że ma przywidzenia, kiedy szczur rozpłynął się w powietrzu, tuż przed nim.

Po paru minutach wszyscy zaczęli uskarżać się na wszechobecne zjawy. Pijawki, Snorki, Dziki… Fiodor mówił, że widzi nawet Chimerę. Ale żadne z tych stworzeń nie było realne. Wszystkie pojawiały się i znikały po chwili. Jurij starał się nie dać zdominować zjawom i ciągnął za ramię każdego, kto przystawał, żeby przyjrzeć się jakiemuś niesamowitemu przywidzeniu. Szedł spokojnie, równym, szybkim krokiem. Czuł się dobrze.

* * *

- Teraz musimy skręcić lekko na północ – Stwierdził po półgodzinie, z trudem przyglądając się mapie w PDA – W mordę! Nic nie widzę! Nic… nie… chłopaki…

- Jurij! – Któryś z kompanów chwycił go za plecak.

Nagle obraz zaczął mu się kompletnie rozmywać. Nogi zrobiły się jak z waty. Ostatnie, co zarejestrował, to szarżującego w jego stronę półprzezroczystego dzika.

* * *

- Jurij! Jurij, nie wygłupiaj się. Już dziewiąta! – Obudził go znajomy głos.

Otworzył oczy i rozejrzał się. Był w zupełnie innym miejscu.

- Staś? To ty? – Zapytał mocno zdziwiony.

- Nie, Dziadek Mróz! Wstawaj, musimy iść! Co ty, budzika nie nastawiłeś? Już dawno mamy być w drodze.

- Ale zaraz. Czekaj…

Obraz nagle zaczął falować. Nagle poczuł mocne uderzenie z płaskiego.

- Jurij! Jurij!

- Jurij! Obudź się, chłopie!

Ktoś mówił głośno przytłumionym głosem, jednocześnie potrząsając nim. Z wolna doszedł do siebie. Nie mógł skupić na niczym wzroku. Po chwili jednak dostrzegł kucającego nad nim Fiodora. Kolega już miał go ocucić jeszcze raz, ale zauważył że Jurij się obudził.

- No! Wreszcie jesteś! Oddychaj spokojnie. Aleś nam napędził stracha!

- Co się ze mną stało?

- Fiknąłeś bez ostrzeżenia, kiedy już prawie opuściliśmy teren aktywności psionicznej. Norweg cię wyniósł. Leżysz tak nieprzytomny już dwie godziny.

- Nie rozumiem, przecież moja siatka ekranująca jest dobrej jakości.

- Każdemu z nas mogło się przytrafić. To jak ból głowy na zmianę ciśnienia - Wtrącił Norweg -Dobrze że ja nie straciłem przytomności, bo chyba byście musieli mnie ciągnąć.

- Gdzie jesteśmy?

- Jakiś kilometr za sobą mamy fabrykę nad Jantarem. A teraz? A teraz to zobacz sam…

Jurij dźwignął się z ziemi i rozejrzał dookoła. Wokół rozciągał się widok z goła całkowicie odmienny od tego, jaki widział, kiedy był tu ostatnio. Wielki teren, na którym jeszcze kilka tygodni temu był duży, napromieniowany, liściasty las, zionął teraz pustką, usianą wszędzie gigantycznymi spękaniami. Na obecność anomalii wskazywało wszechobecne głuche dudnienie. Pojedyncze, uschnięte pnie drzew były powyginane potężną siłą grawitacji chyba największych Wirów i Karuzel, jakie widzieli Stalkerzy. Co jakiś czas dało się także zauważyć wysokie płomienie anomalii termicznych. Pod sobą mieli starą kopalnię. Szczeliny prowadziły zapewne do jej licznych korytarzy.

- No nieźle! Takiego pola anomalii jeszcze nie widziałem.

- Pozwiedzaliśmy nieco okolicę Norwegiem – Powiedział bezradnie Jar - Znikąd szukać swobodnego przejścia. Wszędzie szczeliny i anomalie. Ale po zachodniej stronie jest jakby wcięcie w tym „polu” – możemy tam spróbować.

Juri pośpiesznie zebrał swój sprzęt.

- Więc nie ma na co czekać. Chodźmy.

* * *

Stalkerzy doszli do niewidocznej ściany anomalii. Dudnienie tutaj było niemiłosierne dla uszu. Kiedyś przejście przez to miejsce zajmowało nie więcej niż godzinę. Stacja Antenowa Krug, dawniej tak niedaleka, teraz zdawała się nieosiągalna. Las pełen był Ślepych Psów, Dzików i Mięsaczy – musiały zginąć gwałtowną śmiercią, bo teraz nie dało się zauważyć ani jednej żywej istoty, oprócz wron, krążących w górze jak sępy.

- Normalnie przedsionek piekieł. Nie chciałbym tam wpaść – Stwierdził Norweg spoglądając w dół pobliskiej szczeliny.

Po dwudziestu minutach dotarli na miejsce wyglądające na najkrótszą drogę.

-Pole anomalii przewęża się w tym miejscu - Powiedział Jar - Lewa ściana zaczyna się koło tamtego drzewa, a prawa obok tego.
- Na razie korytarz ma paręnaście metrów szerokości – Dodał Norweg - Ale będzie się zwężać.
- Rozciągnijmy się tyralierą – Zaproponował Fiodor - Na razie w pięciometrowych odstępach.

- Dobra, panowie! – Jurij zwrócił się do kompanów, kiedy ci już się ustawili - Wszyscy jesteśmy zaprawieni w wędrówkach, więc powiem to tylko formalnie: Wspólnymi siłami znajdziemy bezpieczne przejście. Ustawcie czułość detektorów na najsłabszą, żeby alarmowały tylko w bezpośredniej odległości. Nie śpieszcie się, bo to może jedynie zaszkodzić. Przytroczcie mocno wszystkie graty, bo na pewno napotkamy zakłócenia grawitacji, o jakich nam się nie śniło.

- Śruby w dłoń i jazda! – Powiedział Jar i ruszył jako pierwszy z rzędu.

Ekipa szła powoli. Każdy z detektorem i śrubą w dłoniach. Na razie odzywały się tylko detektory Jara i Fiodora, idących kolejno najbardziej z lewej i z prawej strony. Przez pierwsze dziesięć metrów były to sporadyczne sygnały, z każdym kolejnym metrem sygnały były coraz bardziej intensywne – korytarz wciąż się zwężał. Detektory idących wewnątrz milczały. W końcu po przejściu jakichś pięćdziesięciu metrów detektor Jara przeszedł w sygnał ciągły.

Rzucił kilka śrub w lewo – Anomalie znajdowały się już na odległość rzutu.

- Ściana zaczyna schodzić gwałtownie do wewnątrz – Powiedział do towarzyszy - Musimy zmniejszyć odstępy.

Po następnych kilkunastu metrach także Fiodor zarejestrował gwałtowne zwężanie się korytarza.

- Dwumetrowe odstępy, panowie! To zaczyna przypominać lej. Zaraz chyba znajdziemy się na jego dnie.
- Teraz ostrożnie, bez pośpiechu.

Nagle zaczęły odzywać się detektory Jurija i Norwega, idących wewnątrz. W końcu wszystkie przeszły w sygnał ciągły. Norweg z całej siły rzucił śrubę przed siebie. Ta z huknięciem zniknęła w anomalii.

- Jesteśmy – Powiedział niepewnie, poprawiając plecak.

- Wszyscy z całej siły śrubą w przód, kolejno od prawej! – Powiedział Jurij.

I tak śruba rzucona przez Fiodora zniknęła w anomalii, tak samo Norwega i Jara. Tylko śruba Jurija nie napotkała anomalii.

- Dobra, jeszcze raz!

Powtórzyli tę czynność jeszcze pięć razy. Ostatecznie z obserwacji wynikło, że można wstępnie wyznaczyć dwie bezpieczne ścieżki – Na wprost od Jurija i Fiodora. Generalnie niebezpieczne miejsca wyznaczały szczeliny w ziemii. To wokół nich skupiały się anomalie. Stalkerzy dokładnie obrzucili śrubami dno wcięcia. Miało ono teraz dziewięć metrów szerokości. Ostrożnie zbadali najpierw lewą, a potem prawą ścieżkę. Skończyli po dziesięciu minutach.

- Prawa ścieżka jest ślepa – Powiedział Jurij włączając mapę w PDA - Lewą udało nam się na razie przejść dwadzieścia metrów. Popatrzcie – na siłę można powiedzieć, że biegnie wzdłuż pasa niespękanej ziemi. Ale wyłazi na nią po bokach mnóstwo gigantycznych anomalii, więc jest dość kręta. Nie pozostaje nic innego jak spróbować iść nią.
- Skoro doszliśmy tak daleko, to czemu by nie spróbować jeszcze dalej – Powiedział z entuzjazmem Fiodor.
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 21 Paź 2011, 17:46, edytowano w sumie 19 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Re: <<KURIER>> rozdz. I - VII

Postprzez echelon w 05 Lis 2010, 12:33

Na razie jestem po pierwszym rozdziale i czytam dalej. Jak na razie to dobrze napisane, z wyobraźnią, pomysłem na fabułę. Czyta się płynnie bez zgrzytów, naprawdę mam ochotę dowiedzieć się co będzie dalej. Tylko takie coś jak mutanty, anomalie czy emisje to z małej litery powinno się pisać, w końcu to żadne nazwy właśne :).
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: <<KURIER>> rozdz. I - VII

Postprzez Infiltrator w 05 Lis 2010, 16:41

Słuszna uwaga z tymi nazwami własnymi :wódka:
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 10 Gru 2010, 01:00, edytowano w sumie 2 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Re: <<KURIER>> rozdz. I - VII

Postprzez echelon w 05 Lis 2010, 17:38

Po przeczytaniu całości czepię się szczegółów ;). Motywacja Giermana i reszty co do dołączenia do drużyny pierścienia po uciecze Noego trochę naciągana. Rozumiem, że to byli koledzy, że źle im nie życzyli, ale to była zona, takie rzeczy to normalka, co jakiś czas w różnych okolicznościach ginie ktoś znajomy, bo takie to już miejsce, a shit happens. A wpyrawa przez zonę to nie wycieczka w Góry Świętokrzyskie, tu się ginie, a poza tym z czegoś trzeba żyć, coś robić, więc nie wiem czy ludzie by się tak ochoczo zgodzili ubić jakiegoś gada, bo przez niego zginął ktoś inny zamiast przyjąć jakieś płatne zlecenie czy wybrać się gdzieś na mutanty czy artefakty. Zona to takie miejsce, gdzie przez każdego ktoś zginął.
Druga sprawa to ta SEVA. Zdarcie kombinezonu z trupa i używanie go to byłaby oczywista oczywistość w strefie, trupowi na nic by się nie przydał i nie ważne, że to był kolega, a nie bandzior, w strefie to by po prostu było normalne, a za lekkomyślność uznane by było nie zdarcie dobrego kombinezonuz umarlaka. Rozumiem jak by to była jakaś licha kurtka, ale SEVA to niezły kombinezon, ale w piachu dla dotychczasowego właściciela jest bezużyteczny. Tu nie jest tak, że się idzie do sklepu i po prostu kupuje, bo jest wszystko i w każdym kolorze, tu przy wszystkim trzeba kombinować (pomijam już kwestie finansowe).
Trzecia sprawa, to rekrutacja Jensa i Fiodora na wycieczkę. Tu niestety trafiła ci się chwila słabości moim skromnym zdaniem. Cała część opisująca zbieranie towarzyszy była króciutka, lakoniczna. To wyglądało tak jakby Juri zbierał kolegów żeby pomogli mu pójść po wór ziemniaków, bo nie chciało mu się samemu. O nic nie pytają, nic nie chcą wiedzieć, dopiero jak się zgodzili to Juri im wytłumaczył o co chodzi.
No i dialogi czasem kuleją. Mam czasem wrażenie jakby niektóre wymyślał scenarzysta M jak miłość (żona czasem obejrzy jakiś odcinek, coś zawsze usłyszę, więc bez głupich uwag mi tutaj :)) ;).
Ale nie myśl, że jest źle, ogólnie to naprawdę nieźle ci to wychodzi, tekst nadaje się do czytania. Pisz dalej, chętnie poczytam, ale jeśli na jakiś fragment nie będziesz miał natchnienia to poczekaj, nie pisz wtedy na siłę :).
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: <<KURIER>> rozdz. I - VII

Postprzez Infiltrator w 05 Lis 2010, 18:33

Echelonie, po pierwsze dzięki za komentarz i jeszcze większe dzięki za uwagi (pierwsze po miesiącu) :E

A teraz:
:

1.
Motywacja Giermana i reszty co do dołączenia do drużyny pierścienia po uciecze Noego trochę naciągana.

Gierman i reszta nie mieli pomysłu, co robić dalej. Niedługo będą mieli dostatecznie silny motyw. Każdemu z fellowship of the suitcase tęskni się też za Zatonem i propozycja pójścia tam ekipą jest interesująca.
Poprawione. Już nie idą...
2.
za lekkomyślność uznane by było nie zdarcie dobrego kombinezonuz umarlaka

To jest zdanie Diemientija . Nie napisałem, co o tym myślała reszta, ale też sądzę że przyznałaby rację Jegorowi. Diemientij ma jakiś porąbany kodeks honorowy :E
Ogólnie to chciałem nawiązać do opisu schowka w grobie Kła w Prypeci, według którego Duch miał podobną opinię o okradaniu zmarłych - Taka drobnostka, a zapadła mi w pamięci :D
Poprawiłem. Teraz powinno brzmieć lepiej.
3.
Cała część opisująca zbieranie towarzyszy była króciutka, lakoniczna.

Powieść wciąż ewoluuje. Piszę ją w ten sposób: Obmyślam konkretne wydarzenia w fabule (mam na przykład takie konkretne momenty dla VIII, IX i następnych, a nawet epilogu), a potem łączę je w całość. Czasem łączniki nie wychodzą tak , jak powinny :(
Poprawione.

Jeszcze raz THX za krytykę. Jak coś wymyślę to poprawię błędy.
PZDR :wódka: :wódka: :wódka:
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 05 Mar 2011, 03:40, edytowano w sumie 5 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Re: "Kurier" by Infiltrator

Postprzez Nazarinho w 06 Lis 2010, 21:02

Powiem tak: czyta mi się bardzo przyjemnie. Opowieść łaczy w sobie wszystkie części S.T.A.L.K.E.R.'a w sposób wręcz rewelacyjny. W tej chwili gram od nowa w SOC aby odświeżyć przygodę ze stalkerem którą przeżywałem dawniej, ale czytając Kuriera, przypominają mi się 2 pozostałe części gry, dla mnie rewelka.

Wiesz (soz że na Ty :P) dla mnie mógłbyś dodać jakiś wątek Strielka itp, (jakaś niewyjaśniona historia) wtedy to już wogóle byłby szok. Albo np. wytłumacząc w swoim fajnym języku jakim cudem Zona według Strielka w 1 części zniknęła (mówię o prawdziwym zakończeniu) a tak naprawę to ona została. To takie małe sugestie, bo wkońcu Fellow Sh1p Od The SuitCase idzie w stronę centum?

Co do słów krytyki:
Dość mało istotna sprawa, ale chyba ExoSzkielet nie może dźwigać takich ciężarów które tu opisujesz, owszem bieganie tak, ale to że Kardan zwraca się do Norwega z tekstem "ważysz teraz prawie pół tony" to troche przesada :P Stalker z ekwi w exo waży max 150kg. Takie moje skromne zdanie :wódka:
To tyle, pozdrawiam!
Ostatnio edytowany przez Nazarinho, 07 Lis 2010, 00:55, edytowano w sumie 1 raz
Live Free Or Die Trying
Awatar użytkownika
Nazarinho
Kot

Posty: 13
Dołączenie: 04 Lis 2010, 16:02
Ostatnio był: 25 Wrz 2011, 15:19
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 0

Re: "Kurier" by Infiltrator

Postprzez Soviet w 06 Lis 2010, 21:14

Infiltrator napisał(a):CZY MÓGŁBYM SIĘ DOWIEDZIEĆ, KTÓRY MAGIK EDYTUJE MÓJ PIERWSZY POST, A NAWET ZMIENIŁ TYTUŁ TEMATU?
NA RAZIE WPROWADZONE PRZEZ CIEBIE ZMIANY NIE SĄ ZŁE, ALE CHCIAŁBYM JEDNAK MIEĆ MOŻLIWOŚĆ EDYCJI ROZDZIAŁÓW MOJEGO OPOWIADANIA :|
POZDROWIENIA DLA NIEZNAJOMEGO :D :wódka:


To ja byłem. Edycję włączam z powrotem - zapomniałem odznaczyć budkę. W pierwszym topicu nic już wielkiego nie dopiszesz - limit znaków osiągnięty. Co do tytułu - usunąłem tylko te "<<>>" i to o rozdziałach. Jest to częścią restrukturyzacji podforum literatury. Jeśli bardzo Ci zależy na starym tytule - zedytuj pierwszego posta. Chciałbym jednak ujednolicić jednak całe podforum, żeby było bardziej przejrzyście.
r u avin a giggle m8? LA nie będzie.
Image
Awatar użytkownika
Soviet
Very Important Stalker

Posty: 2736
Dołączenie: 07 Maj 2005, 13:41
Ostatnio był: 04 Gru 2024, 20:12
Miejscowość: Wow
Kozaki: 787

Re: "Kurier" by Infiltrator

Postprzez Nazarinho w 18 Lis 2010, 22:42

No i co tu się dzieje? Gdzie te kolejne części opowieści? xD
Live Free Or Die Trying
Awatar użytkownika
Nazarinho
Kot

Posty: 13
Dołączenie: 04 Lis 2010, 16:02
Ostatnio był: 25 Wrz 2011, 15:19
Ulubiona broń: Fast-shooting Akm 74/2
Kozaki: 0

Re: "Kurier" by Infiltrator

Postprzez Infiltrator w 19 Lis 2010, 14:28

Heh, mam plan dalszej fabuły.

Na moim komputerze powstaje Kurier wersja 1.2, gdyż zrezygnowałem ze starej, miejscami mocno naciąganej, dalszej fabuły.
Poskutkuje to jednak usunięciem lub zmianą części wątków w dotychczasowej treści - będą to zmiany kosmetyczne, nie namotam dotychczasowym czytelnikom.

Pzdr
:

Wiedz, że coś się dzieje...
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Re: "Kurier v 1.2" by Infiltrator

Postprzez Infiltrator w 10 Gru 2010, 03:15

Przedstawiam Kuriera w poprawionej wersji.

Oto informacje o zmianach w treści dla dotychczasowych czytelników:

- Leon, Wadim i Staś nie giną na początku opowiadania. Występują tylko we wspomnieniach Jurija, ale póki co nie chce on nikomu powiedzieć, co się z nimi stało
- Nowa geneza tytułu. Jurij jest przewodnikiem o ksywce 'Kurier'
- Nowy cel dostarczenia walizki - Janów. Kompletnie zrezygnowałem z wątku Czerwonego Lasu
- Na popijawie u Kardana z głośnika lecą bardziej ukraińskie rytmy (Haydamaky)
- Dodałem ofertę wycieczki na drugą stronę Zony, którą Jurij składa Norwegowi i Fiodorowi
- Ekipa Giermana odłącza się od Fellowship of the briefcase nad Jantarem

Zmiany oznaczyłem TYM KOLOREM

Mam nadzieję, że nie namotałem za bardzo...

:wódka:


Pzdr.

Rozdział VIII

Zdrada


24 września 2011, południe, deszczowo

Średnio co około trzysta metrów dwóch ludzi sprawdzało ścieżkę przed pozostałymi, wprowadzając pinezki na mapę w PDA. Następnie przesyłali schemat tym z tyłu, by mogli bezpiecznie przejść kolejny odcinek żywego labiryntu. Potem kolejna dwójka badała teren i tak w kółko. Co jakiś czas Stalkerzy stawali na rozdrożu, i trzeba było posyłać, również dwuosobowe, zwiady przez dwie, a czasem nawet trzy ścieżki. Szczęśliwie zawsze jedna z nich nie kończyła się gigantycznym Wirem, i można było iść dalej. Gorzej, kiedy wszystkie były otwarte – trzeba było losować. Póki co nie musieli się cofać.

Detektory wskazywały na liczne artefakty, ale każdy wiedział, ze gdyby uległo się pokusie zejścia, choćby na chwilę, z wąskiej, bezpiecznej ścieżki, mniej więcej na 75% skończyłoby się to śmiercią. Z każdą chwilą mianowicie anomalie stawały się coraz większe i silniejsze, i nawet jeśli nie stało się bezpośrednio obok gigantycznego Wira czy Karuzeli, odczuwało się wzrastającą stale siłę grawitacji.

* * *
- Przesyłamy! – Jar i Fiodor usłyszeli Norwega, który wraz z Jurijem sprawdził jedenasty już odcinek. Widzieli ich sylwetki, zniekształcone przez anomalie. Odebrali wiadomość.

- W miarę prosty odcinek – Ocenił Jar – Dobra, chodźmy.

Ruszyli ostrożnie, bacznie obserwując wskazówki na mapie, oraz pozostawione jaskrawo pomalowane śruby. Co jakiś czas traperzy stosowali też sznurek owinięty o wbite w ziemię gwoździe, wyznaczając tą metodą tor przejścia przez szczególnie wąskie czy najeżone anomaliami odcinki. Ścieżka to rozszerzała, to zwężała się. W pewnym momencie dotarli do pinezki podpisanej ‘TU SZCZEGÓLNIE OSTROŻNIE!’. Zauważyli oznaczone sznurkiem bardzo wąskie przejście pomiędzy dwoma Karuzelami. W ten sposób, czasem wolno i ostrożnie, a czasem całkiem swobodnie, dotarli do oczekujących ich Jurija i Norwega.

- Ciekawe ile nam to jeszcze zajmie? – Zapytał Jar – Skradamy się tak już chyba czwartą godzinę, a wokoło żadnej kryjówki przed ewentualną emisją.

- Trzymaj kciuki, żeby jej nie było – Odpowiedział Jurij.

- Dobra, to teraz ja i Jar – Powiedział Fiodor.

- Uważajcie tam z przodu – Ostrzegł towarzyszy Norweg – Te anomalie zaczynają przyciągać coraz większe przedmioty nawet z kilku metrów.

- Przydałyby się raki – Pomyślał głośno Fiodor.

Badając odcinek Fiodor i Jar nie zwracali uwagi na sygnały ostrzegawcze, gdyż detektory już dawno zwariowały. Teraz można było liczyć tylko na bystrość własnego wzroku i kieszeń pełną śrub.

W pewnym momencie Fiodor złapał idącego przed nim Jara za ramię.

- Płomień! Uff, Dzięki Fiodor! – Z ulgą powiedział Stalker - Jeszcze krok i byłbym żywą pochodnią.

- Oznacz go. I jeszcze tam, kolejny – Fiodor powiedział do kompana.

Jar rzucił śrubę we wskazane miejsce – wnet, znikąd, wystrzelił w górę wysoki, jasny płomień. Potwierdzając spostrzeżenia kolegi upuścił na ziemię dwie jaskrawe śruby. Po kolejnych przebytych metrach Fiodor spostrzegł anomalię grawitacyjną, wypełzającą znacznie na umowną ścieżkę.

- Patrz, jaki gigant.

Zbliżył się powoli, i przymierzył się do rzucenia śruby. Nagle jednak niewidzialna siła wytrąciła mu ją z dłoni, a w chwilę potem zaczęła przyciągać jego samego.

- O kurde! – Zaparł się mocno butami o grząskie podłoże i pochylił mocno w tył – Jar! Pomórz mi!

Kolega szybko złapał go za rękę i z całej siły ciągnął do tyłu. Z każdym centymetrem monstrualny Wir coraz mocniej jednak wciągał Fiodora.

- Fiodor ma kłopoty! – Krzyknął z tyłu Norweg. Nie rzucił się jednak na pomoc, zachowując zimną krew. Zaciskając z Jurijem pięści mogli tylko obserwować rozwój sytuacji.

- Puszczaj, Cholero! – Krzyknął w desperacji Jar i szarpnął mocno kompanem. Obaj polecieli do tyłu na plecy i szybko, niezdarnie odczołgali się na bezpieczną odległość.

- Masz krzepę, stary! – Uśmiechnął się z niedowierzaniem Fiodor.
- To chyba adrenalina!– Odparł Jar - Dobra, trzeba oznaczyć tego potwora! Reszta czeka!

Wbili gwoździe w ziemię i owinęli sznurkiem, omijając szerokim łukiem zabójczą pułapkę. Po drugiej stronie ścieżki w tym miejscu nie było anomalii, tylko bezkresna szczelina.

- Między młotem a kowadłem! – Skomentował Fiodor – To już chyba trzysta metrów. Pora na zamianę.

- Fiodor! Patrz! – Zawołał nagle Jar wskazując na północ.

- No proszę…

Jurij i Norweg odebrali kolejny fragment i uważając na wszystkie ostrzeżenia przeszła dalej.

- Trzymajcie się mocno gleby! – Pouczył kolegów Fiodor – Macie mnie jako przykład.

- Spochmurniało, chyba będzie padać!– Powiedział Jar wskazując znów na północ – A może by tak zrobić sobie przerwę. Popatrzcie.

Na końcu kolejnego, trzynastego odcinka Stalkerzy dojrzeli małą, obitą blachą szopę. Znajdowała się w lekkim zagłębieniu w terenie, więc najpierw zauważyli ją tylko Fiodor i Jar.

- Tam to nawet i bez niczyjej pomocy znajdę drogę – Powiedział Norweg wyciągając detektor – Fiodor, rusz się! Teraz nasza kolej.

* * *

Tym razem odcinek okazał się bardzo łatwy w przejściu, a na końcu rozszerzył się, by wyprowadzić zmęczonych skradaniem się traperów na bezpieczny teren, niczym na wyspę pośród morza anomalii. Rozpalili ognisko i skupili się wokół. Siedzieli tak w milczeniu, jednocześnie uśmiechnięci z możliwości odpoczynku. Fiodor grał coś na gitarze.

- Musimy iść dalej - Powiedział Jar - Zbyt długo jesteśmy na tym cholernym polu.

- Nie traćmy czujności, to jutro w południe wyjdziemy stąd cali i zdrowi – Stwierdził Jurij.

- Która to godzina? – Fiodor nagle nerwowo złapał się za kieszeń kurtki i wyciągnął PDA – Już po pierwszej. Dobra panowie, ja pasuję. Dobranoc - Po czym wstał i szybko podszedł do szopy.


- Wydawało mi się… - Zaczął Norweg.

- Co? – Zapytał Jurij.

- Wydawało mi się jakby zabrzęczało mu PDA.

- Może ma jakieś zaległe sprawy.

- Od południa wydaje mi się też, jakby ktoś za nami szedł.

- No co ty?– Zbagatelizował Jar - Nie, to niemożliwe.

Traperzy przesiedzieli tak jeszcze kilka minut, po czym idąc w ślady Fiodora wrócili do szopy. Zmęczeni podróżą spali snem tak głębokim, że chyba nawet trzęsienie ziemi by ich nie zbudziło. Mimo to, co godzinę zmieniali się na warcie. Pierwszy czatował Jar, następnie Norweg, który około 3:30 przekazał wartę Fiodorowi.

* * *
Było jeszcze ciemno, kiedy Jurija obudziło nagle potrząsanie za ramię.

- Jurij. Wstawaj – Cicho mówił do niego Jar – Ktoś jest na zewnątrz.

- Nie możliwe – Odparł Stalker.

- Sam zobacz – Norweg uchylił deskę zasłaniającą wybitą szybę.

Jurij popatrzał w ciemność. Co jakiś czas noc rozświetlały błyskawice.

- Za stertą belek – Wskazał mu Norweg - Wyglądają na wojaków.


W świetle błyskawicy Jurij zobaczył dwie skulone sylwetki z karabinami i noktowizorami na hełmach.

- Cholera jasna! Jakim cudem się tu znaleźli? Fiodor nic nie zauważył?

W tej samej chwili do szopy wszedł Fiodor.

- Czemu nas nie alarmujesz? - Zapytał go Jar.

- Niby po co?

- Ślepy jesteś? Ktoś jest na zewnątrz.

- Niemożliwe.

- A jednak! – Jurij chwycił za swoje AK 74 i wybił kolbą szybę w drugim oknie.

- Coście za jedni?! – Krzyczał celując w punkt oświetlony przez umocowaną do karabinu latarkę – Odpowiadać albo otworzymy ogień!!!

Odpowiedzi nie było. Nagle jednak poczuł zimną lufę pistoletu na potylicy. Zdziwiony kątem oka popatrzał za siebie. To Fiodor przystawił mu do głowy swoją Berettę.

- Opuść broń, Jurij.

- Fiodor no co ty…


- Nawet o tym nie myślcie! – Stalker odciągnął kurek pistoletu, zauważając że Jar i Norweg sięgają po swoją broń.

- Ty cholerny szpiclu! – Norweg zacisnął zęby.

- Wybaczcie przyjaciele, nie mam wyjścia!

Fiodor wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę i wcisnął przycisk.

– Czysto! Możecie wchodzić!

Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadło ośmiu napastników. Mieli na sobie kombinezony Beryl 5M i hełmy z maskami przeciwgazowymi. Wszyscy uzbrojeni byli w karabinki AN-94 Abakan.

- Rzucić broń i ręce za głowę – Wykrzyknął ten, który wpadł jako pierwszy.

- Jeszcze was Zona nie przetrawiła?! – Stwierdził Jar kładąc Dragunowa i Walthera P-99 na ziemi.

Do środka wszedł jeszcze jeden żołnierz. Nie miał jednak Hełmu. Miał zadbany zarost i wyglądał na pięćdziesiątkę. Zapewne dowodził oddziałem.

- Świetna robota, Fiodor! – Powiedział dowódca podsuwając Stalkerowi paczkę papierosów – Współpraca z tobą to przyjemność!

- Daruj sobie!

- Już drugi raz dałeś się podejść, Jurij.

- Po jaką cholerę lezie za mną wojsko? Przecież idę do Zatonu!

- To część planu, Stalkerze. Poza tym zdaję się że coś kombinujesz

Jurij spojrzał jeszcze gniewniej na Fiodora.

- Czy ten kret informuje was o naszym położeniu od samego początku? Ile ci dali za szpiegowanie, draniu?!

Fiodor nic nie odpowiedział. Unikał wzroku kompanów.

- To dzięki tobie Fiodor jest teraz tutaj – Powiedział Dowódca - Trzeba było nie kombinować i iść prosto do Kordonu. Na szczęście mieliśmy na Moczarach kogoś w rodzaju Uśpionego Agenta. Pan Grigoriowicz świetnie wywiązał się z zadania. Przesłał nam dotychczasowy schemat przejścia przez pole anomalii. Nie mogliśmy jednak dłużej deptać wam po piętach – dwóch moich ludzi zginęło, bo niektóre anomalie zdążyły się już przemieścić. Lepiej iść bezpośrednio z wami. Mieliśmy cię dopaść w Zatonie, ale teraz trafiła się nawet lepsza okazja.

- A co by było gdybym nie poszedł na Moczary?

- W Kordonie dołączyłby do ciebie inny agent. Operacja została dobrze przygotowana. Nie wyślizgnąłbyś się nam. Znaleźlibyśmy cię w najgłębszej kryjówce.


- Panie Kapitanie – Odezwał się jeden z żołnierzy – Już świta.

- Żadnych stopni, idioto! – Dowódca zganił podkomendnego – Chociaż nieważne! Rozbroić ich! Pan Kurier poprowadzi nas dalej bez broni. Będzie mu nawet lżej.

- Aha – Dodał po chwili rozbrajającemu Jurija żołnierzowi – I ściągnij z niego tę głupią kamizelkę. Tylko go niepotrzebnie dociąża.

Jurij nie rozumiał słów kapitana. W ogóle już nic nie rozumiał. Po co wojsko wysyła za nimi prawie tuzin wojskowych Stalkerów? Poniosą dalej walizkę czy jak?

- Dawaj walizkę, bohaterze – Żołnierz ściągnął rękawice i wyciągnął z kieszeni multitool.

Jurij niechętnie otworzył plecak i podał żołnierzowi neseser. Ten szybko wpisał kod do elektronicznego zamka i otworzył ją. Cała wypełniona była dwoma jednolitymi masami C4, oraz detonatorami, wspomnianym przez Kardana nadajnikiem od kamizelki, i wyciętym w środku prostokątnym otworem. Znajdowało się tam urządzenie o wymiarach sześciopaku z piwem. Żołnierz wyłączył nadajnik w walizce i na kamizelce, po czym ściągnął ją z Jurija.

- Nie przesadzali z informacją o ładunku – Powiedział żartobliwie do dowódcy – Zostałby po nim ładny lej!

- Co to jest, do diabła? – Zapytał Jurij.

- Nadajnik o małym zasięgu. Żebyśmy cię mogli zlokalizować. Ostrzegł nas na przykład o twojej wędrówce na Moczary.

Jurij wstrzymał oddech, chcąc powiedzieć ‘Ale…’, jednak zamilkł...

Zdał sobie sprawę z sytuacji. Klient nigdy nie istniał. Od początku chodziło tylko o niego. Kogoś, kto znalazłby drogę przez pole anomalii. Chodziło o jakiegoś dobrego przewodnika. Tylko po co te sukinsyny tam idą? I co oni chcą zdziałać w kilkudziesięciu?!

- Czyli macie zabić mnie i moich kolegów, jak już opuścimy pole – Stwierdził Jurij - Czy może idziemy gdzieś dalej?

- Brawo Jurij, jednak potrafisz myśleć – Odparł kapitan – Nie, cel jest aktualny. Masz nas doprowadzić do Jupitera.

- Tu nie chodzi o mnie, tylko o jakiegoś dobrego przewodnika czy łowcę. To może rozwal nas wszystkich i niech ten kapuś was dalej prowadzi! - Jurij wskazał na Fiodora.

- Im więcej was mam w pobliżu, tym lepiej – Kapitan pomachał mu Coltem 1911 przed twarzą - Ale jeśli będziesz kombinować, nie zawaham się rozwalić ciebie albo któregoś z twoich koleżków. Ruszać się, wychodzimy!


Na zewnątrz stało jeszcze drugie tyle żołnierzy. Dwóch pilnowało skrzyni z karbowanej blachy, z przyspawanymi po bokach czterema prętami, tak że można ją było nieść jak nosze.

- A to co? – Zdziwił się Jar – Kolejna Walizka?

- Żadnych pytań! – Żołnierz popędził go lufą Abakana.

* * *
Trzech Stalkerów, trzymanych na celowniku przez dwóch podążających za nimi żołnierzy, doszło do krawędzi ‘wyspy’. Wszystko, co pozostawili im żołnierze, to detektory i śruby.

- No co jest? – Krzyknął jeden z wojskowych – Szukać ścieżki!

* * *
Postanowili znaleźć najszerszą ścieżkę miedzy szczelinami, która jednocześnie znajdowała się najbardziej na północ. Po półgodzinie, dzięki nabytemu przez cały poprzedni dzień doświadczeniu, wyznaczyli trzy ścieżki. Środkowa okazała się najbardziej dogodna. Stalkerzy chcieli znaleźć przejście choćby po to, żeby samemu wyjść z pola anomalii. Dokuczały im okresowe potworne migreny, i każdemu z nich zależało na tym, żeby głuchy ból głowy w okolicach oczu w końcu się skończył.

- A może by tak wepchnąć tych dwóch matołów w przepaść i prysnąć? – Zasugerował cicho Jar masując czoło, jakby miało to uśmierzyć ból.

- To nie miałoby sensu – Zaprzeczył Jurij – Zginęlibyśmy przy próbie ucieczki czy to w anomaliach, czy od kul. Poza tym mają tego szwindla Fiodora. Przeprowadziłby ich.

- Coś mi się wydaje że Fiodor nie jest do końca po ich stronie – Powiedział Norweg – Zauważyliście jak się do nich odnosi. Wcale też nie chciał nas wydać, powiedział ‘wybaczcie’.

- I tak mu nie wierzę, pewnie znowu gra – Odparł Jurij – Wy też nie powinniście dać się zwieść.


- Co wy tam gadacie?! – Zawołał z tyłu żołnierz.

- Powiedzcie swojemu szefowi że znaleźliśmy ścieżkę – Odpowiedział Norweg.

* * *
Kiedy dotarła do nich reszta, kapitan powiedział do Jurija:

- Dotychczas dwójkami badaliście teren przed resztą. Ale teraz pójdziemy wszyscy.

- To się może źle skończyć – Odparł Jar.

- Więc postarajcie się, żeby tak nie było!!! Do dzieła!!! Łeb mi pęka!!!

Wolno, z oczami wpatrzonymi w ziemię dwa metry przed sobą, i karabinami wycelowanymi w plecy, Stalkerzy szli na północ. Póki co ścieżka nie tworzyła żadnych wyraźnych rozgałęzień. Na bieżąco oznaczali anomalie. W środku pochodu dwóch żołnierzy niosło skrzynię. Sami wojacy poruszali się tak, jakby transportowany przez nich ładunek był szczególnie cenny. Szli wręcz po odciskach butów Jurija, Jara i Norwega.

* * *
- Anomalie są coraz słabsze – Stwierdził po dwóch godzinach Norweg.

- Może to pole w końcu się kończy – Z otuchą odpowiedział Jurij.

* * *
Po kolejnych trzech godzinach Stalkerzy natrafili na to, czego się obawiali – rozgałęzienie.

- Co jest? – Zapytał kapitan.

-Mamy dwie ścieżki – Odparł Jurij - Trzeba pójść na zwiady.

- Dobra, wy idźcie z Kurierem – Rozkazał po chwili czterem żołnierzom – A wy z Wolnościowcem.

Wojskowi odbezpieczyli karabiny i ruszyli za Stalkerami – Jedni za Jurijem w prawo, drudzy za Jarem w lewo.


Jurij szedł powoli, a dwaj żołnierze w jego ślady.

* * *
Nagle Stalker zobaczył przepiękny widok. Jakieś sto metrów przed nim rosły zielone drzewa. Nie było też widać już żadnych spękań, tylko zieloną trawę i krzaki.

- Hej, Kurier! – Szturchnął go żołnierz – Co się dzieje.

- Nie widzisz, baranie?! – Jurij wskazał do przodu - To koniec!

- Naprawdę? – Zapytał drugi.

- Na to wygląda. Ale tędy nie da się dalej przejść!


'...Jurij!...' – Odezwał się przez krótkofalówkę Jar - '...Znalazłem wyjście!!!...'

- To świetnie!!! – Odparł jeszcze bardziej uradowany Jurij - Moja ścieżka jest zamknięta.

'...Wyśmienicie, a teraz doprowadźcie moich ludzi całych z powrotem, albo rozwalę Szweda!...' – Wtrącił się dowódca.

* * *

Po piętnastu minutach oba zwiady dotarły z powrotem do pozostałych.

- Pokaż tę mapę, snajperze – Powiedział nerwowo kapitan – Łatwo przejść?
- Tak, zadziwiająco łatwo, ale i tak nie należy tracić czujności – Odparł z otuchą Stalker – Za mną!

* * *
- Ile jeszcze drogi? – Zapytał Norweg Jara po dziesięciu minutach.

- Dosłownie kilkadziesiąt kroków i będziemy poza…

Stalkerzy znieruchomieli jak zaklęci. Jurij, Jar, Norweg i Fiodor w przerażeniu spojrzeli na siebie. Jurijowi nawet chwilowo minęła nienawiść do zdrajcy.

- Co się dzieje? – Kapitan zapytał Stalkerów.

- Czy jest tu jakiś budynek? – Spytał Fiodor.

- Tu była Leśniczówka! – Jurij postukał palcem na mapę w PDA Jara - Nam nie uwierzą! Ty im to powiedz, byle szybko! Zostały może dwie minuty!

- Czy któryś z was może mi powiedzieć, co się dzieje do cholery?!

- Emisja, kapitanie!!! – Odpowiedział Fiodor – Jeszcze jej nie widać ale zaraz będzie!!!

Słowo ‘Emisja’ wywołało zamieszanie wśród żołnierzy.
Nie czekając na decyzję kapitana Jar ruszył szybszym krokiem.

- Dobra, szybko za Stalkerami – Rozkazał dowódca.

Traperzy chcieli biec, jednak wiedzieli, że nie wolno było tego robić. Szli szybko gęsiego, każdy ze wzrokiem utkwionym w śladach idącego z przodu.

Nagle niebo pojaśniało. Chwilę potem rozdarła je błyskawica.

- O nie! – Krzyknął Fiodor.

Przestraszeni żołnierze zaczęli gubić trop. Dla jednego skończyło się to wciągnięciem przez potężny Wir, który uniósł go wysoko nad ziemię i rozerwał na strzępy.

- K*rwa! Iść po krokach! – Ponaglił swoich dowódca – Szybciej!

W tym samym momencie Jar jako pierwszy postawił stopę na bezpiecznym terenie. Nie było jednak czasu na dzikie okrzyki tryumfu, jak to sobie planował cały poprzedni dzień. Biegiem rzucił się w miejsce wskazane przez Jurija na mapie. Chwilę potem wszyscy opuścili pole anomalii i biegli w ślad za Wujkiem Jarem. Tu dało się poznać przewagę kondycji żołnierzy, którzy z wolna wyprzedzali Stalkerów. Burza bez deszczu wstrząsała ziemią. Tylko niosący skrzynię biegli za resztą.

- Rzućcie tą skrzynię, debile! – Krzyknął Jurij.

- Nie! Skrzynia jest najważniejsza! – Zabronił dowódca.

Dobiegli do Leśniczówki, kiedy nastała już przerażająca cisza. Żołnierze wyłamali drzwi i wbiegli do środka. Za nimi wbiegli Jar, Jurij, Fiodor i Norweg. Jens niemalże wskoczył do środka w momencie kiedy niebo już czerwieniało i chwycił za drzwi żeby je zamknąć.

- Nie! Jeszcze dwóch! – Krzyknął kapitan.

- Dla nich już za późno – Powiedział Stalker i zatrzasnął drzwi.

Dwaj żołnierze w kilka sekund potem upuścili skrzynię, i łapiąc się za głowy padli martwi na ziemię. Pozostało im może dziesięć kroków do szopy.

* * *
Kiedy Emisja ustała, kapitan otworzył drzwi i spojrzał na martwych podwładnych.

- Cholera! Snajper i Obcokrajowiec! Od tej pory nosicie skrzynię! Bierzcie ją do środka! Odpoczniemy tu chwilę! Oleg! Nawiązać kontakt ze Stacją Antenową Krug!



Żołnierz rozwinął antenę przenośnej radiostacji i ustawił częstotliwość, po czym powiedział do mikrofonu:

- Tatar! Tu Kozak! Zgłoś się!

'...Tatar zgłaszam się!...'

- Wał Hadriana Przełamany! Powtarzam: Wał Hadriana Przełamany! Do waszej pozycji pozostało nam mniej więcej pięć kilometrów!

'...Doskonale Kozak! Jak wygląda wasz stan osobowy?...'

- W normie!

'... Czy Prezent jest cały?...'

- Potwierdzam!

'... Czy pasterz żyje?...'

- Potwierdzam! Jest jeszcze dwóch dodatkowych pasterzy!

'...W porządku Kozak! Kontynu… szzzzzz...'

- Sygnał zanikł – Zakomunikował radiooperator.

- Tatar zgłoś się! Tatar zgłoś się! Tu Kozak! … Nie odpowiadają. Może zepsuło im się radio…

- Przynajmniej wiedzą, że już jesteśmy – Powiedział kapitan.

- Żołnierze! – Zwrócił się do oddziału – Udało się nam! Niedługo nie będzie już powodu do obaw, że ktoś nam tutaj podskoczy! Zarządzam godzinę przerwy!
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 06 Mar 2011, 19:46, edytowano w sumie 5 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...

Za ten post Infiltrator otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Darkon.
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2

Re: "Kurier v 1.2" by Infiltrator (Klasa Be 100% XD)

Postprzez Infiltrator w 05 Mar 2011, 02:43

Rozdział IX

Gdy zabraknie Stalkerów...


25 września 2011, południe, bezchmurnie

Żołnierze rozpalili w ognisko na środku pomieszczenia. Siwy dym ulatywał przez sporą dziurę w dachu. Stalkerzy siedzieli w kącie. Nie mieli możliwości omówić swojej sytuacji i sposobu wybrnięcia z niej. Kilku żołnierzy patrolowało też teren przed leśniczówką. Stosunek traperów do Fiodora znów przybrał wrogi charakter. On sam nie miał odwagi podejść do kolegów, i przysiadł koło ognia.

Dowódca zaś nerwowo kręcił się koło skrzyni postawionej koło wejścia. Co jakiś czas przykucał przy niej i stukał palcami w karbowaną blachę.

- Dobra! Koniec tej laby! Idziemy dalej! Kurierze! Aktualny cel to stacja Antenowa!

* * *
Obecnie znajdowali się jakieś dwa kilometry od budynków starej kopalni. Żołnierze szli dwójkami po obu stronach drogi. Pośrodku Jar i Jens nieśli skrzynię. Jurij prowadził ‘grupę’, jednak nie szedł na szpicy. Kapitan, oraz pogrążony w myślach Fiodor, szli obok skrzyni.

Stalerzy, mimo że nadal na celowniku i z ciężką skrzynią, cieszyli się z jednej rzeczy. Jako pierwszym w Zonie, udało im się w jednym kawałku przejść przez najpotężniejsze znane pole anomalii.

Dochodzili już do końca niestrawionej przez emisję części lasu. Wdrapując się na wzniesienie zobaczyli niemalże cały Zaton.

- Przynajmniej dotarliśmy do celu – Pocieszył się Norweg.
- Tak – Przyznał Wujek Jar – Dawno nas tu nie było.

- Panie kapitanie!!! – Zaalarmował ktoś z przodu – Proszę zobaczyć!

Dowódca podbiegł do przodu i spojrzał przez lornetkę.

Daleko, z przeciwnej strony nadchodziło trzech żołnierzy. Zauważyli oddział kapitana, i zaczęli machać na powitanie.

- Wysłali nam zwiad!

- A więc wojsko opanowało Zaton… - Powiedział do siebie Jurij.

W tej samej chwili jeden z idących z przodu żołnierzy nadepnął na linkę, ale zauważył to dopiero po fakcie.
Ukryta za drzewem mina Claymore gradem odłamków powaliła go oraz jego towarzysza na ziemię.

- STALKERZY PADNIJ!!! – Krzyknęli trzej zwiadowcy kładąc się na ziemi.

Widząc to Fiodor przyklęknął, podniósł do strzału swoje HK-416 i otworzył ogień do żołnierzy idących z tyłu. Pozostali traperzy zaś usłyszawszy hasło padli na glebę.

Strzały z broni maszynowej padły z wielu kierunków. Zaskoczeni żołnierze nie zdążyli zająć pozycji obronnych. Chwilę potem albo dogorywali, albo klęczeli trzymając ręce za głową.

Z ukrycia wyszło ośmiu strzelców.

- Jurij! Jens! Jar! Nic wam nie jest? - Zapytał jeden z trzech stalkerów, przebranych za żołnierzy.

- Głuszec! – Norweg podniósł się z ziemi - Gonta! Dobrze was widzieć!

- A ten to kto? – Głuszec wskazał na Fiodora.

- Zabierz mu broń! – Odparł Jurij - To zdrajca!

- Jurij! Przecież wam teraz pomogłem! – Fiodor podniósł ręce do góry.

- To się okaże! – Gonta zabrał mu karabin – Związać tamtych chojraków!

- Spodziewaliśmy się was – Powiedział Głuszec - Obserwujemy was od rana. Co tu się dzieje? Czterech Stalkerów i dwa tuziny wojska!

- Długa historia. Najprawdopodobniej mieliśmy ich doprowadzić do Fabryki Jupiter - choć obaj wiemy że to niewykonalne!

- Widzę, że jest i owa skrzynia – Stwierdził stalker - Rzeczywiście spora i chyba zamknięta na cztery spusty.

- Tak, nieśli ze sobą tę skrzynię – Jurij zdziwił się wiedzą Głuszca – Ma zamek szyfrowy. Ale słyszałem od Kardana, że od niedawna macie na pokładzie rodzime wcielenie MacGyvera.

- Tak, Azot. Złota rączka. Facet naprawdę potrafi zrobić coś z niczego. Na pewno wie też nieco o łamaniu zamków elektronicznych i tym podobnych.

- Co oni chcieli zdziałać? - Zapytał Gonta - Przecież wojacy nic nie wiedzą o Zonie.

- Zdaję się, że to był jeden z ostatnich żywych oddziałów, jakie ocalały z tej genialnej ‘operacji’ naszych wspaniałomyślnych sił zbrojnych. Ich dowódca albo oszalał, albo miał jakiś misterny plan. Podobno w Stacji Antenowej skoncentrowało się mnóstwo wojska. Chcieli się do nich dołączyć.

- Mówiłem, że się ich spodziewaliśmy. To Azot rozmawiał z tym tajemniczym ‘Kapitanem Stieczkinem’. To porucznik, więc znał wszystkie kody wywoławcze. Nakłamał dowództwu, że cała kompania siedzi na stacji i zbija bąki. Ale nie wiedział nic o tych, których prowadziłeś. Na szczęście chłop ma gadane i się nie spalił. Przygotowaliśmy niezłą zasadzkę. Wygląda na to, że kapitan przecenił swoich chłopców. Trzeba go przesłuchać, jeśli jeszcze żyje.

- Zaraz – Wtrącił Norweg – Gdzie jest ten skurczybyk?

* * *
Wraz z Głuszcem traperzy znaleźli go niedaleko od miejsca zasadzki, opartego o drzewo. Grzebał przy jakimś urządzeniu, które trzymał w rękach. Stalkerzy nie rozumieli monologu, który mówił do siebie, krztusząc się krwią.

- ‘Kapitanie Stieczkin, za rozstrzelanie podkomendnych zostaliście postawieni przed sądem polowym… bla… bla… bla…’ - dziesięć razy powtarzałem debilom, że ma być cicho i dyskretnie, bo łby porozwalam… Jak powiedziałem, tak zrobiłem… ‘Macie szansę odkupić swój haniebny czyn, kapitanie, wykonacie misję i oczyścimy wasze akta… bla… bla… bla…’ - Dobre sobie… Rok przygotowań… Nieprzemyślana operacja… Kretyni… Sam posprzątam ten bałagan…

Jurij zauważył, że urządzenie przypomina jakiś detonator, a Kapitan usiłuje go uzbroić.

- Oddajcie mi to, Kapitanie – Jurij schylił się i sięgnął po detonator.

- Odsuńcie się, cholerni bandyci! – Kapitan nagle odzyskał świadomość i wycelował pistoletem w Stalkerów – To przez was dostałem to zadanie! To wszystko przez was! Nic nie rozumiecie! To sprawa wagi państwowej!

- To nie nasze sprawy.

- Teraz już tak – Żołnierz wcisnął spust detonatora, po czym strzelił sobie w głowę. Stalkerzy nie zdążyli zareagować. Odskoczyli jednak od niego, jakby miał eksplodować.

- Głupia śmierć – Głuszec wyciągnął detonator z zaciśniętej dłoni samobójcy – Zapomniał odbezpieczyć…

- Zdaję się że usiłował zniszczyć zawartość skrzyni – Powiedział Jurij – Nie odstępował jej na krok.

- Ale na szczęście mu się nie udało - Dodał Jar

* * *
Wrócili na drogę. Stalkerzy przeszukali trupy wojskowych.

- To chyba wasze – Gonta wskazał na broń Jurija i pozostałych.

- Miło, że targali ze sobą nasze spluwy – Ucieszył się Norweg podnosząc swoje Minimi.

* * *
Stalkerzy zebrali cały użyteczny sprzęt. Tym razem pochód poszedł dalej gęsiego. Związani jednym sznurem żołnierze szli w środku, popędzani lufami karabinów. Fiodor oszczędził resztki godności – zabrano mu broń, ale nie został związany. Mimo to czuł się skuty, gdyż Jurij nie spuszczał z niego swojego gniewnego wzroku.

Wkrótce minęli bramę kopalni. Napis nad budynkiem administracji jasno wskazywał, że dawno, dawno temu, prężnie funkcjonowała tutaj ‘Kopalnia im. Feilksa Dzierżyńskiego’. Wygląd naziemnej infrastruktury, częściowo całkowicie zburzonej, wyraźnie wskazywał, że z wnętrza kopalni wydostała się potężna energia. Wejście do głównego szybu było ufortyfikowane betonowymi blokami i gniazdami karabinów maszynowych. Powstały w ten sposób jakieś trzy posterunki obronne, zagłębione coraz bardziej w tunel.

- To pole ma silny związek z kopalną – Zaczął Głuszec - Spękania pokrywają się z przebiegiem głównych chodników. Nie wiem, jak to się stało, ale zdaję się, że energia ostatniej potężnej emisji musiała jakoś zejść do tuneli. Nie mając dostatecznie dużego ujścia skumulowała się i utworzyła szczeliny na powierzchni. Patrzcie, co się stało z budynkami. Od tamtej chwili po każdej emisji z głównej sztolni wyłażą hordy mutantów – Wielkie szczury, Snorki, a nawet Zombiaki. Możemy ubić i setkę, a i tak niedługo kolejna wypełza z tych cuchnących korytarzy. Próbowaliśmy ustalić skąd się biorą. PDA wskazują na to, że ostatnie notatki robili w okolicach Czerwonego Lasu. To bez sensu.

- A nie lepiej wysadzić to w cholerę? – Pomyślał Norweg.

- Na początku kilku chłopaków chciało to zrobić. Przypomniałem im wtedy, jak to było w Agropromie. Kiedy Powinność zaspawała studzienki katakumb, mutki zaczęły ryć w ziemi. To nie do przyjęcia. A tak mamy chociaż pewny punkt obrony.

- Tyle że tracimy na tą zabawę całe wiadra amunicji – Dodał Gonta – Ludzie tracą też nadzieję, że ataki kiedyś ustaną.

- Bez wątpienia trzeba wymyślić jakieś lepsze rozwiązanie – Powiedział Jurij.

- Masz jakieś? Bo my nie.


- Dziwię się w ogóle, że jeszcze macie czym strzelać – Zainteresował się Jar - Pole ma już chyba ponad cztery tygodnie. A nie przewidzieliście chyba urwania szlaku handlowego.

- W sumie to do Zatonu da się dostać jeszcze jedną drogą.

- Jak to?

- Znaleźliśmy dużo bezpieczniejsze przejście – Odpowiedział Krab - Niedaleko od stacji Janów jest tunel. Przekopaliśmy się przez gruz. Wylot tunelu prowadzi do Limańska. Komuś udało się opuścić most. Azot złapał nawet częstotliwość tych szczęśliwców. W mieście napotkali Monoliciarzy. Byliśmy tam. Wszędzie walały się trupy tych świrów. O ile się nie mylę, to ci co im nakopali poszli do centrum.

- Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o tym wcześniej – Jurij pokręcił głową - Przynajmniej nie będziemy musieli już więcej zbliżać się do pola anomalii.

NEWS

* * *
Zaton, oraz sąsiadujące okolice Jupitera nie przypominały już tych sprzed Wielkiej Emisji. Według relacji łowców powierzchnia w wielu miejscach została silnie zdeformowana. Olbrzymie zapadliska i kratery wypełniają skupiska anomalii. Takich form nie widziano dotychczas nigdzie indziej. Czego się dziwić, jest to już niemalże centrum Zony. Jeszcze większe atrakcje ma zapewne Prypeć i pozostałe miejsca otaczające Czarnobylską Elektrownię Jądrową, ale to pozostaje jak na razie jedynie w sferze bujnej wyobraźni.

Wstępu do centrum broni bowiem coś. To coś potocznie zwie się Mózgozwęglaczem. Czym jest w rzeczywistości, nie wie nikt, a teorii jest wiele. Racjonalnie myślący (czyli odróżniający rzeczy Standardowo Nienormalne od Kompletnie Fantastycznych) mówią o potężnej anomalii psionicznej. Sekciarze mówią o polu siłowym pozostawionym przez przybyszów z kosmosu. Krąży nawet szalona plotka, jakoby po katastrofie w 86’ na tym opuszczonym terytorium prowadziło się tajne badania nad sterowaniem świadomością. Jedno jest pewne: Ktoś nie chce, żeby ktokolwiek dotarł do centrum, i jak na razie metoda działa tip top. Ci, którzy próbowali zgrywać kozaków, lub też po prostu zabłądzili, wrócili jako bezmózgie Zombiaki. Wśród kotów krąży wszakże, okraszona niesamowitymi zwrotami akcji, bajeczka o herosach, którzy byli ponoć w centrum już dwa razy i wrócili bez szwanku, mówiąc o złotych górach i tym podobnych - ale Jurij ma swoje dobrze znane zdanie na tego typu tematy.

Potężną emisję psioniczną Zwęglacza odczuwa się już tutaj, szczególnie w pobliżu Zakładu Utylizacyjnego, a w Jupiterze bezpiecznie można się poruszać jedynie do budynków stacji Janów, choć czasem i tam mózg zaczyna się lasować.

Jedynym stałym miejscem, gdzie przebywali obecnie ludzie, był statek transportowy Szewczenko, zatopiony na zawsze w błocie wyschniętego koryta kanału. Załogę stanowił jakiś tuzin Stalkerów , pozostałych przy życiu po uderzeniu Wielkiej Emisji, odciętych od reszty Zony. Między nimi znajdowali się Głuszec, Gonta i jego ludzie, oraz Azot. Zwykle czterech ludzi zmieniało się też na ciągłej obstawie szybu kopalni. Mimo że znaleziono nowe, w miarę bezpieczne przejście tunelem do Limańska, traperzy na razie uznali za zbędne ściągać wsparcie z ‘zewnątrz’, a tym bardziej za całkiem niepotrzebne - rozgłaszać masie wieści o nowej ścieżce. Powód był wiadomy: monopol na całe bogactwo, jakie mogą dać nowe, niesamowite skupiska anomalii.

* * *
Strzelcy ominęli Stację Antenową od prawej i zeszli do kanału, a następnie przeszli pod mostkiem prowadzącym do ruin ośrodka kolonijnego „Izumrudnoje”. Brnąc przez błoto byli już prawie na Szewczence.

- Można by było w końcu przenieść bazę na Skadowsk – Zwrócił uwagę Norweg – Jest tam większa ładownia, i kajuty bardziej przestronne.

- Wiesz ile by zajęło wyczyszczenie tej łajby z chlewu, który zrobiły tam te cholerne ślepe kundle? – Odparł Głuszec – Co noc ściągają tam nową padlinę. Znasz chyba odór gnijącego Mięsacza.

- Ooo tak. Aż za dobrze.


Na Szewczenkę wchodziło się przez dziurę w spodzie pokładu. Poszycie kadłuba starego wraku było metodycznie cięte na fragmenty, i wtórnie użytkowane do budowy osłon przed kulami i tym podobnych konstrukcji na poczekaniu.

Wchodząc na pokład Jurij od razu zauważył i rozpoznał faceta, ze względu na którego wyruszył z kompanami na ciężką wyprawę przez całą Zonę. Widać że był w Strefie od niedawna – jeszcze golił się na gładko, pewnie co rano, i kurzył jeszcze prawdziwego papierosa, a nie skręta, jak pozostali. Ubrany był wciąż w polowy mundur wojskowy PSZ, jednak poodrywał wszystkie oznaczenia swojej jednostki.

- Cześć. Jestem Azot. Ty jesteś tym słynnym Pasterzem? Cieszę się, że udało się wam do mnie dotrzeć.

- Tak, to była długa wyprawa. Tak przy okazji: koncertowo zrobiłeś tych d*pków w konia. Ale nie możemy jeszcze spocząć na laurach.

- Wiem. Tajemnicza skrzynia. Ciekawe, czemu tyle o nią hałasu?

- Wiesz co to może być?

- Wygląda jak skrzynia transportowa na ręczne wyrzutnie rakiet – Technik przyjrzał się ładunkowi wypuszczając nosem gęsty dym - Tylko ten zamek nie pasuje. Dajcie mi jakieś pół godziny, to go otworzę.

Zgasił papierosa czubkiem buta i wszedł przez drzwi na dziób statku.

- Postawcie ją tam

Stalkerzy umieścili Skrzynię na metalowym stole od piły tarczowej. Azot migiem wydobył z szafki dużą walizę w kolorze ciemnooliwkowym. Wewnątrz miał komputer, oraz całą masę kabli, przewodów, złączek, przejściówek i precyzyjnych narzędzi zegarmistrzowskich. Reszta postanowiła zostawić go sam na sam z zajęciami, które w nieznacznym stopniu mógł ogarnąć co najwyżej Wujek Jar.

- Pewnie umieracie z głodu – Powiedział Głuszec - Chodźmy coś zjeść na górę.

* * *
Gonta wprowadził Fiodora do ciasnej kajuty z jedną koją. Na taborecie postawił miskę z pieczonym mięsem i Kozaka.

- Posiedzisz tutaj aż wyjaśnimy sprawę.

- No dobra, ale zostawcie mi chociaż gitarę…

* * *
Na górnym pokładzie stale paliło się małe ognisko. W tym momencie na rożnie obracała się tusza dzika. Świeżo upieczone mięso smakowało nieziemsko, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie cztery dni traperzy żywili się konserwami i kiełbasą sojową. Usiadłszy na schodach prowadzących na mostek Stalkerzy starali się odprężyć choć na chwilę. Norweg mógł w końcu zrzucić z siebie krępujący ruchy egzoszkielet. Ta przerdzewiała stalowa wanna dawała przyjemne, choć złudne poczucie bezpieczeństwa.

Najadłszy się do syta, i wypiwszy kilka kielichów na rozluźnienie, Jurij postanowił w końcu rozmówić się z Fiodorem. Ciężko zmagał się ze swoją wrodzoną nieufnością do nowo napotkanych ludzi. Zwalczył ją zostając przewodnikiem, gdyż obcy towarzyszyli mu bez przerwy. Ani razu się na tym nie przejechał, jednak nowy towarzysz podróży po raz kolejny rozbudził znienawidzoną cechę. Jurij był na niego wściekły właśnie z tego powodu. Czy wszystko, co mówił było kłamstwem? Ale jak to możliwe, że weteran był szpiclem?! Wyglądu zaprawionego trapera nie da się sfingować!

- Niezły z ciebie aktor, Fiodor - Jurij oparł się o ścianę kajuty - Na prawdę dałem się nabrać, że jesteś Stalkerem

- Jurij! Ależ ja jestem Stalkerem! Tylko…

- …Tylko nie miałeś kasy i postanowiłeś sypać armii!

- Nie. To nie tak…

- W Anomalii chciałeś mi rozwalić łeb!

- Kurde, chłopie! Blefowałem! Jak miałem…

- Nie kłam!

- Nie kłamię, stary! Wysłuchaj mnie do cholery!

- Dobra, mów…

- Opowiem ci, jak to ze mną było, od samego początku – Po głosie Fiodora nie można było sądzić nic innego poza szczerą prawdą – Trafiłem tu jako informator SBU, kiedy fenomen ‘stalkerstwa’ zaczął rosnąć w siłę. Powstała siatka wywiadowcza, zbierająca nazwiska, lokalizacje obozów, przygotowująca zamachy na najgroźniejszych s**insynów. Góry nie interesowały wasze doświadczenia. Chodziło tylko o to jak was zniszczyć. Z początku byłem lojalny, też chciałem wpakować wszystkich bandytów do celi. Miałem swoje powody. No bo chyba nie myślisz, że rząd wysyła do Zony za dobre sprawowanie. Miałem dwa wyjścia: pójść do paki na 20 lat albo posiedzieć cztery tutaj. Po dwóch latach zmieniłem jednak podejście do tego miejsca. Tutaj nie liczy się już to, co się przeskrobało na zewnątrz. Można zacząć od nowa. Każdy z nas ma coś na sumieniu, skoro tu wylądował.

- Do rzeczy. Czemu znów wróciłeś do szpiegowania?

- To tak nie działa, Jurij. Musiałem się zgodzić, bo inaczej wydaliby na mnie wyrok śmierci. Od tygodnia na Moczarach obserwował mnie taki jeden. Na pewno tajniak. W SBU byłem płotką. Już myślałem, że spisali mnie na straty. A tu nagle dostaję wiadomość. Ja ich miałem tylko informować. I tak nie mówiłem wszystkiego. Nawet nie wiedziałem, kto nas śledzi. Stary! No zlitujże się! Jestem tu tak samo długo jak ty! Zmieniłem się! Już nie jestem marionetką rządu!

Nagle odezwał się interkom zainstalowany na ścianie.

'...Jurij, przyjdź do ładowni...'

- Otworzyłeś skrzynię?

'...Tak… otworzyłem...'

- Co to jest?

'...Sam zobacz! Bo nie uwierzysz w odpowiedź...'

- Zaraz będę – Odpowiedział Stalker, puścił guzik i otworzył drzwi kajuty.


- Jurij… - Zawołał za nim Fiodor

- Jeszcze pogadamy. Siedź tu!

* * *
Niemalże cała załoga Szewczenki zebrała się w Obszernej ładowni.

Jurij uchylił wieko skrzyni, ale pierwsze wrażenie spowodowało, że puścił je, tak że klapnęło z hukiem. Otworzył je na oścież dopiero po zaczerpnięciu głębokiego wdechu.

- No ja pier**lę… - Zachichotał w niedowierzaniu i zakrywając twarz cofnął się do tyłu.

Wewnątrz znajdowało się dziwne urządzenie. Wszyscy dość długo przyglądali mu się z dziwnym grymasem niedowierzania na twarzy. Rozum podpowiadał im, co to jest, ale zdrowy rozsądek zaprzeczał. To było po prostu niemożliwe. Zastygli w bezruchu starali się coś powiedzieć, ale tylko trzęsącymi się rękoma wskazywali na zawartość skrzyni.

- Czy to jest… - Jar zdobył się na odwagę.

- Tak, to jest Bomba Atomowa! – Rzucił Azot.

- JEZU!!! – Wszyscy odskoczyli od stołu, jak rażeni prądem.

- Nie no jak!? – Zaprzeczał Gonta – Jesteś pewien?

- A może to tylko jakaś rakieta! – Pocieszał się Norweg.

- Jaka rakieta?! – Azot przesunął licznik Geigera nad skrzynią - Patrz!


Dozymetr zaczął intensywnie terkotać.

- To jest głowica bojowa! Jest nawet symbol radiacji.

- Co za idiota to tutaj wsadził!? – Krzyknął Gonta


- Jaką ten towar ma moc? – Zapytał Jurij.

- Nie wiem. Muszę się przyjrzeć panelowi sterowania….


Azot odkręcił wkrętarką stalową osłonę panelu kontrolnego. Przyjrzał się świecącym lampkom.

- Chryste panie, ktoś ją nawet uruchomił!

- Co, że niby już tyka?! – Przeraził się Jar.

- Nie, nie! Na szczęście tylko ustawił zegar. Tak jakby…

- …Tak jakby o czymś zapomniał – Wtrącił Głuszec – Kapitan chciał ją zdetonować, kiedy was mu odbiliśmy, zanim palną sobie w łeb.

- Ta bomba to potwierdzenie niekompetencji dowództwa – Powiedział Azot bacznie oglądając wszystkie napisy i symbole pod klapką panelu – Ta cała wielka operacja w Zonie przypominała bardziej misję stabilizacyjną, niż akcję militarną przeciwko nieznanemu zagrożeniu. Wy wystąpiliście w roli bojowników, słabo uzbrojonych szabrowników z palnikami zamiast karabinów. Nie docenili was. Anomalii i mutantów w ogóle nie wzięto pod uwagę w przygotowaniach. Nie potraktowali należycie całej sprawy. Tylu ludzi zginęło niepotrzebnie. Powinni byli wiedzieć, że tego miejsca nie da się zniszczyć ani konwencjonalnymi metodami, a nawet cholerną atomówką!


Stuknął pięścią w obudowę głowicy, informując o zakończeniu analizy

- Ta zabawka to bardzo zaawansowany typ, nie byle syf. Nazywa się go Bombą Neutronową. Niewielka siła wybuchu, małe skażenie promieniotwórcze, ale potężne promieniowanie przenikliwe. Przeniknie przez wszystko, nawet pancerz. Wytrzebi w Zonie wszystko, co się rusza. Zasięg jest z pewnością mniejszy niż trzydzieści kilometrów. Na zewnątrz pewnie by całą sprawę zatuszowali. Podadzą w mediach, że eksplodowały resztki paliwa jądrowego w Elektrowni i tyle. A kwestia Stalkerów i mutków zostałaby rozwiązana.

- Ale jak oni, do ciężkiej cholery, chcieli ją donieść do centrum? – Powiedział Norweg - Przecież usmażylibyśmy się już koło Janowa.

- Nawet gdy walnie tutaj – Wtrącił Głuszec - Dosięgnie największe skupiska ludzkie w Zonie. Północ nie jest tak popularna jak południe.

- Musimy się jej pozbyć, i to szybko – Po krótkim namyśle zdecydował Jurij – Nic innego właściwie nie wchodzi w grę. Jutro możemy już nie żyć. W każdej chwili znikąd mogą się tu pojawić bandyci, Monoliciarze albo inne ścierwo. Nie wiem, cholera! Zakopmy ją! Zalejmy betonem! Byle nie wpadła w ręce jakimś porąbańcom.
- Albo…

- … KOPALNIA! – Potwierdził jego przemyślenia Azot - Wydobywali tam różne metale, w tym ołów! Ołów pochłania promieniowanie, to pewnie wiecie. Gdyby odpalić ją dostatecznie głęboko, na powierzchni zaobserwowalibyśmy jedynie trzęsienie ziemi. Spore trzęsienie ziemi, ale to pikuś w porównaniu z innymi czynnikami eksplozji nuklearnej! Potrzeba jakichś dwustu – trzystu metrów. Pod ziemią powstałby magmowy sarkofag! No i na pewno powstrzymałoby to fale mutantów!

- To najlepsze wyjście – Stwierdził Norweg - Mam nadzieję, że się nie mylisz, Adamie Słodowy. Wezmę kogoś i przeszukamy budynki kopalni. Może znajdziemy schemat tuneli.

- Tylko jak dostarczymy to cholerstwo na samo dno? – Zapytał Jurij - Nie uśmiecha mi się wchodzić do tej cuchnącej pieczary.

- Iwan załatwi to za nas – Dumnie odparł Azot.

- Jaki Iwan?

- To moja zabawka z wojska – Technik odsłonił pokrowiec obok stołu – Robot saperski. Wzięliśmy go z jednostki. Teraz używamy go do szukania artefaktów w anomaliach. Uzbroiłem go dodatkowo w miotacz ognia i zainstalowałem kosz transportowy.

- Coraz lepiej – Jurij pokręcił głową.

- Ale i tak będziemy musieli zejść do kopalni.

- Nie da się zdalnie?

- Warstwa skał wygeneruje zbyt duże zakłócenia. Konieczne będzie sterowanie z kabla. Zostawimy bombę i odpalimy ją przewodem z bezpiecznej odległości.

- Obyśmy zdążyli prysnąć zanim twoja zabawka wpakuje nas w jakieś bagno.


- A co z Fiodorem? – Zapytał Norweg

- Działał pod presją – Westchnął Jurij – To dobry Stalker. Jeden sprawny traper więcej da nam większą szansę, że w ogóle dojdziemy do najgłębszego szybu. Myślę, że najwyższy czas go ułaskawić.

- No nareszcie! – Klasnął w dłonie Jar – Już myślałem, że nigdy nie skończysz z tą dziecinadą!

* * *
- Nie wierzę - Fiodor zakrył twarz i zaczął niespokojnie krążyć po ładowni – I oni to … tutaj… do Zony?!

- Dzielny kapitan wpisał nawet kody odpalające – Powiedział Jurij - Wystarczy wcisnąć start i zegar ruszy.

- Czy ich już kompletnie pop***doliło?! – Fiodor oparł się rękami o skrzynię - Atomicę?! Na niesprawdzony teren?!

- Konkretnie to bombę neutronową, wybije tylko…

- Tak, wiem jak działa bomba neutronowa! Tak czy owak osiągną cel! Rany, gdy zabraknie Stalkerów, w Zonie nastanie chaos! Paradoksalnie to tylko dzięki nam to g*wno jakoś się trzyma!

- Lepiej byśmy tego nie ujęli! Oszukajmy przeznaczenie! Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Wpakujemy ją do kopalni, najgłębiej jak tylko się da. Ołów zawarty w skałach pochłonie promieniowanie.

- No i to jest myśl! To kiedy ruszamy?

cdn.



Rozdział X - Ostatni
Zejście


- Co się stało?
- Nie wiem, przeniosłem się gdzieś … Gdzieś poza kopalnię… Wszystko było żółte, jak nad Jantarem…
- Co widziałeś?
- Nie pamiętam… Byłem tam ledwie kilka sekund…
- Kilka sekund? Nie było ciebie całe pięć minut! Skup się, co widziałeś?
- Widziałem… Anteny… Wielkie… Pięć gigantycznych masztów… Omiatały je błyskawice… No i…
- Co?
- Ten głos… Był w mojej głowie… Wołał mnie…
Ostatnio edytowany przez Infiltrator 06 Mar 2011, 19:20, edytowano w sumie 2 razy
:

Wiedz, że coś się dzieje...
Awatar użytkownika
Infiltrator
Kot

Posty: 20
Dołączenie: 09 Sty 2010, 14:52
Ostatnio był: 28 Kwi 2014, 18:05
Miejscowość: Festung Breslau
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: SVUmk2
Kozaki: 2


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości