Witajcie przybysze! To znowu wy? Dawno żeśmy się nie widzieli... Nie pamiętacie mnie? Dałem wam schronienie przed deszczem parę dni temu... Tak, właśnie, to ja! Bajarz z Zony! Siadajcie przy mym ognisku, ogrzejcie się. Zbliża się mroźna noc, czuję to w kościach. Chociaż to zawsze Tyczkarz z mojego dawnego zespołu wyczuwał takie rzeczy. Potrafił nawet wyczuć emisję na długo przed jej nadejściem. No cóż... Macie coś ciekawego w tych ogromnych plecakach? Artefakty... uuu... coś ciekawego? Aha... Nawet „korale mamy”... o i „dusza” i jeszcze parę innych. Dostaniecie za nie mnóstwo kasy, ja wam to mówię.

I co potem? Pewnie spijecie się w barze, co nie? Pamiętam jak kiedyś zrobiliśmy mały- chociaż „mały” to za mało powiedziane- melanż.
Razem ze swoją grupą wróciliśmy z anomalii na wschodzie i mieliśmy całkiem udane polowanie. Tylu artefaktów to na oczy przedtem nie widziałem! Wpadliśmy, więc do baru „100 Radów” uprzednio sprzedając towar. Było z tego nie mało rubli. Jak zwykle poszła propozycja od Karabina by to przepić i oczywiście się zgodziliśmy. Pamiętacie jak mówiłem o członkach mojej grupy? Tyczkarz, Grigory, Karabin, nasz „wódz” Numidyjczyk, no i oczywiście ja. Razem podróżowaliśmy po Zonie. Ale to było kiedyś...
Tak czy inaczej. Weszliśmy do baru i ani odrobinę nie przeczuwaliśmy jak bardzo narozrabiamy w przeciągu następnych kilku godzin. No, więc trochę niefortunnie, ponieważ w barze znajdowała się delegacja z „Wolności”, którą ich przywódca wysłał do szefa „Powinności” z propozycją rozejmu. Tak, pamiętam to dobrze. Było to jeszcze za czasów kiedy cały bar i okolice były we władaniu „Powinności”, a jej przywódcą był... zaraz, zaraz... jak on miał na imię? No nie przypomnę sobie teraz... Tak czy inaczej ta delegacja z „Wolności” miała pozwolenie na przebywanie na terenie baru, lecz atmosfera pomiędzy członkami obu przeciwnych sobie frakcji były bardzo napięte. Na początku oczywiście w ogóle się tym nie przejęliśmy. Usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy hektolitry wódki od barmana oraz coś na przegryzkę. Po paru głębszych Karabin zawołał: „Stawiam wszystkim!” i zaczęło się. Nigdy w barze nie widziałem równie wielkiego melanżu. Wszyscy pili, śmiali się... nawet tańczyli bo jakiś stalker miał ze sobą stary odtwarzacz, a barman miał trochę płyt na zapleczu, które kupił tydzień wcześniej.
W pewnym momencie do balangi przyłączyli się ci z „Wolności”. Polubiłem tych gostków, sympatyczni, na luzie, a nie jak ci członkowie „Powinności”, którzy wyglądają jakby im ktoś kij wsadził w... no wiecie w co. Grigory myślał podobnie jak ja i zaczął krzyczeć po pijaku na cały bar: „Towarzysze z Wolności, wasze zdrowie! Skopiecie tyłki tym sztywniakom z Powinności, tako rzecze ja Grigory!”. Jak pech to pech... Akurat kiedy Grigory wznosił swój toast do baru weszło pięciu członków Powinności. Młode knypki, pewnie jeszcze nie mieli styczności z większością okropieństw Zony, widać to było na pierwszy rzut oka. I jak to młodzi... Trochę ich Grigory wkurzył. Zaczęli mu grozić, już nawet nie pamiętam czym, też byli nawaleni, musieli coś w bazie wypić. Oczywiście w obronie kolegi stanęła cała nasza banda, oprócz Karabina, który nieprzytomny leżał już pod barem.
Wtedy okazało się, że te knypki przemyciły gnaty w gaciach, a przecież w barze jest zakaz wnoszenia broni. Wystrzelili kilka kul w sufit i znowu zaczęli coś krzyczeć do nas, nie pamiętam co bo byłem strasznie nawalony. Pamiętam tylko, że coś im odkrzyknąłem i porządnie się wkur****. Odłożyli gnaty, ściągnęli ciężkie kombinezony i zaczęli nas okładać pięściami. Na szczęście ci z Wolności- spoko kozaki

- stanęli po naszej stronie i skopaliśmy tym sztywniakom tyłki, jednak nim się obejrzeliśmy okazało się, że w barze rozgorzała prawdziwa bitwa. Każdy bił się z każdym i nikt nie wiedział dlaczego. Pijani rzuciliśmy się w wir walki. Może widzieliście jak byliście w barze ten rozwalony telewizor, który barman trzyma na lodówce... No, to robota Numidyjczyka. Kozak był genialny, przeskoczył przez bar, dał w mordę bramanowi, wziął ten telewizor i chciał nim rzucić w tłum. Ja i taki koleś z Wolności o ksywie Rysiek powstrzymaliśmy go od tego, lecz on i tak upuścił telewizor, który roztrzaskał się na podłodze. Innymi słowy barman był wściekły. Wyciągnął ogromnego jak moja fujara obrzyna i zaczął ładować. Odzyskując zdrowy rozsądek uciekliśmy z baru zostawiając nieprzytomnego Karabina na pastwę losu.
Nasz banda razem z delegacją Wolności wybiegliśmy na zewnątrz w pośpiechu biorąc uzbrojenie i gubiąc kilka rzeczy przy okazji. Ja na przykład upuściłem gdzieś mój nóż myśliwski podczas ucieczki i do dzisiaj go nie odnalazłem.
Żeby było jeszcze ciekawiej na zewnątrz lał deszcz i było ciemno. Biegnąc na ślepo wpadliśmy na oddział patrolowy Powinności. Od razu połapali się o co chodzi. Poczuli od nas wódę i zobaczyli tych knypków, których stłukliśmy (akurat wyszli z baru tuż za nami). Rozpoczęła się strzelanina i... wtedy urwał mi się film. Pamiętam, że ostatnie co widziałem to wielki brzuch barmana biegnącego w naszą stronę z obrzynem. Mówię wam... niezłe jaja!
Obudziłem się z najpotworniejszym kacem jakiego w życiu miałem. Razem z całą bandą byliśmy w bazie Wolności w Dolinie Mroku. Okazało się, że podczas strzelaniny raniony został Gryzipiórek, jeden z członków delegacji Wolności oraz podobno jeden z członków Powinności zginął. Zaogniło to jeszcze bardziej konflikt Powinności z Wolnością. Pertraktacje, które miały się zakończyć pokojem pomiędzy frakcjami okazały się totalną klapą... i to dzięki nam. Od tego czasu mamy zakaz wchodzenia na teren baru. Artefakty sprzedajemy teraz w bazie Wolności, a jak chcemy się napić to również u nich. Po tamtej przygodzie nasza banda nieco się rozleciała. Numidyjczyk i Tyczkarz ruszyli na północ do Zatonu, mieli ponoć jakieś kontakty z Brodaczem, który miał im dać pracę. Reszta czyli ja, Grigory i Karabin (na szczęście nic mu się nie stało) dołączyliśmy do Wolności i było naprawdę fajnie. Takiego towarzystwa zawsze nam brakowało, tego luzu i świadomości, że Zona stoi przed nami otworem.
Widzicie? Widzicie do czego może doprowadzić taka popijawa? Cóż... postanowiliśmy potem, że trzeba to powtórzyć, ale to już inna historia. Opowiem wam kiedy indziej. Tak w ogóle to mam nadzieję, że nie jesteście z Powinności? Inaczej będę miał od was zdrowo przechlapane, hehe...
No idźcie już. Sprzedajcie towar i wypijcie moje zdrowie. Tylko nie przesadzajcie. Co za dużo to nie zdrowo... Mój przykład powinien być dla was przestrogą. Chociaż z drugiej strony... fajnie było.

"Mutant najlepiej wygląda z bliska, lecz tylko wtedy gdy jest już martwy"- Numidyjczyk