Rozdział VIIDzień później 12:19BJ się postarał. Dla każdego nowiutki kombinezon zwany przez stalkerów "Świt" i masa innego wyposażenia z wyższej półki. Granaty, magazynki, prowiant. Aleks ubrana w nowy strój, siedziała w mieszkaniu Kasi, pałaszując zupę. Kaśka była Polką, miała około 45 lat i miała ona męża, Marcina, który był można powiedzieć, prawą ręką BJa. Obaj często uzgadniali sprawy administracyjne, prowadzili rozmowy z naukowcami, więc siłą rzeczy Katarzyna była dobrze poinformowana. Mąż nie mówił jej wszystkiego a ona nie była plotkarą, ale jednak wiedziała o paru ciekawych faktach.
- Wiesz, że szef wysyła z wami oddział Polaków? Podobno idzie pięć osób. - westchnęła i dodała cicho - w tym mój mąż...
- Oddział? A po co mi oni? Żeby się plątali pod nogami jak stado baranów? - była wściekła.
- Mają was osłaniać przez całą drogę.
- A dlaczego twój mąż idzie? I czemu akurat Polacy? - zapytała i za chwilę tego pożałowała. Jej gospodyni bardzo posmutniała.
- Ja... Ja nie wiem. Przypadkiem podsłuchałam, że Marcina też wysyłają...
- Posłuchaj wszystko będzie dobrze. Marcin z tego co słyszałam, wiele razy wychodził cało z opresji. Nie bój się zaopiekuję się nim - dodała ze śmiechem.
- Dziękuję - odparła ocierając rękawem krople łez - Po prostu się boję o niego... - nagle w jednej chwili skoczyła na równe nogi - Dobra koniec pieprzenia! Idziemy? - dodała uśmiechając się.
- Jasne. A powiedz mi kto jeszcze z nami idzie? Znasz imiona, nazwiska, ksywy?
- Marcin, jakiś taki niski jeden, chyba Mateusz. Chociaż Matek na niego wołają...
- Hmm nie kojarzę... Kto jeszcze?
- Słyszałam też, że idzie Stachu. Pewnie go znasz, wołają na niego dziadek Will.
- Znam, znam tego starego opowiadacza bajek! - roześmiała się głośno - Może być zabawnie. Ktoś jeszcze?
- Tak jeszcze dwóch dziwnych typów, chyba nie są Polakami ani Rosjanami.
Aleks uniosła z zaciekawieniem brwi.
- Na jednego z nich wołają Najemnik, bo podobno kiedyś był przywódcą oddziału najemników. Ogólnie jest bardzo tajemniczy i w ogóle się nie odzywa.
- Tak kojarzę. Słyszałam kiedyś o nim. Podobno uratował wioskę nowicjuszy kiedyś w Kordonie, gdy wojsko zaatakowało.
- Mhm to był jego oddział. Jeszcze idzie Smok, pewnie go znasz.
- Tak był w jego oddziale z tego co wiem.
Milczenie.
- Wiesz, że... Że to on Cię porwał?
- Co?! Ten sku*wysyn wbił mi kosę! Zabiję szmaciarza! - krzycząc chciała wybiec z izby.
- Czekaj! Nie rwij się tak do cholery! - krzyknęła na nią gospodyni - Nie zrobił tego specjalnie! Rozmawiałam z nim o całym zajściu. Wyjaśnił mi, że nie chciał tego zrobić, bo on potknął się z tym nożem
i upadł przygniatając cię. Gdy mówił wyczuwałam w nim żal. Naprawdę. Wiesz, że jeśliby zrobił to specjalnie już by go tutaj nie było.
- Masz rację. Ja... Przepraszam Cię za ten wybuch. Myślałam, że dopiero gdy na mnie leżał wyciągnął nóż. Ja... Ech, ja muszę odpocząć bo jutro wyruszamy. - dodała po cichu.
Kasia przypatrywała jej sie przez dłuższą chwilę, po czym zapytała wprost.
- Boisz się tego wszystkiego prawda?
Tym razem cisza dzwoniła w uszach dłużej niż poprzednio. Do ich uszu dolatywały tylko dźwięki rytmicznego rąbania siekierą w drewno. Pewnie szykują ognisko.
- Tak boję się, ale cóż mam poradzić? - wyrzuciła z siebie w końcu.
- Aleks wiesz, że nie musisz z nigdzie z nikim iść.
- Wiem... Ale ja chcę! Nie mogę zawieść nadziei tylu osób! Wiesz przecież, że ten artefakt leczy wszelkie, znane ludziom choroby.
- To tylko legendy moja droga. Nie możesz dawać się ponieść emocjom. - po chwili milczenia dodała - Wierzysz w Boga?
- Co? Ja tak trochę tylko... To znaczy wiem, że gdzieś tam pewnie jest, ale Bóg powinien dawać znaki! Znaki rozumiesz?! Tyle zła jest wokół i sami sobie musimy z tym gównem radzić! A czemu on nie pomaga?! - wrzasnęła.
- Przestań, uspokój się, chodź tutaj - to mówiąc złapała ją za ramiona i przytuliła jak własne dziecko, którego nigdy nie miała. Może kiedyś?, pomyślała.
- Chciałabym ci coś pokazać. Chodź. - to mówiąc wzięła ją za rękę.
Nie niepokojone wyszły z bazy stalkerów i skręciły w kierunku południowym, w stronę starej cementowni. Po pięciu minutach wędrówki wąską dróżką wzdłuż brzegu pobliskiego jeziorka, doszły na miejsce. A przynajmniej tak stwierdziła jej przewodniczka.
- Po co tu przyszłyśmy? - pytała zniecierpliwiona, myśląc, że starszej kobiecie coś się w głowie lekko poprzestawiało.
- Spójrz. - to mówiąc przecisnęła się przez wielką kępę krzaków, która zagradzała im dalszą drogę.
Aleks poszła w ślady dziwnej przewodniczki. Lecz, gdy tylko wyjrzała na drugą stronę, zmieniła o niej zdanie. Jej oczom ukazała się druga, większa część jeziora. Z drogi którą szły, zakątek ten był niewidoczny przez wielkie zarośla porastające brzeg. Promienie słońca w cudowny sposób rozświetlały gładką taflę wody. Wydawało jej się, że spod gładzi wody błyska coś niesamowicie pięknego.
- To kryształy. - wyjaśniła jej Kasia - Nie pytaj mnie jak się tu znalazły bo sama nie wiem.
- To... to jest piękne... - powiedziała ledwo dosłyszalnie Aleks, zauroczona pięknem zakątka.
Że też takie niebo istnieje w takim piekle jak zona, myślała, wpatrując się szeroko rozwartymi oczyma w jeden z żywiołów. Nawet nie zauważyła, kiedy jej przewodniczka zniknęła. Usiadła pod pniem pobliskiego dębu, a po chwili zapadła w błogi sen...
Gdy się obudziła, nadchodził już wieczór. Przecierając oczy, usłyszała jakże miły dla ucha, dźwięczny głos bliskiej jej osoby.
- Pięknie tu prawda? - Obok niej usiadł Nikolai.
- Jak? Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - pytała wpatrując się w niego zdziwionym wzrokiem.
- Kasia mi powiedziała gdzie jesteś. Poza tym miałem cię dzisiaj tutaj przyprowadzić, ale widzę, że mamuśka zrobiła to za mnie. - uśmiechnął się - Nie nie pytaj. Nie jest moją matką. Po prostu tak ją czasem nazywam.
- Nikolai, musimy iść i szykować się do misji. - zaczęła.
- Wszystko jest przygotowane. Chłopaki pewnie chleją teraz przy ognisku. Ja przyszedłem... Bo chciałem porozmawiać o nas...
Przysunęła się do niego i wtuliła w jego silne ramiona. Przez moment wpatrywali się sobie w oczy.
- Wiem, że dużo przeszłaś. -urwał na chwilę - Chcę być dla ciebie oparciem. Przyjacielem. Opoką. Rozumiesz?
Kocham Cię Aleks...
- Nic nie mów proszę - powiedziała po chwili, a słowa wypowiedziane przez siedzącego przy niej mężczyznę dzwoniły jej w uszach jak echo. Wsłuchiwała się w nie z błogością.
- Kocham Cię Nikolai - powtórzyła wpatrując się w jego twarz ze łzami w oczach.
Objął ją mocniej i pocałował. Siedzieli tak wtuleni w siebie, rozumiejąc się bez słów. Po chwili utonęli w otaczającym ich uczuciu. Gdy zasnęli przytuleni do siebie, leżąc nad brzegiem pięknego jeziora, samotna gwiazda wędrowała po niebie zwiastując nadejście nocy i nadziei na lepsze jutro...
Proszę o komentarze i oceny

Niedługo ciąg dalszy, a w nim opowieść o walce z własnymi słabościami i poszukiwaniu szczęścia
