Biały Żołnierz

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 18 Sie 2012, 08:36

Witam. Przeczytałem tutaj dużo opowiadań, niektóre muszę przyznać wciągnęły mnie i natchnęły by napisać coś swojego. Szczerze mówiąc jest to moja pierwsza próba, więc momentami móze być nielogicznie, bezsensownie i ogólnie do d... Dlatego jeśli ktoś ma słabe nerwy, to niech tego nie czyta. :D A publikuje to tutaj, żeby sprawdzić czy jest sens próbować dalej, czy też jestem kompletnym beztalenciem. :D


Ostatkiem sił doczołgał się do okna, złapał za parapet i podciągnął resztę swojego ciała. Ujrzał plac, dawniej będący skwerem dla tego osiedla. Kilka drzew, ławeczek, mały plac zabaw. Obok nieduży parking, mogący pomieścić kilkanaście samochodów. Kilka z nich nadal tam stoi, dzisiaj są już zardzewiałe, nie nadają się nawet na żyletki. Ot, pozostałości po niegdyś tętniącym życiem mieście. Sam skwer wraz z parkingiem jest centrum osiedla składającego się z sześciu niedużych bloków ustawionych w trójkąt. Dwa budynki, jeden bok.
Ciszę wczesnego popołudnia w Prypeci przerwał ryk, a właściwie skrzek pijawki. Ostatnio w mieście pojawiło się ich całkiem dużo. Mitja właśnie z powodu tego odgłosu musiał wyjrzeć przez okno. Dźwięk wydawał się dochodzić z południa, całkiem niedaleko miejsca aktualnego pobytu bohatera. Musiał przeczołgać się przez całe pomieszczenie. Przez ostatnie kilka dni zrozumiał jak to jest być niepełnosprawnym. Po tym jak wszedł w Czarci Pudding jego nogi stały się galaretką, a w ciągu kilku dni takie samo stanie się całe jego ciało.
Pijawka stała obok piaskownicy, wykonywała swoje paralityczne ruchy. Zmutowany człowiek wywołujący obrzydzenie w całej Zonie. Stalkerzy byli w stanie walczyć z trzema chimerami naraz, ale bali się nawet jednej pijawki. Któż jednak nie bał by się stworzenia, które w momencie ataku jest niewidzialne a jedynym jego celem jest wypicie całej twojej krwi. „Zanotuj sobie, gdy walczysz z pijawką zawsze oglądaj się za siebie”. Tą poradę znał każdy stalker ba, każdy się do niej stosował. Ale strach pozostawał, paraliżujący strach. Tylko pijawka i kontroler rzucają twoim mózgiem o ziemię, a potem jesteś warzywem.
Mitja okazał się za ciężki dla parapetu, na którym się podciągał. Runął na ziemię, narobił tym dużo hałasu, zbyt dużo. W duszy klął na siebie, wierzył, że ta pijawka była głucha. Ruszył na drugi kraniec pokoju po krzesło, które miało być lepszym oparciem niż stary parapet. Dom, w którym wegetował i czekał na śmierć był standardowym mieszkaniem rodziny pracownika elektrowni atomowej. Pięć pomieszczeń, jedna kuchnia, łazienka, przedpokój i dwa pokoje. I ten okropny niebieski kolor na ścianach. Mitja ciągle zastanawiał się, dlaczego w całej Prypeci w każdym domu, w każdym mieszkaniu ściany były pomalowane na niebiesko. Tfu, nie na niebiesko, na niebiański błękit. Przynajmniej tak pisało na puszcze farby, którą znalazł w przedpokoju.
Wybrał akurat to mieszkanie ze względu na to, że było świetnym punktem obserwacyjnym. Jedno okno wychodziło na skwer i parking, czyli centrum osiedla, a z drugiego można było ujrzeć panoramę Prypeci nie zasłanianą przez żadne budynki. A tak naprawdę chodziło o to, że Mitja po wpadnięciu w Czarci Pudding nie był w stanie czołgać się przez pół miasta do bezpiecznego miejsca. Ale gdzie było bezpieczne miejsce? Tego już nie wiedział, po przygodzie z puddingiem odbył jeszcze miłe spotkanie z kontrolerem. Przynajmniej taka była jego teoria. Nie pamiętał niczego przed wypadkiem, a wszystko, co było po nim było rozmyte jeszcze bardziej. Jego pamięć ucinała się kilka godzin wstecz. A czas przecież płynął bardzo szybko. Jedyne, co pozostało w jego pamięci na zawsze to wizyta w tej piekielnej anomalii, której nazwa ma przecież tyle wspólnego z diabłem.
Własne imię musiał wymyślić, przecież musiał jakoś z sobą rozmawiać. Czasu zostało niewiele a mordę trzeba do kogoś otworzyć, choćby było to własne ja. Nie miał pojęcia ile czasu upłynęło od jego wypadku. Tym samym nie wiedział ile czasu zostaje mu do śmierci. Chociaż to można było ocenić po skali zniszczeń w nogach. Co chwila sprawdzał dokąd dotarła galaretka, kilka minut temu przekroczyła kolana. On sam nie czuje już bólu, jego podświadomość wyłączyła go jakby był to jakiś program. Mając dużo wolnego czasu człowiek zaczyna myśleć o wielu rzeczach, które normalnie nie przyszły by mu do głowy. Mitja myślał o samobójstwie. W jego sytuacji było to tylko przyspieszenie nieuniknionego. Swoją Korę-919 trzymał już kilkukrotnie przy swojej skroni, coś nie pozwalało mu jednak tego zrobić. Nie potrafił nacisnąć spustu, to było dla niego za dużo. Jego podświadomość chciała przetrwać za wszelką cenę.
Przytargał krzesło do okna, jego zmartwieniem było to, że krzesło było plastikowe.
-Chiński szmelc, do jasnej cholery, skąd w sowieckiej Rosji chiński szmelc. - ciężko było mu to zrozumieć.
Wspiął się i wyjrzał przez okno. Zza budynku wychyliło się oślepiające słońce. Mocno uderzyło po oczach, zbliżało się południe. Skrzek pijawki był jeszcze bardziej doniosły niż ostatnio, tym razem na pewno go zobaczyła. Wszystko przez to słońce. Skąd w Zonie słońce? Lepsza byłaby emisja. Mitja zsunął się z krzesła i ruszył ku swojemu AK-74/U. Miał nadzieję, że pijawka będzie na tyle głupia by się tu nie dostać. Nie nadawał się do Zony, zachował się jak amator. Mutanty nie zobaczą, nie zaatakują. Po co kusił los i wychylał się po raz drugi? Teraz było za późno.
Wysunął się z pokoju do przedpokoju. Było to pomieszczenie pełniące funkcję korytarza, stąd można było dotrzeć do wszystkich pomieszczeń w domu. Ciemno tutaj, że bez noktowizora lub latarki nie zobaczysz czubka własnego nosa. Mitja nie podołał, siły wysiadły. Leżał na środku tej ciemni i śmiał się sam z siebie.
-Leżąc na plecach, pijawka nie zajdzie mnie od tyłu. Czekam na ciebie!
Można by to było uznać za zespół maniakalno-depresyjny, gdyby nie to, że w Zonie każdy humor był na wagę złota. Jednak akurat w tym momencie nie był on potrzebny.
Usłyszał skrzypienie drzwi wejściowych do budynku. Pijawka znajdzie go prędzej czy później. Policzył magazynki do swojego AK/74. Dwa pełne, jeden w połowie pusty, pesymistyczne podejście. Cóż, śmierć w walce była lepsza od cierpienia w skutek diabelskiej anomalii. Miał jeszcze trochę czasu. Pięć pięter budynku do przebycia, pijawka nie jest zbyt sprawna we wchodzeniu po schodach.
Mitja podźwignął się i ruszył do najodleglejszego punktu w korytarzu. Przewrócił stojak na płaszcze, odgarnął stojące tam buty. Zrobił tym trochę hałasu. Nie miało to jednak znaczenia. Walka była nieunikniona. Plan był prosty, pijawka po sforsowaniu drzwi będzie miała do przebycia około 4 metrów nim dopadnie do strzelca. W tym czasie powinna dostać kilkanaście pocisków w swój mackowaty otwór gębowy, bo głową tego nazwać się nie dało. AK/74 było już ustawione na tryb automatyczny, nie miało prawa się zaciąć, nie teraz, nie dzisiaj.
Po kilku minutach oczekiwania, za drzwiami dało się usłyszeć sapanie pijawy. Wyczuwała swój przyszły posiłek. Pierwsze uderzenie nieskuteczne, zamek wytrzymał. Drugie także nie osiągnęło swojego celu. Trzecie było już tylko formalnością. On zobaczył ją, ona jego jeszcze nie. Ciemności okazały się sprzymierzeńcem krwistego posiłku. Nie było, na co czekać, nacisnął spust. Krótka seria przeorała ramię pijawki. Ta ruszyła z pełną furią. Teraz doskonale widziała swoją ofiarę. Druga seria okazała się mniej celna, dwa pociski trafiły w głowę, reszta poleciała w sufit. Odrzut okazał się zbyt duży dla Mitji, AK/74 wypadło mu z rąk. Pijawka parła niewzruszona. Chciał się pomodlić, ale nie miał do kogo. Pamięć wyprała jego wiarę. Wiedział, że nie zdąży złapać karabinu, ani wyciągnąć Kory-919. To koniec.
Ale cóż to, stwór leży na ziemi. Jego pogromcą okazał się przewrócony wcześniej stojak. Nie zdąży już wstać. Pociski z Kory przeorały głowę mutanta. Cały magazynek wystarczył. Zwycięstwo ani nie ziębiło, ani nie grzało. Mitja i tak zginie, prędzej czy później.
Z trudem przeciągnął ciało pijawki na zewnątrz mieszkania. Jakiś inny mutant będzie miał dzisiaj obiad. I nie będzie nim nasz bohater. Zamek w drzwiach nie nadawał się już do niczego. Jego rolę miała pełnić szafka. Przynajmniej hałas powiadomi o tym, że ktoś dostał się do środka. Sił brakowało, trzeba było się przespać. Nocą będzie czas na czuwanie.



Troszkę krótkie ale jak mówiłem to moja pierwsza próba. Znając życie pewnie znajdzie się mnóstwo błędów mimo tego, że sprawdzałem kilka razy. :) Samo "opowiadanie" jest moją wariacją na temat Zony więc nie musi być zgodne ani ze S.T.A.L.K.E.R.em ani z "Piknikiem na skraju drogi"

PS Trochę zielony jestem ale może mi ktoś wytłumaczyć czemu po wklejeniu tekstu do posta nie mam akapitów?
Ostatnio edytowany przez angina_m, 18 Sie 2012, 12:23, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Biały Żołnierz

Postprzez Dziku w 18 Sie 2012, 09:53

Strasznie ciężko mi się to czyta bez akapitów. Jak je dodasz, to chętnie przeczytam, zedytuje posta i ocenię ;)
Zono moja, serce moje...
Awatar użytkownika
Dziku
Stalker

Posty: 66
Dołączenie: 24 Paź 2010, 20:37
Ostatnio był: 02 Gru 2024, 12:12
Miejscowość: Bytom
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: "Tunder" 5.45
Kozaki: 32

Re: Biały Żołnierz

Postprzez Kill_Flint w 18 Sie 2012, 10:37

Fajne opowiadanie i dodam swoje małe ale: Mitja zapomniał swojego imienia, przez to, że wpadł w Czarci Pudding, jednak pamiętał jak nazywała się ta anomalia i pamiętał także dobrze podstawową taktykę przeciwko pijawce, a także kilka innych nazw.
Może za bardzo się przyczepiam, lecz było to odrobinę źle napisane stylistycznie.
Ale opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu :E
Bimbru bimbru dajcie, a jak nie to spier*******!

Moje opowiadanie: viewtopic.php?f=85&t=18925
Przeczytaj, skomentuj i oceń!

LA nie będzie.

Kill_Flint
Wygnany z Zony

Posty: 129
Dołączenie: 08 Sie 2012, 12:27
Ostatnio był: 17 Sty 2013, 20:05
Miejscowość: Janów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 15

Re: Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 18 Sie 2012, 11:13

No tak, trochę nielogiczne z tymi nazwami ale powiedzmy, że nie były to przemyślenia Mitji ale autora. :D
A sposobu na akapity dalej nie znalazłem.
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Re: Biały Żołnierz

Postprzez ETE21 w 18 Sie 2012, 11:26

Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie bardzo ciekawe aby tak dalej.
Awatar użytkownika
ETE21
Stalker

Posty: 68
Dołączenie: 15 Sie 2012, 21:30
Ostatnio był: 05 Kwi 2016, 17:50
Miejscowość: Bartoszyce
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: -1

Re: Biały Żołnierz

Postprzez KOSHI w 18 Sie 2012, 11:38

Z akapitami jest, jak jest. Sam piszę opowiadanie i się z tym męczyłem, ale olałem. Chyba nie da się tego obejść. Co do opowiadania:

- za dużo tych stwierdzeń typu: jego, ona, on itp. Fatalnie to wygląda w opowiadaniu.
- braki w przecinkach, choć nie jest źle.
- o fabule się nie wypowiem, bo dopiero powstał 1 rozdział.Powiedzmy, że może być.
- stylistycznie opowiadanie daje radę z tym, że jest trochę dziwnie złożonych zdań.

Napisz jeszcze ze 2 rozdziały to będzie można coś więcej powiedzieć. Jak dla mnie takie 3 z małym +.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 22 Sty 2025, 10:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 18 Sie 2012, 20:21

Wykorzystałem wolną sobotę do granic możliwości i wyprodukowałem drugi rozdział. Nie jest dłuższy od pierwszego ale też nie krótszy. :) Mam nadzieję, że poprawiłem się i nie powieliłem błędów. Choć nadal cała fabuła jest niespecjalnie ogarnięta i może być nielogiczna. :D Akapitów nie dało się naprawić, więc oddzieliłem je tak jak jest to zrobione w innych opowiadaniach.



Zapasy kończyły się w zastraszającym tempie. Jedzenia zostało niewiele, a wody jeszcze mniej. Z kranu od wielu lat nie płynęła nawet rdzawa breja. Mitja uświadomił sobie, że jeśli dalej będzie pochłaniał zasoby w takim tempie to prędzej czeka go śmierć z pragnienia niż z powodu galaretki czy mutantów. Cóż, jego śmierć i tak będzie bolesna. Cały ranek zastanawiał się, co lepsze, a raczej gorsze. Po długotrwałych debatach z samym sobą podjął decyzję, że trzeba w znacznym stopniu zmniejszyć zużycie wody i uszczuplić racje żywnościowe.

Zaraz potem uświadomił sobie, że i tak niedługo o wszystkim zapomni. W związku z tym jego nowym celem stało się znalezienie długopisu i kartki papieru, która przetrwała prawie 30 lat. W swoim dotychczasowym lokum nie znalazł jednak ani tego, ani tego. Trzeba było przeszukać sąsiednie mieszkania. Przy próbie wysunięcia się z mieszkania natknął się na martwą pijawkę. Czy to jego sprawka? Sprawdził magazynki, rzeczywiście, w AK/74 brak kilku pocisków, do Kory brakuje całego magazynka.

Jego pamięć coraz bardziej go zadziwiała. Zapominał coraz więcej i coraz szybciej, a mimo to nadal wiedział gdzie jest i dlaczego tu jest. Zapamiętał także to, że na każdej ścianie znajdzie niebiański błękit. Najgłupsza możliwa rzecz wryła się w jego mózg jak pocisk.
-Dlaczego pamiętam o tym, że zapominam. Debil ze mnie, cały czas ta pamięć. Stanowczo zbyt często używam tego słowa. Lepiej nazwę to jakoś inaczej.

Doczołgał się do drzwi jednego z czterech mieszkań znajdujących się na tej klatce schodowej. Zgodnie z przewidywaniami były zamknięte. Resztki pamięci mówiły o wytrychu. Długi, cienki przedmiot przysłużył mu się także tym razem. Znalazł go w swoim plecaku, a mimo to nie potrafił się nim posługiwać. Otworzenie zamka tym razem zabrało mu dużo mniej czasu niż ostatnio, zaledwie pół godziny. Drzwi do jego aktualnej bazy stawiały przecież kilkugodzinny opór. Nie miał w złodziejskim fachu absolutnie żadnego doświadczenia, nawet przed utratą pamięci.

Wnętrze mieszkania nie stanowiło absolutnie żadnego zaskoczenia, wszędzie błękitne ściany. Trochę inny rozkład pomieszczeń. Korytarz prowadził do trzech pomieszczeń, a samo wejście do środka było zrobione bardzo nie fortunnie. Stojąc w korytarzu nie dało się zauważyć, kto wchodził, gdyż drzwi stanowiły dla intruza osłonę. Tylko kuchnia stanowiła wygodny punkt obserwacyjny. Właśnie ją jako pierwszą postanowił zbadać Mitja. Aczkolwiek szanse na to żeby znaleźć tam długopis były niewielkie. Uświadomił sobie także to, że kartka nie będzie mu potrzebna, zresztą gdzie by ją znalazł. Po niecałych trzydziestu latach w skrajnie niekorzystnych warunkach Zony żaden papier nie nadawałby się do użytku. Ostatecznie mógł przecież zapisać harmonogram posiłków na chociażby ramie okiennej.

Przeszukanie kuchni nie dało żadnych efektów. Następnym celem był sąsiadujący z nią pokój. Widać, że nie dotarli tutaj szabrownicy. Wszystko leżało w należytym porządku. Miejsce to pozostało takie jak zostawili go dawni właściciele. W centralnym punkcie pomieszczenia stała sofa, naprzeciw niej, tuż przy oknie swoje miejsce miał telewizor. Kiedyś musiało tu być bardzo zielono. Dzisiaj pozostały tu już tylko donice wypełnione ziemią. Jeden z kątów był prawdopodobnie zaaranżowany na gabinet. Znalazło się tam biurko. Na nim porozrzucane papiery, lampka nocna i kubeczek z długopisami. Mitja dawno nie czołgał się z takim zaangażowaniem. Podciągnął się na krzesło. O dziwo papiery zachowały się w całkiem dobrym stanie, nadawały się do użytku, były, co prawda zapisane ale na kilku z nich znalazło się wystarczająco dużo wolnego miejsca. Lepszą wieścią było to, że każdy z pięciu długopisów w pełni nadawał się do użytku.

Trzeba było się zbierać. Nie ma tutaj, czego szukać. Mitja osiągnął swój cel. Czas naglił, mieszkanie nie miało okna wychodzącego na południe, ale na wschód i na północ. Na wschodzie słońca już nie było. Żałował, że baterie w jego zegarku skończyły się tak szybko. Spędził tutaj zbyt dużo czasu, nie powinien na tak długo zostawiać Domu bez opieki. Zabrał kartki i długopisy, gdy zrozumiał, że nie wie, po co mu one.
-Cholera jasna, za.. zap.. zapomniałem. To niemożliwe – łkał.
Jego pamięć płatała mu coraz głupsze figle. Rozpłakał się jak małe dziecko. Wyglądało to komicznie. Dorosły mężczyzna płakał, bo zapomniał, do czego mają służyć mu długopisy. Jemu wcale nie było jednak do śmiechu.
-Najważniejsze to nie panikować. Wrócę do siebie, może coś zwróci moją uwagę – miał taką nadzieję.

Mitja doczołgał się do Domu. Znów natknął się na pijawkę, znów liczył magazynki, znów był z siebie dumny, zabił jednego z najgroźniejszych mutantów. W domu nic nie zwracało jego szczególnej uwagi. Tracił nadzieję na to, że przypomni sobie, co miał zrobić. Zainteresował się tym, co pisało na przytarganych ze sobą kartkach. Były to urywki jakiejś powieści, trudno było cokolwiek zrozumieć, kilka stron niemających ze sobą nic wspólnego, oprócz prawdopodobnie głównego bohatera książki Żorki. Zaciekawiło to Mitję, i już miał iść po resztę, która została w tamtym mieszkaniu, gdy postanowił zjeść obiad. W jednym momencie wszystko wróciło, złapał za długopis. Nie chciał jednak marnować papieru, który mógł się okazać bardzo cenny w chwilach całkowitego spokoju i nudy. Musiał wykorzystać wspomnianą wcześniej okienną ramę. Po wykonaniu rozpiski szybko posmutniał. Okazało się, że na dzisiejszy obiad przypadło mu zaledwie pół bochenka chleba i konserwa „śniadanie Turysty”. Potem wcale nie miało być lepiej.

Po zjedzeniu obiadu, ruszył po resztę książki. Po raz kolejny napotkał pijawkę. Powtórzył wszystkie czynności związane z dowiedzeniem tego, że to on ją zabił. Nawet przez myśl mu nie przeszło żeby zabrać ją spod własnego progu. Uwinął się teraz w całkiem sprawnym tempie i już po chwili siedział przy biurku. Uporządkował pozostałe strony, nadal kilku brakowało. Ba, brakowało całego drugiego rozdziału. Po rozeznaniu okazało się, że książka nigdy nie została dokończona, urywa się na 76 stronie. Zadowolony wrócił z plikiem kartek do Domu. Wiedział już, co będzie robił tego popołudnia. O ile o tym nie zapomni.

Pierwszy rozdział był przedstawieniem głównego bohatera. Żorka miał żonę, był ojcem trójki dzieci. Jego rodzinę dotykała jednak bieda, on pracował w fabryce, ona była kelnerką w restauracji. Oboje mieli ponad trzydzieści lat. Dodatkowo musieli zajmować się dziećmi. Ośmioletni chłopczyk, trzyletnia dziewczynka i roczny stwór. Stworzenie to było wprawdzie człowiekiem, ale nie posiadało narządów rozrodczych ani mężczyzny ani kobiety. Jego lub jej życie było ciągle zagrożone, lekarze nie dawali mu szans. Przeżył już jednak ponad rok. Jego leki były jednak okropnie drogie. A pieniędzy nie było, jedzenia także nie. Na Ukrainie, czyli w ojczyźnie Żorki panowała wtedy ogromna klęska. Ziemia nie rodziła żadnego jedzenia. Przyszłość każdej rodziny malowała się w czarnych barwach. Nie było szans na poprawienie sytuacji materialnej.

Mitja skończył pierwszy rozdział i przerwał czytanie. Niebo pociemniało, zbliżała się emisja. Ruszył do przedpokoju ciągnąć z trudem swoje nogi. Zamknął drzwi i nastała całkowita ciemność. Na zewnątrz dało się usłyszeć coraz głośniejsze grzmoty. Ludzie, gdy słyszą, że zbliża się emisja natychmiastowo milkną. Paraliżuje ich strach. Pioruny i czerwone niebo to okropny i niebezpieczny widok, ale tą fazę wystarczy przeczekać w bezpiecznym miejscu. Potem nadchodzi najgorsze, na świat wychodzą najgorsze mutanty. Niezależnie od pory dnia i miejsca w Zonie. Przez kilka godzin są okropnie rozdrażnione. Nawet mięsacze, które są zazwyczaj pokojowo nastawione atakują bez opamiętania. Ciężko jest wtedy przetrwać na zewnątrz. Po kilku godzinach wszystko ustaje. Potem jest czas na rozpamiętywanie ofiar, które pochłonęła ta emisja, bo na pewno ktoś zginął.

Mitja otworzył drzwi i wsunął się do pokoju, w którym spędzał najwięcej czasu. Wyniósł stąd wszystkie meble. Tam gdzie mógł dosięgnąć zdrapał niebieską farbę. To była jego twierdza, przygotowana do obrony. Nic nie mogło tutaj zasłaniać linii strzału. Trzymał tutaj całe swoje zapasy. To był jego własny Dom.
Miał teraz zamiar się przespać żeby przygotować się do nocnego czuwania. Emisja pokrzyżowała jego plany. Mutanty były teraz bardzo rozjuszone. Zabrał się za lekturę. Musiał przeboleć brak drugiego rozdziału.
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Re: Biały Żołnierz

Postprzez KOSHI w 18 Sie 2012, 22:07

Przeczytałem 2 rozdział. No więc:

- z zaimkami jest trochę lepiej, chociaż niewiele :/
- fabuła zaczyna mi się podobać. Nie wiem co kombinujesz z tą książką, ale jeśli masz na ten akcent jakiś pomysł to może być ciekawie
- po dwóch rozdziałach stwierdzam, że masz specyficzny sposób pisania, który chyba raczej się nie zmieni. Nie piszę, że zły tylko trochę ... jakby to powiedzieć toporny.
- z opowiadania wnioskuję, że bohater czołga się po przygodzie z anomalią. Niezbyt wierzyć mi się chce, że byłby w stanie tak pomykać po tym domu w te i nazad. Zwłaszcza na leżąco. Poza tym jak on wyniósł meble??? I co najciekawsze, na kolejny posiłek ma konserwę i pół bochenka. Albo to jego ostatni lub przedostatni posiłek i sobie nie żałuje. albo chłopina taszczył plecak pełen żarcia zanim wpadł w pudding. Nie ogarniam tego. Jakoś nie trzyma mi się to kupy ...
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 22 Sty 2025, 10:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 18 Sie 2012, 22:36

@KOSHI
Wszystkie nielogiczności takie jak te z wynoszeniem mebli są uzasadnione fabularnie, naprawdę. A co do mojego stylu pisania. Gdzie ta toporność się objawia? W którym miejscu? Może będę mógł to w kolejnych częściach poprawić.
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Re: Biały Żołnierz

Postprzez KOSHI w 18 Sie 2012, 22:47

Jutro napiszę o co mi chodzi ze stylem. Co do nielogiczności - jak on mógł meble wynosić, skoro się czołgał. Tego nie łapię. Chyba, że powynosił, jak mógł chodzić. Poza tym nie zastanawia cię, że człowiek, który się czołga po budynku i betonowych podłogach raczej po takiej akcji byłby wymęczony okrutnie i bez sił? I nie wiem, czy nie wolałby umrzeć w spokoju gdzieś w kącie, niż tak się męczyć latając to tu, to tam. Zwłaszcza po 2 cz. opowiadania, gdzie piszesz, że siadł nawet.

PS. : To tylko takie moje przemyślenia. ;)
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 22 Sty 2025, 10:25
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 18 Sie 2012, 22:55

Nie chcę tutaj spoilerować ale mimo wszystko mam na to logiczne fabularne wyjaśnienie. Żeby tylko starczyło mi motywacji na dokończenie tego opowiadania. :D
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Re: Biały Żołnierz

Postprzez angina_m w 20 Sie 2012, 14:29

Witam. Napisałem trzeci rozdział mojego opowiadania. Objętościowo jest podobne do pierwszych dwóch. Podczas produkcji zmieniła się nieco moja koncepcja. Miało być więcej dialogów ale były one okropnie sztywne. No i wyszło to co wyszło, nie jestem do końca zadowolony z tego rozdziału. Zapraszam do lektury. :)





Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Po ostatniej emisji mutanty wracały do swojego normalnego trybu życia. Mitja wybudzał się właśnie ze swojej drzemki. Nim zasnął próbował czytać, ale wyczerpanie wzięło górę. Teraz czekała go kolejna ciężka noc. Musiał czuwać, musiał bronić swojego Domu. Nie mógł czytać książki. Miał wprawdzie latarkę, ale zwracałoby to zbyt dużą uwagę.

Pamięć bardzo sumiennie wywiązywała się ze swojego zadania. Gdyby nie kartki leżące na środku pokoju, nie wiedziałby, że istniała jakakolwiek książka. Jej treść także stanowiła tajemnicę. Nie znał nawet imienia głównego bohatera. Teraz miał jednak ważniejsze sprawy. Przysunął się do drzwi wejściowych i zaczął nasłuchiwać.

Noc upłynęła bez jakichkolwiek szmerów, stuknięć czy innych odgłosów. Mitja poświęcił ranek na zregenerowanie sił. Zjadł to, co miał zaplanowane, pół bochenka chleba i konserwę, a potem położył się spać. Było w miarę bezpiecznie. Śniła mu się walka ze stadem snorków. Podczas podróży do elektrowni wraz z kilkoma braćmi Monolitu wpadł do anomalnej szczeliny. Była niewidoczna, wszystko przez emisje pola psionicznego. Szybko okazało się, że ich magazynki są puste. Najdziwniejsze było przyjazne nastawienie fanatyków. Snorki miały je zgoła odmienne. Nikt nie myślał o zrezygnowaniu z walki o przetrwanie.

W ciasnej szczelinie przewaga liczebna mutantów była bez znaczenia. Ludzie przycisnęli się do rogu wyrwy. Uniemożliwiało to próbę zaatakowania od tyłu. Doszło do starcia. Noże przeciwko bardzo silnym łapom. Mitja walczył dzielnie, zabił nawet jednego stwora. Ale walkę przerwała osuwająca się ziemia. W ciągu kilkunastu sekund cała szczelina została zasypana. Osunięcie spowodowało rozpędzone stado mięsaczy. Z tej trumny wygrzebał się tylko jeden monolitanin.

Sen został przerwany przez huk przewracającej się szafki. Ktoś dostał się do środka. Mitja natychmiast otrzeźwiał, chwycił leżący przy nim karabin. Starał się usłyszeć cokolwiek, sapanie, skrzeczenie, może wycie. Jednak najbardziej miał nadzieję na ludzki głos. Może go stąd zabiorą, pomogą, amputują nogi i będzie mógł dalej żyć. Ten huraoptymizm natychmiast zgasł. W drzwiach pojawiła się zjawa. Nie był to poltergeist, na pewno nie. Zwykły duch, niematerialna istota.
-Odłóż broń, nie przyda ci się ona – zewsząd wydobywał się donośny, tubalny głos.
-A, co, boisz się tego, że cię podziurawię? Czym do jasnej cholery jesteś? - Mitja skrzeczał teraz jak nastolatek przechodzący mutację głosu.
W Zonie można było spodziewać się wszystkiego, ale nie duchów. One nie pasowały do tego miejsca. Tutaj nawet diabeł zawracał. Stalker, bo chyba można już tak nazwać Mitję, nie próbował nawet tego zrozumieć.
-Powtórzę jeszcze raz, odłóż broń. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę – szydziła zjawa.

On nie miał jednak najmniejszego zamiaru tego robić. Duchy chyba nie są lepsze od innych mutantów. Puścił krótką serię, sprawdzał tylko czy da się w to coś trafić. Wnioski były oczywiste, nie da. Czas zatrzymał się w miejscu, w drzwiach nikt teraz nie stał, wcześniej też nie. To wszystko było tylko sromotną bzdurą. Brak kontaktu z ludźmi stawał się bardzo uciążliwy. Tym razem stan maniakalno-depresyjny nie był żartem. Świat rozmywał się i powracał do normalnego stanu. Za każdym razem był jednak całkowicie inny. Feria barw, raz wszystko było zielone, chwilę potem żółte. Następnie przechodziło w stan okropnego brązu. Szczytem był niebiański błękit. Mitja płakał się i śmiał jednocześnie. Jego psychika była złomowiskiem. Nagle wszystko gruchnęło, świat zniknął. Stalker stał w sali kinowej. Był w niej sam, sam jak palec. Rozpoczęto nadawanie filmu. Był on ekranizacją książki, tej o Żorce. A właściwie pierwszego rozdziału. Wszystko wróciło, cała pamięć, osobowość. Chwilę potem zniknęła. Pozostał w niej tylko napis ciągle wyświetlany na ekranie: Монолит.

Mitja otrząsnął się, omamy przeminęły wraz z resztką pamięci. Zapomniał o wszystkim, o tym jak tu trafił, o tym, co się stało, nawet o swoim wymyślonym imieniu. Próbował wstać, jego nogi nie nadawały się do chodzenia. Nie mógł w to uwierzyć. Po jego umyśle ciągle krążyła treść pierwszego rozdziału książki. Nasuwał się jeden wniosek, musi czytać dalej. Do pokoju zaglądało słońce, było już południe.

Trzeci rozdział był zaskoczeniem. Żorka wraz ze swoim dzieckiem-mutantem musiał uchodzić na Białoruś. Nie wiadomo, co stało się z żoną i dwójką dzieci. Czy zabił ich głód? Cokolwiek się stało, musieli uciekać z Ukrainy. Droga była bardzo długa. Ich dom znajdował się przecież na Krymie. Leki dla Wańki, bo tak został nazwany stwór, skończyły się w zaledwie kilka dni. Jego stan się pogarszał, a brak jedzenia nie pomagał organizmowi. Ich posiłek często stanowiła trawa lub kora z drzew. Wybawienie znaleźli u pewnego człowieka w mieście Kirowohrad, był on jednym z najbogatszych ludzi w całej wschodniej Europie. Nakarmił Żorkę i jego syna, dał im też jedzenie na dalszą drogę. Nie mogli się zatrzymać na dłużej. Ścigali ich Oni. Kim byli? Odpowiedź na to pytanie nie padła. Rozdział kończył się wybuchem rewolucji na Ukrainie. Ludzie nie potrafili wytrzymać głodu i biedy, chwycili za broń.

Miasta i wsie ogarnięte chaosem. Wszelkie manifestacje czy protesty były rozpędzane gradem pocisków. Żorka i Wańka starali się opuścić miasto. Dzielnice Kirowohradu były opanowane przez rebeliantów, którzy nie tolerowali nikogo, kto jest inny. A taki właśnie było małe dziecko, które nie było ani chłopczykiem, ani dziewczynką.

Wygląd zewnętrzny tego stworka nie różnił się zbytnio od normalnego zdrowego człowieka. Jednak zachowanie i charakter były już bardzo zastanawiające. Wańka umysłowo rozwijał się odpowiednio, ale często miał problemy z mową. Nie akcentował wyrazów, przez co mówił jak maszyna. Nigdy nie określał siebie jako Ja, zawsze jako My. Nie uznawał płciowości, do każdego zwracał się bezosobowo. Ludzie byli zdezorientowani, gdy mówił do nich „Wziąć to, zabrać to”. Rozwój fizyczny był jeszcze bardziej zadziwiający. Mimo młodego wieku, wyglądał jak czterdziestoletni człowiek z dużym bagażem doświadczeń. Organizm nie wydalał zbędnych substancji, mocz i kał nie były produkowane. Do normalnego funkcjonowania potrzebny był specjalny filtr, na szczęście nie trzeba było go wymieniać. Jeden wystarczał na całe życie. Wańka nie poruszał się jak zwykły człowiek, zamiast kroków skoki. Kończyny nie były przystosowane do zwykłego chodu. O ile pozostałe cechy dało się ukryć, to ta bardzo szybko go demaskowała. Nie był człowiekiem, nie mógł tak o sobie powiedzieć.

Bohaterowie książki musieli uciec z miasta. Rewolucja nie zwalniała ich z obowiązku, Oni nie na pewno nie byliby łaskawi. Ucieczka kanałami okazała się najlepszym możliwym wyjściem. Wańka nie mógł się tam w żaden sposób poruszać. Ratunkiem okazał się Żorka, który niósł go na swoich plecach. Podziemia Kirowohradu nie były zbyt przyjazne. Rebelianci zrzucali tutaj trupy poległych towarzyszy, na pochówek nie było czasu, brakowało kogokolwiek, kto mógłby się tym zająć. Smrodu nie dawało się wytrzymać. Żorka zemdlał, nie był odporny na takie doznania. Wańka czołgając się wyciągnął ojca z kanału. Znaleźli się poza miastem, mieli przed sobą długą drogę.

Kolejne rozdziały były bolesną historią drogi do celu niezrozumiałego dla Bilka, czyli Mitji. Nowe imię miało stanowić nowy rozdział w jego życiu. Stare odeszło wraz z ostatnim zanikiem pamięci. Ósmy rozdział był już niedokończony. Rewolucja powoli upadała, ale nadal zbierała krwawe żniwo. Żorka i Wańka zbliżali się do granicy z Białorusią, Oni podobno cały czas podążali za bohaterami książki. Dla dziecka legenda o Nich stała się tym, czym dla większości młodych ludzi była historia o czarnej wołdze. Autor na ostatniej stronie umieścił notkę.
-Nie rozumiem tego, co się dzieje. To chyba koniec, jeśli ktokolwiek znajdzie ten rękopis, niech go dokończy. To będzie jego historia.

Bilka nie czuł się na siłach by to zrobić. Wydawało mu się, że kiedyś był prostym człowiekiem, nie poradziłby sobie z napisaniem nawet prostego listu. Na zewnątrz było już ciemno, nawet nie zauważył, kiedy zapalił latarkę. Książka pozostawiała więcej pytań niż odpowiedzi. Co się stało z drugim rozdziałem? Dlaczego urywała się prawie na końcu drogi? Czym był Wańka? Dlaczego zniknął wątek jego leków? Czy nie były mu już potrzebne? Kim byli Oni? Dlaczego autor zostawił książkę? Czy musiał stąd uciekać? Bilka nie potrafił znaleźć jednoznacznej, oczywistej odpowiedzi.

Niebo poczerwieniało, zrobiło się jasno, zaczynała się emisja. Dawny Mitja wiedział, co to oznacza, Bilka niekoniecznie. Dla niego było to coś pięknego, chciał to zobaczyć, dotknąć. Wyczołgał się z domu, nie przerażały go grzmoty i wycie mutantów. Ruszył schodami na dół. Nagle wszystko zniknęło, usłyszał głos.
-Zatrzymaj się, nie wolno Ci!
Bilka stracił przytomność, został ogłuszony ciężkim przedmiotem.
Awatar użytkownika
angina_m
Kot

Posty: 11
Dołączenie: 12 Sie 2012, 18:42
Ostatnio był: 18 Lut 2015, 07:29
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Akm 74/2U Special
Kozaki: 0

Następna

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość