[Antologia] Upadek

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

[Antologia] Upadek

Postprzez dymek w 05 Gru 2014, 03:03

Jako, że widzę poruszenie w tym temacie to i ja wrzucę swoje wypociny, które wysłałem na konkurs na antologię. Chętnie posłucham krytyki w związku z tym, że ostatnie co pisałem to fanficki w świecie Transformers z dobre 10 lat temu xD Jakby co ma ponad 34 000 znaków i jest to opowiadanko o jednych z pierwszych stalkerów. Akcja rozgrywa sie nie długo po utworzeniu sie Zony w związku z tym rzeczy logiczne w Cieniu Czarnobyla tutaj są dla bohaterów nowością.


:

UPADEK


Jozi przyłożył lornetkę do oczu i spojrzał naprzeciw siebie. W sumie zbyt wiele nie zobaczył poza ścianą lasu naprzeciwko, jednak lubił korzystać z tej starej, poradzieckiej lornetki którą kupił za bezcen na bazarku.
-I co tam wypatrzyłeś ciekawego?- spytał się znudzony chodzeniem bez celu Kaszka.
-Nic wartego uwagi. Ale idziemy dalej na północ. Na zachodzie z tego co się orientuję jest baza trepów więc lepiej się tam nie zapuszczać.- Jozi schował lornetkę pod pałatkę okrywającą jego krępe ciało i ruszył dalej przed siebie.
-Słuchajcie co kombinują teraz to naukowce z zachodu- do rozmowy wtrącił się milczący do tej pory Grig.
-No dajesz-rzucił Kaszka. Był to znak na rozpoczęcie typowych jak dla tej okolicy plotek.
-A więc ostatnio siedzę w tym śmiesznym barze w ruinach, pijemy bimber a tu wchodzi taki wypucowany koleś. Myślimy, że jakać cipa, bo do Zony w garniturku, na to kurteczka skórzana, taka błyszcząca i włoski na żel. Koleś siada sobie przy barze i zamawia wodę. Wszyscy śmieją się pod nosem, ale słuchajcie, on wyciąga z nesesera ten wynalazek..no..taki cienki komputer na dotyk jak on?
-Tablet?- podpowiedział Jozi bacznie obserwując okolicę.
-No! Tablet taki wyjmuje, sięga po rysik i zaczyna coś tam sobie stukać. Może student, myślę sobie. A ten nagle wyskakuje i na cały bar mówi, że ta maszynka zrewolucjonizuje eksplorację Zony. Patrzymy się jak na debila, a ten nawija, że ma to wbudowane jakieś cuda na kiju. Wyobraźcie sobie, że w tableciku miał jak to mówił GPS, mapę satelitarną, na którą można nanosić poprawki, licznik Geigera, jakieś tam pierdoły typu notatniki, terminarz, kalkulator i najlepsze...wykrywacz anomalii i artefaktów!
Grig popatrzył po towarzyszach, ci jednak nie podzielali jego entuzjazmu. Jedynie Jozi sobie poprawił kaptur.
-My zareagowaliśmy podobnie, jeden podpity to mu wiązankę puścił nawet. Ale ten laluś wstał i powiedział ze swoim hamerykańskim akcentem: "Wyjdę na pięć minut, wy w tym czasie schowajcie jakiś artefakt. Jak wrócę to go znajdę i wy mi stawiacie flaszkę. Jak nie znajdę stawiam każdemu po jednej!". Oczywiście zakład przybiliśmy. Koleś wychodzi, a wszyscy na równe nogi! Jakiś typek wyciąga z pojemnika meduzę, drugi wrzuca ją do worka i daje barmanowi, ten chowa do szafki nad ladą. Mija pięć minut Pan Tablet wraca i pyta się czy gotowi. Jak barman skinął głową ten odpala tę swoją deskę a ta zaczyna piszczeć, skrzeczeć i trzaskać, coś jak Geiger tylko bardziej irytujące. Ten łazi od lewej do prawej, kręci tym tabletem, odwraca się, przestaje z nogi na nogę. I wiecie co?-
-No ? - zaciekawiony Kaszka odpalił papierosa i przeskoczył niewielką kałużę.
-Znalazł- Grig uśmiechnął się i podniósł brwi widząc na towarzyszu lekkie zaskoczenie.
-Czyli działało?
-Działało ale to nie jest najlepsze - mężczyzna ręką dał znać, że będzie kontynuować.
-Co ty pieprzysz. Koleś ma maszynkę do odnajdywania kasy!- Kiszka był coraz bardziej podniecony.
-Zamknij się i słuchaj. Koleś powiedział, że u niego w stolicy hamburgerów, firma w której pracuje bawi się w robienie takich rzeczy. Produkują też sprzęt dla wojska i służb specjalnych. Ostatnio wzięli się za Zonę, bo widzą tam niezły interes. No to wzięli odkupili jakieś patenty, badania i wynalazki od naukowców co tutaj się porozbijali i zbudowali taki tablet. Mówił, że to dopiero prototyp i robią badania wstępne. Obiecywał, że niedługo takie zabawki będą tanie i każdy z nas je będzie miał. I co najciekawsze to rzucił tekst, że potrzebuje pięciu ochotników na badanie sprzętu w terenie. Obiecał sporą nagrodę. Zanim się podniosłem to od razu miał chętnych. Dał każdemu tablet, czy jak on to mówił Pi-di-ej, zeszyt i długopis. Wytłumaczył co mają robić i żeby za pięć dni wrócili tu do baru. -
-I jak ta historia się skończyła?- spytał milczący do tej pory Jozi. Jednak w jego głosie dało się słyszeć lekką pogardę i drwinę.
-Specjalnie siedziałem tego dnia przy kielichu. Pan Tablet przyjechał po południu i już nikt się z niego nie śmiał. Przychodzi za jakiś czas dwóch typa z tabletami i zabazgranymi zeszytami. Ten przegląda notatki, coś skrobię w tym swoim i dziękuję za pomoc. Nagle ktoś się pyta co z tamtymi trzema. A ten pokazuje ekran swojego urządzenia i mówi coś w stylu " przedwczoraj i dziś rano, dwa pi-di-ej przestały nadawać sygnał co oznacza, że zostały zniszczone, albo są tak głęboko pod ziemią, że nie można ich wykryć. Trzeci według mapy leży głęboko na bagnach, więc prawdopodobnie tester nie żyje". Ktoś zaraz rzucił, że może baterie padły, albo nie wzięli pod uwagę tego, że w Zonie wszystko na opak.-
-No właśnie miałem o to samo się zapytać- Kaszka przytaknął zaciekawiony, czekając na dalszą część historii.
-Kolo powiedział, że ich sprzęt został zabezpieczony przed silnym promieniowaniem, uszkodzenia fizycznymi, impulsem elektromagnetycznym, skokami napięcia, a baterie były na tydzień plus na każdym urządzeniu była bateria słoneczna. Ty i udowodnił to o tej odporności. Wrzucił ten swój tablet do koksownika, potem go skopał i zrzucił z wysokości. Powiedział, że postrzał z broni palnej, albo upadek z naprawdę wielu metrów są w stanie go popsuć. - Grig czekał na kolejne pytanie Kaszki. Wiedział, że długo nie musi czekać.
-Ty a co to za nagroda była?-
-Dał tym dwóm typom po pięćset dolców i jakiś karnet zniżkowy na ich produkty-
-O stary. To niezły interes ubili, polatali trochę z zabawką i dostali niezły kwit- skomentował Kaszka
-Dobrze powiedziałeś...zabawkę. - Wtrącił się Jozi. Uśmiechy z twarzy Kaszki i Griga znikły szybko słysząc to.
-Coś masz na myśli?- spytał Grig poprawiając pas na którym miał zawieszonego skróconego AKM.
-Wszystko na łatwiznę. Jakieś mapy satelitarne, wykrywacze anomalii, artefaktów. Nie czujecie, że to takie oszukaństwo? Gdzie tu radocha będzie ze znalezienia czegokolwiek jak ci wszystko maszynka pokaże? Niedługo to na mapce ci zaznaczy gdzie masz iść i komu masz zrobić dobrze, żebyś coś dostał.- Jozi mówił ze skwaszoną miną poprawiając pół maskę zawieszoną na szyi.
-E tam. Wolę z tym łazić niż w coś się wpieprzyć co ci nogi połamie w końcu anomalii nie widać- zripostował Kaszka. Jozi zatrzymał się i odwrócił do towarzyszy.
-Ile tu jesteście? Ty Grig ze trzy tygodnie. A Ty? Miesiąc?- mężczyźni tylko przytaknęli, patrząc na kolegę, który Zonę zwiedza od prawie roku.
-No właśnie. Anomalie widać i to doskonale. Spójrzcie tam na lewo. Widzicie te delikatne drgania powietrza, albo nienaturalnie zgniecioną trawę? O, a obok lekkie obłoki pyłu którę się ciągle kręcą w powietrzu. Macie anomalię. A patrzcie jak wygląda mój wykrywacz. - Mężczyzna sięgnął do parcianej torby przewieszonej przez ramię i wyjął z niej garść kamyków i śrubek. Ruchem głowy pokazał, by reszta za nim poszła.
-Stary ja wolę się tam nie zbliżać- Kaszka zaczął wycierać spocone czoło, będąc niezbyt zadowolonym z tego co może się zaraz stać.
-Przestań się zachowywać jak babsko. Patrzcie i uczcie się koty- Jozi zaczął rzucać przed siebie kamykami. W końcu jeden z nich wpadł w pole działania anomalii, został wessany do środka, kręcił się z ogromną prędkością wokół własnej osi coraz bardziej się zmniejsząc, aż w koncu eksplodował rozrzucają poza anomalię sam pył.
-I o to panowie mieliście przed sobą anomalię grawitacyjną tak zwaną karuzelę. Rzucając kamykiem z tego miejsca i widząc co się z nim stało nie potrzebny mi drogi sprzęt zza granicy, by wiedzieć, że nie powinienem iść dalej w tym kierunku do cholery!- ostatnie słowa Jozi prawie wykrzyczał.
-Idziemy dalej, bo nas tu noc zastanie- dodał po chwili kierując się na obrany wcześniej kurs. Towarzysze pospiesznie ruszyli za nim, będąc ciut bliżej niż wcześniej.
-Powiedz Jozi...widziałeś te ogniste anomalie?- spytał lekko speszony Kaszka. Odpowiedziało mu przytaknięcie. Po chwili doświadczony stalker wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
-Niestety miałem okazję. To było niedługo po tym jak przyjechałem do Zony. Poznałem w Kordonie kilku chłopaczków. Wiesz to były czasy, kiedy jeszcze nic nie było zorganizowane, nie stało jeszcze tyle barów, a stary Sidorowicz był jedynym kolesiem, który miał układy i potrafił coś wnieść i wynieść z Zony bez potrzeby przepychanek z żołnierzami. Zebraliśmy się w kilku i poszliśmy w głąb z zamiarem pozwiedzania i poszukania artefaktów. Wtedy to była niezła zabawa, a te wszystkie opowieści o jakiś psach bez oczu, czy świniach na ogromnych nogach to były banialuki. Łaziliśmy sobie bez żadnego szyku w ogóle nie myśląc o zagrożeniach. Jedynie co jakiś czas sprawdzaliśmy czy nie weszliśmy w jakieś pola radiacji. Wypad na artefakty był dla nas jak grzybobranie. Wtedy jeden z takich młodych chłopaczków...Wladi go nazywaliśmy dostrzegł artefakt. Leżał sobie na łące i wesoło podskakiwał. Nikt z nas nie zwrócił uwagi, że wokół niego jest nienaturalnie ciepło, powietrze faluje, a dookoła trawa jest spalona. - Jozi na chwilę przerwał i wskazał ręką wzgórze przed sobą - Chodźcie tam. Odpoczniemy i coś zjemy.-
-Okej, nogi mnie już trochę bolą. No mów dalej co z tym Wladim - odpowiedział Grig.
-No chłopak krzyknął, że znalazł coś czerwonego i pobiegł. A my za nim! Ja już miałem się rzucić na niego i zacząć dla jaj się szarpać, że to moje a tu nagle BACH!- Jozi krzyknął i wyrzucił ręcę ku górze.
-Z ziemi wystrzelił słup ognia! Wladiego odrzuciło trochę do tyłu jednak cały się zajął ogniem. Krzyczał jak opętany i tarzał się, a ogień się powiększał i trzaskał jak bicz. Myśleliśmy, że to jakaś chora pułapka z rurą od gazociągu czy coś. Jeden koleś podszedł bliżej, a to cholerstwo znów wystrzeliło. Wzięliśmy jakiegoś drąga i próbowaliśmy wyciągnąć trupa Wladiego. Zanim nam się udało tyle razy odpaliliśmy ogień, że nie zostało z niego nic poza spalonym szkieletem.
Oczywiście wzięliśmy artefakt, sprzedaliśmy, a kasę wysłaliśmy jego matce.
Po tym zdaniu nastała cisza. Możliwość spalenia się na środku łąki nie była najlepszą alternatywą dla żadnego ze stalkerów. Po kilku minutach marszu w ciszy, mężczyźni doszli do wzgórza. Okazało się, że w jego wnętrzu jest wejście do podziemnego schronu, bądź jakiegoś kompleksu najprawdopodbniej wojskowego. Spore betonowe przejście mogło spokojnie zmieścić samochód. Z daleka jednak, było słabo widoczne z powodu bujnej roślinności dookoła wzgórza. Od wschodu z kolei, ani wejście, ani wzgórze nie byłoby widoczne z powodu bardzo gęstego lasu, skrywającego podobno śmiercionośne bagna i agresywną zwierzynę. Mężczyźni wolnym krokiem wspięli się szczyt, mając piękny widok na całą okolicę. Poza rzadką trawą z ziemi wyrosło nienaturalnie wysokie i cienkie drzewo.
Jozi sprawdził licznikiem poziom napromieniowania, który był z normie. Następnie zrzucił z siebie ciężką torbę i pałatkę którą rozłożył na ziemi tworząc prowizoryczne siedzisko. Gdy usiadł z towarzyszami zdjął z ramienia niewidocznego do tej pory obrzyna. Grig rzucił na pałatkę karabinek, a na ziemię ciężki plecak typu kostka, obszyty naszywkami zespołów muzycznych, po czym sam usiadł na ziemi.
Kaszka rozejrzał się po okolicy. Po prawej las, z tyłu łąka, z lewej łąka i las, a w tle jakieś zabudowania. Na północy widać było w oddali jakąś spękaną drogę i daleko na horyzoncie niczym mityczne królestwo pięły się kominy elektrowni atomowej.
-Powiedzcie mi- Kaszka przerwał w końcu milczenie - po co wam te karabiny?
-Jak to po co? Do obrony - Grig nawet nie podniósł zwroku szukając czegoś w plecaku.
-Przed czym? Przed drzewami i anomaliami? - odgryzł się Kaszka.
-Eh..ostatnio się zrobiło tu niebezpiecznie. Kiedyś się nosiło pistolet tak na wszelki wypadek, gdy Zona była całkowicie niezbadana. Potem wszyscy pochowali broń. Niestety ostatnio wojsko stało się znacznie bardziej agresywne. Jednego dnia tylko cię obrabują z rubli, drugiego dostaniesz w pysk, a kolejnego walą bez ostrzeżenia. Poza tym niedawno pojawiły się grupy bandziorów. Podchodzą do uczciwego stalkera i go okradają ze wszystkiego. Czasami w Zonie to lepiej by było dostać w kulkę w łeb niż zostać bez jedzenia, wody, czy mapy. Inna kwestia, że plotki o mutantach okazały się prawdziwe. Na początku nikt nie wierzył w te wszystkie dziwy natury. Myślało się, że ktoś chce dolać oliwy do ognia, albo wojsko wypuszcza plotki żeby nas stąd pogonić. Ktoś inny powiedział, że to pewnie chore zwierzęta, które też nie wiedzą jak się obchodzić z tymi anomaliami i radiacją. Ale niestety nie. Mutanty rzeczywiście tu grasują i ostatnio ich coraz częściej - Jozi rozwinął i w sumie zakończył wątek na temat noszenia broni przy sobie.
-To pewnie są agresywne co?- dopytywał się Grig.
-Oczywiście...przynajmniej z tego co słyszałem. Ale strzeżonego pan Bóg strzeże- dorzucił Jozi na zakończenie. Mężczyźni chwilę milczeli, paląc papierosy i pociągając co i raz z piersiówek.
-A mówiłem wam, że ten bar w ruinach ma chyba w końcu nazwę?- rzucił Grig.
-O w końcu się rzucili? Co wymyślili?- Jozi ściągnął kaptur ze spoconej głowy. Pomimo listopada i silnych wiatrów, temperatura była dosyć wysoka.
-Barman dla jaj wymyślił taką małą kampanię reklamową. Miał jakąś gorzałę co jakoś wszyscy ją omijali. Miała wysoką cenę, nawet jak na ich standardy, a i nazwa niezbyt podchodziła...Antyrad.-
-Czyżby Bar Antyrad?- wciał się Jozi. Grig zmrużył oczy i spojrzał na kolegę.
-Ja ci nie przerywałem, ty też siedź cicho jak mówię. A więc, jednego wieczoru, gdy bar był pełen załączyła się jakaś melancholia. Wszyscy siedzieli cicho, ktoś tam coś brzdękał na gitarze, bo radio się podobno popsuło, jedynie słychać było uderzanie kieliszków i szklanek o siebie. Barman znudzony jak cholera pstryka sobie licznik Geigera leżący na barze. Ten zaczyna trzaskać jak szalony, wszyscy odruchowo patrzą w tamtą stronę a barman krzyczy jak szalony, że tu wywaliło jakąś plamę radiacji. Ktoś krzyczy "ILE?", a barman "STO RADÓW!". I ściąga Antyrada z półek i krzyczy, by wszyscy pili bo to dobre na promieniowanie. Podchmielone towarzystwo rzuciło się do gorzały i zaczęło pić, najpierw ze szklanek a potem z gwinta. Chwila minęła i nagle z radia lecą Ranetki, a barman krzyczy, że to było na koszt firmy! I chyba nazwa się przyjęła.
-Antyrad?- spytał Kaszka puszczając oczko do Joziego.
-Nie idioto! Sto radów do cholery!- krzyknął Grig czerwony ze złości. Po kilku głębszych uspokoił się i zaczął z resztą żartować.
-Tak gadamy o tych radach, a ciekawe ile przy sarkofagu jest? - rzucił Grig zmieniając całkiem temat. Jak zwykle najwięcej do powiedzenia miał doświadczony Jozi.
-Kiedyś gadałem z kilkoma typami co chcieli odwiedzić sarkofag. Wiecie już po drugiej katastrofie. Z tego co opowiadali to promieniowanie to pikuś. Ekspedycja kilku typków z Kordonu straciła chyba z tydzień, by pójść tam i wrócić. Wszyscy czekali na nich jak na mesjasza. Sądziliśmy, że będą obdwieszeni artefaktami i cudami na kiju. A tu dupa. Z dwunastu chłopa wróciło czterech. Trzech stracili po drodze. Jednego zastrzeliło wojsko, a dwóch wpadło w anomalię. Z resztą było podobnie w czasie powrotu. Ci co wrócili jeszcze zabłądzili i krążyli podobno w kółko, nie ważne w którą stronę by poszil to i tak wychodzili w tym samym punkcie ale jakoś im się udało. Najciekwsze jednak była śmierć dwóch stalkerów. Gdy zaczęli zbliżać się do niezbadanych terenów, mieli pewną taktykę polegającą na tym, że jeden idzie z trzydzieści metrów, gdy bezpiecznie się zatrzyma, reszta podbiega i kolejny robi swoją trzydziestkę. Dziwna, ale uratowała większości z nich życie...przynajmniej wtedy. Podobno, gdy już byli kilka kilometrów od celu jeden z nich biegł i upadł. Ot tak. Oczywiście reszta przyjęła pozycje bojowę i czekają. No i zaczęły się rozmowy co się dzieje. Facet omdlał, jaja sobie robi, dostał od snajpera, ma ataki migreny, zawał serca i jeszcze parę innych teorii. W końcu jeden się wkurzył, pobiegł i dosłownie w tym samym miejscu, zaczął się zataczać. Podobno podniósł się, zwymiotował, coś pobełgotał i padł w mordą w rzygi. Reszta rozpoczęła ciężką akcję ratunkową. Nie przekraczając niewidzialnej granicy wyciągnęła kolesi, a ci okazali się martwi. No cóż część zaczęła kopać groby, reszta skorzystała z chwili przerwy. Jakiś stalker usiadł obok trupów i zaczął się modlić żeby ziemia im lekką była. I teraz najlepsze. Jeden z nich otworzył oczy! - Jozi tak modulował głos jakby opowiadał straszną historię przy ognisku.
-Oj pierdzielisz teraz - rzucił Kaszka z pobłażliwym uśmieszkiem.
-Nie no powaga! Typ ożył, coś zaczął bełgotać, reszta od razu się zleciała szczęśliwa, że kolesia tylko przymroczyło, pomogli mu wstać a ten wziął pistolet i rozwalił temu co się modlił banię. Ciekawe jest to, że podobno tak długo walił w trupa, aż mu się naboje skończyły ale dalej ciągnął za cyngiel. Za chwilę ten drugi wstał! No to typy wystraszone od razu automaty w łapę i dawaj. Mój bliższy znajomy co mi wisi przysługę i mi to opowiadał, miał przy sobie strzelbę. Władowali w nich prawie połowe tego co mieli, a tamci w ogóle się nie przejęli tylko powoli szli w ich stronę. Jeden jak stracił nogi od strzałów tego mojego ziomka
Joziemu przerwał Grig gestem ręki -Chcesz mi powiedzieć, że ten walnął w niego ze strzelby i mu nogi urwało? Jak w grach? - nie był zbyt przekonany o tej teorii.
-No tak! Walił do niego może z dwóch metrów i celował w kolana. Ty i on nie miał nóg, a dalej wył i kręcił kikutami jakby chciał łazić. Dopiero rozwalenie łbów poskutkowało.- Jozi spojrzał na reakcję Kaszki. Ten zamyślony i wpatrzony w ledwo widoczny zarys elektrowni wziął głęboki oddech.
-Niczym zombie.
-Właśnie! Oni to samo powiedzieli!- krzyknął niemalże Jozi - Inna kwestia, że idioci się nagrali w coś na komputerze i chcieli iść do Prypeci, a potem dopiero do elektrowni, bo któryś powiedział, że to najszybsza droga a reszta uwierzyła.- Dorzucił jeszcze mężczyzna dla rozluźnienia atmosfery. Grig niezbyt przekonany zaczął skubać suchara nie komentując nic. Jozi czekał jeszcze chwilę na Kaszkę, ten jednak nic nie dodał od siebie, patrząc się ciągle przed siebie.
-Podobno z innych stron Zony jest to samo. Wokół centrum COŚ wisi w powietrzu i zwęgla mózgi każdemu kto przejdzie przez granicę. Od tamtej pory nikt się już tam nie zbliża. Zrobiłem nawet mapkę tego terenu. Patrzcie - Jozi wyjął z torby parciany pokrowiec na dokumenty z którego wydobył zafoliowaną mapę.
-Skąd masz? Stara mapa?- spytał zaciekawiony Grig.
-Gdzie tam stara. Z googli ściągnąłem i wydrukowałem. Reszta to moje poprawki, o a ta czarna krecha to prawdopodobna granica, za którą robisz się zombie. Nigdy tam nie byłem i tego nie badałem dlatego to bardzo orientacyjne oznaczenie. - Mapa Joziego była cała pomazana kolorywmi markerami i oznaczona symbolami które chyba tylko on jest w stanie odczytać. Na marginesie nie wiadomo w jakim celu były pisane daty w których mężczyzna aktualizował mapę. Najnowszy wpis wkazywał na osiemnasty czerwca 2010 roku, więc raptem kilka dni temu.
-I widzicie? Po co tablety jak wystarczy mapka. - uśmiechnął się Jozi, chowając dokumenty do pokrowca. Zwrócił uwagę na zamyślonego Kaszkę.
-Co tak patrzysz sie w ten horyzont?- spytał pukając go w ramię. Ten dopiero po chwili ocknął się z rozmyślań.
-Aaa..tak się patrzę i słucham tego wszystkiego. Ale to popieprzone co? Cuda na kiju, jakieś anomalie, przedmioty o dziwnym działaniu i dziwniejszym pochodzeniu, jakieś grupy tajemniczych ludzi, mutanty, strefy w których zostajesz opętany...cholera i codziennie inne cuda i inne rzeczy się dzieją- Kaszka położył się na ziemi i patrzył w niebo.
-Teraz to i tak spokojnie. Rozmawiałem z typkami którzy tu przybyli jako pierwsi, na przykład te kamraci co chcieli wyruszyć w głąb Zony. Teraz to powiedzmy pocztą pantoflową dowiesz się wielu rzeczy. Ale tamci? Byli pionierami. Pierwsi podobno pojawili się w okolicach 2008 i 2009 roku. Ale podejrzewam, że chwilę po Drugim Wybuchu już pierwsi się tu zjeżdżali. To był dopiero dla nich szok co? Idziesz sobie i bach wciąga cię pod ziemię. Przysiadasz sobie to coś ci łeb rozwala. Idziesz się odlać i wybiega na ciebie stado szczurów i zanim się skapniesz obgryzą cię do gnatów. Może Zony nie przewidzisz, ale możesz minimalizować ryzyko.
Jozi jak zwykle dał monolog rozwiewając wszelkie wątpliwości. -Kaszka wspomniałes coś o tajemniczych ludziach, o co chodzi? - dorzucił po chwili.
-W barze ostatnio słyszałem. Jakiś fotograf z gazetki przyrodniczej przyjechał pocykać fotki to wziął ze sobą trochę dobrego sprzętu. Rozbił się na jakimś wzgórzu tak, że miał piękny widok na Prypeć i elektrownię. O to teraz wiem dlaczego nie podchodził za blisko, pewnie słyszał o tej strefie zwęglania czachy. No nie ważne, słuchajcie pokazał nam te zdjęcia jakie porobił. Fakt, że były takie bardzo artystyczne i w ogóle, ale jedną paczkę miał conajmniej dziwną. Na wszystkich zdjęciach w obrębie kilku kilometrów od elektrowni widać było jakieś postaci. Na zdjęciach słabo wyraźne ale ten fotograf mówił, że łazili w dziwnych mundurach, mieli broń. Usłyszał jakieś krzyki jednego wieczora, chóry czy śpiewy. Jakieś modły normalnie. - Kaszka podniósl się patrząc na szczyt drzewa obok którego siedzieli. - Dziwne to biorąc pod uwagę, że tam zakazana strefa jakaś jest. Chłopaki spójrzcie! Coś jest tam na drzewie! - Kaszka błyskawicznie zmienił temat i trochę ożył wskazując palcem drzewo.
Po chwili dyskusji mężczyźni doszli do wniosku, że na szczycie drzewa, na jednej z gałęzi zawieszona była torba sportowa w niezłym stanie. Zastanawiało ich szczególnie skąd tam się wzięła, biorąc pod uwagę niezbyt grube gałęzie i wątpliwą stabilność drzewa na tej powierzchni. Zaraz po tym zaczął się temat skąd te drzewo się tu znalazło biorąc pod uwagę, że może z metr pod ziemią zaczynał się dach kompleksu. Ostatecznie Jozi wygłosił krótki monolog o nieprzewidywalności Zony, który z braku laku innym wystarczył za wyjaśnienia.
-Dobra chłopy jak to zdjąć do cholery?- spytał się Grig. Te pytanie było idealnym początkiem licytacji słownej między nim a Jozim. Sposoby były wszelakie począwszy od rzucania kamieniami, przez strzelanie z broni, kończąc na ścięciu drzewa. Gdy rozmowa przeszła prawie w kłótnię Kaszka podniósł dłoń.
-Spoko ja po to wejdę- powiedział spokojnie i kilkoma ruchami zrzucił z siebie cały ekwipunek zawieszony na pasach i szelkach. Stał teraz w samym, powycieranym i znoszonym mundurze. Poprawił ubranie i spojrzał po reszcie. Do towarzyszy dopiero po chwili doszło co młody stalker chce zrobić.
-Pogięło cię do końca kocie? Zabijesz się- skomentował Jozi.
-Posłuchaj sie go, spadniesz i połamiesz się, a nie mam zamiaru cię przez bagna targać- dodał Grid. Kaszka uśmiechnął się nonszalancko i podniósł jedną brew, po czym zaczął biec w stronę drzewa. Miał wyjątkowo płynne i swobodne ruchy, jednak popis dał wbiegając po pniu drzewa i łapiąc się gałęzi będącej dobre ponad dwa metry nad ziemią. Bez problemu wchodził co raz wyżej, podciągając się na kolejnych konarach, czy chwytając się samego pnia. Po kilkunastu sekundach był na szczycie, złapał torbę, przewinął przez ramię i łamiąc kilka gałęzi po drodze wylądował na ziemi. Kaszka ciężko oddychając i ścierając pot z czoła spojrzał na towarzyszy.
-No i co? Zatkało? - spytał się zrzucając torbę z pleców. Zadowolony słuchał przychylnych komentarzy od obydwu stalkerów.
-Stary! Dobry jesteś! Myślałem, że złamiesz sobie kark- skwitował Grig.
-Wiesz, od dwunastego roku życia bawiłem się na ściankach wspinaczkowych i wygrałem kilka turnieji w tym jeden międzynarodowy - pochwalił się Kaszka, kręcąc symbolicznie nosem.
-Dobra, dawaj otwieraj te swoje skarby, bo ciekawski jestem!- rzucił Jozi przestępując z nogi na nogę, będąc bardziej podniecony znaleziskiem niż jego właściciel.
-Stary, nie bądź takim materialistą, wyluzuj- odpowiedział Kaszka siadając przy torbie. Wyglądała faktycznie na nową, a badanie licznikiem Geigera nie wskazało żadnych napromieniowanych niespodzianek w środku. Wykluczało to złapanie paru radów, ale także szansę na schowany tam artefakt.
Kaszka otwierał torbę powoli z nieukrywanym uśmiechem patrząc na towarzyszy. Po rozsunięciu suwaka zajrzał do środka, a jego oczy błysnęły.
-I co? Fortuna czy nasrane w środku?- spytał bez złośliwości Grig.
-Hmm , ani jedno ani drugie. Ale przynajmniej będzie wesoło. - Kaszka pokazał zawartość torby. W środku była maska przeciwgazowa. Typowy, tak zwany "słoń" rozpowszechniony we wszystkich krajach byłego Związku Radzieckiego. Do zestawu był dołączony nieprzeterminowany filtr, najprawdopodbniej seryjnie dodawany do innej maski, jednak gwinty były kompatybilne.
-W końcu mam swoją maskę. Przynajmniej żadnemu ćwokowi nie będę musiał płacić za kawałek gumy- powiedział Kaszka chowając maskę do swojej prywatnej torby.
-Ale ty wiedz chłopaku, że maska kosztuje parę kopiejek, a tu chodzi o filtry. - skomentował Jozi, jednak nie otrzymał żadnej riposty.
Poza maską w torbie leżał, jak to powiedział Grig, "zestaw imprezowy": trzy paczki papierosów niezłej marki, butelka wódki prosto z kraju nad Wisłą, pięć dużych konserw z iście domowymi obiadami takimi jak pulpety w sosie pomidorowym, czy ziemniaki z gulaszem wołowym. Jednak puentą tego znaleziska była torebka strunowa wypełniona kawałkami marihuany.
-Ha! Chyba tu zostaniemy na nockę co?- rzucił Kaszka. Towarzystwo szybko podłapało temat...
Podziemny kompleks okazał się jeszcze większy niż przypuszczali. Był to istny labirynt, który w czasie wielu lat bez konserwacji dorobił się nowych przejść w postaci wyrw w ścianach, czy zasypaniu właściwych. Cała konstrukcja mimo nadryzienia przez ząb czasu, wyglądała solidnie jak na przynajmniej pięćdziesięcio letni staż wliczając w to wystawienie na działanie Zony. Najprawdopodobniej była to instalacja wojskowa, ale to był tylko domysł. Ze środka wyniesiono dosłownie wszystko, co pierwotnie wchodziło w skład kompleksu. Zapewne po pierwszej katastrofie, w ostateczności po rozpadzie Związku, cała budowla została zamknięta. Dawni właściciele zabrali cały wartościowy sprzęt, a reszta została rozkradziona przez złomiarzy, szabrowników czy znacznie później turystów. Jedyne co stalkerzy dostrzegli co na pewno należało do tego miejsca to grube, pancerne, przerdzewiałe niemalże na wylot drzwi oparte o jedną ze ścian.
Idąc ciemnymi korytarzami trzeba było uważać na wszechobecny gruz, czy wystające pręty zbrojeniowe ze ścian, tudzież sufitu. Niezbyt szerokie przejścia ciągnęły się niczym sieć pająka. Co kilka metrów z obydwu ścian ziały puste framugi do ogołoconych pomieszczeń nieznanego przeznaczenia. W powietrzu unosił się gryzący kurz wzburzany każdym krokiem, który był doskonale widoczny w snopie światła latarek. Na spękanej podłodze zdobionej zczerniałymi i sparciałymi kawałkami linoleum, leżały kopce pyłu i gruzu, który trzaskał pod podeszwami ciężkich butów odbijając się tajemniczym echem w całej okolicy. Mężczyźni milcząc nasłuchiwali każdego dźwięku, rozglądając się dokładnie w każdą stronę z bronią gotową do strzału. Jedynie Kaszka nie posiadając broni palnej, ściskał w ręku nóż bojowy.
Po prawie godzinie błądzenia, mężczyźni zeszli dwa piętra niżej, po spalonej klatce schodowej. W końcu udało im się wybrać odpowiednio duże pomieszczenie, w którym się rozsiedli. Zdjęli z siebie ekwipunek, a pałatka ponownie robiła za siedzisko. Każdy wyjął na "stół" jedzenie i picie jakie miał przy sobie, a Grig złamał trzy, grube glowsticki o jasnoniebieskiej barwie. Jozi wyciągnął z kolei malutką, turystyczną butlę gazową i mały garnek, w którym zaczął gotować wodę. W tak zwanym międzyczasie Kaszka zaczął robić jointa mieszając narkotyk z tytoniem.
-Żarcie jest, światło jest, ciepło jest, tylko buszek teraz- rzucił zadowolony Grid przecierając ręce.
-Spokojnie, skręce kilka to będzie na później. -powiedział Kaszka nie podnosząc nawet wzroku - ale powiem wam, że tu trochę strasznie- dodał.
-E tam strasznie. Takie miejsca najbezpieczniejsze. Ot trochę pajączków, a tutaj nawet szczury nie mają za czym latać bo wszędzie goły beton.- Jozi jak zwykle miał realistyczne podejście do rzeczy.
-Ale trochę śmiecia widziałem tu po drodze. Żebyśmy tylko nikogo rano nie zastali - wtrącił się Grig.
-No cholera jasna, przecież to jakieś stare bunkry to wiadomo, że śmieci będą. Też widziałem jakieś paczki po żarciu, puszki, butelki, a nawet paczkę po gumce. Logiczne, że jak zamknęli to cholerstwo to pewnie jeszcze przed 86-stym małolaty przyłaziły tu imprezować. Potem menele, turyści, czy jacyś surwiwalowcy, a teraz tacy jak my.- Jozi odlał wodę do cynowanego kubka z kawą i podał garnek dalej.
-Ciekawe miejsce na numerek - zaśmiał się Grig. Kaszka spojrzał na niego trzymając już skręta w ustach.
-E tam czepiasz się. Jak parka lubi takie klimaty, to czemu nie? Albo jakąś imprezkę sobie zrobili, jak Jozi powiedział, to zeszli pięterko niżej i się zabawili- Tłumacząc anonimowych kochanków stalker rozpalił jointa i po kilku zaciągnięciach puścił go w obieg. Po chwili pomieszczenie wypełniło się siwym, gryzącym dymem, oraz dźwiękami głośnego kasłania i spluwania flegmy.
-Uuuu dobry siuwaks, zaraz nas wyklepie - podsumował Grig dopalając skręta do samego końca.
Mężczyźni spalili kolejnego skręta, wypili trochę wódki i zaczęli konsumpcję racji co chwile komentując jak im wszystko smakuje. Wprowadzili się w pozytywny nastrój, co chwilę się śmiejąc i zapominając o problemach.
-Słuchajcie jaki był pierwszy artefakt jaki znaleźliście? - spytał się Grig dokańczając konserwę. Po chwili namysłu zaczął Jozi.
-Ja pamiętam...znalazłem pustaka. To takie dwa dyski między którymi nic nie ma ale jednak nie można ich odsunąć od siebie, ani zbliżyć.-
-Ta, dupa takie coś nawet nie istnieje- skomentował Grig.
-Wal się, znalazłem coś takiego i o. Sprzedałem i zarobiłem kupę kasy, kupiłem sobie za to hełm z rogami i od tamtej pory jeżdżę na motorze- odpowiedział Jozi po czym wszyscy wybuchli śmiechem. Gdy się uspokoili, Kaszka zaczął mówić.
-Ja znalazłem takie coś dziwnego. Taka czarna kula, z której wychodziły jasne snopy światła. Fajnie wyglądał i zawsze ustawiał się najjaśniejszym snopem na północ. Myślałem, że zarobię na nim sporo, ale sprzedałem go raptem za dwie stówki. Koleś powiedział, że widział już takie i nie mają sensownego zastosowania.
-Ale bym się śmiał jakby, był rzadki jak cholera i za kilka lat byłby legendarny- odpowiedział Jozi.
Stalkerzy kolejne minuty rozmawiali o bzdurach skacząc z tematu na temat. Jednak zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać. Grig opart o ścianę pierwszy zaczął odpływać. Czuł jednak, że coś jest nie tak. Głowa wisiała mu bezwładnie, podobnie jak ręcę nad którymi tracił panowanie. Leżał jak sparaliżowany ze zmrużonymi oczyma widząc podłogę jak przez mgłę. Próbował się podnieść jednak w ogóle nie mógł się ruszyć. Kaszka lekko zamulony wstał i wyprostował się.
-Czas iść się odlać. Jozi zobacz!- wskazał palcem Griga - pan stalker po paru buszkach odpłynął nam.
-Dobra daj mu spać. Ty...ale spieprzyłem, czekaj siedzimy tu tak sobie jak gdyby nigdy nic a ja nie sprawdziłem jakie tu tło- Jozi powolnym ruchem wyjął z torby licznik i go uruchomił. Ten momentalnie zaczął wydawać z siebie bardzo głośne trzeszczenie, a strzałka licznika uderzała w górną granicę. Mężczyźni spojrzeli po sobie przerażeni.
-Spieprzamy stąd!- krzyknął Jozi naciągając na twarz pół maskę. Kaszka błyskawicznie otrzeźwiał i wyjął z torby swoją maskę zakładając na głowę.
-Budź go i wynośmy się!- Jozi błyskawicznie się pakując wskazał na Griga, którego już próbował obudzić Kaszka.
-Dawaj mordo budź się! Spadamy stąd! Tu jest promieniowanie!- krzyknął stalker szarpiąc mężczyznę. Ten podniósł ospale głowę i nagle otworzył oczy pokryte bielmem. Beznamiętna twarz była skierowana na wprost przed siebie. Wystraszony Kaszka odskoczył do tyłu patrząc na kompana. Ten bez słowa podniósł się z ziemi wykonując mechaniczne ruchy i podnosząc pistolet maszynowy. Wyciągnął przed siebie rękę z bronią, odbezpieczył i zaczął strzelać do kompanów. W ostatniej chwili Jozi widząc co się dzieje, rzucił się na Kaszkę ratując go przed postrzałem. Ułamek sekundy później wybiegli we dwóch na korytarz widząc jak Grig niczym maszyna powoli odwraca się w ich kierunku.
-Co jest do cholery jasnej?! Pogięło go?! Co on?!- Kaszka krzyczał wystraszony, nie orientując się, że jego maska nie ma dokręconego filtra. Jozi trzymał już w ręku odbezpieczonego obrzyna i opierając się o framugę zaczął głośno mówić.
-Grig co ty odpieprzasz!? Pogięło cię do końca!? Masz odłożyć broń i się wytłumaczyć, zrozumiano! - jednak ripostą była kolejna seria z której pociski podziurawiły ścianę za plecami stalkerów.
-Co się dzieje? Stary, co mu odpieprzyło? Może ten towar jakoś dziwnie na niego podziałał?- Kaszka mówił coraz szybciej i czuł, że nogi ma jak z waty.
-Nie wiem, ale nie będę ryzykować. Jeśli on...-zdanie Joziego zostało przerwane kolejną serią, która uderzyła w drewnianą framugę. Drewno natychmiast rozprysło się na dziesiątki kawałków, których znaczna część poleciała wprost na twarz stalkera którego przed odłamkami chroniła tylko półmaska. Ten odruchowo złapał się za nią krzycząc.
-Moje oczy! Moje pieprzone oczy! Nic nie widzę!- zataczając się i tracąc nad sobą kontrolę z powodu bólu machał bronią na wszystkie strony, po czym niechcący wystrzelił. Traf chciał, że mężczyzna stał w przejściu strzelając wprost do pomieszczenia. Chmura ołowianych śrucin uderzyła Griga w tors zwalając go z nóg. Leżąc na ziemi zaczął głośno krzyczeć i płakać.
Kaszka siłą odciągnął ręce Joziego od jego twarzy po czym zobaczył, że jest ona cała we krwi. Drzazgi powbijały się głównie w okolice oczu, odbierając przynajmniej na razie zdolność widzenia. Mężczyzna cały czas krzyczał i klął nie mogąc się opanować. Grig jednak pomimo poważniejszych ran głośno płacząc zaczął się podnosić.
-Spierdzielamy stąd! Jozi chodź uciekamy!- Kaszka chwycił kolegę za ramię i szarpnął go. Miał jednak spore problemy z prowadzeniem rannego, który nie mógł pokonać bólu rannych oczu. Młodszy stalker zaczął gorączkowo szukać przy sobie kieszonkowej latarki. Gdy w końcu ją odnalazł i włączył odwrócił się, nie przestając biec. Ze wszystkich stron docierały do niego stłumione krzyki i płacz obydwu towarzyszy. Ledwo widząc przez zaplamione okulary maski dostrzegł Griga który wyczołgał się na korytarz. Mężczyzna przyspieszył ciągnąc rannego.
Gdy odwracał głowę w kierunku biegu przez ułamek sekundy dostrzegł sylwetkę stojącą w drzwiach pomieszczenia, które mijali. Istotę spowijał mrok, jednak Kaszka dojrzał zniekrztałcone przez zapocone okulary maski jej szczegóły. Stwór wyglądał jak wyrośnięty i dobrze zbudowany człowiek o bladej skórze pokrytej licznymi bliznami i deformacjami. Wielka, łysa głowa obwiązana była brudnymi bandażami, spod których można było dostrzec błyszczące, małe i świńskie ślepia, oraz nienaturalnie wielkie usta złożone w groteskowy uśmiech. Potwór stał niczym posąg patrząc się wprost przed siebie.
Kaszka poczuł ukłucie w plecach. To była silna dokładka adrenaliny wlewana wprost do jego żył. Biegł ciężko oddychając na oślep. Byle przed siebie. Byle jak najdalej z tego miejsca. Nagle poczuł szarpnięcie i puścił Joziego. Stalker momentalnie się zatrzymał i spojrzał, że jego kolega sam się wyrwał.
-Jozi co ty odpieprzasz?! Uciekamy!- odpowiedział mu jednak krzyk mężczyzny, który zdarł z siebie kaptur i przystawił do podbrudka lufę obrzyna. Przez zaparowane szkła, Kaszka dostrzegł błysk i fontannę krwi która zalała sufit i ściany, a towarzyszący, rezonansujący w korytarzu huk prawie go ogłuszył. Mężczyzna nie zdążył dostrzec jak jego martwy towarzysz upada na ziemię, gdyż zaczął dalej uciekać. Słaba latarka i dusząca, zasłaniająca oczy maska nie były dobrą kombinacją.
Korytarz kończył się przechodząc w jakieś spore pomieszczenie z szerokim przejściem. Kaszka bez namysłu ruszył w tamtą stronę. Jednak, gdy przekroczył próg doszło do niego, że został oszukany. Podłoga rozpłynęła się niczym rzadki dym na wietrze. Niestety to nie była kreskówka i nie można było odskoczyć do tyłu. Stalker natychmiast zaczął spadać w dół krzycząc głośno. Lecąc zahaczył o wykrzywiony pręt zbrojeniowy co doprowadziło do grubej rany pomiędzy łopatkami. Upadek. Cisza...
Kaszka obudził się leżąc na gruzowisku. Siegnął natychmiast po latarkę, której baterie były na ostatniej rezerwie. Unosząc jedynie głowę stalker ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Wywnioskował, że był tutaj jakiś pokój, który zawalił się piętro niżej a on tutaj spadł. Upadek na startę betonu, był bardzo bolesny, jednak cudem nie był śmiertelny. Mężczyznę najbardziej bolały ranne plecy, nogi i cała szczęka. Czuł w ustach smak krwi, a językiem wyczuł braki w uzębieniu. Faktycznie kilka zębów obijało się we wnętrzu maski przeciwgazowej. Kaszka odwrócił się na plecy po czym krzyknął gdy krwawiącą raną dotknął brudnego gruzu. Złapał się rękoma za nogawki i z wielkim trudem podciągnął. Ujrzał, że przed nim coś się mieni. Przypomniał sobie o niebieskich glowstickach Griga, gdyż to przed nim wyglądało jak ten świecący płyn. Po chwili dopiero dotarło do niego, że ma zamoczone w tym nogi i co to może być. Z ochrypłym krzykiem odwrócił się i wyczołgał, biegnąc niezdarnie na czworaka na środek pomieszczenia. Coś nagle usłyszał...nie słyszał to cały czas ale teraz dopiero zwrócił na to uwagę. Ciągłe krzyki, przeplatane śmiechem i płaczem. To był Grig...
Co jakiś czas słyszał gdzies w oddali słowo "przepraszam". Umysł musiał mu płatać figle. Kaszka był świadom, że jest tu długo już i dawno nie jadł i nie pił. Jeśli chce przeżyć musi się wydostać z tego wilczego dołu. Z głodu zaczął podgryzać wargi. Zlizywał z poranionych ust krew. Powoli chodząc, często na czworaka z powodu bólu nóg i pleców "wymacał" w ciemnościach jak pomieszczenie może wyglądać. Głównie wyjście z tego pokoju było zawalone, niestety kilkudziesięcio kilogramowymi kawałami betonu połączonych powykręcanym prętem zbrojeniowym. Nawet gdyby był zdrów nie dałby rady odsunąć tego. Jedyna nadzieja była piąć się w górę. Wymacał kilka dziur w ścianach, a uderzając znaleźnym kawałkiem deski wynalazł na jakiej wysokości było dawne pomieszczenie. Były tam pręty i niezarwana część podłogi tuż przed wejściem. To był cel.
Łkania w końcu ustały. Kaszka doszedł do wniosku, że chyba jest dzień, bo nawet dobrze widzi. Nie mógł tylko znaleźć okna. Czuł ogromny ból w ustach i wargach, jednak znalazł na to lekarstwo. Mocno je zagryzał i rzuł na zmianę raz dolną raz górną wargę. Pomagało mu to zapomnieć o bólu i lepiej się skupić. Rana na plecach chyba się zabliźniła bo jej nie czuł, jednak dotykając jej była dziwnie lepka i zostawiała krew na palcach. Kaszka czuł jak mu nogi pulsują i w miarę szybko może chodzić na czworaka. Gdy się prostował czuł łupanie w krzyżu. Poza tym dźwięk uderzającej o ziemię rury od maski był wesoły i pomagał mu się lepiej orientowac w terenie.
Przyszła chwila próby. Wygłodzony Kaszka powoli i dokładnie wspinał się po dziurach w ścianie. Ciągle podgryzał wargi już nie z bólu a z głodu. Czuł przyjemny zapach gnijącego mięsa. Im wyżej tym wyraźniejszy. Cicho chrapał wciągając powietrze z wonią posiłku. Doskonale widział wszystkie dziury w które może wsadzić nogę, czy rękę i podciągnąć się wyżej. Już był prawie u celu. Chwycił pewnie w pokrwawioną i bladą dłoń kawałek prętu wystający z resztek podłogi wyższego piętra. Niestety pręt nie wytrzymał ciężaru wspinacza, który z dzikim wrzaskiem upadł na ziemię ściskając zdradziecki kawał złomu w ręku. Po chwili zorientował się, że przebił on rurę od maski. Z krzykiem wyładował agresję wyrywając go razem z kawałkiem tworzywa i ciskając przed siebie. Dysząc i chrapiąc pod nosem udał się w stronę świecącej kałuży, która miała zapewne lecznicze właściwości. Tak wywnioskował w ciągu ostatnich...godzin? Dni? Siedząc przy niej dojrzał, że nie widzi wyraźnie, przejechał palcem po potłuczonych i zakrwawionych szkłach maski.
Istota wyła z głodu. Nie mogła znaleźć ukojenia w podgryzaniu samej siebie. Nie wytrzymała w końcu i z rozbiegu wskoczyła na ścianę. Wspinała się niczym po drabinie. Pamiętając ostatnią porażkę jednym ruchem ręki wymacała stan kawałka podłogi nad nią i prętów. Metal, był niepewny i mógł nie utrzymać ciężaru. Stwór chwycił pokiereszowaną i chropowatą dłonią betonowej półki i bez problemu podciągnął się, po czym przeszedł przez próg. Puste pomieszczenie...cisza...zapach. Istota przekręciła łeb na bok wyczuwając silny zapach upragnionego posiłku. Powoli idąc przed siebie na czworaka utrzymując się na palcach i stopach kilka centrymetrów nad ziemią i nienaturalnie odginając kończyny, niczym doskonały drapieżny mutant, zbliżał się do trupa. Obwąchał...znajomy zapach jedzenia. Rzucił się do posiłku, jednak zęby napotkały pustkę. I tak kilka razy pod rząd. Istota zaczęła gorączkowo snuć się po korytrazu jak najniżej ziemi, niczym demoniczny dywan. Przebłysk świadomości! Stwór chwycił uszkodzoną rurę od maski i delikatnie ściągnął odsłaniając wygryzione usta i policzki odsłaniające pożółkłę uzębienie. Mutant nachylił się nad bezgłowym trupem, obwąchując go. Z rozdartego pyska lała się gęsta ślina wymieszana z ropą i krwią. Czas zacząć upragniony posiłek.
dymek
Kot

Posty: 8
Dołączenie: 24 Kwi 2014, 20:34
Ostatnio był: 05 Gru 2014, 04:01
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Gauss Gun
Kozaki: 7

Reklamy Google

Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości