No... Dawno już nie było kolejnego rozdziału, więc postanowiłem coś skrobnąć. Przepraszam za tak długą przerwę, ale nie miałem czasu

Sorry za cytat z pewnej gry, ale po prostu musiałem

Miłego czytania
Rozdział XZupa była smaczna i co najważniejsze ciepła. Gdy zjedli, od razu zrobiło im się lepiej. Aleks usiadła pod ścianą oznajmiając, że jest najedzona. Marcin zapalił papierosa i również rozsiadł się wygodnie, spoglądając błękitnymi oczyma w stronę włazu do bunkra. Byli bezpieczni. Znajdowali się w starym, opuszczonym bunkrze, obecnie przykrytym ziemią i zaroślami. W środku znajdowała się prawdziwa naukowa aparatura i niewielka zbrojownia. W drugim pomieszczeniu, gdzie siedzieli wszyscy pozostali przy życiu członkowie oddziału, stała kuchenka polowa, stolik zbity z drewnianych bali, dwa krzesła i dwupiętrowe łóżko. Pokój rozświetlała mrugająca od czasu do czasu żarówka. Na górę do włazu, prowadziła pordzewiała drabina, po której strach było stąpać...
Do pomieszczenia weszła Leila niosąc ze sobą M4 Najemnika.
- Proszę. Naprawiony i działa jak trzeba. - uśmiechnęła się, siadając obok niego i podając mu broń.
Najemnik spojrzał zachwycony na naprawiony zamek karabinu.
- Nie wiedziałem, że znasz się na tym. Dziękuję! Pozwól, że Ci za...
- Zapłata nie jest konieczna - nie pozwoliła mu dokończyć - potrzebowaliście pomocy, a ja wam pomogłam. Macie szczęście, że znacie Nikolaia. Gdyby mnie nie spotkał, prawdopodobnie zostalibyście w tej kotlinie na zawsze.
- To było pole psioniczne, zgadza się? - zapytała Aleks.
- Dokładnie. Mieliście zwidy, wizje?
- Tak... Pół oddziału nie żyje... - Zamilkła na chwilę, po czym dokończyła ze złością - I to przez to, że podjęłam złą decyzję!
Marcin położył jej dłoń na ramieniu.
- Jeśli już kogoś obwiniać to tylko mnie, bo ja podjąłem decyzję.
- Nie. Nikt z was nie jest winien. Nie mogliście przewidzieć co się stanie! - zakończyła Leila.
- Przygotujcie się. Ruszamy wieczorem. - Dodał Marcin.
Dzień piąty wyprawy. 18:47Leila postanowiła im towarzyszyć w dalszej drodze, chociaż Najemnik był przeciwny. Kierowały nim uczucia, jakie zrodziły się w ostatnich paru dniach. Po prostu bał się o nią. Mimo tego uparła się i postawiła na swoim, tłumacząc mu, że przy nich jest tak samo bezpieczna jak w bunkrze. Po godzinie dotarli w końcu do celu. Znajdowali się niecałe pół kilometra od terenu fabryki. Zmierzch działał na ich korzyść. Niezauważeni, dotarli do niewielkiego wzgórza, stromo zakończonego od strony fabryki i porośniętego gęstymi krzakami. Aleks rozłożyła karabin i leżąc spojrzała w szkło lunety.

Ustalili plan. Marcin, Nikolai i Najemnik (grupa Alfa) mieli zakraść się do bazy przez rurę kanalizacyjną, biegnącą pod fabryką.
Aleks i Leila (grupa Zulu) mieli osłaniać ich ze wzgórza i w razie potrzeby zapewnić snajperski ostrzał. Nadszedł czas na wykonanie planu. Nikolai pocałował Aleksandrę, obie grupy życzyły sobie powodzenia, po czym oddział alfa z tłumikami na lufach, ruszył przez zarośla w stronę bazy. Minęło dziesięć minut, gdy Aleks dostrzegła grupę Marcina, powoli zbliżającą się do rury. Zatrzeszczało radio.
- Zulu mamy problem. Nie możemy przejść niezauważeni przez bajorko. Strażnik na dachu na pewno nas spostrzeże. Ma noktowizor. Powinien być na twojej jedenastej. Odbiór.
- Tak widzę go. Zajmiemy się tym. Ruszajcie, gdy padnie. Bez odbioru.
Przesunęła nitki celownika na postać bandyty.
- Odległość? - powiedziała do swojej obserwatorki.
- 480.
- Wiatr?
- Wschodni. Weź poprawkę o 2 stopnie.
- Gotowa.
- Strzelaj bez rozkazu.
Karabin szarpnął, a ułamek sekundy później kula trafiła bandytę w tętnicę szyjną. Upadł nie czyniąc hałasu.
Alfa ruszyła przez bajorko, a po chwili zniknęła w otworze rury.
- Alfa jak wam idzie?
- Wychodzimy z kanałów. Niezbyt duży opór. Załatwiliśmy dwóch. Nie spostrzegli nas. Jak tam na górze?
- Narazie jest spokojnie.
- Spokojnie jak na wojnie. Tu pie*dolnie tam pie*dolnie i znowu jest spokojnie... - usłyszała głos Nikolaia.
- Bardzo śmieszne... Uważajcie przy wejściu do hangaru, jest tam jeden z papierosem, ale nie mam czystego strzału.
- Poradzimy sobie. Bez odbioru.
- Aleks, widzisz tego na drugiej, przy wieży? - Odezwała się Leila po chwili.
- Mam go.
- Biorąc pod uwagę siłę pocisku, i inne parametry, o których nie będę powinien wpaść do tej studzienki za nim.
- Hmm. - zastanowiła się Aleks - W sumie masz rację. Zdejmę go.
- Poprawka taka sama. Strzelaj.
Leila miała rację. Siła pocisku rzuciła bandytą w tył, a ten wpadł do studzienki. Leila spojrzała na Aleks triumfalnym wzrokiem.
- Pieprzona Pani Filozof... - pomyślała Aleksandra.
10 minut późniejW bazie zapanowało dziwne poruszenie. Bandyci zaczęli krążyć wokół budynków, świecąc latarkami po wszystkich zakamarkach.
- Aleks, Aleks! Mamy ten cholerny artefakt!Poczekaj chwilkę... - zaległa cisza - Chyba nas spostrzegli, nie wiem co się dzieje. Siedzimy pod schodami jak jakieś pieprzone kocury. - denerwował się Marcin.
- Czas się chyba zabawić. Na placu jest dokładnie dziewięciu. Jak tam u was w środku?
- Korytarze są puste, w stróżówce widzieliśmy czterech i przy wyjściu dwóch. Załatwiliśmy ich szefa jak spał. Miał przy sobie coś ciekawego... Potem Ci pokażę. Dobra robimy tak. Nie ma sensu się przekradać, bo i tak nas spostrzegą. Pobiegniemy wzdłuż muru w stronę wejścia robiąc rozpierduchę. Wy musicie nas osłaniać. No. To życzcie nam powodzenia. Bez odbioru.
- Zaraz się zacznie. Przygotuj się - powiedziała Aleks do towarzyszki.
Leila sięgnęła do tyłu i wyjęła z brezentowego pokrowca M14 SOCOM z celownikiem. Po raz kolejny zadziwiła Aleksandrę.
- Gotowa. - Odparła tylko.
- Alfa zaczynajcie akcję.
W ciągu jednej minuty rozegrało się wszystko. Oddział Alfa wybiegł na plac strzelając w biegu i rzucając granaty. Zdezorientowani bandyci ledwo zareagowali, odpowiadając niecelnym ogniem i rzucając się na ziemię w celu znalezienia schronienia przed kulami. Większość z nich nie dotarła do kryjówek, gdyż karabiny snajperskie robiły swoje. Dziesięć minut później obie grupy połączyły się, a w bazie nie pozostał ani jeden żywy renegat. Widok piękna artefaktu, wynagrodził im wszelkie trudy i straty, jakie ponieśli w czasie tego trudnego sprawdzianu.
Nareszcie wracali do domu...