-Co zmienił by pan na terenie gminy?
-Wszystko.
-hmm. A jak by pan tego dokonał?
Jakub zamyślił sie na chwile. -Najlepsza jest metoda warstwowa.
-A na czym ona polega? - zdziwił się dziennikarz.
-To proste. Warstwa ziemi - warstwa komunistów, warstwa ziemi i warstwa komunistów....
(...) – Piekło, ale lodowate – jęknął Gregor, starając się ogrzać twarz własnym oddechem
– Jest chyba sto stopni
mrozu. W tej temperaturze nawet jajka misia polarnego
robią się malutkie. Pani misiowa ma wolne do niedzieli w
przyszłym tygodniu.
– Jest dokładnie 43 stopnie – oznajmił poważnie Julius
Heide. – Niemiecki żołnierz musi umieć znieść takie
warunki. Dawni Teutonowie mieli jeszcze gorzej.
– A co, byłeś z nimi? – zapiszczał Gregor, ugniatając
nogą śnieg.
– Oczywiście że był i jego Führer też. Kiedy Germanie
poili konie w Wołdze, Julius wyjmował sople z dupy
ukochanego wodza, aby mógł się wysrać. –Porta śmiał się
tak głośno ze swojego dowcipu, że aż Rosjanie otworzyli
ogień ciągły z karabinów maszynowych, myśląc, że to z
nich właśnie się nabija.
Strzeż mnie Boże od przyjaciół, od nieprzyjaciół sam się obronię.
– Równy krok! Równy krok! – ryczał Barclay Els. – Dzierż szyk! Pieśń, kurważ mać, pieśń! Nasz pieśń! Naprzód, Mahakam!
Z kilku tysięcy krasnoludzkich gardeł wydarła się słynna mahakamska pieśń bojowa.
Hooouuuu! Hooouuu! Hou!
Czekajcie klienty!
Wnet wam pójdzie w pięty!
Rozleci się ten burdel
Aż po fundamenty!
Hoooouuuu! Hooouuu! Hou!
— Czy wiesz, moja najukochańsza żono, że dostrzegłem jeszcze jedną mądrość pośród mądrości proroka Lebiody? Taką, która da mi jeszcze jedną korzyść z obdarowania Redanii psotnymi kotami? Koty, moja Zuleyko, wrócą do domu. Koty zawsze wracają do domu. No, a gdy moje koty wrócą, gdy przyniosą żołd, zdobycz, bogactwa… To ja te koty opodatkuję!
– Jakiś wódz poszedł nawet do więzienia zobaczyć się z premierem.
– Dlaczego musiał iść do więzienia?
– Wszystkich naszych polityków wsadzamy do więzienia, jak tylko zostaną wybrani. Wy nie?
– Czemu?
– Żeby zaoszczędzić sobie czasu
Terry Pratchett "Piramidy"Doskonale wiadomo, że w nieskończonym wszechświecie wszystko, co możemy sobie wyobrazić, musi gdzieś istnieć.
"...Niech pan spojrzy, śnieg pada! Och, muszę wyjść! Amsterdam
uśpiony w białej nocy, kanały barwy ciemnego nefrytu pod małymi
zaśnieżonymi mostami, puste ulice, moje stłumione kroki, to będzie
przelotna czystość przed błotem jutra. Niech pan popatrzy na ogromne
płatki, które ocierają się o szyby. To na pewno gołębie. Wreszcie
postanawiają zejść, kochane, pokrywają wody i dachy grubą warstwą
piór, uderzają do wszystkich okien. Jaki najazd! Miejmy nadzieję, że
przynoszą dobrą nowinę. Wszyscy będą zbawieni, nie tylko wybrani,
bogactwa i troski zostaną podzielone i pan, na przykład, od jutra będzie
spał co noc dla mnie na podłodze. Cała lira, proszę! Ech, niech pan
przyzna, że zdębiałby pan, gdyby z nieba zszedł wóz, żeby mnie
zabrać, albo gdyby śnieg, nagle zapłonął. Pan w to nie wierzy? Ja także.
A Jednak muszę wyjść...."
Podłożyła mi swój blezerek i pomogła mi usiąść na nim. Wyciągnąłem zranioną nogę przed siebie i oparłem się plecami o słupek, który podtrzymywał sklepienie garażu. Pomyślałem, że istnieje jednak coś takiego jak szczęście. Polega właśnie na wyciągnięciu nogi i oparciu się plecami o słupek.
Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 0 gości