Ech... Nie wiem, co ja robię. Zamiast uczyć się do egzaminów piszę opowiadanie

. Ale cóż, tak ładnie prosicie, że aż trudno odmówić

.
Teraz, jak nie trudno się domyślić po lekturze ostatniej części, będzie sporo akcji. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Ostrzegam również przed wulgaryzmami, ale są one oczywiście ocenzurowane.
Naturalnie bardzo serdecznie proszę o jak najwięcej komentarzy

. Są miodem na moją amatorsko-pisarską duszę

.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury
Ab uno disce omnes *
Wnętrzne tunelu rozjaśniało kilka latarek i wypełniał miarowy stukot podbitych, wojskowych butów.
- I myślisz, że na tej stacji jest coś do żarcia? – spytał młody męski głos. Tunel potęgował dźwięki nadając im nietypowe, przestrzenne brzmienie.
- Jeśli są tam ludzie, jest i żarcie! – odpowiedział mu ze śmiechem twardy, basowy głos. Zawtórowało mu kilka innych.
- Wiesz przecież, że nie o takim jedzeniu mówię! Chciałbym zjeść jakieś owoce… Na przykład brzoskwinie. Jeszcze miesiąc temu miałem ich pod dostatkiem w tym moim zawszonym mieszkanku, a teraz oddałbym duszę za puszkę soczystych, słodkich brzoskwiń…! – rozmarzył się pierwszy rozmówca.
- Zamknij się! Działasz mi na nerwy! – krzyknął trzeci męski głos – Jeszcze kilka słów o brzoskwiniach i zarobisz kulkę. Nie żartuję!
- Dobra, już dobra… - powiedział ściszonym głosem młody mężczyzna, po czym dodał – Daleko jeszcze?
Człowiek na przedzie staną i poświecił latarką w mapę, którą trzymał w ręku i zakomunikował:
- Hmm… według planu jesteśmy prawie na miejscu…
- Myślicie, że to co zrobiliśmy było słuszne? – spytał nagle zmieniając temat ten sam młody piechur. – Nie jestem pewien…
- Zamknij się w końcu! Ile razy mam ci powtarzać?! Wk*rwiasz mnie! – odkrzyknął natychmiast trzeci głos. Pochodził ze środka grupy.
- Wyluzuj Borys… Chłopak w przeciwieństwie do ciebie ma jeszcze resztki sumienia… - uspokajał go czwarty mężczyzna, który dotąd się nie odzywał. – Nie mieliśmy wyboru, mały. Sami się na nas rzucili, widziałeś. To była obrona.
- K*rwa! Zamknijcie mordy! – krzyczał awanturnik – Jeszcze jedno słowo na ten temat i was rozwalę! Nie żartuję! – i na potwierdzenie tych słów w tunelu dało się słyszeć trzaśnięcie zamka, z pewnością należącego do karabinka AK-47.
- Spokojnie Borys, spokojnie… - łagodnym głosem powiedział mężczyzna. Po tych słowach zapanowała cisza, przerywana jedynie tupotem żołnierskich butów. W powietrzu, wśród idących, czuć było nerwową, napiętą atmosferę.
- Stać! – rozległa się stanowcza i głośna komenda Jarkowa. W tunelu momentalnie zaległa cisza, a światła latarek znieruchomiały. Promienie światła znajdowały się niespełna sto metrów od pierwszych umocnień stacji „Biegowej”. Po chwili jednak światła rzucane przez ręczne latarki zaczęły migotać i miotać się bez ładu po ścianach i suficie tunelu, wskazując na ruch ich właścicieli. Dało się słyszeć odgłosy rzucających się na ziemię ciężkich piechurów, rozległy się też trzaśnięcia bezpieczników broni ręcznej. Trwało to zaledwie kilka sekund, po czym wszystkie latarki skierowały się wprost na źródło głosu.
- Kto tam?! – z tunelu nerwowo odkrzyknął mężczyzna – Kto tam jest, do jasnej cholery?! – zawołał ponownie.
- Mówi sierżant Michaił Dimitrijewicz Jarkow, siły zbrojne Federacji Rosyjskiej! Rzućcie broń i podejdźcie powoli z podniesionymi rękami!
Po tych słowach zapanowała chwila ciszy. Chwilę potem grupa w tunelu wymieniła porozumiewawcze szepty i wśród nich ponownie odezwał się głos:
- Tutaj kapral Borys Igoriewicz Partonow! Przyszliśmy ze stacji „Ulica 1905 Roku”! Nie mamy złych zamiarów i odmawiamy złożenia broni! Jest naszym gwarantem bezpieczeństwa!
„Nie mamy złych zamiarów… i co k*rwa jeszcze…” – pomyślał Jarkow, po czym wyszeptał do swoich podkomendnych – Wołodia, bierzesz tego z prawej, Iwan – krzykacza, Nikołaj – tych dwóch z lewej. Celujcie w latarki.
Żołnierze niewidocznie kiwnęli głowami i skupili się na wyznaczonych celach. Ich miarowy, równy oddech i nieruchoma postawa wskazywała na pełne skupienie i gotowość.
Jarkow ponownie krzyknął:
- Odłóżcie broń i podejdźcie z rękami podniesionymi do góry! Ostrzegam, jeżeli nie zastosujecie się do poleceń, użyjemy broni!
Po tych słowach we wnętrzu tunelu dało się słyszeć ożywione szepty, które niejako przerodziły się w kłótnię.
- I co teraz, Borys? K*rwa, ale się daliśmy! Mają nas jak na widelcu! Ja pi*rdolę! – wyszeptał głośno twardy basowy głos.
- Morda! Nikt nie pytał cię o zdanie! – odpowiedział mu dowódca. Odwrócił się do znajdującego się za nim rozmówcy i nakierował na niego światło latarki. Promień oświetlił dużego, potężnego mężczyznę leżącego w pozycji strzeleckiej. Celował z opartego na dwójnogu ręcznego karabinu maszynowego RPD z podwójnym magazynkiem bębenkowym. – Ja tu dowodzę! Słuchaj się rozkazów i zamknij mordę!
- Nie jest dobrze, Borys. Przez tą ciemność g*wno widać. Może ich tam być pięciu, a może pięćdziesięciu. A może nawet tylko ten jeden.
- Widzę, k*rwa! Nie jestem ślepy! – odkrzyknął mu półszeptem Borys. Był cały roztrzęsiony. Zdawał się nie panować nad sobą. – Mamy dużą siłę ognia! Przykryjemy ich gradem pocisków i powoli pod osłoną będziemy podchodzić. G*wno nam zrobią!
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł… - niepewnie dodał młody, który teraz odezwał się po raz pierwszy. Borys spojrzał na niego, ale się nie odezwał. Jego twarz była wzburzona, a grymas zdradzał, że nie kontroluje emocji.
- Zrobicie jak mówię! Albo sam was rozwalę! Zrozumiano?
W tym momencie z odległości niespełna 100 metrów ponownie rozległ się głos:
- Rzućcie broń i podejdźcie z rękami skierowanymi w górę! To ostatnie ostrzeżenie!
Mężczyźni niepewnie popatrzyli się po sobie, po czym każdy z kolei, patrząc w oczy Borysowi, odpowiedział:
- Tak jest!
- W takim razie… - powiedział teraz już spokojnie, ale głosem pełnym rządzy krwi – Na mój rozkaz…
Jarkow, nie słysząc odpowiedzi na swoje żądanie, obejrzał się do tyłu i napotkał wzrokiem Saponowa. Lekarz również spojrzał mu w oczy i lekko kiwnął głową. Sierżant odpowiedział mu tym samym i rzekł:
- Na moją komendę… - ale nie zdążył dokończyć. W ułamku sekundy tunel wypełniły huki wystrzałów z broni maszynowej. Rozbłyski oświetliły jasno wnętrze potężnego korytarza, a ogłuszające echo wypełniało całą stację. Jarkow instynktownie schylił się i krzyknął „Odpowiedzieć ogniem!”, ale żołnierze już strzelali. Potężne grzmoty i błyskawice, wydobywające się z karabinów opanowały tunel. Dotąd nieprzerwana czerń szargana była teraz przez jasne błyski. Z wnętrza, wśród jednostajnych odgłosów karabinków AK-47, miarowo strzelał karabin maszynowy. Okop przyjmował na swoją powierzchnię olbrzymią ilość pocisków. Beczki i blachy, gęsto ułożone obok siebie, nieprzerwanie sygnalizowały trafienia pustym, metalicznym brzdękiem. Żołnierze, pełni skupienia i swoich umiejętności, puszczali w głąb tunelu krótkie serie, dokładnie celując w widoczne od rozbłysków postacie.
Podczas gdy jeden ze strzelców, Nikołaj, zmieniał magazynek, Jarkow zajął jego pozycję i wystawił lufę swojego karabinka, który wziął od jednego z żołnierzy będących teraz na tyłach. Obraz widoczny z niewielkiej szczeliny wśród ciągłych strzałów klatkował, niczym uszkodzony film. Będący w tunelu ludzie bez przerwy prowadzili ogień, jednakże na zmianę. Gdy jednemu kończyła się amunicja, podbiegał pod osłoną kolegów kilka metrów do przodu i padał na ziemię. Wtedy to on otwierał ogień i stojący za nim strzelec powtarzał jego czynność.
- Podchodzą! – krzyknął na cały głos, próbując przebić się przez huki wystrzałów. Ujrzał, jak jeden z nich podnosi się niezgrabnie i zaczyna biec. Jarkow powoli, nie śpiesząc się nakierował na niego swój karabinek. Celował w korpus. Przełączył na tryb pojedynczy.
- Spokojnie… – usłyszał własny głos. Palec wskazujący powoli oplótł stalowy spust. Karabinek leżał mocno i stabilnie, oparty o silne ramię. Lufa nieruchomo skierowana w stronę celu. „Bez szarpania…” – pomyślał i wystrzelił. Odrzut lekko skierował broń ku górze, ale po chwili powróciła ona na miejsce. Jarkow ujrzał, jak biegnący piechur wyrzuca broń w powietrze i upadając łapie się za brzuch. Siła uderzenia obróciła go lekko przez co upadł na bok. Sierżant, mimo odległości, widział dokładnie jak chwilę po uderzeniu z rany wytryskuje krew i szybko zabarwia mundur. Ujrzał wyraz jego twarzy, pełen bólu i zaskoczenia i dopiero teraz zauważył, że jego ofiarą jest młody mężczyzna. Jeszcze chłopak.
Jarkow, lekko zszokowany, odsunął się od otworu strzelniczego. Jego miejsce natychmiast zajął Nikołaj i praktycznie od razu otworzył ogień.
- „To jeszcze dzieciak. Jezu…” – myślał sanitariusz patrząc tempo w plecy Nikołaja.
- Dostałem! – krzyknął Iwan. – K*rwa, dostałem!
Jarkow natychmiast odzyskał czystość umysłu. Spojrzał obok i zobaczył towarzysza leżącego na ziemi i trzymającego się za krwawiące lewe ramię.
- Spokojnie! Nic ci nie będzie! – powiedział oglądając ranę. Kula przeszła na wylot druzgocąc łopatkę, ale nie zagrażała życiu.
- Boże, ile krwi! – krzyknął ranny patrząc na szybko nasiąkający opatrunek.
- Nic ci nie będzie! – powtórzył sanitariusz. W tej chwili podbiegło dwóch żołnierzy stojących dotąd na tyłach. Chwycili kolegę i położyli na prowizorycznych noszach, zrobionych z łóżka polowego. Gdy upewnili się, że leży stabilnie, wstali i szybkim krokiem wynieśli go na tyły. Jarkow zobaczył, jak Saponow podbiega do nich i ogląda ranę jeszcze w czasie transportu.
- Odległość niespełna 50 metrów! – usłyszał za plecami dowódca. Rozpoznał głos Wołodii – Zbliżają się!
Sierżant obejrzał się w stronę żołnierza i odkrzyknął:
- Poczęstuj sk*rwysynów granatem!
Wołodia spojrzał porozumiewawczo na Jarkowa, po czym odłożył karabinek i chwycił leżący obok granat. Machinalnie wyciągnął zawleczkę, po czym otworzył dłoń. Z charakterystycznym brzdękiem odskoczyła łyżka.
- Uwaga, granat! – krzyknął i z całej siły rzucił nim w kierunku wroga. Po chwili rozległ się ogłuszający wybuch. Siła eksplozji rzuciła będących w pobliżu na ziemię. Podmuch powietrza przeleciał tunelem w obie strony, dając się odczuć również żołnierzom stojącym przy jego wylocie.
- Włączcie reflektor! Teraz! – rozkazał Jarkow. Stojący najbliżej żołnierz posłusznie nacisnął włącznik. W dopiero co podnoszących się z szoku i ran po eksplozji granatu przeciwników poleciał oślepiający strumień światła. W tunelu dało się słyszeć okrzyki bólu i zaskoczenia. Sierżant zobaczył, jak porażeni jasnością wrogowie rzucają karabiny i przyciskają dłonie do oczu. W jednej chwili, ze zorganizowanej grupy strzelców, zmienili się w chodzących na oślep, krzyczących i trzymających się za twarze bezbronnych słabeuszy.
- Wstrzymać ogień! – krzyknął Jarkow. Po chwili stację wypełniały już tylko odgłosy żałośnie jęczących przeciwników. Sierżant spostrzegł, że z grupy około dwudziestu mężczyzn zostało zaledwie trzech – Rozbroić ich i związać. – a po chwili namysłu dodał – Jeżeli będą stawiali opór – zastrzelić.
Pół godziny później pod ścianą peronu i pod okiem dwóch żołnierzy, siedziało czterech skrępowanych mężczyzn. Prócz trzech, których zauważył Jarkow, znaleziono wśród trupów jednego rannego.
- I co z nimi zrobimy? – spytał Saponow, gdy podszedł do wpatrującego się w nich sierżanta. Właśnie skończył zmieniać opatrunek rannemu Iwanowi.
- Dla mnie sprawa jest prosta. – powiedział nie patrząc się na lekarza dowódca. Po jego wyrazie twarzy łatwo można było poznać, że jest niezwykle wściekły – Wiesz co zrobili na tamtej stacji. Słyszałeś Siergieja. Wymordowali wszystkich mieszkańców. Jedli ich. Przyszli tu z zamiarem wybicia naszych. Pomyśl… – w tej chwili popatrzył prosto w oczy doktorowi. Saponow widział w nich czysty gniew - …pomyśl, co by zrobili naszym ludziom, gdybyśmy nie mieli broni. To mordercy. Kanibale. Zbrodniarze. Nie zasługują na życie.
- Michaił… nie możemy tego zrobić. – powiedział spokojnym, błagalnym głosem lekarz – jeżeli to zrobimy, czym będziemy się od nich różnić?
- Nie, Jurij, nie. Nie pozwolę, żeby te ścierwa mieszkały na NASZEJ stacji. Wśród NASZYCH ludzi. Nie pozwolę, żeby jedli NASZE jedzenie i pili NASZĄ wodę. Nie zasługują na to. Słyszycie?!? – krzyknął do siedzących – Nie zasługujecie na pieprzone życie, które odebraliście niewinnym ludziom!!! – wrzasnął po czym podbiegł i z całej siły kopnął najbliższego w twarz. Ciężki podkuty but zmiażdżył nos i złamał szczękę mężczyzny. Ten wydał nieziemski okrzyk bólu wyciszony przez trzymany w ustach knebel. Stojący obok żołnierze nawet nie zareagowali. Ich twarze, mimo neutralnego wyrazu, zdradzały pełne poparcie dla słów i czynów dowódcy.
Jarkow odszedł na bok, a miejsce przy ranionym natychmiast zajął Saponow. Obejrzał twarz nieszczęśnika, po czym zawołał:
- Misza, co ty robisz?! Tak nie można!
Sanitariusz odwrócił się do siedzących, wystraszonych i wpatrujących się w niego z przerażeniem, po czym przemówił powolnym, równym głosem, w którym ukryta była złość i nienawiść:
- W imieniu Federacji Rosyjskiej, za zbrodnie jakich dopuściliście się na ludziach oraz za bunt i nieposłuszeństwo skazuję was na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok zostanie wykonany niezwłocznie.
Po tych słowach zapadła chwila ciszy. Saponow, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Stał przez chwilę nieruchomo wpatrując się w przyjaciela wytrzeszczonymi oczami.
- Co?!? – krzyknął w końcu.
- Zabrać stąd lekarza. – rozkazał Jarkow, po czym dwóch żołnierzy chwyciło doktora i siłą wyniosło na tyły. – A wy wstać! – krzyknął do skazańców. Ci pokręcili przecząco głowami, a jeden z nich, bardzo dobrze zbudowany i umięśniony, zaczął się szarpać. Podeszło do nich pięciu żołnierzy i siłą podniosło. Następnie więźniowie zostali przywiązani rękoma do rur, jakie mieli za plecami, przez co nie mogli się ruszać. Rannego potraktowano identycznie.
Dowódca spojrzał po swoich ludziach, po czym powiedział:
- Władimir, Nikołaj, Piotr i Dimitr – formować pluton egzekucyjny.
Wymienieni żołnierze posłusznie stanęli ramię w ramię w regulaminowej odległości od skazańców.
- Bez zbędnych słów – powiedział Jarkow, po czym wydał rozkaz:
- Cel!
Żołnierze mechanicznie i równo podnieśli broń i wycelowali. Po chwili padła komenda:
- Ognia!!
*łac. „Po tym jednym (przykładzie ich łajdactwa) sądź ich wszystkich.” (Wergiliusz)
Bardzo, bardzo, bardzo proszę o komentarze
