"W kierunku Prypeci"

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

"W kierunku Prypeci"

Postprzez Girgo w 28 Lis 2013, 21:32

Powieść ta oparta jest na grze Stalker zew Prypeci. Pojawiają się tam miejsca i wydarzenia ulokowane właśnie w tej grze. Zapraszam do miłej lektury.



"W kierunku Prypeci"





Był 17 września. Przemierzałem właśnie okolice bagien, aby dostać się do najbliższego obozu stalkerów. Od przypadkowego mężczyzny dowiedziałem się, że Skadowsk jest właśnie takim miejscem. Zaproponował mi także wspólny wypad na polowanie. Myślałem, że chodzi mu o zwierzęta, lecz gdy wspomniał o pijawkach, grzecznie odmówiłem i ruszyłem do wcześniej obranego celu. Byłem młodym, niedoświadczonym stalkerem. Liczyłem sobie dopiero 28 wiosen. Nie miałem zamiaru skończyć jako pokarm dla pijawek. Od innych stalkerów słyszałem, że wypady na polowania są częścią ich życia. Ale co ze mnie był za stalker. Zero doświadczenia w jakim kolwiek zdobywaniu artefaktów oraz polowań na mutanty. Oprócz jednej sytuacji, gdy jeden przypadkowo znalazłem. Cieszyłem się wtedy jak małe dziecko, lecz moja radość nie trwała długo. Natknąłem się na grupkę bandytów, którzy mieli na niego chrapkę. Z chęcią mi go zabrali, zostawiając po sobie siniaki i złamaną rękę. Na szczęście zajął się mną pewien stalker imieniem Zohan. Nie mogę narzekać na opiekę, lecz o tygodniowym pobycie w jego kryjówce wolałbym zapomnieć. Wracając do mojego doświadczenia to jedno czym mogę się pochwalić było znalezienie sporej ilości broni. Przechodziłem kiedyś koło spalonego gospodarstwa i natknąłem się na ciało stalkera. Właśnie przy nim znalazłem broń. Odrazu część sprzedałem i kupiłem żywność. Przy sobie noszę tylko krugera i ppsze. Zbliżałem się już do Skadowska, gdy nagle spotkało mnie nie miłe spotkanie ze zmutowanym dzikiem. Myślałem, że stalkerzy z łajby dbają o bezpieczeństwo wokół niej, lecz się pomyliłem. Dzik stał naprzeciwko mnie i patrzył na mnie jak na potencjalny kąsek. Powoli wyjąłem krugera i nie zdążając wycelować, dzik rzucił się na mnie. Upadłem na ziemie i próbowałem odeprzeć jego ataki. Po chwili usłyszałem dźwięk strzału. Dzik jak ścięty spadł ze mnie zostawiając sporo śliny na mojej twarzy. W oddali zauważyłem stalkera ze snajperką w ręce. Machał do mnie i krzyczał:
- Stalkerze, zbieraj manatki i chodź do Skadowska, tam mi podziękujesz.
Nie zastanawiając się ani chwili, przetarłem twarz, schowalem krugera, poprawiłem plecak i ruszyłem przed siebie. Wszedłem do niej i ujrzałem pełno stalkerów. Część piła gorzałe, niektórzy handlowali między sobą, a inni ucinali komara na stolikach. Podszedłem do brodatego mężczyzny stojącego za ladą i zapytałem:
- Macie tutaj kufel piwa i coś do zjedzenia?
- Oczywiście- odparł mężczyzna
Nalał mi piwa i podał talerz mięsa z kilkoma kromkami chleba.
-Nowy jesteś? Wcześniej cię tutaj nie widziałem-zapytał prawie szeptem brodacz
- Tak jestem Girgo miło mi
- Simon, mi również- odparł z uśmiechem na ustach
Podziękowałem i usiadłem przy stoliku koło ściany. Po chwili dosiadł się do mnie nieznany stalker.
- I co najadłeś się trochę strachu?- zapytał wesołym głosem
Domyśliłem się , że to właśnie ten człowiek co uratował mi dupsko
- Tak, dziękuję za uratowanie mi życia-odrzekłem poważnym głosem
- Nie ma za co. Byłem w pobliżu więc postanowiłem wybawić cię z opresji. Myślałem nawet, aby chwilę zaczekać i pozbierać ze szczątków twojego ciała artefakty, ale nie wyglądasz na takiego który by je miał-odparł zadowolonym głosem.
-Masz rację, nie należę do elity wśród stalkerów.
- Jestem Sasha miło mi-uścisnął mi dłoń
-Girgo, mi również-odparłem.
-Co porabiasz na Skadowsku?
- Przybyłem, aby trochę odsapnąć oraz napełnić brzuch. Przy okazji popytam o jakąś robotę. Krucho u mnie z kasą-odparłem znużony.
- Tak się składa, że będę miał coś dla ciebie. Chodzi mi o drobną sprawę. Mianowicie niedaleko Skadowska jest gospodarstwo. Osiedlili się w nim jacyś opryszkowie. Trzeba ich stamtąd wykurzyć. Będę potrzebował ludzi, więc jeśli chcesz to staw się pod wieczór przed łajbą-wytłumaczył mi Sasha
- Dobrze myślę, że będę-odrzekłem stanowczo
- To do wieczora towarzyszu
Wstał i opuścił łajbę. Dokończyłem obiad, zapłaciłem brodaczowi za posiłek oraz miejsce do spania i postanowiłem odpocząć. Szybko pochłoną mnie głęboki sen. Pewnie bym zaspał gdyby nie szalejąca emisja, która mnie obudziła. Przeczekałem do jej końca, przygotowałem broń i wyszedłem przed łajbę. Tam ujrzałem Sashe oraz kilku innych stalkerów. Nowo poznany towarzysz przedstawił nam plan działania. Zapytał czy posiadam broń, więc wskazałem na moją pepeszę i ruszyliśmy w drogę. Po dotarciu na miejsce zajęliśmy wyznaczony pozycje. Sasha rzucił granat na plac gospodarstwa i nawiązała się walka. Podczas tej strzelaniny raniłem dwóch bandytów. Posuwałem się do przodu oddając serię strzałów. Po chwili moja broń się zacięła. Dostrzegł do jeden z opryszków i skierował ogień przeciwko mnie. W ostatniej chwili rzuciłem się na ziemię chowając się za metalową barykadą. Serce waliło mi jak oszalałe. Nerwowo przeładowywałem broń. Słyszałem tylko świst kul. W końcu uporałem się z karabinem i byłem gotowy do wychylenia się i oddania strzału. W pewnym momencie strzały ucichły. Zauważyłem tylko jednego z bandytów siedzącego na Sashy chcąc ugodzić go nożem. Wycelowałem i dokonałem pierwszego zabójstwa w moim życiu. Sasha wstał i ściskając mi dłoń rzekł:
- Teraz ty uratowałeś mi życie
Oprócz nas nikt nie przeżył. Przeszukaliśmy ciała poległych stalkerów i bez wymiany zdań wróciliśmy na Skadowsk. Położyłem się na zasłużony odpoczynek. Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. Analizowałem w myślach całą tą akcję. Z jednej strony byłem nadal przestraszony, przecież o mały włos nie zginąłem, ale z drugiej strony cieszyłem się, że wreszcie pokazałem na co mnie stać. Rankiem otrzymałem od Sashy zasłużoną zapłatę. Zeszliśmy razem na dół łajby i usiedliśmy przy stoliku.
- Co zamierzasz dalej robić?- zapytał Sasha
- Posiedzę tutaj trochę i ruszę w dalszą drogę tam gdzie mnie nogi poniosą.
-Mam dla ciebie propozycję-odrzekł Sasha. Mianowicie moim życiowym celem jest dostanie się do Prypeci. To miasto jest kopalnią artefaktów, lecz droga do niego wiedzie przez stare, niebezpieczne kanały. Jeśli chcesz to przyłącz się do mnie i ruszaj ze mną.
Gdy to usłyszałem poczułem się jak w raju. Od zawsze marzyłem żeby ujrzeć Prypeć. Nie wiele się o tym mieście mówi z uwagi na trudności stojące na drodze dostania się do niego. W głębi duszy czułem, że jest to moja życiowa szansa. Miałem tylko wątpliwości dlaczego chce zabrać akurat mnie. Przecież my wogule się nie znaliśmy.
-Dlaczego chcesz wziąć mnie? Przecież wogule się nie znamy-zapytałem zaniepokojony
-Wydajesz mi się przyzwoitym stalkerem. Nie jesteś zbyt pazerny, ale też zbyt rozrzutny. Po za tym uratowałeś mi życie, a ja cenie sobie takich ludzi jak ty. Tutaj w Zonie spotkanie przyzwoitych ludzi graniczy z cudem. Część to zwykłe pijaczyny, a inni tylko czyhają, aby cię okraść. Zdecyduj się i daj mi znać wieczorem.
Wstał od stolika i ubierał kurtkę.
- Zgadzam się- odrzekłem stanowczo
- Szybki jesteś, ale dobrze. Udaj się do brodacza, a on skieruje cię do gościa od naprawy sprzętu. Podczas tej wyprawy będzie czekać na nas wiele niebezpieczeństw. Sasha zagłębił się w części sypialnianej a ja pokierowałem się jego poleceniami. Tam mężczyzna oznajmił mi, że chętnie naprawi mi sprzęt, lecz potrzebuje narzędzi. Zaproponował mi, że jak zdobędę mu je to naprawi mój sprzęt za pół darmo. Zgodziłem się na taki układ. Stalker dał mi namiary gdzie mogę je znaleźć i od razu zabrałem się do roboty. Powiewał wtedy chłodny wiaterek. Słoneczko troszeczkę wyszło za chmur. Zona wtedy wyglądała pięknie. Doszedłem do wyznaczonego punktu. Była nim stara cementownia. Myślałem wtedy tylko o tym, aby jak najszybciej znaleźć narzędzia i wrócić do Skadowska. Uchyliłem lekko bramę, która zaskrzypiała. Wszedłem na teren cementowni i uważnie się rozejrzałem. Nie chciałem kolejnej przygody z dzikiem lub bandytami. Wszedłem do środka budynku, który stał na placu cementowni. Poruszałem się ostrożnie przez kręte korytarze. Dobrze, że było jasno na dworze bo bym wogule nic nie widział. Światło z zewnątrz wpadało przez częściowo wybite okna. Pokonywałem kolejne korytarze zaglądając przy okazji do pomieszczeń, lecz nie było w nich narzędzi. Po upływie 15 minut dotarłem do ostatniego pomieszczenia w budynku. Lekko poirytowany otworzyłem drzwi i moim oczom ukazały się cztery sylwetki mężczyzn stojących do mnie tyłem. Oblał mnie zimny pot. Po chwili mężczyźni dość niezdarnie odwrócili się wydając przy tym jakieś dziwne dźwięki. Okazało się, że to byli zombii. Bez wahania wycelowałem i nafaszerowałem ich nabojami. Gdy smuga dymu z karabinu opadła ujrzałem jeszcze jednego żywego zombiaka. Wyjąłem krugera i wpakowałem mu kulkę w łeb. Miałem fart ponieważ w końcu znalazłem skrzynkę z narzędziami. Zapakowałem ją do plecaka i żwawym krokiem kierowałem się do wyjścia. Droga powrotna odbyła się bez żadnych dodatkowych wrażeń. Po dotarciu na Skadowsk od razu udałem się do mojego zleceniodawcy. Ten widząc moją sylwetkę wchodzącą do pokoju odrzekł:
- Co tak szybko się uwinąłeś?
- A to źle?- spytałem trochę zdenerwowany.
- Nie to nawet lepiej. I co napotkałeś jakieś przeszkody?
- Oprócz kilku zombiaków, którym rozwaliłem łby to nie- odparłem
- Widzisz nie było tak źle- odrzekł śmiejąc się
Zostawiając swoje złote myśli na później położyłem mu sprzęt na ladę i zapłaciłem małą sumę pieniędzy. Oznajmiłem także, że po odbiór stawię się za 2 godziny. Mężczyzna nie protestował i od razu zabrał się do roboty. W tym czasie zamówiłem u brodacza posiłek i siadłem przy stoliku. W drzwiach łajby ujrzałem Sashe. Pomachałem mu a on dosiadł się do mojego stolika.
-Co tam towarzyszu masz już gotowy sprzęt?
- Pracę są w toku-odparłem lekko uśmiechnięty
- To dobrze. Jutro rano opuszczamy Skadowsk i następnym naszym celem będzie stacja Janów. Tam otrzymamy wskazówki jak dostać się do Prypeci-wyjaśnił mi Sasha.
-Rozumiem. Mam według ciebie dług wdzięczności. Pomogłeś mi z tym cholernym dzikiem, dałeś szansę wykazania się na polu walki i na koniec zabierasz mnie ze sobą w nieznaną podróż. Niewiadomo jak ona się zakończy-odrzekłem znużony.
-Masz rację nie wiemy jak się zakończy. Trzeba być dobrej myśli-rzekł z lekką niepewnością w głosie Sasha.
Nie miałem żadnych podstaw, aby mu nie wierzyć. Przecież Prypeć jest moim marzeniem. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Nie ryzykujesz nie zyskujesz jak mawiał stalker Zohan. Zjadłem obiad i odebrawszy naprawiony sprzęt do wieczora siedziałem z Sasha i popijałem piwko grając w karty. Miałem zamiar iść spać, lecz ta noc była najważniejszą nocą w moim życiu. Biłem się z myślami odnośnie tej podróży. Miałem nawet momenty, gdy chciałem zwinąć manatki i ruszyć przed siebie. Chciałem po prostu uciec. Nadszedł ranek. Zasnąłem dopiero około 5 rano. Chyba głowa musiała mnie boleć od myślenia i postanowiła odsapnąć. Sasha mnie obudził. Kupiliśmy u brodacza prowiant i ruszyliśmy w stronę stacji Janów. Podróż trwała prawie cały dzień. Większość czasu podążaliśmy przez trawiaste tereny Zony. Mijaliśmy różnych stalkerów. Część z nich znał osobiście Sasha. Kierowali się oni do Skadowska. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz padał deszcz, a raz świeciło słońce i tak na przemian. Kilka kilometrów przed Janowem zrobiliśmy sobie kolejny postój.
Sasha miał ze sobą gitarę. Przygrywał jakieś melodie a ja w tym czasie obżerałem się mielonką i chlebem. Zrobiło mi się trochę głupio, że nie jestem wrażliwy na muzykę, lecz byłem bardzo głodny. Sasha to zrozumiał i nie żywił do mnie urazy. Dokończyłem posiłek i ruszyliśmy dalej. Po jakiś 30 minutach drogi ujrzałem w oddali porzucony tabor kolejowy. Nie pytałem się mojego towarzysza czy to tutaj. Domyśliłem się, że to właśnie jest stacja Janów. Sasha popatrzył na mnie i rzekł:
- Widzisz te wagony przed nami?- zapytał wesołym głosem.
Było to pytanie retoryczne bo przecież ślepy nie byłem, lecz z grzeczności potwierdziłem. Z rozmowy wynikło, że Sasha nigdy w Janowie wcześniej nie był. Dostał mapy od jakiegoś stalkera i poruszał się według niej. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Byłem zadowolony, że w końcu dotarliśmy do celu. Zbliżaliśmy się do porzuconych wagonów. Chodziliśmy wokół nich i podziwialiśmy te ogromne, zardzewiałe żelastwa. Po chwili zobaczyłem, że w lokomotywie świeci się niebieskie światło. Podszedłem do Sashy i zapytałem:
- Czemu w tej lokomotywie świeci niebieskie światło?
- Pewnie od napromieniowania- odparł pewnym głosem Sasha. Jeżeli chcesz to weź dozymetr i to sprawdź.
Tak też zrobiłem. Wyjąłem go ze swojego plecaka i sprawdziłem stopień napromieniowania lokomotywy. Mój towarzysz miał rację. Urządzenie wskazało, że lokomotywa przekracza normę promieniotwórczą. Po oględzinach wagonów schowaliśmy broń i weszliśmy do środka stacji. Było tam o wiele więcej stalkerów niż na Skadowsku. Opłaciliśmy sobie nocleg i od razu udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Wstaliśmy dopiero około 11 rano. Zjedliśmy śniadanie i Sasha poszedł na spotkanie z wcześniej wspomnianym stalkerem. Ja zaś zostałem przy stoliku i delektowałem się smakiem piwa. Po chwili dosiadł się do mnie nieznany mężczyzna.
- Witaj towarzyszu- odrzekł dość ciężkim głosem
- Witaj- odpowiedziałem popijając piwko
- Mam do ciebie sprawę a raczej zadanie do wykonania za sporą sumę pieniędzy
- Ciekawe jakie - odrzekłem zaciekawiony
- Otóż niedaleko Janowa znajduję się stara, opuszczona fabryka o nazwie Jupiter. Tam znajdują się ważne dla mnie dokumenty odnośnie działań w niej prowadzonych przed awarią reaktora. Chcę abyś je dla mnie odzyskał.
- Dlaczego nie możesz pójść po nie sam? boisz się?- zapytałem z lekką trwogą w głosie
- Nie. Mój współtowarzysz został poważnie ranny i muszę się nim zając. Te dokumenty są naprawdę dla mnie ważne. To jak będzie podejmiesz się tego zadania?- zapytał z nadzieją
Po chwili milczenia odparłem:
- Stoi. Daj mi wszystkie potrzebne materiały.
Uradowany stalker wręczył mi mapę z dokładnymi wytycznymi i życzył mi powodzenia. Później dowiedziałem się, że był on tajnym agentem SBU. Poinformowałem Sashe, że idę się rozejrzeć po okolicy, a tym czasem obrałem kurs na Jupiter. Po drodze modliłem się tylko aby
nie przytrafiło mi się znowu jakieś nieszczęście. Dotarłszy na miejsce stanąłem przed murami fabryki i podziwiałem ten ogromny kompleks budynków. Jupiter składał się z dwóch budynków połączonych przejściem mniej więcej w połowie na wysokości pierwszego piętra. Powoli przemierzałem korytarze sprawdzając co znajduje się w pomieszczeniach. Towarzyszyła mi tylko latarka zamontowana przy mojej pepeszy. Jak później się okazało nie było w tej fabryce zagrożenia, lecz przez cały czas towarzyszył mi lekki strach i niepewność. Powiewał chłodny, delikatny wiaterek, który smyrał mnie po gołej szyi. Czułem się jak ktoś by mnie obserwował. Przemierzałem korytarze w poszukiwaniu rzekomo ważnych dokumentów, lecz oprócz nich leżały tylko porozrzucane książki i szczątki elektroniki. Pierwszy budynek okazał się pudłem. Przeszedłem przez mostek i dostałem się do sąsiedniego kompleksu. Znajdowała się w nim hala produkcyjna. Świadczą o tym stare, zardzewiałe maszyny. Tam znalazłem potrzebne papiery. Postanowiłem jeszcze trochę pozwiedzać i obszedłem budynki dookoła. Nie było tam nic oprócz wraków aut i kilku pustych kontenerów. Zebrałem manatki i kierowałem się w stronę Janowa. Przy bramie zakładu natknąłem się na grupkę dzikich psów. Wycelowałem i nafaszerowałem je ołowiem. Kilka zabiłem a reszta uciekła w popłochu. W końcu dotarłem do Janowa. Dokumenty oddałem zleceniodawcy a ten wypłacił mi wcześniej obiecaną sumę pieniędzy. Po krótkim czasie dostrzegłem Sashę siedzącego przy stoliku. Dosiadłem się do niego a on zapytał:
- I jak pozwiedzałeś trochę?
-Tak dość przyjemna okolica- odparłem pewnym głosem.
- Dobra do rzeczy. Mam informacje odnośnie tunelu prowadzącego do Prypeci. Rozłożył mapę na stoliku i wskazał mi punk położenia kanału. Zorientowałem się, że położony jest on na terenie fabryki Jupiter. Lekko się zaniepokoiłem bo nie miałem zamiaru tam więcej wracać.
- Kiedy ruszamy- zapytałem pośpiesznie
- Spokojnie kolego. Trzeba zebrać większą ekipę. Dlatego mam dla ciebie zadanie. Musisz pójść do bunkra naukowców znajdującego się na wschód od Janowa. Tam znajdziesz dwóch stalkerów i poinformujesz ich o naszym wypadzie.
-Dobrze ruszę tam z samego rana-odparłem
Sasha wstał, poklepał mnie po ramieniu i wyszedł ze stacji. Ja udałem się na spoczynek. Przewracałem się z boku na bok myśląc o tej podróży do Prypeci. Miałem wątpliwości, lecz było za późno abym się wycofać. Rano tak jak sobie zaplanowałem, udałem się do bunkra naukowców. Przed nim spotkałem stalkerów. Wypytałem się ich o poszukiwanych stalkerów, lecz nic nie wiedzieli na ich temat. Byłem zmuszony wejść do środka bunkra. Wszedłszy do niego natknąłem się na kontrolę promieniowania. Urządzenie ze skanowało mnie i otworzyło drzwi do dalszej części bunkra. Tam postanowiłem zapytać o los stalkerów jednego z naukowców. Był ubrany w biały fartuch i miał na ręce gumowe rękawiczki. Z nosa spadały mu okrągłe okulary.
- Witam przybywam ze stacji Janów. Poszukuję dwóch stalkerów.
Pokazałem mu zdjęcia a on odrzekł:
- A tak wysłałem ich po próbki do badań do kompleksu przeciwlotniczego, ale powinni już dawno wrócić. Mam nadzieję, że nic im się nie stało. Mam do ciebie prośbę. Pójdź i sprawdź czy nie przytrafiło się im nic złego.
Zgodziłem się i od razu udałem się do celu. Byłem trochę zły, że zamiast załatwić to szybko, muszę chodzić i szukać jakiś dwóch łamag. Kompleks składał się z kilku hangarów i budynku stojącego na środku placu. Było także zejście do podziemi. Obszedłem hangary, ale nic tam nie znalazłem. Zszedłem do podziemi i ujrzałem ciała martwych stalkerów. Obok nich grasowało kilku zombie. Moje przewidywania się potwierdziły. Pospiesznym krokiem wróciłem do bunkra aby poinformować o tym zdarzeniu naukowca. Nie był on zbytnio zadowolony. Odniosłem wrażenie, że bardziej zależało mu na tych próbkach niż na stalkerach. Próbował namówić mnie na zdobycie tych próbek, lecz odmówiłem i wróciłem do Janowa. Nie miałem czasu na pierdoły. Wszedłem na stacje i od razu dosiadłem się do Sashy.
-Ci stalkerzy nie żyją-odparłem rozczarowanym głosem
-To nic. Będziemy musieli iść we trójkę
- Kto jeszcze z nami idzie?- zapytałem ciekawskim głosem
- Weź to i zanieś do wieży obok torów. Czeka tam właśnie trzecia osoba, która z nami wyruszy.
Podał mi teczkę z papierami i udał się na spoczynek. Zabrałem dokumenty i udałem się do wieżyczki. Wdrapałem się po krętych schodach na samą górę. Powoli uchylałem drzwi i nagle rozległ się głośny dźwięk strzału. Pocisk trafił w ścianę kilka centymetrów od mojej głowy. Ujrzałem mężczyznę ze strzelbą w ręku i flaszką pod pachą siedzącego na łóżku. Zdenerwowany krzyknąłem:
- ku*wa człowieku mogłeś mnie zabić!
- Spokojnie towarzyszu myślałem, że to jakieś mutanty lub inne gówno- odrzekł zadowolonym głosem. Co cię sprowadza?
- Przysyła mnie Sasha. Masz tu plany odnośnie jutrzejszej podróży.
Podałem mu teczkę z dokumentami a on uważnie je przeglądał. Po chwili rzucił je w kąt i zapytał:
- Może napijesz się ze mną? Przy okazji lepiej się poznamy.
- Czemu nie-odparłem
Złość mi już trochę przeszła. Usiadłem na łóżku i do późna piliśmy opowiadając sobie przygody z naszego życia. Stalker o imieniu Max okazał się naprawdę równym gościem. Rano stawiliśmy się przed stacją Janów. Dokańczaliśmy palić papierosa gdy doszedł do nas Sasha i zapytał:
- I jak chłopaki poznaliście się lepiej?
Razem zgodnie kiwnęliśmy głowami.
- Gotowi do podróży?
Ponownie kiwnęliśmy głowami. Byliśmy lekko skacowani i nie mieliśmy ochoty na długie rozmowy. Dopaliliśmy do końca i ruszyliśmy w długą, nieznaną podróż. W drodze do Jupitera nic zwyczajnego się nie działo. Sasha wyjaśniał nam jak mamy zachowywać się w kanałach. Po dotarciu do fabryki Sasha i Max zadziwiali się tym ogromny kompleksem. Na mnie nie robił już tak dużego wrażenia jak za pierwszym razem. Po chwili poszukiwań, odnaleźliśmy właz i zeszliśmy do kanałów zakładając wcześniej maski i butle z tlenem. Włączyliśmy całe oświetlenie jakie posiadaliśmy, lecz to i tak było za mało, aby swobodnie się poruszać. W kanałach panowała straszna wilgoć i hulał potworny smród. Przemierzaliśmy kanały mijając dość świeże ciała stalkerów. Przy okazji walczyliśmy z mutantami, które do końca nam towarzyszyły. Po jakiejś godzinie marszu znaleźliśmy wyjście z kanałów. Po chwili naszym oczom ukazał się widok Prypeci. Staliśmy jak osłupieni, lecz nasze zdziwienie nie trwało długo. Zostaliśmy złapani przez wojsko, które stacjonowało w tym mieście. Kazali rzucić nam broń i położyć się na ziemię. Chcą uniknąć walki pospiesznie wykonaliśmy ich rozkazy. Skneblowali nam ręce i posadzili przy ścianie jakiegoś budynku. Dowódca nie jaki major Szewczenko zadawał pytania Sashy.
- Co tu robicie i jakie macie zamiary?
Sasha milczał. Major powtórzył to jeszcze dwa razy i wyraźnie zdenerwowany uderzył Sashę w twarz.
- Powtarzam co tu robicie i jakie macie zamiary?
- Przybiliśmy tutaj, aby zbadać tą okolicę i zdobyć ciekawe przedmioty-odparł plując krwią. Nie mamy złych zamiarów.
Major lekko się uspokoił i chodził w kółko podpierając się bronią.
- Dobrze, ale jak zapewne nie wiecie nie jest tutaj najbezpieczniej. Przybiliśmy tutaj tak samo jak wy, aby zbadać tą okolicę, lecz od jakiś dwóch tygodni męczymy się z dzikusami, którzy osiedlili się w tym mieście.
Sasha popatrzył na mnie i Maxa i po chwili zastanowienia odrzekł:
-Pomożemy wam, ale w zamian nas wypuścicie.
Major par schnął śmiechem i odpowiedział:
- Ciekawe jak. Wy łachudry potraficie tylko pić i zbierać te wasze śmieci.
- Rozwiąż nas a się przekonasz-odparł stanowczo Sasha.
Major po chwili zastanowienia wydał rozkaz aby nas rozwiązano. Kazał zabrać manatki i pójść za nim. Tak też zrobiliśmy. Przez całą drogę żołnierze mieli nas na celownikach. Przybyliśmy do opuszczonego sklepu warzywnego, w którym osiedlili się wojskowi. Major dał nam nowe kombinezony i lepsze bronie. Dostałem porządny AKA z zapasem amunicji. Aby nie marnować czasu major od razu przeszedł do konkretów. Wysłał nas abyśmy zbadali teren wokół najwyższego budynku w Prypeci. Major chciał wejść na niego i ustawić tam nadajniki, aby wezwać posiłki. Aby nie przedłużać od razu udaliśmy się do celu. Przemierzaliśmy opustoszałe miasto z zapartym tchem. Na swojej drodze spotkaliśmy także diabelski młyn. Natknęliśmy się także na jedną ze szkół podstawowych. Szkoła była w tragicznym stanie. Wszędzie walały się stare podręczniki i zeszyty. Znaleźliśmy także dzienniki lekcyjne. Poszperaliśmy jeszcze trochę po szkolę i ruszyliśmy dalej. Wstąpiliśmy także do szpitala. Tam sytuacja przedstawiała się podobnie. Wszędzie leżały stare fartuchy, karty pacjentów oraz leki. Nie pogardziliśmy i zwiedziliśmy także basen oraz dom kultury. Krążą pogłoski, że zegar, który wisiał na basenie cały czas odmierza czas. Kto wie może tutaj w Prypeci czas płynie dalej. Cały czas nie mogłem nacieszyć się widokiem miasta. Chciałem zwiedzić każdy zakamarek. Sasha obiecał, że tak właśnie zrobimy gdy oderwiemy się od tych wojskowych. Ucieczka była zbędna, gdyż mieliśmy zamontowane nadajniki. Weszliśmy także do jednego z budynków mieszkalnych. W lokalach znaleźliśmy pełno ubrań, zabawek dziecięcych i resztek sprzętów domowych. Nawet w kilku mieszkaniach znaleźliśmy pianino.
Oprócz tego walało się pełno zdjęć rodzinnych oraz miasta przed jego opuszczeniem. Wtedy Prypeć tętniła życiem nie jak teraz. Zdjęcia ukazywały także uroczystości święta pracy oraz zakończenie roku szkolnego. Dotarliśmy w końcu do celu. Gdy tylko zbliżyliśmy się to budynku od razu padły strzały. Ujrzeliśmy członków monolitu. Jest o nich głośno w Zonie. Pośpiesznym krokiem schowaliśmy się za mur i prowadziliśmy ostrzał. Max wezwał przez radio wojskowych. Po 15 minutach przybyły posiłki. Odbyła się zacięta walka. Monolit, po mimo przewagi liczebnej odniósł poważne straty. U nas także trupów nie brakowało. Posuwaliśmy się do przodu stopniowo wypychając wroga z ważnego dla nas terenu. Po chwili odczułem ból w okolicach serca. Zorientowałem się, że zostałem postrzelony przez snajpera. Upadłem na ziemię. W porę zauważył to Sasha i zaciągnął mnie w bezpieczne miejsce. Ten odsłonił mi kombinezon i próbował zatamować krwotok.
- Trzymaj się Girgo. Wyjdziesz z tego tylko musisz być silny- odrzekł zdenerwowanym i lekko jąkającym się głosem.
Zdjął mi także hełm i ujrzałem niebo nad Prypecią. Zanosiło się na deszcz. Czułem uścisk Sashy na mojej dłoni. Przesiąknął mnie zimny wiatr. Wpatrzony w jeden punk na niebie nie miałem siły otworzyć ust. Słyszałem tylko krzyki Sashy.
- ku*wa czy ktoś mi pomoże?! Mamy rannego !
Żołnierze byli zbyt pochłonięci walką, aby znaleźć chwilę na udzielenie pomocy takiemu podrzędnemu stalkerowi jak ja. Zastanawiałem się czy gdybym nie porwał się na tą podróż to jak by potoczyło się moje życie? Zaryzykowałem. Postawiłem wszystko na jedną kartę, aby móc zrealizować swoje marzenie. W końcu Prypeć ujrzałem, więc mogę je zaliczyć za spełnione. Żaden ze stalkerów nie wie, co przyniesie kolejny dzień. Zona jest cały czas nieokiełznana. Rządzi się własnymi prawami. Po chwili nastała błoga cisza. Ujrzałem ciemność przed oczami i ......

Za ten post Girgo otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Poldzer, Kruk787.
Awatar użytkownika
Girgo
Kot

Posty: 3
Dołączenie: 21 Lis 2013, 16:25
Ostatnio był: 30 Lis 2013, 16:25
Miejscowość: Toruń
Frakcja: Wojsko
Ulubiona broń: Sniper VLA
Kozaki: 2

Reklamy Google

Re: "W kierunku Prypeci"

Postprzez Gizbarus w 28 Lis 2013, 22:42

Jako dobry opiekun kącika literackiego :tm: przeczytałem twoje opowiadanie. Jest nieco dłuższe, niż standardowa długość etiud, jakie się tu pojawiają... Posiada też minimalnie lepszy warsztat - gdzieś tak na poziomie wiekowym piętnastolatka, zamiast typowego przedszkolaka. Co nie zmienia faktu, że jest słabo. Sporo błędów ortograficznych ("wogule" pojawiające się w uporem maniaka), interpunkcyjnych (przecinki wołają o pomstę do Słownika Ortograficznego...), gramatycznych (od cholery powtórzeń, choćby ze słowem "stalker" i jego odmianami) czy rzeczowych (kneblowanie dłoni...) powoduje, że czytanie nie jest przyjemnością, a redaktorskim obowiązkiem :-/ Dodatkowo, fabuła powoduje u mnie uczucie deja vu - ot, prawie to samo, co historią oferował nam Zew Prypeci, tylko gdzieniegdzie nieco przyśpieszone, a gdzie indziej odrobinkę rozwleczone.

Tako rzeknę - nie chce mi się wypisywać wszystkich byków, może zrobi to kto inny. Tak czy siak - na drugi raz przedtem przeczytaj tekst "na zimno" (czyt. na drugi dzień), wrzuć go do Worda, sprawdź byki i dopiero możesz pomyśleć o wrzuceniu na foruma. No i dużo czytaj - nie statusów na pejsbuku, ale książek i literatury.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 04 Gru 2024, 13:20
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "W kierunku Prypeci"

Postprzez Kruk787 w 28 Lis 2013, 23:11

Słownik nie rzecz święta. Wypracowanie na dobrym poziomie, długie i ciekawe, lecz trochę za szybko idzie akcja. Jakoś nigdy nie uwierzę że wojsko da nowego AK i kombinezon paru stalkerom. Błędy ortograficzne może i są ale ja jakoś nie zwracam na nie uwagi, ważna jest treść a nie okładka graficzna (Choć twoje opowiadanie Gizarbus czytałem kilka razy i czekam na kontynuacje)
Podsumowują:
1. Rozwiń trochę tę akcje bo od razu w Prypeci jako koty to trochę kiepsko.
2. Trochę więcej z "Zony" może jakieś chowanie się przed emisją bądź bardziej szczegółowa walka z mutkami.\
3. Kozak idzie i oby tak dalej. :wódka:
Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone.
Kruk787
Kot

Posty: 12
Dołączenie: 01 Maj 2013, 18:59
Ostatnio był: 13 Lip 2014, 21:37
Miejscowość: Karpacz
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: -1

Re: "W kierunku Prypeci"

Postprzez Universal w 29 Lis 2013, 01:25

Garść informacji wstępnych:

Widzę długi, zwarty blok tekstu, a więc czuję, że będę miał używanie - uwielbiam pastwić się nad nowymi, ale postaram się zawrzeć też parę rad "od serca". Choć to serce wykrojone przez rzeźnika. Autorze, jeśli nie chcesz dostać wrzodów, weź Relanium :tm:, nim zabierzesz się za czytanie.

"W kierunku końca"

Był 17 września.

Znacząca data, zapowiadająca niezły rozpiernicz :soviet:
Przemierzałem właśnie okolice bagien,

Albo "okolice Bagien", albo po prostu "bagna". Zależnie od tego, czy odnosisz się do lokacji z gry, czy do rodzaju terenu.
lecz gdy wspomniał o pijawkach

Sugeruję wielką literę przy nazwie mutanta, bo pijawka jako taka to najwyżej może dupsko pokąsać podczas kąpieli w wiejskim stawie.
Liczyłem sobie dopiero 28 wiosen.

"Dwadzieścia osiem" - lepiej słownie.
stalker imieniem Zohan

Baaardzo dziwne imię, czyżby izraelski komandos?
Przy sobie noszę tylko krugera i ppsze.

Ppsze ppana, czczy tto ppana ppieniądze? Po prostu pepeszę. Choć połączenie krugera z pepeszą kojarzy mi się bardziej z Klossem (ew. Czterej pancerni) niż stalkerem.
spotkało mnie nie miłe spotkanie

Image
Powoli wyjąłem krugera i nie zdążając wycelować, dzik rzucił się na mnie.

Lepiej "powoli wyjąłem krugera, lecz dzik rzucił się na mnie, nim zdążyłem wycelować". Bo teraz to brzmi tak, jakby dzik celował i próbował zastrzelić bohatera korzystając z krugera (Częstochowskie Rymy :tm:).
próbowałem odeprzeć jego ataki

Tu nie ma co odpierać. Jakby dzik przejechał po nim kłami, to zostałby tatar. Z jednym jajem.
W oddali zauważyłem stalkera ze snajperką w ręce.

Snajperka brzmi nadto "ceesowsko". Lepiej "karabin", "karabin wyborowy".
i krzyczał

Zawołał. Krzyczeć to może żona bita przez męża-alkoholika, albo napastowana przeze mnie dziewoja.
Upadłem na ziemie [...]

Nie zastanawiając się ani chwili, przetarłem twarz, schowalem krugera, poprawiłem plecak i ruszyłem przed siebie.

A wstał, czy ruszył leżąc?
ruszyłem przed siebie. Wszedłem do niej

A co ona na to? Nie zostało zdefiniowane "jej". Można się domyślić, że do wnętrza łajby, ale wspomnę zasadę, o której facet ostatnio mówił na przedmiocie "Komunikacja człowiek-komputer": "Nie każ mi myśleć" :tm:
a inni ucinali komara na stolikach

Teoretycznie dobrze. Ale w praktyce lepiej będzie zaznaczyć, że chodzi o drzemkę korzystając z bardziej oficjalnego języka. Bo przyjdzie jeszcze ktoś o mentalności złomiarza i pomyśli o Romecie ciętym gumówką.
Dalej kompletnie brakuje opisu. Wiem, że chodzi o bar, ale muszę się tego domyślić, nie jest mi to podstawione na tacy.
podał talerz mięsa

Mięso to towar deficytowy w Zonie, chyba że je się przemielone kopyta mięsacza.
zapytał prawie szeptem brodacz

Który, bo tam pewnie niewielu się goli i każdy mógłby uchodzić za brodacza. Za Brodacza już tylko jeden.
- Tak jestem Girgo miło mi

Gdyby było Giorgio, to chociaż można byłoby pomyśleć, że Włoch. Ale Girgo? Następny będzie Świrgo i Burgo. Wszyscy to jakieś Kostie, Iwany, Śruby, Wilki, a ten tu tak z dupy. Nazwanie bohatera sensownym imieniem też ma znaczenie. Jeśli podasz etymologię, to tym bardziej.
Simon, mi również- odparł z uśmiechem na ustach

Coś nieruchawy ten Brodacz. To nie jowialny opiekun Skadowska, tylko dziwnie uprzejma pipa nad którą stoi szef zmuszający do nadgodzin? To nie Rossmann. Poza tym "Simon"... Siemion - ok, taka bardziej "ruska" forma. Ale Simon?
Image
Jestem Sasha miło mi

Chyba Strunin... Sasza! To je Polska, a nie Londyn! Ile jeszcze będę musiał zwracać na to uwagę, czy to nie jest oczywiste?
Zapytał czy posiadam broń, więc wskazałem na moją pepeszę

Debil, czy głupi? Pepesza to nie ukryte ostrze Altaira z AC, to cholerstwo wisi i ciąży. Ślepy by zauważył.
nawiązała się walka

Nawiązać można kontakt, nawiązać można do czegoś. Walka się wywiązuje.
Podczas tej strzelaniny raniłem dwóch bandytów.

Suche jak reportaż z wystawy kotów hodowlanych.
Posuwałem się do przodu oddając serię strzałów.

Jedną serię? Toś postrzelał!
Dostrzegł do

Image
i skierował ogień przeciwko mnie

Sztucznie to brzmi. Coś w stylu "zaczął więc strzelać do mnie" byłoby lepsze, choć i tak cała sytuacja mocno do przemyślenia.
chowając się za metalową barykadą

Barykady buduje się z gruzu, śmieci, chyba że ta była ze złomu. Lecz co bardziej prawdopodobne, myślałeś, że barykada to w miarę jednolita budowla. No nie do końca.
Słyszałem tylko świst kul.

A krzyki innych, własny oddech, jakieś granaty, dźwięk wystrzałów? Świst kul jest w porównaniu z nimi dość cichy.
W końcu uporałem się z karabinem

Pepesza to pistolet maszynowy, a nie karabin.
chcąc ugodzić go nożem

Dźgnąć, ok, ale ugodzić? Skaczesz od mowy potocznej do patosu.
Wycelowałem i dokonałem pierwszego zabójstwa w moim życiu.

Cóż za bogactwo opisu przeżyć wewnętrznych! Więcej emocji jest przy zabiciu kury na rosół.
Sasha wstał i ściskając mi dłoń

Przecież był co najmniej kilka metrów dalej. Żyrafa?
- Teraz ty uratowałeś mi życie

Dialog jak z The Room.
Oprócz nas nikt nie przeżył.

Biedny opis. Lub jego brak.
bez wymiany zdań wróciliśmy na Skadowsk. Położyłem się na zasłużony odpoczynek.

Żadnej rozmowy, żadnego wypytywania o poległych na Skadowsku. No dzień jak co dzień, z wielkiej misji wraca tylko dwóch kolesi i idzie sobie spać. Reszcie nibypies mordę lizał. A chwilę później nie może zmrużyć oka, choć położył się na odpoczynek (słabe zdanie, tak swoją drogą). Niekonsekwentnie.
Z jednej strony byłem nadal przestraszony

Dość późno o tym wspominasz.
To miasto jest kopalnią artefaktów, lecz droga do niego wiedzie przez stare, niebezpieczne kanały.

Tak było w grze. Notabene to debilne rozwiązanie. Wszystkie drogi prowadzą do Prypeci. Wierzchem też by się dotarło, nie kopiuj gry.
Nie wiele się o tym mieście mówi

Niewiele łącznie. Podobno jest na to jakaś zasada, ale nie znam zasad. Nie trzeba znać zasad, żeby wiedzieć jak to się pisze.
wogule

W tym momencie powinieneś pomyśleć sobie "kończ waćpan, wstydu oszczędź". Ale nie. Jeszcze nie.
Nie jesteś zbyt pazerny, ale też zbyt rozrzutny.

Skąd niby może wiedzieć, czy jest pazerny, lub rozrzutny? Wróż Maciej?
Po za tym

To po, czy za? :P Poza tym - tak się to pisze.
i ubierał kurtkę.

Ile? Godzinę, dwie, pięć? Czasownik dokonany byłby lepszy.
- Szybki jesteś, ale dobrze. Udaj się do brodacza, a on skieruje cię do gościa od naprawy sprzętu. Podczas tej wyprawy będzie czekać na nas wiele niebezpieczeństw. Sasha zagłębił się w części [...]

Hola hola, dialogi się od opisu oddziela!
Tam mężczyzna oznajmił mi

Jaki mężczyzna? ("Nie każ mi myśleć")
Tam mężczyzna oznajmił mi, że chętnie naprawi mi sprzęt, [...] od razu zabrałem się do roboty. Powiewał wtedy chłodny wiaterek. Słoneczko troszeczkę wyszło za chmur. Zona wtedy wyglądała pięknie. Doszedłem do wyznaczonego punktu. Była nim stara cementownia.

Profesjonalnie nazywa się to "teleport". Innymi słowy - nie rób czytelnika w ch*ja, tylko sensownie streść drogę, a nie przeskakuj jak zawieszający się Windows 98. Swoją drogą - Zaton, Zaton, nagle jeb - Janów Jupiterem zwany.

W tym momencie powiedziałem do siebie "o Boże". To jeszcze tyle zostało? No najwyraźniej. Pogonię więc konie po betonie, przyspieszę tempa.

Światło z zewnątrz wpadało przez częściowo wybite okna.

To nie okna są wybite, tylko szyby. Zresztą jak częściowo? Część szyby może być wybita, ale faktycznie nie ocenia się "w 1/3 wybita", "w połowie wybita", tylko po prostu je*ło i już. Nie ma co drążyć.
Po upływie 15 minut

Według zegara kwarcowego, czy atomowego? Podaj z dokładnością do 10 mikrosekund.
Po chwili mężczyźni dość niezdarnie

Powtórzenie. "Cztery postacie"/"postacie".
Okazało się, że to byli zombii.

Wiem, że literówka, ale nie mogę się powstrzymać.
Image
Twój normalny dzień, zawsze dead and clay.

Zero emocji podczas pojedynku. Mimo że to zombi, ze względu na to, że kiedyś byli to ludzie, wypadałoby coś poczuć. Choćby smród.
-Rozumiem. Mam według ciebie dług wdzięczności. [...]-odrzekłem znużony.

Zastanawiam się, czy wiesz co oznacza słowo "znużony". Mam wrażenie, że nie.
Chyba głowa musiała mnie boleć od myślenia i postanowiła odsapnąć.

:tm:
- Czemu w tej lokomotywie świeci niebieskie światło?
- Pewnie od napromieniowania- odparł pewnym głosem Sasha. Jeżeli chcesz to weź dozymetr i to sprawdź.

Lol, przecież w grze to była elektra, a za chwilę potwierdzasz, że to promieniowanie. Niebieskie światło ma tu tyle sensu, co owce pasące się w kieszeni kamizelki Sidorowicza.
a tym czasem

A tamtym? Tymczasem łącznie.
Jupiter składał się z dwóch budynków

Jeśli faktycznie wzorujesz się na grze, odpowiem krótko: gówno prawda. http://dl.oblivionlost.pl/misc/maps/MAPA-JUPITER.jpg - naliczyłem się co najmniej dziewięciu budynków. Te dwa to biurowiec. Więc pisz, że biurowiec.
Jak później się okazało nie było w tej fabryce zagrożenia

Nie zdradza się takich informacji.
wiaterek, który smyrał mnie

:tm: 2
Pierwszy budynek okazał się pudłem.

A mówili, że ruscy solidnie budowali :o
Przeszedłem przez mostek

Budujemy mosty, dla pana starosty (Gwizduś)! Po prostu łącznik, tak bym to nazwał.
dostałem się do sąsiedniego kompleksu

Budynku. Budynek to nie kompleks. Nie trzeba być budowlańcem/architektem/prenumeratorem Muratora by to wiedzieć.
Świadczą o tym stare, zardzewiałe maszyny.

Mieszasz czasy. Poza tym opis dość... dziwny? Nie wiem jak to ująć, "dziwota" aż bije po oczach.
Ja udałem się na spoczynek.

Wieczny?
lecz było za późno abym się wycofać

Bzdura. Za późno jest wtedy, kiedy pocisk drąży czaszkę.
Wszedłszy do niego natknąłem się na kontrolę promieniowania. Urządzenie ze skanowało mnie

Jakie urządzenie? "Nie każ mi myśleć"
Z nosa spadały mu okrągłe okulary.

http://www.youtube.com/watch?v=MccmHwA-c4U
Spadły raz, spadały i musiał poprawiać? Napisz, że musiał poprawiać. "Nie każ mi myśleć".
Dowódca nie jaki major

Niejaki, łącznie.
chodził w kółko podpierając się bronią.

Jak się podpiera bronią? Używał tego jako kuli? :o
lecz od jakiś dwóch tygodni męczymy się z dzikusami, którzy osiedlili się w tym mieście

Pigmeje napadli na Prypeć!
Major par schnął śmiechem

Image
Ile par schnęło? Oblicz różniczkę :caleb:
Major dał nam nowe kombinezony i lepsze bronie.

Wyjął z kieszeni, czy przynieśli na plecach kontener z zaopatrzeniem? AK-74 waży 3,5 kg. Beryle, w które pewnie by wyposażono ten oddział, ważą wg stalker.pl siedem kilogramów. Łącznie 10,5 na osobę. Który oddział tacha trzy zapasowe komplety, ponad 30 kg w sumie niepotrzebnego sprzętu? Bez sensu. Szybka Paczka chyba przywiozła.
Major chciał wejść na niego i ustawić tam nadajniki, aby wezwać posiłki.

Na zdrowy chłopski rozum to bez sensu, jeśli nie działałyby na dachu warzywniaka (a ściślej pralni, bo to tam wg gry było, ale przyjmuję, że coś zmieniłeś), to na dachu wieżowca raczej też nie.
Przemierzaliśmy opustoszałe miasto z zapartym tchem.

Trochę średnie określenie. Dusili się?
Wszędzie walały się stare podręczniki i zeszyty.

We wnętrzu szkoły, wokół szkoły, czy w Nowosybirsku, Caracas i Białymstoku też?
Nie pogardziliśmy i zwiedziliśmy także

Gardzić można propozycją. Koleżanka pogardzi Tobą, jak jej zaproponujesz kąpiel w szambie. A na "zwiedzanie" Prypeci to bohaterowie sami się zdecydowali. Swoją drogą bardzo spokojne miasto, w Pułtusku się więcej dzieje.
Krążą pogłoski, że zegar, który wisiał na basenie cały czas odmierza czas.

Na wieki wieków amen. Do dupy te pogłoski w tym miejscu, skoro bohaterowie byli na basenie, to chyba mogli tę plotkę zweryfikować?
Ucieczka była zbędna, gdyż mieliśmy zamontowane nadajniki.

Wszyte pod skórę, zaaplikowane w formie czopków? Zawsze można pozbyć się nadajnika, chyba że został umieszczony w mózgu lub w układzie krwionośnym przez szalonego naukowca, jak to bywa na filmach klasy B.
Nawet w kilku mieszkaniach znaleźliśmy pianino.

Jedno pianino w kilku mieszkaniach?
Image
Zdjęcia ukazywały także uroczystości święta pracy oraz zakończenie roku szkolnego.

No chyba nie te z 1986. A jeśli z lat wcześniejszych, to tak z dupy się one pojawiły.
Ujrzeliśmy członków monolitu. Jest o nich głośno w Zonie.

To, że jest o nich głośno w zupełności wyczerpuje konieczność ich opisania? O Sidorowiczu też by mogło być głośno, ale zgaduj czemu: bo tak głośno puszcza bąki, bo takie echo powstaje u niego w bunkrze, czy tak głośno komentuje się jego otłuszczony kubraczek, w który wyciera tłuste paluchy po zjedzeniu kurczaka? Więcej opisu!
Pośpiesznym krokiem schowaliśmy się za mur

Pośpiesznym krokiem to można omijać ulotkarzy, a nie chować się pod ostrzałem.
Po 15 minutach przybyły posiłki.

Fast-food a'la Prypeć :suchar:
Po chwili odczułem ból w okolicach serca. Zorientowałem się, że zostałem postrzelony przez snajpera. Upadłem na ziemię. W porę zauważył to Sasha i zaciągnął mnie w bezpieczne miejsce. Ten odsłonił mi kombinezon i próbował zatamować krwotok.

Image
Snajperzy strzelają z karabinów wyborowych. Jeśli nabój z takiego karabinu przebił kamizelkę i "jest krwotok", odczuwasz ból (odczuwać ból to można jak boli ząb, a nie jeśli się umiera), to klatka piersiowa jest w najlepszym przypadku rozpieprzona. W każdym innym - już nie żyjesz. Poproszę o opinię jakiegoś specjalistę, ale sytuacja przedstawiona w tym fragmencie jest śmieszna. A ten jeszcze sobie sapie, jak w Hollywood.

***

Dawno mi tyle czasu nie zeszło na jednym tekście. Był dość długi, choć to niekoniecznie plus. Na początku myślałem, że coś z tego będzie. Później zdałem sobie sprawę z tego, że jednak nie. Interpunkcja leży i kwiczy, reszta tak jak wspomniał Gizbarus.

Jest słabo, sukcesów nie wieszczę. Pracuj, jeśli chcesz się poprawić. Dużo pracuj.

A teraz czas na krytykę komentarza:
Kruk787 napisał(a):Słownik nie rzecz święta.

Jaja sobie robisz? To co ma mieć na względzie, jeśli nie słownik?
Kruk787 napisał(a):Wypracowanie na dobrym poziomie

Na słabym poziomie. Tak jak Gizbarus wspomniał - nieco lepsze niż większość. Ale i tak słabe. Zgadnij, czemu nie wypowiadam się na tematy fizyki kwantowej? Upraszam o nienadsyłanie odpowiedzi.
Kruk787 napisał(a):ciekawe

Śmiechłem. To opowiadanie nie jest ciekawe. Potencjał skończył się przed wejściem na Skadowsk.
Kruk787 napisał(a):ważna jest treść a nie okładka graficzna

:facepalm:

Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Piłat, Pangia, Voldi, Tormentor, Cienias, Canthir,
Negative Soviet.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2619
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 26 Lut 2025, 20:23
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1052

Re: "W kierunku Prypeci"

Postprzez majorek22 w 30 Lis 2013, 00:11

Skończyłem czytać to opowiadanie. Żałuję. W zasadzie można je streścić zdaniem "bieg przez Zew Prypeci w kiepskim wykonaniu". Piszę to w praktycznie każdym temacie z jakimś opowiadaniem, ale zacznij pisać "do szuflady". Bo chwilowo wygląda to tak, jakbyś stwierdził "ludzie piszą, więc ja też" i wrzucił coś, czego nawet sam nie wymyśliłeś, tylko bezczelnie zerżnąłeś z gry. Odszkodowanie za zmarnowane minuty życia, których już nigdy nie odzyskam, ci odpuszczę.
BTW. Po raz kolejny lepiej bawiłem się przy czytaniu oceny Uniego niż przy samym opowiadaniu.
Wilk Morski Klanu Espadre

Za ten post majorek22 otrzymał następujące punkty reputacji:
Negative Asaimp, MonolitSoldier, Hornik.
Awatar użytkownika
majorek22
Stalker

Posty: 95
Dołączenie: 28 Cze 2011, 15:37
Ostatnio był: 07 Cze 2014, 13:12
Miejscowość: Limańsk
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 7

Re: "W kierunku Prypeci"

Postprzez kalasher w 07 Maj 2014, 20:50

Zapytał czy posiadam broń, więc wskazałem na moją pepeszę

Debil, czy głupi? Pepesza to nie ukryte ostrze Altaira z AC, to cholerstwo co wisi.

To prawda bardo ciężkie cholerstwo produkowane masowo.
Zona maja żena maja
Awatar użytkownika
kalasher
Kot

Posty: 26
Dołączenie: 04 Mar 2014, 08:31
Ostatnio był: 12 Mar 2015, 12:44
Miejscowość: zona
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sawn-off Double-barrel
Kozaki: 4


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości