"Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

"Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Red Liquishert w 11 Sty 2014, 22:36

Kolejne opowiadanie - tym razem będzie to coś większego. Zamierzam przedstawić w tym (i nadchodzących opowiadaniach) rok z życia Wilczura, stalkera znanego z "Błysków". Tym razem wybiera się do miejsca chyba ikonicznego już i dla serii gier, i dla Czarnobyla jako-takiego... Przyjemnej lektury!

No, macie jeszcze mapę - możecie śledzić poczynania Wilczura na bieżąco :)


I

:

13.01.2014, Czarnobylska Strefa Zamknięta

Mgła spowija Strefę.
Zima w tym roku, miast dopieprzyć z całą mocą, okazała się tylko nieco chłodniejszą wczesną wiosną. Śniegu tyle, co kot napłakał, mróz ani razu nie zmusił mnie do zużycia większej ilości opału w mojej kwaterze na starej stacji remontowej. Biały puch spadł w pewien piątek i leżał do niedzieli - teraz mamy tutaj idealny przykład szarugi, pluchy i wszechobecnej wilgoci. I kałuż. O tak. W cholerę kałuż.


Podnoszę głowę. Nie potrzebuję już lornetki, by dostrzec cel mojej podróży - radar pozahoryzontalny "Duga-3". Owiany legendą, opuszczony kompleks anten, które miały służyć - podobno... - jako system wczesnego ostrzegania. Stoi tutaj - samotny i przerażający. Boję się, cholera. Jestem tu od paru lat, ale wciąż się boję tego miejsca. Idę tu, bo po noworocznym Zwarciu przybyło rzadkich artefaktów na często uczęszczanych szlakach - a tutaj przecież nikt się nie zapuszcza, więc artów musi tu być w cholerę - i po poprzednich Emisjach, i po tej noworocznej.


Biorę plecak, poprawiam karabin na ramieniu, luzuję colta w kaburze - tak właściwie to jest hiszpański star model P, bo oryginalna czterdziestkapiątka kosztuje w Zonie krocie. Przemykam przez gruntówkę, przemierzam las między drogą a kompleksem. Sporo tu "grabarzy" i "rozpruwaczy", więc muszę ważyć każdy krok i zużywać sporo muterek. Dostrzegam resztki jakiegoś nieszczęśnika, którego "trampolina" rozsmarowała na sporym, zmutowanym drzewie nieopodal. Zastanawiam się, czy nie sięgnąć po jego plecak, ale wtedy zauważam, że został zgnieciony razem z właścicielem. Wzruszam ramionami, idę dalej. Po chwili docieram do siatki ogradzającej kompleks. Gramolę się przez niedużą dziurę w płocie, rozglądam się dookoła. Dobra, czyli na wprost powinienem mieć klub, hotel, dormitorium i tym podobne zabudowania opuszczonego garnizonu, ale tam nie zamierzam się pchać - wszystko jest już zarośnięte zmutowaną roślinnością, z daleka widziałem sporo "rosiczek" różnego sortu... o nie, nawet dla "molocha" bym tam nie poszedł. Pewnie pełno tam snorków i drwali... dobra, ch*j z tym. Skręcam w lewo, idę kawałek, mijam magazyn i docieram do głównego wejścia.


Szlaban podniesiony, stary ził stoi w przejściu. Mijam go, nie zaglądając nawet do środka. Wiem, że ten kompleks funkcjonował jeszcze długo po Pierwszej Katastrofie - kiedyś Rasta i Bober wybrali się tutaj na połów artefaktów - znaleźli gdzieś dokumenty z datą bodaj dwudziestego września dwa tysiące piątego... Ciekawe. Po lewej mam pseudo-centrum dowodzenia, wpatrujące się we mnie oczodołami wybitych okien... Paskudny klimat, nie powiem. Błoto zmieszane z tworem śniegopodobnym ohydnie mlaszcze pod butami, powietrze niesie ze sobą porykiwania snorków - trzeba uważać - , a od roślin czuć zapach, który mógłby uchodzić za fetor mydła karbolowego. Smród nasila się coraz bardziej, więc naciągam na twarz półmaskę. Rzucam okiem na kwatery... Może jednak?


Wchodzę do środka ze starem w gotowości - za mało miejsca na karabin. W prawej pistolet, w lewej policyjna latarka, bo ciemno tu niemożebnie. Snop bladego światła zalewa pomieszczenia "kwatery głównej" garnizonu. Kawałki gruzu i starego szkła chrzęszczą przy każdym kroku, doprowadzając do szału - cały czas boję się, że coś mnie tu usłyszy. Wchodzę w końcu do niedużego biura - gdzieniegdzie walają się stare papiery, na ścianie wisi kalendarz z roku 2006... no, to by się zgadzało. Przeszukuję szuflady - nie znajduję nic. Wtedy mój wzrok zatrzymuje się na wyschniętym trupie pod ścianą. Podchodzę i zauważam kartę dostępu tuż przy nieśmiertelniku. Zabieram ją razem z blachami, przydadzą się później. Odwracam się, gotów do wyjścia.


Patrzę centralnie na ciemną, anorektyczną wręcz sylwetkę drwala, przyczajonego w kącie.


II

:

Ja pier*olę!


Na razie jeszcze mnie nie widział, przecież ciul reaguje na gwałtowny ruch, a ja skradałem się jak Sam Fisher, szuflady przeszukiwałem w tempie naprutego żółwia... Zimny pot zalewa mi oczy, serce dosłownie rozrywa pierś, kolana miękną niczym wata, na usta ciśnie się krzyk strachu... Dlaczego ja, do cholery?! Dlaczego akurat drwal, no? Już z pijawką, co ja mówię, z kontrolerem lepiej się pojedynkować, te przynajmniej ubiją na miejscu, a drwal będzie cię zżerał żywcem, rwał ci ścięgna i wypruwał flaki tak długo, aż będziesz w stanie wyć... Kur*a!


Dobra, uspokój się, po prostu się uspokój... jak?! Wyjście jest tylko jedno, w dodatku w cholerę wąskie, a ten siedzi tuż obok... w mordę, obudził się! Nie wiem, co też zadziałało na niego niczym budzik, to teraz nieważne - ważna jest ucieczka... Chcę pobiec, ale mam cholerną blokadę - strach totalnie mnie unieruchomił. Delikatnie, powoli, z rozmysłem kucam i podnoszę kawałek gruzu. Jeszcze wolniej wstaję, słyszę cichy trzask stawów


(japierdolęusłyszy)


robię zamach i rzucam.


Drwal błyskawicznie zrywa się z miejsca, rzuca się ku rzuconemu przeze mnie wabikowi i błyskawicznie pojmuje, że go oszukano, że nędzny człowiek okazał się mądrzejszy... Ja zrywam się do szaleńczego biegu, obijam się w opętańczym galopie o ściany wąskich korytarzy budynku... zdawał się być tak mały od zewnątrz! Brnę przez labirynt szkła, gruzu i chaosu, w końcu potykam się o coś, padam na pysk i już słyszę ciężki oddech drwala, odgłosy jego kroków...


- Czhooooieeeekk... - słyszę "słowa" demona z piekła rodem - Ghhdzieeee? Ghhdzieeee?!
Wstrzymuję oddech, leżę tak bez najmniejszego poruszenia. Mój Boże, to nie tak miało się skończyć! Zawsze myślałem, że zginę tak jak prawdziwe legendy - dotrę tam, do mitycznego Sarkofagu, stanę przed jeszcze bardziej mityczną Złotą Rybką i wypowiem to jedno, moje życzenie... A nie, kur*a, rozszarpany żywcem przez mutanta!


Odchodzi...


Chryste, odchodzi...


Pierwsza minuta...


Druga...


Godzina...


Nie ma go.


Wstaję, zastane kości skrzypią jak stare drzwi, mięśnie ciągną bólem od zimnej jak lód podłogi. Stoję tak dłuższy czas, w końcu podnoszę stara, który wypadł mi z ręki przy potknięciu. Wiesio trzyma się na ramieniu, nic w plecaku nie pękło ani się nie uszkodziło... dobrze. Idę ślimaczym tempem korytarzami kwatery głównej garnizonu, ważąc każdy krok... byle tylko stąd wyjść...


Kiedy w końcu się wydostaję, zapada już zmrok. Padam na kolana, wymiotuję, a potem zaczynam histerycznie się śmiać... Udało się. Gdzieś tu musi być wejście, przy którym mógłbym użyć tej karty... Idę wzdłuż rzędów masztów radiowych składających się na "Dzięcioła", starając się na nie bezpośrednio nie patrzeć - choć wiesz, że mózgu ci nie wypali, to wciąż się boisz... Boisz się go. Boisz się jego majestatu, mocy...


Nareszcie znajduję schody prowadzące gdzieś w dół. Schodzę - są kręte, cholernie wąskie. W końcu doprowadzają mnie do solidnych, wielkich drzwi - z czytnikiem kart po prawej stronie. Wyciągam zdobyczny klucz, za jego pomocą otwieram drzwi... otwierają się powoli, z okropnym, przyprawiającym o utratę zmysłów zgrzytem. Spoglądam w mrok za nimi - czuję na plecach dreszcz strachu... który już raz? Sięgam do plecaka, wyjmuję baton energetyczny - zjadam, zapijam wodą z manierki. Poprawiam sprzęt, ujmuję pewniej beryla i wchodzę do środka.


Boże, pozwól mi wyjść.



III

:

W bunkrze panuje ten rodzaj chłodu, który przenika przez ubranie, skórę, mięśnie i kości, który sprawia, że czujesz się jak gówno, że chcesz jak najszybciej wyjść... Muszę to znieść. Pleśń obsiadła wszystkie ściany podziemnego bunkra, istnego betonowego labiryntu. Przemierzam go powoli, starając się robić jak najmniej hałasu - po przygodzie z drwalem wolę być n a p r a w d ę ostrożny.


Docieram do rozgałęzienia korytarzy - lewo, prawo, lewo, prawo... Skręcam w lewo, ujmuję pewniej beryla. Byłoby nawet okej, gdybym się tak nie bał... Szczerze, nawet nie wiem, czego się boję - innych drwali, pijawek, całej cholernej rodziny kontrolerów? Nie wiem, kuźwa... ale jak dalej będę się tak zastanawiać, coś na pewno mnie tu uwali. Ruszam więc dalej - natykam się na drzwi wywalone kompletnie z zawiasów - jeden problem z głowy, w takim razie... oby nie był to nibyolbrzym, czy inny poltergeist. Przestępuję nad nieszczęsnymi drzwiami, robię parę kroków naprzód - znalazłem się w sporej hali, przypominającej bardziej jakiś hangar, albo coś w tym rodzaju. Oho! - w rogu czai się "pajęczyna", a na niej... "pajączek"! Jest po co się fatygować - wczołguję się pod "pajęczynę", odcinam artefakt, wypełzam spod anomalii. "Pajączek" nieźle promieniuje, ale za to świeci lepiej niż najlepsza latarka, w dodatku nie musisz go ładować - jak masz "sznur", to nie ma się co martwić, ale ja się do żadnego "grabarza" nie próbowałem narazie zbliżać, bo i po co? No, teraz już mam po co...


Rozglądam się po hali i spostrzegam schodki prowadzące do kładki biegnącej w poprzek hali... Podchodzę, wspinam się i po chwili jestem już na kładce. Przebiegam ją - jednak bycie wystawionym na odstrzał nie jest OK, nawet w podziemnym bunkrze - i docieram do kolejnych drzwi. Zamkniętych. Wyciągam z kieszeni kartę dostępu, przeciągam przez czytnik i... drzwi się otwierają! Wchodzę do środka - znowu korytarz, w dodatku długi... No nic, trzeba iść. Ruszam przed siebie - znowu rozgałęzienie... tym razem idę w prawo. Docieram do kolejnych schodków, kolejnej kładki... Ta prowadzi mnie do czegoś w rodzaju pokoju dowodzenia - jakieś kontrolki, dźwigenki i inne gówno... Żadnych wyschniętych trupów, żadnych tajnych dokumentów! Toż to skandal, no... A, nie! Czekać! Jest... metalowa szuflada, otwarta - są i teczki... grube teczki. Zabieram wszystkie, pakuję z niemałym trudem do plecaka - czas się zbie...


Ryk.


O, kur*a.


Zapomniałem zamknąć za sobą drzwi bunkra.


IV

:

Po raz kolejny tego zasranego dnia zimny pot zaczyna lać się ze mnie strugami, serce podjeżdża do gardła, z ust dobywa się cichy jęk. Nie, no, nie dam rady! Już słyszę... kuźwa, już słyszę jak poklaskuje, jak orientuje się w terenie... Idzie tu. W końcu wychwyci mój zapach, znajdzie mnie, a potem... Potem będzie tylko ból.


Mam granat... F1 spoczywa umocowany do pasa. Wystarczy tylko wyciągnąć zawleczkę, odrzucić poczekać chwilę... I koniec.


Kur*a, o czym ja myślę?! Powinienem już dawno spieprzać! Zarzucam plecak na grzbiet, cisnę do drzwi, skręcam w lewo...


Gnój jest już na kładce.


Beryl w rękach, palec na spuście, kolba przy ramieniu. Opadam na jedno kolano, czerwony celownik holograficzny spoczywa dokładnie pośrodku klatki piersiowej mutanta. Za szybko - drwal zrywa się do biegu, potok niewyraźnych słów wylewa się z paskudnej gęby. Cisnę na spust, karabin rwie w rękach, błysk wystrzału oślepia, huk kanonady ogłusza do cna.


- Giń, skur*ielu! - wrzeszczę, przerywam strzelanie, zaczynam znowu i faszeruję mutanta ołowiem, dopóki do komory nie może już trafić żaden nabój, dopóki magazynek nie zaczyna świecić pustkami. Zarzucam broń na ramię - zbyt wolno. Drwal charczy, warczy i pluje krwią, ale łapie mnie za plecak i rzuca jak szmacianą lalką. Tnę powietrze niczym pocisk, zderzam się ze ścianą, a potem lecę w dół, w ciemność...


Nie, nie mogę...


Próbuję się podnieść, ale nie mam siły. Ból promieniuje w całym ciele, uderzenie zaparło mi dech i na sto procent coś pieprznęło mi w plecaku... Leżę. I żyję, tak, cholera, żyję. Gdyby nie mostek, gdyby był tylko jeden poziom... Rozszarpałby mnie na strzępy. Teraz mnie pewnie szuka. Podnoszę z trudem głowę, rozglądam się - leżę w kącie hali, nade mną jest kładka... I drwal. Znów klaszcze w te swoje łapska... Pełznę w kierunku wyjścia z tego piekła, zauważam beryla - leży tuż pod kładką, musiał konkretnie trzasnąć, bo coś jest z nim nie tak. Nie, nie mogę się po niego wlec - nie mam tyle czasu. Cztery lata jestem w Zonie, dwa spędziłem na budowaniu sobie pozycji, rok na zdobycie kwatery... czyli tworzyliśmy idealny duet przez dwa lata. Cholera, szkoda mi, ale nie mam wyboru. Chwytam kurczowo framugi drzwi, daję radę się podnieść, kuleję przez korytarz, odtwarzam w myślach mapę mojej wędrówki po tych cholernych korytarzach sprzed jakiegoś czasu. Teraz w lewo, na wprost, w prawo... wprost... Okej, chyba dobrze. Idę coraz szybciej i raźniej... jeszcze trochę...


Drogę zagradza mi kontroler.


Nie, no, żartowałem.


Potężny cios w twarz sprawia, że tysiące gwiazd naraz tańczy mi przed oczami, potykam się o własne nogi, padam. Pieprzony anorektyk chwyta mnie jedną łapą za włosy, wygina mi okrutnie głowę, drugim łapskiem rozrywa mi kurtkę i odzież pod nią...


Odbezpieczam granat i rzucam za mutanta.


Wybuch totalnie mnie oszałamia, w wąskim korytarzu odłamki szatkują mutanta na krwawy gulasz i ranią mnie boleśnie, czuję jak resztki potwora spadają wraz ze mną na betonową podłogę...


Ciemność.


EPILOG

:

Ból.


Ręce... są. Nogi... są. Palce, język, głowa... Na miejscu.


Choć każdy mięsień rwie bólem, choć z ran sączy się powoli krew, choć strach paraliżuje, choć resztki drwala na moim ciele skłaniają do wymiotów, wstaję. Jeden kroczek... drugi kroczek... padam. Oddycham chrapliwie, ciężko. Zbieram w sobie siły na kolejny zryw.


Tym razem docieram aż do schodów na powierzchnię. Upadam na stopnie. Jeszcze raz...


Powierzchnia. Kolejny upadek.


Przetaczam się na plecy. Resztki kurtki wiszą na mnie jak szmaty na strachu na wróble, płytkie rany po odłamkach pieką niemiłosiernie. Każda część ciała promieniuje bólem, a każdy oddech to pieprzona męka. Nie słyszę niemal nic - huk wybuchu musiał rozpieprzyć mi bębenki... to się wyklepie. Podnoszę się bardzo powoli, siadam. Patrzę na tak cholernie piękny, zimowy wschód słońca. Oddaję się chwili otępienia.


Po jakimś czasie decyduję się wstać. Nie mam pojęcia jak wrócę, nie mam pojęcia, czy dam radę. Muszę spróbować.


Radar pozahoryzontalny "Duga-3" obserwuje mnie z góry, gdy odchodzę w kierunku miasta nad rzeką.


... i koniec!
Ostatnio edytowany przez Red Liquishert 16 Sty 2014, 18:29, edytowano w sumie 12 razy
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Dommy, Gość.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Reklamy Google

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Universal w 12 Sty 2014, 02:33

które miały służyć - podobno... - jako system wczesnego ostrzegania stoi tutaj - samotny i przerażający

Pochrzaniłeś coś z interpunkcją, bo musiałem chwilę pomyśleć o co tu chodzi.
noworycznym

Z nuworyszem mi się skojarzyło, ale to chyba nie to :suchar:
luzuję colta - a właściwie stara model P, bo oryginalna czterdziestkapiątka kosztuje tu krocie - w kaburze

Lepiej byłoby "luzuję colta w kaburze - stary model P [...]", bo tak wychodzi za długie zdanie pod/nad/jakieśrzędne.
wpatrujące się we mnie oczodołami wybitych okien

Cholernie charakterystyczny zwrot. Za każdym razem rzuca mi się w oczy (nomen omen). Niby to nic złego, ale osobiście coś mi zgrzyta (podobnie jak przy sformułowaniu "gruntówka" w odniesieniu do drogi gruntowej).

Jakież zawieszenie akcji, wcale się nie spodziewałem :caleb:

To co ostatnio - jakby to była próba skopiowania Ołowianego. Strasznie mnie to razi, przeraźliwie wręcz. Tym niemniej trudno więcej stwierdzić na podstawie tak krótkiego fragmentu, więc czekam na drugi fragment, może przeczytam :E

Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2619
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 26 Lut 2025, 20:23
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1052

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Gizbarus w 12 Sty 2014, 11:44

W nocy patrzę - Red wrzucił coś nowego. Nie czytam, nie o tej godzinie...:caleb: Ale rano - no, względnie rano - z radością się za to zabrałem, jak widać.

Nie potrzebuję już lornetki, by dostrzec cel mojej podróży - radar pozahoryzontalny "Duga-3", owiany legendą, opuszczony kompleks anten, które miały służyć - podobno... - jako system wczesnego ostrzegania stoi tutaj - samotny i przerażający.


Wat? :caleb: A to ponoć ja robiłem długie i wielokrotnie złożone zdania... Tak czy siak - potnij to na mniejsze, bo nawet ja nie mogę odczytać tego w pełni komfortowo. Poza tym w zaznaczonym miejscu coś popieprzyłeś z myślnikiem chyba.

Zastanawiam się, czy nie siegnąć po jego plecak, ale wtedy widzę, że został zgnieciony razem z właścicielem.


A ja się zastanawiam, czy nie lepiej by brzmiało "ale zauważam", zamiast "wtedy widzę". Wiesz, czas dokonany, niedokonany, poszły, niedoszły... Nie wiesz o co chodzi? Bez obaw, ja też nie. Ale po prostu to zmień :E

Wchodzę do środka z bronią ze starem w gotowości


To z bronią, czy ze Starem? :P Określ to wyraźnie, bo jest masło maślane.

za ciasno na karabin.


Za ciasno to może być w podziemnym tunelu serwisowym w rafinerii - wiesz, rury, te sprawy... Tu raczej po prostu jest na karabin za mało miejsca, albo byłby nieporęczny.

Kawałki gruzu i starego szkła chrzęszczą przy każdym kroku, doprowadzając do szału - cały czas boję się, że coś mnie tu usłyszy.


A to zdanie z kolei bardzo mi się spodobało - coś, o czym praktycznie każdy zapomina. Zarówno w grach, jak i w książkach, tudzież opowiadaniach...:E W takich miejscach zawsze robi się masę hałasu właśnie z powodu leżącego gruzu i syfu na ziemi...

Wtedy mój wzrok spoczywa na wyschniętym trupie pod ścianą.


Chyba lepiej "zatrzymuje się", albo coś w tym stylu... Znów coś tam z tymi czynnościami dokonanymi i takie tam...

Tak czy siak, ogólnie - jest nieźle. Fakt, że krótko, bez większego polotu - ale usprawiedliwiam to tym, że to wprawka i intro do opowiadania ;) Brakuje mi nieco większych opisów - na razie wszystko było takie z deka zbyt "sterylne", ale to może tylko moje wrażenie. Pisz dalej, to będzie się oceniać i marudzić.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir

Za ten post Gizbarus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 04 Gru 2024, 13:20
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Red Liquishert w 12 Sty 2014, 15:19

Druga część dodana do pierwszego posta.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Dommy w 13 Sty 2014, 16:02

Ogólnie, żadne oczywiste błędy nie zepsuły mi przyjemności z czytania. Bardzo podobało mi się ewidentne okazywanie strachu. W innych opowiadaniach często autorzy nie kładą na niego tak znaczącego nacisku- za to plus. A teraz przejdźmy do tego co było źle :D .
Śniegu tyle, co kot napłakał, mróz ani razu nie zmusił mnie do zużycia większej ilości opału w mojej kwaterze na starej stacji remontowej. Śnieg spadł

Powtórzenie.
a tutaj przecież nikt się nie zapuszcza, więc artów musi tu być w cholerę

Nie podoba mi się tu "art". Jest wiele synonimów do słowa "artefakt" choćby na przykład "skarb".
luzuję colta - a właściwie hiszpańskiego stara model P, bo oryginalna czterdziestkapiątka kosztuje tu krocie - w kaburze.

Czterdziestka piątka w kaburze kosztuje krocie? :suchar:
Patrzę centralnie na ciemną, anorektyczną wręcz sylwetkę drwala, przyczajonego w kącie.

Wydaje mi się, że jeśli mówisz "[przymiotnik], [przymiotnik] [wręcz]", to ten drugi przymiotnik powinien być takim "pogłębieniem" drugiego, na zasadzie "Patrzę centralnie na chudą, anorektyczną wręcz sylwetkę drwala". Ale chyba tylko ja mam z tym problem :D .
przecież ciul reaguje

Niezbyt eleganckie słowo...
Dlaczego akurat drwal, no? Już z pijawką, co ja mówię, z kontrolerem lepiej się pojedynkować,

Nie wyjaśniasz żadnym opisem czym jest ten drwal, nie mówiąc już o pijawce czy kontrolerze.
Godzina...

Nie wiem czy próbowałeś kiedyś leżeć na ziemi przez godzinę bez ruchu, bo ja próbowałem. I wytrzymałem 10 minut.
Oho! - w rogu czai się "pajęczyna", a na niej... "pajączek"! Jest po co się fatygować - wczołguję się pod "pajęczynę"

Powtórzenie.
ale za to świeci lepiej niż najlepsza latarka,

Masło maślane. "Lepiej niż najmocniejsza latarka".
odchodzę, wspinam się i po chwili jestem już na kładce. Przebiegam ją

Nie uważasz, że przebieganie po kładce, lekko kłóci się z całą ideą bycia n a p r a w d ę ostrożnym?
Toż to skandal, no...

No sodoma i gomora, no!
A, nie! Czekać!

Stać, wyciągnąć wszystkie metalowe przedmioty na stół :soviet: ! Bardziej pasuje: "A, nie! Chwila!"

To by było chyba na tyle. Jak czytałem za pierwszym razem, tekst nie sprawiał wrażenia że zawiera taką ilość fragmentów do poprawienia. Ja na przykład Ołowianego nie czytałem, chociaż mam w planach. I tak kozaka postawię :wódka: :kotek: .

Za ten post Dommy otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Dommy
Kot

Posty: 25
Dołączenie: 15 Lis 2013, 23:47
Ostatnio był: 20 Lut 2014, 00:46
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 7

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Red Liquishert w 13 Sty 2014, 16:59

Co do recki Dommyego:

"Art", "ciul" i tym podobne wyrazy są używane przez Wilczura z bardzo prostego powodu - to zwykły gość, który po prostu mówi, jak mu wygodnie - art to skrót od artefaktu, popularnie używany. Dlaczego nie napisałem wyjaśnienia, czym jest drwal? No, już powinieneś wiedzieć - mutant o bardzo chudej sylwetce, czarnego koloru skóry (a raczej czegoś, co kiedyś było skórą), reagujący na gwałtowne ruchy - widzi coś albo wtedy, gdy [coś] szybko się poruszy albo zrobi hałas. Potrafi też klaskać i na podstawie dźwięku (nie potrafię porządnie tego wyjaśnić) określić, jak daleko obiekt się znajduje. Co do dokładnych opisów mutantów - nie jestem fanem przerywania akcji dla iście encyklopedycznego opisu mutanta ("Ołowiany świt" się kłania"), a zresztą - na wszystko przyjdzie czas :) .
Niebawem część IV.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Red Liquishert w 13 Sty 2014, 20:51

I część czwarta dodana do pierwszego posta.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Dommy w 14 Sty 2014, 01:10

Kolejna część? Dobrze...
Dlaczego nie napisałem wyjaśnienia, czym jest drwal? No, już powinieneś wiedzieć - mutant o bardzo chudej sylwetce, czarnego koloru skóry (a raczej czegoś, co kiedyś było skórą), reagujący na gwałtowne ruchy - widzi coś albo wtedy, gdy [coś] szybko się poruszy albo zrobi hałas.

Nie chodziło o to, że nie wiem czym jest drwal (tak, nie wiedziałem :D ), ale o to że nie opisałeś go. Mógłbyś to zrobić chociaż w dwóch zdaniach, przy okazji zauważenia "ciemnej, anorektycznej wręcz sylwetki drwala", a nie wymagać od czytelników aby się tego domyślali- "nie każ mi myśleć".

Powinienem już dawno spieprzać! Zarzucam plecak na grzbiet, cisnę do drzwi, skręcam w lewo...

Skoro drwal wyczuwa ruchy, to po jaką cholerę Wilczur się tak śpieszy? Przecież mógł skradać się jak wymieniony wcześniej Sam Fisher.
Beryl w rękach, palec na spuście, kolba przy policzku.

Kolbę przykłada się do ramienia, a nie policzka... W przeciwnym razie strzelec miałby pewne braki w uzębieniu.
Drwal charczy, warczy i pluje krwią, ale łapie mnie za plecak i rzuca jak szmatą.

Szmatę to można... Ekhm... Wyprać :D . Rzuca się na przykład piłką.
i na sto procent coś pieprznęło mi w plecaku...

Nie brzmi mi tu "pieprznęło". Nie mam pomysłu jak to zamienić...
Gdyby nie ta kładka, gdyby był tylko jeden poziom... Rozszarpałby mnie na strzępy. Teraz mnie pewnie szuka. Podnoszę z trudem głowę, rozglądam się - leżę w kącie hali, nade mną jest kładka...

Widać.
Cztery lata jestem w Zonie, dwa spędziłem na budowaniu sobie pozycji, rok na zdobycie kwatery... czyli tworzyliśmy idealny duet przez dwa lata.

:

Image

odtwarzam w myślach mapę mojej wędrówki sprzed jakiegoś czasu.

Tak wtrąciłeś to totalnie z d**y... Jakiej wędrówki? Do supermarketu? Sprzed jakiego czasu? Z dzisiaj, wczoraj, a może Wilczur sobie wspomina dawne czasy? :D
Drogę zagradza mi kontroler.


Nie, no, żartowałem.

Toś sobie zażartował...

Fajnie, podobało mi się tak bardzo jak wcześniejsze części. Nie przypadły mi do gustu natomiast "łagodne" wersje przekleństw. Jak już rzucasz wulgaryzm, to ma być siarczysty!
Koniec końców, nie wiem czy to już koniec przygód z Drwalem. Czy to jest ostatnia część? Z takimi pytaniami na ustach kończę mą wypowiedź.

EPILOG
Ponieważ to już definitywnie koniec, podsumuję całokształt opowiadania.
Zacznijmy od tego, że dodaję je oficjalnie do moich ulubionych opowiadań. Przypadło mi do gustu
także akcentowanie emocji bohatera, zwłaszcza strachu. na plus także świadczą fragmenty w których jest jedno, dwa zdania w akapicie. Albo słowa. Na minus natomiast działają łagodne wulgaryzmy w stylu "huk wybuchu musiał rozpieprzyć mi bębenki...". Pisałem już o tym wyżej, ale rozwinę swoją wypowiedź. To mnie strasznie denerwuje. Nie jestem fanem zbyt wielu przekleństw w opowiadaniach (patrz: "Pozór" od SC), ale też lubię jak się czasem coś pojawi. To bezpłciowe "rozpieprzyć" można było zamienić na choćby "przebić". Jak masz już dać wulgaryzm, to rzucasz porządną k*rwę albo zamieniasz na normalne słowo. Nie ma półśrodków.

A więc wylałem swój żal. Prawdopodobnie teraz podczas czytania "Ołowianego Świtu" odczuję lekkie De ja vu. Co nie zmienia faktu że opowiadanie jako jedno z niewielu na tym forum od dawna, Dało mi przyjemność z czytania.
:wódka: , oraz czekam na kolejną porcję literatury.
:

Nie mogę się powstrzymać :D :
Ręce... są. Nogi... są. Palce, język, głowa... Na miejscu.

A d*pa? :E
Ostatnio edytowany przez Dommy, 15 Sty 2014, 00:47, edytowano w sumie 1 raz

Za ten post Dommy otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Dommy
Kot

Posty: 25
Dołączenie: 15 Lis 2013, 23:47
Ostatnio był: 20 Lut 2014, 00:46
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 7

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Red Liquishert w 14 Sty 2014, 22:49

Króciutki epilog dodany do pierwszego posta.
Bydlę z pana, panie Red

Za ten post Red Liquishert otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Dommy.
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: "Dzięcioł" by Red Shoahert [Wilczur, zima 2014]

Postprzez Kacper777 w 19 Paź 2014, 20:19

Nie ma w co grać, nie ma jakich książek czytać, pomyślałem, że wejdę se na foruma i nadrobię zaległości w dziale literatura, może poczytam jakieś starsze opowiadanko, a nie te nowe typu "Jadka w wiosce".
I muszę przyznać, całkiem fajnie napisane. Głównie przyjemność sprawiło mi to, że nie jest to kolejne opowiadanie typu: "Ale mi źle w Zonie" albo "Co to straszne miejsce, mój kolega tu zginął" lub "Mój pierwszy dzień w Zonie". :facepalm:
W końcu (poza "Samotnością") natknąłem się na fajne opowiadanie, w którym autor stawia na akcję i napięcie. Mniej gadania, więcej strzelania, to lubię! :D
Nie mówię, że opowiadania bardziej ambitne są złe, ale nie powinniśmy przesadzać. Kiedyś ktoś powiedział:
"Nie bądźmy bandą głąbów, którzy tylko lubią patrzyć na bezmyślną przemoc i demolkę. Wymyślajmy coś bardziej ambitnego".

I od razu wszyscy zaczęli pisać same smutne/przygnębiające/psychologiczne opowiadania zapominając o akcji. Nie powinniśmy popadać w skrajności. na forum przydałoby się trochę więcej tekstów typu:
"I przebiegł wśród dogorywających płomieni trzymając palec na spuście karabinu, który pluł ogniem w stronę przeciwległego budynku. Grad kul niczym rój wściekłych os uderzał w okiennice obsypując szkłem krzyczących monolitian"
Nie żebym był jakimś prymitywem czy coś, ale po prostu się znudziłem tym samym stylem.

Tak czy inaczej :wódka: leci :)
Kacper777


Ostatnio był: 01 Sty 1970, 02:00


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 3 gości