przez kari w 26 Wrz 2008, 17:16
Oto i kolejna część opowiadania. przeżyłem pewne załamanie po napisaniu pierwowzoru (był okropny, choć dłuższy), w rezultacie napisałem coś innego. proszę o komentarze.
Bagnet chował pistolet do kabury po spełnieniu prośby Paszenki, zastanawiał się czy żołnierz którego zabił okazałby mu litość w podobnej sytuacji, odpowiedź oczywiście znał.
- Kończymy, spotkamy się u Siedorowicza, dobra robota ? Powiedział przez radio.
- Dobra szefie, jak myślisz, ile za to dostaniemy?
- Mam nadzieję, że uda mi się spłacić długi długi...
- Szlag! Ten zasrany szmelc który wcisnął mi barman zacina się trzy na cztery strzały!
- Spokojnie chłopaki ? uspakajał wolnościowiec ? obiecał po siedem tysięcy rubli na głowę, myślę, że wystarczy?
Z odbiornika dał się słyszeć ogólny pomruk zadowolenia i huk wystrzału.
- Radzę się stąd zmywać ? odezwał się Paszenko ? ten cały oficer wypaplał, że spodziewają się dostawy zaopatrzenia, dobrze chronionej.
- A co z samym dowódcą?
- Leży gdzieś tu...
- Koniec wyjaśnień, spadamy.
Bagnet rzucił się w kierunku wyjścia, po chwili z budynku wypadł jego przyjaciel. Po chwili oboje pędzili po drodze w kierunku obozu kotów. Spojrzeli po sobie i rozdzielili się, w Zonie trzeba trzymać się razem ale to kordon. Biegł dalej, musiał najpierw dotrzeć do swojego kombinezonu a dopiero potem pójść po nagrodę. A jedyna porządna kryjówka była tą do której bez wielkiej potrzeby nigdy nie zachodził. Mianowicie na terenie wysypiska odkrył tunel, nie wiedział dokąd prowadzi i wolał nie wiedzieć, grunt że była dobrze schowana. ? Ale nie będę przecież paradował po Zonie w wojskowym mundurze ? stwierdził, miał jeszcze jedną kryjówkę, całkiem niedaleko. Ale była tam tylko skurzana kurtka, będzie musiało wystarczyć, - wolę pokazać się Siedorowiczowi z paroma ,,fantami?
***
Kryjówka znajdowała się nieopodal wejścia na wysypisko z terenu powinności, jak Bagnet uznał, tylko ten kto go zabił zdobędzie ten namiar. Znajdowała się ona w czymś, co na pozór wyglądało na zawór, z tym, że można go było otworzyć. W środku znajdywała się drabinka do podziemi, które tylko po części były stworzone przez ludzi, dalej się nie zapuszczał. Po sprawdzeniu czy nikt go nie śledzi wszedł na drabinkę i zamknął za sobą otwór. Gdy schodził na dół miał nieprzyjemne wrażenie, że coś mu się przypatruje, stwierdził jednak iż to niemożliwe, obstawił wyjścia pułapkami. Gdy znalazł się na dole odbezpieczył broń, wolał nie ignorować przeczucia. Wylądował w okrągłej sali z kopulistym sklepieniem, pod ścianami były jakieś drzwi, z tego co pamiętał szatnie. Jakimś cudem wciąż działało tu oświetlenie, lecz wiedział, że za chwilę wejdzie w nieprzeniknioną ludzkim wzrokiem ciemność. Pozwolił sobie na krótki odpoczynek i przyczepienie do maski gazowej, latarki. Zapalił światło by po chwili wejść do ciemnego tunelu, po drodze jak zawsze walały się trupy naukowców i żołnierzy które tu kiedyś zastał, a na niech ta sama skrzepnięta brudna krew. Zastanawiał się co się z nimi stało tylko jeden pierwszy raz. Coś było jednak nie tak, doskonale pamiętał jak zaznaczał niebieską farbą, którą znalazł ścieżkę by się nie zgubić, teraz nie zobaczył niczego takiego. Odczuwał też zawroty głowy, mocniejsze niż te które zawsze tu czuł. Nie miał zielonego pojęcia co to oznacza ale od okrągłej sali odprowadzały tylko dwa wejścia, jedno było przez niego zablokowane i zabezpieczone miną przeciwpiechotną którą znalazł w podziemiach. Odnalazł nareszcie jedną z plam, w rozgałęzieniu korytarza, ale ta po chwili znikła. Bagnet odkrył, że przestał oddychać, w jego głowie zaczął hałasować niezdolny do zniesienia pisk, a ciało odmówiło posłuszeństwa, oczy zaszły czerwoną mgłą. Upadł na posadzkę, usłyszał przerażający złośliwy warkot. Nie mógł już myśleć, nic nie czuł, zobaczył idącą w jego kierunku, potykającą się postać z nieproporcjonalnie wielką głową. Z niezwykłym trudem przypomniał sobie opowieści doświadczonych stalkerów, umykała mu tylko nazwa stworzenia. ? Głowa... w głowę... ? tytanicznym wysiłkiem wyjął z kabury pistolet. ? Każdy kogo... w... zombie ? Nie potrafił unieść broni, po prostu skierował ją szurając nią po ziemi, w potwora. ? Ko...er ? Przerażający ból głowy zaczynał pozbawiać go człowieczeństwa, w skurczu bólu nacisnął na spust. Coś wyciągało go z otchłani ciemności, jeszcze raz usłyszał kliknięcie spustu, połączone z wystrzałem. Zaczął odzyskiwać czucie w palcach, zaczął raz za razem pociągać spust, usłyszał głuche uderzenie. Odzyskał wzrok lecz w niewielkim stopniu, jakby otworzył oczy po wejściu w ciemność, zobaczył jakiś kontur przed sobą. Wielki w porównaniu do reszty punkt leżał tuż przed lufą. Znowu zacisnął palce na pistolecie. Ból ustał, wibrowanie jednak nie. Stracił świadomość.
Czarnobyl... wynik testu bezpieczeństwa... co za ironia...